Rozdział 15
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Nigdy nie pomyślałabym
Że mnie spotka miłość
Którą kochać chcę
Tego któremu zabroniona ja i on mi też
Mój stróż widział to inaczej
Ułożył piękną bajkę
W której już księciu jestem przeznaczona
Ale ty nie jesteś nim
To nie jesteś ty
Ula jechała autobusem. Po jej twarzy spływały słone łzy.
Oparła głowę o okno przyglądając się mijanym krajobrazom. Było jej tak źle…
Czemu ja? Czemu to
zawsze ja?!
Nawet nie próbowała powstrzymać mokrych kropel cieknących
jej po policzkach. Przymknęła oczy, a do jej świadomości wdarło się tysiące
wspomnień z ostatnich sześciu dni.
Aleks odchodzi z
firmy. Stanowisko dyrektora finansowego wolne. Propozycja Marka. Jej zgoda na
to – w końcu go kochała. Potem kiepskie wyniki sprzedaży. Bardzo kiepskie. I
szok – prośba Marka o sfałszowanie raportu. Musiała to przemyśleć. Pojechała do
domu i rozmyślała, a tym czasem on najwidoczniej miał wyrzuty sumienia, bo
przyjechał. I ją przeprosił za tą prośbę. Przytulił ją tak jak tylko on
potrafił. Ale ona podjęła już decyzje – dla miłości może zrobić dużo. Bardzo
dużo. Nie protestował zanadto. Praca nad fałszowaniem raportu, strach, że ktoś
się dowie. Ale już nie mogła się wycofać. A potem było już tylko gorzej…
Z wesołym uśmiechem
na ustach zmierzała w stronę gabinetu ukochanego. Obiecał, że odwiezie ją po
pracy do domu, ale chyba o tym zapomniał, bo nie przychodził po nią. Przez
szybę w ścianie gabinetu Marka zobaczyła, że jest u niego Sebastian. Nie
chciała im przeszkadzać, więc usiadła za swoim starym biurkiem. Drzwi gabinetu
były uchylone. Nie była zwolenniczką podsłuchiwania. Nie lubiła gdy mimowolnie
zaczynała słuchać czyjejś rozmowy. Próbowała się odciąć na dźwięki dochodzące z
gabinetu Marka patrząc na jego zdjęcie wiszące na ścianie. Nie udało jej się.
- Stary, masz
zamiar jej kiedyś powiedzieć? – Głos Sebastiana. Na pewno. Mimowolnie zaczęła
słuchać ich rozmowy, słowa po prostu same wpadały jej do ucha.
- Sebastian,
oczywiście, że tak. Tylko nie wiem kiedy. Bo co powiem jej: „Przepraszam Ulka,
ale ja cię nie kochałem? Byłem egoistą i chciałem cię zatrzymać przy sobie za
wszelką cenę?”*
- Chociażby.
Przestała słuchać
ich rozmowy. Słyszała w głowie tylko słowa Marka. Zatrzymać przy sobie? A co to
niby znaczy? Łzy napłynęły jej do oczu. Usłyszała, że mężczyźni wychodzą z
gabinetu. Wyszła zza biurka i spojrzała na drzwi gabinetu prezesa.
- To cześć Seba… -
Sebastian wyszedł z sekretariatu, a on dopiero teraz ją zauważył. Uśmiechnął
się. – O, cześć skarbie. Jedziemy?
Spróbował ją objąć.
- Nie dotykaj mnie
– zastopowała go.
Marek podniósł
brwi.
- Co… Ula, o co
chodzi?
- Ty się jeszcze
pytasz? – Spojrzała na jego nieco zaskoczoną twarz. – Usłyszałam waszą rozmowę…
- Pokręciła głową. – Nie kochałeś mnie? Chciałeś mnie zatrzymać? Nie rozumiem…
- Ula daj mi
wytłumaczyć. Chciałem cię zatrzymać przy sobie, bo wtedy…
- Marek nie tłumacz
mi się. Przecież ja wiem o co chodzi – przerwała mu.
- Tak?
- Tak. Chciałeś
mnie zatrzymać bo… Nie wiem. Chciałeś mieć przy sobie kogoś kto zrobi dla
ciebie wszystko. Chociażby ten cholerny raport! Tak?!
- Ula, nie.
Skarbie, proszę cię, posłuchaj…
- Nie Marek! Nie.
Nie chcę tego słuchać!
Wyszła z
sekretariatu.
Uchyliła powieki. Nie płakała, nie miała już na to siły.
Nie rozumiała jak Marek mógł… Jak on mógł jej coś takiego zrobić. Był z nią
chociaż jej nie kochał? Bez sensu!
Snem było życie
Dopóki ty nie pojawiłeś się wtedy w nim
Obudzić chcę się
Wreszcie lecz nie jestem pewna
Czy też chcesz
Weszła do domu. Nie chciała martwić taty, więc szybko
ruszyła w stronę swojego pokoju.
- Córcia?
No masz ci los.
- Tak tato? – starała się mówić jak najbardziej wesołym
głosem.
- Maciej dzisiaj… Ula, płakałaś?
Jasne… Przed tatą
nic się nie ukryje.
Odchrząknęła cicho.
- To nic takiego – stwierdziła. – Pokłóciliśmy się trochę
z Markiem. Nic ważnego, taka tam… błahostka.
O ile to, że mnie
nie kocha jest błahostką.
- Córeczko, już się czasami kłóciliście, ale za bardzo
nie płakałaś z tego powodu. Zawsze do niego dzwoniłaś, albo czekałaś spokojnie
aż sam zadzwoni czy przyjedzie.
- Tato…
Odwróciła się przodem do ojca.
- To naprawdę nie jest… Dobry moment.
- Ula, czy on cię skrzywdził?
- Tato, nie, po prostu… - Przymknęła oczy. – Tak. Ale nie
chcę o tym teraz rozmawiać. Mam prośbę. Jeśli przyjdzie tutaj, a przyjdzie na
pewno, to go nie wpuszczaj. I…
Spojrzała na wisiorek w kształcie serduszka spoczywający
na jej dekolcie. Odpięła łańcuszek.
- Daj mu to, dobrze?
Józef pokiwał głową patrząc bezradnie na swoją
pierworodną.
Wiem, że ty też masz królową
Nigdy nie znałam bólu
Jakim jest myśl
Że ja nią być nie mogę
Nasze bajki różnią się
Lecz serce jedno jest
Położyła się na łóżku i wtuliła twarz w poduszkę, żeby
stłumić szloch. Czuła się okropnie. Nawet po Bartku nie było jej aż tak źle.
Nigdy, nawet przez chwilę trwania ich… związku, nie sądziła, że będzie musiała
płakać przez niego z innego powodu niż zwyczajna kłótnia, jakie się zdarzają.
Przewróciła się na plecy wspominając całą ich znajomość. Przyjaźń. Potem
zorientowała się, że go kocha. Romans. To okropne uczucie gdy widziała go
całującego się z Pauliną. To jak jej obiecywał, że zerwie z narzeczoną. Aż w
końcu związek… Zerwała się z łóżka. Chciała o nim zapomnieć.
Krok pierwszy –
pozbyć się używek.**
Otarła łzy z policzków i podeszła do biurka. Wyjęła z pod
niego kartonowe pudło. Schowała do niego wszystko co w jakikolwiek sposób
kojarzyło jej się z Dobrzańskim. Maskotka, którą dostała od niego na
przeprosiny, album z ich zdjęciami, zasuszona róża, którą wyjęła z bukietu od
niego, ich zdjęcie z Gdańska, kartka urodzinowa z wymyślonym przez niego
wierszem… co prawda niezbyt udanym, ale liczą się intencje. W końcu wpadł jej w
ręce pamiętnik. Bezwiednie otworzyła zeszyt na pierwszej lepszej stronie.
Jestem
najszczęśliwszą dziewczyną na świecie! Marek zerwał z Pauliną, jesteśmy razem.
I na dodatek nie ukrywamy się. W sumie chyba powinnam się na niego pogniewać,
nie chciałam jeszcze się ujawniać, a ten mnie pocałował na środku firmowego
korytarza… Ale przecież ja nie umiem się na niego długo gniewać :)
Przymknęła oczy nie chcąc wypuścić łez. Cisnęła zeszyt do
kartonu. Wzięła pudełko do ręki i wyszła z pokoju. Ruszyła na górę, na strych.
Położyła karton w pierwszym lepszym miejscu, po czym wróciła z powrotem do
pokoju. Położyła się na łóżku i zwinęła się w kłębek. Mimo, iż ją skrzywdził,
to tęskniła za nim. Brakowało jej go. Brakowało jej jego zapachu, jego głosu,
jego uśmiechu, jego dotyku. Przecież był gdy płakała. Od dnia kiedy się
zaprzyjaźnili, zawsze się wspierali. Przecież tylko on umiał ją pocieszyć. A
teraz nie może. Bo ja okłamał. Usłyszała nagle dzwonek do drzwi. Zaniosła się
cichym płaczem.
Snem było życie
Dopóki ty nie pojawiłeś się wtedy w nim
Obudzić chcę się
Wreszcie lecz nie jestem pewna
Czy też chcesz
Piosenka: Virgin – „Dwie bajki”
*Oczywiście Marek tylko na początku jej nie kochał, a
potem się w niej zakochał, ale nie wiedziałam jak to inaczej napisać.
**Ula także tak pomyślała gdy chciała wyleczyć się z
Markoholizmu.
Małe
wyjaśnienie do drugiej części tego rozdziału: to co napisałam kursywą to są
wydarzenia, które miały miejsce w tym samym czasie co wydarzenia w pierwszej
części tego rozdziału. To co napisałam kursywą i pogrubiłam – to są wspomnienia
i rozmyślania Marka. No a normalny tekst to oczywiście to co się dzieje w momencie
od którego zakończyłam część pierwszą. Nie umiałam tego jaśniej przedstawić.
Rozdział 15 część 2
Szedł ulicą gdzieś
Życia mego sens
Chyba na coś się zagapił
Czemu minął mnie?
Co zrobiłem źle?
Przecież patrzył w moja twarz
Życia mego sens
Chyba na coś się zagapił
Czemu minął mnie?
Co zrobiłem źle?
Przecież patrzył w moja twarz
Siedział u
siebie w gabinecie i tępo wpatrywał się w drzwi. Zupełnie nie wiedział co
powinien teraz zrobić. Bo usłyszała jego rozmowę z Sebastianem. Wiedział już,
że powinien jej wcześniej powiedzieć. Ale… Zacisnął zęby. Przecież ona sobie
dopowiedziała to, że on chciał ją zatrzymać przy sobie żeby mieć kogoś kto
zrobi dla niego wszystko. Przecież to nie tak miało wyglądać!
- Ula, nie. Skarbie, proszę cię, posłuchaj…
- Nie Marek! Nie. Nie chcę tego słuchać!
Wyszła z sekretariatu. Wybiegł za nią.
Wołał, ale nie usłyszała. A może nie chciała usłyszeć?
Poczuł wilgoć pod
powiekami. Nie mógł powstrzymać łez. Ukrył twarz w dłoniach. Gdyby wcześniej z
nią porozmawiał, gdyby jej powiedział prawdę o początkach ich związku, o tym,
że jej nie kochał… a przynajmniej jeszcze o tym nie wiedział. A teraz kocha ją
najmocniej na świecie, tak jak jeszcze nigdy nikogo nie kochał… Wtedy nie
byłoby tego nieporozumienia. Nie odeszłaby. Po prostu siedzieliby w aucie
Dobrzańskiego i śmiali się do rozpuku z jakiegoś dzisiejszego powiedzenia
Violetty. Albo spacerowaliby objęci po parku. Albo robiliby cokolwiek innego.
Ale razem!
A może to ja sam
Pustkę w oczach mam
Los poniekąd to tak sprawił
Teraz pytam się
Czemu właśnie mnie
Życie dało taki doświadczalny staż?
Pustkę w oczach mam
Los poniekąd to tak sprawił
Teraz pytam się
Czemu właśnie mnie
Życie dało taki doświadczalny staż?
Usłyszał pukanie.
Wiedział, że to nie ona, ale mimo to spojrzał z nadzieją na drzwi.
- Marek, widziałem,
że Ula wyszła sama z firmy. Pokłóciliście się?
Przymknął oczy.
Gdyby się po prostu pokłócili to nie siedziałby tu teraz, tylko próbował ją
przeprosić, bądź czekał na jej telefon. Ale coś by robił. Ale w tej sytuacji…
Westchnął.
- Usłyszała naszą
rozmowę – powiedział cicho.
- No to nie mogłeś
jej tego wyjaśnić? Przecież to nie jest takie trudne powiedzieć, że na początku
jej nie kochałeś a teraz kochasz.
- Seba, ona…
Dopowiedziała sobie, że ja z nią byłem tylko dla tego, że chciałem mieć kogoś
kto zrobi dla mnie wszystko. Zresztą… Cholera! Przecież to rzeczywiście tak
wygląda! Proponuję jej stanowisko dyrektora finansowego, które ona przyjmuje,
potem proszę ją o sfałszowanie tego cholernego raportu, a na końcu ona
dowiaduje się, że jej nie kochałem, i, że chciałem ją zatrzymać za wszelką
cenę. Jestem idiotą. Skończonym idiotą! Krzywdzę wszystkich ludzi, których
spotykam na swojej drodze. Ja po prostu…
- Marek, przestań!
– przerwał mu Sebastian. Nie mógł patrzeć jak jego najlepszy kumpel tak się
zadręcza. – Musisz z nią porozmawiać, i na spokojnie jej to wytłumaczyć.
Powiedzieć, że na początku jej nie kochałeś, dopiero potem to zrozumiałeś, a
całą resztę sobie dopowiedziała, źle zrozumiała twoją wypowiedź, albo może
usłyszała coś wyrwanego z kontekstu. Po prostu spokojnie jej wytłumaczyć.
Marek pokręcił
głową. Nie, nie, nie…
- Seba, jak ja do
niej pojadę i jakimś cudem dostanę się do jej pokoju, jej tata pewnie nie
będzie chciał mnie wpuścić, to ona i tak mnie nie wysłucha. Nie mam szans.
Muszę poczekać aż ona ochłonie. Może sobie to sama przemyśli i przyjdzie… -
Spojrzał na przyjaciela zerkającego dyskretnie na zegarek. – Leć, bo Viola się
ciebie nie doczeka.
Obiecałem sobie
Najpiękniejsze dni
A widzę, że
Nie spełniło się dotąd nic
Bo dobrze wiem
Miałem kilka kobiet
Ale żadna z nich
To Ty, to Ty, To ty
Najpiękniejsze dni
A widzę, że
Nie spełniło się dotąd nic
Bo dobrze wiem
Miałem kilka kobiet
Ale żadna z nich
To Ty, to Ty, To ty
Zaczął wspominać
wszystkie swoje dotychczasowe kochanki. Te, o których do tej pory wiedział
tylko on, te o których jakimś cudem dowiedziała się Paulina… I w końcu te z
którymi przyłapała go Ulka.
Dominika siedziała mu na kolanach całując
go. Nie opierał się. Zupełnie zapomniał o dokumentach leżących na biurku, o
umówionym lunchu z Paulą, nawet o spotkaniu z Pshemko. Zapomniał także o tym,
że w sekretariacie siedzą jego dwie sekretarki – Ula, jego najlepsza przyjaciółka,
i Viola, dziewczyna jego najlepszego kumpla, i, chcąc nie chcąc, wszystko
słyszą. Nagle drzwi do jego gabinetu otworzyły się.
- Marek, mógłbyś zerknąć… - zaczęła ale nie
skończyła.
Mężczyzna odchrząknął.
- Ula… Poczekaj chwilę…
Westchnął ciężko. Przypomniał
sobie co Ula mu powiedziała kiedy rozmawiali już na spokojnie.
Nie można tak po prostu przestać kochać.
Nawet jeżeli ta osoba oszukuje i nawet jeżeli zdradza. To i tak się ją kocha.
Bo taką osobę też można kochać. Ale jest jeden warunek – trzeba wierzyć, że ta
osoba może się zmienić.
Czuł się podle.
Ranił i oszukiwał ludzi. W końcu musiał dostać karę.
Ale na litość Boską, czemu aż taką karę?
Czemu akurat taką?!
Ukrył twarz w
dłoniach. Była dla niego najważniejsza. Kochał ją. I przez jeden cholerny błąd,
jakim było odwlekanie szczerej rozmowy, stracił ją. A może nie? Postanowił
spróbować zadzwonić.
- Tu Ula, Ula
Cieplak. Zostaw wiadomość. – Usłyszał w słuchawce. Jeszcze tego dnia rano
próbowałby się do niej dodzwonić. A jakby nie odbierała nie tylko od niego, ale
także od innych osób to by do niej pojechał. Ale teraz wiedział, że ma do niego
żal. Nie powinien… A może właśnie powinien?
Kiedy widzę, że
Wszystko idzie źle
Muszę się ewakuować
Ciągle ciebie brak
Wszystko jest nie tak
Trudno jeszcze wierzyć w coś
Przed oczami mam
Fakt, że jestem sam
Jak tu się przed faktem schować
Runął stary ład
Wymarzony świat
Czemu moje życie robi mi na złość
Wszystko idzie źle
Muszę się ewakuować
Ciągle ciebie brak
Wszystko jest nie tak
Trudno jeszcze wierzyć w coś
Przed oczami mam
Fakt, że jestem sam
Jak tu się przed faktem schować
Runął stary ład
Wymarzony świat
Czemu moje życie robi mi na złość
Bał się. Naprawdę bardzo się bał. Kładł dłoń na dzwonku do drzwi, ale za
każdym razem tylko delikatnie go dotykał zabierając zaraz rękę. W końcu wziął
głęboki wdech. Czego on tak właściwie się bał? Najgorszym co mogłoby się stać
było to, że go nie wpuści. Był pewien, że Ula na pewno nie otworzy drzwi. Dzieciaków
nie miało być w domu, sam rano przecież zabierając Ulę do pracy, odwiózł Jaśka
do szkoły, jechał na wycieczkę dwudniową, a Beti miała iść po przedszkolu do
Szymczyków. Pan Józef był z natury spokojnym człowiekiem, nie krzyczał. Tylko
trochę podnosił głos. Przecież nic strasznego się nie stanie. No dalej! W końcu
jednym zdecydowanym ruchem nacisnął dzwonek do drzwi. Z łomoczącym sercem
wpatrywał się w miejsce przed nim. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Dzień dobry panie Józefie – przywitał się niepewnie.
- Dzień dobry.
Odchrząknął cicho.
- Czy jest Ula? Chciałbym wyjaśnić jej pewną rzecz.
- Jest, ale nie chce z panem rozmawiać.
Pokiwał lekko głową. Tego się spodziewał.
- Panie Józefie… Ja wiem, że ją zraniłem. Ale ona nie wie wszystkiego.
Źle zrozumiała to czego się dowiedziała. Chciałbym jej to tylko wyjaśnić.
Cieplak spuścił wzrok.
- Pójdę się jej zapytać.
- Dziękuję.
Cieplak wszedł z powrotem do domu. Marek westchnął. Nie sądził, że Ula
chciałaby z nim porozmawiać. Powstrzymał łzy napływające mu do oczu.
- Ula nie chce z panem rozmawiać.
- Dobrze. Mam tylko jedną małą prośbę… Mógłby pan jej to przekazać? –
zapytał wyciągając do niego dłoń z białą kartką papieru złożoną wpół.
- Dobrze. Panie Marku, Ula prosiła mnie żebym to panu dał.
Marek ze smutkiem spojrzał na naszyjnik, który po chwili znalazł się na
jego dłoni.
- Dziękuję. I… Przepraszam. – Westchnął cicho. – Do widzenia panie
Józefie.
- Do widzenia.
Marek zszedł po schodach i ruszył w stronę wyjścia z ogrodu Cieplaków.
Spojrzał na srebrny naszyjnik spoczywający w jego dłoni. Oparł się o maskę i
przyjrzał się ozdobie. Przypomniał mu się dzień kiedy jej wręczył ten prezent.
Dzień
jej urodzin. Objęci, szczęśliwi spacerowali po parku. W pewnym momencie Marek
stwierdził, że da Uli prezent. Dostała już od niego i śniadanie do łóżka, i
kartkę urodzinową z samodzielnie napisanym wierszem, i czekoladki. Do tego
wieczorem czekała na nią kolejna niespodzianka – można się łatwo domyślić jaka.
Uśmiechnął się lekko.
-
Kochanie zamknij oczy.
-
Po co? – zdziwiła się.
-
No zamknij. – Uśmiechnął się lekko. Ula po chwili spełniła jego prośbę. Wyjął z
kieszeni naszyjnik. Stanął za ukochaną i zapiął jej łańcuszek na szyi, nie
omieszkał przy tym delikatnie musnąć palcem jej szyi. – Już możesz otworzyć –
zamruczał jej do ucha.
Przymknął oczy. Byli wtedy tak bardzo szczęśliwi. Przyjrzał się
naszyjnikowi. Na cienkim łańcuszku zawieszone było srebrne, subtelne serce.
Pamiętał, że gdy był u jubilera to od razu rzuciło mu się w oczy. Przecież tak
idealnie pasowało do Uli – skromne, delikatne, ale zarazem piękne. Otworzył
serduszko, w środku znajdowało się ich zdjęcie. Uśmiechnął się smutno. Zamknął
wisiorek i schował go do kieszeni. Wierzył, że w najbliższej przyszłości jej go
wręczy. Jak już pozwoli mu wyjaśnić, i jak już się pogodzą.
Obiecałem sobie
Najpiękniejsze dni
A widzę, że
Nie spełniło się dotąd nic
Bo dobrze wiem
Miałem kilka kobiet
Ale żadna z nich
To Ty, to Ty, To ty
Najpiękniejsze dni
A widzę, że
Nie spełniło się dotąd nic
Bo dobrze wiem
Miałem kilka kobiet
Ale żadna z nich
To Ty, to Ty, To ty
Piosenka: Szymon Wydra – „Kanibal”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz