sobota, 25 sierpnia 2012

15. Zakład


Zakład
Rozdział 15


The scars of your love remind me of us
You're gonna wish you never had met me
They keep me thinking that we almost had it all
Tears are gonna fall, rolling in the deep
The scars of your love, they leave me breathless
You're gonna wish you never had met me
I can't help feeling
Tears are gonna fall, rolling in the deep
(Blizny po twojej miłości, przypominają mi o nas
Będziesz żałował, że mnie poznałeś
Nie mogę przestać myśleć, że mieliśmy prawie wszystko
Łzy będą spadać, tocząc się w otchłań rozpaczy
Blizny po twojej miłości pozbawiają mnie tchu
Będziesz żałował, że mnie poznałeś
Nie mogę się oprzeć wrażeniu
Łzy będą spadać, tocząc się w otchłań rozpaczy)

Nad podwarszawskim Rysiowem kłębiły się granatowe chmury zwiastujące burzę. Aura na zewnątrz idealnie oddawał nastrój Uli. Dziewczyna przepłakała całą noc, czuła, że już zabrakło jej łez. Kilka razy zerkała na telefon, ale Marek nie kwapił się odezwać. Starała się sobie wmówić, że to lepiej, że go nie ma, że musi przestać za nim tęsknić. Jednak jej serce wiedziało lepiej. Chciała żeby się odezwał, żeby przeprosił szczerze, żeby zapewnił, że więcej tego nie zrobi… a nawet żeby przytulił i powiedział, że kocha. Wiedziała, że to się nie stanie, bo w końcu sam powiedział jej, że nie kocha. Poza tym to wszystko był tylko zakład. Nie rozumiała jak on tak mógł ją zranić. Już chyba wolałaby żeby po prostu z nią zerwał, bo stwierdził, że do siebie nie pasują – z tym byłoby jej łatwiej się pogodzić. Ale z tym, że założył się z Sebą, że spędzi z nią noc? Po tym nie umiała się tak szybko pozbierać. Minęło już kilka dni od dnia jak ostatni raz widziała Marka, od dnia jak z nią zerwał, od dnia jak dowiedziała się o tym co nim kierowało przez ten cały czas. Wiedziała, że za kilka dni będzie musiała wracać do firmy, bo jej urlop dobiegnie końca. Nie wiedziała jednak czy da radę. Z jednej strony chciała go widywać ciągle, cały czas, ale wiedziała, że byłby to po prostu masochizm. Chciała pozbyć się tej beznadziejnej miłości. Kochała go i nienawidziła jednocześnie. Czuła się jakby ktoś wyrwał jej fragment serca, a tym fragmentem był Marek. Bolało. Chciała wyrzucić ten ból, miłość, wspomnienia. Gdyby mogła cofnąć czas nie poddałaby się Markowi, nie zaufałaby. Usłyszała pukanie do drzwi. W progu zobaczyła ojca.
- Ula, ktoś do ciebie.
- Kto? – zapytała, starając się przekonać, że nie powinna mieć nadziei, że to na pewno nie on.
- Maciek.
Westchnęła przymykając powieki. – Wpuść go.
Usiadła na łóżku. Gdy do pokoju wszedł Szymczyk postarała się uśmiechnąć, ale w połączeniu z jej zapłakanymi podpuchniętymi oczami i smutkiem wymalowanym na twarzy, ten grymas wcale nie wydawał się okazywać radości. Maciej usiadł obok przyjaciółki i przytulił ją do siebie.
- Ulka…
- Maciej, ja wiem – przerwała mu. – Wiem, że muszę o nim zapomnieć, że muszę się otrząsnąć… ale nie mogę. Nie umiem go nie kochać.
***
Bo to, co dla mnie miało sens,
Odeszło razem z Tobą. 
Tu czekam tu, wciąż kocham cię,
Choć poszłaś inną drogą. 

Marek nie sądził, że kiedykolwiek będzie czuł się tak okropnie. Miotał się jak dzikie zwierzę uwięzione w klatce. Nie mógł uciec i uwolnić się od wyrzutów sumienia. Bił się ze swoimi myślami. Z jednej strony czuł, że musi jechać do Uli, ale z drugiej wiedział, że nie może. Wiedział, że i tak mu nie wybaczy, a tylko niepotrzebnie zrani go jeszcze bardziej. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Zaskoczony ruszył otworzyć. Na korytarzu zobaczył oczywiście Sebę.
- Stary, co jest? Od trzech dni nie przychodzisz do firmy – rzucił na przywitanie. Marek niechętnie wpuścił go do środka. Nie chciał mu się z tego tłumaczyć. Był zły na siebie, że nie przyjrzał się swoim uczuciom wcześniej, gdy jeszcze Ula była przy nim. Wtedy mógłby to wszystko jakoś odkręcić, wyjaśnić jej na spokojnie i może nawet nie odeszłaby.
- Seba ja po prostu… nie mam na to siły – wybrnął. Faktycznie nie miał. Wyglądał pewnie jak tysiąc nieszczęść.
- Nie mam na to siły? Marek, proszę cię. Ubieraj się i idziemy – zarządził wyrzucając z jego szafy koszulę, spodnie i marynarkę. – No dalej, ruszaj się bo się spóźnimy.
- Ja nigdzie nie idę. – Usiadł na podłodze opierając się o łóżko.
- Stary co się dzieje? – Teraz faktycznie zaniepokoił się stanem przyjaciela. Był załamany. Usiadł obok niego na podłodze.
- Mam wyrzuty sumienia. – Podniósł się z podłogi i podszedł do okna. – Mam wyrzuty sumienia, że oszukałem Ulkę. Tęsknię za nią.
Seba był ostatnią osobą, której chciał zwierzać się ze swojego życia uczuciowego. Był dobrym kumplem do wyskoczenia do klubu, na podryw, czy do obgadania strategii działania w przypadku kolejnej kochanki, ale nie mógł zrozumieć jego problemów sercowych.
- Tęsknisz za nią – zdziwił się. – Tylko mi nie mów, że ty się w niej…
- Zakochałem się w niej – przerwał mu. – Już? Koniec przesłuchania? Bo jeśli tak, to chciałbym zostać sam.
***
Już nie będę z tobą kłócił się 
I tak nigdy nie mam racji 
Wydawać by się mogło, że 
Jesteśmy źle dobrani 
Najgorsze jest jednak to 
Twoje rozczarowanie 
Wiem zapomniałem Ci powiedzieć, że 
Jestem zakochany 

W końcu minęły dwa tygodnie. Dzień w którym urlop Uli dobiegał końca. Marek sam nie wiedział czy ma się cieszyć. Z jedne strony pewnie ją spotka, ale z drugiej może złożyć wymówienie… a nawet na pewno je złoży. Wiedział, że na pewno mu nie wybaczy, ale nie potrafił tak po prostu się poddać, odpuścić, ze świadomością, że nic nie zrobił żeby do niego wróciła. Usłyszał pukanie do drzwi. Do środka weszła Violetta.
- Ula jest w firmie.
- Okej, dzięki.
Sekretarka wyszła. Odetchnął ciężko. Musiał coś zrobić. Nie wiedział jeszcze co, ale coś musiał. Cokolwiek. Niewiele się zastanawiając wyszedł ze swojego gabinetu, przemknął przez sekretariat i dotarł do jej pokoju. Zapukał po czym wszedł. Ula stała przy oknie i wpatrywała się w Warszawę. Spojrzał na Marka z obojętnością.
- Ula, możemy porozmawiać? – poprosił.
- Miałeś dwa tygodnie – ucięła.
- Wiem. Ula, ja…
Pokręciła głową. – Marek, przestań. Po prostu przestań – przerwała mu. – Osiągnąłeś już cel. Wygrałeś zakład, wykorzystałeś mnie. Nie wiem czego ty jeszcze możesz chcieć i szczerze mówiąc – nic mnie to nie obchodzi.
Wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami. Westchnął. Nie wysłuchała go. Jednak nawet jeśli nie chciała z nim rozmawiać, to musiał powstrzymać ją przed złożeniem wymówienia. Zrobi wszystko żeby nie odchodziła. Nawet jeśli nie będzie mógł jej widywać, to zapyta Sebastiana co u niej. Jest gotów na każde wyrzeczenie, byleby miał możliwość widywania jej, albo chociaż informacje czy wszystko w porządku. Wybiegł za nią. Dogonił ją na korytarzu zanim weszła do windy. Wszedł tam wraz z nią.
- Gdzie idziesz?
- Do twojego ojca złożyć wymówienie – stwierdziła. Drzwi windy otworzyły się, więc chciała wysiąść, ale Marek szybko zareagował nie pozwalając jej wysiąść i nacisnął ostatnie piętro. Spiorunowała go wzrokiem.
- Nie możesz.
- A jak mi zabronisz?
Zastanowił się. Zrobi wszystko. – Ula… wiem, że cię zraniłem. Wiem, że było podłe to co zrobiłem. Wiem, że mi nie wybaczysz i, że nie chcesz mnie znać, a nawet widzieć. Dlatego… odejdę z firmy. Zwolnię się. Nie będę pokazywał ci się na oczy. Tylko się nie zwalniaj.
Spojrzała na niego zaskoczona tym co powiedział. – A co ci to da?
- Nic. Kompletnie nic. Jeśli chcesz mogę zwolnić się nawet teraz. Ale ty nie odchodź.
Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Winda zatrzymała się w końcu na dziesiątym piętrze i po chwili ruszyła z powrotem na dół. Marek w myślach zaciskał kciuki żeby się na to zgodziła. W końcu kiwnęła tylko głową. Odetchnął. – Dzięki.
Wysiedli na czwartym piętrze. Marek ruszył do gabinetu ojca. Nie wiedział jak ten zareaguje na jego decyzję, ale obiecał Uli. Najważniejsze było to, że ona zostanie. Może i nie będzie jej widywał, ale będzie miał pewność, że nic jej nie jest, że u niej wszystko w porządku, bo wypyta o to dokładnie Sebę. Zapukał do gabinetu prezesa.
- Cześć tato.
- Witaj Marek. Co cię sprowadza?
Odetchnął. – Odchodzę z firmy.
- Ale jak to, dlaczego? – zdziwił się.
- Nie ważne. Tato… przynajmniej na razie. Potem zobaczymy jak się sprawy potoczą, ale teraz… Teraz muszę się zwolnić.
***
Starczyłam ci na miesiąc
To chyba był twój rekord
Tęskniłam choć wiedziałam
Ze nie tego pokochałam

Ula siedziała w swoim gabinecie. Jeszcze dwadzieścia minut chciała wyjść z niego po raz ostatni. Tak, żeby więcej nie musieć widywać Marka. Ale on sam odszedł z firmy zaskakując ją podwójnie. Nie wiedziała czemu to robi. Skoro jej nie kocha, co sam jej powiedział, to powinno mu być na rękę to, że się zwalnia. Może i powinna się cieszyć, bo przynajmniej nie musiała się zwalniać… ale nie potrafiła być szczęśliwa. Cierpiałaby jeśli musiałaby go oglądać na co dzień, ale teraz cierpi z powodu, że go nie ma. Kochała i nienawidziła jednocześnie.
Usłyszała pukanie do drzwi, więc od niechcenia rzuciła zaproszenie. Zobaczyła, że do jej gabinetu wchodzi Krzysztof, więc szybko zrzuciła smutek z twarzy.
- Dzień dobry panie Krzysztofie – przywitała się uprzejmie.
- Witaj Ula – odparł. Dobrzański zaczął mówić do niej po imieniu, gdy już oficjalnie była z Markiem. – Powiesz mi co się dzieje? Najpierw ty idziesz na dwutygodniowy urlop, a w dzień twojego powrotu zwalnia się Marek.
A więc naprawdę się zwolnił… - Musiała przyznać, że nieco w to wątpiła. Wydawało jej się to nieprawdopodobne.
- Myślę, że powinien porozmawiać pan z Markiem.
- Próbowałem, ale powiedział mi tylko, że to nieważne i, że przynajmniej na razie, musi odejść.
Pokiwała głową. – My nie jesteśmy już razem i… tak jest po prostu prościej. Chciałam się zwolnić, żeby nie musieć pracować z Markiem, ale on chciał żebym została i sam się zwolnił – wybrnęła. Nie skłamała, ale nawet nie zająknęła się na temat zakładu Marka i Sebastiana. Jeśli Marek zdecyduje się  powiedzieć ojcu dlaczego się rozstali, to w porządku, ale ona nie miała zamiaru o tym rozmawiać. Jak na razie wyjaśniła to tylko Maćkowi. Tacie i dzieciakom powiedziała tylko, że po prostu się rozstali. Bo do siebie nie pasowali, jak powiedział Marek. Krzysztof przyjął jej tłumaczenia, chociaż widać było, że ma jeszcze jakieś wątpliwości. Pożegnali się i prezes opuścił jej gabinet. Opadła na krzesło. Miała dość. Postanowiła załatwić tylko jakieś bieżące sprawy i wyjść z pracy wcześniej, odpocząć trochę i może popracować w domu. Włączyła komputer i chciała już zabrać się za pracę, ale usłyszała ponownie pukanie do drzwi.
- Proszę.
Ku jej zdziwieniu do gabinetu wszedł Marek. Spojrzała na niego pytająco.
- Przyszedłem się pożegnać.
- Cześć – rzuciła od niechcenia, logując się na swój pulpit. – Coś jeszcze? – zapytała widząc, że Marek nie opuszcza gabinetu.
- Tak. Gdybyś zmieniła zdanie i chciała ze mną porozmawiać…
- Nie zmienię zdania – przerwała mu w połowie zdania. – Ale tak, mam twój numer – dodała dla świętego spokoju.
- Ula…
- Marek – przerwała mu ze zniecierpliwieniem. – Mam dużo pracy. Więc jeśli chcesz tylko stać tu i przekonywać mnie, że powinniśmy porozmawiać, to tylko marnujesz mój i swój czas. Cześć – dodała dając mu do zrozumienia, że powinien wyjść. Westchnął, ale wyszedł.
***
Czy jest jeszcze coś, co mogłoby dziś...
na czas zawrócić nas
zmienić zdarzeń bieg
gdy rozpędzeni gnamy wbrew przestrogom?

- Seba, nie. Zwolniłem się. Dałem jej spokój. Nie będę już próbował, ani nawet nie wrócę do firmy.
Spuścił wzrok wbijając wzrok w filiżankę kawy stojącą na stoliku przed nim. Siedział z przyjacielem w restauracji nieopodal firmy… do tej właśnie restauracji nieustannie ciągał Ulę na lunche chcąc zdobyć jej zaufanie. Wracały do niego wspomnienia ich rozmów i śmiechów. Wtedy byli jeszcze przyjaciółmi, choć jego intencje nie były dobre. W życiu nie spodziewał się wtedy, że może się w niej zakochać.
- Jesteś pewien Marek? Ciężko mi zrozumieć jak ty mogłeś się w niej zakochać, ale niech ci będzie. Myślę jednak, że zwalnianie się z firmy to gruba przesada.
- Seba, naprawdę tego nie rozumiesz? Jeśli zostałbym, ona zwolniłaby się. Jeśli ona by odeszła nie tylko nie mógłbym jej widywać, ale nawet nie mógłbym się od kogoś dowiedzieć co u niej. A tak… może i nie mogę jej widywać, ale przynajmniej mogę zapytać ciebie, czy kogokolwiek innego czy wszystko u niej okej.
Olszański pokręcił głową. – No jak chcesz. Ale myślę, że oboje przesadzacie. Ty z poświęceniem dla niej, a ona z tym, że nie chce z tobą pracować.
- Nie zrozumiesz tego Seba. Ona naprawdę mnie kochała. Cierpi przeze mnie. Nie potrafi mnie widywać. Praca ze mną byłaby dla niej udręką. A ja nie chcę, żeby się męczyła, a poza tym, że będę miał jakiekolwiek pojęcie co u niej, to nie chcę żeby traciła pracę.
Sebastian machnął ręką. – Powiedzmy, że rozumiem.
- Jak się zakochasz, to zrozumiesz. Dobra Seba – dopił ostatni łyk kawy – ja lecę.
Szedł chodnikiem pod firmą w kierunku swojego samochodu. Nagle zauważył Ulę wychodzącą z biurowca. Była dopiero jedenasta, więc zdziwił się, że już wychodzi. Pomyślał jednak, że pewnie ma jakieś spotkanie, albo po prostu już skończyła. Chciałby do niej podejść, przytulić do siebie, pocałować i nawet zmusić, żeby go wysłuchała. Chciał tylko żeby była. Niczego więcej nie potrzebował, tylko jej. Pierwszy raz w życiu tak kogoś kochał. Wiedział jednak, że to niemożliwe. Już nie. Gdyby wcześniej zrozumiał, że ją kocha i jeszcze gdy byli razem wyjaśniłby jej całą sprawę i przeprosił to może miałby jakieś szanse. Ale dowiedziała się przypadkiem o zakładzie, a on na dodatek z nią zerwał… Pokręcił głową z westchnięciem i odprowadził ją wzrokiem na przystanek. Nie, na pewno nie miał już żadnej szansy żeby się z nią pogodzić.

A jeśli dzieli nas 
od przepaści krok 
chcę tylko czuć, że cię mam przy sobie

Adele – „Rolling In The Deep”
PIN – „Bo to co dla mnie”
Myslovitz – „Alexander”
Jula, Magda – „Straciłam”
Bracia – „Nad przepaścią”

Kochani przepraszam, że tak dawno nie wstawiałam nowych rozdziałów, ani nie komentowałam waszych notek, ale jakiś czas miałam problemy z netem, a teraz nie miałam na to zbyt czasu J Postaram się jeszcze dzisiaj nadrobić i skomentować.

wtorek, 14 sierpnia 2012

14. Zakład


Zakład
Rozdział 14

Może umiem tylko ranić, dławić w sobie smutek,
nie mogąc go zabić i za nic stąd uciec,
próbując zabić tę próżność bez granic,
co cztery ściany zburzę w murze inicjały.

Marek wszedł do firmy. Od razu rozejrzał się po korytarzu, jednak nigdzie nie widział Uli. Odetchnął z ulgą. Odebrał klucze od Ani i udał się w kierunku swojego gabinetu. Violi jak zwykle nie było w sekretariacie, ale nie to było jego największym zmartwieniem. Najgorsze były te zżerające go od wewnątrz wyrzuty sumienia. Zrobił to. Wykorzystał ją. Tak po prostu. Mimo, iż przeszła mu przez głowę myśl o przegraniu zakładu, mimo tego, że widział w jej oczach pewien niepokój przekonał ją. Była szczęśliwa, a on miał teraz to jej szczęście zburzyć. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że będzie musiał z nią zerwać. W końcu nie może dalej dawać jej nadziei, że ją kocha, skoro nic do niej nie czuje. Wiedział, a przynajmniej miał taką nadzieję, że gdy tylko zerwie z Ulą, wszystkie obawy odejdą w niepamięć. W końcu teraz obawia się tylko tego, że dzisiaj zakończy ich „związek”. Odetchnął. Tak. Na pewno będzie lepiej. Znowu będzie mógł wykorzystywać dziewczyny nie martwiąc się o konsekwencje, a ta przygoda z Ulą odejdzie w niepamięć. W końcu jest tylko kolejną dziewczyną do odhaczenia. Na pewno. Musi tak być. Nagle do jego gabinetu zupełnie bez zapowiedzi wparował Sebastian.
- I jak? – zapytał zapominając o powitaniu. Marek odetchnął. Nie mógł mu powiedzieć, że teraz ma jeszcze większe wyrzuty sumienia. Musiał być sobą, nie mieć wyrzutów sumienia, nie zważać na uczucia. On w końcu taki był.
- Wygrałem zakład – odparł. Bo co innego mógłby powiedzieć, żeby Seba znowu nie miał do niego pretensji.
- No i dobrze. Teraz tylko zrywasz z Ulką, a potem pójdziemy do klubu.
Marek pokiwał głową siląc się na entuzjazm. Seba po chwili wyszedł z pomieszczenia, a Marek został sam ze swoimi myślami. Chciał pozbyć się Uli ze swoich myśli. Miał tylko nadzieję, że zaraz po zerwaniu z nią, uwolni się i znowu wszystko będzie takie jak dawniej. On będzie taki jak dawniej.
***
Ula przyszła do firmy chwilę po Marku. Na jej ustach malował się uśmiech. Była szczęśliwa. To był cudowny weekend. A Marek był wspaniały. Nie żałowała, że spędzili razem noc, mimo początkowych obaw. Wiedziała, że najpewniej tak to się skończy, bo w końcu co może robić dwójka zakochanych ludzi na wspólnym weekendzie, w jednym łóżku? Mimo to bała się. Ale Marek… był cudowny. Jeszcze nigdy się tak nie czuła. Była przeszczęśliwa, unosiła się niemal dwa metry nad ziemią. Myślała, że mogłoby być tak wiecznie. Kochała go i była pewna, że on kocha ją, chociaż jeszcze jej tego nie powiedział. Ale dawał jej takie sygnały. Mówił dużo rzeczy, które wskazywały właśnie na to, że darzy ją miłością. Udała się do swojego gabinetu z zamiarem zostawienia tam torebki, a następnie pójścia do Marka. Tak też zrobiła. Po chwili była już w jego gabinecie. Uśmiechnął się do niej na przywitanie. Odwzajemniła uśmiech. Gdyby tylko wiedziała jakie myśli krążą po głowie Marka od razu pozbyła by się złudzeń, że będą razem jeszcze długi czas. A może nawet zdołałaby uniknąć zranienia. Marek chyba nawet wolałby, żeby faktycznie mogła czytać mu w myślach. Pozbawiłaby go tego przykrego „obowiązku”. Nie musiałby z nią zrywać, bo sama by to zrobiła. Ale niestety nie mogła i on sam musiał to zrobić. Czuł się z tym fatalnie. Wiedział jednak, że dłużej już nie może jej oszukiwać. Nie kocha jej i prędzej czy później, będą się oboje źle czuli w tym związku. Nie chciał powtarzać historii z Pauliną.
- Możemy porozmawiać? – zapytał.
- Pewnie.
Udali się do parku. Marek wiedział co ma zrobić… co chce zrobić. W końcu nie kocha Uli.

You know that I don't love you
And I never did
I don't want you
And I never will
(Wiesz, że cię nie kocham
I nigdy nie kochałem
Nie chcę cię
I nigdy nie będę chciał)

Spacerowali dłuższą chwilę w ciszy. Marek cały czas zastanawiał się jak to zrobić. Zawsze było prościej. Mógł wręczyć dziewczynie wymówienie i tyle ją było widać. Tym razem nie mógł. Ula nie była jego sekretarką. Przeklinał sam siebie, że nie poszedł na łatwiznę i nie rozpoczął kolejnego romansu z kimś, kogo zwolnienie byłoby wykonalne.
- Marek o co chodzi? – zapytała w końcu. Przystanęli. Marek spojrzał na nią.
- Ula, ja… Chodzi o to, że… - Odetchnął. – Nie możemy być razem – wyrzucił w końcu. Zauważył zaskoczenie na jej twarzy. Chyba jeszcze nie zdążyła zrozumieć co do niej powiedział, bo zamiast zacząć histeryzować spytała tylko.
- Dlaczego?
- Bo do siebie nie pasujemy – wybrnął. Było to poniekąd prawdą. On był zupełnie inny od niej. Oszukiwał i ranił ludzi nie zważając na konsekwencje. Ona była dobra, spokojna i kochająca. Zupełne przeciwieństwa dziewczyn, z którymi spotykał się do tej pory, zupełne przeciwieństwo jego. Dopiero teraz zauważył łzy w jej oczach, tym bardziej zdziwił się, że nie płacze i nie krzyczy. Wiedział, że nie jest histeryczką, ale był przygotowany na coś takiego, a nie na, zapewne tylko udawany, spokój. – Ula wiem, że cie zraniłem, ale…
- Daruj sobie – przerwała mu. Zamilkł zaskoczony ostrym brzmieniem jej głosu. Nadal powstrzymywała łzy, choć był pewny, że gdy tylko będzie sama rozpłacze się i nie będzie już taka twarda. – Naprawdę myślałam, że ty… Zresztą nie ważne.
- Ula, zrozum. Ja po prostu chcę uniknąć związku bez przyszłości – skłamał. Trochę prawdy w tym było, ale chciał po prostu mieć spokój ze stałymi partnerkami, a już na pewno nie chciał wiązać się ze swoją kochanką. Jakoś mu to nie leżało. – Lubię cię i szanuję. Ale nie kocham. – Teraz mówił prawdę. Nie planował tego mówić.
- Skoro mnie nie kochasz, to po co w ogóle zaczynałeś? Chciałeś mnie tylko wykorzystać, tak? Naprawdę myślałam, że się zmieniłeś.
Odwróciła się i ruszyła przed siebie. Marek wpatrywał się w odchodzącą dziewczynę. Nie biegł za nią bo i po co? Wszystko zostało powiedziane. Zrobił to co miał zrobić. Wykorzystał ją i rzucił – taki był plan. Tylko dlaczego skoro wszystko poszło zgodnie z planem wyrzuty sumienia nadal nie chciały go opuścić?
***
W strugach deszczu rozpływam się,
usta drżą i czuję lęk, 
po mej twarzy wolno tak toczy się kolejna łza,
w strugach deszczu
moknie też fotografia ta w dłoni mej,
wszystko to co zostało mi z tamtych chwil, 
te wspomnienia wciąż kręcą się tu, 
jak jadowity wąż kosić chcą znów. 

Ula zaraz po rozmowie z Markiem wróciła do domu. Przez całą drogę powstrzymywała potoki łez napływające jej do oczu. Udawała, że jest twarda, że nie ruszyło jej to, a jedynie jest na niego zła, ale to nie była prawda. Nadal kochała, chociaż miała do niego żal. Nie czuła się nigdy tak okropnie zraniona. Myślała, że on naprawdę kocha, a tym czasem mówi jej, że to nie prawda. Gdy tylko wpadła do swojego pokoiku rozpłakała się osuwając po drzwiach na podłogę. Cały czas miała przed oczami jego beznamiętną twarz, gdy mówił jej, że lubi ją i szanuje, ale to nie jest miłość. Starała się uspokoić, ale nie było to takie proste. Miała przed oczami pełno wspomnień z jego udziałem. Wszystkie pocałunki, rozmowy, spacery, obietnice. Było jej tak źle, jak jeszcze nigdy. Chciałaby żeby okazało się, że to tylko zły sen, że Marek zaraz ją przytuli i wszystko będzie dobrze. Że tak naprawdę to on z nią nie zerwał. Domyślała się dlaczego to zrobił. Chciał ją wykorzystać. W końcu zerwał dopiero po tym jak spędzili razem wspólną noc. Zaczęła żałować, że się na to zgodziła. Może gdyby nie to, cierpiałaby mniej. Jej ciałem ponownie wstrząsnął szloch. Usłyszała pukanie do drzwi, a potem zaniepokojony głos swojego taty.
- Ulcia, wszystko dobrze?
Odetchnęła. – Tak, dobrze – odparła nieco drżącym głosem.
- Na pewno?
Zastanowiła się. Prędzej czy później będzie musiała powiedzieć ojcu, że już nie jest z Markiem. Może lepiej od razu?
- Mogę wejść? – Usłyszała pytanie.
- Tak – zgodziła się. Przeniosła się na kanapę. Mężczyzna wszedł do pokoju córki i spojrzał na nią zaniepokojony. Ula dawno nie płakała, a na pewno nie tak głośno. Usiadł obok niej.
- Co się stało córeczko?
- Tato ja… Marek… my nie jesteśmy już razem – wyznała cicho walcząc z ponowną chęcią rozpłakania się.
***
Teraz już sam nic nie wiem,
Nie wiem, nie wiem, co jest moim celem,
Nie wiem, czy istnieje ten element, nie jestem pewien,
Jakoś tak wspomnienia się mieszają, 
Nie wiem zanikają,
Całą chmarą nawarstwiają

Marek wrócił do firmy, ale nie zaszedł do Sebastiana, żeby powiedzieć mu, że zerwał z Ulą. Zamiast tego powędrował do swojego gabinetu i wbił wzrok w okno. Po rozmowie z Ulą chwilę patrzył jak odchodzi, ale zaraz odwrócił się i wrócił do firmy. Nadzieje, że zrobi mu się lżej po zerwaniu z Ulą, odeszły w niepamięć. Nie było gorzej, ale nie było także lepiej. Nadal miał wyrzuty sumienia. Chciał się ich pozbyć raz na zawsze. Przelatywały mu wszystkie wspomnienia z Ulą w roli głównej – próbował uświadomić sobie w którym momencie coś zaczęło się komplikować. Doszedł do wniosku, że jakoś po zerwaniu z Paulą. Gdy już ujawnił się z związkiem jego i Uli czuł się podle. Odetchnął. Nie chodziło o żadne uczucia w kierunku Uli. Chodziło tylko o to, że zranił ją za bardzo. Za jakiś czas na pewno wszystko się unormuje i zapomni o tym, że kiedykolwiek żałował tego zakładu. A przynajmniej miał taką nadzieję. Postanowił dla odstresowania się wyjść z Sebą do klubu, w końcu byli umówieni. Napije się, może spotka kogoś kto pomoże mu nie myśleć o tym, że ma wyrzuty sumienia, a konkretniej jakąś pierwszą lepszą dziewczynę. Pierwszy raz odkąd pamiętał z taką niechęcią planował wypad do klubu. Mimo wszystko poszedł do Sebastiana.
- Mam dość tego dnia – oznajmił, gdy tylko wszedł do gabinetu kumpla.
- Uuu, coś czuję, że bez drinka się nie obejdzie. To jak, zabawimy się trochę? 69?*
- 69* - potwierdził.
Sebastian poderwał się z krzesła. Od dawna nie byli w klubie. Marek miał romans z Ulą, więc do klubów nie chodził, a Sebie nie chciało odwiedzać się tego miejsca samemu. Teraz w końcu wrócili do dawnych zwyczajów. Byli zadowoleni, a  przynajmniej Sebastian, bo Marek nieustannie starał się wyrzucić ze swojej głowy myśli o Uli, wyrzutach sumienia i tym, że ją zranił. Jeszcze trochę i dojdzie do jakichś absurdalnych wniosków. Pokręcił głową na nowo skupiając się na drodze. Po kilku minutach parkował już pod klubem.

Marek zamówił sobie drinka. Po trzecim z kolei w końcu zdołał się rozluźnić i wyrzucić z głowy irytujące myśli. Poszedł w ślady przyjaciela i zaczął wypatrywać jakiejś panienki na dzisiejszą noc. Nagle zauważył swoją, jak mu się wydawało, znajomą. Nie wiedział co nim kierowało, ale podszedł do dziewczyny. Ta również go zobaczyła. Zauważył jej z początku pytający, a potem mile zaskoczony wzrok.
- Marek, tak? – Upewniła się.
- Tak, a ty…
- Kasia – dokończyła, widząc jego minę. Odetchnął niezauważalnie. Pamiętał jakie miał problemy z przypomnieniem sobie jej imienia. Kasia, albo Kaja. Postawił na Kasię i faktycznie miał rację. To spotkanie wydawało mu się bardzo odlegle mimo, iż miało miejsce zaledwie ponad dwa miesiące temu. Od tamtego momentu minęło już tyle czasu i miało miejsce tyle rzeczy, że dość oryginalny przebieg tego spotkania odszedł w niepamięć. Teraz przypomniał sobie jak odwoził pijaną dziewczynę do domu. Uśmiechnął się lekko. – Nie martw się, dzisiaj nie mam zamiaru się upijać.
Zaśmiał się. Był rozluźniony. Wypity alkohol pomógł mu zapomnieć o zmartwieniach.
- No ja myślę – odparł żartując. – Napijesz się? Ja stawiam.
- Właśnie powiedziałam, że nie mam zamiaru się upijać. No ale niech będzie, jeden drink jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Marek kiwnął głową. Udali się do stolika. Nie wiedział czemu zechciał do niej podejść i porozmawiać. Może po prostu nie miał nastroju na zakończenie wieczoru w hotelu z jakąś przypadkowo poznaną panienką? Z jakiegoś powodu był pewien, że Kasia nie należy do tych pierwszych lepszych… może przez ich pierwsze spotkanie. Tak czy inaczej nie przeszkadzała mu perspektywa rozmowy. Odszukał wzrokiem Sebastiana. Zabawiał właśnie rozmową jakąś nową koleżankę.
- Co u ciebie słychać? – zagadnął, chcąc w jakiś sposób nawiązać rozmowę, a nie miał nastroju na flirt. Nie często mu się to zdarzało.
- Może być, chociaż niedawno zerwałam z chłopakiem.
- Przykro mi.
Machnęła ręką dając mu do zrozumienia, że to nic. – A co u ciebie?
- U mnie… - Nagle do głowy wróciły mu myśli o Uli. Miał ochotę siarczyście zakląć. Już mu było dobrze nie myśląc o niej. – U mnie w porządku – skłamał. W miarę upływających minut, a nawet godzin rozmowa się rozkręcała, a ilość wypitego alkoholu powiększała się. Po którymś z kolei drinku obojgu zaszumiało w głowie i zmniejszyli odległość między sobą, a z początku grzecznościowa rozmowa na dość neutralne tematy przerodziła się w flirt. W końcu ich usta złączyły się.
***
Następnego dnia Marek wszedł do firmy. Mimo kaca starał się wyglądać w miarę przytomnie. Jego myśli szalały jeszcze bardziej potęgując złe samopoczucie. Nie rozumiał czemu tak się zachował! To nie było dla niego normalne zachowanie. Wchodząc do swojego gabinetu przed zamknięciem drzwi polecił jeszcze Violetcie, żeby nie wpuszczała nikogo, nawet Sebastiana, nie ważne z jaką ważną sprawą by nie przyszedł. Po zatrzaśnięciu za sobą drzwi i opadnięciu na kanapę przypomniał sobie spotkanie w klubie z Kasią.
Z początku grzecznościowa rozmowa na dość neutralne tematy przerodziła się w flirt. Ich usta spotkały się. Całowali się coraz bardziej namiętnie, wyglądało na to, że sytuacja skończy się w jeden tylko sposób. W hotelowym pokoju wynajętym na jedną noc, na pożądaniu i zapomnieniu. To powinno się tak skończyć – w końcu po to szedł do klubu. Żeby znowu być Markiem, a nie tym kimś kim był przez ostatnie dwa miesiące romansu z Ulą. On nie był romantyczny i opiekuńczy. Wykorzystywał, ranił kobiety – to była jego prawdziwa twarz. Miał nadzieję, że się nie myli. Nagle jednak oderwał się od Kasi. Sam zdziwił się swoją gwałtowną reakcją. Dziewczyna także była zaskoczona. Ona pewnie też miała nadzieję na to, że ta sytuacja skończy się w jeden tylko sposób. Chciał wrócić do przerwanej czynności, ale gdy ponownie wpił się w jej usta, to już nie było to samo. Nie odczuwał rządzy. Nie chciał tego zrobić, jego umysł podpowiadał mu, żeby odsunął się i wyszedł już, teraz, natychmiast. Żeby dał spokój. Ponownie oderwał się od dziewczyny.
- O co chodzi? – zapytała zaskoczona.
- Przepraszam cię, spieszę się. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Wyszedł z klubu czując się jak ostatni frajer. Kto ucieka od dziewczyny, gdy ta w jednoznaczny sposób daje do zrozumienia, że chce tego tak samo jak on? Chyba tylko kretyn.
Nie rozumiał swojego zachowania. To nie był Marek – Casanova i uwodziciel, łamacz kobiecych serc. To był ten Marek, który obudził się do życia przy Uli. Lojalny i moralny, nie krzywdzący innych – wiedział, że to była tylko maska. Gra pozorów. Jedna wielka mistyfikacja. Zaraz po zerwaniu z Ulą miał zamiar maskę tą zdjąć, zdeptać, wyrzucić i więcej nie zakładać. Przyczepiła się do niego jak rzep. Zaklął siarczyście pod nosem, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
- Viola, prosiłem! – zawołał, ale otworzył drzwi. Ku swojemu zaskoczeniu w progu zauważył ojca. – Cześć tato. Wejdź. O co chodzi?
- O Ulę. Wiesz czemu wzięła urlop?
Urlop? Jaki urlop? - przebiegło mu przez głowę. Sądził, że szybciej złożyłaby wymówienie. Szybko jednak jego myśli zaczęło zaprzątać coś innego. Gdy ujawnił jego związek z Ulą siłą rzeczy musiał powiedzieć rodzicom, że są razem. Teraz będzie musiał przyznać, że się rozstali. Najpierw Paulina, teraz Ula… - Ojciec na pewno nie będzie zadowolony.
- Nie – skłamał.
- Nie wiesz? – zdziwił się. – Nie powiedziała ci? Przecież jesteście razem.
- Już nie – odpowiedział po prostu. Miał dość. Chciał zasnąć i obudzić się jak wszystko co teraz jest tak męczące skończy się. – Tato przepraszam cię, ale naprawdę jestem wykończony i nie chcę o tym teraz rozmawiać.
***
Ostatni czas pokazał mi
Co tak naprawdę widziałeś w nas
Nie jesteś wart miłości
Którą chciałam zmienić cały twój świat
Jestem ci wdzięczna i zapamiętaj
Na pewno przetrwam
Kiedy nie będzie nas
Jestem ci wdzięczna i zapamiętaj
Na pewno przetrwam
Kiedy nie będzie nas

Ula siedziała na korytarzu firmowym. Czekała na Maćka. Modliła się przy okazji, żeby nie spotkać Marka. Chwilę temu złożyła podanie o urlop. Oczywiście nie podała konkretnego powodu. Chciała żeby to Marek się tłumaczył. Ona już nie miała siły. Pan Krzysztof poszedł porozmawiać z synem, ale dość szybko wyszedł z jego gabinetu. Gdyby mogła, to rozpłakałaby się tu, na środku korytarza, wśród przechodzących obok ludzi. Postanowiła, póki przyjaciel po nią nie przyjedzie, iść porozmawiać z Violettą. Z duszą na ramieniu weszła do sekretariatu przed gabinetem dyrektora do spraw promocji. Niestety Violi nie było w sekretariacie – miała nadzieję, że jej zabawne powiedzonka i rozmowa z nią choć trochę poprawią jej humor, ale niestety. Usłyszała dochodzące z gabinetu Marka głosy. Poznała w jednym z nich oczywiście Marka, a w drugim Sebastiana. Nie słuchałaby gdyby nie to, że rozmawiali o niej. Nie miała w zwyczaju podsłuchiwać, ale tym razem to było silniejsze od niej. Wmawiała sobie, że po prostu jest ciekawa, ale gdzieś na dnie jej serca miała nadzieję, że Marek żałuje, że z nią zerwał, że zrozumiał, że kocha… Gdyby tak było, ona wybaczyłaby mu bez wahania. Nie spodziewała się jednak tego co usłyszy.
- Wiesz stary, mam chyba wyrzuty sumienia – stwierdził Marek, przez co Ula już nie mogła i nie chciała przestać słuchać. Może jej marzenie się spełni, może on faktycznie… - Ten zakład to był idiotyzm.
Zakład…? – pomyślała, czując jak jej dłonie bezwiednie zaciskają się na blacie biurka o które się opierała.
- Teraz to już trochę za późno na takie wnioski – odparł Sebastian. – A wyrzuty sumienia może i masz podstawne, ale pewnie zaraz ci przejdą. Ale, że wygrałeś zakład i spędziliście razem noc to chodź – stawiam piwo.
Usłyszała tupot nóg zwiastujący, że mężczyźni zbliżają się do wyjścia. Chociaż czuła się sparaliżowana tym co usłyszała, zorientowała się w porę i wyszła z sekretariatu niezauważona przez nich. Od razu powędrowała do łazienki i spojrzała w lustro na swoje odbicie.
Zakład… Spędziliście razem noc… Wygrałeś… - Słowa usłyszanej rozmowy biły się w jej głowie nie chcąc jej opuścić. Zacisnęła mimowolnie palce na umywalce i przymknęła oczy. Mimo tych zabiegów po jej policzkach popłynęły gorące łzy. Łzy zranionej miłości.
***
Buka – „Proszę”
Muse – „Hyper music”
Farba – „W strugach deszczu”
Buka – „Tracę tlen”
Jula – „Nie zatrzymasz mnie”

*Wiem, że liczebniki piszemy słownie, ale jako, że to nazwa własna, po głębszym zastanowieniu postanowiłam napisać to liczbą.

Rozdział napisany już na wyjeździe, ale musiałam znaleźć czas i chęci żeby przepisać go na komputer :) Wasze rozdziały obiecuję nadrobić i skomentować jutro.

piątek, 3 sierpnia 2012

13. Zakład (i informacja)


Zakład
Rozdział XIII

Ula weszła do firmy z lekkim uśmiechem na ustach. Przywitała się w recepcji z Anią, a następnie powędrowała do sekretariatu przy gabinecie dyrektora do spraw promocji. Zaśmiała się cicho widząc jak zwykle „zapracowaną” Violettę.
- Znalazłaś coś ciekawego? – zapytała uśmiechając się do przyjaciółki. Blondynka podskoczyła i odwróciła się.
- Ulka, ale żeś mnie przestraszyła, dasz wiarę? No znalazłam taką fajną sukienkę, wyślę ci na maila, okej? – zapytała i nie czekając na odpowiedź mówiła dalej. – A ty pewnie do Marka! Jest u siebie.
- Okej.
Zapukała i weszła do gabinetu Dobrzańskiego. Uśmiechnął się do niej. Od czterech dni byli razem oficjalnie. Jednak tylko on i Sebastian wiedzieli, że długo taki stan rzeczy trwać nie będzie. Chyba, że coś ulegnie zmianie, ale takich komplikacji nie przewidywał.
- Cześć. – Podszedł i pocałował ją na przywitanie. – Mam dla ciebie pewną propozycję.
- Propozycję? – powtórzyła zaskoczona. Pokiwał głową. Posadził ją na swoim fotelu i otworzył laptopa. Wszedł na jakąś stronę internetową i pokazał jej. – Domek wypoczynkowy, mazury – przeczytała. Uśmiechnęła się lekko.
- Co ty na to? Upał jest niemiłosierny, poza tym oboje ostatnio mieliśmy dużo do roboty, przyda nam się odpoczynek, zregenerowanie sił.
Uśmiechnął się do niej zachęcająco. To była chyba jak na razie jedyna rzecz, której nie zrobił zgodnie z sugestiami Sebastiana. Olszański twierdził, że najlepiej będzie zabrać ją na randkę do restauracji w jakimś hotelu, upić ją, a potem udać się do wynajętego wcześniej pokoju. Marek wątpił jednak, żeby Ula zgodziła się na coś takiego. Znał ją trochę. Ona zapewne wolałaby właśnie jakiś romantyczny wyjazd, domek, łódka, lasek, jeziorko, ukochany… Miał wyrzuty sumienia, że chce to zrobić. Wiedział, że kocha go naprawdę, szczerze i bezwarunkowo. Ufa mu jak nikomu innemu. Wierzy, że jej nie skrzywdzi. Powinna trzymać się od niego z daleka. Wiedział, że bardzo ją to wszystko skrzywdzi, że będzie cierpieć. Jednak mimo to, robił to.
- Zastanowię się, okej? – odparła. – Zobaczę czy uda mi się pozamykać wszystkie sprawy i porozmawiam jeszcze z tatą.
- No dobrze – zgodził się. – Wyjeżdżalibyśmy w sobotę.
Pokiwała głową, po czym wyszła z jego gabinetu. Pożegnała się jeszcze z Violettą, po czym udała się do siebie. W gabinecie postanowiła zabrać się do roboty. Sobota była już za trzy dni, jeśli faktycznie chciała jechać z Markiem, musiała się spiąć i wszystko skończyć.
***
Marek po wyjściu Uli z gabinetu siedział wpatrując się beznamiętnie w drzwi. Pierwszy raz czuł wyrzuty sumienia, spowodowane okłamywaniem jakiejś dziewczyny. Do Uli nie żywił cieplejszych uczuć – tego był pewien. Bo inaczej cieszyłby się na spotkania z nią bardziej niż z innymi ludźmi, randki by sprawiały mu przyjemność, a żadnych takich objawów u siebie nie zauważył. Po prostu poznał ją, wiedział jaka jest, że jest wartościową dziewczyną i, że zasługuje na prawdziwą miłość – czuł więc wyrzuty sumienia, że ją rani. Ale teraz już nawet nie mógł się wycofać, bo niby jak? Po tym jak spędzą wspólną noc to raczej już będzie musiał, ale teraz jeszcze trochę powinien ją pourabiać. Westchnął ciężko. Po chwili do jego gabinetu wszedł Sebastian.
Pewnie ma kolejne genialne pomysły – zironizował w myślach.
- Cześć stary. Co jest? – rzucił na przywitanie.
- Jak tam z Ulką? Randka?
Marek wywrócił oczami. – Nie Seba, nie mam zamiaru upijać jej i wykorzystywać – odparł. – Wyjeżdżamy na weekend.
- No rozumiem, romantyczny weekend we dwoje… ty jesteś pewien, że się nie zakochałeś?
- Seba! – warknął. – Oczywiście, że nie. Po prostu ją polubiłem i tyle. To wszystkie durne pytania? Bo jeśli tak, to chciałbym popracować.
Spojrzał na kumpla wzrokiem mówiącym, że powinien już iść. Nie opierał się za bardzo i po chwili Marek został sam w gabinecie. Chciał przemyśleć sytuację w której się znalazł i jak to dalej pociągnąć. W końcu romansu dłużej niż jakieś cztery dni już nie pociągnie, po weekendzie zrobi coś żeby zerwać z Ulą. Gdyby był prezesem, lub gdyby Ula była jego asystentką byłoby o wiele prościej. Wystarczyłoby wręczyć wymówienie. A teraz… mógł mieć jedynie nadzieję, że odejdzie sama lub, że jakoś rozejdzie się po kościach. Po kilku godzinach pracy postanowił udać się do Uli. Chciał zapytać jaką podjęła decyzję. Zapukał i wszedł do jej gabinetu. Zauważyła go od razu i uśmiechnęła się wesoło.
- Hej – rzucił. – Myślałaś nad moją propozycją?
- Myślałam – odparła. – I jestem skłonna się zgodzić. Jeszcze tylko porozmawiam z tatą.
Pokiwał głową. Podszedł do niej i pocałował lekko. Nie przejmował się, że ktoś może ich zobaczyć, w końcu teraz oficjalnie byli razem… i miał przez to wyrzuty sumienia. Jeszcze nigdy nie czuł się aż tak źle z powodu, że okłamuje kolejną naiwną dziewczynę. Odczuwał takie coś tylko przy Uli.
***
Trzy dni dzielące ich od soboty minęły bardzo szybko. Ula była szczęśliwa z powodu wyjazdu, Marek niekoniecznie. Nadal dręczyły go wyrzuty sumienia. Teraz jednak nie mógł już się wycofać. Dwa dni, a potem… potem zerwie z Ulką. Pokręcił głową. Ten romans był trudniejszy niż mógłby przypuszczać. Wrzucił spakowaną torbę Uli do bagażnika obok swojej. Wsiadł do samochodu i uśmiechnął się wesoło do dziewczyny.
- To co? Gotowa na długo wyczekiwany urlop?
- Gotowa – odparła z uśmiechem. Odpalił silnik i ruszyli. Marek cały czas zastanawiał się jak ten wyjazd ma wyglądać. Będą tam jako zakochani, chociaż on wcale jej nie kochał… Zaklął w myślach. Wszystko przez ten zakład i chore pomysły Sebastiana. Gdyby tylko nie dał się im ponieść… Zrobił błąd – teraz już to wiedział. Ale już nie sposób było się z tego wycofać. Teraz już nie było możliwości żeby nie zranić Uli w takim stopniu. Była pierwszą dziewczyną, która sprawiała, że miał wyrzuty sumienia. To zdecydowanie nie był dobry objaw. W końcu on nigdy nie żałował tego co robił. Miał zamiar zabawić się w życiu i niczego nie żałować. A teraz żałował.
Po jakimś czasie dojechali na miejsce. Otworzył Uli drzwi i podał jej rękę pomagając wysiąść. Zaobserwował jej uśmiech. Okolica rzeczywiście była bajkowa. Wręczył Uli kluczyki żeby otworzyła domek a on udał się po ich torby. Wniósł je do domu bez większego problemu – bądź co bądź na dwa dni nie potrzebowali jakichś gigantycznych bagaży.
- To na co masz teraz ochotę? Rekonesans terenu, łódka, kajak, czy może leniuchowanie?
- Chodźmy może nad wodę.
Zgodził się. Złapał Ulę za rękę i powędrowali nad jezioro. Nie było jeszcze sezonu, więc ludzi nie było zbyt dużo. Usiedli na pomoście mocząc nogi w jeziorze. Pogoda była przednia. Słońce przygrzewało a delikatny wiaterek sprawiał, że nie było duszno. Idealna na urlopy.
Ula zagłębiła się w rozmyślaniach. Była szczęśliwa jak nigdy. Marek ją kocha – w końcu gdyby tak nie było nie zerwałby z Paulą i nie ujawniłby ich związku. Nigdy nie sądziło, że jej marzenie może się spełnić – że Marek ją pokocha. W końcu znany był ze swoich przelotnych romansów. Pewnie miałaby jakieś wątpliwości, gdyby nie to, że tym razem nie skończyło się na obietnicach zerwania z Pauliną. W końcu gdyby nie kochał to by nie zerwał z Paulą, a romans z Ulą zakończyłby dość szybko, zaraz po dojściu do celu. Jej rozmyślania przerwał dzwonek telefonu Marka.
- Przepraszam cię, zapomniałem wyciszyć. – Spojrzał na wyświetlacz. Sebastian. – Tylko ten jeden, okej?
Kiwnęła głową. Uśmiechnął się do niej i odszedł na stronę żeby odebrać. Wiedział o czym chciał rozmawiać Olszański, a wolał nie poruszać tego tematu przy Ulce.
- Halo?
- No cześć stary. Jak tam? Miłość kwitnie? – dogryzł mu.
- Daruj sobie – warknął. – Nic nie kwitnie, a przynajmniej nie u mnie. Mam wyrzuty sumienia.
- Żartujesz sobie? Ty i wyrzuty sumienia?  Marek, wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Po tym weekendzie wrócicie i zerwiesz z Ulą.
- Wiem co mam robić. Po prostu nie chcę… - Odszedł kilka kroków dalej, dla pewności, że Ula go nie słyszy. – Nie chcę jej okłamywać. W końcu jej nie kocham.
- Pewnie, że nie. Masz tylko sprawiać takie wrażenie. Ula nadal tam jest, więc pewnie ci wychodzi.
- Wiesz co Seba, nie chce mi się gadać. W ogóle nie pomagasz. Na razie.
Rozłączył się. Przybrał na twarz przekonujący uśmiech i wrócił do Uli siedzącej nadal na moście. Usiadł obok niej i pocałował ją.
- Przepraszam, musiałem odebrać – usprawiedliwił się. Wyciszył telefon. – Już nie będzie nam przeszkadzał.
- Ktoś z pracy?
- Nie, Sebastian pytał, czy już dojechaliśmy – skłamał. – I życzył nam dobrej zabawy. – Uśmiechnął się do niej i objął ją przytulając do siebie. Oparła się o jego ramię. Westchnął cicho wpatrując się w jezioro. W dalszym ciągu nie wiedział co powinien zrobić żeby pozbyć się wyrzutów sumienia. Chciał jakoś się z tego wyplątać tak, żeby jak najmniej zranić Ulę. A jedynym sposobem na to było… przegrać zakład.

Informacja!
Kochani, wyjeżdżam na małe wakacje. Internetu nie będę tam miała, więc kolejna notka pojawi się najszybciej w dzień mojego powrotu, czyli 12 sierpnia późnym wieczorem. Istnieje jednak możliwość, że będę zbyt śpiąca. Wtedy wstawię notkę w poniedziałek 13 J Pozdrawiam i do napisania :*