Rozdział 8 „Czasami lepiej jest uciec…”
Leżał na jednoosobowym łóżku i rozmyślał. Był zły na
samego siebie. Potraktował Ulę jak jakąś ,pożal się Boże, modeleczkę. Zapomniał się, i teraz ma za swoje. Jednak
złość przerodziła się wściekłość na samego siebie, gdy uświadomił sobie, że
wcale tak naprawdę, nie żałuje tego co zaszło między nimi. Jednak najgorsze
było to, że on tego chciał. Co z tego, że jest ładna, ba! Co z tego, że jest
piękna? To nie upoważniało go do robienia takich rzeczy. Nie takich! Co innego
jeden krótki pocałunek popełniony przez zbyt dużą ilość alkoholu, a co innego…
Pocałunek to nie to
samo co kochanie się! …Kochanie się? Dobrzański, od kiedy ty to tak nazywasz?
Sam zdziwił się, że nazwał to co zaszło między nimi kochaniem się. Westchnął ciężko. To nie
było jego jedyne zmartwienie. Gdy rano obudził się, zobaczył, że nie ma obok
niego Uli. Nie zdziwił się. Znalazł od niej krótki liścik:
Poszłam się przejść.
Muszę przemyśleć parę spraw… Nie szukaj mnie, przemyślę wszystko i przyjdę.
Ulka.
Nie rozumiał jak mógł ją tak potraktować. Na dodatek
przyznał się przed samym sobą, że chciał tego.
Od nadmiaru myśli rozbolała go głowa. Poszedł do łazienki
gdzie ochlapał twarz zimną wodą. Po raz kolejny tego ranka usłyszał za oknem
grzmot. Na dworze lało jak z cebra. Martwił się o Ulę, pamiętał jak jakiś czas
temu rozmawiali o swoich słabościach, a ona przyznała, że boi się burzy.
Odważył się do niej zadzwonić. Długi czas nie odbierała, jednak w końcu
doczekał się.
- Marek? – jej głos brzmiał dziecinnie i niepewnie.
- Ulka, gdzie ty jesteś? Przecież jest burza.
- Chodzę, myślę…
- W burzy? – zdziwił się. Zawsze go czymś zaskakiwała.
Przypomniał sobie fragment pewnej piosenki: Jest jak deszcz w upalny dzień,
nieprzewidywalna tak*. Uśmiechnął się pod nosem. Pasowało do niej jak ulał.
- Tak, w burzy.
- Ale nie wzięłaś kurtki, nie jest ci zimno? – zapytał
troskliwie. Aż sam siebie zdziwił troską, dającą się usłyszeć w jego głosie.
- Nie… No może trochę. Zaraz będę w pokoju – stwierdziła
niepewnie.
~~*~~
Zakończyła rozmowę i ruszyła wolnym krokiem do hotelu.
Nie chciała tam wracać i udawać, że między nimi nic, nigdy, nie. Bała się, że
może nie dać rady. Po paru minutach znalazła się w ich pokoju hotelowym. Marek
leżał na łóżku. Popatrzyli na siebie niepewnie mając nadzieję, że którejś z nim
powie, że to był sen. Żadne z nich nie mogło jednak tego powiedzieć więc
odwrócili od siebie wzrok. Pierwszy raz cisza panująca między nimi była
przytłaczająca, wręcz nie do zniesienia. Oboje wiedzieli, że nie ma sensu
siedzieć w tym hotelu i się męczyć.
- Wracamy? – zapytała niepewnie Ula.
- Tak… Wracamy.
Już nie odzywając się do siebie nawet słowem ruszyli w
drogę powrotną do Warszawy. Ula uparcie wyglądała przez okno patrząc na
spływające po nim krople deszczu. Dobrzański spojrzał na nią a zaraz potem na
drogę. Nie chciał nawet myśleć o tym, że ona mogłaby odejść teraz z firmy, a
istniało takie, dość duże, prawdopodobieństwo. Po jakimś czasie dojechali do
Warszawy. Było jeszcze wcześnie, więc postanowili jechać do firmy. Krótkie
pytanie o to czy jadą do pracy i krótka, twierdząca odpowiedź, to była ich
jedyna rozmowa podczas drogi powrotnej.
~~*~~
Marek siedział u siebie w gabinecie rozmyślając na d tym
co się stało. Gdy po chwili zauważył Ulę w drzwiach gabinetu dobrze wiedział co
się święci.
- Marek…
- Tak?
Podeszła do mężczyzny. Westchnęła cicho.
- Myślę, że powinnam odejść z firmy.
Jego najgorsze przypuszczenia spełniły się.
- Ula, ale… Czy naprawdę nie możemy zapomnieć o tym co
się stało? Jeżeli teraz odejdziesz, to będzie to ucieczka, nie uważasz?
- Czasami lepiej jest uciec… - powiedziała odwracając
wzrok. Nie umiała spojrzeć mu w oczy.
- Podaj chociaż jeden powód dla którego chcesz odejść –
poprosił. Nie chciał żeby się zwalniała.
- Marek, proszę, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej.
- Ula…
- Tak po prostu będzie lepiej – stwierdziła, po czym
ruszyła w stronę wyjścia z gabinetu.
- Jeden powód. Proszę, Ula – powiedział.
Musiał wiedzieć czy chodziło tylko o tą noc. Bo jeśli
tak, to ich przyjaźń może to przetrwać. Ale jeżeli chodzi o coś więcej…
- Już mówiłam, tak będzie lepiej – odpowiedziała stojąc
do niego tyłem.
- Konkretny powód.
Przełknęła ślinkę.
A jeśli on się
domyśla? – pomyślała z przestrachem.
Odwróciła się do niego przedtem i spojrzała mu w oczy.
- Bo cię kocham…
Wyszła z gabinetu, a Marek stał chwilę jak sparaliżowany.
W jego głowie cały czas brzmiały te trzy słowa bo cię kocham… Gdy w końcu pierwsza faza szoku minęła wystrzelił
jak proca z gabinetu.
- Ania, widziałaś Ulę? – rzucił do recepcjonistki.
- Wsiadła do windy. Łapać ją na telefon?
- Nie.
Szybko wszedł do windy, która, na jego szczęście,
znajdowała się na piątym piętrze. Maltretował guzik z cyfrą zero jakby od tego
miała przyspieszyć. W końcu znalazł się na wymaganym piętrze.
- Panie Władku. Widział pan gdzie poszła Ula?
- P-płakała. A t-to taka dobra d-dziewczyna…
Płakała? Przeze
mnie…
- Gdzie poszła?
- Do p-parku chyba.
- Dziękuję! – zawołał wybiegając z firmy.
Dłuższą chwilą błądził bez celu po parku. Nie wiedział
gdzie ma jej szukać. Nie przeszkadzał mu deszcz lejący jak z cebra, a ni
porywisty wiatr. Po jakimś czasie zauważył kobiecą sylwetkę siedzącą na ławce.
Wyglądała na przygnębioną. Dopiero po chwili zorientował się, że to Ulka.
Usiadł obok niej na ławce.
- Ula… - zaczął, ale zauważył spływające po jej
policzkach słone łzy. Równie dobrze mogłyby być to krople deszczu, ale Marek
był pewny, że płacze.
- Marek, proszę… Nie ułatwiasz mi. To jest już wystarczająco
trudne.
Mężczyzna niewiele myśląc mocno przytulił do siebie
przyjaciółkę. Kochał ją, ale jak siostrę. Żałował, że nie umie odwzajemnić jej
uczucia. Jednak to, że miał ją tak blisko siebie odebrało mu zdolność trzeźwego
myślenia. Odsunął ją od siebie i delikatnie pocałował.
*Agnieszka Włodarczyk – Bez makijażu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz