„Zakład”
Rozdział 21
Powiedz mi proszę co myślisz chociaż raz
wykrzycz mi głośno wszystko co byś chciał
Powiedz gdzie jesteś czy tak będziemy trwać
osobno juz dawno choć razem cały czas
wykrzycz mi głośno wszystko co byś chciał
Powiedz gdzie jesteś czy tak będziemy trwać
osobno juz dawno choć razem cały czas
Marek krążył wokół
ławki w parku. Czekał na Maggie. Musiał z nią porozmawiać, wyjaśnić,
przeprosić, a potem… Potem wrócić. Do Polski. Do Uli. Nie było innej
możliwości. Nie mógł zrobić inaczej. Umierał z tęsknoty, a po rozmowie z
Sebastianem uświadomił sobie, że Ula również cierpi. Zauważył Meg idącą alejką
w jego stronę. Trochę obawiał się tej rozmowy, ale wiedział, że musi ją
przeprowadzić. Musiałby to zrobić nawet gdyby nie planował jechać do Polski.
Nie chciał jej ranić, bo była jego przyjaciółką. Nie mógł znowu popełniać
takiego błędu. Bo potem znowu miałby wyrzuty sumienia. Kobieta podeszła do
niego. Nie widział w wyrazie jej twarzy szczęścia, a raczej… zrozumienie. Jakby
domyślała się co chce jej powiedzieć.
- O co chodzi? –
zapytała. Odetchnął. Wiedział co ma powiedzieć.
- Maggie… musisz o
czymś widzieć. Chodzi o to, że ja… nie możemy być razem. Przepraszam. Wiem co
do mnie czujesz, ale ja nie potrafię tego odwzajemnić, a nie chcę cię ranić,
ani dawać ci nadziei.
- Rozumiem –
przyznała. – Domyślałam się, że prędzej czy później tak to się skończy.
- Meg ja… nie
chciałem cię ranić. Po prostu myślałem, że mogę, że jestem w stanie cię
pokochać. Przepraszam cię.
- Nie mam do ciebie
żalu. A nawet cię rozumiem. Mówiłeś mi, że chcesz zapomnieć o czymś, co się
wydarzyło w Warszawie… a raczej o kimś. A ja mimo to cię pocałowałam, chociaż
wiedziałam, że nadal kochasz kogoś innego. Ale przecież możemy dalej się
przyjaźnić, prawda?
- Tak, pewnie. Ale
Maggie, ja… wracam do Polski. A przynajmniej jadę tam, może wrócę, ale szczerze
mówiąc mam nadzieję zostać.
- Jedziesz do tej
dziewczyny?
- Tak… spróbuję
ostatni raz.
- W takim razie
powodzenia.
***
Może to nie nam pisana jest
taka miłość aż po życia kres
taka miłość aż po życia kres
Znowu płakała przez niego. Już nawet nie liczyła,
który to już raz. Oni chyba jednak nie byli sobie przeznaczeni, ale nie mogła
się pogodzić z tą myślą. Chciała wierzyć, że jeszcze kiedyś będą mogli być
razem szczęśliwi. Może nie dzisiaj, ani nie jutro, ale kiedyś. Chciała żeby to
okazało się tylko złym snem. Że jak się obudzi, to Marek będzie przy niej, tak
jak wtedy na ich wyjeździe.
- Ulka…
- Viola, naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.
Po tym jak wróciła do Polski pojechała do
Sebastiana i Violetty. Nie chciała jechać do Rysiowa, żeby tata się nie
martwił. Musiała mieć możliwość płaczu. Objęła poduszkę przytulając ją do
siebie. Zamknęła oczy. Jednak gdy je otworzyła nie obudziła się wtulona w
Marka, a nadal znajdowała się w pokoju gościnnym domu jej przyjaciół i płakała
przez mężczyznę, którego kochała nad życie, bo ułożył sobie życie bez niej.
Wiedziała, że gdyby nie odtrącała go wtedy i nie mówiła, że nie chce go znać,
to zostałby. Ale była wtedy zbyt zraniona, żeby myśleć, że za pół roku będzie
potrzebowała jego obecności i jego oplatających ją ramion. Ale dlaczego nie
protestowała, gdy powiedział jej, że wyjeżdża? Czemu wtedy go nie zatrzymała?
Uniosła się dumą, ale teraz cierpiała z tego powodu. Chciała żeby on teraz
wszedł i przytulił ją do siebie nic nie mówiąc. Teraz chciała po prostu poczuć
jego zapach i obecność. Nic więcej nie potrzebowała. Tylko żeby był.
- Ula.
- Violetta, nie mam nastroju, proszę cię… -
powstrzymywała się od łkania.
- No okej, chciałam tylko spytać, czy jesteś
głodna, bo robimy kolację.
Westchnęła cicho. – Mogę coś zjeść.
- Okej.
Violetta znowu zostawiła ją samą. Taka samotność
jej odpowiadała. Jedyną osobą, która mogłaby bezkarnie teraz jej przeszkodzić w
cierpieniu był Marek. Wręcz chciała żeby jej przeszkodził. Żeby przyszedł. Żeby
po prostu przyszedł i nic więcej. Otarła łzy, gdy usłyszała wołanie Sebastiana
żeby przyszła na kolację. Odetchnęła kilka razy uspokajając oddech, po czym
wyszła z pokoju. Może nie wyglądała zbyt optymistycznie, ale nie przejmowała
się tym teraz aż tak bardzo.
- Ula, na pewno wszystko gra?
- Tak Viola. Jest okej… - Uśmiechnęła się do nich
przekonująco. Seba z Violą spojrzeli na siebie porozumiewawczo, ale postanowili
nie męczyć jej pytaniami.
***
To nieprawda, że ciebie już nie mam
choć daleko jesteś stąd,
To nieprawda, że ciebie już nie mam
trzymam twoją dłoń
choć daleko jesteś stąd,
To nieprawda, że ciebie już nie mam
trzymam twoją dłoń
Siedział w samolocie.
Sam nie wiedział co robi, ale podświadomie czuł, że robi dobrze. Musiał się z
nią zobaczyć. Tylko raz… ostatni raz. Wiedział, że obiecywał sobie zobaczyć ją
„ostatni raz” już kilka razy, ale tym razem był to ostatni raz… chyba, że ona
sama powie żeby został. Wtedy nigdzie nie wyjedzie. Teraz miał pewność, że
dobrze robi lecąc do Polski. Nie wiedział z czego wynikała ta pewność, ale
wiedział, że to jak na razie jego najlepsza decyzja od dawna. Nie wiedział
nawet co planuje zrobić, jak już znajdzie się w Warszawie. Ale musiał zrobić coś.
W końcu wysiadł z
samolotu i odzyskał swój bagaż. Gdy wyszedł z zatłoczonego lotniska na znajome
ulice Warszawy, uśmiech sam wpłynął mu na twarz. Brakowało mu tego miejsca,
ludzi, wszystkiego. Ale postanowił, że na sentymenty będzie miał czas później.
Teraz musiał zrobić coś zupełnie innego. Przysiadł na walizce z braku wolnej
ławki i wyjął telefon z kieszeni. Zmienił kartę z angielskiej na polską i
wybrał numer do Sebastiana.
- Cześć Seba –
rzucił. – Gdzie jest Ula?
- Co?
- No, gdzie jest Ula.
- No teraz u nas.
- Będę za… - Spojrzał
na zegarek. – Za jakieś piętnaście minut. Nie mów nic Uli.
- Ale Marek, o co chodzi?
- Potem pogadamy.
Zaraz u ciebie będę.
Rozłączył się i
pociągnął walizkę w kierunku postoju taksówek. Wsiadł do jednej z nich i podał
kierowcy adres Seby. Odetchnął cicho. Nie wiedział co powie, co zrobi… Nie miał
żadnego planu. Jednak już dawno nauczył się, że nie warto nic planować. I tak
wszystko zawsze wychodzi inaczej. Po zapowiadanych piętnastu minutach zadzwonił
domofonem do mieszkania przyjaciela. Otworzył mu drzwi, więc wdrapał się na
drugie piętro i zapukał.
- Marek, powiesz mi o
co chodzi?
- Muszę porozmawiać z
Ulą.
- Położyła się wcześniej,
była zmęczona. Ale wchodź. Nic nie mówiłeś, że przyjedziesz.
- Bo sam o tym nie
wiedziałem – przyznał. – Gdzie jest Ulka?
Sebastian wskazał mu
odpowiednie drzwi. Przywitał się po drodze z naprawdę zaskoczoną jego widokiem
Violettą, po czym cicho wszedł do pokoju. Ula spała na łóżku, na jej policzkach
mógł zauważyć błyszczące ślady po łzach. Westchnął cicho. Nie chciał żeby
musiała przez niego płakać. Wyjeżdżał przecież właśnie po to, żeby nie płakała.
Podszedł do niej i delikatnie odgarnął włosy z jej policzka. Przysiadł na
rancie łóżka i po prostu na nią patrzył. Nie chciał jej budzić. Po jakimś
czasie zaczęła się przebudzać. Uchyliła powieki i przetarła jeszcze trochę
zaspane oczy. Przeciągnęła się lekko. Marek przyglądał się jej z rozczuleniem.
Napotkała go wzrokiem i spojrzała na niego zaskoczona.
- M-marek? – niemal
szepnęła.
- Cześć.
Podniosła się do
pozycji siedzącej. Patrzyła na niego jakby nie dowierzając, że tu siedzi. Nie
było to zbyt realne. Przecież dopiero co go tutaj nie było.
- Co tu robisz? –
zapytała, jednak nie wyczuł w jej głosie złości, że pokazał jej się na oczy.
Trochę go to ucieszyło.
- Musiałem
przyjechać. Wiem, że byłaś u mnie… to znaczy w Dublinie.
Pokiwała głową
spuszczając wzrok. Zauważył smutek i ból w jej oczach. Musiało naprawdę ją
zaboleć, że kogoś ma. Odważył się nakryć jej dłoń swoją. Spojrzała na niego
zaskoczona tym gestem.
Przytulam cię, przenoszę przez ten most
co jeszcze wiem, nie spłonął wciąż.
co jeszcze wiem, nie spłonął wciąż.
- Tak byłam –
przyznała. Z prawdziwą przyjemnością słuchał jej głosu. Naprawdę za tym
tęsknił. Chciał przytulić ją do siebie już teraz, poczuć jej zapach i dotyk,
ale nie chciał jej wystraszyć. – Ale… - Pokręciła głową.
- Wiem. Zobaczyłaś
mnie z moją…
- Z twoją dziewczyną
– dokończyła za niego ze smutkiem w głosie. Westchnął cicho.
- Ula… ja jej nie
kocham, to jest moja przyjaciółka.
- Z przyjaciółką się
nie całuje, a na pewno nie tak. Zresztą ty mi się nie musisz tłumaczyć.
Wstała i podeszła do
okna. Naprawdę chciała się do niego przytulić, powiedzieć żeby nigdzie już nigdy
nie odchodził, żeby nigdy jej nie zostawiał… ale chciała najpierw od niego
usłyszeć, że nadal ją kocha. Miała łzy w oczach. Poczuła jego obecność za
swoimi plecami. Nie obejmował jej, ale ona chciała poczuć jego dotyk, jak
jeszcze nigdy. Naprawdę za nim tęskniła.
- Ja i Meg, to nie
było… to nie było naprawdę. Bo naprawdę to ja tylko ciebie… - zamilkł, nie
wiedząc jak zareaguje na to słowo, które tak bardzo chciał wypowiedzieć. Miała
pełno łez w oczach. Chciała żeby powiedział to co chciał.
- Ty tylko mnie, co?
– zapytała. Nadal na niego nie patrzyła, ale czuła, że jest naprawdę blisko.
Czuła jego oddech na karku. Gdyby teraz się odwróciła od razu wpadłaby w jego
ramiona.
Nie odpowiadał.
Zamrugała kilka razy. Nie wiedziała co go powstrzymywało.
Jej serce rwało się
do niego, jak jeszcze nigdy do nikogo. – Ula… przepraszam. Nie chciałem żebyś
musiała przeze mnie płakać.
Odwróciła się do
niego przodem, ale nie wpadła w jego ramiona, tak jak się spodziewała.
Spojrzała mu w oczy. – Powiedz to – poprosiła.
Zobaczył w jej oczach
niemą prośbę. Naprawdę chciała to usłyszeć. On się bał to powiedzieć, ale gdy
zobaczył to spojrzenie…
- Kocham cię.
Wtuliła się w niego.
Objął ja przytulając do siebie. – Tęskniłam – wyszeptała. – Nie mogłam sobie
poradzić z tym, że ciebie nie ma.
Pocałował ją w czoło.
– Ale już jestem – szepnął wprost do jej ucha. Otarł samotną łzę spływającą po
jej policzku. Objął ją przytulając do
siebie mocniej. Oplotła jego szyję ramionami. Czuła jak dłonią delikatnie głaszcze
ją po plecach. Wtuliła się w zagłębienie jego szyi.
- Zostaniesz? –
szepnęła. – Nie wyjedziesz?
Odsunął ją od siebie
lekko i spojrzał jej w oczy. – Zostanę.
Uśmiechnęła się do
niego. Serce mu mocniej zabiło gdy zobaczył ten uśmiech. Zbliżył się do jej
ust. Odwzajemniła pocałunek. Oboje naprawdę za sobą tęsknili. – Kocham cię –
powiedziała, gdy już się od siebie oderwali.
Monika Brodka – „Znam
cię na pamięć”
Łukasz Zagrobelny –
„Nieprawda”