„Zakład”
Rozdział VII
Minął miesiąc a ich życie przez ten czas jakby stało w miejscu. W
pracy żadnych większych kryzysów. W związku Marka i Pauliny nadal trwał ten
dziwny stan rzeczy. Markowi nawet przestało to przeszkadzać. Mu było na jedno
co robi Paulina, Pauli było na jedno co robi on. W domu wymieniali tylko kilka
zdań dotyczących pracy, pogody czy oglądanego programu i szli spać. W ich
związku dawno nie panował taki spokój… jeśli to co ich łączyło można było
nazwać jeszcze związkiem. Byli raczej śpiącymi ze sobą współlokatorami, których
nie obchodziły sprawy tej drugiej osoby. Pomiędzy Ulą i Markiem też nic się nie
działo. Ich znajomość jakby stanęła w miejscu. Marek obrał nową taktykę –
przestał być nachalny, natrętny i nie do zniesienia, a zamiast tego sprawiał
wrażenie, że Ula kompletnie go nie obchodzi jako kobieta. Ciężko mu było
zmienić jej stosunek do niego, ale po jakimś tygodniu zauważyła, że zaczął
zachowywać się normalniej. Nadal, gdy rozmawiali, wyczuwał, że utrzymuje
pomiędzy nimi pewien dystans. Jednak rozmawiali, kilka razy udało mu się ją
wyciągnąć na lunch a także podwieźć do domu. Triumfował. Na początku wydawało
mu się, że z Ulą będzie tak łatwo jak z każdą inną dziewczyną. Trzy dni, może
tydzień i po zabawie. Jednak tu nie wystarczyło zbajerować, zrobić ładnych
oczu, uśmiechnąć się i powiedzieć komplement. Żeby przekonać do siebie Ulę, tym
bardziej po tym jak wpierw ją do siebie skutecznie zraził, musiał zabawić ją
rozmową, pokazać, że nie jest taki zły jakby się wydawało, pomóc kilka razy
przy pracy i broń Boże nie mógł być namolny. Tu nie sprawdzało się, jak przy
niektórych dziewczynach, że jeśli mówi „nie” to tak naprawdę znaczyło to „tak”.
Jeśli Ula mówiła „nie”, to znaczyło to „nie i nawet nie próbuj dyskutować”.
Musiał do tego dojść i zaakceptować to jaka była. Jeśli przestrzegał kilku
zasad mógł bezkarnie przebywać w jej towarzystwie i powolutku, niezauważalnie
się do niej zbliżać. Ona zresztą też, pewnie nawet o tym nie wiedząc, pozwalała
mu na coraz więcej. Kawa w porze popołudniowej stała się ich codziennym
rytuałem. Spacer po parku urządzali sobie gdy mieli mniej pracy. Podwiezienie
do domu było raczej sporadyczne, ale Markowi udało się wynegocjować
odprowadzanie jej na przystanek i czekanie z nią na autobus. Marek ją lubił.
Traktował jak dobrą koleżankę. Ta nić sympatii i porozumienia nie przeszkadzała
mu jednak w tym co miał zamiar zrobić. To wszystko co robił – zbliżanie się do
niej, przestrzeganie jej zasad, spacery, lunche, odprowadzanie, było tylko po
to żeby osiągnąć cel, czyli wygrać zakład i spędzić kilka miłych chwil z ładną
dziewczyną. Ula nie wiedziała skąd taka radykalna zmiana Marka. Z dnia na dzień
przestał być tak uporczywy. Na początku podchodziła do tej jego zmiany dość
nieufnie, ale po jakimś czasie uwierzyła, że Marek po prostu zrozumiał, że jak
Ula raz powiedziała „nie” to znaczy, że nigdy nic między nimi nie będzie. Nie
był już wkurzający, a stał się całkiem sympatyczny i miły. Lubiła spędzać z nim
czas. Nawet nie zauważyła jak stał się dla niej kimś bliskim… nawet bardzo
bliskim. Jednak umiała zignorować to uczucie, a przynajmniej starała się to
robić.
Ula jak co dzień o godzinie trzynastej układała dokumenty w równy
stosik, wylogowywała się z systemu, wrzucała telefon do torebki i powoli
zbierała się do wyjścia na lunch. Gdy wyszła z gabinetu w sekretariacie czekał
już uśmiechnięty od ucha do ucha Marek. Odwzajemniła uśmiech i ruszyła z nim w
kierunku windy. Marek nie miał pojęcia, że Ula obdarza go cieplejszym uczuciem.
Doskonale się z tym kryła. On o niczym nie wiedział i nadal się do niej zbliżał
z nadzieją, że jeśli tylko ona się w nim zakocha, on po prostu będzie o tym
wiedział. Wtedy pierwsza faza zostanie zakończona, a on nadal będzie musiał
powoli doprowadzić do celu. Przeliczył się jednak, bo mimo tego, że Ula była w
nim zakochana, o niczym mu nie powiedziała, ani on niczego się nie domyślał.
Udali się do ich ulubionej knajpy „Tarabuk” znajdującej się raptem dwie
przecznice od firmy. Z okien roztaczał się przyjemny widok na park po którym,
jeśli mieli trochę czasu, lubili spacerować po wypitej kawie i zjedzonym
posiłku. Dzisiaj zamówili tylko kawę. Pogrążyli się w rozmowie na wszystkie
tematy.
- Ulka, masz jakieś konkretne plany na dzisiejszy wieczór? –
zagadnął.
Zastanowiła się chwilę nad w miarę dyplomatyczną odmową ewentualnego
wieczornego spotkania, jednak po chwili pomyślała, że raz się żyje.
- Nie, właściwie to żadnych. Czemu pytasz? – zapytała, choć
spodziewała się jaka będzie odpowiedź. Marek uśmiechnął się pod nosem. Od kilku
dni już przymierzał się żeby zaproponować jej wieczór przy lampce wina i
rozmowie. Niekoniecznie musiał się on skończyć wspólną nocą, raczej miał zamiar
zrobić coś żeby ich wspólna znajomość wkroczyła na jeszcze wyższy poziom.
- Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy spędzić razem wieczór w
jakiejś miłej restauracji przy lampce wina…
Uśmiechnęła się lekko. Miała nadzieję, że wygląda jakby zgadzała
się na wieczór w towarzystwie dobrego przyjaciela. W istocie jednak ucieszyła
się na ten wieczór bo jednak darzyła go cieplejszym uczuciem.
- Chętnie, o której i gdzie?
Uśmiechnął się tym razem bardziej jawnie. Triumfował. Skoro się
zgodziła na wieczorne spotkanie, na dodatek przy trunku to znaczyło, że coś tam
musiała do niego czuć. Może dopiero przyjaźń, a może już zauroczenie czy nawet
miłość.
- O dwudziestej w Bacaro?
- Mi pasuje – odparła uśmiechając się wesoło. Dopili kawę i
postanowili wracać do pracy. Rozstali się przy sekretariacie przed gabinetem
Marka. – To do wieczora.
- Do wieczora – odparł.
Zakochałam
się nie w czas
Pierwszy
raz, pierwszy raz
Rozum
mówi: nie
Ale serce
tak do ciebie rwie
Weszła do swojego gabinetu z uśmiechem na ustach. Zamknęła za sobą
drzwi i automatycznie z tą czynnością przyszły wątpliwości i refleksje. Co ona
tak właściwie właśnie zrobiła? Umówiła się z Markiem na wieczór. Nigdy nie
powinna tego zrobić. Ich relacje przecież miały być czysto przyjacielskie
chociaż jej uczucia już dawno przestały przypominać tylko przyjaźń. Kochała go,
ale nadal pamiętała jaki on jest i właśnie dlatego spychała to uczucie.
Wiedziała, że nie mogła się z nim spotykać, a już na pewno nie wieczorem i nie
przy alkoholu, ale co ona miała poradzić kiedy w jego obecności argumenty serca
wydawały się o wiele bardziej przekonujące od tych wygłaszanych przez umysł.
Ten drugi jeszcze umiał do niej przemówić, jednak coraz mniej go słuchała.
Westchnęła ciężko. Skoro już się z nim umówiła to pójdzie, ale od teraz będzie
musiała się pilnować. Stąpać twardo po ziemi. Usiadła za biurkiem z zamiarem
zabrania się za pracę jednak jej umysł podsuwał coraz to nowe możliwości
potoczenia się tego wieczoru. Pokręciła z rezygnacją głową. Nie mogła skupić
się na pracy.
Marek siedział w swoim gabinecie. Rozmyślał nad czekającym go i
Ulę wieczorze i nad możliwymi jego scenariuszami. Był bardzo ciekawy jak to
wszystko się potoczy. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Do gabinetu weszła
Paulina. Zdziwił się. Ostatnio raczej rozmawiali tylko rano przed wyjściem do
pracy i późnym wieczorem po powrocie do domu.
- Cześć Marek – rzuciła. – Ja dzisiaj na noc zostanę u Aleksa,
więc na mnie nie czekaj.
- Okej.
Narzeczona uśmiechnęła się lekko i wyszła a Marek pokręcił głową.
Nie rozumiał Pauli. Skoro już się zakochała, a wszystko na to wskazywało to
mogłaby z nim zerwać i być szczęśliwa z tym facetem kimkolwiek by on nie był. A
ona wolała męczyć się w takim układzie. Pokręcił głową z westchnieniem. Obojgu
ulżyłoby gdyby ten związek bez żadnej przyszłości został wreszcie zakończony,
ale on nie chciał tego robić bez wyraźnego powodu, z powodu reakcji otoczenia,
a Paulina także się do tego nie kwapiła. Westchnął ciężko. Taki stan rzeczy
miał miejsce już ponad miesiąc. Coraz częściej zastanawiał się czy faktycznie
nie porozmawiać z nią na spokojnie. Postanowił zrobić to nawet już jutro jeśli
będą sprzyjające okoliczności.
Zakochałam
się niewczas
Pierwszy
raz, pierwszy raz
Całkiem
nowy stan, proszę powiedz
Co z tym
zrobić mam
Ula stała przed szafą przebierając wśród sukienek. Odrzuciła kilka
z nich gdyż oceniła je na zbyt wyzywające inne były zbyt oficjalne i bardziej
nadawały się na spotkania biznesowe. Westchnęła ciężko zastanawiając się co
ubrać. Na takich rozterkach zastał ją Józef.
- Ulcia co ty, porządek w szafie robisz?
- Nie tato, szukam czegoś do ubrania. Umówiłam się… – dodała
niepewnie. W końcu znalazła coś odpowiedniego. Fioletowa sukienka przed kolana
z trójkątnym dekoltem nie była nazbyt wyzywająca, ale także nie była za bardzo
wizytowa, czyli w sam raz.
- A z kim? – zapytał ojciec przypominając tym samym o swoim
istnieniu.
- Z… z przyjacielem – odparła. – Pewnie wrócę późno więc nie
czekajcie na mnie – dodała uśmiechając się do taty i zamknęła się w łazience.
Stanęła przed lustrem i wpatrzyła się w swoje odbicie. Na ustach malował się
wesoły uśmiech, a w oczach widoczna była radość. Czy wyglądała tak już od czasu
jak zakochała się w Marku? Nie wiedziała co powinna zrobić z ty uczuciem. Nie
powinna go kochać, ale z drugiej strony nie mogła przestać. Tak samo jak
cieszyła się na to spotkanie chociaż powinna się go obawiać, a raczej jego
finału. Jednak nie mogła powstrzymać radości na samą myśl o spotkaniu z
Markiem. Westchnęła. Wiedziała, że to nie jest dobre uczucie. Marek miał
dziewczynę, a nawet narzeczoną. Nawet jeśli ją zdradzał, nawet jeśli miał
zamiar ją zdradzić z Ulą, to musiała pozbyć się złudzeń – Marek nigdy nie
spojrzy na nią jak na kogoś z kim mógłby spędzić życie. Ona mogła być tylko
kochanką, przelotną miłostką, zabawką na kilka dni. Nie mogła do tego dopuścić.
Była w nim zakochana, ale na pewno nie chciała radzić sobie ze złamanym sercem,
bo gdyby dopuściła do romansu z Markiem, na pewno musiałaby się z tym uporać.
Już wolała kryć się z tą miłością niż dopuścić do jej ujawnienia.
Bo jak z
nieba grom nagle tak
Spadła
miłość no a ja
Ciągle
waham się
Czy nie za
wcześnie żeby kochać cię
Wysiadła z autobusu na przystanku nieopodal firmy i ruszyła w
odpowiednim kierunku. W Bacaro była zaledwie raz i to na spotkaniu służbowym,
jednak pamiętała jak tam dojść. Obrała odpowiedni kierunek. Już z daleka
widziała męską sylwetkę stojącą nieopodal wejścia. Nie miała wątpliwości, że
jest to Marek. Powoli zmierzała w jego kierunku. Miała ostatnią okazję żeby
zrobić w tył zwrot i wrócić do domu zanim on ją zauważy, a następnego dnia go
przeprosić i znaleźć sobie dobrą wymówkę. Szybko jednak odrzuciła ten pomysł.
To nie było w jej stylu. Skoro już się umówiła to nie będzie tego odwoływać.
Marek po chwili zauważył ją. Widziała go doskonale w świetle lampy, nieopodal
której stał. Uśmiechnął się do niej promiennie, a jej zmiękły kolana. Rozum
znowu został uśpiony, a kontrolę nad jej myślami przejęło serce. Odwzajemniła
jego uśmiech.
- Cześć – odezwała się gdy stała już przy nim.
- Witaj – odparł. Ruszyli wspólnie w kierunku wejścia do
restauracji.
Zakochałam
się nie w czas
Zakochałam
pierwszy raz
W tobie
zakochałam się
Czy właściwa
to chwila czy nie
Piosenka: Georgina Tarasiuk – „Nie w czas”
Marcia, znalazłam go i oto jestem. Niestety socjum kolejny raz nie działa. Już drugi dzień z rzędu wyświetla się niedostępność strony. Przez to nie mogę wkleić komentarza, który zostawiłam pod 7 rozdziałem na forum. Nie wiadomo, jak długo potrwa ten stan. Mam nadzieję, że niedługo. Tymczasem zapraszam Cię na drugi rozdział mojego "Syna marnotrawnego"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
U mnie socjum również się nie otwiera. Przeczytam Twój komentarz jak socjum będzie sprawne :)
Usuń