poniedziałek, 24 września 2012

19. Zakład


"Zakład"
Rozdział 19

All around me are familiar faces 
Worn out places, worn out faces 
Bright and early for their daily races 
Going nowhere, going nowhere 
Their tears are filling up their glasses 
No expression, no expression 
Hide my head I want to drown my sorrow 
No tomorrow, no tomorrow 
(Wokół mnie same znajome twarze
Zniszczone miejsca, wyniszczone twarze
Gotowi do podjęcia codziennej gonitwy
Zmierzającej do nikąd, zmierzającej do nikąd
Łzami wypełniają własne szklanki
Bez wyrazu, bez wyrazu
Chowam głowę, chcę utopić własny smutek
Bez jutra, bez jutra)

Siedział na tarasie swojej nowej kawalerki. Od kilku dni oglądał się za jakimś innym miejscem do mieszkania, niż hotel. Wiedział, że przez najbliższy czas nie wróci do Warszawy, jeśli w ogóle wróci, więc postanowił już całkowicie rozpocząć nowe życie. Z nową pracą, nowym mieszkaniem, nowymi przyjaciółmi… nową miłością. Co prawda jak na razie udało znaleźć mu się dopiero pracę i mieszkanie, a także poznał kilku nowych ludzi, ale miłość nie przychodziła. Nic dziwnego – wiedział, że kochając Ulę nigdy nie zdoła pokochać kogoś innego. Westchnął cicho wpatrując się w obsypujący Dublin śnieg. Gdy tu przyjechał świeciło słońce, a ludzie chodzili w krótkich rękawkach. Minęło już tyle czasu, ale on nadal nie potrafił poradzić sobie z tą miłością. Utrzymywał kontakt z Sebastianem i z rodzicami. Jednak ani razu nie zapytał o Ulę, chociaż bardzo chciał. Tak… dla zasady. Jeśli zacząłby o niej słuchać to tylko pogłębiłoby jego cierpienie, a naprawdę miał dość. Zastanawiał się często czy ułożyła sobie życie na nowo, czy ma kogoś, czy jest szczęśliwa? Przecież przez kilka miesięcy może zmienić się naprawdę bardzo dużo. Może już o nim zapomniała… Usłyszał dzwonek telefonu.
- Marek Dobrzański, słucham? – odebrał po angielsku. Od czasu jak zaczął pracować jako fotograf wyrobił sobie odruch odbierania telefonu tą właśnie formułką, jeśli ktoś dzwonił z obcego numeru. – Tak? No to bardzo się cieszę. Mhm. Oczywiście. Do widzenia.
Rozłączył się i uśmiechnął lekko sam do siebie. Jakiś czas temu robił zdjęcia do jakiegoś babskiego czasopisma, prezesowi tej firmy spodobała się jego praca i powiedział, że gdyby potrzebował zdjęć to się odezwie. No i właśnie się odezwał.
- To do pracy – mruknął. Nie miał ochoty na wychodzenie na zewnątrz w taką pogodę, ale co zrobić. Zdjęcia zimy bez zimy nie byłyby łatwe do wykonania. Ubrał się ciepło, zgarnął sprzęt i wyszedł na zewnątrz. Gdy tylko znalazł się na ulicy, jego oczy od razu zaatakowały świąteczne ozdoby wywieszone na witrynach sklepów, ludzie targający choinki, dzieciaki szalejące na śniegu. To przypomniało mu, że powinien ogarnąć trochę w mieszkaniu i powoli przygotowywać się do świąt. Miał tu kilku znajomych, którzy tak jak on mieli rodzinę za granicą i nie jechali do nich na święta, więc postanowili spędzić święta wspólnie u niego. Rozmyślał co prawda, czy nie przyjechać do Polski na święta, ale w końcu doszedł do wniosku, że skoro rodzice, tak jak co dwa lata, wyjeżdżają na święta do jakichś znajomych z Włoch, to nie ma sensu wracać tam. Kupi tutaj jakieś upominki dla ludzi z firmy, tak jak zawsze, ale wyda trochę więcej i wyśle to wszystko pocztą na adres FD. Teraz jednak postanowił nie zawracać sobie tym głowy i udać się do ulubionego parku zrobić parę zdjęć, bo od stania w miejscu zaczynało robić mu się zimno. Przywitał się po drodze z kilkoma znajomymi osobami. Nie mógł narzekać – czuł się w Dublinie naprawdę dobrze. Ale nie ukrywał, że wolałby być w Polsce, z Ulą. Wszedł do parku i rozejrzał się. Było naprawdę ładnie na robienie zdjęć.
***
Moje serce
zmienia swój kształt
Większe jest niż ja
Od nagłych wzruszeń pęka już
Pomóc nie mogę mu

Ula wraz z przyjaciółkami stroiła choinkę w firmowym bufecie. Naprawdę dobrze się przy tym bawiły. Każda z nich znalazła chwilę wytchnienia od pracy, żeby spędzić trochę czasu razem i udekorować bufet.
- Dziewczyny. – Głos nagle zabrała Ela. – Rozmawiałam dzisiaj z Anią. Przyszła paczka od Marka, tradycyjnie zrobił prezenty pracownikom. Szczerze mówiąc to myślałam, że przyjedzie.
Ula nic nie odpowiedziała, ale na wzmiankę o Marku zawsze reagowała tak samo. Wmawiała sobie, że już o nim nie pamięta. Ale tak naprawdę to tęskniła i chyba nawet chciałaby, żeby wszedł teraz do bufetu, rzucił wesoło „cześć dziewczyny”, a potem podszedł do niej i skradł jej całusa. Często zastanawiała się co u niego. Czy ma kogoś, czy ułożył sobie życie na nowo… Ona zdołała poukładać sobie świat i żyć w miarę normalnie, ale tęskniła za nim. Ostatni raz widziała go jakieś pół roku temu i pożegnała się z nim tylko zdawkowym „do widzenia”.
- Ulka! Słyszysz? – Głos Ali wyrwał ją z letargu.
- Co? Zamyśliłam się, przepraszam. – Uśmiechnęła się do nich. – O co chodzi?
Ala westchnęła. – Viola wymyśliła żebyśmy wysłali Markowi paczkę.
- No wiem, od tygodnia zbiera pieniądze.
- Tak, a dzisiaj chce wysłać ten upominek. Pytamy, czy chcesz dodać coś na kartce do niego?
Zamyśliła się przez chwilę.
Tak… Że tęsknię i chciałabym, żeby tu był… Że już chyba mu wybaczyłam… Że chyba nadal go kocham.
- Po prostu wesołych świąt – westchnęła. – No, choinka gotowa – dodała chcąc zmienić temat. Podłączyła wtyczkę od lampek do gniazdka. – Fajnie wyszło – stwierdziła zdawkowo. – Pójdę na razie do siebie, potem jeszcze wpadnę.
Wyszła z bufetu. W ostatniej chwili zmieniła zdanie i zamiast do swojego gabinetu powędrowała do łazienki. Odetchnęła ciężko. Kiedy nikt no Marku nie mówił jakoś dawała radę. Udawała, że w ogóle o nim nie myśli. Ale kiedy ktoś o nim wspomniał zawsze tak reagowała. Nie potrafiła za nim nie tęsknić. Nagle do łazienki wparowała Viola.
- Ulka, chodź! Zaraz będzie opłatek! – przypomniała.
- Już idę Viola. – Uśmiechnęła się przekonująco do przyjaciółki i poszła za nią. Nie chciała żeby ktokolwiek wiedział ile to wszystko ją kosztuje. Jak zwykle robiła dobrą minę do złej gry. Weszła z Violettą do sali konferencyjnej, gdzie Krzysztof zaczynał właśnie składać pracownikom życzenia wesołych świąt, rodzinnej atmosfery i oczywiście miłości. Po skończonej przemowie nadszedł czas na opłatek, a później na drobne upominki, które pracownicy zawsze sobie kupowali. To była taka tradycja zapoczątkowana już na początku istnienia firmy. Violetta szybko manewrowała między pracownikami każdemu po kolei wręczając jego prezenty. Ula także po chwili dostała swoje – jeden od Violi a drugi od Marka. Westchnęła niezauważalnie, ale uśmiechnęła się. W pierwszej kolejności otworzyła ten od przyjaciółki. Przez te kilka miesięcy bardzo polubiła się z Violą mimo tego, że różniły się niemal we wszystkim. Dostała od niej ładne, malutkie kolczyki. Bardzo spodobał jej się ten upominek, bo lubiła taką nierzucającą się w oczy, acz ładną biżuterię i Violetta dobrze o tym wiedziała. Chwilę wahała się z otworzeniem prezentu od Marka, aż w końcu postanowiła zrobić to później, gdy będzie sama i gdy w razie czego będzie mogła płakać. Na zakończenie pożegnała się jeszcze z przyjaciółmi i udała się do swojego gabinetu. Wszyscy powoli wychodzili z firmy, ale ona chciała ogarnąć jeszcze trochę przed świętami. Usiadła na kanapie i chwilę obracała torebeczkę z wizerunkiem choinki w dłoniach. W końcu wyjęła jej zawartość. W dłoni trzymała małe pudełeczko, a także jakiś list. Zaskoczyło ją trochę, bo kartka świąteczna była jedna na wszystkich. Otworzyła kopertę i wyjęła kartkę papieru.

Ula
Długo wahałem się z wyborem prezentu dla Ciebie. Aż w końcu wybrałem to… mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Jestem ciekaw co u Ciebie. Nie widzieliśmy się bardzo długo.
I wiesz co? Tęsknię za Tobą. Naprawdę bardzo tęsknię. Chciałbym przyjechać do Polski na święta ze względu na Ciebie, ale… No właśnie, zawsze jest jakieś ale. Nie wiem czy nie ułożyłaś sobie życia na nowo. Nie wiem jak zareagowałabyś na moją obecność. W ogóle nie wiedziałbym jak mam się zachować. Poza tym pewnie zgodzisz się, że to by było bezsensu. Obiecywałem, że dam Ci spokój – i obietnicy dotrzymuję.
Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa.
Wesołych świąt.
Marek.

Przełknęła łzy. Chciałaby móc mu powiedzieć, że nie jest szczęśliwa, że tylko udaje… że chciałaby żeby tu był. Że już nie jest taka wściekła jak kiedyś, bo miała naprawdę dużo czasu na przemyślenia. Że wątpi, że nadal ją kocha, ale gdyby jeszcze ten jeden jedyny raz powiedziałby jej, że nadal czuje to samo, to nie wahałaby się dłużej i nie odpychałaby go.
Westchnęła cicho. Sięgnęła po pudełeczko, które także znalazła w torebeczce od niego. Otworzyła je. Zobaczyła kamyk. Obracała go chwilę w dłoniach i wyjęła małą karteczkę, która znajdowała się w puzderku.

Kamień księżycowy. To jest Twój talizman, a raczej Twojego znaku zodiaku.
„Otwiera serce na miłość”.

Nie mogła dłużej powstrzymywać łez. Cały czas powstrzymywała się od płaczu, ale miała już dość. Płakała pierwszy raz od dawna.

***
Last Christmas 
I gave you my heart 
But the very next day 
you gave it away 
This year 
To save me from tears 
I'll give it to someone special 
(W ostatnie święta
oddałem ci serce
Ale nazajutrz
mi je zwróciłaś
W tym roku nie będę płakać
I dam je komuś wyjątkowemu)

Nie pamiętał kiedy ostatni raz gotował więcej niż zwyczajny obiad, ale pamiętał, że zawsze sprawiało mu to frajdę. Tak było i tym razem tym bardziej, że mógł robić to z przyjaciółmi. Chyba mógł nazwać tą czwórkę swoimi przyjaciółmi. Nie był to co prawda Sebastian, ani nikt kogo znał od zawsze, ale i tak polubił tych ludzi. Nie pamiętał także kiedy ostatni raz spędził święta w takiej atmosferze. Co prawda na pewno wolałby spędzać je z Ulą mogąc ją w każdej chwili przytulić i pocałować, ale i tak wolał to co miał teraz od świąt spędzonych na kłótniach z Aleksem i rozmowach o pracy.
- No dobra, to teraz prezenty! – zawołała jedna z kobiet. Zaśmiali się. Maggie zawsze była najbardziej spontaniczna z nich wszystkich i to dzięki niej powstawały najbardziej zabawne sytuacje. Wieczór upływał im bardzo miło. Pewnie każdy z nich wolałby spędzać te święta ze swoją rodziną, ale wszyscy z jakichś powodów nie mogli jechać do rodzin na święta. Po prezentach, śpiewaniu kolęd i jeszcze wielu godzinach rozmów Travis i Sandra położyli się spać, natomiast Marek wraz z Meg stali na balkonie wpatrując się w uśpione miasto. Było już naprawdę późno w nocy.
- Mark? – odezwała się przerywając ciszę.
- Hm? – mruknął zerkając na nią.
- Nigdy o to nie pytałam, ale dlaczego wyjechałeś z Polski?
Westchnął cicho. Nigdy nikomu nie mówił o Uli. Jego przyjaciele z Polski być może wiedzieli co między nimi zaszło, ale tutaj wyjechał chcąc rozpocząć nowe życie. Nie chciał żeby to co się działo w Warszawie ciągnęło się za nim także tu. On o tym pamiętał, ale inni nie musieli wiedzieć, dlaczego nigdy nie umawiał się na randki, dlaczego stronił od imprez, dlaczego czasami wolał posiedzieć w ciszy i spokoju na balkonie niż wyjść gdzieś z przyjaciółmi. Nigdy jednak nie pytali go dlaczego tak jest i to mu odpowiadało. Nie chciał nikomu mówić, że nie umawia się na randki, bo kocha Ulę i nigdy nikogo już nie pokocha. Nie chciał mówić, że nie ma nastroju na imprezy bo woli powspominać, albo wręcz popłakać. To była ta jest strona, o której nikomu nie mówił.
- Po prostu chciałem odciąć się od tamtego życia – wybrnął. – Potrzebowałem odpoczynku, odmiany.
- Nie chcesz wrócić?
- Czasami tak – przyznał. Chciał. Ale zawsze w takich momentach przypominał sobie dlaczego wyjechał i dlaczego nie może wrócić. Miał dać jej spokój… Raz na zawsze. – Prawie cały czas chcę.
- To dlaczego tego nie zrobisz?
Spuścił wzrok.
- Bo komuś obiecałem, że zniknę z jego życia.
- Aha. Czyli kobieta.
Westchnął ciężko. Nie lubił takich rozmów, ale tylko Maggie potrafiła wyciągnąć z niego pewne szczegóły. Ufał jej i ją lubił. Od Sandry wiedział, że Meg chciałaby być z nim bliżej. Nigdy nie dawał jej żadnych sygnałów, że między nimi mogłoby coś być. Lubił ją, szanował i ufał jej, ale nie kochał.
- Kobieta – przytaknął.
- Kochasz ją?
- Maggie… proszę… - Pokręcił głową. Nie umiał o tym rozmawiać. Już same myśli o Uli bolały wystarczająco, nie potrzebował jeszcze rozmowy.
- Czyli tak.
- Meg. Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.
- Okej.
Spojrzał na nią. Była ładna. Miała czarne długie włosy, które czasami splatała w warkocz, acz najładniej wyglądała gdy je rozpuściła. Brązowe oczy podkreślała delikatnym makijażem. Wesołym, łagodnym uśmiechem niemal nieustannie obdarowywała wszystkich naokoło. Była wieczną optymistką i w każdej, nawet najbardziej beznadziej sytuacji, potrafiła znaleźć jakieś plusy. Przy niej nie istniały zmartwienia.. Była naprawdę bardzo dobrą przyjaciółką – musiał to przyznać.
- Nie musimy o tym rozmawiać – zgodziła się. – Ale myślę, że nie powinieneś się zadręczać wspomnieniami, bo wtedy nigdy nie będziesz szczęśliwy.
Kątek oka spojrzał na nią. Była bliżej niż mu się wydawało przed chwilą. Pocałowała go, a on odwzajemnił pocałunek.
***
And I find it kinda funny 
I find it kinda sad 
The dreams in which I'm dying 
Are the best I've ever had 
I find it hard to tell you 
I find it hard to take 
When people run in circles 
It's a very, very mad world mad world 
(To troszkę zabawne
Dostrzegłem coś smutnego
Sny, w których umieram są najlepszymi
Jakie dotąd miałem
Trudno mi to Tobie powiedzieć
Trudno mi się tego podjąć
Kiedy ludzie zataczają kręgi
To jest bardzo, bardzo... szalony świat, szalony świat) 

Stał w kuchni anemicznie mieszając swoją kawę. Zastanawiał się co tak właściwie wczoraj się stało. Ostatnią kobietą, z którą się całował była Ula. A teraz całował się z Maggie, ze swoją przyjaciółką. Odetchnął. Wszystko robiło się coraz bardziej trudne. Nie kochał Meg. Nadal kochał Ulę. Czuł się okropnie z tym wszystkim. Nie wiedział co powinien zrobić teraz z Maggie. Brnąć w to mając nadzieję, że może faktycznie uda mu się ułożyć życie na nowo, z kimś innym? A może lepiej jednak dalej będzie sam i nie będzie próbował? Nim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję do kuchni weszła Maggie. Uśmiechnął się do niej.
- Travis i Sandra już wstali? – zapytał. Jego kawalerka może nie była przystosowana do tego, żeby nocowały w niej cztery osoby, ale jakoś im się to udało.
- Zbierają się – stwierdziła.
- Meg, jeśli chodzi o wczoraj… - Spojrzała na niego pytająco, gdy przerwał. – Możemy spróbować.
Uśmiechnęła się do niego. – Możemy.
- Kawy? – zapytał szybko. Pokiwała głową. Odwrócił się do niej tyłem, żeby móc obsłużyć ekspres. Przymknął oczy,
Cholera… co ja robię…
***
Michael Andrews – „Mad world”
Anita Lipnicka – „A kiedy tęsknię”
Wham – „Last christmas”

7 komentarzy:

  1. szybko proszę kolejną, cudna notka, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, nie nie, nie zgadzam się! Czy ten Marek na pewno wie co robi? Przecież nie kocha tej całej Meg. Kolejną kobietę chce unieszczęśliwić dając jej nadzieję? Wierzę, że nic jednak z tego nie wyjdzie. On powinien spakować manatki i wrócić do tęskniącej za nim Uli. Ona nie musi otwierać serca na miłość, bo przecież od dawna go kocha. Jestem pewna, że gdyby wrócił, ona byłaby bardziej przystępna. Ja też nie mogę doczekać się już kolejnej części. Nie komplikuj im życia, proszę.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu
      Spokojnie :) Powoli zbliżam się do tego, żeby byli szczęśliwi.
      Marek Maggie nie kocha. Ale wie od Sandry, że Meg kocha jego. I to jest właśnie jego problem - nie chce jej ranić ani odrzuceniem, ani tym, że prędzej czy później będzie musiał z nią zerwać. Ale spokojnie. Zmądrzeje.
      Pewnie, że powinien wrócić do Uli. Ona nie może się pozbierać po tym jak wyjechał. Tylko, że on o tym nie wie, a ona nie ma żadnego kontaktu z nim.
      Życia już bardziej skomplikować im chyba nie umiem. Za dużo już przeszli. Jeszcze tylko trochę się pomęczą.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Marciu.

    Kochana na początku bardzo dziękuję za komentarz u mnie (pozwoliłam sobie na niego odpisać pod twoim kom). Twoje notki świetne aczkolwiek bardzo smutne. Wczoraj już z łóżka przeczytałam część 18 a dziś 19. Piękne, naprawdę piękne. Szkoda, że tak to wszystko się ułożyło. Szkoda, że Marek musiał wyjechać. Oboje za sobą tęsknią i cierpią ale nie potrafią się dogadać. W 19 części zszokowało mnie to, że Marek powiedział Megg,że mogą spróbować. To się nie uda, nie może się udać. On kocha Ulkę, tylko Ulkę, zawsze Ulkę. I wierzę, że niebawem się ocknie, wróci, pogadają i będą razem. Czekam na kolejną cześć i pozdrawiam.

    Ps: Skoro przyjaciele również są z Polski, to czemu mają niepolskie imiona? Chyba, że są z innych krajów. W sumie nie doczytałam chyba dokładnie ;pp

    OdpowiedzUsuń
  4. Shabii,
    Najpierw odpowiem na Twoje pytanie. Nowi przyjaciele Marka nie są Polakami (aczkolwiek Sandra mogłaby być Polką). Nie powiedziałam jakich są narodowości. Jest zaznaczone tylko tyle, że zarówno Travis, Sandra, Meg jak i Marek mają rodzinę zagranicą. Są w Dublinie - więc Irlandia. Ale mogą pochodzić np. z Anglii. Nie jest powiedziane jakich są oni narodowości, ale tylko Marek jest Polakiem.
    Wątek z Maggie nie będzie długi. W ogóle opowiadanie powoli zmierza do szczęśliwego finału.
    arek i Meg... powiem tak. To mogłoby się udać - serio. Ufają sobie, przyjaźnią się, bardzo się lubią, Meg trochę się Markowi podoba (zauważa, że jest piękną kobietą). No ale serce Marka jest już zajęte. Kto wie - może gdyby nie Ula, to coś by z tego było. Ale nie ma co debatować bo wiadomo, że Marek może być tylko i wyłącznie z Ulą, bo to ją kocha, a ona jego.
    Na kolejną część nie będziesz musiała długo czekać - chwilowo jestem uziemiona w łóżku (grypka), a wiadomo, że nie ma lepszego momentu do pisania niż długie godziny, podczas których nie ma nic do roboty ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Angeliko!
    No takiego rozwoju sprawy się nie spodziewałam, Marek z Mag ja cię kręce jakie to wszystko się zagmatwane zrobiło. List do Ulki od niego mnie wzruszył, on tęskni, ona też, ale on zaczyna znów pakować się w coś, co nie ma sensu. Mam nadzieję, że zmądrzeje.
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam,
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  6. Natalia
    Zrobiło się zagmatwane, ale mogę Cię pocieszyć - zaraz wszystko się naprostuje. Najpierw skomplikowałam im życie, teraz będzie szczęśliwy finał.
    Zmądrzeje. Już zaraz zmądrzeje ;)
    Ciąg dalszy prawdopodobnie jutro :P Muszę coś robić w tym domu to piszę xD
    Również pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń