sobota, 16 czerwca 2012

9. Zakład

Jest taka piosenka Karoliny Kozak "Bez pytania"
"...plącze supły z trudnych zdań mój mózg
z kartki łypie na mnie wciąż tylko biel
bez treści
pająk większość swoich much już zjadł
a w oknie ktoś zapalił nowy dzień
zakręcił się weny spust
bez pytania
wyschły potoki z ust
bez pytania
nie mam tu nic do przekazania..."

I muszę przyznać, że właśnie coś takiego co opisane jest w tej piosence ostatnio przeżywałam. Zakręcił się mój weny spust, a z kartki łypała na mnie wciąż tylko biel bez treści. No ale jakoś to pokonałam, chociaż nie powiem, łatwo nie było. Męczyłam ten rozdział i męczyłam. Ale ostatecznie stwierdziłam, że już nic mądrzejszego nie wymyślę i taki oto efekt mojej kilkudniowej pracy.


Ten rozdział dedykuję Kawi :* 

"Zakład"
IX

Gdy w ogrodzie Capulettich piękna Julia gubi serce,
w innym miejscu dla pasterki młody pasterz umrzeć chce.
W księżycowej letniej ciszy nikt kochanków nie usłyszy,
tylko słowik i poeta o nich wie.

Paulina siedziała na kanapie w mieszkaniu. Na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech. Nie pamiętała kiedy ostatnio była tak szczęśliwa... w ogóle kiedy ostatnio była szczęśliwa. Jej życie przez ostatnie kilka lat kręciło się głównie wokół Marka, a raczej kłótni o jego kochanki. A teraz... Było po prostu dobrze. Uśmiechnęła się lekko rozglądając po salonie w którym się znajdowała. Był połączony z kuchnią oddzielony od niej tylko blatem, naprzeciwko kanapy na szafce stał telewizor. Na półce było pełno przeróżnych rzeczy poczynając na książkach, przez zdjęcia, albumy, obrazki, płyty z filmami i muzyką, na figurkach kończąc. Pomieszczenie było bardzo ładne. Nie było urządzone z przepychem, do czego Paulina była przyzwyczajona, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Pierwszy raz od dawna mogła być całkiem sobą. Nagle poczuła pocałunek na szyi. Uśmiechnęła się. 
- No w końcu. Myślałam, że to ja długo siedzę w łazience - stwierdziła odwracając się przodem do mężczyzny. Roześmiał się wesoło.
- Ty jak chcesz potrafisz siedzieć w niej jeszcze dłużej, więc leć tam zanim wyjdę do pracy, jeśli mam cię odwieźć. 
Paula spojrzała na chłopaka. Był wysokim i niewątpliwie przystojnym mężczyzną. Krótko ścięte ciemnobrązowe włosy miał ułożone w finezyjny sposób. A na dodatek miał wspaniałe brązowe oczy. 
Paulina zgodnie z prośbą swojego... kochanka, powędrowała do łazienki. Pomyślała o Marku. Nie wiedziała jak powiedzieć mu o zdradzie, chociaż nie obawiała się tak bardzo jego reakcji. W końcu on sam tyle razy ją zdradzał - co do tego nie miała wątpliwości. A jak się kogoś kocha to się go nie zdradza. Obojgu po zerwaniu będzie lepiej. On będzie mógł robić sobie z kim i co chce, nie obawiając się reakcji Pauliny, a ona będzie mogła w końcu być sobą i być szczęśliwa. Wiedziała, że w końcu będzie musiała rozwiązać tą sytuację, nie wiedziała jeszcze tylko kiedy to zrobi. Przez ten miesiąc żyła nadzieją, że Marek w końcu sam stwierdzi, że nie bawi go związek w którym już nic, oprócz wspólnego łóżka, ich nie łączy, jednak on jak na razie nie miał zamiaru skończyć tego czegoś, czego nie można było już nazwać nawet związkiem. Wzięła relaksujący prysznic, wysuszyła włosy, założyła sukienkę, umalowała się i była gotowa do rozpoczęcia dnia. Wyszła z łazienki. Wiktor czekał już na nią znudzony przełączając kanały w telewizorze.
- Jedziemy? - zapytała, przypominając mu o swoim istnieniu. Mężczyzna odwrócił głowę w jej kierunku i uśmiechnął się promiennie. Był w niej niewątpliwie zakochany. Nieco denerwowało go to, że Paula była także w związku z innym facetem, ale postanowił cierpliwie go przeczekać. W końcu obiecywała, że zerwie z Markiem.
- Jedziemy - potwierdził.


***


Marek z promiennym uśmiechem na ustach zmierzał w kierunku gabinetu dyrektora HR. Musiał pochwalić się przyjacielowi, że udało mu się w końcu doprowadzić do tego romansu... a w każdym razie, że Ula zmiękła i jej sprzeciwy wynikają już raczej tylko z tego, że się boi, a nie z tego, że nie chce. On teraz musi tylko przekonać ją, że nie ma się czego bać. To już będzie łatwe. Najtrudniejsze za nim. Wiedział jednak, że nie uda mu się od razu zaciągnąć Ulki do łóżka. Poznał ją trochę przez ten miesiąc przyjaźni, to nie byłoby w jej stylu. Ale może za tydzień czy dwa... Wszedł bez pukania do gabinetu Olszańskiego. Ten spojrzał na niego z zaskoczeniem. Marek już dawno nie wyglądał na takiego zadowolonego z siebie.
- Wiesz kto się umówił na randkę z Ulką? - zapytał retorycznie, siadając przy tym na krześle. Uśmiechnął się do kumpla.
- Żartujesz?
Pokręcił głową. - Nie. Kiedy to wieczorne spotkanie przy winie było raczej tylko sprawdzeniem czy już wystarczająco ją urobiłem, to tym razem idziemy na regularną randkę do kina. Czyli, mówiąc prościej, Ulka zmiękła. 
- Stary, myślałem, że znudzisz się po tygodniu.
- Pewnie by tak było, ale mam zamiar wygrać z tobą ten zakład. 
- A na co idziecie?
- "Nad życie" - odparł. 
- Nie wiedziałem, że lubisz polskie filmy - odparł.
- A kto powiedział, że lubię? Nie przepadam, ale ten może być całkiem całkiem... jeśli ktoś lubi dramat połączony z romansem... Ulka wybierała. No, nie ważne. Dobra stary, ja lecę, zarezerwuję bilety do kina, a potem muszę jeszcze trochę popracować, zanim ojciec się zorientuje, że ostatnio się obijałem. Narka.
Wyszedł z gabinetu Sebastiana po czym ruszył do siebie. Zignorował brak obecności Violetty. Był w dobrym nastroju i nie chciał go sobie psuć i denerwować się na sekretarkę. Usiadł do komputera. Wszedł na stronę Multikina i zarezerwował bilety na wieczór. Zadowolony, że tak szybko sobie z tym poradził, postanowił nadrobić większość zaległości w pracy. To również poszło mu dość sprawnie - myślał, że będzie miał trochę więcej do nadrobienia, ale jednak nie było tak źle. Miał właśnie zamiar udać się do Ulki żeby dogadać jeszcze godzinę spotkania - co prawda umówili się na seans o dwudziestej drugiej, ale nie umówili się o której mają być pod kinem. Zanim jednak zdążył chociażby wstać z krzesła, obiekt jego rozmyślań wszedł do jego gabinetu. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- O, Ulka. Dobrze, że przyszłaś - stwierdził. - Właśnie o tobie myślałem - dodał puszczając jej oczko. 
Uśmiechnęła się pewniej po czym podeszła do jego biurka. - Przyniosłam ci listy, Ania prosiła, a akurat stałam przy recepcji - zaczęła, jednak Marek wyjął jej teczkę z ręki.
- Dzięki. Ale Ulka, nie wyręczaj Violi. Aha, właśnie... - Wyszedł zza biurka i stanął obok niej. - Zarezerwowałem bilety, zgodnie z ustaleniami na dwudziestą drugą, ale przypomniałem sobie, że nie umówiliśmy się o której spotykamy się pod kinem, albo może o której mam po ciebie przyjechać? 
- Nie, przystanek autobusowy jest bezpośrednio pod kinem, więc nie ma problemu żebym mogła sama podjechać. 
- No dobrze. To co... Za piętnaście? 
- Może być. - Uśmiechnęła się do niego. Była szczęśliwa, jej obawy także już się zmniejszyły. Przecież nie musiała się niczym martwić. Była w nim zakochana, wierzyła, że jej nie zrani... a przynajmniej miała taką nadzieję. - Wracam do pracy.
Ruszyła w kierunku drzwi, ale usłyszała za sobą znaczące chrząknięcie. Odwróciła się do niego i spojrzała pytająco. Marek podszedł do niej i pocałował ją. Skoro już tak dobrze szło, to musiał ją urabiać dalej, żeby przypadkiem znowu nie zabroniła mu się do niej zbliżać. Odwzajemniła pocałunek znowu zapominając o wszystkim. 
- Pójdę już - stwierdziła cicho, gdy oderwali się już od siebie. 
Odprowadził ją wzrokiem do drzwi. 


***


Paulina weszła do firmy z lekkim uśmiechem na ustach. Od Ani uzyskała informację, że Marek jest u siebie i ruszyła do gabinetu narzeczonego. Zapukała do drzwi i otworzyła je. Zobaczyła siedzącą na kanapie Uli, a na oparciu siedział Marek. Wyraźnie przerwała im jakąś rozmowę. 
- Kochanie, możemy porozmawiać? - zapytała.
- Pewnie - potwierdził. - Ula, zaraz do ciebie przyjdę, dobrze?
Dziewczyna pokiwała głową, po czym wyszła z gabinetu swojego... kogo? Chłopaka? Kochanka? Westchnęła cicho zamykając drzwi od jego gabinetu i zostawiając go samego z narzeczoną.
  Paulina spojrzała na swojego narzeczonego w dalszym ciągu siedzącego na oparciu kanapy. Dobrzański spodziewał się, że zaraz dostanie zdrowy opieprz za to, że w ogóle śmie rozmawiać z Ulą. Paulina jednak zaskoczyła go, zresztą nie po raz pierwszy. Ostatnio nieustannie go zaskakiwała.
- O co chodzi?
- Marek, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeśli wrócę później?
Westchnął cicho. - Paulina, jakbym miał mieć coś przeciwko, to już dawno byś o tym wiedziała. Ostatnio ciągle wracasz później. Nie ważne czemu - zastrzegł, nie chcąc znowu słuchać jej tłumaczeń o Aleksie. -  Nie. Nie mam nic przeciwko. Ale chyba wolałbym żebyś w końcu powiedziała prawdę. Zresztą... Nie ważne. Ja też wrócę dzisiaj później - dodał, po czym wyszedł z gabinetu. Zaczynała powoli denerwować go ta sytuacja. Z jednej strony, była mu ona na rękę bo nie musiał uważać tak bardzo przy romansach, Paula przestała go jakoś zadręczać przygotowaniami ślubnymi, ale z drugiej strony była ona niewiarygodnie męcząca. Skoro już go zdradzała, a co do tego nie miał wątpliwości, to wolałby mieć święty spokój, mieszkać sam, niż męczyć się w takim układzie. Ruszył od razu do gabinetu Uli. Dziewczyna z obojętnością wymalowaną na twarzy siedziała przed laptopem i wystukiwała coś na jego klawiaturze.
- Paula już poszła.
- Fajnie - odparła. - Marek, mam teraz dużo pracy, jeśli mamy iść do tego kina muszę się z tym uporać.
Zmarszczył brwi dziwiąc się co jej się tak nagle stało. Przed chwilą rozmawiała z nim i niewątpliwie pozwalała mu ze sobą flirtować i sama też to robiła, a teraz była po prostu obojętna.
- Ula, co jest?
- Nic. Pracuję. A co miałoby być?
- Dobrze - poddał się. Nie chciał się z nią sprzeczać. - To w takim razie... wpadnę później.
Pokiwała głową patrząc na zamykające się za nim drzwi. Westchnęła. Niemal zapomniała o istnieniu Pauliny, która przecież była narzeczoną Marka. Ona może o niej zapomnieć, ale ona na pewno nie zapomni o nich. Ale już nawet nie bardzo miała możliwość odwrotu. A poza tym chyba nawet nie bardzo chciała kończyć to co dopiero się zaczęło i być może miało szansę przetrwać.




Piosenki:
  • Waldemar Kocoń - "Wielki romans"

piątek, 8 czerwca 2012

8. Zakład


„Zakład”
Rozdział VIII

Nie będę płakać już za nikim 
Bo szkoda moich łez
Od teraz będę silna twarda 
Nic już nie złamie mnie 
Nie będę spełniać żadnych życzeń 
Bo wróżka nie jestem więc
Wiec jeśli liczysz na cos więcej 
Lepiej postaraj się
Tak mówiłam wczoraj
Jeden słodki uśmiech całkiem zmienił mnie

Siedzieli przy kameralnym stoliku w restauracji sącząc wino i rozmawiając. Ula starała się zachowywać zimną krew. Nie była skora do upijania się i także tym razem nie miała zamiaru nic takiego robić, jednak mimo to nie do końca mogła przewidzieć wszystkich swoich reakcji. Była zła sama na siebie, że poddała się temu uczuciu, że się zakochała. Przecież wiedziała, że nie może, że musi być ostrożna, że jedyne uczucie, na które liczyć może Marek to przyjaźń. I nadal to wiedziała, jednak teraz wystarczył jeden jego uroczy uśmiech i spojrzenie w oczy żeby zaraz zapominała o tych podstawowych zasadach. Skupiła się na nowo na wypowiadanych przez niego słowach. Opowiadali ogólnie o sobie, o swoim życiu. Miała nadzieję, że to spotkanie dalej również przebiegnie w podobnej przyjacielskiej atmosferze, jednak wiedziała również, że trzeźwość umysłu nie powróciła na długo. Zaraz znowu przemówi serce, tak jak zawsze. Czasem udawało jej się myśleć rozsądnie, jednak nie trwało to długo.
- Wiem coś o tym – stwierdziła, gdy dowiedziała się od Marka, że jego ojciec jest chory na serce. – Mój tata też ma z tym problemy i ciągle uważamy, ja i moje rodzeństwo, żeby się nie przemęczał i uważał na siebie.
- No tak, my też uważamy, ale on nie daje sobie przemówić, że powinien zwolnić, innymi słowy nie pracować już w firmie. No ale jest uparty, co zrobić.
Uśmiechnął się do niej. Stwarzał cały czas pozory, że zależy mu na zwyczajnej, przyjacielskiej rozmowie i nawet mu wychodziło, bo Ula nie wyglądała na taką co by coś podejrzewała. Wątpił w to, że uda mu się od razu zaciągnąć ją do łóżka. Z Ulą wszystko szło kilka razy wolniej, była zbyt ostrożna i bardzo powoli musiał zdobywać jej zaufanie i sympatię. Raczej nie lubiła go jeszcze aż tak, a przynajmniej tak mu się wydawało. W istocie Ula była śmiertelnie w nim zakochana, ale Marek jak na razie nic o tym nie wiedział. Ula lekko odwzajemniła uśmiech. Nie umiała zbyt długo zachowywać przy nim trzeźwego myślenia. Upiła łyk wina żeby ukryć zakłopotanie tym, że tak na nią patrzy


Ja potrafie kochać tylko tak 
Jakby jutro miał się
 skończyć świat 
To dla ciebie tyle ciepła mam
W sobie mam



Jechali taksówką przez Warszawę. Dobrzański, bez większych rezultatów, starał się przekonać Ulę do tego, żeby jeszcze gdzieś pojechali, ale ona cały czas odmawiała.
- Ula, jesteś pewna, że chcesz wracać do domu? Możemy jeszcze gdzieś pojechać.
Westchnęła. Przecież nie mogła już nigdzie więcej z nim jechać. Jeśli zgodziłaby się na kolejne godziny w jego towarzystwie to nie dość, że prawdopodobnie nie wróciłaby na noc, to jeszcze mogłoby się stać coś czego niekoniecznie by chciała.
- Marek… Późno już.
Pokiwał głową myśląc intensywnie nad tym jak ją przekonać do jeszcze chociaż jednej godzinki. Przecież nie mogłoby to być aż takie trudne. Skoro zgodziła się na wino w jego towarzystwie, zasiedzieli się w restauracji do północy, a wchodzili do środka koło dwudziestej, to nic nie stało na przeszkodzie żeby pobyć wspólnie jeszcze przez chwilę.
- Wiem Ulka, że późno, ale nie zaszkodzi chyba jeśli wrócisz do domu po północy, prawda?
Zaczęła poszukiwać w głowie kolejnego argumentu, który mógłby w końcu przekonać Marka do tego, że naprawdę nie powinni spędzać tego dnia już więcej czasu razem.
- A twoja narzeczona? – złapała się ostatniego koła ratunkowego. – Na pewno czeka na ciebie w domu i się martwi.
- Paulina dzisiaj nie wraca na noc – odparł. – Poszła do Aleksa.
A przynajmniej tak twierdzi – dodał w myślach. Tak naprawdę wątpił w to, że Paulina jest u Aleksa. Podejrzewał ją oczywiście o romans. Już od ponad miesiąca. Chciał jak najszybciej z Pauliną porozmawiać na ten temat, bo już powoli zaczynał go irytować taki stan rzeczy. Co prawda miał spokój z jej pretensjami o wszystko, a nawet więcej czasu na uwodzenie Uli, ale wolał mieć także z głowy ten ślub, mieszkanie z nią i wszystko co z Febo związane. 
- No dobrze... - westchnęła. - Ale maksymalnie na godzinę.
- Godzinka i zaraz jedziemy do domu, obiecuję. - Uśmiechnął się do niej.
- To gdzie jedziemy?
- Zobaczysz.
Podał kierowcy nowe namiary. Uśmiechał się sam do siebie. To było prostsze niż mu się wydawało. Ich znajomość przybrała zawrotnego tempa - jeśli taki stan rzeczy będzie utrzymywał się jeszcze przez jakiś czas, to mógł się założyć, że ich romans także rozpocznie się szybciej niż myślał. Po dłuższej chwili taksówka zaparkowała przed palmiarnią. Marek zapłacił należność, pomógł Uli wysiąść z pojazdu i ruszyli powoli w kierunku wejścia.
- Marek, naprawdę się łudzisz, że palmiarnia będzie o tej godzinie otwarta? 
Uśmiechnął się do niej i pokiwał twierdząco głową. Westchnęła. Podeszli do drzwi żeby, w mniemaniu Uli, nie móc ich otworzyć. Zdziwiła się jednak gdy Marek pociągnął za klamkę, tym samym otwierając drzwi.
- Chcesz mi powiedzieć, że palmiarnia jest otwarta w środku nocy? - zapytała zaskoczona.
- Nie. Chcę ci powiedzieć, że mam duży dar przekonywania. - Puścił jej oczko. Uśmiechnęła się.
- Miałeś to wszystko zaplanowane, tak? I wiedziałeś, że się zgodzę?
- Nie wiedziałem, ale miałem taką nadzieję. Chodźmy.
Wpuścił ją przodem zamykając za sobą drzwi. Ruszyli powoli przez opustoszałą szklarnię. 


Nie będę dłużej już udawać
Że do ciebie nie czuje nic 
Wiesz teraz jaka jestem słaba 
Chciałabym móc zaufać ci
Nie będe bronić się przed tobą
Mi na to brakuje sił
Lecz prosze ciebie tylko o to 
Byś krzywdy nie zrobił mi 
Tak mówiłam wczoraj 
Jednym pocałunkiem przekonałeś mnie

Stali pod bramą domu Uli i rozmawiali. W palmiarni zeszło im o wiele więcej czasu niż Ula z początku przewidywała. Miała zamiar spędzić z Markiem jeszcze tylko godzinę, a potem wrócić do domu. Tym czasem z palmiarni wyszli dopiero o wpół do drugiej. Teraz była druga i Ula miała nadzieję, że w domu już wszyscy śpią i obejdzie się bez kłopotliwych pytań. Spojrzała na Marka. Chciałaby móc go pocałować, przytulić i ogólnie mówiąc być z nim, jednak bała się. Wiedziała jaki on jest. Przyjacielem był dobrym, jednak nie był najlepszym materiałem na partnera. Pociągnąłby romans tydzień, dwa, może miesiąc, a potem... Westchnęła niezauważalnie. Jednak mimo wszystko chciałaby spróbować. Może by się zmienił, może by ja pokochał? To było absurdalne, ale miała na to nadzieję. 
- No to dobranoc Ula - powiedział uśmiechając się do niej. - Do zobaczenia jutro w pracy - dodał. Zbliżył się do niej żeby, jak myślała Ula, pocałować ją w policzek, jednak ku swojemu zdziwieniu poczuła jego usta na swoich. Po początkowym wahaniu odwzajemniła pocałunek. marzyła o tym od dłuższego czasu. Gdy jeszcze za nim nie przepadała, bo był nachalny, miała okazję dwa razy poczuć smak jego ust, jednak teraz ona też tego chciała. Po chwili odsunęli się od siebie. Marek uśmiechnął się do niej lekko. Ula stała i wpatrywała się w niego z zaskoczeniem. Nie spodziewała się takiego pożegnania, ale nie mogła powiedzieć, że jej się nie podobało. 
- Do jutra - powiedział. Pokiwała głową. Uśmiechnął się lekko po czym wsiadł do taksówki. Ula stała jeszcze chwilę patrząc w mrok przed sobą, jednak po chwili weszła do domu.

Sama nie wiem co ze mną dzieje się
Ponad chmurami fruwam gdzieś
Proszę niech ktoś na ziemię sprowadzi mnie 
Nich sprowadzi mnie
W twoich dłoniach jak lód roztapiam się 
Jesteś jak słońce w pochmurny dzień
Lecz boję się że znikniesz tak
Jak niedokończony sen

Marek wszedł do pracy z uśmiechem na ustach. Miał nadzieję, że Ula jest już w firmie. Wczoraj odjechał zostawiając ją z zapewne mętlikiem w głowie, ale dzisiaj postanowił kuć żelazo póki gorące. Skoro odwzajemniła jego pocałunek, wcale nie miała nic przeciwko temu, nie opieprzyła go, a wcześniej spędzili razem około pięciu godzin w nocy, to zapewne coś musiała czuć. Przecież jeszcze niedawno w życiu by się na coś takiego nie zgodziła. Podszedł do recepcji.
- Cześć Aniu. Ula przyszła już do pracy? - zapytał odbierając od recepcjonistki pocztę. 
- Tak, przyszła kilka minut przed tobą - stwierdziła. Dobrzański pokiwał głową i ruszył od razu w kierunku gabinetu Uli. Jej sekretarki nie było. Zapukał do drzwi i po chwili otrzymał zaproszenie, więc wszedł do środka. Ula stała przy oknie wpatrując się w zamyśleniu w panoramę miasta.
- Cześć Ulka.
Uśmiechnął się do niej.
- Cześć... - odparła cicho. Po tym wczorajszym pocałunku dziwnie się czuła w towarzystwie Marka. Co prawda wyszedł on z jego inicjatywy, a ona tylko go odwzajemniła, no ale jednak bała się co teraz może od Marka usłyszeć. - Coś chciałeś?
Podszedł do niej. - No... przyszedłem się przywitać - oznajmił z filuternym uśmiechem. 
- Dzień dobry - odparła. Ciężko jej było się mu teraz opierać, po tym co się wczoraj wydarzyło. 
- Chodziło mi raczej o coś innego - stwierdził. 
- O co? - zapytała naiwnie.
Uśmiechnął się do niej i pocałował ją. Ula znowu zapomniała o wszystkim co ich otaczało. - O to - odpowiedział gdy już się od siebie odsunęli. Uśmiechnęła się do niego lekko. Bała się tego, jednak wszystko wskazywało na to, że w jej życiu rozpoczyna się jakiś nowy rozdział. Sama jeszcze nie wiedziała czy lepszy czy gorszy od tego poprzedniego.

Ja potrafie kochać tylko tak 
Jakby jutro miał się
 skończyć świat 
To dla ciebie tyle ciepła mam
W sobie mam

Kasia Cerekwicka - "Potrafię kochać"

środa, 6 czerwca 2012

7. Zakład


„Zakład”
Rozdział VII

Minął miesiąc a ich życie przez ten czas jakby stało w miejscu. W pracy żadnych większych kryzysów. W związku Marka i Pauliny nadal trwał ten dziwny stan rzeczy. Markowi nawet przestało to przeszkadzać. Mu było na jedno co robi Paulina, Pauli było na jedno co robi on. W domu wymieniali tylko kilka zdań dotyczących pracy, pogody czy oglądanego programu i szli spać. W ich związku dawno nie panował taki spokój… jeśli to co ich łączyło można było nazwać jeszcze związkiem. Byli raczej śpiącymi ze sobą współlokatorami, których nie obchodziły sprawy tej drugiej osoby. Pomiędzy Ulą i Markiem też nic się nie działo. Ich znajomość jakby stanęła w miejscu. Marek obrał nową taktykę – przestał być nachalny, natrętny i nie do zniesienia, a zamiast tego sprawiał wrażenie, że Ula kompletnie go nie obchodzi jako kobieta. Ciężko mu było zmienić jej stosunek do niego, ale po jakimś tygodniu zauważyła, że zaczął zachowywać się normalniej. Nadal, gdy rozmawiali, wyczuwał, że utrzymuje pomiędzy nimi pewien dystans. Jednak rozmawiali, kilka razy udało mu się ją wyciągnąć na lunch a także podwieźć do domu. Triumfował. Na początku wydawało mu się, że z Ulą będzie tak łatwo jak z każdą inną dziewczyną. Trzy dni, może tydzień i po zabawie. Jednak tu nie wystarczyło zbajerować, zrobić ładnych oczu, uśmiechnąć się i powiedzieć komplement. Żeby przekonać do siebie Ulę, tym bardziej po tym jak wpierw ją do siebie skutecznie zraził, musiał zabawić ją rozmową, pokazać, że nie jest taki zły jakby się wydawało, pomóc kilka razy przy pracy i broń Boże nie mógł być namolny. Tu nie sprawdzało się, jak przy niektórych dziewczynach, że jeśli mówi „nie” to tak naprawdę znaczyło to „tak”. Jeśli Ula mówiła „nie”, to znaczyło to „nie i nawet nie próbuj dyskutować”. Musiał do tego dojść i zaakceptować to jaka była. Jeśli przestrzegał kilku zasad mógł bezkarnie przebywać w jej towarzystwie i powolutku, niezauważalnie się do niej zbliżać. Ona zresztą też, pewnie nawet o tym nie wiedząc, pozwalała mu na coraz więcej. Kawa w porze popołudniowej stała się ich codziennym rytuałem. Spacer po parku urządzali sobie gdy mieli mniej pracy. Podwiezienie do domu było raczej sporadyczne, ale Markowi udało się wynegocjować odprowadzanie jej na przystanek i czekanie z nią na autobus. Marek ją lubił. Traktował jak dobrą koleżankę. Ta nić sympatii i porozumienia nie przeszkadzała mu jednak w tym co miał zamiar zrobić. To wszystko co robił – zbliżanie się do niej, przestrzeganie jej zasad, spacery, lunche, odprowadzanie, było tylko po to żeby osiągnąć cel, czyli wygrać zakład i spędzić kilka miłych chwil z ładną dziewczyną. Ula nie wiedziała skąd taka radykalna zmiana Marka. Z dnia na dzień przestał być tak uporczywy. Na początku podchodziła do tej jego zmiany dość nieufnie, ale po jakimś czasie uwierzyła, że Marek po prostu zrozumiał, że jak Ula raz powiedziała „nie” to znaczy, że nigdy nic między nimi nie będzie. Nie był już wkurzający, a stał się całkiem sympatyczny i miły. Lubiła spędzać z nim czas. Nawet nie zauważyła jak stał się dla niej kimś bliskim… nawet bardzo bliskim. Jednak umiała zignorować to uczucie, a przynajmniej starała się to robić.

Ula jak co dzień o godzinie trzynastej układała dokumenty w równy stosik, wylogowywała się z systemu, wrzucała telefon do torebki i powoli zbierała się do wyjścia na lunch. Gdy wyszła z gabinetu w sekretariacie czekał już uśmiechnięty od ucha do ucha Marek. Odwzajemniła uśmiech i ruszyła z nim w kierunku windy. Marek nie miał pojęcia, że Ula obdarza go cieplejszym uczuciem. Doskonale się z tym kryła. On o niczym nie wiedział i nadal się do niej zbliżał z nadzieją, że jeśli tylko ona się w nim zakocha, on po prostu będzie o tym wiedział. Wtedy pierwsza faza zostanie zakończona, a on nadal będzie musiał powoli doprowadzić do celu. Przeliczył się jednak, bo mimo tego, że Ula była w nim zakochana, o niczym mu nie powiedziała, ani on niczego się nie domyślał. Udali się do ich ulubionej knajpy „Tarabuk” znajdującej się raptem dwie przecznice od firmy. Z okien roztaczał się przyjemny widok na park po którym, jeśli mieli trochę czasu, lubili spacerować po wypitej kawie i zjedzonym posiłku. Dzisiaj zamówili tylko kawę. Pogrążyli się w rozmowie na wszystkie tematy.
- Ulka, masz jakieś konkretne plany na dzisiejszy wieczór? – zagadnął.
Zastanowiła się chwilę nad w miarę dyplomatyczną odmową ewentualnego wieczornego spotkania, jednak po chwili pomyślała, że raz się żyje.
- Nie, właściwie to żadnych. Czemu pytasz? – zapytała, choć spodziewała się jaka będzie odpowiedź. Marek uśmiechnął się pod nosem. Od kilku dni już przymierzał się żeby zaproponować jej wieczór przy lampce wina i rozmowie. Niekoniecznie musiał się on skończyć wspólną nocą, raczej miał zamiar zrobić coś żeby ich wspólna znajomość wkroczyła na jeszcze wyższy poziom.
- Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy spędzić razem wieczór w jakiejś miłej restauracji przy lampce wina…
Uśmiechnęła się lekko. Miała nadzieję, że wygląda jakby zgadzała się na wieczór w towarzystwie dobrego przyjaciela. W istocie jednak ucieszyła się na ten wieczór bo jednak darzyła go cieplejszym uczuciem.
- Chętnie, o której i gdzie?
Uśmiechnął się tym razem bardziej jawnie. Triumfował. Skoro się zgodziła na wieczorne spotkanie, na dodatek przy trunku to znaczyło, że coś tam musiała do niego czuć. Może dopiero przyjaźń, a może już zauroczenie czy nawet miłość.
- O dwudziestej w Bacaro?
- Mi pasuje – odparła uśmiechając się wesoło. Dopili kawę i postanowili wracać do pracy. Rozstali się przy sekretariacie przed gabinetem Marka. – To do wieczora.
- Do wieczora – odparł.

Zakochałam się nie w czas
Pierwszy raz, pierwszy raz
Rozum mówi: nie
Ale serce tak do ciebie rwie

Weszła do swojego gabinetu z uśmiechem na ustach. Zamknęła za sobą drzwi i automatycznie z tą czynnością przyszły wątpliwości i refleksje. Co ona tak właściwie właśnie zrobiła? Umówiła się z Markiem na wieczór. Nigdy nie powinna tego zrobić. Ich relacje przecież miały być czysto przyjacielskie chociaż jej uczucia już dawno przestały przypominać tylko przyjaźń. Kochała go, ale nadal pamiętała jaki on jest i właśnie dlatego spychała to uczucie. Wiedziała, że nie mogła się z nim spotykać, a już na pewno nie wieczorem i nie przy alkoholu, ale co ona miała poradzić kiedy w jego obecności argumenty serca wydawały się o wiele bardziej przekonujące od tych wygłaszanych przez umysł. Ten drugi jeszcze umiał do niej przemówić, jednak coraz mniej go słuchała. Westchnęła ciężko. Skoro już się z nim umówiła to pójdzie, ale od teraz będzie musiała się pilnować. Stąpać twardo po ziemi. Usiadła za biurkiem z zamiarem zabrania się za pracę jednak jej umysł podsuwał coraz to nowe możliwości potoczenia się tego wieczoru. Pokręciła z rezygnacją głową. Nie mogła skupić się na pracy.

Marek siedział w swoim gabinecie. Rozmyślał nad czekającym go i Ulę wieczorze i nad możliwymi jego scenariuszami. Był bardzo ciekawy jak to wszystko się potoczy. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Do gabinetu weszła Paulina. Zdziwił się. Ostatnio raczej rozmawiali tylko rano przed wyjściem do pracy i późnym wieczorem po powrocie do domu.
- Cześć Marek – rzuciła. – Ja dzisiaj na noc zostanę u Aleksa, więc na mnie nie czekaj.
- Okej.
Narzeczona uśmiechnęła się lekko i wyszła a Marek pokręcił głową. Nie rozumiał Pauli. Skoro już się zakochała, a wszystko na to wskazywało to mogłaby z nim zerwać i być szczęśliwa z tym facetem kimkolwiek by on nie był. A ona wolała męczyć się w takim układzie. Pokręcił głową z westchnieniem. Obojgu ulżyłoby gdyby ten związek bez żadnej przyszłości został wreszcie zakończony, ale on nie chciał tego robić bez wyraźnego powodu, z powodu reakcji otoczenia, a Paulina także się do tego nie kwapiła. Westchnął ciężko. Taki stan rzeczy miał miejsce już ponad miesiąc. Coraz częściej zastanawiał się czy faktycznie nie porozmawiać z nią na spokojnie. Postanowił zrobić to nawet już jutro jeśli będą sprzyjające okoliczności.

Zakochałam się niewczas
Pierwszy raz, pierwszy raz
Całkiem nowy stan, proszę powiedz
Co z tym zrobić mam

Ula stała przed szafą przebierając wśród sukienek. Odrzuciła kilka z nich gdyż oceniła je na zbyt wyzywające inne były zbyt oficjalne i bardziej nadawały się na spotkania biznesowe. Westchnęła ciężko zastanawiając się co ubrać. Na takich rozterkach zastał ją Józef.
- Ulcia co ty, porządek w szafie robisz?
- Nie tato, szukam czegoś do ubrania. Umówiłam się… – dodała niepewnie. W końcu znalazła coś odpowiedniego. Fioletowa sukienka przed kolana z trójkątnym dekoltem nie była nazbyt wyzywająca, ale także nie była za bardzo wizytowa, czyli w sam raz.
- A z kim? – zapytał ojciec przypominając tym samym o swoim istnieniu.
- Z… z przyjacielem – odparła. – Pewnie wrócę późno więc nie czekajcie na mnie – dodała uśmiechając się do taty i zamknęła się w łazience. Stanęła przed lustrem i wpatrzyła się w swoje odbicie. Na ustach malował się wesoły uśmiech, a w oczach widoczna była radość. Czy wyglądała tak już od czasu jak zakochała się w Marku? Nie wiedziała co powinna zrobić z ty uczuciem. Nie powinna go kochać, ale z drugiej strony nie mogła przestać. Tak samo jak cieszyła się na to spotkanie chociaż powinna się go obawiać, a raczej jego finału. Jednak nie mogła powstrzymać radości na samą myśl o spotkaniu z Markiem. Westchnęła. Wiedziała, że to nie jest dobre uczucie. Marek miał dziewczynę, a nawet narzeczoną. Nawet jeśli ją zdradzał, nawet jeśli miał zamiar ją zdradzić z Ulą, to musiała pozbyć się złudzeń – Marek nigdy nie spojrzy na nią jak na kogoś z kim mógłby spędzić życie. Ona mogła być tylko kochanką, przelotną miłostką, zabawką na kilka dni. Nie mogła do tego dopuścić. Była w nim zakochana, ale na pewno nie chciała radzić sobie ze złamanym sercem, bo gdyby dopuściła do romansu z Markiem, na pewno musiałaby się z tym uporać. Już wolała kryć się z tą miłością niż dopuścić do jej ujawnienia.

Bo jak z nieba grom nagle tak
Spadła miłość no a ja
Ciągle waham się
Czy nie za wcześnie żeby kochać cię

Wysiadła z autobusu na przystanku nieopodal firmy i ruszyła w odpowiednim kierunku. W Bacaro była zaledwie raz i to na spotkaniu służbowym, jednak pamiętała jak tam dojść. Obrała odpowiedni kierunek. Już z daleka widziała męską sylwetkę stojącą nieopodal wejścia. Nie miała wątpliwości, że jest to Marek. Powoli zmierzała w jego kierunku. Miała ostatnią okazję żeby zrobić w tył zwrot i wrócić do domu zanim on ją zauważy, a następnego dnia go przeprosić i znaleźć sobie dobrą wymówkę. Szybko jednak odrzuciła ten pomysł. To nie było w jej stylu. Skoro już się umówiła to nie będzie tego odwoływać. Marek po chwili zauważył ją. Widziała go doskonale w świetle lampy, nieopodal której stał. Uśmiechnął się do niej promiennie, a jej zmiękły kolana. Rozum znowu został uśpiony, a kontrolę nad jej myślami przejęło serce. Odwzajemniła jego uśmiech.
- Cześć – odezwała się gdy stała już przy nim.
- Witaj – odparł. Ruszyli wspólnie w kierunku wejścia do restauracji.

Zakochałam się nie w czas
Zakochałam pierwszy raz
W tobie zakochałam się
Czy właściwa to chwila czy nie

Piosenka: Georgina Tarasiuk – „Nie w czas”

6. Zakład


"Zakład"
Rozdział 6

"Gdy kobietę ogarnie złość, mężczyzna powinien dotknąć swoimi ustami jej ust i trzymać tak długo, aż złość zmieni się w namiętność."
Zamknęła pamiętnik i zaczęła się zastanawiać po co też zapisała te słowa, które zaledwie kilka godzin temu usłyszała od Marka. Pomyślała, że w jakiś sposób ta sentencja pasuje do nich. Gdy ona jest na niego zła kończy się to pocałunkiem z jego inicjatywy. Wtedy gdy ją odprowadził pod bramę a ona była zdenerwowana, że znowu dała się omotać, że pozwoliła się podwieźć i dzisiaj, gdy była zła, że musi mieć z nim styczność a on złapał ją za rękę. Całował ją a ona odwzajemniała pocałunki, a złość przechodziła jej do czasu, aż nie oderwała się od niego. Gdy tylko zakończyli pocałunek obróciła się na pięcie i wystrzeliła z jego gabinetu ponownie zła na niego i na samą siebie, że znowu zmiękła. Niewątpliwie coś do niego czuła. Jej serce może nie dawało wyraźnych objawów miłości do niego, co trochę ją uspokajało, ale jej ciało dawało wyraźne znaki, że coś się z nią dzieje. Nie chciała tego uczucia z dwóch ważnych powodów. Pierwszym z nich było to, że Marek był jaki był, czyli Casanovą, uwodzicielem, playboyem. Nie mogłaby dłużej zagrzać miejsca w jego życiu. A po drugie był zaręczony. Jemu to widocznie nie przeszkadzało, ale dla niej był to poważny problem, przez który nie chciała nawet dać mu szansy. Miała swoje zasady, a jedną z nich było to, że nigdy nie zwiąże się z zajętym mężczyzną, chociażby była w nim śmiertelnie zakochana. Miała nadzieję, że uda jej się trzymać tej zasady, którą sama sobie kiedyś narzuciła.
 

Marek leżał na łóżku przerzucając bezmyślnie strony w jakimś kolorowym czasopiśmie co jakiś czas zwieszając wzrok na jakimś artykule, czy zdjęciu. Myślał o wszystkim po trochu, jednak teraz jego myśli głównie zajmowała Paulina. Nie martwił się nazbyt jej dziwnym zachowaniem, nie przejmował się nawet tym, że może go zdradzać. Chciał tylko żeby to wszystko się wyjaśniło. Gdyby okazało się, że ma romans, to wszystko wyszłoby na jego korzyść - uwolniłby się od tej chodzącej włoskiej furii, rodzice nie mieliby do niego pretensji o zerwanie zaręczyn bo w końcu to z jej winy rozpadłby się ten związek, nie miałby problemu z narzekaniami Pauli i ze ślubem, w końcu nie musiałby aż tak ukrywać się z romansami, a na dodatek miałby więcej czasu, który mógłby poświęcić rozkochiwaniu w sobie Uli, a potem na randki z nią. Wystarczyło tylko zebrać dowody, na podstawie których mógłby oskarżyć Paulinę o zdradę i bezkarnie z nią zerwać, albo mieć nadzieję, że sama w końcu go rzuci. Usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi. Przelotem spojrzał na zegar. Była dopiero dwudziesta pierwsza. On często wracał do domu o tej porze, ale Pauli się to raczej nie zdarzało, chociaż ostatnio coraz rzadziej wracała przed dwudziestą trzecią do domu. Udał, że jest bardzo skupiony na rozwiązywaniu krzyżówki i gdy narzeczona weszła do pokoju spojrzał na nią przelotem, po czym znowu skierował wzrok na czasopismo.
- Gdzie byłaś tak długo? - zapytał od niechcenia. Miał nadzieję, że Paula w końcu po prostu się przyzna, ale ona nie miała takiego zamiaru.
- U Violi - odparła. Marek niezauważalnie uniósł brwi. Ostatnio Aleks, Viola i spotkania służbowe były jej wymówkami za późne powroty do domu. On zresztą też zawsze wymawiał się tylko Sebastianem i spotkaniami. Miał jednak nadzieję, że Paulina da sobie w końcu spokój, że da mu spokój i zerwie z nim, albo, że się chociaż przyzna dając mu pretekst do rozstania się z nią.
- Mhm. I jak było?
 
- Fajnie - odparła przekonująco, jednak nie patrzyła na niego.
Marek pokiwał głową.
- Paula, może coś się zmieniło, ale z tego co wiem, to Viola jest dzisiaj u Seby - powiedział powstrzymując triumfujący uśmieszek. Seba faktycznie chciał umówić się z Violą. Czy mu się to udało nie wiedział, bo miał inne sprawy do załatwienia, jak na przykład uwodzenie Uli i nie miał kiedy się tym zainteresować. Paulina udała zdziwienie.
- Tak? No to musiała go spławić, albo on odwołał spotkanie. Kochanie, byłam u Violetty - powtórzyła. - A ty? O której wróciłeś? - zapytała zręcznie zmieniając temat.
- Zaraz po pracy - odparł, wyjątkowo zgodnie z prawdą. Ula odrzuciła jego propozycję podwiezienia do domu, jego ulubiony klub miał dzisiaj imprezę zamkniętą, więc nie miał jak się tam dostać, Sebastian gdzieś wyparował, więc pozostał mu powrót do domu. - Ciebie już nie było.
- No wiem, do Violi wyszłam koło siedemnastej.
Pokiwał głową. Nie mógł zaprzeczyć temu, że była przekonująca. Musiała dogadać się z Violą, bo wszystkie dane się sprawdzały, Viola rzeczywiście wyszła wcześniej z pracy, więc Paula mogła wyjść do niej o tej godzinie. Nie pasowało tylko to, że Violetta miała być u Seby.
- No dobra - mruknął, godząc się z tym, że dzisiaj mu się nie uda dostać dowodów na zdradę i jednocześnie powodu do zerwania zaręczyn i odwołania ślubu. Miał jednak nadzieję, że wkrótce wszystko się rozwiąże.

Marek wszedł do firmy, przywitał się krótko z panem Władkiem po czym wpadł do dopiero zamykającej się windy. Zdążył w ostatnim momencie. Spojrzał na osobę stojącą obok niego i napotkał wzrok Uli. Uśmiechnął się. Odwzajemniła krótko uśmiech.
 
- Jak zwykle punktualna - rzucił chcąc nawiązać rozmowę.
- Tak, nie mam w zwyczaju się spóźniać.
Pokiwał głową. Jej oschły, trochę niemiły i zdecydowanie nie zachęcający do dalszej konwersacji ton, każdego zniechęciłby już do prób nawiązania kontaktu głosowego. Każdego, tylko nie Marka. On nie miał w zwyczaju się poddawać, jeśli na czymś mu zależało. A w tym momencie zależało mu na wygraniu zakładu, ale też na spędzeniu paru miłych chwil z ładną dziewczyną jaką Ulka niewątpliwie była. Nie interesowało go co będzie potem, bo niby czemu miałoby go to interesować? Chyba jeszcze nigdy nie zastanawiał się co dzieje się z jego kochankami po zerwaniu z nimi.
 
- Tak, wiem - odparł. - Ale wiem też, że nie mieliśmy ostatnio okazji pogadać. Co ty na to?
Westchnęła.
- Marek, mam dla ciebie taką radę. Znajdź sobie jakieś ciekawe hobby i przestań zawracać mi głowę, okej?
Wątpiła, że uda jej się go zrazić. Był zdesperowany. Nie rozumiała dlaczego tak mu zależy na tym romansie. Kto tak zabiegałby o towarzystwo drugiej osoby gdyby miał nadzieję tylko na jedną noc? Czy aż tak mu się podobała? Wątpiła w to, przecież było dużo ładniejszych od niej. Myśl, że faktycznie się w niej zakochał nie zagrzała w jej głowie na dłużej. Gdyby ją kochał zdobyłby się raczej na szczerą rozmowę, albo dawałby jej jakieś dyskretne znaki, ale na pewno nie byłby tak nachalny i nie całowałby jej bez zgody.
 
- Tylko się pytam - odparł ugodowo.
 
Wyszli z windy i rozstali się przy recepcji. Ula odetchnęła z ulgą. Zdecydowanie nie było dla niej dobrym pomysłem spędzanie czasu z Markiem, ale on nie chciał odpuścić. Bała się, że w końcu ulegnie. Musiała być twarda.

- Nie wiem Seba - westchnął. - Mam nadzieję, że w końcu to się skończy.
Olszański obracał w dłoniach swój rowerek wpatrując się w Marka.
 
- Pogadaj z nią. Skoro ostatnio tak złagodniała?
Marek spojrzał na przyjaciela z politowaniem. Nie wyobrażał sobie, że Paulina, choć ostatnio nad wyraz spokojna, zachowuje opanowanie przy pytaniu o zdradę. Jej spokój, opanowanie i nie pytanie o nic pewnie szybko dobiegłyby końca.
 
- Seba, z nią się nie da. Bez dowodów w ogóle nie zaczynam żadnej rozmowy z nią. Mam cichą nadzieję, że sama zakończy ten chory układ, ale to dość wątpliwie.
- To pobaw się w detektywa.
- Seba, no proszę cię. Nie będę się tu bawił w detektywa, ani w żadnych paparazzi, bo to idiotyczne - stwierdził. - Poczekam jeszcze kilka dni i zobaczę jak się sprawy potoczą.
- No jak chcesz.

Ula siedziała w swoim gabinecie w skupieniu pisząc coś na komputerze. Poza swoimi obowiązkami nie widziała świata. Była w swoim żywiole. Była tak skupiona na dokumentach, że nawet nie usłyszała kilkakrotnego pukania do drzwi. Oderwała się od pracy dopiero gdy zaobserwowała, że drzwi się otwierają. Gdy zobaczyła w progu Marka westchnęła i ponownie spojrzała na ekran laptopa.
- Już nie rób takiej miny jakbyś chciała mnie wyrzucić przez okno - zażartował.
- Po co? Jak nie można drzwiami, ani oknem to i tak wejdziesz kominem - odparowała.
 
Uśmiechnął się pod nosem. Postanowił jednak nie kontynuować tej słownej utarczki. Podniósł do góry teczkę.
- Czy takie argumenty skutecznie przemawiają do pani dyrektor?
Westchnęła rozumiejąc, że tym razem go nie spławi. - Wchodź.
Uśmiechnął się wchodząc do jej gabinetu i zamykając za sobą drzwi. Kierując się w stronę jej biurka otworzył teczkę i wyjął z niej papiery. - Ojciec poprosił żebym przyniósł ci te dokumenty?
- Mhm. Dzięki. - Wzięła od niego kartki papieru, ułożyła je w równy stosik i położyła na półce na dokumenty. - Coś jeszcze?
 
- Eee...
Przeszukiwał umysł z nadzieją na znalezienie jakiegoś pretekstu dla którego mógłby zostać w jej gabinecie. Zaprosić na kawę ani lunch jej nie może bo na to zaczęła reagować alergicznie.
 
- Tak właściwie to nic... chyba, że mogę ci tu w czymś pomóc, bo sam już skończyłem robotę na dzisiaj.
Odchrząknęła. - Nie, dziękuję, ale poradzę sobie.
 
- Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać?
- Tak Marek, wiem. Cześć.
Dała mu wyraźnie do zrozumienia, że ma wyjść. Był nachalny i trochę niegrzeczny, jednak czy kiedy, jeszcze uprzejmie, wypraszała go z gabinetu on był aż tak pozbawiony zasad moralnych żeby zostać i dalej kombinować jakby tu ją uwieść?
Patrzyła na niego wyczekująco.
- Taaak... Do zobaczenia.

5. Zakład


„Zakład”
Rozdział V

Nie polubię cię
Jak powiedzieć prościej?
Zbliżysz się o krok
Porachuję kości
Nie polubię cię,
Twej koszuli pstrości
Zbliżysz się o krok 
porachuje kości

Marek przez kilka sekund zastanawiał się czy aby na pewno nie za bardzo przyspieszy ich relacje. W końcu jeżeli ją wystraszy to ona na pewno nie podda się tak łatwo i zapewne przegra z Sebastianem. Jednak impuls okazał się silniejszy od zdrowego rozsądku. Zbliżył się i pocałował ją w usta. Odwzajemniła pocałunek zupełnie zapominając o swoich zasadach. Po chwili jednak odzyskała trzeźwość umysłu i oderwała się od niego. Marek wpatrywał się w nią chwilę czekając na reakcję. Chyba rzeczywiście trochę za bardzo się pospieszył, jednak teraz było już za późno na takie refleksje. Ula odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w kierunku domu nawet się na niego nie oglądając. Była głupia, że jednak obdarzyła go kredytem zaufania. Małym, ale zawsze. Miała nadzieję, że uda jej się mu oprzeć, ale nie przewidziała, że on może nie dać jej szans. To było jak zabawa w kotka i myszkę. On obmyślał skomplikowany plan żeby w końcu ją złapać, chociaż broniła się przed tym wszystkimi znanymi sobie sposobami. Weszła do domu i chciała od razu udać się do swojego pokoju, jednak po drodze usłyszała dzwonek swojego telefonu, akurat teraz gdy nie miała ochoty rozmawiać, ani widzieć nikogo. Była zdenerwowana, wyciągnęła jednak telefon i rozłączyła się gdy tylko zobaczyła na wyświetlaczu imię Marka. Ganiła się w myślach, że była taka naiwna, że wierzyła, że chodzi tylko o przyjaźń, że zaufała mu nawet trochę. Było wiadome, o co mu chodzi. Chciał ją tylko uwieść i mieć kolejną na swoim koncie, a ona miała nadzieję, że to nieprawda. Był sympatyczny i dlatego pozwalała mu się zapraszać na lunche i odwozić do domu, jednak wiedziała, że musi zachować ostrożność, a najlepiej to całkiem się od niego odizolować.

Do pięciu liczę - znikaj!
Dwa, trzy, cztery, pięć
raz, dwa, trzy, cztery, pięć
Nie będzie dziś walczyka
Dwa, trzy, cztery, pięć
raz, dwa, trzy, cztery, pięć.

Ula weszła do pracy z zamiarem unikania Marka. Wiedziała, że na pewno nie będzie to proste, bo mimo ich krótkiej znajomości zdążyła już się zorientować, że gdy Marek czegoś bardzo chce to zrobi wszystko żeby to dostać. Ale wiedziała również, że powinna obrać właśnie taką taktykę jeśli nie chce być kolejną dziewczyną do zaliczenia. Wyszła z windy, odebrała od Ani klucze do swojego gabinetu i od razu udała się w jego kierunku licząc na to, że uda jej się nie spotkać Dobrzańskiego. Niestety wyrósł na jej drodze. Omiotła go niechętnym spojrzeniem i ruszyła w dalszą drogę jednak zatrzymał ją w pół kroku.
- Ula.
- Co? – odezwała się, może niezbyt grzecznie, ale nie przejmowała się tym teraz.
Marek westchnął cicho. Wiedział, że za szybko ją pocałował, ale nie mógł teraz nic z tym zrobić. Mógł jedynie drążyć dalej. Na pewno nie mógł jej przepraszać, twierdzić, że to wypadek przy pracy, bo wtedy ich relacje znowu się cofną. Musiał obrać odpowiednią taktykę, ale Ula wydawała się niezbyt chętna do jakichkolwiek bliższych relacji z nim.
- Chciałem cię zaprosić…
- Marek, daj mi spokój okej? – warknęła. – U Pshemko jest dużo ładnych modelek idź tam znajdź sobie zajęcie, ja mam dużo pracy – rzuciła po czym odeszła zostawiając go z wyrazem kompletnego osłupienia na twarzy.
Ula weszła do swojego gabinetu i odetchnęła. Udało jej się go spławić, ale wątpiła żeby ten jeden raz wystarczył. Marek na pewno będzie starał się w dalszym ciągu ją zdobyć.

Tropią mnie zwiadowcy,
węszą myśliwskie psy,
jak dziką zwierzynę,
co kruszeje żywcem.
Zastawiałeś sidła,
zmieniłeś zasady gry,
zablokowałeś drogi,
zaryglowałeś drzwi.

Jej plan unikania Marka przez resztę życia nie mógł się udać, jednak miała nadzieję, że będzie miała z nim spokój chociaż przez jeden dzień. Nie musiała jednak długo czekać na to żeby zobaczyć się z nim. Była u prezesa, poprosił ją żeby zaniosła Markowi jakieś papiery. Teraz z zamiarem wręczenia mu papierów i ulotnienia się z jego gabinetu, szła w kierunku sekretariatu przed jego gabinetem. Zatrzymała się jeszcze przed drzwiami obmyślając jak wymigać się z tego obowiązku. Miała już zamiar poczekać aż przyjdzie Viola i poprosić ją o przekazanie dyrektorowi papierów, jednak w tym samym momencie drzwi gabinetu Marka otworzyły się na oścież i zobaczyła jego twarz dość blisko swojej. Instynktownie odsunęła się nieco.
- O, Ula. Coś chciałaś? – zapytał z uwodzicielskim uśmiechem.
- T-tak – zająknęła się. – Chciałam… - Odchrząknęła. Z jakiegoś powodu wyleciały jej z głowy wszystkie słowa, które powinna wypowiedzieć. Nadal patrzył na nią i posyłał w jej stronę uśmiech amanta. Marek wpuścił ją do środka gabinetu, a ona odruchowo weszła. Zmusiła się do rozsądnego myślenia. - Twój ojciec, to znaczy prezes, poprosił mnie żebym przekazała ci te dokumenty.
- Dzięki – odparł zabierając od niej dokumenty.
- Pójdę już – stwierdziła kierując się do wyjścia z gabinetu.
- Ula… - zatrzymał ją chwytając za rękę.
- Marek, przestań – powiedziała, a jej ton głosu przybrał nieco ostrzejszy ton. Przez głowę Marka w tym momencie przelatywało pełno pytań. Chciał przyspieszyć ich relacje, ale ona nie wyglądała jak ktoś zakochany w nim na śmierć. Nie wiedział, że Ula może nie jest w nim jeszcze zakochana, ale na pewno jej się on podoba i wywiera na niej jakieś wrażenie. Gdyby było inaczej przecież nie zgadzałaby się na lunche i podwożenie do domu. A dzisiaj jest na niego zła za ten pocałunek, ale nie miał zamiaru jej przepraszać. Co więcej, nie mógł jej obiecać, że nie zrobi tego więcej, ani nawet, że nie zrobi tego teraz. – Marek, puść – powiedziała już teraz całkiem zdenerwowana. On jednak nie miał zamiaru jej puścić. Przybliżył się do niej, a ona przełknęła ślinkę. Otumaniał ją jego zapach. Podobał jej się, nie kochała go, ale na pewno była w nim zauroczona. Chciała się wyrwać, ale każda próba zmuszenia swojego ciała do posłuszeństwa kończyła się fiaskiem przez jego bliskość. Widział w jej oczach złość, nawet wściekłość na niego. Nie przejął się tym jednak. Chciał tylko jednego. Była na niego zła, ale nie przeszkadzało mu to.
- Jest takie stare egipskie przysłowie… - zaczął, a ona wpatrywała się w niego ze zdziwieniem, ale nadal ze złością. Złapał ją za rękę i trzymał tak blisko, że niemal czuła jego oddech na twarzy… żeby mówić o jakichś przysłowiach? Zmarszczyła brwi. Nadal nie mogła podjąć próby wyrwania się mu. – …Które mówi, że jeśli kobietę ogarnia złość, mężczyzna powinien dotknąć swoimi ustami jej ust i trzymać tak długo, aż złość zmieni się w namiętność. Znasz? – zapytał nadal nie odsuwając się nawet na krok. Uśmiechał się zarazem uwodzicielsko, filuternie i przebiegle.
- N-nie – zająknęła się. Była pod jego urokiem. Nie wiedziała co ten facet miał takiego w sobie, że umiała być dla niego obojętna, ale gdy byli bliżej siebie jej ciało odmawiało posłuszeństwa, chociaż umysł z całych sił krzyczał: „wiej!”.
- A ja znam – odparł uśmiechając się, po czym przylgnął do jej ust.

Piosenka: Monika Brodka – „Granda”

4. Zakład


Zakład
"Rozdział IV"

Ula wpatrywała się w Dobrzańskiego niepewnie. Stał, opierając się o jej biurko i wpatrywał się w nią spojrzeniem, którym zapewne uwodził wiele dziewczyn. Nie mogła powiedzieć, że i jej nie pociągał. Podobał jej się i miała ochotę z nim iść, ale z drugiej strony starała się być ostrożna. Przecież wiedziała dobrze jaki on jest.
- Więc? Ulka? - Uśmiechnął się do niej. Miał wielką nadzieję, a nawet był tego pewny, że się zgodzi. W końcu czemu miałaby się nie zgodzić? Byli już raz na lunchu i było całkiem sympatycznie, nawet on musiał to przyznać, chociaż nie był na nim dla przyjemności rozmowy.
- Mam dużo pracy - stwierdziła po chwili zastanowienia starając się go zbyć. Ale on był na to przygotowany. Dziewczyny na ogół mu nie odmawiały, ale gdy już czasami coś takiego się zdarzyło, to jego urok osobisty zawsze robił swoje.
- To dokończysz później - stwierdził uśmiechając się i pokazując urocze dołeczki w policzkach. Spojrzał na nią przekonująco. Nadal opierał się o jej biurko. - Teraz jest przerwa, a podczas przerwy się nie pracuje - dodał. - To jak? Ula, proszę cię, nie chcę słyszeć odpowiedzi odmownej.
Westchnęła teatralnie. Miała ochotę z nim iść, chociaż wiedziała, że nie powinna, ale nie umiała opierać mu się więcej czasu. - No dobrze. Zamknę laptopa i możemy iść.
Uśmiechnął się do niej tak, że zawsze wszystkim kobietom miękły kolana, ale Ula starała się nie zwrócić na ten uśmiech większej uwagi. Marek widział, że jego potencjalna kochanka opiera się jego wdziękom. Raczej się to nie zdarzało gdy podrywał inne kobiety, ale od początku zauważył, że Ula jest trochę inna od tych kobiet. Jedno ją z nimi łączyło - prędzej czy później się w nim zakocha i naiwnie będzie mu wierzyć, tego był pewien. Zawsze tak było. Miał tyle sposobów i któryś w końcu musiał zadziałać. Ula wzięła torebkę i ruszyła wraz z Markiem do wyjścia z firmy. Ponownie skierowali się do knajpki pod firmą i zamówili kawę oraz jakieś posiłki.
- I jak z twoim tatą? - zapytał z grzeczną ciekawością, przypominając sobie, że przez telefon mówiła mu o tym, że jedzie z ojcem na badania.
- Wszystko w porządku - odparła. - To były tylko kontrolne badania po operacji. Jest chory na serce - wyjaśniła.
Pokiwał głową. - Wiem coś o tym, mój ojciec też ma problemy z sercem. Cały czas tylko wszyscy uważają żeby nic mu nie było, ale on się upiera żeby pracować.
- Skąd ja to znam - zaśmiała się. - Tata też ciągle chce coś robić.
Uśmiechnęli się do siebie. Marek, oprócz tego, że czuł lekką sympatię do tej dziewczyny, to także cieszyło go to, że bardziej się przed nim otwiera i mówi o, bądź co bądź, prywatnych sprawach, jaką jednak była choroba ojca.

Sebastian spacerował ulicami Warszawy. Wracał właśnie z ważnego spotkania i teraz szwendał się po mieście nie mając ochoty wracać do firmy. Był piękny ciepły dzień, na dodatek przerwa na lunch, więc mógł sobie pozwolić na odrobinę lenistwa. W końcu dotarł do Łazienek. Nie był jakimś wielbicielem odpoczywania w parkach, ale w tak ciepły dzień miał nawet na to ochotę. Usiadł na ławce i zaczął wpatrywać się w przestrzeń przed sobą. W pewnym momencie zauważył nieopodal znajomą sylwetkę. Wytężył wzrok i po chwili stwierdził, że musi to być Paulina.
Paula w parku? Świat staje na głowie - pomyślał. W końcu Febo nie odwiedzała parku specjalnie często, a i nawet gdy już w nim była to tylko żeby dotrzeć szybciej w jakieś miejsce. Ale nie wyglądała teraz na taką co by się gdzieś jej spieszyło. Raczej na taką co na kogoś czeka, ale Sebastian nie podejrzewał, że chodzi o Marka. Siedział tak i patrzył na narzeczoną przyjaciela, aż nie podszedł do niej jakiś mężczyzna. Nie słyszał o czym rozmawiali, ale wydawało mu się, że dobrze się bawią. W końcu poszli w swoją stronę, a on został siedząc na ławce ze zdziwioną miną.

Marek z Ulą po zjedzonym lunchu wybrali się jeszcze na spacer. Dobrze im się razem rozmawiało, mieli wspólne zainteresowania, słuchali podobnej muzyki i oboje nie trawili polskich filmów, a szczególnie komedii romantycznych. Oboje lubili czytać książki przygodowe, a Ula dodatkowo romanse. Mieli wiele wspólnych tematów do przedyskutowania. Marek polubił Ulę i nawet nie starał się temu zaprzeczać. Ale jego plan uwiedzenia jej wcale nie zszedł przez tą sympatię na dalszy plan, a wręcz przeciwnie. Przez to, że dobrze się dogadują i świetnie czują się w swoim towarzystwie, będzie miał więcej pretekstów do spotkań, a co za tym idzie, będzie łatwiej mu ją w sobie rozkochać.
- Dobra wracajmy już może, dawno skończyła się przerwa na lunch - rzuciła Ula gdy spojrzała na zegarek.
- Ale nic się nie stanie przecież jak się trochę spóźnimy - przekonywał ją.
- Marek, mam dużo roboty i tak nie wiem jak mnie przekonałeś żebym z tobą poszła na ten spacer.
- Ma się ten dar przekonywania. - Puścił jej oczko. Westchnęła ciężko. - No dobra, niech ci już będzie - przystał na to, acz niechętnie. Ruszyli wspólnie do firmy gdzie rozeszli się w kierunku swoich gabinetów, jednak Marek w połowie trasy zmienił zdanie i ruszył do Sebastiana. Musiał mu opowiedzieć jakie postępy zrobiła jego znajomość z Ulą w ciągu zaledwie trzech dni i jak niewiele już brakuje do wygrania przez niego zakładu. A poza tym musiał się Seby zapytać co z tą modelką, ostatnio wieczorami się nie spotykali w klubach, a dzisiaj jeszcze z nim na ten temat nie rozmawiał, więc nawet nie wiedział czy Sebastian osiągnął już cel czy może nadal się męczy, tak jak on. Zapominając o pukaniu wszedł do środka i usiadł na krześle.
- Cześć Marek, co jest?
- Właśnie wróciłem z lunchu i spaceru...  z Ulą - oznajmił zadowolony.
- No proszę. Szybko ci idzie skoro już spacerki sobie urządzacie. Jestem ciekaw kiedy wpadniesz tu z jakimiś pikantnymi szczególikami.
- Stary spokojnie, wszystko toczy się strasznie wolno, a i Ula nadal się opiera, ale zaufaj mi, już niedługo wszystko pójdzie po mojej myśli. A co z tą modelką... Ewą?
- Tak, Ewa - potwierdził. - Wiesz, próbowałem, ale jest zajęta i raczej nie wydaje mi się żeby była podobna do Domi albo Klaudii żeby tego kolesia zdradzała. Może przejdę się dzisiaj do klubu. A ty biedaku jeszcze trochę musisz wytrzymać. Może też za jakiś czas do Violi pójdę, ale na to muszę nastawić się psychicznie. A tak w ogóle to widziałem Paulę w parku z jakimś kolesiem.
- Taaa, coś kręci. Wraca o północy do domu niby od Aleksa, wychodzi o szóstej na spotkania służbowe bo ponoć Pshemko znudziły się produkty z Apartu, ale gdyby tak było to już dawno podniósłby krzyk na całą firmę, przecież on strasznie histeryzuje gdy coś mu nie odpowiada. Na dodatek z tego spotkania odwiózł ją jakiś facet. A teraz jeszcze była z kimś w parku. Mógłbym ją oskarżyć o zdradę czy coś, ale nie bardzo mogę bo jednoznacznych dowodów nie mam, a jakby się okazało, że się mylę to by rozpętało się piekło. Poczekam. Jak chce to niech sobie tam kogoś ma na boku, mi kompletnie już na niej nie zależy. - Wzruszył ramionami.

Marek siedział na łóżku w domu znudzony przełączając kanały w telewizji. Paulina od dłuższego czasu siedziała już w łazience, ale domyślał się, że brała kąpiel. Poza tym i tak nie chciało mu się z nią rozmawiać, ani kłócić. Znowu gdy przyszedł do domu Paulina nie przywitała go krzykami. Rzuciła w jego stronę krótkie "cześć" i zaszyła się w łazience. Marek domyślał się, że kogoś ma, ale nie był jednak pewien w stu procentach. Wyjaśniałoby to jej dziwne zachowanie - wymykała się na potajemne randki, co było do niej zupełnie niepodobne. Tak samo, gdyby kogoś miała, wyjaśniłaby się kwestia jej łagodności - albo było jej wszystko jedno z kim Marek się spotyka, skoro ona sama go zdradza, albo po prostu się zakochała, a powszechnie wiadomo co to uczucie robi z człowiekiem. Dlatego też nigdy nie miał zamiaru się zakochiwać. Monogamia? To nie było dla niego. Poza tym nie wierzył w te całe stany uniesienia i motylki w brzuchu. Może i na początku coś takiego się pojawiało, ale prędzej czy później znikało, tak samo jak i miłość. Nie wierzył, że mogłoby to być uczucie wieczne, bo gdyby było, nadal byłby wierny tylko Pauli. W końcu na początku ją kochał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Westchnął cicho. Męczył go ten związek z Pauliną. Może i było to dość dziwne, ale wręcz miał nadzieję, że jego domniemania o tym, że Paulina go zdradza okażą się trafne. Będzie miał dobry pretekst do zakończenia tego chorego związku. Ani rodzice nie będą mogli mieć do niego o to pretensji, bo to Paulina zdradziła (co z tego, że Marek zrobił to więcej razy), ani Paula też za bardzo nie będzie miała jak się sprzeciwiać bo to stanie się także z jej winy. A przynajmniej tak sobie to tłumaczył. Po dłuższej chwili z łazienki wyszła w końcu Paulina.
- Idziesz gdzieś? - zapytał dalej wpatrując się w telewizor. Był ciekaw czy Paulina znowu gdzieś wybędzie z mieszkania, czy może jednak postanowi zostać.
- Idę - potwierdziła. - Ty też często wieczorami wychodzisz ? dodała jakby chcąc usprawiedliwić swoje zachowanie. Wywrócił oczami.
- Idź, proszę bardzo. Przecież cię nie zatrzymuję. Ja zresztą też miałem zamiar wyjść - stwierdził podnosząc się z łóżka i kierując do łazienki w celu przebrania się.
- A dokąd?
- A czy ja się ciebie pytam? - odpowiedział pytaniem na pytanie i zaszył się w łazience. Tak naprawdę to nie miał zamiaru nigdzie wychodzić, ale stwierdził, że dziwnie by to wyglądało gdyby nagle zmienił zdanie. Postanowił pojechać do firmy i może się gdzieś przejść. Wyszedł po chwili z łazienki, Paulina właśnie opuszczała mieszkanie. - Nie zamykaj drzwi, ja zaraz też wychodzę to to zrobię - rzucił zakładając marynarkę. Paulina kiwnęła głową i wyszła. Marek nie mógł otrząsnąć się ze zdumienia. Paulina nie ma nic przeciwko jego późnemu wyjściu i nawet się nie wypytuje? Albo, podobnie jak on, ma dość tego wszystkiego i nawet nie chce jej się go pytać... albo faktycznie się zakochała i złagodniała, ale żeby aż tak? Pokręcił głową w niemym zdumieniu i kilka minut po Pauli wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi.

Ula pakowała się w końcu po pracy. Było już nieźle po dwudziestej pierwszej, gdyby nie pan Władek mało brakowało a siedziałaby w firmie nawet do dziesiątej. Wyszła z gabinetu i przeszła opustoszałym korytarzem w kierunku windy. Stukot jej obcasów rozlegał się na cichym o tej godzinie holu. Firma była niezwykle spokojna. Pierwszy raz była w niej o tak późnej godzinie. Stała już przy windzie zastanawiając się czy zdąży jeszcze na nocny autobus, gdy nagle usłyszała jakiś dźwięk. Nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie to, że była w nocy w firmie gdzie jedyną osobą był pan Władek, a on powinien być teraz na dole w dyżurce. Zdziwiła się jeszcze bardziej gdy zorientowała się, że ów dźwięk dochodzi z gabinetu dyrektora do spraw promocji. Postanowiła sprawdzić co się dzieje, chociaż zaczynała się już domyślać. Podeszła do drzwi i otworzyła je. W gabinecie, zgodnie z jej przewidywaniami, przebywał obecnie Marek. Uśmiechnęła się pod nosem.
- O tej porze w pracy?
- Mógłbym cię zapytać o to samo - odparł odwzajemniając uśmiech.
- Ja wychodzę.
- A ja przychodzę.
Zaśmiali się cicho. - To co robisz tu o tej porze? - zainteresowała się.
Zastanowił się przez chwilę. Czy ma mówić Uli, że Paula dziwnie się ostatnio zachowuje, a on wyszedł z domu żeby        sprawdzić jak ona na to zareaguje, przez co później
nie miał gdzie iść i dotarł do firmy mimo dziesiątej w nocy?
- Zapomniałem telefonu - skłamał. - Ale już go znalazłem. A ty?
- Kończyłam pracę, a teraz zbieram się do domu.
- To nie chcę cię martwić, ale chyba znowu będziesz skazana na moje towarzystwo. - Zmarszczyła brwi. Myślała, że po prostu po raz kolejny proponuje jej podwiezienie mimo tego, że mogła pojechać autobusem. Już miała zaprotestować, ale przerwał jej. - Z tego co wiem to nocny trzydzieści siedem już odjechał, a następny będzie pewnie późno. Chyba, że chcesz stać na przystanku w nocy, proszę bardzo. - Uśmiechnął się do niej zawadiacko. Westchnęła ciężko, ale co mogła zrobić? Miał rację, autobus odjechał jej jakieś dziesięć minut temu, a jeździ on dość rzadko, więc musiałaby czekać na niego dość długo. Jedynym rozwiązaniem na dotarcie do domu przed jedenastą w nocy było zabranie się samochodem z Markiem. Nie była zachwycona tą perspektywą. Był sympatyczny i lubiła go, ale nadal zachowywała wszystkie środki ostrożności, a przynajmniej starała się je zachowywać. Jazda z nim samochodem zdecydowanie nie była jednym z nich.
- No okej - westchnęła. Uśmiechnął się. Wyszli z firmy żegnając się przy tym z panem Władkiem i wsiedli do metalicznego Lexusa Marka. Przekręcił kluczyk w stacyjce, jednak auto nie chciało odpalić. Ponowił próbę kilka razy po czym rozłożył ramiona.
- Nie da rady, nie pojedziemy - stwierdził bezradnie. - No nie patrz tak na mnie, przecież nie ja go zepsułem.
- Okej. To co proponujesz? Bo ja proponuję przejść się na przystanek.
- A ja proponuję zadzwonić po pomoc - odparł wyjmując telefon z kieszeni i wybrał odpowiedni numer. Ula westchnęła cicho. Było już dość późno. Tacie mówiła, że wróci później niż zwykle, ale zapowiadało się, że to jeszcze trochę potrwa. Wybrała numer domowy.
- Cześć tato. Przyjadę trochę później. Autobus mi uciekł, a mojemu znajomemu zepsuł się samochód. No tak, wrócę, ale nie czekaj na mnie bo to jeszcze potrwa. Dobranoc tato.
Rozłączyła się i schowała telefon do torebki. Przeniosła wzrok na Marka i dopiero po chwili zorientowała się, że nie rozmawia on z pomocą drogową a ze swoim przyjacielem Sebastianem.
- Dobra, czekamy. Dzięki stary. Cześć. - Zakończył rozmowę.
- Nie lepiej byłoby zadzwonić po lawetę?
- Zanim oni by tu przyjechali, to nas dzień zastanie, a Seba mieszka niedaleko, więc szybko dotrze. Jutro oddam samochód do serwisu.
Po jakimś czasie przyjechał Sebastian. Wspólnie z Markiem przywiązali Lexusa linką holowniczą do auta Olszańskiego i ruszyli. Ula wpatrywała się w zmieniające się krajobrazy czując na karku palący wzrok Marka. Umyślnie nie odwracała się żeby znowu, po raz kolejny, nie poddać się jego urokowi. Po chwili jednak nie wytrzymała już jego obserwacji i odwróciła się.
- Steruj trochę tym samochodem, zamiast się patrzyć, ok? - burknęła. Uśmiechnął się pod nosem.
- Kieruję. Nie moja wina, że jesteś przewrażliwiona.
- Też byś był jakby ktoś na ciebie tak patrzył.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- "Tak", to znaczy jak?
- No tak... no wiesz przecież o co mi chodzi!
- Dobrze już, nie denerwuj się tak - zachichotał obserwując jej wybuch. A ona z westchnięciem odwróciła się od niego. Nie umiała tak długo w jego towarzystwie zachowywać spokoju.

Po dłuższym czasie dojechali w końcu do Rysiowa. Ula wysiadła z auta a za nią Marek. Odwróciła się do niego z pytaniem w oczach. Odwieźli ją i mogli jechać, a tymczasem on wyszedł z samochodu. Podszedł do niej.
- To do jutra - rzucił.
- Do jutra - odparła. Chciała już iść, jednak nadal czuła jego wzrok na sobie. - Coś jeszcze?