środa, 6 czerwca 2012

7. Zakład


„Zakład”
Rozdział VII

Minął miesiąc a ich życie przez ten czas jakby stało w miejscu. W pracy żadnych większych kryzysów. W związku Marka i Pauliny nadal trwał ten dziwny stan rzeczy. Markowi nawet przestało to przeszkadzać. Mu było na jedno co robi Paulina, Pauli było na jedno co robi on. W domu wymieniali tylko kilka zdań dotyczących pracy, pogody czy oglądanego programu i szli spać. W ich związku dawno nie panował taki spokój… jeśli to co ich łączyło można było nazwać jeszcze związkiem. Byli raczej śpiącymi ze sobą współlokatorami, których nie obchodziły sprawy tej drugiej osoby. Pomiędzy Ulą i Markiem też nic się nie działo. Ich znajomość jakby stanęła w miejscu. Marek obrał nową taktykę – przestał być nachalny, natrętny i nie do zniesienia, a zamiast tego sprawiał wrażenie, że Ula kompletnie go nie obchodzi jako kobieta. Ciężko mu było zmienić jej stosunek do niego, ale po jakimś tygodniu zauważyła, że zaczął zachowywać się normalniej. Nadal, gdy rozmawiali, wyczuwał, że utrzymuje pomiędzy nimi pewien dystans. Jednak rozmawiali, kilka razy udało mu się ją wyciągnąć na lunch a także podwieźć do domu. Triumfował. Na początku wydawało mu się, że z Ulą będzie tak łatwo jak z każdą inną dziewczyną. Trzy dni, może tydzień i po zabawie. Jednak tu nie wystarczyło zbajerować, zrobić ładnych oczu, uśmiechnąć się i powiedzieć komplement. Żeby przekonać do siebie Ulę, tym bardziej po tym jak wpierw ją do siebie skutecznie zraził, musiał zabawić ją rozmową, pokazać, że nie jest taki zły jakby się wydawało, pomóc kilka razy przy pracy i broń Boże nie mógł być namolny. Tu nie sprawdzało się, jak przy niektórych dziewczynach, że jeśli mówi „nie” to tak naprawdę znaczyło to „tak”. Jeśli Ula mówiła „nie”, to znaczyło to „nie i nawet nie próbuj dyskutować”. Musiał do tego dojść i zaakceptować to jaka była. Jeśli przestrzegał kilku zasad mógł bezkarnie przebywać w jej towarzystwie i powolutku, niezauważalnie się do niej zbliżać. Ona zresztą też, pewnie nawet o tym nie wiedząc, pozwalała mu na coraz więcej. Kawa w porze popołudniowej stała się ich codziennym rytuałem. Spacer po parku urządzali sobie gdy mieli mniej pracy. Podwiezienie do domu było raczej sporadyczne, ale Markowi udało się wynegocjować odprowadzanie jej na przystanek i czekanie z nią na autobus. Marek ją lubił. Traktował jak dobrą koleżankę. Ta nić sympatii i porozumienia nie przeszkadzała mu jednak w tym co miał zamiar zrobić. To wszystko co robił – zbliżanie się do niej, przestrzeganie jej zasad, spacery, lunche, odprowadzanie, było tylko po to żeby osiągnąć cel, czyli wygrać zakład i spędzić kilka miłych chwil z ładną dziewczyną. Ula nie wiedziała skąd taka radykalna zmiana Marka. Z dnia na dzień przestał być tak uporczywy. Na początku podchodziła do tej jego zmiany dość nieufnie, ale po jakimś czasie uwierzyła, że Marek po prostu zrozumiał, że jak Ula raz powiedziała „nie” to znaczy, że nigdy nic między nimi nie będzie. Nie był już wkurzający, a stał się całkiem sympatyczny i miły. Lubiła spędzać z nim czas. Nawet nie zauważyła jak stał się dla niej kimś bliskim… nawet bardzo bliskim. Jednak umiała zignorować to uczucie, a przynajmniej starała się to robić.

Ula jak co dzień o godzinie trzynastej układała dokumenty w równy stosik, wylogowywała się z systemu, wrzucała telefon do torebki i powoli zbierała się do wyjścia na lunch. Gdy wyszła z gabinetu w sekretariacie czekał już uśmiechnięty od ucha do ucha Marek. Odwzajemniła uśmiech i ruszyła z nim w kierunku windy. Marek nie miał pojęcia, że Ula obdarza go cieplejszym uczuciem. Doskonale się z tym kryła. On o niczym nie wiedział i nadal się do niej zbliżał z nadzieją, że jeśli tylko ona się w nim zakocha, on po prostu będzie o tym wiedział. Wtedy pierwsza faza zostanie zakończona, a on nadal będzie musiał powoli doprowadzić do celu. Przeliczył się jednak, bo mimo tego, że Ula była w nim zakochana, o niczym mu nie powiedziała, ani on niczego się nie domyślał. Udali się do ich ulubionej knajpy „Tarabuk” znajdującej się raptem dwie przecznice od firmy. Z okien roztaczał się przyjemny widok na park po którym, jeśli mieli trochę czasu, lubili spacerować po wypitej kawie i zjedzonym posiłku. Dzisiaj zamówili tylko kawę. Pogrążyli się w rozmowie na wszystkie tematy.
- Ulka, masz jakieś konkretne plany na dzisiejszy wieczór? – zagadnął.
Zastanowiła się chwilę nad w miarę dyplomatyczną odmową ewentualnego wieczornego spotkania, jednak po chwili pomyślała, że raz się żyje.
- Nie, właściwie to żadnych. Czemu pytasz? – zapytała, choć spodziewała się jaka będzie odpowiedź. Marek uśmiechnął się pod nosem. Od kilku dni już przymierzał się żeby zaproponować jej wieczór przy lampce wina i rozmowie. Niekoniecznie musiał się on skończyć wspólną nocą, raczej miał zamiar zrobić coś żeby ich wspólna znajomość wkroczyła na jeszcze wyższy poziom.
- Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy spędzić razem wieczór w jakiejś miłej restauracji przy lampce wina…
Uśmiechnęła się lekko. Miała nadzieję, że wygląda jakby zgadzała się na wieczór w towarzystwie dobrego przyjaciela. W istocie jednak ucieszyła się na ten wieczór bo jednak darzyła go cieplejszym uczuciem.
- Chętnie, o której i gdzie?
Uśmiechnął się tym razem bardziej jawnie. Triumfował. Skoro się zgodziła na wieczorne spotkanie, na dodatek przy trunku to znaczyło, że coś tam musiała do niego czuć. Może dopiero przyjaźń, a może już zauroczenie czy nawet miłość.
- O dwudziestej w Bacaro?
- Mi pasuje – odparła uśmiechając się wesoło. Dopili kawę i postanowili wracać do pracy. Rozstali się przy sekretariacie przed gabinetem Marka. – To do wieczora.
- Do wieczora – odparł.

Zakochałam się nie w czas
Pierwszy raz, pierwszy raz
Rozum mówi: nie
Ale serce tak do ciebie rwie

Weszła do swojego gabinetu z uśmiechem na ustach. Zamknęła za sobą drzwi i automatycznie z tą czynnością przyszły wątpliwości i refleksje. Co ona tak właściwie właśnie zrobiła? Umówiła się z Markiem na wieczór. Nigdy nie powinna tego zrobić. Ich relacje przecież miały być czysto przyjacielskie chociaż jej uczucia już dawno przestały przypominać tylko przyjaźń. Kochała go, ale nadal pamiętała jaki on jest i właśnie dlatego spychała to uczucie. Wiedziała, że nie mogła się z nim spotykać, a już na pewno nie wieczorem i nie przy alkoholu, ale co ona miała poradzić kiedy w jego obecności argumenty serca wydawały się o wiele bardziej przekonujące od tych wygłaszanych przez umysł. Ten drugi jeszcze umiał do niej przemówić, jednak coraz mniej go słuchała. Westchnęła ciężko. Skoro już się z nim umówiła to pójdzie, ale od teraz będzie musiała się pilnować. Stąpać twardo po ziemi. Usiadła za biurkiem z zamiarem zabrania się za pracę jednak jej umysł podsuwał coraz to nowe możliwości potoczenia się tego wieczoru. Pokręciła z rezygnacją głową. Nie mogła skupić się na pracy.

Marek siedział w swoim gabinecie. Rozmyślał nad czekającym go i Ulę wieczorze i nad możliwymi jego scenariuszami. Był bardzo ciekawy jak to wszystko się potoczy. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Do gabinetu weszła Paulina. Zdziwił się. Ostatnio raczej rozmawiali tylko rano przed wyjściem do pracy i późnym wieczorem po powrocie do domu.
- Cześć Marek – rzuciła. – Ja dzisiaj na noc zostanę u Aleksa, więc na mnie nie czekaj.
- Okej.
Narzeczona uśmiechnęła się lekko i wyszła a Marek pokręcił głową. Nie rozumiał Pauli. Skoro już się zakochała, a wszystko na to wskazywało to mogłaby z nim zerwać i być szczęśliwa z tym facetem kimkolwiek by on nie był. A ona wolała męczyć się w takim układzie. Pokręcił głową z westchnieniem. Obojgu ulżyłoby gdyby ten związek bez żadnej przyszłości został wreszcie zakończony, ale on nie chciał tego robić bez wyraźnego powodu, z powodu reakcji otoczenia, a Paulina także się do tego nie kwapiła. Westchnął ciężko. Taki stan rzeczy miał miejsce już ponad miesiąc. Coraz częściej zastanawiał się czy faktycznie nie porozmawiać z nią na spokojnie. Postanowił zrobić to nawet już jutro jeśli będą sprzyjające okoliczności.

Zakochałam się niewczas
Pierwszy raz, pierwszy raz
Całkiem nowy stan, proszę powiedz
Co z tym zrobić mam

Ula stała przed szafą przebierając wśród sukienek. Odrzuciła kilka z nich gdyż oceniła je na zbyt wyzywające inne były zbyt oficjalne i bardziej nadawały się na spotkania biznesowe. Westchnęła ciężko zastanawiając się co ubrać. Na takich rozterkach zastał ją Józef.
- Ulcia co ty, porządek w szafie robisz?
- Nie tato, szukam czegoś do ubrania. Umówiłam się… – dodała niepewnie. W końcu znalazła coś odpowiedniego. Fioletowa sukienka przed kolana z trójkątnym dekoltem nie była nazbyt wyzywająca, ale także nie była za bardzo wizytowa, czyli w sam raz.
- A z kim? – zapytał ojciec przypominając tym samym o swoim istnieniu.
- Z… z przyjacielem – odparła. – Pewnie wrócę późno więc nie czekajcie na mnie – dodała uśmiechając się do taty i zamknęła się w łazience. Stanęła przed lustrem i wpatrzyła się w swoje odbicie. Na ustach malował się wesoły uśmiech, a w oczach widoczna była radość. Czy wyglądała tak już od czasu jak zakochała się w Marku? Nie wiedziała co powinna zrobić z ty uczuciem. Nie powinna go kochać, ale z drugiej strony nie mogła przestać. Tak samo jak cieszyła się na to spotkanie chociaż powinna się go obawiać, a raczej jego finału. Jednak nie mogła powstrzymać radości na samą myśl o spotkaniu z Markiem. Westchnęła. Wiedziała, że to nie jest dobre uczucie. Marek miał dziewczynę, a nawet narzeczoną. Nawet jeśli ją zdradzał, nawet jeśli miał zamiar ją zdradzić z Ulą, to musiała pozbyć się złudzeń – Marek nigdy nie spojrzy na nią jak na kogoś z kim mógłby spędzić życie. Ona mogła być tylko kochanką, przelotną miłostką, zabawką na kilka dni. Nie mogła do tego dopuścić. Była w nim zakochana, ale na pewno nie chciała radzić sobie ze złamanym sercem, bo gdyby dopuściła do romansu z Markiem, na pewno musiałaby się z tym uporać. Już wolała kryć się z tą miłością niż dopuścić do jej ujawnienia.

Bo jak z nieba grom nagle tak
Spadła miłość no a ja
Ciągle waham się
Czy nie za wcześnie żeby kochać cię

Wysiadła z autobusu na przystanku nieopodal firmy i ruszyła w odpowiednim kierunku. W Bacaro była zaledwie raz i to na spotkaniu służbowym, jednak pamiętała jak tam dojść. Obrała odpowiedni kierunek. Już z daleka widziała męską sylwetkę stojącą nieopodal wejścia. Nie miała wątpliwości, że jest to Marek. Powoli zmierzała w jego kierunku. Miała ostatnią okazję żeby zrobić w tył zwrot i wrócić do domu zanim on ją zauważy, a następnego dnia go przeprosić i znaleźć sobie dobrą wymówkę. Szybko jednak odrzuciła ten pomysł. To nie było w jej stylu. Skoro już się umówiła to nie będzie tego odwoływać. Marek po chwili zauważył ją. Widziała go doskonale w świetle lampy, nieopodal której stał. Uśmiechnął się do niej promiennie, a jej zmiękły kolana. Rozum znowu został uśpiony, a kontrolę nad jej myślami przejęło serce. Odwzajemniła jego uśmiech.
- Cześć – odezwała się gdy stała już przy nim.
- Witaj – odparł. Ruszyli wspólnie w kierunku wejścia do restauracji.

Zakochałam się nie w czas
Zakochałam pierwszy raz
W tobie zakochałam się
Czy właściwa to chwila czy nie

Piosenka: Georgina Tarasiuk – „Nie w czas”

2 komentarze:

  1. Marcia, znalazłam go i oto jestem. Niestety socjum kolejny raz nie działa. Już drugi dzień z rzędu wyświetla się niedostępność strony. Przez to nie mogę wkleić komentarza, który zostawiłam pod 7 rozdziałem na forum. Nie wiadomo, jak długo potrwa ten stan. Mam nadzieję, że niedługo. Tymczasem zapraszam Cię na drugi rozdział mojego "Syna marnotrawnego"
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie socjum również się nie otwiera. Przeczytam Twój komentarz jak socjum będzie sprawne :)

      Usuń