środa, 6 czerwca 2012

4. Zakład


Zakład
"Rozdział IV"

Ula wpatrywała się w Dobrzańskiego niepewnie. Stał, opierając się o jej biurko i wpatrywał się w nią spojrzeniem, którym zapewne uwodził wiele dziewczyn. Nie mogła powiedzieć, że i jej nie pociągał. Podobał jej się i miała ochotę z nim iść, ale z drugiej strony starała się być ostrożna. Przecież wiedziała dobrze jaki on jest.
- Więc? Ulka? - Uśmiechnął się do niej. Miał wielką nadzieję, a nawet był tego pewny, że się zgodzi. W końcu czemu miałaby się nie zgodzić? Byli już raz na lunchu i było całkiem sympatycznie, nawet on musiał to przyznać, chociaż nie był na nim dla przyjemności rozmowy.
- Mam dużo pracy - stwierdziła po chwili zastanowienia starając się go zbyć. Ale on był na to przygotowany. Dziewczyny na ogół mu nie odmawiały, ale gdy już czasami coś takiego się zdarzyło, to jego urok osobisty zawsze robił swoje.
- To dokończysz później - stwierdził uśmiechając się i pokazując urocze dołeczki w policzkach. Spojrzał na nią przekonująco. Nadal opierał się o jej biurko. - Teraz jest przerwa, a podczas przerwy się nie pracuje - dodał. - To jak? Ula, proszę cię, nie chcę słyszeć odpowiedzi odmownej.
Westchnęła teatralnie. Miała ochotę z nim iść, chociaż wiedziała, że nie powinna, ale nie umiała opierać mu się więcej czasu. - No dobrze. Zamknę laptopa i możemy iść.
Uśmiechnął się do niej tak, że zawsze wszystkim kobietom miękły kolana, ale Ula starała się nie zwrócić na ten uśmiech większej uwagi. Marek widział, że jego potencjalna kochanka opiera się jego wdziękom. Raczej się to nie zdarzało gdy podrywał inne kobiety, ale od początku zauważył, że Ula jest trochę inna od tych kobiet. Jedno ją z nimi łączyło - prędzej czy później się w nim zakocha i naiwnie będzie mu wierzyć, tego był pewien. Zawsze tak było. Miał tyle sposobów i któryś w końcu musiał zadziałać. Ula wzięła torebkę i ruszyła wraz z Markiem do wyjścia z firmy. Ponownie skierowali się do knajpki pod firmą i zamówili kawę oraz jakieś posiłki.
- I jak z twoim tatą? - zapytał z grzeczną ciekawością, przypominając sobie, że przez telefon mówiła mu o tym, że jedzie z ojcem na badania.
- Wszystko w porządku - odparła. - To były tylko kontrolne badania po operacji. Jest chory na serce - wyjaśniła.
Pokiwał głową. - Wiem coś o tym, mój ojciec też ma problemy z sercem. Cały czas tylko wszyscy uważają żeby nic mu nie było, ale on się upiera żeby pracować.
- Skąd ja to znam - zaśmiała się. - Tata też ciągle chce coś robić.
Uśmiechnęli się do siebie. Marek, oprócz tego, że czuł lekką sympatię do tej dziewczyny, to także cieszyło go to, że bardziej się przed nim otwiera i mówi o, bądź co bądź, prywatnych sprawach, jaką jednak była choroba ojca.

Sebastian spacerował ulicami Warszawy. Wracał właśnie z ważnego spotkania i teraz szwendał się po mieście nie mając ochoty wracać do firmy. Był piękny ciepły dzień, na dodatek przerwa na lunch, więc mógł sobie pozwolić na odrobinę lenistwa. W końcu dotarł do Łazienek. Nie był jakimś wielbicielem odpoczywania w parkach, ale w tak ciepły dzień miał nawet na to ochotę. Usiadł na ławce i zaczął wpatrywać się w przestrzeń przed sobą. W pewnym momencie zauważył nieopodal znajomą sylwetkę. Wytężył wzrok i po chwili stwierdził, że musi to być Paulina.
Paula w parku? Świat staje na głowie - pomyślał. W końcu Febo nie odwiedzała parku specjalnie często, a i nawet gdy już w nim była to tylko żeby dotrzeć szybciej w jakieś miejsce. Ale nie wyglądała teraz na taką co by się gdzieś jej spieszyło. Raczej na taką co na kogoś czeka, ale Sebastian nie podejrzewał, że chodzi o Marka. Siedział tak i patrzył na narzeczoną przyjaciela, aż nie podszedł do niej jakiś mężczyzna. Nie słyszał o czym rozmawiali, ale wydawało mu się, że dobrze się bawią. W końcu poszli w swoją stronę, a on został siedząc na ławce ze zdziwioną miną.

Marek z Ulą po zjedzonym lunchu wybrali się jeszcze na spacer. Dobrze im się razem rozmawiało, mieli wspólne zainteresowania, słuchali podobnej muzyki i oboje nie trawili polskich filmów, a szczególnie komedii romantycznych. Oboje lubili czytać książki przygodowe, a Ula dodatkowo romanse. Mieli wiele wspólnych tematów do przedyskutowania. Marek polubił Ulę i nawet nie starał się temu zaprzeczać. Ale jego plan uwiedzenia jej wcale nie zszedł przez tą sympatię na dalszy plan, a wręcz przeciwnie. Przez to, że dobrze się dogadują i świetnie czują się w swoim towarzystwie, będzie miał więcej pretekstów do spotkań, a co za tym idzie, będzie łatwiej mu ją w sobie rozkochać.
- Dobra wracajmy już może, dawno skończyła się przerwa na lunch - rzuciła Ula gdy spojrzała na zegarek.
- Ale nic się nie stanie przecież jak się trochę spóźnimy - przekonywał ją.
- Marek, mam dużo roboty i tak nie wiem jak mnie przekonałeś żebym z tobą poszła na ten spacer.
- Ma się ten dar przekonywania. - Puścił jej oczko. Westchnęła ciężko. - No dobra, niech ci już będzie - przystał na to, acz niechętnie. Ruszyli wspólnie do firmy gdzie rozeszli się w kierunku swoich gabinetów, jednak Marek w połowie trasy zmienił zdanie i ruszył do Sebastiana. Musiał mu opowiedzieć jakie postępy zrobiła jego znajomość z Ulą w ciągu zaledwie trzech dni i jak niewiele już brakuje do wygrania przez niego zakładu. A poza tym musiał się Seby zapytać co z tą modelką, ostatnio wieczorami się nie spotykali w klubach, a dzisiaj jeszcze z nim na ten temat nie rozmawiał, więc nawet nie wiedział czy Sebastian osiągnął już cel czy może nadal się męczy, tak jak on. Zapominając o pukaniu wszedł do środka i usiadł na krześle.
- Cześć Marek, co jest?
- Właśnie wróciłem z lunchu i spaceru...  z Ulą - oznajmił zadowolony.
- No proszę. Szybko ci idzie skoro już spacerki sobie urządzacie. Jestem ciekaw kiedy wpadniesz tu z jakimiś pikantnymi szczególikami.
- Stary spokojnie, wszystko toczy się strasznie wolno, a i Ula nadal się opiera, ale zaufaj mi, już niedługo wszystko pójdzie po mojej myśli. A co z tą modelką... Ewą?
- Tak, Ewa - potwierdził. - Wiesz, próbowałem, ale jest zajęta i raczej nie wydaje mi się żeby była podobna do Domi albo Klaudii żeby tego kolesia zdradzała. Może przejdę się dzisiaj do klubu. A ty biedaku jeszcze trochę musisz wytrzymać. Może też za jakiś czas do Violi pójdę, ale na to muszę nastawić się psychicznie. A tak w ogóle to widziałem Paulę w parku z jakimś kolesiem.
- Taaa, coś kręci. Wraca o północy do domu niby od Aleksa, wychodzi o szóstej na spotkania służbowe bo ponoć Pshemko znudziły się produkty z Apartu, ale gdyby tak było to już dawno podniósłby krzyk na całą firmę, przecież on strasznie histeryzuje gdy coś mu nie odpowiada. Na dodatek z tego spotkania odwiózł ją jakiś facet. A teraz jeszcze była z kimś w parku. Mógłbym ją oskarżyć o zdradę czy coś, ale nie bardzo mogę bo jednoznacznych dowodów nie mam, a jakby się okazało, że się mylę to by rozpętało się piekło. Poczekam. Jak chce to niech sobie tam kogoś ma na boku, mi kompletnie już na niej nie zależy. - Wzruszył ramionami.

Marek siedział na łóżku w domu znudzony przełączając kanały w telewizji. Paulina od dłuższego czasu siedziała już w łazience, ale domyślał się, że brała kąpiel. Poza tym i tak nie chciało mu się z nią rozmawiać, ani kłócić. Znowu gdy przyszedł do domu Paulina nie przywitała go krzykami. Rzuciła w jego stronę krótkie "cześć" i zaszyła się w łazience. Marek domyślał się, że kogoś ma, ale nie był jednak pewien w stu procentach. Wyjaśniałoby to jej dziwne zachowanie - wymykała się na potajemne randki, co było do niej zupełnie niepodobne. Tak samo, gdyby kogoś miała, wyjaśniłaby się kwestia jej łagodności - albo było jej wszystko jedno z kim Marek się spotyka, skoro ona sama go zdradza, albo po prostu się zakochała, a powszechnie wiadomo co to uczucie robi z człowiekiem. Dlatego też nigdy nie miał zamiaru się zakochiwać. Monogamia? To nie było dla niego. Poza tym nie wierzył w te całe stany uniesienia i motylki w brzuchu. Może i na początku coś takiego się pojawiało, ale prędzej czy później znikało, tak samo jak i miłość. Nie wierzył, że mogłoby to być uczucie wieczne, bo gdyby było, nadal byłby wierny tylko Pauli. W końcu na początku ją kochał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Westchnął cicho. Męczył go ten związek z Pauliną. Może i było to dość dziwne, ale wręcz miał nadzieję, że jego domniemania o tym, że Paulina go zdradza okażą się trafne. Będzie miał dobry pretekst do zakończenia tego chorego związku. Ani rodzice nie będą mogli mieć do niego o to pretensji, bo to Paulina zdradziła (co z tego, że Marek zrobił to więcej razy), ani Paula też za bardzo nie będzie miała jak się sprzeciwiać bo to stanie się także z jej winy. A przynajmniej tak sobie to tłumaczył. Po dłuższej chwili z łazienki wyszła w końcu Paulina.
- Idziesz gdzieś? - zapytał dalej wpatrując się w telewizor. Był ciekaw czy Paulina znowu gdzieś wybędzie z mieszkania, czy może jednak postanowi zostać.
- Idę - potwierdziła. - Ty też często wieczorami wychodzisz ? dodała jakby chcąc usprawiedliwić swoje zachowanie. Wywrócił oczami.
- Idź, proszę bardzo. Przecież cię nie zatrzymuję. Ja zresztą też miałem zamiar wyjść - stwierdził podnosząc się z łóżka i kierując do łazienki w celu przebrania się.
- A dokąd?
- A czy ja się ciebie pytam? - odpowiedział pytaniem na pytanie i zaszył się w łazience. Tak naprawdę to nie miał zamiaru nigdzie wychodzić, ale stwierdził, że dziwnie by to wyglądało gdyby nagle zmienił zdanie. Postanowił pojechać do firmy i może się gdzieś przejść. Wyszedł po chwili z łazienki, Paulina właśnie opuszczała mieszkanie. - Nie zamykaj drzwi, ja zaraz też wychodzę to to zrobię - rzucił zakładając marynarkę. Paulina kiwnęła głową i wyszła. Marek nie mógł otrząsnąć się ze zdumienia. Paulina nie ma nic przeciwko jego późnemu wyjściu i nawet się nie wypytuje? Albo, podobnie jak on, ma dość tego wszystkiego i nawet nie chce jej się go pytać... albo faktycznie się zakochała i złagodniała, ale żeby aż tak? Pokręcił głową w niemym zdumieniu i kilka minut po Pauli wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi.

Ula pakowała się w końcu po pracy. Było już nieźle po dwudziestej pierwszej, gdyby nie pan Władek mało brakowało a siedziałaby w firmie nawet do dziesiątej. Wyszła z gabinetu i przeszła opustoszałym korytarzem w kierunku windy. Stukot jej obcasów rozlegał się na cichym o tej godzinie holu. Firma była niezwykle spokojna. Pierwszy raz była w niej o tak późnej godzinie. Stała już przy windzie zastanawiając się czy zdąży jeszcze na nocny autobus, gdy nagle usłyszała jakiś dźwięk. Nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie to, że była w nocy w firmie gdzie jedyną osobą był pan Władek, a on powinien być teraz na dole w dyżurce. Zdziwiła się jeszcze bardziej gdy zorientowała się, że ów dźwięk dochodzi z gabinetu dyrektora do spraw promocji. Postanowiła sprawdzić co się dzieje, chociaż zaczynała się już domyślać. Podeszła do drzwi i otworzyła je. W gabinecie, zgodnie z jej przewidywaniami, przebywał obecnie Marek. Uśmiechnęła się pod nosem.
- O tej porze w pracy?
- Mógłbym cię zapytać o to samo - odparł odwzajemniając uśmiech.
- Ja wychodzę.
- A ja przychodzę.
Zaśmiali się cicho. - To co robisz tu o tej porze? - zainteresowała się.
Zastanowił się przez chwilę. Czy ma mówić Uli, że Paula dziwnie się ostatnio zachowuje, a on wyszedł z domu żeby        sprawdzić jak ona na to zareaguje, przez co później
nie miał gdzie iść i dotarł do firmy mimo dziesiątej w nocy?
- Zapomniałem telefonu - skłamał. - Ale już go znalazłem. A ty?
- Kończyłam pracę, a teraz zbieram się do domu.
- To nie chcę cię martwić, ale chyba znowu będziesz skazana na moje towarzystwo. - Zmarszczyła brwi. Myślała, że po prostu po raz kolejny proponuje jej podwiezienie mimo tego, że mogła pojechać autobusem. Już miała zaprotestować, ale przerwał jej. - Z tego co wiem to nocny trzydzieści siedem już odjechał, a następny będzie pewnie późno. Chyba, że chcesz stać na przystanku w nocy, proszę bardzo. - Uśmiechnął się do niej zawadiacko. Westchnęła ciężko, ale co mogła zrobić? Miał rację, autobus odjechał jej jakieś dziesięć minut temu, a jeździ on dość rzadko, więc musiałaby czekać na niego dość długo. Jedynym rozwiązaniem na dotarcie do domu przed jedenastą w nocy było zabranie się samochodem z Markiem. Nie była zachwycona tą perspektywą. Był sympatyczny i lubiła go, ale nadal zachowywała wszystkie środki ostrożności, a przynajmniej starała się je zachowywać. Jazda z nim samochodem zdecydowanie nie była jednym z nich.
- No okej - westchnęła. Uśmiechnął się. Wyszli z firmy żegnając się przy tym z panem Władkiem i wsiedli do metalicznego Lexusa Marka. Przekręcił kluczyk w stacyjce, jednak auto nie chciało odpalić. Ponowił próbę kilka razy po czym rozłożył ramiona.
- Nie da rady, nie pojedziemy - stwierdził bezradnie. - No nie patrz tak na mnie, przecież nie ja go zepsułem.
- Okej. To co proponujesz? Bo ja proponuję przejść się na przystanek.
- A ja proponuję zadzwonić po pomoc - odparł wyjmując telefon z kieszeni i wybrał odpowiedni numer. Ula westchnęła cicho. Było już dość późno. Tacie mówiła, że wróci później niż zwykle, ale zapowiadało się, że to jeszcze trochę potrwa. Wybrała numer domowy.
- Cześć tato. Przyjadę trochę później. Autobus mi uciekł, a mojemu znajomemu zepsuł się samochód. No tak, wrócę, ale nie czekaj na mnie bo to jeszcze potrwa. Dobranoc tato.
Rozłączyła się i schowała telefon do torebki. Przeniosła wzrok na Marka i dopiero po chwili zorientowała się, że nie rozmawia on z pomocą drogową a ze swoim przyjacielem Sebastianem.
- Dobra, czekamy. Dzięki stary. Cześć. - Zakończył rozmowę.
- Nie lepiej byłoby zadzwonić po lawetę?
- Zanim oni by tu przyjechali, to nas dzień zastanie, a Seba mieszka niedaleko, więc szybko dotrze. Jutro oddam samochód do serwisu.
Po jakimś czasie przyjechał Sebastian. Wspólnie z Markiem przywiązali Lexusa linką holowniczą do auta Olszańskiego i ruszyli. Ula wpatrywała się w zmieniające się krajobrazy czując na karku palący wzrok Marka. Umyślnie nie odwracała się żeby znowu, po raz kolejny, nie poddać się jego urokowi. Po chwili jednak nie wytrzymała już jego obserwacji i odwróciła się.
- Steruj trochę tym samochodem, zamiast się patrzyć, ok? - burknęła. Uśmiechnął się pod nosem.
- Kieruję. Nie moja wina, że jesteś przewrażliwiona.
- Też byś był jakby ktoś na ciebie tak patrzył.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- "Tak", to znaczy jak?
- No tak... no wiesz przecież o co mi chodzi!
- Dobrze już, nie denerwuj się tak - zachichotał obserwując jej wybuch. A ona z westchnięciem odwróciła się od niego. Nie umiała tak długo w jego towarzystwie zachowywać spokoju.

Po dłuższym czasie dojechali w końcu do Rysiowa. Ula wysiadła z auta a za nią Marek. Odwróciła się do niego z pytaniem w oczach. Odwieźli ją i mogli jechać, a tymczasem on wyszedł z samochodu. Podszedł do niej.
- To do jutra - rzucił.
- Do jutra - odparła. Chciała już iść, jednak nadal czuła jego wzrok na sobie. - Coś jeszcze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz