sobota, 2 czerwca 2012

"Zakochany Casanova" Rozdział 7


Rozdział 7 „Marek… my…”
Następnego dnia z samego rana pod Rysiowski dom z numerem osiem podjechał srebrny Lexus. Po chwili z auta wysiadł przystojny brunet, prezes domu mody Febo&Dobrzański. Kto choć trochę interesował się życiem rodziny Cieplaków doskonale wiedział, że ów przystojny mężczyzna przyjechał do najstarszej latorośli pana Józefa.
Marek podszedł do drzwi i zapukał. Otworzył mu ojciec jego przyjaciółki.
- Dzień dobry panie Józefie – przywitał się uprzejmie. – Ula gotowa?
- Dzień dobry panie Marku. Jeszcze jest w łazience. Ale mówiła, że umawialiście się na ósmą?
- Tak, dojechałem szybciej niż zwykle – odpowiedział.
Tylko on wiedział, że nie było to do końca szczere. Ale przecież nie powie ojcu swojej przyjaciółki, że przyjechał szybciej, bo chciał wyjść zanim wstała jego narzeczona żeby nie musieć z nią rozmawiać. Zostawił jej tylko krótką wiadomość:
Wyszedłem już. Wrócę w sobotę, najpóźniej we wtorek, co jest bardziej prawdopodobne, bo mamy dużo pracy.
Marek.
Ta wiadomość zupełnie nie przypominała liściku do ukochanej osoby, którą Paulina powinna być dla Marka. Ale nie była.
- Proszę, niech pan wejdzie. Może napije się pan herbaty? Wie pan ile trwa zanim kobieta się uszykuje.
- Wiem. – Uśmiechnął się pod nosem. Wiedział to aż za dobrze, w końcu miał już trochę spotkań, mniej, lub bardziej oficjalnych, z kobietami. Chociaż zdecydowana większość była mniej oficjalna. – Tak, poproszę – przystał na propozycję zaparzenia ciepłego napoju. Po jakimś czasie panowie siedzieli przy stole pijąc herbatę i rozmawiając na rożne neutralne tematy. Gdy Ulka w końcu wyszła z łazienki przeprosiła szefa, że musiał tak długo czekać, pożegnała się z rodziną, i mogli jechać.
- To co, kiedy wracamy? – zapytał w połowie drogi.
- No… Jak skończymy pracę…? – stwierdziła niepewnie.
- A może skończymy pracę do jutra wieczora, a potem w poniedziałek i wtorek trochę poleniuchujemy.
- No nie wiem czy pan prezes będzie zadowolony… - odparła, a Marek już wiedział, że się zgodziła. Postanowił jednak odpowiedzieć jej w podobnym tonie.
- Myślę, że jeśli wrócili wypoczęci i jeszcze bardziej chętni do pracy, to pan prezes nie będzie się na nas gniewać.
Uśmiechnęli się do siebie. Oboje wiedzieli, że pomysł Marka został przyjęty przez nich jednogłośnie.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił, gdy podjechali pod wysoki hotel.
Spojrzał na przyjaciółkę. Nie wiedział czemu, ale rozczulił się na widok zaspanej Uli. Po prostu, gdy cisza między nimi trwała już dość długo, zasnęła.
- Już?
- Chyba do Piero.
Wysiadł z auta i szarmancko otworzył jej drzwi. Ruszyli w stronę hotelu a tam od razu podeszli do recepcji.
- Dzień dobry. Miałem rezerwację na nazwisko Dobrzański.
Młoda, drobna blondynka zerknęła do zeszytu.
- …Tak, jest. Jeden pokój dwuosobowy, tak?
- Yyy… Nie, dwa pokoje jednoosobowe – poprawił Dobrzański.
- Przepraszam najmocniej, zaraz zobaczę czy jeszcze są wolne pokoje.
Kobieta ponownie zagłębiła się w lekturze swojego zeszyciku.
- Jest tylko jeden pokój dwuosobowy z dwoma łóżkami.
Marek spojrzał pytająco na sekretarkę. Kiwnęła głową, bo co miała zrobić? Przecież nie będą spali w jednym łóżku! Prawda…?
Po chwili znaleźli się w pokoju. Jedyną rzeczą, która broniła ich przed spaniem praktycznie razem, to mała szafka nocna stojąca pomiędzy łóżkami.
- No to teraz do pracy – zarządziła Cieplakówna gdy już się rozpakowali.
- Nie chce mi się – jęknął opadając na swoje łóżko.
- Marek, jak teraz nie będziemy pracować, to potem nie będziemy mieli tych dwóch dni wolnego – ostrzegła go.
- N dobra… - mruknął. – To od czego zaczynamy?
Wręczyła mu plik dokumentów.
- A to nie ja jestem od rozdzielania roboty? – zażartował.
- Pytasz to daję ci odpowiedź. A teraz do pracy panie prezesie.
~~*~~
Roboty mieli akurat na dwa dni weekendu i, ku niezadowoleniu Dobrzańskiego, na poniedziałek. O dwudziestej zamknęli teczki, segregatory i budżety i schowali wszystko do torby.
- O rany, chyba jeszcze nigdy tyle się nie napracowałem – jęknął. – No ale zapominamy o pracy i odpoczywamy.
- Mogę na to przystać – stwierdziła.
- No to co… Teraz jakiś dobry film, potem idziemy spać, jutro pochodzimy po mieście, a w środę z samego rana wracamy?
- To co oglądamy?
 Ich wybór jednogłośnie padł na jakąś lekką, łatwą i nieprzyjemną (jakby to powiedziała Viola) komedię. Film skończył się około godziny dwudziestej trzeciej, kiedy to Ulka stwierdziła, że pójdzie wziąć prysznic. Marek położył się na łóżku i zaczął wpatrywać się w napisy końcowe filmu.
- Marek, jest tam gdzieś moja suszarka?! – Usłyszał jej wołanie z łazienki po jakichś dwudziestu minutach od czasu jak się tam zamknęła. Rozejrzał się po pokoju. Była. Czarne urządzenie wystawało z jej rozpiętej torby.
- Jest! – odkrzyknął i podniósł się z kanapy. Wyjął suszarkę z bagażu  i ruszył w stronę łazienki z zamiarem przekazania jej urządzenia, oczywiście bez zaglądania do pomieszczenia. Jednak nie spodziewał się, że Ula postanowi sama przyjść po urządzenie niezbędne do wysuszenia włosów. Gdy stanął przed drzwiami łazienki, Ula gwałtownie je otworzyła. Stali blisko siebie, niemal stykali się ciałami. Patrzyli na siebie jak zaczarowani. Mokre włosy Uli przylegały do jej szyi a kropelki wody kapiącej z jej włosów ciekły po szyi ginąc pod szlafrokiem, którym była szczelnie okryta. Patrzyli sobie w oczy nie mogąc oderwać od siebie wzroku. Ula wpatrywała się w stalowo niebieskie oczy Marka, które wpatrywały się w nią z niemniejszym… zachwytem, niż ona w niego. Zachwytem? A może pożądaniem? Oboje nie myśleli racjonalnie. Marek niepewnie się do niej przysunął i musnął jej wargi swoimi. Odwzajemniała pocałunku, które stawały się coraz bardziej zachłanne, kryło się w nich coraz więcej pożądania. Na oślep dotarli do jednego z łóżek. Marek położył na nim dziewczynę. Całowali się zachłannie ale zarazem delikatnie. Mężczyzna zszedł z pocałunkami nieco niżej i zaczął całować jej dekolt. Ula zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Jednak w pewnym momencie zorientowała się co robią. Chciała zaprotestować, ale jego pocałunku sprawiły, że ponownie zaczęła się zapominać.
- Marek… my… - powiedziała półgłosem. Jednak po chwili całe opamiętanie odeszło w niepamięć.
- Ćśśś… - szepnął i zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz