sobota, 2 czerwca 2012

"Zakochany Casanova" Rozdział 17


Rozdział 17
Dobrzański kucnął przed nią. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Ula… Spróbuj chociaż. Obiecuję, że jeśli mnie wysłuchasz, i mimo tego co ci powiem, będziesz chciała żebym wyszedł, to zrobię to. Wyjdę. I już więcej mnie nie zobaczysz. Ale pozwól mi wyjaśnić, proszę…
Pokręciła głową. Nie umiała.
- Ula… Rozumiem. Ale… Proszę cię, przemyśl to, dobrze?
- Dobrze – szepnęła. – Pomyślę i… może się do ciebie odezwę – dodała już głośniej.
Uśmiechnął się do niej smutno opuszczając łazienkę. Pożegnał się z Beatką, przepraszając ją za niemożność obejrzenia jej najnowszego rysunku po czym opuścił dom Cieplaków. Miał nadzieję, że zadzwoni. Przecież powiedziała, że przemyśli. Był wściekły na samego siebie za to, że nie powiedział jej wcześniej o tym, że na początku jej nie kochał. Gdyby jej powiedział nie byłoby tego całego nieporozumienia. Wsiadł do Lexusa i oparł głowę o zagłówek. Przymknął oczy, jednak jego rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Wyjął urządzenie z kieszeni i odebrał.
- Seba? – Wywrócił oczami. – Stary, naprawdę nie mam teraz do tego głowy. Jest ambasadorką tej firmy, nie zabronię jej tam przychodzić. Zresztą ona mnie nie interesuje. Co? Nie, nie pogodziliśmy się z Ulą, ale myślę, że wszystko jest na dobrej drodze. Seba, muszę kończyć. Nara.
Rzucił telefon na siedzenie pasażera. Odpalił silnik i ruszył w stronę Warszawy. Nie mógł skupić się na drodze, jego myśli ciągle uciekały w stronę Rysiowa. Zmrużył oczy chcąc zobaczyć coś przez rzęsisty deszcz. W końcu dotarł do firmy. Niechętnie spojrzał na mokry krajobraz. Przez chwilę rozważał zostanie w aucie i przeczekanie ulewy, jednak szybko zrezygnował z tego planu. Rzucił się biegiem w stronę rozsuwanych drzwi. Jak na złość nie chciały się otworzyć. Przypomniał mu się dzień gdy pierwszy raz zobaczył Ulę. Mimowolnie uśmiechnął się i nie zważając na ulewę zaczął wspominać.
Zmierzając powoli do pracy zobaczył przed drzwiami „walczącą” z nimi pewną brunetkę.
- Znowu się zacięły? – zapytał retorycznie podchodząc do niej.
Nie odpowiedziała tylko lekko kiwnęła głową. Westchnął cicho, taka sytuacja nie zdarzała się po raz pierwszy. Wyjął telefon komórkowy.
- Dzień dobry panie Władku. Drzwi się zacięły. Nie, nie od gabinetu… Wejściowe. No nie da się. Dobrze, zaczekam. Do widzenia.
Rozłączył się i spojrzał na Ulę.
- Jak się zatną to tylko od środka da się je otworzyć – wyjaśnił.
- Aha – odparła inteligentnie.
- A pani do Pshemko? – zapytał chcąc rozpocząć rozmowę.
- Słucham?
Jej oczy mogły w tym momencie przypominały pięciozłotówki.
- No… Do naszego projektanta.
- Aaa – zaśmiała się cicho. – Nie, nie… Na rozmowę kwalifikacyjną.
-A na jakie stanowisko, jeśli mogę zapytać?
- Na sekretarkę prezesa.
- A. W takim razie… Marek Dobrzański, pani potencjalny pracodawca.
Uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął rękę w stronę Uli.
- Urszula Cieplak – przedstawiła się, odwzajemniając uścisk.
- No ja nie wiem co z tym ochronia… - zaczął ale nie dokończył, bo drzwi właśnie się otworzyły.
Uśmiechnął się lekko. Tamtego dnia nawet nie pomyślał, że ich znajomość mogłaby się tak potoczyć. Podobała mu się, gdyby nie to na pewno nie rozpocząłby rozmowy. Tak jak wtedy zadzwonił do ochroniarza Władka. Był już przemoczony do mokrej nitki, jakby to powiedziała Violetta. Po chwili dostał się do biura. Przywitał się z panem Władkiem. Po jakimś czasie dotarł do sekretariatu przed swoim gabinetem.
- Cześć Marek. – Usłyszał.
- Cześć. Jest jakaś poczta?
- Tak. – Wręczyła mu plik kopert, które zaczął przeglądać. – Ulka będzie dzisiaj w firmie?
- Wiesz, raczej nie… - stwierdził. – Chociaż pewien nie jestem.
- Bo nie mogę się do niej dodzwonić…
Spojrzał na nią spod oka. Chciał już zarzucać ją robotą, ale usłyszał za oknem grzmot. Odchrząknął cicho.
- To jedź do niej – zaproponował. Można by się domyślać, że chciał się jej po prostu pozbyć, ale chodziło mu o to, żeby pojechała do Ulki. W końcu bała się burzy… Sam by do niej pojechał, ale stwierdził, że nie byłby to dobry pomysł.
- Naprawdę?
- Tak.
- A poradzisz sobie?
Miał ochotę serdecznie się roześmiać. Ukrył swoje rozbawienie oglądając jakiś list. Sądził, że bez Violi poradzi sobie o wiele lepiej niż z nią na głowie. Co prawda od czasu jak do firmy przybyła Ulka i nie dała Violetcie zwalić na nią całej roboty to zabrała się nieco za pracę, ale nadal była nieco irytująca.
- Poradzę. Jedź.
***
Ula leżała na łóżku wtulając twarz w poduszkę. Na zewnątrz szalała burza, a ona się jej bardzo bała. Ostatnimi czasy łatwiej jej było to przetrzymać, w końcu był przy niej Marek. Kilka razy już chciała do niego dzwonić. Nagle usłyszała pukanie do drzwi domu. Zmarszczyła brwi. Najchętniej nie wychodziłaby z pokoju, ale nie chciała kazać temu komuś kto przyszedł stać na deszczu. Wstała z łóżka i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.
- Viola?! – zawołała zdziwiona wpuszczając przyjaciółkę do środka. – Co ty tu robisz?
- Marek powiedział, że mogę do ciebie jechać, więc jestem.
- Jesteś przemoczona, Violka. Wiesz co by powiedział Sebastian jakby cię teraz zobaczył? – zapytała retorycznie puszczając jej poprzednią wypowiedź mimo uszu. Jednak poczuła przyjemne ciepło w okolicach serca, skoro przysłał tu Violę podczas burzy, to musiał się o nią martwić.
- Oj wiem: „Viola, w twoim stanie nie powinnaś się narażać na chodzenie po deszczu…”. To jest czasami irytujące.
- Oj tam, po prostu się martwi. Chodź, dam ci coś do przebrania.
Po jakimś czasie Violetta, już przebrana, i z wysuszonymi włosami weszła do jej pokoju. Usiadła na łóżku obok przyjaciółki.
- A przyszłaś bo lubisz spacerować w trakcie burzy, czy może chciałaś o czymś porozmawiać? – zapytała, starając się nie dać po sobie znać tego, że burza napełnia ją niepokojem.
- Przyszłam porozmawiać. Dlaczego się zwolniłaś?
- Violuś… - jęknęła.
- Oj, ja wiem, pokłóciłaś się z Markiem… Seba mi powiedział – dodała widząc jej zdziwione spojrzenie. – Ulka, czemu ty nie dałaś mu się wytłumaczyć?
Ula spojrzała na swoje dłonie.
- Violka, on mnie okłamywał.
- Ulka… - Viola roześmiała się dziwnie. – Przecież ten facet jest załamany. A poza tym widać, że jest w tobie zakochany do  zwariowania.
- Szaleństwa – poprawiła ją odruchowo. Violetta wywróciła oczami.
- Ulka, Sebastian mi wszystko wytłumaczył. Posłuchaj. On…
- Violetta, ja naprawdę nie chcę tego słuchać.
Kubasińska powoli zaczynała tracić wszystkie pokłady cierpliwości. Do tego przez tą ciążę stała się jeszcze bardziej wybuchowa. Miała ochotę złapać Ulę za ramiona i porządnie ją potrząsnąć.
- Ula! On cię kocha, rozumiesz? Kocha. Na początku cię nie kochał, potem się w tobie zakochał. A zatrzymać cię chciał żeby cię nie tracić, a nie żeby mieć kogoś kto zrobi dla niego wszystko!
Ula zamrugała kilka razy.
- Zostawiam cię z tym samotną. – Ula nawet nie wychwyciła błędu w jej wypowiedzi. Rozważała to co usłyszała przed chwilą od Violki. – Pójdę pobawić się z twoją siostrą. A ty masz to przemyśleć i do niego jechać – nakazała wychodząc z pokoju Cieplakówny.
Ula nawet nie zauważyła tego, że jej przyjaciółka opuściła jej pokój. Po chwili jej uwagę przykuła biała kartka leżąca na stoliku. Wzięła ją do ręki i przyglądała się jej dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy powinna to czytać. W końcu rozłożyła kartkę.
Ula.
Nie zaprzeczysz, że nasza znajomość od początku była czymś… niezwykłym? Tak, to chyba będzie dobre określenie. Podczas naszej przyjaźni, czy gdy nasza znajomość przeszła do rozdziału „miłość”… wiem, że dużo razy cię raniłem. Podczas naszej przyjaźni tym pocałunkiem, potem tym… nie wiem jak to nazwać. Incydentem na naszym wyjeździe? Niech będzie… Wiedziałem, że cię ranię, ale nie wiedziałem, że aż tak, nie wiedziałem wtedy, że… Że mnie kochasz.
Przewartościowałaś cały mój świat i przewróciłaś go do góry nogami. Pokazałaś mi, że przez życie nie trzeba iść kłamiąc, oszukując, zdradzając. Pokazałaś mi inny świat. Świat, którym nie rządzi obłuda. Wpoiłaś we mnie takie wartości jak przyjaźń, zaufanie, a w końcu także i miłość. Miłość do rodziców, nawet jeśli mówią one różne rzeczy, miłość do przyjaciół czy inaczej „braterską”. Uświadomiłaś mi, że w miłości nie liczy się to, co łączyło mnie i Paulinę – wspólna firma, dzieciństwo, to, że wszyscy od nas wymagają związku. Pokazałaś mi, że idąc przez życie trzeba cieszyć się z drobnostek, z tego czego inni nie zauważają w ciągłym pośpiechu. Pokazałaś mi zupełnie nowy świat – na początku byłem w nim tylko gościem, a potem, można powiedzieć, zamieszkałem w nim na stałe.
Pokazałaś mi także miłość do drugiej osoby – mam na myśli związek. Pokazałaś mi co znaczy kochać całym sercem i uświadomiłaś mi, że to właśnie ciebie kocham. Całym sercem i całą duszą. Zamieszkałaś w moim sercu i nie masz zamiaru się wyprowadzać, a ja, cóż, nie mam zamiaru cię stamtąd wyrzucać.
Wiem, że przez to co zrobiłem nie chcesz mnie znać. Ale nie mów mi, że mnie nie kochasz. Pamiętam doskonale co mi kiedyś powiedziałaś gdy przyłapałaś mnie na zdradzie Pauliny: Nie można tak po prostu przestać kochać. Nawet jeżeli ta osoba oszukuje i nawet jeżeli zdradza. To i tak się ją kocha. Bo taką osobę też można kochać. Ale jest jeden warunek – trzeba wierzyć, że ta osoba może się zmienić. A ty zawsze we mnie wierzyłaś, czyż nie? Wierzyłaś, że mogę się zmienić, przestać kłamać, zdradzać… I miałaś rację – zmieniłem się. Szkoda tylko, że zrozumiałem to dopiero teraz, kiedy ciebie już nie ma przy mnie. Mam nadzieję, że kiedyś dasz mi szansę żeby to wszystko wyjaśnić, przeprosić, i może dasz mi ostatnią szansę…? Ula, wiedz, że mogę poczekać. I tak już nigdy nikogo nie pokocham tak jak ciebie. Wątpię czy jeszcze w ogóle kiedyś kogoś pokocham. Nie zasługuję na ciebie i doskonale to wiem. Ale, mimo wszystko, kocham cię. I nic nie mogę z tym zrobić. Ja nie chcę nic z tym zrobić.
Ula, jeśli nadal czytasz to chciałbym ci to wszystko wyjaśnić. Rzeczywiście na początku cię nie kochałem, a raczej po prostu tego nie wiedziałem. Bo już wtedy coś do ciebie czułem. Chciałem cię zatrzymać, nie chciałem cię tracić. Pocałunek nie był planowany, wyszedł całkiem spontanicznie. Nigdy, nawet przez chwilę nie pomyślałem, że mógłbym z tobą być tylko dlatego, że chciałbym mieć kogoś kto zrobi dla mnie wszystko. Po prostu źle to zrozumiałaś, usłyszałaś coś wyrwanego z kontekstu, albo sama to sobie dopowiedziałaś. Mam jedną prośbę – przemyśl to dobrze.
Kocham cię.
 Marek.
Po jej policzkach ciekły łzy. Czy to naprawdę możliwe żeby ona się pomyliła? Ale wszystko na to wskazuje. Dopowiedziała to sobie – przecież on powiedział Sebie, że chciał ją przy sobie zatrzymać, ale nie wymienił swoich pobudek. Otarła łzę kontynuując czytanie listu.
P.S. Jeśli to przemyślisz i będziesz chciała ze mną porozmawiać, to przyjdź o siedemnastej nad Wisłę. Nie ważne kiedy, będę czekał.
Wisła. To było magiczne miejsce, zupełnie tak jak ich ławka. Gdy kiedyś się o coś posprzeczali to właśnie nad Wisłą się pogodzili. Przy ognisku wtuleni w siebie…
Uśmiechnęła się lekko. Kocha ją. Teraz to zrozumiała. Wzięła szybko telefon do ręki i włączyła funkcję pisania wiadomości.
Spotkanie nadal aktualne?
Niemal od razu otrzymała odpowiedź.
Tak. Przecież napisałem, że będę czekał.
Uśmiechnęła się. Otarła łzy po czym wyszła ze swojego pokoju. Zapomniała nawet o toczącej się na zewnątrz burzy. W salonie zastała Violettę i Beatkę rysujące coś.
- Miałaś rację – powiedziała do Violi.
- Spotkasz się z nim?
- Spotkam. Co rysujecie?
- Tatę, Jaśka, ciebie, mnie, Violę, Marka i panią Alę – odparła Beatka.
- Ślicznie skarbie – powiedziała całując dziewczynkę w główkę.
***
Marek siedział na powalonym pniu nad Wisłą. Delikatnie się uśmiechał. Nie zwracał uwagę na to, że po raz kolejny tego dnia pada deszcz. Spojrzał na zegarek. Była za piętnaście siedemnasta. Spojrzał na rzekę. Gdziekolwiek  by nie spojrzał przypominała mu się jakaś chwila z Ulą. Nie mógł się już doczekać aż przyjdzie. Chciał jej to wszystko wyjaśnić, w końcu wyjaśnienia z jego ust były czymś innym niż list. Po paru kolejnych minutach zobaczył ją. Chyba też nie mogła się doczekać tego spotkania, bo przyszła wcześniej. Podeszła do mężczyzny.
- Cześć.
- Cześć – odpowiedział. – To może od razu ci wyjaśnię?
- Marek, ale ja wszystko wiem, przeczytałam twój list.
- Ula… - Delikatnie złapał ją za dłoń. Nie protestowała. Mimo jej wcześniejszej wypowiedzi, wyjaśnił jej wszystko. – Przepraszam – dodał na końcu.
- To ja cię przepraszam, nie powinnam była wyciągać pochopnych wniosków, na podstawie jednej usłyszanej rozmowy.
Uśmiechnął się lekko do niej odgarniając z twarzy mokry kosmyk jej włosów.
- Nie mówmy już o tym.
Przytulił ją lekko do siebie. Poczuł, że jest zmarznięta. Nic nie mówiąc okrył ją swoją marynarkę. Uśmiechnęła się lekko do niego.
- Marek, zmarzniesz – próbowała zaprotestować.
- Mi nic nie będzie.
Objął ją lekko w pasie przyciągając do siebie.
- Kocham cię – szepnął jej wprost do ucha. – Bardzo, bardzo mocno…
- Ja też cię kocham – odpowiedziała wtulając się w niego mocniej. Brakowało jej jego dotyku, zapachu, głosu, obecności. Brakowało jej tego jak obejmował ją lekko i szeptał jej do ucha, że ja kocha. Jego jej brakowało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz