sobota, 2 czerwca 2012

"Zakochany Casanowa" Rozdział 5


Rozdział 5 „Co on… Co ja… Co MY?!
Nadszedł wielki dzień, a mianowicie pokaz FD Gusto, o którym już od kilku tygodni „trąbili” w chyba wszystkich możliwych środkach masowego przekazu. Wszyscy pracownicy biegali od samego rana po firmie szukając sobie jakiegoś zajęcia, jednak ich zdenerwowanie wydawało się być niczym w porównaniu ze zestresowaniem Pshemko. Od kiedy tylko przyszedł tego dnia do pracy, co chwilę można było usłyszeć dobiegający z pracowni Mistrza krzyk. Marek wraz ze swoimi sekretarkami także nie próżnował. Ku zdziwieniu prezesa i jego drugiej sekretarki Kubasińska stanęła na wysokości zadania, nienagannie wypełniając wszystkie polecenia zadawane jej przez szefa. W końcu nadeszła godzina kiedy wszyscy mieli udać się na pokaz FD Gusto, a zarazem godzina w której zdenerwowanie Pshemko osiągnęło apogeum. Jednak póki zajmował się tym czym  miał się zajmować, czyli przygotowywaniem modeli i modelek do pokazu nikt nie przejmował się zbytnio humorami projektanta, a krawcowe ograniczały się tylko do przynoszenia mu czekolady. Na pokazie FD Gusto wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami. Pshemko był w swoim żywiole, i nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie miało się coś zmienić.
~~*~~
Pu udanym pokazie wszyscy zebrali się w sali bankietowej aby uczcić sukces. Sam prezes, po odpowiedzeniu na kilka pytań reporterów, po pozowaniu wraz z narzeczoną do zdjęć (co swoją drogą nie za bardzo mu się podobało), i po rozmowie z rodzicami, siedział na kanapie obok swojej sekretarki i jednocześnie przyjaciółki. Zgodnie roześmiali się na widok nieco wstawionego Pshemko.
- Kochanie? – Usłyszeli za sobą kobiecy głos. Marek odwrócił głowę.
- Tak?
- Możemy porozmawiać?
- Pewnie. Zaraz przyjdę Ula – rzucił do przyjaciółki.
- Okay.
Ruszył za narzeczoną.
- Marek co ty robisz? – zapytała, gdy znaleźli się już poza zasięgiem wszystkich fotoreporterów i całej reszty gości.
- Nie rozumiem.
- Marek, wiem, że ostatnio nie jest między nami zbyt dobrze, ale powinniśmy chociaż zachować pozory.
- Po co? Paulina, niby czemu mamy zachować pozory dobrych relacji, skoro między nami już od dawna nie jest dobrze?
- Myślisz, że oni nie widzą, że każde z nas zajmuje się swoimi sprawami, zamiast chodzić razem?
- Paulina, możemy zatańczyć, całować się, rozmawiać, ale naprawdę wydaje ci się, że oni nie zobaczą, że to wszystko na pokaz?
- Na jaki pokaz? – zdziwiła się.
Nasz związek już od dawna jest na pokaz.
- … Nie ważne. Chodź zatańczyć – powiedział niechętnie.
Ruszyli na parkiet. Zaczęli wirować w tańcu, jednak Markowi to wszystko wydawało się takie sztuczne, nieszczere. Dyskretnie rozejrzał się w poszukiwaniu Uli. Tańczyła właśnie z Sebastianem. Olszański zauważył jego wzrok. Przypomniał sobie wypowiedziane niedawno słowa przyjaciela: Ale ja jej nie kocham*. Zbliżył się z Ulą do Marka i Pauli, wykonał jeden sprawny „manewr”, i po chwili Ula tańczyła z prezesem, a jego narzeczona z dyrektorem HR.
~~*~~
- Paula proszę cię, nie rób scen! – zawołał półgłosem.
Po raz kolejny w ciągu bankietu jego narzeczona wzięła go na rozmowę. Czuł się jak dziecko, które nabroiło więc dostało naganę od mamy.
- To ty robisz sceny!
- To, że zatańczyłem z Ulą, to robienie scen? Według ciebie powinienem tańczyć z tobą i chodzić za tobą jak grzeczny piesek?! – zawołał, i nie czekając na jej odpowiedź ruszył w głąb sali. Po chwili zniknął wśród tańczących par w poszukiwaniu jakiejś osoby z którą mógłby porozmawiać. Po chwili znalazł. Ulę. Wychodziła właśnie z łazienki.
- Ulka, nie wiem jak ty, ale ja mam dość tego cyrku. Idziemy?
Uśmiechnęli się do siebie i zgodnie ruszyli w stronę wyjścia z klubu.
- Marek, nie powinieneś tam być? Jesteś prezesem?
- Nawet prezes ma czasem dość… Czuję się jak na wagarach – stwierdził uchylając drzwi od klubu, wypuszczając przyjaciółkę przed sobą, patrząc przy okazji czy ktoś nie ma zamiaru go zatrzymywać. Już po kilku minutach spaceru z Ulką poczuł się lepiej, mimo, że wcale się nie odzywali. Takie milczenie też miało swoje uroki. A Ula doskonale zrozumiała, że jej przyjaciel nie ma najmniejszej ochoty na rozmowę. Chciał po prostu odpocząć. Ona zresztą też. W końcu dotarli do „ich” parku, gdzie chodzili często w porze na lunch.
- Czasami mam tego wszystkiego serdecznie dość – powiedział.
- Paulina? – zapytała.
Ostatnimi czasy Marek coraz częściej był w kiepskim humorze przez swoją narzeczoną.
- Paulina – potwierdził. – Według niej nie powinienem rozmawiać, tańczyć z nikim innym niż ona. Najchętniej to założyłaby mi obrożę, smycz i wymagała posłuszeństwa i bezgranicznego oddania.
- Nie przesadzasz trochę? To brzmi jakby ona traktowała cię jak psa, a nie jak człowieka, a tym bardziej narzeczonego.
- Ja właśnie mam wrażenie, że ona powinna mieć psa a nie partnera – mruknął. – Po prostu do siebie nie pasujemy. – Spojrzał na przyjaciółkę. – Przepraszam Ula. Wziąłem cię na spacer, a teraz mówię tylko o swoich problemach.
- Ale mi to nie przeszkadza – stwierdziła. – No i… jesteśmy przyjaciółmi więc mówimy sobie o swoich problemach. A poza tym… lubię z tobą rozmawiać**.
- Jesteś Aniołem, wiesz?
Ula roześmiała się serdecznie.
- Teraz już wiem, chociaż do Anioła trochę mi brakuje.
Marek uśmiechnął się. Pierwszy raz w życiu poznał kogoś kto myśli najpierw o innych, a dopiero potem o sobie. Kogoś, komu mógł się wyżalić i  mieć pewność, że zostanie wysłuchany. Kogoś, komu mógł zaufać. Dopiero teraz uświadomi sobie, że bardziej ufa swojej przyjaciółce, którą zna zaledwie od kilku tygodni, niż swojej narzeczonej, z którą jest już siedem lat, a zna ją od… praktycznie to od zawsze. Tak. Ula niewątpliwie była Aniołem.
- Nie zjadłabyś czegoś?
Ula zaśmiała się.
- Pewnie. Mam nawet pomysł. Chodź!
Marek pewnym krokiem ruszył za dziewczyną, jednak zwątpił gdy zobaczył miejsce do którego zmierzają.
- No nie patrz tak. Zobaczysz, że będzie ci smakować.
- No… Dobra – zgodził się niepewnie i zamówił dwie zapiekanki.
Ruszyli w dalszą drogę.
- Mmm… Dobre. To nie jest sushi…
Ula zaśmiała się.
- Zawsze jak wracałam ze szkoły to tu ,miałam przystanek i byłam strasznie głodna.
- A nie mogłaś sobie kupić? – zapytał, zerkając na nią kątem oka.
- Dobry ekonomista zaoszczędzi żeby mu starczyło na bilet.
- Dobry ekonomista to ma kierowcę ojca co go zawiezie do szkoły – stwierdził, przełykając kolejny kęs zapiekanki. – A  potem w szkole patrzą na takiego ekonomistę jak na małpę w cyrku – zaśmiał się. – Najgorzej było w liceum. Mama do klasy maturalnej robiła mi kanapki i zawijała je w serwetki z logiem Febo&Dobrzański.
Roześmiali się wesoło. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Tak dobrze, że zupełnie zapomnieli o bankiecie
- Fajnie miałeś – stwierdziła.
- Tobie mama nie robiła?
- Nie… Mama umarła jak miałam szesnaście lat – przyznała.
- Przepraszam. Nie wiedziałem – zamilkł. Zrobiło mu się głupie.
- Od tej pory to ja byłam od robienia kanapek. Najpierw Beti i Jaśkowi a potem sobie.
- Mało jest takich ludzi.
- Jakich?
-Takich co najpierw myślą o innych a dopiero potem o sobie.
- Przesadzasz…
- Nie, naprawdę***.
Zaśmiała się cicho i spojrzała na przyjaciela. Coraz bardziej dochodziła do wniosku, że Marek naprawdę jest dobrym człowiekiem. Udawał kogoś kim nie był, ale miała wrażenie, że przy niej zdejmuje swoją maskę. Ona poznała Marka Dobrzańskiego, a nie Marka Maskę Dobrzańskiego.
Marek także coraz lepiej poznawał samego siebie. Ula pomagała mu zrzucić Maskę człowieka, którego udawał. A udawanie coraz częściej ostatnio go męczyło. Wsłuchał się w piosenkę wydobywającą się z radia jakiegoś samochodu, który mijali.
Na przekór nowym czasom stać,
Nie uda się, jak możesz bo
Tu trzeba się na pokaz śmiać,
Bo winien jesteś to.
Naprzeciw lustra wieszam wzrok,
Choć to miał być historii krzyk,
Idola sprzed mych paru lat,
A znów chcę sobą być.
Pozwól nam na własny koszt nosić własną twarz.
Pozwól nam móc sobą zostać jest tak wielu nas.
Na przekór nowym czasom stać,
Nie dacie rady, na nas grzmią
Różowo, głośno, słodko, tak
Winniście czasom to.
A gdzie pokusa żeby móc,
W tej zupie ludzkiej ściszyć głos,
Gdzie miejsce dla spokojnych głów
Nie mogło zniknąć stąd.
Pozwól nam na własny koszt nosić własną twarz.
Pozwól nam móc sobą zostać jest tak wielu nas****.
Pomyślał, że ta piosenka doskonale oddaje jego uczucia, które diametralnie się zmieniły od czasu kiedy Ula przybyła do firmy. Dużo zmian w nim od tego czasu zaszło. Najbardziej zaskoczyło go to, że nie chce mieć z nią romansu. Nie chodziło o to, że mu się nie podobała, wręcz przeciwnie, była piękna. Ale jakaś tajemnicza siła powstrzymywała go od zamiaru uwiedzenia jej. Teraz dziękował ów sile. Gdyby miał romans z Ulką, nigdy by się nie zaprzyjaźnili, a gdyby się nie zaprzyjaźnili to nie miałby okazji zobaczyć lepszego świata. Nie poznał by swojego prawdziwego ja.
- Odwieźć cię do domu? – zaproponował.
- A Paulina?
- UIka, ja naprawdę nie mam ochoty dzisiaj z nią rozmawiać. Już i tak wiem, że ta rozmowa to będzie opieprz za to, że wyszedłem z bankietu. A poza tym nie pozwolę mojej najlepszej sekretarce i przyjaciółce, tłuc się po nocach autobusami.
- No dobrze.
Wsiedli do Lexusa i w ciszy ruszyli w stronę podwarszawskiego, zapewne jeszcze śpiącego, Rysiowa. Nie przeszkadzało im milczenie. Oboje pogrążyli się w swoich myślach.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił, widząc, że jego przyjaciółka tak się zamyśliła, że nawet tego nie zauważyła.
- Tak? Nie zauważyłam.
- Ula, dziękuję, że mogłem ci się wygadać.
Uśmiechnęli się i zbliżyli się trochę do siebie, żeby pocałować się w policzek, jednak Marek nieświadomie nieco odwrócił głowę tak, że pocałowali się. W usta. Przez kilka pierwszych sekund oboje odwzajemnili ten przypadkowy, niezaplanowany pocałunek. Och serca łomotały, jakby chciały wyskoczyć z ich klatek piersiowych i odnaleźć siebie. Jednak nim nieśmiały, może trochę czuły pocałunek, przerodził się w coś większego, w głowie Uli zapaliło się światełko ostrzegawcze.
Co on… Co ja… Co MY?!
*Chodzi mi o rozdział 2, kiedy Marek był u Sebastiana w domu i tak mu powiedział ;)
**Ula powiedziała Markowi, że lubi z nim rozmawiać bodajże w odcinku kiedy ta go pocałowała w samochodzie… wtedy jak chodzili po parku i rozmawiali ;) taki mi się wydaje.
***Ta rozmowa od zdania „Mmm… Dobre. To nie jest sushi” do „Nie, naprawdę” pochodzi z jednego z odcinków filmu, chyba z tego co Ula uwolniła Marka z kajdanek. Nie jestem pewna czy to tak dokładnie było, ale pisałam z pamięci, tzn. niedawno oglądałam i trochę pamiętam, ale nie chciało mi się tego teraz szukać, więc pisałam z pamięci. Mam nadzieję, że nic nie pomyliłam.
****Andrzej Piaseczny – Na przekór nowym czasom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz