środa, 6 czerwca 2012

6. Zakład


"Zakład"
Rozdział 6

"Gdy kobietę ogarnie złość, mężczyzna powinien dotknąć swoimi ustami jej ust i trzymać tak długo, aż złość zmieni się w namiętność."
Zamknęła pamiętnik i zaczęła się zastanawiać po co też zapisała te słowa, które zaledwie kilka godzin temu usłyszała od Marka. Pomyślała, że w jakiś sposób ta sentencja pasuje do nich. Gdy ona jest na niego zła kończy się to pocałunkiem z jego inicjatywy. Wtedy gdy ją odprowadził pod bramę a ona była zdenerwowana, że znowu dała się omotać, że pozwoliła się podwieźć i dzisiaj, gdy była zła, że musi mieć z nim styczność a on złapał ją za rękę. Całował ją a ona odwzajemniała pocałunki, a złość przechodziła jej do czasu, aż nie oderwała się od niego. Gdy tylko zakończyli pocałunek obróciła się na pięcie i wystrzeliła z jego gabinetu ponownie zła na niego i na samą siebie, że znowu zmiękła. Niewątpliwie coś do niego czuła. Jej serce może nie dawało wyraźnych objawów miłości do niego, co trochę ją uspokajało, ale jej ciało dawało wyraźne znaki, że coś się z nią dzieje. Nie chciała tego uczucia z dwóch ważnych powodów. Pierwszym z nich było to, że Marek był jaki był, czyli Casanovą, uwodzicielem, playboyem. Nie mogłaby dłużej zagrzać miejsca w jego życiu. A po drugie był zaręczony. Jemu to widocznie nie przeszkadzało, ale dla niej był to poważny problem, przez który nie chciała nawet dać mu szansy. Miała swoje zasady, a jedną z nich było to, że nigdy nie zwiąże się z zajętym mężczyzną, chociażby była w nim śmiertelnie zakochana. Miała nadzieję, że uda jej się trzymać tej zasady, którą sama sobie kiedyś narzuciła.
 

Marek leżał na łóżku przerzucając bezmyślnie strony w jakimś kolorowym czasopiśmie co jakiś czas zwieszając wzrok na jakimś artykule, czy zdjęciu. Myślał o wszystkim po trochu, jednak teraz jego myśli głównie zajmowała Paulina. Nie martwił się nazbyt jej dziwnym zachowaniem, nie przejmował się nawet tym, że może go zdradzać. Chciał tylko żeby to wszystko się wyjaśniło. Gdyby okazało się, że ma romans, to wszystko wyszłoby na jego korzyść - uwolniłby się od tej chodzącej włoskiej furii, rodzice nie mieliby do niego pretensji o zerwanie zaręczyn bo w końcu to z jej winy rozpadłby się ten związek, nie miałby problemu z narzekaniami Pauli i ze ślubem, w końcu nie musiałby aż tak ukrywać się z romansami, a na dodatek miałby więcej czasu, który mógłby poświęcić rozkochiwaniu w sobie Uli, a potem na randki z nią. Wystarczyło tylko zebrać dowody, na podstawie których mógłby oskarżyć Paulinę o zdradę i bezkarnie z nią zerwać, albo mieć nadzieję, że sama w końcu go rzuci. Usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi. Przelotem spojrzał na zegar. Była dopiero dwudziesta pierwsza. On często wracał do domu o tej porze, ale Pauli się to raczej nie zdarzało, chociaż ostatnio coraz rzadziej wracała przed dwudziestą trzecią do domu. Udał, że jest bardzo skupiony na rozwiązywaniu krzyżówki i gdy narzeczona weszła do pokoju spojrzał na nią przelotem, po czym znowu skierował wzrok na czasopismo.
- Gdzie byłaś tak długo? - zapytał od niechcenia. Miał nadzieję, że Paula w końcu po prostu się przyzna, ale ona nie miała takiego zamiaru.
- U Violi - odparła. Marek niezauważalnie uniósł brwi. Ostatnio Aleks, Viola i spotkania służbowe były jej wymówkami za późne powroty do domu. On zresztą też zawsze wymawiał się tylko Sebastianem i spotkaniami. Miał jednak nadzieję, że Paulina da sobie w końcu spokój, że da mu spokój i zerwie z nim, albo, że się chociaż przyzna dając mu pretekst do rozstania się z nią.
- Mhm. I jak było?
 
- Fajnie - odparła przekonująco, jednak nie patrzyła na niego.
Marek pokiwał głową.
- Paula, może coś się zmieniło, ale z tego co wiem, to Viola jest dzisiaj u Seby - powiedział powstrzymując triumfujący uśmieszek. Seba faktycznie chciał umówić się z Violą. Czy mu się to udało nie wiedział, bo miał inne sprawy do załatwienia, jak na przykład uwodzenie Uli i nie miał kiedy się tym zainteresować. Paulina udała zdziwienie.
- Tak? No to musiała go spławić, albo on odwołał spotkanie. Kochanie, byłam u Violetty - powtórzyła. - A ty? O której wróciłeś? - zapytała zręcznie zmieniając temat.
- Zaraz po pracy - odparł, wyjątkowo zgodnie z prawdą. Ula odrzuciła jego propozycję podwiezienia do domu, jego ulubiony klub miał dzisiaj imprezę zamkniętą, więc nie miał jak się tam dostać, Sebastian gdzieś wyparował, więc pozostał mu powrót do domu. - Ciebie już nie było.
- No wiem, do Violi wyszłam koło siedemnastej.
Pokiwał głową. Nie mógł zaprzeczyć temu, że była przekonująca. Musiała dogadać się z Violą, bo wszystkie dane się sprawdzały, Viola rzeczywiście wyszła wcześniej z pracy, więc Paula mogła wyjść do niej o tej godzinie. Nie pasowało tylko to, że Violetta miała być u Seby.
- No dobra - mruknął, godząc się z tym, że dzisiaj mu się nie uda dostać dowodów na zdradę i jednocześnie powodu do zerwania zaręczyn i odwołania ślubu. Miał jednak nadzieję, że wkrótce wszystko się rozwiąże.

Marek wszedł do firmy, przywitał się krótko z panem Władkiem po czym wpadł do dopiero zamykającej się windy. Zdążył w ostatnim momencie. Spojrzał na osobę stojącą obok niego i napotkał wzrok Uli. Uśmiechnął się. Odwzajemniła krótko uśmiech.
 
- Jak zwykle punktualna - rzucił chcąc nawiązać rozmowę.
- Tak, nie mam w zwyczaju się spóźniać.
Pokiwał głową. Jej oschły, trochę niemiły i zdecydowanie nie zachęcający do dalszej konwersacji ton, każdego zniechęciłby już do prób nawiązania kontaktu głosowego. Każdego, tylko nie Marka. On nie miał w zwyczaju się poddawać, jeśli na czymś mu zależało. A w tym momencie zależało mu na wygraniu zakładu, ale też na spędzeniu paru miłych chwil z ładną dziewczyną jaką Ulka niewątpliwie była. Nie interesowało go co będzie potem, bo niby czemu miałoby go to interesować? Chyba jeszcze nigdy nie zastanawiał się co dzieje się z jego kochankami po zerwaniu z nimi.
 
- Tak, wiem - odparł. - Ale wiem też, że nie mieliśmy ostatnio okazji pogadać. Co ty na to?
Westchnęła.
- Marek, mam dla ciebie taką radę. Znajdź sobie jakieś ciekawe hobby i przestań zawracać mi głowę, okej?
Wątpiła, że uda jej się go zrazić. Był zdesperowany. Nie rozumiała dlaczego tak mu zależy na tym romansie. Kto tak zabiegałby o towarzystwo drugiej osoby gdyby miał nadzieję tylko na jedną noc? Czy aż tak mu się podobała? Wątpiła w to, przecież było dużo ładniejszych od niej. Myśl, że faktycznie się w niej zakochał nie zagrzała w jej głowie na dłużej. Gdyby ją kochał zdobyłby się raczej na szczerą rozmowę, albo dawałby jej jakieś dyskretne znaki, ale na pewno nie byłby tak nachalny i nie całowałby jej bez zgody.
 
- Tylko się pytam - odparł ugodowo.
 
Wyszli z windy i rozstali się przy recepcji. Ula odetchnęła z ulgą. Zdecydowanie nie było dla niej dobrym pomysłem spędzanie czasu z Markiem, ale on nie chciał odpuścić. Bała się, że w końcu ulegnie. Musiała być twarda.

- Nie wiem Seba - westchnął. - Mam nadzieję, że w końcu to się skończy.
Olszański obracał w dłoniach swój rowerek wpatrując się w Marka.
 
- Pogadaj z nią. Skoro ostatnio tak złagodniała?
Marek spojrzał na przyjaciela z politowaniem. Nie wyobrażał sobie, że Paulina, choć ostatnio nad wyraz spokojna, zachowuje opanowanie przy pytaniu o zdradę. Jej spokój, opanowanie i nie pytanie o nic pewnie szybko dobiegłyby końca.
 
- Seba, z nią się nie da. Bez dowodów w ogóle nie zaczynam żadnej rozmowy z nią. Mam cichą nadzieję, że sama zakończy ten chory układ, ale to dość wątpliwie.
- To pobaw się w detektywa.
- Seba, no proszę cię. Nie będę się tu bawił w detektywa, ani w żadnych paparazzi, bo to idiotyczne - stwierdził. - Poczekam jeszcze kilka dni i zobaczę jak się sprawy potoczą.
- No jak chcesz.

Ula siedziała w swoim gabinecie w skupieniu pisząc coś na komputerze. Poza swoimi obowiązkami nie widziała świata. Była w swoim żywiole. Była tak skupiona na dokumentach, że nawet nie usłyszała kilkakrotnego pukania do drzwi. Oderwała się od pracy dopiero gdy zaobserwowała, że drzwi się otwierają. Gdy zobaczyła w progu Marka westchnęła i ponownie spojrzała na ekran laptopa.
- Już nie rób takiej miny jakbyś chciała mnie wyrzucić przez okno - zażartował.
- Po co? Jak nie można drzwiami, ani oknem to i tak wejdziesz kominem - odparowała.
 
Uśmiechnął się pod nosem. Postanowił jednak nie kontynuować tej słownej utarczki. Podniósł do góry teczkę.
- Czy takie argumenty skutecznie przemawiają do pani dyrektor?
Westchnęła rozumiejąc, że tym razem go nie spławi. - Wchodź.
Uśmiechnął się wchodząc do jej gabinetu i zamykając za sobą drzwi. Kierując się w stronę jej biurka otworzył teczkę i wyjął z niej papiery. - Ojciec poprosił żebym przyniósł ci te dokumenty?
- Mhm. Dzięki. - Wzięła od niego kartki papieru, ułożyła je w równy stosik i położyła na półce na dokumenty. - Coś jeszcze?
 
- Eee...
Przeszukiwał umysł z nadzieją na znalezienie jakiegoś pretekstu dla którego mógłby zostać w jej gabinecie. Zaprosić na kawę ani lunch jej nie może bo na to zaczęła reagować alergicznie.
 
- Tak właściwie to nic... chyba, że mogę ci tu w czymś pomóc, bo sam już skończyłem robotę na dzisiaj.
Odchrząknęła. - Nie, dziękuję, ale poradzę sobie.
 
- Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać?
- Tak Marek, wiem. Cześć.
Dała mu wyraźnie do zrozumienia, że ma wyjść. Był nachalny i trochę niegrzeczny, jednak czy kiedy, jeszcze uprzejmie, wypraszała go z gabinetu on był aż tak pozbawiony zasad moralnych żeby zostać i dalej kombinować jakby tu ją uwieść?
Patrzyła na niego wyczekująco.
- Taaak... Do zobaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz