sobota, 2 czerwca 2012
"Zakochany Casanova" Rozdział 19
Rozdział 19
Po rozmowie telefonicznej z Beatką, którą przed chwilą przeprowadził miał ochotę serdecznie się roześmiać. Dziewczynka zaprosiła go na herbatę i ciastka, które nauczyła się robić w przedszkolu. To dziecko było niesamowite. Gdy z nią rozmawiał, bawił się z nią, czy przeczytał jej bajkę, zawsze poprawiał mu się humor. Była nawet trochę podobna do Uli. Pytała o wszystko prosto z mostu, mówiła co myśli, zawsze trafiała w sedno sprawy. Przypomniał mu się dzień gdy czytał małej "Królewnę Śnieżkę", a ona jak gdyby nigdy nic zapytała się go, czy Ula jest dla niego właśnie taką królewną. Uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Widzę, że pan prezes w dobrym humorze?
- Cześć Seba. Nie da się ukryć, że rzeczywiście mam dobry humor. - Uśmiechnął się do przyjaciela. - A co tam u ciebie? Ostatnio jakoś nie mieliśmy okazji pogadać.
Olszański usiadł na białej kanapie.
- Jest... super, doskonale, wspaniale, idealnie... Nie umiem tego opisać.
Marek uśmiechnął się pod nosem. On też nie umiał opisać tego jak było między nim a Ulą. Wszystkie określenia wydawały się takie... nieadekwatne, do tego co ich łączyło.
- Co prawda humorki Violi są trochę męczące, ale pocieszam się myślą, że jeszcze tylko... cztery miesiące. Za jakieś siedemnaście tygodni będę ojcem. Dasz wiarę?
Marek zaśmiał się.
- Wiesz... Rok temu nie wierzyłem, że możemy się ustatkować i wtedy zszedłeś się z Violą. Mało tego, ja jeszcze kilka miesięcy temu nie wierzyłem, że mógłbym być w związku, szczęśliwym związku, ustatkować się... Wydawało mi się to wręcz absurdalne. A teraz nie wyobrażam sobie tego inaczej.
- Chyba w końcu dorastamy - stwierdził Sebastian patrząc wymownie na czerwone samochodziki stojące na biurku prezesa. Marek parsknął śmiechem. Zminiaturyzowane modele czerwonych Jaguarów, były od zawsze nieodłącznym elementem jego biurka, i chyba nawet to, że wreszcie dorósł nie mogło tego zmienić.
- Ty stary lepiej zajmij się swoją dziewczyną... Przepraszam, narzeczoną. Kiedy ślub? - Wyszczerzył się. Sebastian podrzucił w ręce białą piłeczkę golfową, którą kilka tygodni temu, ku niezadowoleniu Marka, zwinął z jego gabinetu.
- Planujemy, ale odbędzie się dopiero po porodzie. Viola stwierdziła, że nie chce wyglądać w sukience jak wieloryb. - Teatralnie wywrócił oczami. - Jak dla mnie przesadza, ale to w końcu kobieta...
Marek roześmiał się.
- Myślę, że gdybyś ją przekonał, że wyglądałaby ładnie mimo brzucha, to dałaby się przekonać - stwierdził wychodząc zza biurka. Usiadł na kanapie obok kumpla śledząc tor lotu białej piłeczki, którą Seba w dalszym ciągu podrzucał.
- Myślisz?
- Tak - odpowiedział łapiąc piłeczkę i uśmiechając się przy tym do Sebastiana jak mały chłopiec, który właśnie zadowolony zabierał koledze z piaskownicy łopatkę. Seba pokazał mu tylko język. Marek, uśmiechnął się pod nosem.
- To może spróbuję z nią o tym porozmawiać. A co u ciebie i Ulki?
Szturchnął go w ramię.
- U mnie i Ulki... Dobrze, idealnie, doskonale, prze, prze, przewspaniale... Nie wiem, po prostu najlepiej. Nie chcę nawet myśleć, co by było gdyby nie twoja dziewczyna.
- A co... A tak, już się pochwaliła. Jak to ona powiedziała: "Nie mogła już patrzeć jak te pączki nierozłączki się omijają, i chodzą wokół siebie jak ten no... Pies z myszą."
Marek zachichotał. Violetta na pewno była bardzo oryginalną osobą. Mimo, iż przysporzyła mu wielu kłopotów, to nie wyobrażał sobie firmy bez niej. Nie mógł sobie wyobrazić, że nie zostanie przywitany jednym z jej zabawnych, głupawych, czasami trochę irytujących powiedzonek. Nie mógł sobie wyobrazić, że jego pracy nie przerwie mu nagle Viola z jakąś ważną sprawą życia po śmierci. Nie mógł sobie wyobrazić dnia bez jednej z jej zabawnych historyjek. Poza tym nie mógł sobie wyobrazić, że Sebastian mógłby jej nie poznać. Tak przyzwyczaił się do tego, że opowiadał mu tyle historyjek z nim i Violą w roli głównej, że nie mógł sobie wyobrazić, że po prostu Kubasińska te półtora roku temu po prostu mogłaby nie przyjść do FD. Że nagle przypomniałaby sobie o kupnie pomidorów i kosmetyczce, i najzwyczajniej w świecie zapomniałaby o rozmowie kwalifikacyjnej. Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi gabinetu.
- Proszę.
Do pomieszczenia weszła Violetta. Uśmiechnęła się słodko do swojego "Cebulka", a potem spojrzała na Marka.
- Szefie, mogę już wyjść? Chciałam wybrać się z Ulką i Izą na zakupy.
- Jasne, masz wolne do końca dnia.
- Dzięki szefuńciu.
Pocałowała się jeszcze z Sebą na pożegnanie po czym pognała do przyjaciółek, ponoć czekających na nią przy windzie. Sebastian zrobił dziwną minę i spojrzał na Marka.
- ...Szefuńciu? - zapytał, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.
- Dasz wiarę?
Oboje roześmiali się głośno.
- Właśnie, Seba... Jest taka sprawa... Bo ty już przez to przechodziłeś i... - Marek wyraźnie się plątał.
- Dobrzański, czy ty chcesz...?
Marek pokiwał głową uśmiechając się sam do siebie.
***
Trójka kobiet buszowała po centrum handlowym oglądając i przymierzając najróżniejsze sukienki, bluzki, spodnie, buty...
- Nigdy nie pomyślałabym, że będę musiała przymierzać takie duże ciuchy - stwierdziła Viola, przyglądając się sceptycznie jakiejś fioletowej sukience ciążowej.
- Violuś nie przesadzaj. Jeszcze tylko kilka miesięcy - pokrzepiła ją Ula. - Chciałaś jeszcze wejść do sklepu z artykułami dziecięcymi, nie?
- Tak, chciałam... A co myślicie o tej? - zapytała przykładając do siebie jakąś bluzkę ciążową w zdecydowanie nie jej kolorze. Iza i Ula pokręciły sceptycznie głowami.
- Viola, masz już tyle tych rzeczy dla dziecka kupionych i przez ciebie i przez Sebastiana, że naprawdę nie pojmuję po co ci jeszcze więcej - stwierdziła Iza podając Kubasińskiej jakąś inną bluzeczkę.
- Tak tylko chciałam popatrzeć - stwierdziła kierując się do przymierzalni.
- Popatrzeć, a potem wyjdziesz obładowana.
- Mam ci przypomnieć jak było z tobą jak zaszłaś z Grzesiem w ciążę?
Iza zaśmiała się pod nosem.
- Z tego co pamiętam, to w ciążę zaszłam z mężem.
Ula parsknęła śmiechem. Violetta pokazała przyjaciółkom język po czym zamknęła się w przymierzalni.
Po dość długich zakupach Viola leżała na kanapie w domu przeglądając jakiś magazyn. Spojrzała znad gazety na swojego pracującego narzeczonego. Oboje bardzo lubili te ich wieczory kiedy on dokańczał pracę, po czym wysyłał jej efekty na maila Marka, a ona przeglądała gazety czy oglądała telewizor. Niby nic podczas nich się nie działo, ale te spojrzenia znad laptopa posyłane jej przez Sebastiana, albo jej muśnięcie jego karku dłonią gdy szła do łazienki... Niby nic nie znaczące gesty ale wyrażały bardzo dużo. Kochali się, to nie ulegało wątpliwości. Może przed tym jak stworzyli związek, chodziło tylko o seks, chociaż było to mało prawdopodobne. Byli w sobie zakochani już wtedy, po prostu nie chcieli się do tego przed sobą przyznać. Uśmiechnęła się lekko wracając do przeglądania gazety.
- Seba, nie wiem jak ty, ale ja już jestem śpiąca - stwierdziła po chwili. - Pójdę wziąć prysznic i się położę.
- Już? Jest dopiero dwudziesta pierwsza.
Blondynka spojrzała ze zdziwieniem na zegar.
- Rzeczywiście. Ale i tak już się położę.
- Dobrze kochanie, zaraz przyjdę do łóżka.
Uśmiechnął się do niej. Po chwili usłyszał trzask zamykanych drzwi łazienki. Szybko wysłał Markowi maila po czym wyłączył laptopa. Względnie ogarnął bałagan w dokumentach i ruszył w stronę sypialni. Wygrzebał z szafy piżamę. Poszedł do łazienki.
- Skarbie, mogę wejść? - zapytał, pukając do drzwi.
- Zaraz wyjdę - odpowiedziała. Rzeczywiście po chwili opuściła łazienkę. Przelotnie musnęła go w usta. Olszański wykonał wieczorną toaletę, przebrał się i wszedł do sypialni. Viola leżała już w łóżku. Położył się obok niej. Chwilę patrzeli sobie w oczy, ale w końcu i Sebastian zaczął się robić śpiący, więc pocałował Violę w usta, a potem w brzuch, po czym delikatnie ją do siebie przytulił.
- Dobranoc kotku.
***
Marek spędził naprawdę udane popołudnie i wieczór w Rysiowie. Beatka pokazała mu chyba wszystkie swoje rysunki i zaciągnęła go do czytania bajki na dobranoc, podyskutował trochę z panem Józefem i Jaśkiem, porozmawiał z Ulą, poszli na spacer... Uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Ulcia, Marek... - Usłyszał gdzieś w pomieszczeniu w którym się znajdował. Uchylił oczy i rozejrzał się po pokoju. No tak. Wtulił twarz w poduszkę. Pokój Uli.
- Betki, daj pospać - mruknął.
- A dlaczego śpicie razem?
Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na sześciolatkę.
- Bo w salonie śpi pani Ala, i nie było innych łóżek wolnych - wymyślił na poczekaniu, godząc się z myślą, że już raczej nie pośpi.
- Ale pani Ala poszła do Jaśka na noc, a on poszedł do mnie.
- A nie spała w salonie? - Udał zdziwienie.
- Nie, bo tatuś stwierdził, że na kanapie będzie jej niewygodnie.
Marek uśmiechnął się pod nosem czując, że Ula delikatnie musnęła palcami jego plecy.
- No to skoro na kanapie jest niewygodnie, to wolałem na niej nie spać. - Uśmiechnął się do dziewczynki.
- A...
- Beti, idź może pomóc tacie zrobić śniadanie, co? - zaproponował, chcąc skończyć to przesłuchanie. Beatka nie wyglądała na zadowoloną ale wyszła z pokoju. Marek przekręcił się na drugi bok i spojrzał na Ulę. Pocałował ją lekko na przywitanie.
- Dzień dobry skarbie.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się do niego lekko. - Wstajemy?
Marek jęknął wtulając się w Ulę. Zachichotała czochrając mu włosy.
- No dalej śpiochu wstawaj, musimy jechać do pracy.
Marek spojrzał na nią miną zbitego psa.
- Musimy?
- Musimy - potwierdziła. - Chodź na śniadanie.
Ula wyplątała się z jego objęć po czym wyskoczyła z łóżka. Marek przekręcił się na drugi bok, tak aby widzieć ukochaną. Wolałby nie jechać do pracy i spędzić dzień z nią, ale wiedział, że z Ulą nie ma dyskusji. Przeciągnął się.
- A mogę jeszcze pospać pięć minut? - Uśmiechnął się do niej słodko. Dziewczyna rzuciła w niego jakąś jego koszulą, po czym opuściła pokój. Marek przetarł twarz dłonią. Pospałby jeszcze, ale wiedział, że Ulka zaraz i tak go obudzi. Uśmiechnął się pod nosem. Zrzucił kołdrę i wstał z łóżka. Poczuł nieprzyjemny chłód. Otaksował łóżko z którego przed chwilą wstał i zaczął się poważnie zastanawiać nad tym, jak oni się na nim zmieścili. Okej, spali blisko siebie, ale mimo wszystko...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz