sobota, 2 czerwca 2012
"Zakochany Casanowa" Rozdział 18
Rozdział 18
Ze śmiechem biegli przez ogród przed domem Cieplaków, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym i, co najważniejsze, suchym mieszkaniu. Po chwili wpadli do niego nadal się śmiejąc. Ula zdjęła z ramion marynarkę ukochanego i odwiesiła ją na wieszak. Marek delikatnie ją pocałował, ale tą chwilę bliskości nagle im przerwano.
- No w końcu! – Usłyszeli za sobą głos pewnej zwariowanej blondynki. Oderwali się od siebie od razu. – Ulka, zajęłam się Beatką, już śpi. Twój tata też już przyszedł, jest w kuchni.
- Dzięki Viola. – Uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Dobra, ja idę, nie będę wam przeszkadzała – stwierdziła po czym pocałowała Ulkę w policzek. – Pa kochana.
- Cześć.
Po chwili Kubasińska opuściła Rysiowski domek.
- To co… trzeba będzie porozmawiać z twoim tatą, nie sądzisz?
- Kochanie, tata raczej z tobą będzie chciał rozmawiać a nie ze mną. – Uśmiechnęła się na widok jego zbolałej miny. – Spróbuję go jakoś przygotować – Puściła mu oczko kierując się w stronę kuchni.
Marek uśmiechnął się do Uli. Miał ochotę skakać ze szczęścia. Ula pozwoliła mu się wytłumaczyć, zrozumiała, uwierzyła mu… a teraz znowu są razem. Teraz czekało go najtrudniejsze zadanie – rozmowa z panem Józefem. A potem, przynajmniej miał taką nadzieję, będzie szczęśliwy. BĘDĄ. szczęśliwi. On i ona. Marek i Ula. Zdjął buty zauważając, że przez chlapę na dworze, raczej nie powinien wchodzić w nich głębiej niż do przedsionka. Ruszył powoli w stronę kuchni gdzie przed chwilą weszła jego ukochana. Zobaczył ją rozmawiającą z ojcem.
- Dobry wieczór panie Józefie - przywitał się niepewnie.
- Dobry wieczór. Panie Marku, Ula powiedziała mi, że się pogodziliście, ale w dalszym ciągu nie rozumiem... Pierwszy raz pokłóciliście się aż tak.
Marek westchnął niezauważalnie.
- To była nie tyle kłótnia co... nieporozumienie. Nie powiedziałem Uli o pewnej sprawie i dowiedziała się zupełnie niespodziewanie.
- Tak, i jeszcze sobie dopowiedziałam pewne fakty i wyszło jak wyszło. Ale już sobie wszystko wyjaśniliśmy. - Uśmiechnęła się do ojca.
***
Marek z uśmiechem błądzącym na ustach siedział za biurkiem w swoim gabinecie. Spojrzał niechętnie na dokumenty dostarczone mu przed godziną przez Ulę. Wróciła do pracy, po jego kilkakrotnej prośbie. Spojrzał na zdjęcia stojące na jego biurku - rodziców, oraz jego i Uli. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę. - Zaprosił gościa do środka. Gdy jego drzwi otworzyły się uśmiech zdobiący jego twarz znikł. Chrząknął cicho. - Co tu robisz?
- Wróciłam, Sebastian miał ci powiedzieć.
- Tak, powiedział - stwierdził. - Ale nie myślałem, że będziemy mieli okazję tak szybkiego spotkania. Jak Mediolan?
- Wspaniały jak zwykle. Odwiedziłam kilku znajomych, poszłam na grób rodziców, pospacerowałam trochę...
- W takim razie cieszę się, że miałaś udany urlop a teraz wybacz, ale muszę wracać do pracy.
Wziął pierwszy lepszy dokument do ręki patrząc na byłą narzeczoną wymownie.
- Coś jeszcze? - zapytał, widząc, że Paulina nie ma najmniejszego zamiaru opuścić jego gabinetu.
- Tak, cały miesiąc mojego pobytu we Włoszech o tym myślałam, i stwierdziłam... Mogę ci wybaczyć.
- Słucham...?!
Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Nie rozumiał o co może jej chodzić.
- Mogę ci wybaczyć ten romans z Cieplak.
Marek miał ochotę się roześmiać, ale powstrzymał się.
- Tak... Tylko widzisz, jest pewien problem - stwierdził zerkając przy tym na zdjęcie stojące u niego na biurku.
- Tak? A jaki?
- Taki, że ja nie wymagam od ciebie wybaczenia, bo i tak do siebie nie wracamy. Mam... mam dziewczynę. - Zerknął na zegarek. - I jestem z nią umówiony za pół godziny, więc jeśli pozwolisz... - Wskazał na dokumenty, patrząc na nią wymownie.
- Oczywiście - warknęła. - Wiesz czy Aleks jest w firmie?
- Niestety, ale twój braciszek musiał zapomnieć ci powiedzieć, że odszedł z firmy, przez próbę skorumpowania mojej sekretarki.
Włoszka spojrzała na niego beznamiętnym wzrokiem. Marek westchnął niezauważalnie. Paulina chyba nie miała zamiaru opuszczać jego gabinetu po dobroci.
- Powiedział mi. Myślałam po prostu, że może przyszedł do firmy.
- Paula, nie interesuje mnie co Aleks robi w wolnym czasie, więc nawet jeśli przyszedłby do firmy to ja nic o tym nie wiem. Zapytaj w recepcji - zasugerował.
- Tak zrobię.
Pokiwał głową chcąc wrócić do pracy.
- A ty przypadkiem nie masz nic do roboty? Wiesz jakieś dodatki do kolekcji czy coś...? - zapytał, chcąc spławić kobietę.
- Tak rzeczywiście. Do zobaczenia.
- Cześć.
Gdy panna Febo opuściła jego gabinet zirytowany rzucił długopisem w drzwi.
- A co to za mordercze zapędy? - zapytała ze śmiechem Ula, uchylając się przed nadlatującym długopisem. - Nabroiłam coś?
- Nie, ty nic nie zrobiłaś - odpowiedział wychodząc zza biurka. Podszedł do dziewczyny i pocałował ją na przywitanie.
- A kto nabroił? - zapytała, delikatnie się od niego odsuwając.
- Nie ważne... - stwierdził, przyciągając ją do siebie. Musnął jej usta.
- Marek...?
Mężczyzna westchnął teatralnie. Czasami wydawało mu się, że Ula zna go aż za dobrze. Na dodatek przy niej nie umiał być takim doskonałym aktorem, jakim myślał, że jest.
- Miałem właśnie "przyjemną" rozmowę z Pauliną - przyznał. - Ale dałem jej wyraźnie do zrozumienia, że nie ma na co liczyć - dodał szybko.
- A na co miałaby liczyć?
Oparł się o biurko.
- Stwierdziła, że... - Westchnął cicho. - Że może mi wybaczyć to, że ją zdradzałem... to, że byłem na raz z nią i z tobą.
Zerknął niepewnie na ukochaną. Usiadła obok niego na biurku. Spojrzała na niego.
- A ty powiedziałeś jej, że nie ma na co liczyć.
- Oczywiście, że tak! - zapewnił gorliwie. - Skarbie, Paulina to już skończony rozdział w moim życiu. Dawno skończony.
- Wiem. Wierzę ci.
Uśmiechnęła się do niego lekko. Odwzajemnił uśmiech. Wstał z biurka zbliżając się nieco do niej. Pocałował ją. Tym razem odwzajemniła pocałunek z takim samym zaangażowaniem co on. Zupełnie zapomnieli o tym, że są w firmie. Objął ją w talii nadal całując. Nagle usłyszeli obok siebie wymowne chrząknięcie. Niechętnie odsunęli się od siebie na bezpieczną odległość. Marek spojrzał na gościa. Oczywiście Paulina.
- Możemy porozmawiać? - zapytała, patrząc na oboje zimnym wzrokiem.
- O co chodzi?
Paulina spojrzała na Ulę.
- Na osobności?
Marek powstrzymał się od wywrócenia oczami.
- Nie widzę takiej potrzeby - stwierdził. - Jedyną sprawą o której możemy rozmawiać jest praca, a, wybacz, ale nie widzę potrzeby rozmawiania o interesach na osobności.
- A ja wręcz przeciwnie.
Chciał już coś powiedzieć, ale Ula go uprzedziła.
- To ja może rzeczywiście wyjdę - stwierdziła kierując się do wyjścia.
- Tak, to dobry pomysł.
- Paulina!
Spojrzał na byłą narzeczoną wściekłym wzrokiem. Ula wyszła z gabinetu, a on doskonale ją rozumiał. Była w tej kłótni kością niezgody, więc wolała wyjść. Wiedział, że nie znosiła gdy się z kimś kłócił o nią bądź przez nią. Miał ochotę wyprowadzić Paulinę z gabinetu nawet siłą i wykrzyczeć jej żeby dała im wreszcie święty spokój. Zacisnął zęby patrząc na byłą narzeczoną.
- Więc? Co to za ważna sprawa do załatwienia na osobności? - zapytał, nawet nie próbując ukryć irytacji jej obecnością.
- Bankiet.
W Marku się zagotowało.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jakiś cholerny bankiet jest tą ważną sprawą do załatwienia na osobności?!
- Nie, chciałam po prostu pobyć z tobą sam na sam.
- Słucham?! Paulina, przeginasz! - krzyknął, ale zaraz się pohamował. - Naprawdę mam inne sprawy na głowie niż jakiś bankiet, ważniejsze niż rozmowa z tobą. Daj mi ten cholerny dokument - warknął, ledwo powstrzymując się od krzyku. Wziął od niej dokument, podpisał go, i niemal wcisnął jej go w ręce. Nie czekając na nią wyszedł z pomieszczenia. Ruszył w stronę gabinetu dyrektor finansowej.
- Ula u siebie? - zapytał sekretarki ukochanej.
- Tak.
Uśmiechnął się lekko do Doroty po czym wszedł do gabinetu. Ula stała przy oknie z szklanką wody w dłoni. Palcami rozsuwała żaluzje patrząc pomiędzy nimi w okno. Podszedł do niej. Objął ją w talii całując w szyję. Zadrżała lekko.
- Już wszystko załatwiłem, to może wrócimy do tego co nam przerwano? - zapytał nadal obejmując ją w talii. Odwróciła się do niego przodem.
- Bardzo chętnie, ale mam pracę. - Wskazała na dokumenty walające się po biurku.
- To może jak skończysz?
- Nie wiem kiedy skończę.
- To powiedzmy, przyjdę tak za piętnaście minut, może już skończysz.
Ula zaśmiała się cicho.
- Nie sądzę. Ale jak skończę to przyjdę do ciebie, okej?
- No okej, ale znając ciebie to przesiedzisz tu kolejne kilka godzin, a ja nie wiem jak tyle bez ciebie wytrzymam.
Uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Będziesz musiał - stwierdziła. - A teraz daj mi popracować.
- Wyrzucasz mnie? - Podniósł jedną brew.
- Mhm.
Zachichotała widząc jego zbolałą minę.
- A nie możesz zrobić tego jutro?
- Raczej nie, prezes sam mnie dzisiaj rano prosił żebym się spięła i szybko to zrobiła.
Marek uśmiechnął się zawadiacko.
- Myślę, że prezes się nie obrazie jeśli jego ulubiona pani dyrektor finansowa wyszła by już z pracy.
- Jesteś pewien?
- Biorąc pod uwagę to, że prezes nie umie się na ciebie obrazić... Tak, jestem pewien. - Zachichotał.
***
Roześmiani szli powoli w stronę Rysiowskiego domku.
- Ula, nie chcę robić kłopotu - stwierdził, widząc, że Ula ma zamiar wejść razem z nim do domu.
- Daj spokój, Marek. Ty nigdy nie robisz kłopotu, poza tym Beti chciała pokazać ci jakiś obrazek.
- No dobrze - zgodził się, ku uciesze Uli.
Weszli razem do Rysiowskiego domu, gdy nagle Cieplakówna usłyszała za sobą wołanie swojego przyjaciela.
- To ty idź Marek, ja zaraz dojdę.
- Okej.
Pocałował ją krótko i ruszył do domu. Ula odwróciła się do Maćka z radosnym uśmiechem. Czuła się tak, że nic, ani nikt nie mógł zepsuć jej dobrego humoru. W końcu poprzedniego dnia pogodziła się z Markiem.
- Cześć Maciuś.
Pocałowała przyjaciela w policzek.
- Cześć. Ulka... Z tego co wiem, to ty i Marek to już dawno i nie prawda. Ominąłem coś?
- Pogodziliśmy się wczoraj.
Uśmiechnęła się wesoło na wspomnienie sceny ich pogodzenia.
- Przecież on cię okłamywał, tak? Nie kocha cię.
- Kocha. Nie kochał, ale kocha.
Szymczyk spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciółkę. Ula wywróciła oczami.
- Na początku nie rozumiał, że mnie kocha, ale potem to zrozumiał. A to, że on był ze mną dlatego, że chciał mieć kogoś kto zrobi dla niego wszystko... To tylko moja chora wyobraźnia. Dopowiedziałam to sobie.
***
Marek siedział u siebie w gabinecie czekając na telefon od Ani informujący go o przybyciu jego ojca. Okręcił się na krześle wokół własnej osi. Usłyszał dzwonek swojej komórki i spojrzał na wyświetlacz. Pan Józef.
- Tak słucham?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz