sobota, 2 czerwca 2012

"Zakochany Casanowa" Rozdział 20


Rozdział 20
Część 1
Zaparkowałem auto nieopodal domku numer osiem w podwarszawskim Rysiowie. Wysiadłem z auta i z radością zauważyłem, że życie tutaj nadal toczy się swoim rytmem – spokojnie. Ruszyłem powolnym krokiem w stronę domu Cieplaków. Po chwili otwierałem już brązową furtkę. Z uśmiechem zaobserwowałem, że Ula stoi w ogrodzie. Beatka pobiegła do domu, a ja ruszyłem w stronę ukochanej.
- Cześć. – Uśmiechnąłem się do niej.
- Cześć.
- Ślicznie wyglądasz – stwierdziłem. 
- Dziękuję…
Rzeczywiście wyglądała ładnie. Niebieska sukienka do kolan podkreślała kolor jej oczu, i idealnie współgrała się z czarnym naszyjnikiem. Zarumieniła się lekko, widać było, że nie była przyzwyczajona do tego, że prawi się jej komplementy. Włosy upięte z tyłu głowy, z których wymknął się niesforny kosmyk, delikatne rumieńce, i nieśmiały uśmiech na twarzy tylko dodawały jej uroku.  
Chwilę tak na siebie patrzyliśmy, aż w końcu delikatnie ją pocałowałem. Odwzajemniła pieszczotę.
- Wziąłem urlop – oznajmiłem.
- Urlop? Marek… Musisz zostać w firmie, przecież jest kryzys
- Wiem. Ale firmie od razu nic się nie stanie. – Spojrzała na mnie sceptycznie. – Ula, należy nam się odpoczynek, a tobie w szczególności.
- Odpoczywam, przecież cały weekend odpoczywam.
- A ja chcę ci pomóc w odpoczywaniu.
Uśmiechnąłem się łobuzersko.
- No niech ci będzie… Ale nie mów, że cię nie ostrzegałam, jak Aleks coś wywinie.
Usłyszałem wesołą melodyjkę, którą wygrywał mój telefon spoczywający w kieszeni spodni. Wyjąłem urządzenie i spojrzałem na ekranik.
– Tak? Dobrze tato. Cześć…
- Rodzice zapraszają nas na obiad.
- N-nas? Znaczy... Ciebie i mnie
O mało się nie roześmiałem na widok jej zszokowanej miny.
- Tak kochanie, ciebie i mnie
Widziałem, że intensywnie nad czymś myśli.
- Ale… Nie rozumiem.
- A co tu jest do rozumienia, moi rodzice zaprosili nas na kolację. – Spojrzała na mnie niepewnie. – Na pewno chcą cię poznać.
- Znają mnie.
- Tak, jako sekretarkę prezesa i dyrektorkę finansową, ale nie znają ciebie jeszcze w roli ukochanej ich syna.
~~*~~
Zaparkowałem auto na podjeździe pod domem rodziców po raz drugi w ciągu jednego dnia. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco do nieco zdenerwowanej Uli. Wysiadłem z auta i obszedłem je dookoła. Otworzyłem drzwi od strony pasażera, podałem rękę Uli i pomogłem jej wyjść. Zobaczyłem, że rodzice wyszli nam naprzeciw. Delikatnie złapałem Ulę za rękę chcąc dodać jej otuchy. Przywitaliśmy się z rodzicami, od razu zobaczyłem, że Ulka zrobiła na nich dobre wrażenie, a przynajmniej tak mi się wydawało. 
- Dobrze, to Ula, może zostawimy teraz naszych panów samych, Marek musi porozmawiać sobie z tatą. Chodź, pokażę ci albumy z dzieciństwa Marka.
- Mamo… - jęknąłem i spojrzałem na nią błagalnie. 
- Co synku, myślę, że Ula chciałaby zobaczyć twoje zdjęcia, prawda?
- Tak… - odparła. 
Wydała mi się trochę onieśmielona tym, że mama zachowuje się jakby znała ją od lat. Ruszyłem wraz z ojcem do jego gabinetu. Wiedziałem, że mamy trochę spraw do omówienia. Coś mi jednak mówiło, że nie chodzi tu tylko o sprawy firmy. Usiadłem obok taty na kanapie.
- Synu, pojechałem do FD i dowiedziałem się, że bierzesz urlop.
- Tak, chciałem zabrać gdzieś Ulę. Należy się nam odpoczynek, a Uli w szczególności. 
- I właśnie dlatego postanowiłem, że na czas twojego urlopu zajmę stanowisko prezesa. Jest kryzys.
- Tato, ty się nie możesz przemęczać.
- Mama będzie mnie pilnować – stwierdził. 
Spojrzałem na niego z powątpiewaniem, ale nie chciałem się z nim kłócić. Nie teraz gdy rozmawiało nam się tak… dobrze. Tak jak powinien rozmawiać ojciec z synem. 
- Marek, widzę też jak patrzysz na Ulę. Kochasz ją prawda?
- Tak tato, kocham. Po prostu... Nie wyobrażam sobie życia bez Uli.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Przypominasz mi mnie, gdy poznałem twoją mamę. No dobrze chodźmy już, nie każmy naszym paniom dłużej czekać.
Uśmiechnąłem się do taty. Podnieśliśmy się z kanapy, i wtedy ojciec zrobił coś czego się nie spodziewałem, a mianowicie uścisnął mnie. Długo czekałem na dzień gdy wreszcie dogadam się z tatą, i właśnie teraz ten dzień nadszedł. I to dzięki Uli. Bo gdyby nie ona nie zmieniłbym się, i nie zdobyłbym się na szczerą rozmowę ani z mamą ani z tatą. 
"Ja na nią nie zasługuję…" 
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Tak, niewątpliwie byłem cholernym szczęściarzem. Los po raz kolejny się do mnie uśmiechnął. Zesłał na moją drogę Ulę, która pokazała mi co to jest miłość, cierpienie z powodu straty ukochanej osoby, i wiele innych rzeczy. Ula dała mi bardzo dużo ważnych lekcji, a ja choć z początku byłem dość opornym uczniem, to stopniowo nauczyłem się żyć inaczej, lepiej. Dzięki niej, dzięki mojemu Aniołowi.
Wyszliśmy z tatą z jego gabinetu. W salonie zaobserwowałem, że Ula już całkiem rozluźniona rozmawia z mamą najprawdopodobniej na temat jednego ze zdjęć w rodzinnym albumie. Chcąc zobaczyć czym moja rodzicielka postanowiła mnie skompromitować, stanąłem za kanapą na której siedziały. W albumie, który właśnie oglądały były zdjęcia z mojej osiemnastki.
- Mamo… - jęknąłem. 
- Ładne rzeczy wyprawialiście na tej osiemnastce – stwierdziła Ula z uśmiechem.
- Ty kochanie, nie bądź taka mądra, bo zapytam się twojego taty o twoje zdjęcia z osiemnastki, i wtedy zobaczymy. 
- Ale ja byłam grzeczna.
Uśmiechnęła się niewinnie.
- Mhm… Uważaj, bo ci uwierzę. 
Spojrzałem kątem oka na nieco rozbawione i jednocześnie… szczęśliwe miny rodziców. Ich jedyny syn w końcu znalazł prawdziwą miłość. Z Pauliną nigdy nie zachowywałem się tak swobodnie. Gdybym spróbował poprowadzić taką „kłótnię” z Paulą to mógłbym się spodziewać w domu kolejnej awantury. Już nie udawanej. Podniosłem z kanapy jeden z albumów, które położyła tam mama i otworzyłem. 
- Oglądałyście już ten album…? – zapytałem niepewnie.
Ula zerknęła mi przez ramię.
- Tak.
- Mamo! – zawołałem z udawaną pretensją w głosie. 
Naprawdę, pokazywanie mojej dziewczynie zdjęć z czasów gdy miałem zaledwie rok, do tego w kąpieli, mogłaby sobie darować… 
Pierwszy raz czułem się tak swobodnie, i tak dobrze w domu rodziców, oczywiście oprócz lat dzieciństwa. Nie musiałem się martwić, że gdy coś zrobię nie tak jak trzeba, to w domu zaraz będę miał awanturę „że to niestosowne”. Ale czy wybuchnięcie śmiechem przy jakiejś anegdocie może być niestosowne? Według mnie wręcz przeciwnie. Ale cóż, to w końcu Paulina… Ale teraz mogłem zachowywać się swobodnie, po prostu normalnie.
~~*~~
Do Rysiowa wróciliśmy około godziny dwudziestej drugiej, nadal w doskonałych humorach. Podałem Uli dłoń aby pomóc jej wysiąść z samochodu, a ta nieświadoma moich „niecnych” zamiarów podała mi rękę. Pociągnąłem ją tak, że aby się nie przewrócić musiała wylądować w moich ramionach, które tylko na to czekały. Uśmiechnąłem się do niej uśmiechem, którym niegdyś podrywałem modelki w klubach, ale teraz był on przeznaczony tylko dla tej kobiety, którą właśnie trzymałem w ramionach patrząc na nią z miłością. Pocałowałem ją delikatnie. Serce łomotało mi w klatce piersiowej, tylko przy niej się tak czułem, jakby cały świat się zatrzymał. Po jakimś czasie, nie wiedziałem po jakim, równie dobrze mogłoby to być kilka sekund, tak jak i nawet godzina, odsunęliśmy się od siebie, jednak nadal trzymałem Ulę w objęciach. Patrzyłem w jej piękne, błękitne oczy w których widziałem tylko szczęście i miłość. Zacząłem zastanawiać się co ona widzi w moich, ale domyślałem się, że te same uczucia co i u niej. 
- Kocham cię – szepnąłem.
Jej twarz rozjaśnił uśmiech. Piękny, szczery uśmiech. Uśmiech w którym się zakochałem, uśmiech po którym nie umiałem się na nią gniewać, uśmiech na widok którego od razu poprawiał mi się humor… 
- Ja ciebie też kocham – odpowiedziała.
Sam także się uśmiechnąłem i przytuliłem ją mocniej do siebie. Przymknąłem oczy chłonąc ciepło jej ciała, jej zapach. Gdybym mógł to już na zawsze zostałbym w tym miejscu i przytulał miłość mojego życia, mojego Anioła…
Ale niestety piękne chwile mają to do siebie, że szybko się kończą. Za szybko. Tym razem winowajcą był Maciej, który miał dla Uli jakieś ważne dokumenty z ProS. Dziewczyna szybko załatwiła firmowe sprawy, po czym mogliśmy ruszyć w stronę rysiowskiego domku. W pewnym momencie coś sobie przypomniałem. Przyspieszyłem kroku, Ula spojrzała na mnie nieco zdziwiona, ale po chwili chyba zorientowała się co planuję zrobić, więc ruszyła szybko za mną. Wpadliśmy oboje do mieszkania, ruszyłem do kuchni, a Ula szła kawałek za mną. 
- Panie Józefie, ma pan może gdzieś zdjęcia Ulki z jej osiem…
- Nie tato, nie pokazuj mu! – zawołała ze śmiechem przerywając mi wypowiedź.
- A niby dlaczego? Mówiłaś, że byłaś grzeczna – stwierdziłem z łobuzerskim uśmieszkiem.
Staliśmy tak w progu przekomarzając się, a pan Józef patrzył na nas z uśmiechem. Rzeczywiście mogło to komicznie wyglądać – dwoje dorosłych ludzi przed trzydziestką kłócących się w progu kuchni o jakieś zdjęcia. Musieliśmy wyglądać dość dziecinnie.
- No dobra, no… - przystała w końcu niechętnie na oglądanie zdjęć.
- Ale Ula, przecież ty masz je u siebie – stwierdził jej ojciec.
Moja ukochana uśmiechnęła się triumfalnie. Jednak nie miałem zamiaru tak łatwo odpuścić. Miałem niepowtarzalną okazję zobaczenia zdjęć Uli z dzieciństwa, i miałem odpuścić? Nigdy w życiu.
Uśmiechnąłem się do niej, tym uśmiechem, który jak mi się zawsze wydawało, robił na niej wrażenie. Odwróciła wzrok.
- Nie.
- Ulciaaa… 
- Nie…
Westchnąłem cicho, po czym pociągnąłem ją za rękę w stronę jej pokoju. Gdy już znaleźliśmy się na miejscu pocałowałem ją czule. 
- To jak? – zapytałem ponownie przywołując na swoją twarz uśmiech. 
- Szantaż emocjonalny normalnie… – mruknęła, podchodząc do półki z książkami. Zaśmiałem się cicho. Chwilę przy niej stała, aż w końcu wyjęła ów album i usiadła obok mnie na łóżku. Przytuliłem ją lekko do siebie, nie protestowała. Zaczęliśmy oglądać zdjęcia, nie tylko te z jej osiemnastych urodzin. Co rusz pytałem się o jakieś wydarzenie czy postać. Zauważyłem, że Ula jest uderzająco podobna do swojej mamy. Przy tych zdjęciach na których znajdowała się Magda Cieplak starałem się raczej nie wypytywać Uli, nie chcąc żeby wracała do najbardziej bolesnego okresu z jej życia. 
Nieuchronnie zbliżała się północ, a my nadal oglądaliśmy fotografie. Rozczuliło i jednocześnie rozbawiło mnie zdjęcie trzyletniej Uli stojącej obok jakiegoś wysokiego psa, który spokojnie mógłby posłużyć jej wtedy za konia. Dwa warkoczyki, śliczny, wesoły uśmiech, ręce brudne zapewne od zabawy w piaskownicy z równie małym Maćkiem znajdującym się gdzieś w tle zdjęcia, zdarte kolano, pewnie od wspinaczki po drzewach i usta umazane czekoladą – zauważyłem, że Uli zostało coś z tej dziecięcej niewinności. Może chodziło o ten szczery uśmiech, którym potrafiła obdarzyć dosłownie każdego? 
- Wiesz co, Ula… - zacząłem, wpatrując się w owe zdjęcie jak w obrazek. – Pomyślałem sobie teraz, że jeśli będziemy mieli kiedyś dziecko, to powinno mieć jak najwięcej cech charakteru i wyglądu po tobie – stwierdziłem z promiennym uśmiechem. 
Odwzajemniła uśmiech. W pewnym momencie przypomniałem sobie o czymś, co załatwiłem, i zapomniałem jej powiedzieć.
- Uluś?
- Tak?
- A co powiedziałabyś na małe wakacje? – zapytałem wprost do jej ucha. – Wiesz, romantyczny wyjazd, tylko my dwoje… - rozmarzyłem się. 
- Chętnie. A dokąd?
- A to już jest niespodzianka – stwierdziłem z tajemniczym uśmiechem, dyskretnie wkładając dłoń do kieszeni. Klucze, które dostałem wcześniej od mamy nadal bezpiecznie tam spoczywały.
- Kiedy?
- Jutro? 
- Nie zdążę się spakować, nawet nie wiem co, i na ile.
- Na ile? Może tydzień? – Kiwnęła głową. – Co? Na pewno jakiś opalacz – stwierdziłem. – I chociaż jedne wygodne spodnie – dodałem, myśląc, że w sukience czy spódniczce mogłoby jej być dość niewygodnie gdybyśmy mieli ochotę popływać łódką. – A co do reszty to już sama wiesz, co chcesz zabrać. Pomóc ci? 
- Możesz. 
Ula podawała mi po kolei rzeczy, które chce zabrać, a ja wszystko chowałem do torby. 
~~*~~
Około godziny pierwszej siedziałem na łóżku w pokoju Jaśka, który poszedł z Kingą i Robsonem na imprezę, rozmyślając. Wcześniej, po spakowaniu Uli, ta pomogła także mi się spakować. Przypomniałem sobie jak kiedyś miałem jechać z Paulą na wakacje do Mediolanu. Jeden t-shirt i spodnie dresowe – okej, mogę chcieć pobiegać, albo iść na siłownię. Ale co do reszty… Koszule, spodnie garniturowe, ewentualnie dżinsy. Żebym nie wyglądał zbyt „plebejsko”. Przekręciłem oczami. Uchyliłem okno i wyjrzałem przez nie. Delikatny, chłodny wietrzyk owiał moją twarz i wpadł do pokoju. Na niebie widziałem tysiące gwiazd i piękny, okrągły księżyc. Zacząłem wyobrażać sobie co będziemy robić z Ulą na naszych wakacjach. Podziwiać piękny zachód słońca, albo spacerować leśnymi dróżkami śmiejąc się, rozmawiając, całując się, przytulając… Rozmarzyłem się. 
"Dobra Dobrzański, wróć na ziemię i idź spać bo jutro nie wstaniesz o tej piątej."
Zamknąłem okno, zgasiłem lampkę nocną i położyłem się na łóżku. Gdy tylko położyłem głowę na poduszkę usnąłem.


Część 2
Następnego dnia mój piękny sen został brutalnie przerwany przez dźwięk budzika. Chwyciłem telefon, wyłączyłem natrętną funkcję po czym zechciałem z powrotem położyć się spać. Jednak przypomniałem sobie, że tego dnia wyjeżdżam. Wyjeżdżamy. Ja i Ula. Wstałem z uśmiechem z łóżka. Wziąłem do ręki niebieską bluzę i spodnie trzy czwarte, które poprzedniego dnia przywiozłem do Rysiowa, po czym ruszyłem w stronę łazienki. Po schodach starałem się schodzić jak najciszej, żeby nie obudzić zapewne jeszcze śpiącej Beatki i pana Józefa. Zamknąłem się w łazience, szybko wykonałem poranne rutynowe czynności i ruszyłem do kuchni, gdzie stała już Ula.
- Cześć kochanie.
Pocałowałem ją krótko.
- Cześć. 
Pomogłem jej uszykować śniadanie. Po tej czynności do kuchni przyszedł pan Józef.
- Już nie śpicie? – zdziwił się. 
- Wyjeżdżamy na tydzień, miałam ci wczoraj powiedzieć, ale już spałeś. 
- A gdzie wyjeżdżacie?
- Marka się pytaj, nic mi nie chce powiedzieć. 
- Bo to ma być niespodzianka – stwierdziłem z uśmiechem. 
Ojciec Uli położył się jeszcze spać, a my postanowiliśmy wyruszać w drogę. 
- Jeżeli wierzyć Internetowi to powinniśmy jechać około czterech godzin.
- A jeśli nie wierzyć Internetowi?
- To wtedy zabłądzimy – zaśmiałem się otwierając Uli drzwi od auta. 
Zająłem miejsce kierowcy i odpaliłem silnik. Jechaliśmy w przyjemnej ciszy przerywanej tylko pomrukiem silnika, i spokojną muzyką wydobywającej się z radia. W tej ciszy były zawarte wszystkie uczucia, po prostu rozumieliśmy się bez słów, wystarczyło, że spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem. 
Byłem cholernym szczęściarzem, że los właśnie na moją drogę postanowił zesłać Ulę Cieplak. Nigdy przedtem nie wierzyłem w przeznaczenie. Ale jak można inaczej to wszystko nazwać? Spotykam ją, zaprzyjaźniamy się, ona się we mnie zakochała, potem ja się w niej zakochałem… Po drodze oboje dostaliśmy wiele lekcji życia. Ona nauczyła radzić sobie w tym zakłamanym świecie jakiego wcześniej nie miała okazji poznać, zrobiła się bardziej pewna siebie, a mnie zostały wpojone wartości takie jak przyjaźń, zaufanie, w końcu także miłość. I mówienie prawdy. Spojrzałem na mojego Anioła. Siedziała na miejscu pasażera z delikatnym uśmiechem wpatrując się w zmieniające się za oknem krajobrazy. Pogoda, spokojna muzyka w radiu i ukochana osoba – to wszystko sprzyjało moim rozmyślaniom. 
Po paru minutach zauważyłem, że Ula zasnęła. Uśmiechnąłem się pod nosem. Starałem się skupić na drodze, tym bardziej, że wjeżdżaliśmy właśnie do jakiegoś większego miasta, ale utrudniała mi to śpiąca na siedzeniu obok Ula. Osiemdziesiąt procent mojej uwagi było poświęcone Uli, pozostałe dwadzieścia poprawnemu kierowaniu. I chociaż usiłowałem się skupić na drodze to coś mi nie pozwalało. 
Nagle przypomniałem sobie jakiś mój wyjazd z Pauliną. Także zasnęła w aucie, ale jedyne moje myśli wtedy to: „wreszcie trochę spokoju”. A przy Uli nie mogłem skupić się na drodze, moje myśli i wzrok ciągle uciekały w jej kierunku. Nie pomagała mi nawet myśl, że będę ją miał teraz cały tydzień na okrągło, i jeszcze zdążę się na nią napatrzeć. Po kilku następnych godzinach dojechaliśmy na miejsce. Okolica była piękna. Mały drewniany domek do którego klucze spoczywały bezpiecznie w mojej kieszeni, żadnej żywej duszy w promieniu kilkudziesięciu, może nawet kilkuset metrów, nawet w sezonie, do jeziora całkiem niedaleko… Wiedziałem, że to jest odpowiednie miejsce na wyjazd mój i Uli. Podszedłem do drzwi od strony pasażera i otworzyłem je. Uśmiechnąłem się szeroko – Ula nadal spała. 
- Kochanie… - szepnąłem.
Odpowiedziała mi cisza, więc pocałowałem ją. Domyśliłem się, że już nie śpi bo zaczęła oddawać pocałunki.
- Jesteśmy.
- Już?
- Chyba dopiero. 
Podałem jej rękę pomagając tym samym wysiąść z auta. 
- I jak? – zapytałem z uśmiechem patrząc na jej reakcję. 
- Marek tu jest pięknie! – Przytuliła mnie spontanicznie. – Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
- Zawsze do usług. Tak coś czułem, że ci się spodoba. 
Pocałowałem ją krótko.
- To może ty zadzwoń do rodziców, że dojechaliśmy bo będą nas zaraz ścigać, a ja wezmę bagaże – stwierdziłem. 
Ula wykonała dwa szybkie telefony – jeden do pana Józefa, a drugi do mojej mamy. Swoją torbę przewiesiłem przez ramię, a torbę Ulki wziąłem w rękę. Ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Wygrzebałem z kieszeni klucz natrafiając przy tej czynności na jakiś inny przedmiot. Uśmiechnąłem się i po chwili wyjąłem kluczyk. Przekręciłem go w zamku i przepuściłem Ulę przodem. 
- No, może nie jest to pięcio gwiazdkowy hotel…
- Ale jest pięknie.
- Naprawdę ci się podoba? – zapytałem z radością. Uwielbiałem sprawiać jej przyjemność.
- Tak.
Pocałowała mnie. Uśmiechnąłem się wesoło, po czym odłożyłem nasze torby na podłogę. Spojrzałem na ukochaną.
- To co byś chciała robić? Możemy iść na spacer, popływać, poleniuchować nad jeziorem… albo w łóżku… 
- Myślałam, że masz jakiś pomysł?
- Oczywiście, że mam, ale chciałem wcielić go w życie dopiero jutro. A dzisiejsze atrakcje właśnie ci wymieniłem. To jak? 
- Możemy iść nad jezioro. 
- Jak sobie pani życzy, madame. 
Ula uśmiechnęła się, po czym stwierdziła, że pójdzie do łazienki. Gdy zwolniła mi owe pomieszczenie sam także przebrałem się w kąpielówki i ruszyliśmy wspólnie nad jezioro. 
~~*~~
Po bardzo aktywnie spędzonym dniu, leżeliśmy przytuleni do siebie w łóżku. Pomiędzy nami panowała niczym niezmącona cisza, i wydawało się grzechem ją przerywać, po tym co między nami zaszło jeszcze chwilę temu. Nadal starałem się uspokoić oddech, wpatrując się w Ulę z miłością. Z nią nie było tak jak z modelkami. Wydawało mi się, że to one dają mi to, czego mi brakowało w związku z Paulą, czyli miłości. Jednak dopiero Ula potrafiła dać mi tego uczucia więcej w kilka miesięcy niż Paulina i modelki przez siedem lat. Spojrzałem na kobietę dzielącą ze mną łóżko. Zauważyłem, że zasnęła. Westchnęła cicho przez sen. Uśmiechnąłem się sam do siebie. 
Obudziły mnie promienie słońca skradające się po mojej twarzy. Przekręciłem się na drugi bok, i nie otwierając oczu chciałem przytulić do siebie Ulę. Jednak po chwili stwierdziłem, że nie ma jej obok mnie. Otworzyłem zdezorientowany oczy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Mój wzrok przykuła śnieżnobiała kartka papieru wypełniona pismem Uli. 
Wyszłam na spacer. Nie chciałam cię budzić bo smacznie spałeś. 
Kocham cię.
Ula.
Odkryłem się i wstałem z łóżka. Na podłodze dało się zauważyć ślady naszej „nocnej działalności”, a dokładnie moje kąpielówki i bikini Uli. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę mojej walizki. Wygrzebałem z niej jakiś niebieski t-shirt i szorty. Zacząłem przyzwyczajać się do tego typu luźnych strojów, i wręcz nie chciałem myśleć o tym, że jak wrócę do pracy to znowu będę musiał nosić garnitur. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i ruszyłem do kuchni gdzie stał talerzyk z kanapkami. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zjadłem śniadanie i wyszedłem przed domek. Nigdzie w pobliżu nie widziałem Uli, więc postanowiłem nie przeszkadzać jej w samotnej przechadzce. Wszedłem z powrotem do domku letniskowego i usiadłem na fotelu. Nagle przypomniałem sobie o pewnej rzeczy. Ruszyłem do łazienki gdzie poprzedniego dnia przebierałem się w kąpielówki. Tak jak myślałem znajdowały się tam moje ciuchy. Ze spodni wyjąłem małe pudełeczko. Podszedłem do okna i stwierdziłem, że Ula jeszcze nie wraca, więc usiadłem na kanapie. Otworzyłem trzymany w dłoniach przedmiot i moim oczom ukazał się piękny ale zarazem skromny pierścionek. Uśmiechnąłem się wspominając dzień w którym dała mi go mama.
Był to jakiś miesiąc przed tym jak oświadczyłem się Paulinie, i zarazem miesiąc przed tym jak do firmy przybyła Ula. Mama opowiedziała mi dosyć krótką historię owego pierścionka. Otóż parędziesiąt lat temu ojciec, ojca, mojego ojca czyli jego dziadek i zarazem mój pradziadek, Antoni, oświadczył się mojej prababci Alinie, która następnie przekazała owy pierścionek mojemu dziadkowi, Jerzemu, ponoć powiedziała mu wtedy, że ma dać ten pierścionek osobie, którą naprawdę pokocha. Dziadek oświadczył się mojej babci, Irenie, i wydaje mi się, że dotrzymał obietnicy, gdyż dziadkowie mimo iż mają już wiele lat małżeństwa za sobą to nadal bardzo się kochają. Następnie pierścionek ów został przekazany przez babcię mojemu ojcu, który dał go mojej mamie. A mama przekazała go mi. I także powiedziała, że mam dać go kobiecie, którą naprawdę pokocham. Nie wręczyłem go Paulinie. Nie chodziło o to, że by jej się nie spodobał, co było bardziej niż pewne. Po prostu czułem, że to jeszcze nie ta kobieta. Jakiś czas temu, gdy byłem z Ulą i Paulą, ale wiedziałem już, że za jakiś czas na pewno zerwę z Pauliną, wyjąłem go z najgłębszych zakamarków mojego biurka, gdzie czekał aż zdecyduję się komuś oświadczyć. Od tamtego czasu cały czas trzymam go w kieszeni. Nie wiedziałem ani kiedy zakończę fikcyjny związek z Paulą, ani kiedy nadarzy się odpowiednia okazja na oświadczenie się Uli, więc wolałem mieć go przy sobie, tak na wszelki wypadek. 
Usłyszałem dźwięk charakterystyczny dla otwierania drzwi. Szybko schowałem pudełeczko do kieszeni i uśmiechnąłem się promiennie do Uli. 
~~*~~
Wracaliśmy do domku po spacerze „krajoznawczym” i zwiedzeniu kilku zabytków, między innymi Giżyckiego zamku Krzyżackiego, Barcian, bardzo okazałych i pięknych Sorkwitów, równie pięknego dworu Kaliszki, spacerowaliśmy po Mazurskim parku krajobrazowym, oraz po Puszczy Boreckiej. Można się domyślać, że po tak aktywnie spędzonym dniu byliśmy wykończeni. Nic bardziej mylnego. Oboje mieliśmy doskonałe humory. Aktywny wypoczynek zrobił swoje. Postanowiłem na zakończenie tego wspaniałego dnia zrobić jeszcze jedną rzecz i przy okazji wprowadzić romantyczny nastrój. 
- Chodź, przejdziemy się jeszcze kawałek – zarządziłem i pociągnąłem ją delikatnie za rękę. Nie opierała się, i ruszyła za mną. Obrałem odpowiedni kierunek. Wiedziałem gdzie chciałbym ją zabrać. Po dłuższej chwili doszliśmy nad jezioro Kisajno. Spacerowaliśmy w ciszy trzymając się za ręce. Doskonale wiedziałem, że niedługo rozpocznie się zachód słońca. Z minuty na minutę stawałem się coraz bardziej zdenerwowany, jednak nie dawałem tego po sobie poznać. Jednak mimo zdenerwowania i strachu, na mojej twarzy widniał pogodny uśmiech. Po jakimś czasie stanęliśmy w miejscu podziwiając piękny zachód słońca. Spojrzałem kątem oka na rozmarzony uśmiech Uli. Dyskretnie wsadziłem rękę do kieszeni. Puzderko nadal bezpiecznie w niej spoczywało. Zacisnąłem na nim dłoń. Moje serce przyspieszyło gdy biłem się sam ze swoimi myślami. Jednak dopiero gdy powoli wyciągałem pudełeczko z kieszeni zaczęło bić jak oszalałe. Zaciskając pudełeczko z pierścionkiem w dłoni spojrzałem jeszcze raz na ukochaną. Przez głowę przeleciały mi słowa mamy gdy wręczała mi go:
"Synku, pamiętaj żeby dać ten pierścionek osobie, którą pokochasz miłością szczerą i bezgraniczną."
Teraz wydawało mi się, że mama już wtedy wiedziała, że spotkam kiedyś kogoś kogo naprawdę pokocham. I spotkałem. Ulę, mojego Anioła. 
Wziąłem głęboki oddech, ale nie mogłem uspokoić łomotania serca. W końcu jednak wziąłem się w garść. Co to jest chwila strachu, jeśli zaraz potem mamy być naprawdę szczęśliwi? Rozluźniłem nieco uścisk dłoni, w której trzymałem dłoń Uli. Klęknąłem przed nią. Spojrzała na mnie zdziwiona, choć zapewne wiedziała o co chodzi. Cała przemowa, którą układałem w głowie podczas spaceru po Puszczy Boreckiej wyleciała mi z głowy. Postanowiłem więc mówić to, co podpowie mi serce. 
- Ula – zacząłem. Czułem jakby serce próbowało wyrwać się z mojej klatki piersiowej. – Jesteś najwspanialszą osobą jaką poznałem w całym moim życiu. – Od tego momentu słowa popłynęły same. Zdałem się na to co podyktuje mi serce. – Pokazałaś mi co to jest przyjaźń, zaufanie… Nauczyłaś mnie kochać, pokazałaś mi inny, lepszy świat. Między nami nie zawsze było dobrze, wiem, że wiele razy cię zraniłem. Mimo to nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie. Ula… Czy zechcesz zostać moją żoną?
Nadal czułem jak serce wyrywa mi się z piersi, uspokoić je mogło tylko to jedno, krótkie, trzyliterowe słowo, wypowiedziane przez Ulę. Widziałem, że była zaskoczona, ale zarazem szczęśliwa. Nie spodziewała się pewnie, że to zrobię, że się jej oświadczę. Ja właściwie też nie. Chociaż planowałem to od rana, to myślałem, że się na to nie zdobędę. 
- Marek… Tak.
Uśmiechnąłem się. Moje serce nadal łomotało w klatce piersiowej ale tym razem ze szczęścia. Wsunąłem na jej palec pierścionek, po czym podniosłem się z klęczek i pocałowałem ją namiętnie ale zarazem czule. Czułem, że teraz już nic nie może zniszczyć naszego szczęścia, że teraz już zawsze będziemy razem. Po jakimś czasie, mogło to być kilka sekund, a nawet o wiele dłużej, odsunęliśmy się od siebie. 
- Kocham cię – powiedziałem półgłosem.
- Ja ciebie też kocham.
Przytuliłem ją do siebie wtulając delikatnie twarz w jej włosy, upajając się ich zapachem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz