W końcu udało mi się coś napisać. Od jakiegoś czasu dokuczał mi
chroniczny brak weny. Ale teraz, po odpoczynku, natchnienie wróciło. Mam
nadzieję, że w najbliższym czasie nie zechce znowu mnie opuszczać. Początkowa rozmowa pochodzi z odcinka 189.
Tytuł jest cytatem z komedii romantycznej „Listy do Julii”.
„Prawdziwa
miłość nie zna przemijania”
Jednak w
końcu cię spotkałam.
Już nie
byłaś taka sama.
Ula szybkim krokiem przemierzała firmowy korytarz.
Byle tylko
go nie spotkać, tylko nie spotkać Marka… - powtarzała w myślach jak mantrę.
Rozglądała się po korytarzu zmierzając w stronę windy. Po chwili drzwi
otworzyły się. Zobaczyła przed sobą Marka. Chyba jeszcze nigdy aż tak nie
żałowała, że nie zdecydowała się iść schodami.
- Ula… - Wypowiedział to pełnym zachwytu głosem. Kompletnie nie
spodziewał się, że zobaczy Ulę już teraz… i na dodatek taką piękną. Co prawda
Sebastian wspominał, że wygląda „jak marzenie”, ale chyba nawet to było za mało
powiedziane. W oczach Marka była idealna i najpiękniejsza… Kochał ją i chciał
nawet teraz wciągnąć ją do tej windy, obsypać pocałunkami, oraz zapewnieniami o
jego bezwarunkowej i szczerej miłości.
- Wychodzisz? – zapytała, również zaskoczona jego widokiem. Wpatrywał
się w nią jak urzeczony. Zatrzymał drzwi od windy żeby nie wytworzyły pomiędzy
nimi granicy. Skoro już ma ją tak blisko… Musi, po prostu musi z nią
porozmawiać.
- Porozmawiajmy, dobrze? – Nie czekając ja jej odpowiedź,
kontynuował. – Nie odzywałaś się po naszej ostatniej rozmowie. Myślałaś nad tym
co ci powiedziałem?
- Tak. Myślałam – odparła po chwili zastanowienia. Stali przez
dłuższą chwilę wpatrując się w siebie, Ula zastanawiając się co powiedzieć,
Marek oczekując żeby powiedziała coś więcej. – Aa, muszę iść. Mam nadzieję, że
u ciebie wszystko w porządku.
Nie czekając na jego reakcję weszła do windy.
***
Straciłem
nadzieję, koniec marzeń
Moje serce
zamienia się w kamień
Teraz moje
życie jest całkiem szare
Czy
zasłużyłem na taką karę?
Marek siedział w swoim gabinecie ukrywając twarz w dłoniach.
Znowu, po raz kolejny stracił szansę na prawdziwie szczerą rozmowę z Ulką. Nie
wiedział czy kiedykolwiek jeszcze przydarzy mu się taka szansa. Przecież ona
prawdopodobnie więcej w FD się nie pojawi, tylko na chwilę żeby podpisać ugodę…
tylko wtedy będzie miał szansę z nią porozmawiać, ale wątpił żeby chciała go
słuchać. Skoro dzisiaj całkowicie go olała, właściwie to nic się od niej nie
dowiedział, to dlaczego jutro miałoby być jakoś inaczej? Znowu będzie to samo,
albo stwierdzi, że się bardzo spieszy, albo dostanie od niej porządny opieprz,
że w ogóle śmie zawracać jej głowę. Wstał z krzesła i podszedł do ona. Dlaczego
jej nie zatrzymał, dlaczego za nią nie pobiegł, dlaczego dał jej odejść jak
gdyby nigdy nic, jakby w ogóle się nie spotkali? Miał ochotę rozpłakać się z
bezradności. Kompletnie nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Gdy Ula odeszła był
załamany, ale teraz gdy ją spotkał… a ona znowu odeszła, miotał się jak dzikie
zwierzę uwięzione w klatce. A „klatkę” tworzyło poczucie winy i wyrzuty
sumienia, przez które nie potrafił znowu jej prosić o wybaczenie. Nie potrafił
bez niej poprawnie funkcjonować, ale nie mógł zmuszać jej do rozmowy, bo
wiedział, że i tak nic by z niej nie wynikło, i tak by mu nie wybaczyła, za
bardzo ją zranił. Westchnął ciężko opierając czoło o chłodną taflę szyby. Czuł,
że to już naprawdę koniec. Miał swoją szansę na uratowanie tego wszystkiego,
mógł jej o wszystkim powiedzieć jeszcze zanim dowiedziała się przez przypadek,
mógł zerwać z Pauliną, mógł... Gdyby tylko mógł cofnąć czas wszystko zrobiłby
inaczej. A na pewno nie pozwoliłby jej odejść. Jednak teraz było za późno na
takie decyzje. Ona odeszła. Może i nadal go kocha, ale na pewno nienawidzi. A
skoro nienawidzi to cóż. Na pewno nie wybaczy.
***
These
wounds won't seem to heal
This pain
is just too real
There's
just too much that time cannot erase
Ula weszła do swojego pokoju mając nadzieję na chociaż chwilę
spokoju. W firmie modliła się żeby nie spotkać Marka, ale jak widać to życzenie
nie mogło tak po prostu się spełnić. Teraz również miała życzenie – chwila
spokoju, bez rozmawiania z nikim. Chwila, w której będzie mogła pomyśleć co
dalej. Jednak gdy tylko otworzyła drzwi od swojego pokoiku od razu zobaczyła
Maćka siedzącego na jej łóżku. Jak widać i to marzenie nie mogło się spełnić.
- Cześć Maciuś – przywitała się opadając na miejsce obok
przyjaciela. Nie miała ochoty ani na rozmowy, ani na zwierzanie się. Wiedziała
jednak, że Maciek chce po prostu wiedzieć czy podpisała ugodę z Aleksem… nie
musiała mu na razie mówić o Marku. Powie, jak sobie to przemyśli. – Na
podpisanie ugody umówiłam się z Febo na jutro – dodała.
- To dobrze – stwierdził. Chciał dodać, że dzięki temu w końcu
będzie mogła odciąć się od Dobrzańskiego i całej reszty, ale ugryzł się w
język, nie chcąc znowu przypominać przyjaciółce o tym okresie w jej życiu. –
Ula, wszystko w porządku? – zapytał zauważając, że Ula jest jakaś nieswoja.
- Tak. – Uśmiechnęła się do niego tak przekonująco jak tylko
potrafiła. – Wszystko gra.
- Na pewno? Jesteś jakaś nieobecna. Coś się stało w firmie?
Pokręciła przecząco głową. Na razie nie chciała mu mówić o
spotkaniu Marka. Najpierw chciała sama poukładać to sobie w głowie, a
wiedziała, że Maciek zaraz zacznie ją wypytywać i, żeby mieć pewność, że jej
miłość nie wróci, przekonywać ją, że Dobrzański jest na wskroś zły. Nie miała
mu tego za złe. Wiedziała, że po prostu się martwi i nie chce żeby cierpiała.
Ale przed tym nie mógł jej uchronić. Chociaż doskonale udawała, że nic jej nie
rusza, że odkochała się i zapomniała o Marku, to tak naprawdę nadal, gdzieś tam
głęboko, cierpiała i przeżywała to wszystko nadal.
- Maciek, nic się nie stało. Porozmawiałam z Aleksem o ugodzie,
pogadałam z dziewczynami, przywitałam się z paroma osobami i wróciłam do domu.
Szymczyk pokiwał głową z powątpiewaniem. Popatrzył na
przyjaciółkę. Wierzył jej, że nic szczególnego się nie wydarzyło. Podejrzewał
jednak, że przez pobyt w firmie powróciły do niej wspomnienia z jej romansu z
Dobrzańskim. Chociaż nie mówiła o tym i nie dawała tego po sobie poznać, to
Maciek nie był głupi i wiedział, że ona nadal kochała Marka, tęskniła za nim i
cierpiała przez to co on jej zrobił.
I miał rację. Ula, chociaż zaczęła spotykać się z Piotrem, na
razie na poziomie przyjacielskim, to nadal cały czas myślała o Marku. Tęskniła
za nim, za jego pocałunkami, obejmującymi ją ramionami, jego głosem… za nim
samym. Ale zarazem wiedziała, że nie może poddać się słabości, tęsknocie, ani
miłości. Tęskniła za nim i cierpiała przez niego, ale on jednak ją zranił. Może
i próbował ją przepraszać, ale był tylko raz, a potem… co? Znudziło mu się?
Zapomniał? Nie chciał… Nie brakowało mu jej tak jak jej brakowało jego… Nie
kochał jej, była tego pewna. Nigdy. To było tylko dla weksli, niezależnie od
tego co on potem robił, od tego, że prosił o wybaczenie, że zerwał z Pauliną…
To wszystko było nieważne, skoro nic do niej nie czuł. Bo gdyby coś czuł… gdyby
coś czuł to byłby tu teraz. Próbowałby ją zatrzymać gdy wyszła z firmy.
Pojechałby za nią. Albo chociaż zadzwoniłby, a nie wysłał jej nawet jednego
głupiego SMSa. Nie robił nic żeby ją przekonać, żeby mu wybaczyła, żeby… żeby
udowodnić jej, że kocha… A nawet jeśli kochał podczas tego ich romansu, to już
teraz nie.
Kiedyś
słyszałam, że prawdziwa miłość nie zna przemijania… Więc nawet jeżeli kiedyś
mnie kochał, to nie było to prawdziwe uczucie.
Poczuła, że łzy napływają jej do oczu, ale przypomniała sobie o
istnieniu Maćka więc powstrzymała je. Szymczyk wpatrywał się w przyjaciółkę
zastanawiając się co ma zrobić. Mógł pomóc… ale czy Ula chce pomocy, chce znowu
być z Markiem… albo przynajmniej poznać prawdę? Nie wiedział, ale musiał
spróbować. Nie mógł patrzyć jak dziewczyna, którą od zawsze traktował jak
siostrę, której nigdy nie miał, tak się zadręcza.
- Ulka, idę na razie. Wpadnę do ciebie później.
Szymczyk opuścił mieszkanie Cieplaków i powoli ruszył w kierunku
swojego domu zastanawiając się co ma dalej zrobić… i czy w ogóle coś zrobić.
Nagle zauważył znajomy samochód. Samochód Marka Dobrzańskiego. Brunet stał
kilka kroków od bramy i wyglądał jakby podejmował właśnie jakąś ważną decyzję.
Wyszedł z ogrodu Cieplaków.
- Cześć – rzucił. Marek otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na
Maćka.
- Cześć.
Chłopak stał chwilę i wpatrywał się w ukochanego swojej „siostry z
wyboru”.
- Jakby co, to… Ulka jest u siebie – oznajmił, po czym nie
czekając na reakcję Dobrzańskiego ruszył w swoim kierunku.
***
Choć na
chwile zamilcz,
nie
wszystko już za nami
pozwól mi
dojść do słowa
ten jeden
raz wysłuchaj mnie
Zaufaj,
niczego już nie szukaj,
a spróbuj
spojrzeć na mnie
jak na
kogoś kto chce…
Marek stał chwilę i zaskoczony patrzył za odchodzącym Maćkiem, ale
po chwili powrócił do swojego zajęcia wpatrywania się w okno Ulki. Zastanawiał
się czy wejść, rozmawiać i prosić, czy może odpuścić i dać jej święty spokój.
Czy ona w ogóle zechce go słuchać? Jeśli nie spróbuje to nigdy się nie dowie.
Położył dłoń na klamce od furtki i jednym zdecydowanym ruchem nacisnął ją.
Odetchnął. Teraz tylko przejść przez ogródek, wejść do domu i porozmawiać… To
przecież nie może być aż tak trudne! Ruszył przed siebie i po chwili stał już
przed drzwiami do jej domu. Zapukał. Po chwili w drzwiach stanęła Ula. Miała
ochotę od razu zamknąć mu drzwi przed nosem, ale w tym momencie on był zbyt
zdesperowany żeby ona mogła się go tak łatwo pozbyć. Przytrzymał drzwi na tyle
mocno, żeby nie mogła ich tak po prostu zamknąć.
- Ula proszę, porozmawiajmy. – Spojrzał na nią błagalnie.
Najchętniej od razu wpiłby się w jej usta i zaczął namiętnie ją całować
okazując jej w ten sposób jak bardzo ją kocha i tęskni, ale wiedział, że po
takim przedstawieniu mógłby od razu pogodzić się z porażką. Najpierw musiał jej
to wszystko wyjaśnić.
- Marek, nie mamy o czym… – stwierdziła. Wiedziała, że mają bardzo
dużo tematów do rozmowy i wyjaśnienia. Ale nie chciała tego słuchać. Nie
wiedziała czy da radę rozmawiać z nim bez emocji, oskarżeń, płaczu… musiała być
silna. – Idź stąd, proszę.
- Ależ mamy – odparł. – I ty dobrze o tym wiesz Ula. Chcę tylko
porozmawiać Ula. Proszę cię.
Pokręciła głową. – Nie – odparła stanowczo. – Nie będziemy
rozmawiać, ani teraz, ani nigdy. Idź stąd. – Teraz już nie prosiła. Jej ton
głosu wskazywał bardziej na rozkaz. Ale on nie chciał poddawać się tak łatwo.
- Ula, czy naprawdę nie możesz mnie…
- Nie, nie mogę – przerwała mu wpół zdania. – Nie chcę wiedzieć co
masz mi do powiedzenia.
Nim zdążył zareagować zamknęła mu drzwi przed nosem. Co on teraz
mógł zrobić? Przecież nie będzie się włamywał. Siedzieć przed drzwiami i liczyć
na to, że wyjdzie też nie miało sensu. Z głębokim westchnięciem odwrócił się i
ruszył w kierunku swojego samochodu.
***
Coś
zmieniło się nie umiem znaleźć słów
I tak jak
dawniej nie będzie nigdy już
Ula zamknęła drzwi przed nosem Marka. Stała chwilę wpatrując się w
nie oczyma pełnymi łez. Chwilę temu myślała jak bardzo za nim tęskni… ale
jednak była zbyt zraniona żeby mogła tak po prostu go wysłuchać i wybaczyć.
Zawiódł jej zaufanie, a tego nie było łatwo tak po prostu odzyskać. Oparła się
plecami o drzwi i osunęła się na podłogę. Po jej policzkach popłynęły łzy. Od
jakiegoś czasu już nie płakała. Powstrzymywała łzy za wszelką cenę, nie chcąc
komukolwiek dać do zrozumienia, że Marek nadal gości w jej sercu, a ona nie
umiała go stamtąd wyrzucić. Teraz jednak była sama, nikt jej nie widział, a
potrzebowała w końcu wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Przyznała teraz sama
przed sobą, że nigdy nie przestanie go kochać. W końcu prawdziwa miłość, nawet
ta nieodwzajemniona, nie zna przemijania. A z jej strony to uczucie było
najprawdziwsze. Ukryła twarz w dłoniach płacząc bezgłośnie. Po chwili jednak
postanowiła wziąć się w garść. Otarła łzy i ruszyła do łazienki żeby poprawić
rozmazany makijaż. Po chwili usłyszała otwierane drzwi. Myśląc, że to Marek
wychyliła się z łazienki zarazem z nadzieją jak i złością, ale zobaczyła tylko
Maćka. Nie wiedziała czy odetchnąć z ulgą, czy płakać, że Marek po raz kolejny
poddał się bez walki. Uśmiechnęła się blado do Szymczyka.
- Co tam masz? – zapytała zauważając, że Maciek trzyma w ręce
jakąś kartkę.
- To jest… Ulka, płakałaś? – zapytał. Ona nie umiała go okłamać i
doskonale o tym wiedziała, więc tylko bezradnie pokiwała głową. Maciej podszedł
do niej i przytulił przyjaciółkę. Wiedział, że cierpi tak przez Marka. – Co się
stało?
Ula przełknęła gulę w gardle. – Był tu Marek – wyjaśniła. – Chciał
ze mną porozmawiać, ale… Ale powiedziałam, że nie chcę wiedzieć co ma do
powiedzenia.
- A chcesz?
- Nie. Tak. Nie wiem! – Po jej policzkach popłynęły łzy. – Z
jednej strony mam nadzieję… ale boję się, że on nic…
Maciej dłuższą chwilę stał i trzymał Ulę w objęciach, ale po
chwili zaprowadził ją do jej pokoju. Posadził ją na tapczanie i wręczył jej
paczkę chusteczek. Ula wytarła łzy i odetchnęła głęboko chcąc się uspokoić.
Znowu dała do zrozumienia, że kocha Marka. A tak bardzo nie chciała tego robić.
Chciała przeżywać to w samotności. Nie chciała litości.
- Ulka… Pamiętasz jak byłaś na Mazurach, a ja zadzwoniłem z
informacją, że znalazłem list od Marka zaadresowany do ciebie?
Dziewczyna pokiwała głową czując, że gdy znowu się odezwie
ponownie się rozpłacze. Starała się być silna, ale dzisiaj już nie potrafiła.
Za dużo spotkań z Markiem, rozmyślań o nim i rozmów. Zdecydowanie za dużo jak
na jej wytrzymałość.
- Kazałaś mi go spalić – kontynuował. – Ale przeczytałem go i po
prostu nie mogłem tego zrobić. Myślę, że teraz powinnaś go przeczytać.
Wręczył jej kartkę. Ula niepewnie wzięła ją w dłonie i dłuższą
chwilę obracała, jednak nie mogła się przemóc żeby ją rozłożyć i przeczytać.
Maciej wstał i wyszedł z jej pokoju zostawiając ją samą ze słowami zapisanymi
przez Marka, z jej myślami i uczuciami. Właśnie tego potrzebowała. Takiej
samotności, ciszy i spokoju. Drżącymi dłońmi rozłożyła zgiętą na pół kartkę.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w swoje imię zapisane na samej górze, dość
starannym pismem Marka. Po chwili popłynęła wzrokiem dalej.
Wiem, że
kartka napisana do Ciebie przy Twoim biurku niczego nie zmieni. Ale wiem…
wierzę, że jeśli pozwolisz mi powiedzieć Ci coś prosto w oczy, to powiem, że
dzięki Tobie zrozumiałem co to jest miłość. I, że nie to łączy mnie z Pauliną.
I, że na pewno jej nie poślubię. I jeszcze jedno na pewno wiem. Że cię kocham.
Marek.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Po raz kolejny tego dnia. Teraz
wiedziała, że źle robiła nie dając mu wyjaśnić. Może gdyby dała mu dojść do
słowa to on powiedziałby jej właśnie to co teraz przeczytała… Może wyznałby jej
miłość? Zerwała się na równe nogi. Na dworze było ciepło, więc ubrała tylko
buty i wyszła z domu.
***
Patrzę jak
obok śpisz i niemęskie gaszę łzy
Myślę jak biegłaś by w me ramiona upaść i...
Słyszę jak mówisz, że tylko ze mną, tylko mnie,
Tylko ze mną, tylko mnie...
Słyszę jak mówisz, że tylko ze mną, tylko mnie,
Tylko ze mną, tylko mnie...
Marek siedział w swoim mieszkaniu. W dłoni trzymał szklankę
whisky, której wypił dopiero jakieś dwa łyki. Kompletnie nie miał ochoty na
topienie smutków w alkoholu, ale to było jedyne wyjście, które teraz
przychodziło mu do głowy. Coś musiał zrobić, zająć czymś myśli, żeby nie
kotłowało się wciąż w nich to samo imię. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
Pokręcił głową myśląc, że to Sebastian. Nie miał ochoty na rozmowę z kumplem.
Dla niego najlepszym rozwiązaniem będzie upicie się żeby zapomnieć, a
Dobrzańskiemu kaca do szczęścia nie brakowało. Czuł się już wystarczająco
fatalnie. Po chwili usłyszał jednak kolejne pukanie. Westchnął ciężko
stwierdzając, że Olszański chyba nie odpuści. Postawił szklankę alkoholu na
stoliku i podniósł się z kanapy. Po drodze do drzwi, zauważył przez okno, że
nieźle leje. Wpuści go, przecież nie wygoni przyjaciela w taką pogodę na
zewnątrz. Pewnie najbliżej było mu do Marka a, że leje jak z cebra to
postanowił przyjść. Otworzył drzwi nawet nie patrząc przez wizjer czy to
rzeczywiście Sebastian.
- Cze… - Zamilkł nagle. Zauważył przed sobą, nie Sebastiana, a
Ulę. Stała przed nim i patrzyła niepewnie. Oboje milczeli przez długie
sekundy nie wiedząc co teraz zrobić. W
końcu Marek przemówił. – Co tu robisz? – zapytał, ale zaraz zorientował się, że
nie zabrzmiało to właściwie. Powinien ją wpuścić, a dopiero potem wypytywać. –
To znaczy… Ula jesteś cała przemoczona – zauważył po chwili. – Wejdź. Zrobię ci
herbaty i znajdę coś do przebrania. Co tu w ogóle robisz?
Ula spuściła wzrok. Co tu robiła? Kierowała się impulsem, musiała
go zobaczyć, być przy nim… musiała się dowiedzieć czy to co napisał jej w
liście było nadal aktualne.
- Marek, musiałam przyjść, bo… - zaczęła niepewnie. Spojrzała na
niego. Zmarszczył brwi zastanawiając się co chce powiedzieć. Ula chwilę
walczyła sama ze sobą. Co miała zrobić? Co powinna teraz powiedzieć? A może
najlepiej nic nie mówić tylko od razu przejść do czynów?
- Bo? – ponaglił. Nie wiedział co ona może chcieć mu teraz
powiedzieć. Wpatrywała się w niego
niepewna co zrobić. Nagle, zupełnie niespodziewanie wtuliła się w jego ramiona.
Marek stał chwilę zaskoczony tym nagłym posunięciem. Po chwili zorientował się
co Ula tak właściwie zrobiła i objął ją. Ula uśmiechnęła się lekko czując jego
oplatające ją ramiona. Tak dawno nie było jej dane tego poczuć, tak bardzo za
tym tęskniła, a teraz miała to uczucie z powrotem. Upajała się jego bliskością,
zapachem, dotykiem, wszystkim.
Uczucia Marka nie odbiegały daleko. Krążyły tylko wokół
dziewczyny, którą trzymał w swoich ramionach. Był tak szczęśliwy, że w końcu
mógł bezkarnie ją objąć, że to szczęście niemal rozsadzało go od środka.
- Musiałam przyjść bo… - powtórzyła te same słowa, które
wypowiedziała chwilę temu. – Bo cię kocham – dokończyła. – Właśnie dlatego.
Marek uśmiechnął się szczęśliwie. Delikatnie ją od siebie odsunął żeby
spojrzeć jej w oczy. – Ja też cie kocham Ula – odparł obserwując śliczny uśmiech
malujący się na jej twarzy. – Cały ten czas cię kochałem – dodał, ponownie ją
do siebie przytulając. Stali tak dłuższą chwilę chcąc nacieszyć się bliskością,
gdy Marek poczuł, że Ula lekko drży. Odsunął ją od siebie. – Zmarzłaś –
stwierdził po prostu. – Chodź.
Weszli do jego mieszkania. Marek szybko odnalazł jej jakieś ciuchy
do przebrania, bo jej sukienka wyglądała teraz bardziej jak mokra szmatka.
Wskazał jej łazienkę, a sam przygotował jej ciepłą herbatę. Po chwili siedzieli
na kanapie. Marek obejmował Ulkę, która wcale nie protestowała i ufnie wtulała
się w jego ramiona.
- Marek… - odezwała się po chwili. – Ja dopiero dzisiaj
przeczytałam twój list – stwierdziła.
- Jak to? – zdziwił się.
- Gdybym przeczytała go wcześniej nie zachowywałabym się tak…
Przynajmniej tak myślę. Przeczytałam go dopiero dzisiaj. Wcześniej Maciej go
znalazł, ale kazałam mu go spalić. Dobrze, że tego nie zrobił. Przyszłam, żeby
sprawdzić czy te słowa są nadal aktualne. – Uśmiechnęła się lekko.
- Są aktualne. Są i zawsze będą – odparł, po czym pocałował ją
czule. – Kocham cię.
A jednak
miałam rację – pomyślała uśmiechając się do ukochanego. – Prawdziwa miłość nie zna przemijania.
***
Piosenki:
- Fragment „wiersza” autorstwa mojego. Jeśli ktoś chciałby
zobaczyć całość to zapraszam: http://www.youtube.com/watch?v=0slqc2vdtu0&feature=g-upl
- Młode Orły – „Smutno mi”
- Evanescence – „My immortal”
- Volver – „Chcę”
- Edyta Bartosiewicz – „Coś zmieniło się”
- Volver – „Niemęskie łzy”
Po pierwsze, cieszę się, że Twoja wena wróciła:) Wiem, co to znaczy cierpieć z powodu jej braku:/ Zresztą aktualnie własnie to przeżywam od kilku dni. Ale do rzeczy...
OdpowiedzUsuńBardzo fajna mini. Trochę zagmatwana, bo najpierw Marek przyjeżdża do Uli, ta go odsyła, potem ona jedzie do niego - burzliwie jednym słowem. Ale to dobrze, bo dużo sie dzieje. Tym razem pomógł im Maciek. Swoją drogą szczęście, że Szymczyk pomyślał trzeźwo i nie spalił wtedy tego listu, niewiadomo jakby to sie potoczyło, gdyby to zrobił.
Tak więc mnie się bardzo podobało i już czekam na kolejną miniaturkę, albo jeszcze lepiej na nowy rozdział opowiadania:) I jeszcze taka mała sugestia: zwróc uwagę na interpunkcję, wbrew pozorom jest ona bardzo ważna;)
Pozdrawiam.
M
Marcia.
OdpowiedzUsuńBardzo ładna mini. Tyle w niej emocji, niepewności. Przeczytałam z przyjemnością i jednym tchem. Podoba mi się, jak budujesz napięcie i to, co dzieje się w sercach zakochanych. Ula trochę taka "chciałabym, ale boję się". Marek kompletnie rozdarty. Jednak odnajdują drogę do siebie, choć na początku przypominają trochę żurawia i czaplę, które to zwierzątka chodziły do siebie na zmianę i pogodzić się nie mogły. U Cioebie zakończenie tej historii jest, takie jak lubię, szczęśliwe. A ostatnie zdanie w Twojej mini bardzo prawdziwe i bardzo piękne. "Prawdziwa miłość nie zna przemijania".
Dziękuję Marcia za tą śliczną mini. Sprawiłaś, że po powrocie z pracy obejrzę ten odcinek kolejny raz.
Serdecznie pozdrawiam.
Nareszcie się doczekałam, po tak długiej przerwie. Miniaturka, bardzo ciepła, cudna , dużo przemyśleń zarówno Marka, jak i Uli. Myślę, że jakby potoczyły się tak losy, jak tu przedstawiłaś w serialu, to nie zostałby taki niedosyt, że trochę za mało.
OdpowiedzUsuńczekam na dalsze notki
Pozdrawia ;*
Natalia
Monika
OdpowiedzUsuńWena wróciła, mam nadzieję, że na razie nie ucieknie, ale z nią to nigdy nic nie wiadomo. Tak, trochę zamotałam, że raz ona go wyrzuca, raz chce, raz nie chce... no ale w końcu doszli do porozumienia. Tak jak i w serialu pomógł Maciek tyle, że tu trochę szybciej doczekaliśmy się efektów, bo w serialu jeszcze kilka dni trzeba było czekać na pogodzenie tych dwojga. Miniaturka, albo rozdział mam nadzieję napisać jakoś w tym tygodniu :) Zobaczymy. A co do ortografii, to zawsze była ona moją zmorą, a szczególnie w tej mini, bo pisałam koło 1 w nocy ;)
Gosiu
Dzięki za miłe słowa. Nie przyszło mi do głowy porównanie do "Czapli i żurawia", ale faktycznie trochę wspólnego jest. Tylko, że wiersz kończy się słowami "zejść się nie mogą" (czy coś w ten deseń ;)), a tutaj jakoś im się udało. "Prawdziwa miłość nie zna przemijania" to, jak już napisałam cytat z "Listów do Julii" swoją drogą przepiękny film. Ja mam od kilku dni seans BU i napotkałam właśnie na odcinek jak spotykają się przy windzie, potem jak Ulka czyta list i przyszło mi to do głowy.
Natalia
Ja widziałam w serialu kilka sytuacji podczas których oni mogli się bez większego problemu pogodzić, ale scenarzyści coś nie chcieli nas tym usatysfakcjonować. Niedosyt pozostał, to fakt. Ale przez to, że zostawili na końcu otwartą furtkę, nie wiadomo jak dalej potoczyły się ich losy - możemy domyślać się tylko, że byli szczęśliwi. Ale możemy fantazjować. I dzięki temu powstaje tak wiele świetnych opowiadań :)
Dziękuję wam dziewczyny za komentarze :*
Pozdrawiam was wszystkie serdecznie :)
Kochana jak ja się cieszę, że coś dodałaś. Miałam ostatnio sen i śniło mi się, że zawiesiłaś bloga. Obudziłam się i od razu na telefonie sprawdzałam czy to aby na pewno tylko sen... Odetchnęłam z ulgą. Mini śliczna :) Cudowna :) Przepiękna :) Genialna! :)
OdpowiedzUsuńBrak mi słów. Cieszę się, że się pogodzili, cieszę się, że są razem. Racja... Prawdziwa miłość nie zna przemijania. Przepraszam, że piszę dopiero teraz ale mam problemy z laptopem. Serdeczne Całuski :*
Shabii, bloga zawieszać nie planuję ;) Miałam mały "urlop", odpoczynek od pisania bo czułam się jakbym zaczynała się wypalać, ale wróciłam ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
Jasne, rozumiem, mój laptop też ma swoje humorki.
Pozdrawiam :*
Marcia, ta mini bardzo mi się spodobała. Jest taka realna… Ula w końcu przeczytała list i poszła po rozum do głowy. Z początku nie dała mu dojść do słowa, nie pozwoliła wytłumaczyć… Ale jednak na koniec pobiegła do niego.
OdpowiedzUsuńBardzo spodobały mi się słowa: „Prawdziwa miłość nie zna przemijania”. I tak jak napisałaś, również ta nieodwzajemniona nie zna przemijania. Bo miłość jest silnym uczuciem.
A powiedz mi, kiedy będzie następny rozdział „Zakładu”? Nie ukrywam, że czekam niecierpliwie
Pozdrawiam Bea