Rozdział 6 „To ma być przyjaźń? Z takim całowaniem?!”
Co ja… Co on… Co
MY?!
- Marek…
Odepchnęła go od siebie delikatnie. Spojrzała na niego
pytająco. Nie dopuszczała do głowy myśli, że Marek, jej przyjaciel, mógłby coś
do niej czuć. Coś więcej niż sympatię, coś więcej niż przyjaźń.
I miała rację. Marek sam miał w głowie jeden wielki
mętlik. Nie chciał mieć z nią romansu. Ale dlaczego w takim razie ją pocałował?
Jak na razie nie wiedział. Tak samo nie wiedział dlaczego miał ochotę zrobić to
jeszcze raz. Tak. Miał ochotę ponownie ją pocałować.
Chyba za dużo
wypiłem…
Jednak w radiu rozpoczęła się właśnie kolejna piosenka,
przez którą miał jeszcze większą ochotę poczuć smak ust Ulki.
Zabieram ci, nie
pytam nic, czekam na skutki.
Masz oddać mi,
tysiące ich za moje pocałunki.
Biorę wszystkie,
więcej chciałbym, ludzie zapomnieli całkiem,
O czym są, przy
których zawsze
Mrużą oczy.
Jakie te, przy
których serce
Chce wyskoczyć.
Smakują jak, po
szkole park, lepiej nawet.
Łapane w lot,
czekane od, choćby i od zawsze.
Biorę wszystkie,
więcej dla mnie, ludzie zapomnieli całkiem,
O czym są, przy
których zawsze
Mrużą oczy.
Jakie te, do
których serce
Chce wyskoczyć.
O czym są przy
których się
Przygryza wargi
Jeden za królestwo pocałunków całe*.
Powstrzymał chęć ponownego pocałunku.
- Ula ja… - Westchnął. – Przepraszam. Nie wiem co we mnie
wstąpiło…
Dziewczyna pokiwała głową. Atmosfera w aucie robiła się
coraz bardziej przytłaczająca.
- Muszę iść – oznajmiła i szybko wyszła z samochodu.
Marek odprowadził ją wzrokiem.
Jestem idiotą…
Podczas gdy Marek pokonywał właśnie chęć pójścia do domu
Uli, ta powstrzymywała się przed zawróceniem do jego auta. Na szczęście jej
rodzina już spała, bo gdyby nie to, na pewno zauważyliby, że coś ją gryzie.
Usiadła przy stoliku w swoim pokoju. Otworzyła pamiętnik i chwilę trzymała nad
nim długopis, wpatrując się we wczorajszy wpis.
Marek, mój szef,
mój przyjaciel. Właśnie. PRZYJACIEL. To dlaczego poczułam się tak… INACZEJ,
kiedy objął mnie po przyjacielsku? A może to zwyczajne uczucie do PRZYJACIELA?
Nie wiem… Maciej też jest moim przyjacielem, a z nim się tak nie czuję… Stop!
Marek to mój przyjaciel. TYLKO przyjaciel.
Westchnęła cicho i napisała tylko dwa krótkie zdania:
To ma być przyjaźń?
Z takim całowaniem?!
~~*~~
Marek jechał autem. Do domu. Domu? Prychnął. Jednak nie
miał ochoty a rozmyślania o narzeczonej. Myślał o Uli, i o tym nieszczęsnym
pocałunku. Najbardziej jednak niepokoiło go to, że wcale nie żałował.
To przez to wino.
Wszedł do domu. Jego narzeczona patrzyła na niego
morderczym wzrokiem.
- Gdzie byłeś? Znowu u jakiejś kochanki?!
- Skoro sama wiesz, to po co pytasz? – warknął, po czym
zamknął się w łazience. Nie miał ochoty na kłótnie z Pauliną. Usiadł na rancie
wanny i ukrył twarz w dłoniach. Pocałował ją, to już przyjął do wiadomości, ale
nie mógł zrozumieć czemu ona z początku to odwzajemniła, a potem zamiast go
opieprzyć i wysiąść, w końcu mu się należało, to ona razem z nim wsłuchiwała
się w piosenkę lecącą w radiu.
- Ludzie zapomnieli całkiem o czym są, przy których
zawsze mrużą oczy. Jakie te, do których serce chce wyskoczyć. O czym są, przy
których się przygryza wargi. Jeden za królestwo pocałunków całe – zanucił pod
nosem.
Z jakiegoś powodu ten fragment piosenki został mu w
głowie. Uśmiechnął się pod nosem. Już wiedział co powinien zrobić.
Jutro…
Wyszedł z łazienki.
- Dzisiaj śpię na kanapie – rzucił do Pauliny i ruszył do
salonu.
Następnego dnia obudził się wcześniej z dwóch powodów –
pierwszy to jego zamiar podłożenia na biurku Uli listu, zanim jeszcze przyjdzie
do pracy, a drugi, ten mniej ważny, nie chciał rozmawiać z narzeczoną. Zerwał
się z kanapy i na palcach, żeby nie obudzić Pauliny, ruszył do łazienki.
~~*~~
Ula także już nie spała. Rozmyślała nad ostatnimi
wydarzeniami. A dokładnie nad jednym wydarzeniem. Wiedziała, że muszą to sobie
wyjaśnić. On – dlaczego to zrobił. Ona – dlaczego to odwzajemniła. Ale żeby mu
to wytłumaczyć, najpierw sama musiała się tego dowiedzieć.
Bo przecież się w
nim nie zakochałam. Ale nawet podobało mi się… Stop! Cieplak, o czym ty
myślisz! Marek to mój przyjaciel, a nie… Może i jest przystojny ale to nie
znaczy, że muszę się w nim zakochać. Prawda? A jeśli on…? Idę do pracy, musimy
to sobie wytłumaczyć.
Wstała z łóżka i ruszyła do kuchni.
- Córcia? Myślałem, że nie wróciłaś na noc.
- A gdzie miałam być? – zaśmiała się.
Przecież nie u
Marka… Ulka! Przestań!
- No, nie wiem, ale nie słyszałem jak wchodziłaś.
- Bo wróciłam około trzeciej. Spaliście już.
- A jak było?
- Sam pokaz trochę nudny. Bankiet już lepszy, ale potem
zrobiliśmy sobie z Markiem małe wagary, i… - Ugryzła się w język. O mało co nie
powiedziała tacie, że jej szef ją pocałował.
- I…?
- I… Marek opowiadał mi o swoim dzieciństwie, a ja mu o
moim – rzekła, przypominając sobie ich rozmowę przy zapiekankach.
Ojciec spojrzał na nią niepewnie, al. Postanowił jej
odpuścić. Ula odetchnęła z ulgą.
- Tato ja już idę do pracy – oznajmiła po śniadaniu.
- Już?
- Tak… Marek prosił mnie i Violę żebyśmy były wcześniej i
pomogły mu w… W sprawdzeniu opinii… Opinii krytyków… W internecie.
- No dobrze, idź. Ale widzę, że nie mówisz mi prawdy.
- Oj tato, no… - jęknęła
~~*~~
Marek wszedł do sekretariatu i odetchnął z ulgą. Ulki
jeszcze nie było. Położył złożoną na pół kartkę papieru na jej biurku i wszedł
do gabinetu.
~~*~~
Ula podeszła do swojego biurka i zdziwiona zauważyła
leżącą na nim kartkę papieru. Wzięła ją do ręki. Zauważyła, że jest wypełniona
starannym pismem Marka. Jej wzrok przesuwał się po tekście.
Ula.
Wiem, wiem, jesteś
na mnie wściekła. I masz do tego prawo. Nie powinienem był cię całować.
Naprawdę nie chciałem tego zrobić. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Że przyjmiesz
moje przeprosiny…? Naprawdę nie chciałbym żeby w jakikolwiek sposób wpłynęło to
na naszą przyjaźń. Jesteś dla mnie kimś naprawdę bardzo ważnym. Kocham cię, ale
tylko jak siostrę. Więc… Wiem, że ten pocałunek był zupełnie nie na miejscu. To
był pierwszy i ostatni raz. Obiecuję, że to się już nie powtórzy, i jeszcze raz
przepraszam. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Marek.
Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła do gabinetu swojego
przyjaciela. Zapukała, po czym weszła.
- Cześć – przywitała się.
- Cześć.
- Przeczytałam list…
- I co? Przeprosiny przyjęte?
- Przyjęte.
Mężczyzna odetchnął z ulgą. Bał się, że przez ten
incydent mógłby ją stracić.
- Jak opinie? – zmieniła temat, zauważając na biurku
szefa gazetę.
- Co? A… Dobre, żeby nie rzec doskonałe. Ale i tak
potrzebujemy jeszcze trochę oszczędności, więc będę musiał jechać na kilka dni
do Poznania, żeby wynegocjować ze szwalniami jakieś lepsze warunki**.
- Ty będziesz negocjował?
- A co? Twierdzisz, że nie umiem? – zaśmiał się.
Dobrze, że już
między nami wszystko gra – pomyślał z uśmiechem.
- No wiesz… Pshemko nie umiałeś uspokoić przed pokazem.
- A co to ma wspólnego z negocjacjami?
- Ludzie są różni, a ty musisz się z nimi dogadać.
- To pojedź ze mną, panno mądralińska – zaśmiał się.
- Kiedy?
- W weekend czyli
jutro. Ale może się przeciągnąć, więc spakuj się na jakieś cztery dni.
- Okej.
Wyszła z jego gabinetu i dopiero teraz uświadomiła sobie
co zrobiła
Kilka dni… I kilka
nocy. Nie, przestań, Ulka, przecież nie będziecie spać w jednym pokoju. Chociaż
czemu nie…? Co się ze mną dzieje… Skoro mamy jutro jechać to trzeba się
przygotować. Do negocjacji, rzecz jasna. Bo niby do czego innego?
~~*~~
Marek także zagłębił się w pracy, jednak nie dane było mu
popracował dłużej, bo do jego gabinetu wszedł jego przyjaciel.
- Cześć Marek. Widzę, że masz rendez vous z dokumentami,
ale może znajdziesz chwilę dla starego kumpla?
- Jasne.
- Masz może wolny weekend?
- Nie, jadę z Ulą do szwalni. A czemu?
- Wiesz, chciałem się Violi oświadczyć, i myślałem, że
może mi pomożesz coś wymyślić. Bo ty to
już masz za sobą.
- Najlepiej po prostu ją gdzieś zabierz na weekend i tam
się jej oświadcz – stwierdził
- Dzięki za pomoc – rzucił ironicznie. – A czemu z Ulką
jedziesz?
- Bo jest moją sekretarką?
Jednak, choć sam się do tego nie przyznawał chodziło mu o
coś zupełnie innego. Jego uczucia względem Ulki uległy pewnemu ociepleniu za
sprawą wczorajszego wydarzenia. Jednak na razie o tym nie wiedział, i nic nie
wskazywało no to żeby w najbliższym czasie miał się dowiedzieć.
~~*~~
Rzecz podobna działa się z uczuciami Uli, choć
Cieplakówna była znacznie lepszą obserwatorką, nie tylko innych ale także
swoich uczuć, od Dobrzańskiego. Czytała po raz kolejny jakąś fakturę, lecz do
jej umysłu ciągle wkradał się pewien przystojny brunet o niebiesko szarych,
magnetyzujących oczach.
- Kurde blaszka – zaklęła pod nosem.
Nie mogła, choć bardzo chciała, wyrzucić go ze swoich
myśli. Chciała, po prostu musiała wiedzieć, co do niego czuje. Pod pretekstem
nie zrozumienia danych zawartych na fakturze weszła do gabinetu szefa.
- Cześć – rzuciła.
- Cześć – odpowiedział, uśmiechając się promiennie
ukazując dołeczki. Jej serce, tak jak ostatnimi czasy, mocniej zabiło, ale ona
dopiero teraz zwróciła na to uwagę. – Co chciałaś?
- Możesz to sprawdzić? Coś mi się tu nie zgadza.
Wziął od niej dokument delikatnie dotykając przy tym jej
dłoni. Czysty przypadek, każdemu może się zdarzyć. Zadrżała pod jego dotykiem.
Na szczęście tego nie zauważył, ale ona owszem. Przestraszyła się nieco tych
reakcji na jej przyjaciela. Jeśli połączyć te fakty z jej wczorajszymi
odczuciami podczas pocałunku, i tym jak się czuła kiedy ją po przyjacielsku
obejmował, wniosek nasuwał się tylko jeden.
Zakochałam się w
Marku – przyznała sama przed sobą.
- ...W księgowości to poprawią – zakończył swój wywód na
temat błędu popełnionego w fakturze, którego Ula wcale nie słuchała.
- Okej, zaniosę…
- Wszystko w porządku?
- Tak.
Wzięła od niego fakturę i jak najszybciej opuściła
prezesowski gabinet. Oparła się o ścianę.
- Ulka! Co ty taka niewyrazista dzisiaj? Pewnie bromu
potrzebujesz, chcesz pomidorka?
- Pomidory nie zawierają bromu, tylko potas, Viola.
- Serio? – zdziwiła się.
- Tak… Muszę iść – powiedziała, przypominając sobie o
obowiązku zaniesienia faktury do księgowości.
- Idź, a ja tu zostanę jak ten, no… Romcio Paluch.
- Mhm…
~~*~~
Tym czasem Marek patrzył jeszcze chwilę zdziwiony w
drzwi. Jego przyjaciółka zachowywała się co najmniej dziwnie.
A może to ja jestem
dziwny…
Usiadł na kanapie z zamiarem powrócenia do pracy, ale do
gabinetu wparowała jego narzeczona.
- Cześć – przywitał się z nią oschle.
- Marco, jutro mamy spotkanie z konsultantką ślubną.
- TY masz spotkanie z konsultantką ślubną – poprawił. –
Ja muszę jechać do szwalni wynegocjować lepsze warunki umowy.
- A nie możesz tego przełożyć?
- Niestety nie mogę. Już się z nimi umówiliśmy.
- My?
- Ja i Ula. Jadę z nią. Paulina nie patrz się tak,
potrzebuję kogoś do pomocy, a Viola tylko by mi przeszkadzała. A ty załatw
wszystko w związku z tym ślubem…
- Na ile dni?
Jej pozorny spokój wcale nie uspokoił Marka, a wręcz
przeciwnie.
- Dwa, góra cztery. To wszystko? Bo jeśli tak, to
chciałbym wrócić do pracy.
~~*~~
- Jak to wyjeżdżasz z Markiem?
- No do szwalni, wynegocjować lepsze warunki umowy.
- To, to się teraz tak nazywa.
- Viola!
Ula obrzuciła przyjaciółki wściekłym wzrokiem. Właśnie
doszła do wniosku, że kocha Marka, czego oczywiście im nie powiedziała, a one
już zaczęły jej utrudniać to wszystko pytaniami o ten ich nieszczęsny wyjazd.
Pierwszy raz tak niecierpliwie czekała na zakończenie przerwy. Gdy ta w końcu
dobiegła końca Ula zerwała się z krzesła, i pożegnawszy się z przyjaciółkami
opuściła bufet.
- O Ula, dobrze, że jesteś – oznajmił Marek wchodząc do
sekretariatu. – Możemy porozmawiać?
- Jasne…
- Weszła za nim do gabinetu.
- Podjadę jutro po ciebie o ósmej, dobra?
- Okej… Wychodzisz gdzieś?
- Tak. Paulina przełożyła na dzisiaj spotkanie z tą całą
konsultantką. – Wywrócił oczami.
- Nie wyglądasz na zadowolonego – zauważyła.
- Bo nie jestem. Ale cóż, narzeczona siła wyższa, nie? –
próbował żartować, ale mu nie wychodziło. – Do jutra Ula.
Pocałował ją w policzek i wyszedł. Ula została w
gabinecie szefa wpatrując się w przestrzeń przed nią, gdzie przed chwilą stał
Marek.
- …Do jutra – powiedziała półgłosem, wiedząc, że i tak
jej już nie usłyszy.
Dopiero po chwili zauważyła, że Marek wręczył jej klucz
do swojego gabinetu. Z zamyśleniem odmalowanym na twarzy wyszła z
prezesowskiego gabinetu. Zamknęła drzwi przekręcając klucz w zamku, po czym
usiadła za swoim biurkiem. Czuła się nieco lepiej z myślą, że już rozwiązała
zagadkę, co tak naprawdę czuła do Marka. Gorzej, że była to miłość. Może gdyby
nie miał narzeczonej… Po tym jak wczoraj ją pocałował… Może przyznałaby się.
Może wyznałaby mu miłość. Ale to, że ma narzeczoną wszystko komplikuje. Co z
tego, że jej nie kocha. Poza tym miał już tyle kochanek… Nawet z jedna go
przyłapała. Przypomniała sobie tamten dzień.
Dzień przed pokazem
FD Gusto. Było już po siedemnastej, więc większość pracowników opuszczała
firmę. Wśród nich była także Ula. Szła raźnym krokiem na przystanek autobusowy,
gdy nagle zorientowała się, że jej ostatni autobus odjechał jakieś piętnaście
minut temu. Postanowiła zadzwonić do Maćka, ale zauważyła, że jej telefon
został w biurze.
W gabinecie Marka.
W końcu coś tam sprawdzałam, położyłam na stole, jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a potem
wyszłam. Oby tylko Marek jeszcze był w biurze.
Po chwili
znajdowała się już w sekretariacie. Zapukała i uchyliła drzwi. Jej przyjaciel,
owszem był tam, ale nie sam. I nie była to Paulina, Viola, ani nawet Sebastian.
Całował się za to z jakąś modelką. Zauważając Ulę przerwał dotychczasowe
zajęcie.
- Wezmę telefon i
już mnie nie ma – stwierdziła obrzucając Marka wzrokiem mówiącym myślałam, że
się zmieniłeś, i wzięła telefon, po czym wyszła z gabinetu zostawiając ich
samych. Była pewna, że Marek wróci do przerwanej czynności, a jutro będzie tak
jakby się nic nie stało. Jednak nie spodziewała się tego co wydarzyło się
później. Usłyszała za sobą jego głos wołający jej imię, właśnie w momencie gdy
zaczynała wybierać numer do swojego „szofera” pod postacią Maćka Szymczyka.
- Ulka! Ja…
- Marek, nie musisz
mi się tłumaczyć – przerwała mu. – To tylko i wyłącznie twoja sprawa. I nie
musisz się martwić, nikomu nic nie powiem.
- Ale chcę.
- Żebym
powiedziała?
- Nie. Chcę ci się
wytłumaczyć. Nie chciałbym żeby pojawiły się między nami jakieś
nieporozumienia. – Nie odpowiedziała, więc uznał, że może mówić. – Ja wcale
tego nie chciałem. Samo tak wyszło. Pracowałem, i wtedy weszła Dominika. Ja
starałem się opierać, chciałem nawet ją wyrzucić z gabinetu ale zaczęła mnie
całować. Nie dałem rady dłużej. Ula, ja naprawdę staram się to zmienić. Ale to
nie jest takie łatwe, przestać gonić króliczka.
- Mylisz się, to
bardzo łatwe – stwierdziła. – Viola mówiła, że Sebastian też kiedyś miał
romanse z modelkami. Jak się zeszli to podobno przestał. Moja mama mówiła, że
jak się czegoś bardzo chce…
- A moja mówiła nie
garb się***. Ulka, Seba jest w innej sytuacji, przestał spotykać się z
modelkami dla Violi. Bo ją kocha.
- To ty też
przestań. Dla Pauliny. Podobno ją kochasz.
Marek westchnął
ciężko.
- Podobno… Wszyscy
tak myślą. Tylko nie ja. Ten związek jest na pokaz. Nie kochamy się. Jesteśmy
razem bo wspólne dzieciństwo, bo wspólna firma… Wszystko zawsze mieliśmy
wspólne. Normalną koleją rzeczy wydaje się małżeństwo.
- Ale ty jej nie
kochasz – dokończyła za niego. – Tak?
- Ula… Gdybym ją
kochał czy miałbym romanse? Wątpliwości? Ja wręcz nie chcę wracać do domu żeby
znowu nie musieć się z nią widzieć. Problem w tym, że to już się tak zaplątało,
że nie sposób tego zakończyć.
- Wszystko jest
możliwe.
- A dla ciebie
wszystko jest czarne albo białe?
Pierwszy raz w
trakcie rozmowy spojrzała na niego.
- Nie. Są też
odcienie szarości. Ale wszystko jeszcze możesz zakończyć, jeśli nie chcesz
unieszczęśliwić siebie i jej.
Wyrwała się z zamyślenia. Dopiero zauważyła, że zapisała
całą stronę w pamiętniku jednym, krótkim wyrazem Marek.
~~*~~
Dobrzański nieświadom tego, że właśnie zatruwa myśli
swojej przyjaciółki, siedział na spotkaniu z konsultantką ślubną starając się
nie zrzucić z twarzy wystudiowanego uśmiechu. Stwarzał pozory, że cieszy się ze
ślubu, z tego, że już za kilka tygodni będzie z nią na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, dopóki śmierć ich nie
rozłączy.
Na dobre i na złe… -
powtórzył w myślach. – Chyba raczej na
złe.
- Marco, które serwetki ci się podobają?
Wyrwał się z zamyślenia i zerknął w katalog podsunięty mu
przez narzeczonego.
- Może te?
Wskazał na wzór, który nawet mu się spodobał.
- A te ci się nie podobają?
Spojrzał na te wskazane przez Paulinę.
Nie…
- Też ładne – stwierdził
Wiedział, że nawet gdyby powiedział, że nie podobają mu
się, to Paula i tak zrobiłaby po swojemu.
- A jaki wystrój kościoła?
Po co ona mnie o to
pyta…?
- Może ten? – zapytał, wskazując na zdjęcie
przedstawiające kościół wystrojony w białe i niebieskie kwiaty.
Delikatnie i skromnie – tak jak lubił.
- Chyba jednak ten, co? – zwróciła się do niego. Zdjęcie
wskazane przez nią nie miało nic wspólnego z czymś delikatnym i skromnym, ale
dla świętego spokoju zgodził się.
Westchnął cicho i kontynuował wybieranie różnych rzeczy,
które mu się podobały, ale po jakimś czasie wybierał pierwsze na co spojrzał –
Paula i tak zrobiłaby po swojemu.
*Andrzej Piaseczny – Królestwo pocałunków. Planowałam
wstawić tylko mały fragment, ale mam do tej piosenki sentyment i tak wyszło, że
dałam całą ;)
**Nie wiem czy tak się to załatwia, ale potrzebowałam
jakiegoś pretekstu żeby delegacje mu zrobić xD
***To było w którymś z pierwszych odcinków, gdy Ulka
jeszcze „biegała” w zielonych okularkach ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz