Rozdział 16 część 1
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Jest taki żar, co
pali serce.
Jest taki głód, co czekać nie chce.
Jest taka siła, której siły brak.
To ja.
Jest taka chwila, co trwa wiecznie.
Jest szczodrość, co wyciąga ręce.
Jest prawda, w której całej prawdy brak.
To ty.
Jest taki czas, gdy mogę to powiedzieć głośno.
Jest taki głód, co czekać nie chce.
Jest taka siła, której siły brak.
To ja.
Jest taka chwila, co trwa wiecznie.
Jest szczodrość, co wyciąga ręce.
Jest prawda, w której całej prawdy brak.
To ty.
Jest taki czas, gdy mogę to powiedzieć głośno.
Jechała niebieskim volvo
przyjaciela przez Warszawę. Zupełnie nie zwracała uwagi na otaczające ją
krajobrazy. Ciągle przed oczami miała tylko Marka. Marek, Marek, Marek…
Widziała go niemal wszędzie. Nawet jak rano włączyła telewizor i trafiła akurat
na jego ulubiony serial to wydawało jej się, że siedzi obok. Tęskniła. Mimo
wszystko go kochała. Nie umiała przestać. I to było najgorsze. Bolało.
Przymknęła oczy. Nie chciała myśleć, czuć, pamiętać. Chciała spać i najlepiej
już się nie obudzić.
Maciej bezradnie spojrzał
na przyjaciółkę siedzącą obok niego na miejscu pasażera. Była załamana. Miał
ochotę obić mordę temu całemu Mareczkowi. Wyrzucał sobie, że nic nie zauważył.
Przecież tyle razy widział ich razem, ale nigdy nie zobaczył w jego zachowaniu
nawet jednej fałszywej nutki. Wyglądało to tak, jakby naprawdę był w niej
zakochany do szaleństwa. Westchnął cicho. Najwidoczniej Dobrzański był
doskonałym kłamcą.
Nie zranisz mnie już
więcej.
Dziś tracisz mnie ostatni raz.
Wracam do domu wcześniej.
Ten raz ostatni.
Nie zranisz mnie już więcej.
Dziś tracisz mnie ostatni raz
Posłuchaj jak to pięknie brzmi.
Ostatni.
Dziś tracisz mnie ostatni raz.
Wracam do domu wcześniej.
Ten raz ostatni.
Nie zranisz mnie już więcej.
Dziś tracisz mnie ostatni raz
Posłuchaj jak to pięknie brzmi.
Ostatni.
- Jesteś pewna, że nie mam
iść tam z tobą?
- Maciej, ja muszę to sama
załatwić.
Uśmiechnęła się smutno do
przyjaciela po czym wysiadła z auta. Febo&Dobrzański. Jeszcze kilka dni
temu było to wspaniałe miejsce. Miejsce gdzie miała przyjaciół, miejsce gdzie
pracowała, miejsce gdzie znalazła miłość… Pokręciła głową odrzucając te myśli.
Powolnym krokiem ruszyła w stronę rozsuwanych drzwi. Przywitała się z
ochroniarzem Władkiem i ruszyła w stronę wind. Serce łomotało jej coraz
szybciej. Zawsze gdy jechała tą windą wydawało jej się, że jedzie zdecydowanie
za wolno. A teraz chciała żeby zwolniła. A najlepiej żeby się zatrzymała. Po
chwili drzwi rozsunęły się. Uśmiechnęła się delikatnie do Anki. Poprawiła białą
bluzeczkę po czym niepewnie ruszyła w stronę sekretariatu. Nogi miała jak z
waty. Czuła się jakby miała zaraz zemdleć. Bała się tego spotkania. Bała się,
że wystarczy jedno jego słowo, jeden gest, jedno spojrzenie w jego oczy i już
jest na straconej pozycji. Wiedziała, że jeśli nie zachowa odpowiedniego
dystansu, to znowu mu uwierzy. Znowu mu zaufa. A tego nie chciała. Zacisnęła
kurczowo dłoń na granatowej teczce. Zapukała delikatnie w drzwi gabinetu prezesa.
Po otrzymaniu zaproszenia weszła do środka. Spojrzała na Marka. Nie patrzył na
nią tylko wpatrywał się w naszyjnik, który jakieś sześć dni temu oddał mu jej
ojciec. Potrząsnęła głową.
- Cześć Marek –
powiedziała, starając się żeby jej głos nie zadrżał.
- Ula? – zdziwił się. –
Cześć.
- Przyniosłam ci…
- Możemy porozmawiać? –
zapytał wychodząc zza biurka.
- Nie – odpowiedziała. Aż
sama siebie zdziwiła stanowczością, którą dało się słyszeć w jej głosie. –
Przyniosłam ci moje wymówienie. – Wręczyła mu kartkę papieru.
- Ula, jak to wymówienie,
przecież… Ty… Nie możesz…
- Mogę – odpowiedziała już
trochę mniej pewnie. Nie patrzyła mu w oczy, wiedziała, że jeśli tylko uda jej
się nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego, powinno jej się udać zachować odpowiedni
dystans. – Właśnie to robię. Zwalniam się. Pójdę teraz po swoje rzeczy.
Odwróciła się i wyszła z
jego gabinetu. Serce biło jej jak oszalałe. Szybkim krokiem ruszyła w stronę
gabinetu dyrektora finansowego, który zajmowała przez ostatnie kilka dni.
Zaczęła pakować swoje rzeczy.
- Ula, proszę cię, daj mi
wyjaśnić… - powiedział wchodząc do jej gabinetu.
- Nie Marek. Nic mi nie
musisz wyjaśniać. Nie chcę.
- Czytałaś mój list?
Odchrząknęła cicho.
- Nie – odpowiedziała,
pierwszy raz zerkając mu w oczy. Szybko jednak uciekła wzrokiem. – A teraz
wybacz, ale muszę iść.
Wyminęła go i szybkim
krokiem ruszyła w stronę wind.
Jest taka myśl, co
mrozi serce.
Jest taki strach, co wiąże ręce.
Jest taka złość, po której nie mam nic.
To ty.
Jest taka sława, której nie chcę.
Jest wody dzban, co winem będzie.
Jest taka mądrość, której nie chcę znać.
To ja.
Jest taki czas, gdy mogę to powiedzieć głośno.
Jest taki strach, co wiąże ręce.
Jest taka złość, po której nie mam nic.
To ty.
Jest taka sława, której nie chcę.
Jest wody dzban, co winem będzie.
Jest taka mądrość, której nie chcę znać.
To ja.
Jest taki czas, gdy mogę to powiedzieć głośno.
- Jedź – powiedziała,
wchodząc do niebieskiego Volvo Maćka.
- Ula…
- Jedź.
- Ale…
- Maciej, proszę cię,
jedź!
Szymczyk w końcu odpalił
silnik. Spojrzała w lusterko boczne. Zgodnie z jej przewidywaniami Marek za nią
wybiegł. Przymknęła oczy powstrzymując łzy. To było ponad jej siły. Jednak było
jeszcze trochę za wcześnie na ich spotkanie. Co prawda umiała zachować dystans
i chłodną obojętność, ale w środku cała się trzęsła. Odetchnęła głęboko. Już
więcej nie będzie musiała go widywać. Otworzyła oczy wypuszczając jedną samotną
łzę. Ale… Czy na pewno chciała go nie widywać? Było jej źle, była smutna,
rozgoryczona, zła, ale mimo wszystko nadal…
- Ula, ty go kochasz,
prawda?
Spojrzała na przyjaciela.
Westchnęła cicho.
- Kocham – potwierdziła. –
Ale zapomnę o nim. Prędzej czy później, zapomnę – stwierdziła odwracając wzrok.
Nie zranisz mnie już
więcej.
Dziś tracisz mnie ostatni raz.
Wracam do domu wcześniej.
Ten raz ostatni.
Nie zranisz mnie już więcej.
Dziś tracisz mnie ostatni raz
Posłuchaj jak to pięknie brzmi.
Ostatni.
Dziś tracisz mnie ostatni raz.
Wracam do domu wcześniej.
Ten raz ostatni.
Nie zranisz mnie już więcej.
Dziś tracisz mnie ostatni raz
Posłuchaj jak to pięknie brzmi.
Ostatni.
Sprzątała. Musiała zająć
coś ręce, rozbiegany wzrok i myśli. Po raz kolejny szorowała wannę, ale jej
myśli ciągle uciekały w kierunku Dobrzańskiego. Analizowała wszystko czego się
dowiedziała. Jego słowa, wzrok… Nawet przez chwilę przebiegło jej przez myśl,
że nie ma racji, że coś pominęła… Ale szybko wyrzuciła te myśli. Usłyszała
dzwonek do drzwi. Wydawało jej się, że jej serce stanęło i nie ma zamiaru
ruszyć. Chciała już iść zobaczyć kto przyszedł, ale ubiegła ją jej młodsza
siostra. Po chwili usłyszała jej radosny głos.
- Marek! – No tak.
Przecież nie powiedziała siostrze, że nie są razem.
- Cześć księżniczko. Jest
Ula?
Zacisnęła zęby. Jej serce
ruszyło z zawrotną prędkością gdy zobaczyła go w drzwiach pomieszczenia w
którym się znajdowała.
- Cześć.
- Co tu robisz? –
zapytała. Czuła się nieswojo. Była w łazience i nie miała nawet żadnej drogi
ucieczki.
- Ula, musimy porozmawiać.
To wszystko naprawdę nie jest tak jak myślisz, źle zrozumiałaś…
- Nie Marek – przerwała
mu. – Bardzo dobrze zrozumiałam. – Spuściła wzrok. – Wyjdź, proszę…
Mówią, że miłość
wiecznie trwa.
Hmm, Niech trwa beze mnie.
Ostatni raz, ostatni raz.
Ostatni raz, ostatni raz.
Ten raz ostatni.
Hmm, Niech trwa beze mnie.
Ostatni raz, ostatni raz.
Ostatni raz, ostatni raz.
Ten raz ostatni.
Piosenka: Patrycja
Markowska – „Ostatni”
Tutaj tak samo jak w poprzednim rozdziale, czyli kursywą zapisane są
wydarzenia dziejące się w tym samym momencie co wydarzenia w poprzedniej części
rozdziału (wiem, że praktycznie cały czas rozmawiali ze sobą, ale chciałam
przedstawić jak to wyglądało ze strony Marka), kursywą i pogrubieniem napisane
są wspomnienia i myśli, a normalnym tekstem wydarzenia od momentu, w którym
zakończyła się pierwsza część tego rozdziału.
Rozdział 16 część 2
Staram się nie
myśleć, co by było, gdy,
Bo chce dla ciebie istnieć dla ciebie żyć
Staram się pamiętać tylko szczęścia łzy
Chce przy tobie milczeć chce o tobie śnić
W każdej mojej myśli widzę twoją twarz
W niemym szepcie ciszy mój słyszę strach
Bo czuje ze nie wrócisz ze nie staniesz w drzwiach
Z własnym przeznaczeniem w chowanego gram
Bo chce dla ciebie istnieć dla ciebie żyć
Staram się pamiętać tylko szczęścia łzy
Chce przy tobie milczeć chce o tobie śnić
W każdej mojej myśli widzę twoją twarz
W niemym szepcie ciszy mój słyszę strach
Bo czuje ze nie wrócisz ze nie staniesz w drzwiach
Z własnym przeznaczeniem w chowanego gram
Marek siedział za biurkiem w swoim gabinecie wpatrując
się tępo w drzwi. Przed oczami cały czas widział ją. Ulę. Tęsknił za nią. Wspominał
wszystkie ich spędzone razem chwile. Wspominał każdą noc, każdy dzień, każdą
randkę, każdą rozmowę, każde spotkanie. Niemal widział ją przed sobą. Nie
rozumiał dlaczego Ula – na co dzień rozsądna i trzeźwo myśląca –wyciągnęła
pochopne wnioski na podstawie fragmentu usłyszanej rozmowy. Ukrył twarz w
dłoniach. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedział niechętnie. Nie chciał nikogo
widzieć.
- Cześć Marek. – Usłyszał. Przełknął ślinę. Nie
spodziewał się, że tak szybko przyjdzie.
- Ula? Cześć.
- Przyniosłam ci…
- Możemy porozmawiać? – przerwał jej. Nie chciał
wiedzieć co mu przyniosła. Chciał tylko jednej rozmowy.
- Nie – odpowiedziała stanowczo. – Przyniosłam ci moje
wymówienie. – Wręczyła mu kartkę papieru.
- Ula, jak to wymówienie, przecież… Ty… Nie możesz… -
plątał się.
- Mogę – odpowiedziała nie patrząc mu w oczy. –
Właśnie to robię. Zwalniam się. Pójdę teraz po swoje rzeczy.
Znów jestem sam, do
kogo modlić się mam
O to by kolejny dzień ostatnią szanse mi dał
Nie proszę o żaden cud tylko o najprostsza z dróg
O to by kolejny świt kolor twych oczu mieć chciał
O to by kolejny dzień ostatnią szanse mi dał
Nie proszę o żaden cud tylko o najprostsza z dróg
O to by kolejny świt kolor twych oczu mieć chciał
- Ula, proszę cię, daj mi wyjaśnić… - powiedział
wchodząc do jej gabinetu. Pakowała swoje rzeczy.
- Nie Marek. Nic mi nie musisz wyjaśniać. Nie chcę. –
Zobaczył łzy w jej oczach.
- Czytałaś mój list? – zapytał z nadzieją.
Odchrząknęła cicho.
- Nie – odpowiedziała, pierwszy raz zerkając mu w
oczy. Szybko jednak uciekła wzrokiem. – A teraz wybacz, ale muszę iść.
Wyminęła go i szybkim krokiem wyszła z gabinetu. Stał
chwilę jak wmurowany. Ona się zwolniła. Naprawdę się zwolniła. Czy to miał być
koniec? Zacisnął pięści. Nie. To nie mogło się tak skończyć. Przecież to było
tylko nieporozumienie… A on musi jej to tylko uświadomić. Musi jej uświadomić,
że ją kocha, ale na początku tego nie rozumiał, i, że powody dla których chciał
ją zatrzymać były zupełnie inne. Przecież on po prostu nie chciał jej tracić, a
pocałunek wyszedł całkiem spontanicznie, nie planował tego. Musi jej to
powiedzieć. Wybiegł za nią z gabinetu, jednak na korytarzu jej już nie było.
- Ania, gdzie poszła Ula?
- Zjechała windą na dół.
- Dzięki.
Stwierdził, że szybciej dogoni ją schodami. Biegł
zeskakując po kilka stopni. Musiał ją dogonić, po prostu musiał ją złapać zanim
odjedzie. Nagle wpadła mu do głowy pewna myśl. Znał rozkład jazdy jej autobusu,
a następny miał być dopiero za piętnaście minut. Przyspieszył. Zdąży. Musi.
Wybiegł z firmy i rozejrzał się. Była. Wsiadała do auta Maćka. Nie zdążył.
- Cholera! – zaklął pod nosem. Spojrzał na odjeżdżające
niebieskie Volvo Szymczyka. Wyjął z kieszeni klucze od swojego auta i po chwili
wsiadł do Lexusa.
Stałaś się milczeniem
jesteś obca tak
Z jednym oka mgnieniem zniknął nasz świat
Kiedyś moje imię znało ust twych kształt
Dzisiaj bezimienny pragnę cofnąć czas
Z jednym oka mgnieniem zniknął nasz świat
Kiedyś moje imię znało ust twych kształt
Dzisiaj bezimienny pragnę cofnąć czas
Zaparkował auto przed domem Cieplaków. Z duszą na
ramieniu ruszył w stronę drzwi. Bał się. Ale wiedział, że musi jej to wyjaśnić.
Nawet jeśli nie będzie chciała go słuchać. Zadzwonił do drzwi. Po chwili w
progu stanęła sześcioletnia siostrzyczka Uli.
- Cześć Marek!
- Cześć księżniczko. – Kucnął przed dziewczynką. –
Jest Ula?
- Sprząta w łazience – odpowiedziała.
- A mogę do niej iść?
- Tak. A obejrzysz potem mój obrazek? – poprosiła
uśmiechając się słodko.
- Zobaczymy, okej?
Mała pokiwała główką wpuszczając mężczyznę do środka.
Zaobserwował, że w domu nie ma nikogo oprócz Uli i Beti. Obrał odpowiedni
kierunek. Po chwili stanął w progu łazienki. Spojrzał na Ulę. Miała zawiązaną
kitkę, nie miała makijażu, a w dłoni trzymała gąbkę. Mimo, iż przyłapał ją na
sprzątaniu w jakichś starych ciuchach, to i tak dla niego wyglądała pięknie.
- Cześć – odezwał się w końcu.
- Co tu robisz? – zapytała. Rozejrzała się nerwowo.
- Ula, musimy porozmawiać. To wszystko naprawdę nie
jest tak jak myślisz, źle zrozumiałaś… - próbował jej to wszystko wyjaśnić.
- Nie Marek. Bardzo dobrze zrozumiałam. – Zobaczył w
jej oczach łzy. Tak bardzo chciał podejść i ją przytulić. - Wyjdź, proszę…
- Kochanie…
- Nie mów tak do mnie. –
Zabolało. Spuścił wzrok.
- Przepraszam – szepnął. –
Ula, ja naprawdę chcę ci to wszystko wyjaśnić, zrozum, źle zrozumiałaś moją
wypowiedź, może usłyszałaś coś wyrwanego z kontekstu… Dopowiedziałaś sobie to,
że… - Westchnął.
- Marek, przestań. Nie
chcę tego słuchać, rozumiesz? Nie potrafię.
Dobrzański przez chwilę
usiłował nawiązać z nią kontakt wzrokowy. W końcu mu się to udało.
- Ulka, zrozum, że ta
cała… kłótnia, to jest jedno wielkie nieporozumienie. Rozumiesz? Oboje
zawiniliśmy. Ja cię okłamałem, nie kochałem cię, ale tylko na początku! A ty
dopowiedziałaś sobie to dlaczego cię chciałem zatrzymać. Bo mi nie chodziło o
to żeby…
- Marek! – przerwała mu. –
Nie… - Pokręciła głową. – Przestań, proszę. Ja naprawdę nie umiem – powiedziała
płaczliwym głosem. Serce mu się krajało jak widział łzy w jej oczach. A
najgorsze było to, że nie mógł podejść i jej przytulić.
- Ulka, wiem, że to jest
trudne. Ale spróbuj chociaż mnie wysłuchać. Ula, ja naprawdę bardzo cię…
- Marek… - Widział, że
ledwo powstrzymywała łzy napływające jej do oczu. – Ja… - Pokręciła lekko
głową. Usiadła na taborecie, który wcześniej sobie tam przyniosła. Spojrzała na
niego. – Nie umiem.
Dobrzański kucnął przed
nią. Spojrzał jej prosto w oczy.
- Ula… Spróbuj chociaż.
Obiecuję, że jeśli mnie wysłuchasz, i mimo tego co ci powiem, będziesz chciała
żebym wyszedł, to zrobię to. Wyjdę. I już więcej mnie nie zobaczysz. Ale pozwól
mi wyjaśnić, proszę…
Teraz znów jestem
sam, do kogo modlić się mam
O to by kolejny dzień ostatnią szanse mi dał
Nie proszę o żaden cud tylko o najprostsza z dróg
O to by kolejny świt kolor twych oczu mieć chciał
O to by kolejny dzień ostatnią szanse mi dał
Nie proszę o żaden cud tylko o najprostsza z dróg
O to by kolejny świt kolor twych oczu mieć chciał
Piosenka: Szymon
Wydra & Carpe Diem – „Staram się nie myśleć”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz