sobota, 2 czerwca 2012

"Zakochany Casanova" Rozdział 6


Rozdział 6 „To ma być przyjaźń? Z takim całowaniem?!”
Co ja… Co on… Co MY?!
- Marek…
Odepchnęła go od siebie delikatnie. Spojrzała na niego pytająco. Nie dopuszczała do głowy myśli, że Marek, jej przyjaciel, mógłby coś do niej czuć. Coś więcej niż sympatię, coś więcej niż przyjaźń.
I miała rację. Marek sam miał w głowie jeden wielki mętlik. Nie chciał mieć z nią romansu. Ale dlaczego w takim razie ją pocałował? Jak na razie nie wiedział. Tak samo nie wiedział dlaczego miał ochotę zrobić to jeszcze raz. Tak. Miał ochotę ponownie ją pocałować.
Chyba za dużo wypiłem…
Jednak w radiu rozpoczęła się właśnie kolejna piosenka, przez którą miał jeszcze większą ochotę poczuć smak ust Ulki.
Zabieram ci, nie pytam nic, czekam na skutki.
Masz oddać mi, tysiące ich za moje pocałunki.
Biorę wszystkie, więcej chciałbym, ludzie zapomnieli całkiem,
O czym są, przy których zawsze
Mrużą oczy.
Jakie te, przy których serce
Chce wyskoczyć.
Smakują jak, po szkole park, lepiej nawet.
Łapane w lot, czekane od, choćby i od zawsze.
Biorę wszystkie, więcej dla mnie, ludzie zapomnieli całkiem,
O czym są, przy których zawsze
Mrużą oczy.
Jakie te, do których serce
Chce wyskoczyć.
O czym są przy których się
Przygryza wargi
Jeden za królestwo pocałunków całe*.
Powstrzymał chęć ponownego pocałunku.
- Ula ja… - Westchnął. – Przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło…
Dziewczyna pokiwała głową. Atmosfera w aucie robiła się coraz bardziej przytłaczająca.
- Muszę iść – oznajmiła i szybko wyszła z samochodu. Marek odprowadził ją wzrokiem.
Jestem idiotą…
Podczas gdy Marek pokonywał właśnie chęć pójścia do domu Uli, ta powstrzymywała się przed zawróceniem do jego auta. Na szczęście jej rodzina już spała, bo gdyby nie to, na pewno zauważyliby, że coś ją gryzie. Usiadła przy stoliku w swoim pokoju. Otworzyła pamiętnik i chwilę trzymała nad nim długopis, wpatrując się we wczorajszy wpis.
Marek, mój szef, mój przyjaciel. Właśnie. PRZYJACIEL. To dlaczego poczułam się tak… INACZEJ, kiedy objął mnie po przyjacielsku? A może to zwyczajne uczucie do PRZYJACIELA? Nie wiem… Maciej też jest moim przyjacielem, a z nim się tak nie czuję… Stop! Marek to mój przyjaciel. TYLKO przyjaciel.
Westchnęła cicho i napisała tylko dwa krótkie zdania:
To ma być przyjaźń? Z takim całowaniem?!
~~*~~
Marek jechał autem. Do domu. Domu? Prychnął. Jednak nie miał ochoty a rozmyślania o narzeczonej. Myślał o Uli, i o tym nieszczęsnym pocałunku. Najbardziej jednak niepokoiło go to, że wcale nie żałował.
To przez to wino.
Wszedł do domu. Jego narzeczona patrzyła na niego morderczym wzrokiem.
- Gdzie byłeś? Znowu u jakiejś kochanki?!
- Skoro sama wiesz, to po co pytasz? – warknął, po czym zamknął się w łazience. Nie miał ochoty na kłótnie z Pauliną. Usiadł na rancie wanny i ukrył twarz w dłoniach. Pocałował ją, to już przyjął do wiadomości, ale nie mógł zrozumieć czemu ona z początku to odwzajemniła, a potem zamiast go opieprzyć i wysiąść, w końcu mu się należało, to ona razem z nim wsłuchiwała się w piosenkę lecącą w radiu.
- Ludzie zapomnieli całkiem o czym są, przy których zawsze mrużą oczy. Jakie te, do których serce chce wyskoczyć. O czym są, przy których się przygryza wargi. Jeden za królestwo pocałunków całe – zanucił pod nosem.
Z jakiegoś powodu ten fragment piosenki został mu w głowie. Uśmiechnął się pod nosem. Już wiedział co powinien zrobić.
Jutro…
Wyszedł z łazienki.
- Dzisiaj śpię na kanapie – rzucił do Pauliny i ruszył do salonu.
Następnego dnia obudził się wcześniej z dwóch powodów – pierwszy to jego zamiar podłożenia na biurku Uli listu, zanim jeszcze przyjdzie do pracy, a drugi, ten mniej ważny, nie chciał rozmawiać z narzeczoną. Zerwał się z kanapy i na palcach, żeby nie obudzić Pauliny, ruszył do łazienki.
~~*~~
Ula także już nie spała. Rozmyślała nad ostatnimi wydarzeniami. A dokładnie nad jednym wydarzeniem. Wiedziała, że muszą to sobie wyjaśnić. On – dlaczego to zrobił. Ona – dlaczego to odwzajemniła. Ale żeby mu to wytłumaczyć, najpierw sama musiała się tego dowiedzieć.
Bo przecież się w nim nie zakochałam. Ale nawet podobało mi się… Stop! Cieplak, o czym ty myślisz! Marek to mój przyjaciel, a nie… Może i jest przystojny ale to nie znaczy, że muszę się w nim zakochać. Prawda? A jeśli on…? Idę do pracy, musimy to sobie wytłumaczyć.
Wstała z łóżka i ruszyła do kuchni.
- Córcia? Myślałem, że nie wróciłaś na noc.
- A gdzie miałam być? – zaśmiała się.
Przecież nie u Marka… Ulka! Przestań!
- No, nie wiem, ale nie słyszałem jak wchodziłaś.
- Bo wróciłam około trzeciej. Spaliście już.
- A jak było?
- Sam pokaz trochę nudny. Bankiet już lepszy, ale potem zrobiliśmy sobie z Markiem małe wagary, i… - Ugryzła się w język. O mało co nie powiedziała tacie, że jej szef ją pocałował.
- I…?
- I… Marek opowiadał mi o swoim dzieciństwie, a ja mu o moim – rzekła, przypominając sobie ich rozmowę przy zapiekankach.
Ojciec spojrzał na nią niepewnie, al. Postanowił jej odpuścić. Ula odetchnęła z ulgą.
- Tato ja już idę do pracy – oznajmiła po śniadaniu.
- Już?
- Tak… Marek prosił mnie i Violę żebyśmy były wcześniej i pomogły mu w… W sprawdzeniu opinii… Opinii krytyków… W internecie.
- No dobrze, idź. Ale widzę, że nie mówisz mi prawdy.
- Oj tato, no… - jęknęła
~~*~~
Marek wszedł do sekretariatu i odetchnął z ulgą. Ulki jeszcze nie było. Położył złożoną na pół kartkę papieru na jej biurku i wszedł do gabinetu.
~~*~~
Ula podeszła do swojego biurka i zdziwiona zauważyła leżącą na nim kartkę papieru. Wzięła ją do ręki. Zauważyła, że jest wypełniona starannym pismem Marka. Jej wzrok przesuwał się po tekście.
Ula.
Wiem, wiem, jesteś na mnie wściekła. I masz do tego prawo. Nie powinienem był cię całować. Naprawdę nie chciałem tego zrobić. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Że przyjmiesz moje przeprosiny…? Naprawdę nie chciałbym żeby w jakikolwiek sposób wpłynęło to na naszą przyjaźń. Jesteś dla mnie kimś naprawdę bardzo ważnym. Kocham cię, ale tylko jak siostrę. Więc… Wiem, że ten pocałunek był zupełnie nie na miejscu. To był pierwszy i ostatni raz. Obiecuję, że to się już nie powtórzy, i jeszcze raz przepraszam. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Marek.
Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła do gabinetu swojego przyjaciela. Zapukała, po czym weszła.
- Cześć – przywitała się.
- Cześć.
- Przeczytałam list…
- I co? Przeprosiny przyjęte?
- Przyjęte.
Mężczyzna odetchnął z ulgą. Bał się, że przez ten incydent mógłby ją stracić.
- Jak opinie? – zmieniła temat, zauważając na biurku szefa gazetę.
- Co? A… Dobre, żeby nie rzec doskonałe. Ale i tak potrzebujemy jeszcze trochę oszczędności, więc będę musiał jechać na kilka dni do Poznania, żeby wynegocjować ze szwalniami jakieś lepsze warunki**.
- Ty będziesz negocjował?
- A co? Twierdzisz, że nie umiem? – zaśmiał się.
Dobrze, że już między nami wszystko gra – pomyślał z uśmiechem.
- No wiesz… Pshemko nie umiałeś uspokoić przed pokazem.
- A co to ma wspólnego z negocjacjami?
- Ludzie są różni, a ty musisz się z nimi dogadać.
- To pojedź ze mną, panno mądralińska – zaśmiał się.
- Kiedy?
 - W weekend czyli jutro. Ale może się przeciągnąć, więc spakuj się na jakieś cztery dni.
- Okej.
Wyszła z jego gabinetu i dopiero teraz uświadomiła sobie co zrobiła
Kilka dni… I kilka nocy. Nie, przestań, Ulka, przecież nie będziecie spać w jednym pokoju. Chociaż czemu nie…? Co się ze mną dzieje… Skoro mamy jutro jechać to trzeba się przygotować. Do negocjacji, rzecz jasna. Bo niby do czego innego?
~~*~~
Marek także zagłębił się w pracy, jednak nie dane było mu popracował dłużej, bo do jego gabinetu wszedł jego przyjaciel.
- Cześć Marek. Widzę, że masz rendez vous z dokumentami, ale może znajdziesz chwilę dla starego kumpla?
- Jasne.
- Masz może wolny weekend?
- Nie, jadę z Ulą do szwalni. A czemu?
- Wiesz, chciałem się Violi oświadczyć, i myślałem, że może mi  pomożesz coś wymyślić. Bo ty to już masz za sobą.
- Najlepiej po prostu ją gdzieś zabierz na weekend i tam się jej oświadcz – stwierdził
- Dzięki za pomoc – rzucił ironicznie. – A czemu z Ulką jedziesz?
- Bo jest moją sekretarką?
Jednak, choć sam się do tego nie przyznawał chodziło mu o coś zupełnie innego. Jego uczucia względem Ulki uległy pewnemu ociepleniu za sprawą wczorajszego wydarzenia. Jednak na razie o tym nie wiedział, i nic nie wskazywało no to żeby w najbliższym czasie miał się dowiedzieć.
~~*~~
Rzecz podobna działa się z uczuciami Uli, choć Cieplakówna była znacznie lepszą obserwatorką, nie tylko innych ale także swoich uczuć, od Dobrzańskiego. Czytała po raz kolejny jakąś fakturę, lecz do jej umysłu ciągle wkradał się pewien przystojny brunet o niebiesko szarych, magnetyzujących oczach.
- Kurde blaszka – zaklęła pod nosem.
Nie mogła, choć bardzo chciała, wyrzucić go ze swoich myśli. Chciała, po prostu musiała wiedzieć, co do niego czuje. Pod pretekstem nie zrozumienia danych zawartych na fakturze weszła do gabinetu szefa.
 - Cześć – rzuciła.
- Cześć – odpowiedział, uśmiechając się promiennie ukazując dołeczki. Jej serce, tak jak ostatnimi czasy, mocniej zabiło, ale ona dopiero teraz zwróciła na to uwagę. – Co chciałaś?
- Możesz to sprawdzić? Coś mi się tu nie zgadza.
Wziął od niej dokument delikatnie dotykając przy tym jej dłoni. Czysty przypadek, każdemu może się zdarzyć. Zadrżała pod jego dotykiem. Na szczęście tego nie zauważył, ale ona owszem. Przestraszyła się nieco tych reakcji na jej przyjaciela. Jeśli połączyć te fakty z jej wczorajszymi odczuciami podczas pocałunku, i tym jak się czuła kiedy ją po przyjacielsku obejmował, wniosek nasuwał się tylko jeden.
Zakochałam się w Marku – przyznała sama przed sobą.
- ...W księgowości to poprawią – zakończył swój wywód na temat błędu popełnionego w fakturze, którego Ula wcale nie słuchała.
- Okej, zaniosę…
- Wszystko w porządku?
- Tak.
Wzięła od niego fakturę i jak najszybciej opuściła prezesowski gabinet. Oparła się o ścianę.
- Ulka! Co ty taka niewyrazista dzisiaj? Pewnie bromu potrzebujesz, chcesz pomidorka?
- Pomidory nie zawierają bromu, tylko potas, Viola.
- Serio? – zdziwiła się.
- Tak… Muszę iść – powiedziała, przypominając sobie o obowiązku zaniesienia faktury do księgowości.
- Idź, a ja tu zostanę jak ten, no… Romcio Paluch.
- Mhm…
~~*~~
Tym czasem Marek patrzył jeszcze chwilę zdziwiony w drzwi. Jego przyjaciółka zachowywała się co najmniej dziwnie.
A może to ja jestem dziwny…
Usiadł na kanapie z zamiarem powrócenia do pracy, ale do gabinetu wparowała jego narzeczona.
- Cześć – przywitał się z nią oschle.
- Marco, jutro mamy spotkanie z konsultantką ślubną.
- TY masz spotkanie z konsultantką ślubną – poprawił. – Ja muszę jechać do szwalni wynegocjować lepsze warunki umowy.
- A nie możesz tego przełożyć?
- Niestety nie mogę. Już się z nimi umówiliśmy.
- My?
- Ja i Ula. Jadę z nią. Paulina nie patrz się tak, potrzebuję kogoś do pomocy, a Viola tylko by mi przeszkadzała. A ty załatw wszystko w związku z tym ślubem…
- Na ile dni?
Jej pozorny spokój wcale nie uspokoił Marka, a wręcz przeciwnie.
- Dwa, góra cztery. To wszystko? Bo jeśli tak, to chciałbym wrócić do pracy.
~~*~~
- Jak to wyjeżdżasz z Markiem?
- No do szwalni, wynegocjować lepsze warunki umowy.
- To, to się teraz tak nazywa.
- Viola!
Ula obrzuciła przyjaciółki wściekłym wzrokiem. Właśnie doszła do wniosku, że kocha Marka, czego oczywiście im nie powiedziała, a one już zaczęły jej utrudniać to wszystko pytaniami o ten ich nieszczęsny wyjazd. Pierwszy raz tak niecierpliwie czekała na zakończenie przerwy. Gdy ta w końcu dobiegła końca Ula zerwała się z krzesła, i pożegnawszy się z przyjaciółkami opuściła bufet.
- O Ula, dobrze, że jesteś – oznajmił Marek wchodząc do sekretariatu. – Możemy porozmawiać?
- Jasne…
- Weszła za nim do gabinetu.
- Podjadę jutro po ciebie o ósmej, dobra?
- Okej… Wychodzisz gdzieś?
- Tak. Paulina przełożyła na dzisiaj spotkanie z tą całą konsultantką. – Wywrócił oczami.
- Nie wyglądasz na zadowolonego – zauważyła.
- Bo nie jestem. Ale cóż, narzeczona siła wyższa, nie? – próbował żartować, ale mu nie wychodziło. – Do jutra Ula.
Pocałował ją w policzek i wyszedł. Ula została w gabinecie szefa wpatrując się w przestrzeń przed nią, gdzie przed chwilą stał Marek.
- …Do jutra – powiedziała półgłosem, wiedząc, że i tak jej już nie usłyszy.
Dopiero po chwili zauważyła, że Marek wręczył jej klucz do swojego gabinetu. Z zamyśleniem odmalowanym na twarzy wyszła z prezesowskiego gabinetu. Zamknęła drzwi przekręcając klucz w zamku, po czym usiadła za swoim biurkiem. Czuła się nieco lepiej z myślą, że już rozwiązała zagadkę, co tak naprawdę czuła do Marka. Gorzej, że była to miłość. Może gdyby nie miał narzeczonej… Po tym jak wczoraj ją pocałował… Może przyznałaby się. Może wyznałaby mu miłość. Ale to, że ma narzeczoną wszystko komplikuje. Co z tego, że jej nie kocha. Poza tym miał już tyle kochanek… Nawet z jedna go przyłapała. Przypomniała sobie tamten dzień.
Dzień przed pokazem FD Gusto. Było już po siedemnastej, więc większość pracowników opuszczała firmę. Wśród nich była także Ula. Szła raźnym krokiem na przystanek autobusowy, gdy nagle zorientowała się, że jej ostatni autobus odjechał jakieś piętnaście minut temu. Postanowiła zadzwonić do Maćka, ale zauważyła, że jej telefon został w biurze.
W gabinecie Marka. W końcu coś tam sprawdzałam, położyłam na stole,  jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a potem wyszłam. Oby tylko Marek jeszcze był w biurze.
Po chwili znajdowała się już w sekretariacie. Zapukała i uchyliła drzwi. Jej przyjaciel, owszem był tam, ale nie sam. I nie była to Paulina, Viola, ani nawet Sebastian. Całował się za to z jakąś modelką. Zauważając Ulę przerwał dotychczasowe zajęcie.
- Wezmę telefon i już mnie nie ma – stwierdziła obrzucając Marka wzrokiem mówiącym myślałam, że się zmieniłeś, i wzięła telefon, po czym wyszła z gabinetu zostawiając ich samych. Była pewna, że Marek wróci do przerwanej czynności, a jutro będzie tak jakby się nic nie stało. Jednak nie spodziewała się tego co wydarzyło się później. Usłyszała za sobą jego głos wołający jej imię, właśnie w momencie gdy zaczynała wybierać numer do swojego „szofera” pod postacią Maćka Szymczyka.
- Ulka! Ja…
- Marek, nie musisz mi się tłumaczyć – przerwała mu. – To tylko i wyłącznie twoja sprawa. I nie musisz się martwić, nikomu nic nie powiem.
- Ale chcę.
- Żebym powiedziała?
- Nie. Chcę ci się wytłumaczyć. Nie chciałbym żeby pojawiły się między nami jakieś nieporozumienia. – Nie odpowiedziała, więc uznał, że może mówić. – Ja wcale tego nie chciałem. Samo tak wyszło. Pracowałem, i wtedy weszła Dominika. Ja starałem się opierać, chciałem nawet ją wyrzucić z gabinetu ale zaczęła mnie całować. Nie dałem rady dłużej. Ula, ja naprawdę staram się to zmienić. Ale to nie jest takie łatwe, przestać gonić króliczka.
- Mylisz się, to bardzo łatwe – stwierdziła. – Viola mówiła, że Sebastian też kiedyś miał romanse z modelkami. Jak się zeszli to podobno przestał. Moja mama mówiła, że jak się czegoś bardzo chce…
- A moja mówiła nie garb się***. Ulka, Seba jest w innej sytuacji, przestał spotykać się z modelkami dla Violi. Bo ją kocha.
- To ty też przestań. Dla Pauliny. Podobno ją kochasz.
Marek westchnął ciężko.
- Podobno… Wszyscy tak myślą. Tylko nie ja. Ten związek jest na pokaz. Nie kochamy się. Jesteśmy razem bo wspólne dzieciństwo, bo wspólna firma… Wszystko zawsze mieliśmy wspólne. Normalną koleją rzeczy wydaje się małżeństwo.
- Ale ty jej nie kochasz – dokończyła za niego. – Tak?
- Ula… Gdybym ją kochał czy miałbym romanse? Wątpliwości? Ja wręcz nie chcę wracać do domu żeby znowu nie musieć się z nią widzieć. Problem w tym, że to już się tak zaplątało, że nie sposób tego zakończyć.
- Wszystko jest możliwe.
- A dla ciebie wszystko jest czarne albo białe?
Pierwszy raz w trakcie rozmowy spojrzała na niego.
- Nie. Są też odcienie szarości. Ale wszystko jeszcze możesz zakończyć, jeśli nie chcesz unieszczęśliwić siebie i jej.
Wyrwała się z zamyślenia. Dopiero zauważyła, że zapisała całą stronę w pamiętniku jednym, krótkim wyrazem Marek.
~~*~~
Dobrzański nieświadom tego, że właśnie zatruwa myśli swojej przyjaciółki, siedział na spotkaniu z konsultantką ślubną starając się nie zrzucić z twarzy wystudiowanego uśmiechu. Stwarzał pozory, że cieszy się ze ślubu, z tego, że już za kilka tygodni będzie z nią na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, dopóki śmierć ich nie rozłączy.
Na dobre i na złe… - powtórzył w myślach. – Chyba raczej na złe.
- Marco, które serwetki ci się podobają?
Wyrwał się z zamyślenia i zerknął w katalog podsunięty mu przez narzeczonego.
- Może te?
Wskazał na wzór, który nawet mu się spodobał.
- A te ci się nie podobają?
Spojrzał na te wskazane przez Paulinę.
Nie…
- Też ładne – stwierdził
Wiedział, że nawet gdyby powiedział, że nie podobają mu się, to Paula i tak zrobiłaby po swojemu.
- A jaki wystrój kościoła?
Po co ona mnie o to pyta…?
- Może ten? – zapytał, wskazując na zdjęcie przedstawiające kościół wystrojony w białe i niebieskie kwiaty.
Delikatnie i skromnie – tak jak lubił.
- Chyba jednak ten, co? – zwróciła się do niego. Zdjęcie wskazane przez nią nie miało nic wspólnego z czymś delikatnym i skromnym, ale dla świętego spokoju zgodził się.
Westchnął cicho i kontynuował wybieranie różnych rzeczy, które mu się podobały, ale po jakimś czasie wybierał pierwsze na co spojrzał – Paula i tak zrobiłaby po swojemu.
*Andrzej Piaseczny – Królestwo pocałunków. Planowałam wstawić tylko mały fragment, ale mam do tej piosenki sentyment i tak wyszło, że dałam całą ;)
**Nie wiem czy tak się to załatwia, ale potrzebowałam jakiegoś pretekstu żeby delegacje mu zrobić xD
***To było w którymś z pierwszych odcinków, gdy Ulka jeszcze „biegała” w zielonych okularkach ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz