sobota, 2 czerwca 2012

"Zakochany Casanova" Rozdział 15


Rozdział 15
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Nigdy nie pomyślałabym
Że mnie spotka miłość
Którą kochać chcę
Tego któremu zabroniona ja i on mi też
Mój stróż widział to inaczej
Ułożył piękną bajkę
W której już księciu jestem przeznaczona
Ale ty nie jesteś nim
To nie jesteś ty

Ula jechała autobusem. Po jej twarzy spływały słone łzy. Oparła głowę o okno przyglądając się mijanym krajobrazom. Było jej tak źle…
Czemu ja? Czemu to zawsze ja?!
Nawet nie próbowała powstrzymać mokrych kropel cieknących jej po policzkach. Przymknęła oczy, a do jej świadomości wdarło się tysiące wspomnień z ostatnich sześciu dni.
Aleks odchodzi z firmy. Stanowisko dyrektora finansowego wolne. Propozycja Marka. Jej zgoda na to – w końcu go kochała. Potem kiepskie wyniki sprzedaży. Bardzo kiepskie. I szok – prośba Marka o sfałszowanie raportu. Musiała to przemyśleć. Pojechała do domu i rozmyślała, a tym czasem on najwidoczniej miał wyrzuty sumienia, bo przyjechał. I ją przeprosił za tą prośbę. Przytulił ją tak jak tylko on potrafił. Ale ona podjęła już decyzje – dla miłości może zrobić dużo. Bardzo dużo. Nie protestował zanadto. Praca nad fałszowaniem raportu, strach, że ktoś się dowie. Ale już nie mogła się wycofać. A potem było już tylko gorzej…
Z wesołym uśmiechem na ustach zmierzała w stronę gabinetu ukochanego. Obiecał, że odwiezie ją po pracy do domu, ale chyba o tym zapomniał, bo nie przychodził po nią. Przez szybę w ścianie gabinetu Marka zobaczyła, że jest u niego Sebastian. Nie chciała im przeszkadzać, więc usiadła za swoim starym biurkiem. Drzwi gabinetu były uchylone. Nie była zwolenniczką podsłuchiwania. Nie lubiła gdy mimowolnie zaczynała słuchać czyjejś rozmowy. Próbowała się odciąć na dźwięki dochodzące z gabinetu Marka patrząc na jego zdjęcie wiszące na ścianie. Nie udało jej się.
- Stary, masz zamiar jej kiedyś powiedzieć? – Głos Sebastiana. Na pewno. Mimowolnie zaczęła słuchać ich rozmowy, słowa po prostu same wpadały jej do ucha.
- Sebastian, oczywiście, że tak. Tylko nie wiem kiedy. Bo co powiem jej: „Przepraszam Ulka, ale ja cię nie kochałem? Byłem egoistą i chciałem cię zatrzymać przy sobie za wszelką cenę?”*
- Chociażby.
Przestała słuchać ich rozmowy. Słyszała w głowie tylko słowa Marka. Zatrzymać przy sobie? A co to niby znaczy? Łzy napłynęły jej do oczu. Usłyszała, że mężczyźni wychodzą z gabinetu. Wyszła zza biurka i spojrzała na drzwi gabinetu prezesa.
- To cześć Seba… - Sebastian wyszedł z sekretariatu, a on dopiero teraz ją zauważył. Uśmiechnął się. – O, cześć skarbie. Jedziemy?
Spróbował ją objąć.
- Nie dotykaj mnie – zastopowała go.
Marek podniósł brwi.
- Co… Ula, o co chodzi?
- Ty się jeszcze pytasz? – Spojrzała na jego nieco zaskoczoną twarz. – Usłyszałam waszą rozmowę… - Pokręciła głową. – Nie kochałeś mnie? Chciałeś mnie zatrzymać? Nie rozumiem…
- Ula daj mi wytłumaczyć. Chciałem cię zatrzymać przy sobie, bo wtedy…
- Marek nie tłumacz mi się. Przecież ja wiem o co chodzi – przerwała mu.
- Tak?
- Tak. Chciałeś mnie zatrzymać bo… Nie wiem. Chciałeś mieć przy sobie kogoś kto zrobi dla ciebie wszystko. Chociażby ten cholerny raport! Tak?!
- Ula, nie. Skarbie, proszę cię, posłuchaj…
- Nie Marek! Nie. Nie chcę tego słuchać!
Wyszła z sekretariatu.
Uchyliła powieki. Nie płakała, nie miała już na to siły. Nie rozumiała jak Marek mógł… Jak on mógł jej coś takiego zrobić. Był z nią chociaż jej nie kochał? Bez sensu!
Snem było życie
Dopóki ty nie pojawiłeś się wtedy w nim
Obudzić chcę się
Wreszcie lecz nie jestem pewna
Czy też chcesz

Weszła do domu. Nie chciała martwić taty, więc szybko ruszyła w stronę swojego pokoju.
- Córcia?
No masz ci los.
- Tak tato? – starała się mówić jak najbardziej wesołym głosem.
- Maciej dzisiaj… Ula, płakałaś?
Jasne… Przed tatą nic się nie ukryje.
Odchrząknęła cicho.
- To nic takiego – stwierdziła. – Pokłóciliśmy się trochę z Markiem. Nic ważnego, taka tam… błahostka.
O ile to, że mnie nie kocha jest błahostką.
- Córeczko, już się czasami kłóciliście, ale za bardzo nie płakałaś z tego powodu. Zawsze do niego dzwoniłaś, albo czekałaś spokojnie aż sam zadzwoni czy przyjedzie.
- Tato…
Odwróciła się przodem do ojca.
- To naprawdę nie jest… Dobry moment.
- Ula, czy on cię skrzywdził?
- Tato, nie, po prostu… - Przymknęła oczy. – Tak. Ale nie chcę o tym teraz rozmawiać. Mam prośbę. Jeśli przyjdzie tutaj, a przyjdzie na pewno, to go nie wpuszczaj. I…
Spojrzała na wisiorek w kształcie serduszka spoczywający na jej dekolcie. Odpięła łańcuszek.
- Daj mu to, dobrze?
Józef pokiwał głową patrząc bezradnie na swoją pierworodną.
Wiem, że ty też masz królową
Nigdy nie znałam bólu
Jakim jest myśl
Że ja nią być nie mogę
Nasze bajki różnią się
Lecz serce jedno jest

Położyła się na łóżku i wtuliła twarz w poduszkę, żeby stłumić szloch. Czuła się okropnie. Nawet po Bartku nie było jej aż tak źle. Nigdy, nawet przez chwilę trwania ich… związku, nie sądziła, że będzie musiała płakać przez niego z innego powodu niż zwyczajna kłótnia, jakie się zdarzają. Przewróciła się na plecy wspominając całą ich znajomość. Przyjaźń. Potem zorientowała się, że go kocha. Romans. To okropne uczucie gdy widziała go całującego się z Pauliną. To jak jej obiecywał, że zerwie z narzeczoną. Aż w końcu związek… Zerwała się z łóżka. Chciała o nim zapomnieć.
Krok pierwszy – pozbyć się używek.**
Otarła łzy z policzków i podeszła do biurka. Wyjęła z pod niego kartonowe pudło. Schowała do niego wszystko co w jakikolwiek sposób kojarzyło jej się z Dobrzańskim. Maskotka, którą dostała od niego na przeprosiny, album z ich zdjęciami, zasuszona róża, którą wyjęła z bukietu od niego, ich zdjęcie z Gdańska, kartka urodzinowa z wymyślonym przez niego wierszem… co prawda niezbyt udanym, ale liczą się intencje. W końcu wpadł jej w ręce pamiętnik. Bezwiednie otworzyła zeszyt na pierwszej lepszej stronie.
Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie! Marek zerwał z Pauliną, jesteśmy razem. I na dodatek nie ukrywamy się. W sumie chyba powinnam się na niego pogniewać, nie chciałam jeszcze się ujawniać, a ten mnie pocałował na środku firmowego korytarza… Ale przecież ja nie umiem się na niego długo gniewać :)
Przymknęła oczy nie chcąc wypuścić łez. Cisnęła zeszyt do kartonu. Wzięła pudełko do ręki i wyszła z pokoju. Ruszyła na górę, na strych. Położyła karton w pierwszym lepszym miejscu, po czym wróciła z powrotem do pokoju. Położyła się na łóżku i zwinęła się w kłębek. Mimo, iż ją skrzywdził, to tęskniła za nim. Brakowało jej go. Brakowało jej jego zapachu, jego głosu, jego uśmiechu, jego dotyku. Przecież był gdy płakała. Od dnia kiedy się zaprzyjaźnili, zawsze się wspierali. Przecież tylko on umiał ją pocieszyć. A teraz nie może. Bo ja okłamał. Usłyszała nagle dzwonek do drzwi. Zaniosła się cichym płaczem.
Snem było życie
Dopóki ty nie pojawiłeś się wtedy w nim
Obudzić chcę się
Wreszcie lecz nie jestem pewna
Czy też chcesz

Piosenka: Virgin – „Dwie bajki”
*Oczywiście Marek tylko na początku jej nie kochał, a potem się w niej zakochał, ale nie wiedziałam jak to inaczej napisać.
**Ula także tak pomyślała gdy chciała wyleczyć się z Markoholizmu.
Małe wyjaśnienie do drugiej części tego rozdziału: to co napisałam kursywą to są wydarzenia, które miały miejsce w tym samym czasie co wydarzenia w pierwszej części tego rozdziału. To co napisałam kursywą i pogrubiłam – to są wspomnienia i rozmyślania Marka. No a normalny tekst to oczywiście to co się dzieje w momencie od którego zakończyłam część pierwszą. Nie umiałam tego jaśniej przedstawić.
Rozdział 15 część 2
Szedł ulicą gdzieś 
Życia mego sens 
Chyba na coś się zagapił 
Czemu minął mnie? 
Co zrobiłem źle? 
Przecież patrzył w moja twarz 

Siedział u siebie w gabinecie i tępo wpatrywał się w drzwi. Zupełnie nie wiedział co powinien teraz zrobić. Bo usłyszała jego rozmowę z Sebastianem. Wiedział już, że powinien jej wcześniej powiedzieć. Ale… Zacisnął zęby. Przecież ona sobie dopowiedziała to, że on chciał ją zatrzymać przy sobie żeby mieć kogoś kto zrobi dla niego wszystko. Przecież to nie tak miało wyglądać!
- Ula, nie. Skarbie, proszę cię, posłuchaj…
- Nie Marek! Nie. Nie chcę tego słuchać!
Wyszła z sekretariatu. Wybiegł za nią. Wołał, ale nie usłyszała. A może nie chciała usłyszeć?
Poczuł wilgoć pod powiekami. Nie mógł powstrzymać łez. Ukrył twarz w dłoniach. Gdyby wcześniej z nią porozmawiał, gdyby jej powiedział prawdę o początkach ich związku, o tym, że jej nie kochał… a przynajmniej jeszcze o tym nie wiedział. A teraz kocha ją najmocniej na świecie, tak jak jeszcze nigdy nikogo nie kochał… Wtedy nie byłoby tego nieporozumienia. Nie odeszłaby. Po prostu siedzieliby w aucie Dobrzańskiego i śmiali się do rozpuku z jakiegoś dzisiejszego powiedzenia Violetty. Albo spacerowaliby objęci po parku. Albo robiliby cokolwiek innego. Ale razem!
A może to ja sam 
Pustkę w oczach mam 
Los poniekąd to tak sprawił 
Teraz pytam się 
Czemu właśnie mnie 
Życie dało taki doświadczalny staż?

Usłyszał pukanie. Wiedział, że to nie ona, ale mimo to spojrzał z nadzieją na drzwi.
- Marek, widziałem, że Ula wyszła sama z firmy. Pokłóciliście się?
Przymknął oczy. Gdyby się po prostu pokłócili to nie siedziałby tu teraz, tylko próbował ją przeprosić, bądź czekał na jej telefon. Ale coś by robił. Ale w tej sytuacji… Westchnął.
- Usłyszała naszą rozmowę – powiedział cicho.
- No to nie mogłeś jej tego wyjaśnić? Przecież to nie jest takie trudne powiedzieć, że na początku jej nie kochałeś a teraz kochasz.
- Seba, ona… Dopowiedziała sobie, że ja z nią byłem tylko dla tego, że chciałem mieć kogoś kto zrobi dla mnie wszystko. Zresztą… Cholera! Przecież to rzeczywiście tak wygląda! Proponuję jej stanowisko dyrektora finansowego, które ona przyjmuje, potem proszę ją o sfałszowanie tego cholernego raportu, a na końcu ona dowiaduje się, że jej nie kochałem, i, że chciałem ją zatrzymać za wszelką cenę. Jestem idiotą. Skończonym idiotą! Krzywdzę wszystkich ludzi, których spotykam na swojej drodze. Ja po prostu…
- Marek, przestań! – przerwał mu Sebastian. Nie mógł patrzeć jak jego najlepszy kumpel tak się zadręcza. – Musisz z nią porozmawiać, i na spokojnie jej to wytłumaczyć. Powiedzieć, że na początku jej nie kochałeś, dopiero potem to zrozumiałeś, a całą resztę sobie dopowiedziała, źle zrozumiała twoją wypowiedź, albo może usłyszała coś wyrwanego z kontekstu. Po prostu spokojnie jej wytłumaczyć.
Marek pokręcił głową. Nie, nie, nie…
- Seba, jak ja do niej pojadę i jakimś cudem dostanę się do jej pokoju, jej tata pewnie nie będzie chciał mnie wpuścić, to ona i tak mnie nie wysłucha. Nie mam szans. Muszę poczekać aż ona ochłonie. Może sobie to sama przemyśli i przyjdzie… - Spojrzał na przyjaciela zerkającego dyskretnie na zegarek. – Leć, bo Viola się ciebie nie doczeka.
Obiecałem sobie 
Najpiękniejsze dni 
A widzę, że 
Nie spełniło się dotąd nic 
Bo dobrze wiem 
Miałem kilka kobiet 
Ale żadna z nich 
To Ty, to Ty, To ty

Zaczął wspominać wszystkie swoje dotychczasowe kochanki. Te, o których do tej pory wiedział tylko on, te o których jakimś cudem dowiedziała się Paulina… I w końcu te z którymi przyłapała go Ulka.
Dominika siedziała mu na kolanach całując go. Nie opierał się. Zupełnie zapomniał o dokumentach leżących na biurku, o umówionym lunchu z Paulą, nawet o spotkaniu z Pshemko. Zapomniał także o tym, że w sekretariacie siedzą jego dwie sekretarki – Ula, jego najlepsza przyjaciółka, i Viola, dziewczyna jego najlepszego kumpla, i, chcąc nie chcąc, wszystko słyszą. Nagle drzwi do jego gabinetu otworzyły się.
- Marek, mógłbyś zerknąć… - zaczęła ale nie skończyła.
Mężczyzna odchrząknął.
- Ula… Poczekaj chwilę…
Westchnął ciężko. Przypomniał sobie co Ula mu powiedziała kiedy rozmawiali już na spokojnie.
Nie można tak po prostu przestać kochać. Nawet jeżeli ta osoba oszukuje i nawet jeżeli zdradza. To i tak się ją kocha. Bo taką osobę też można kochać. Ale jest jeden warunek – trzeba wierzyć, że ta osoba może się zmienić.
Czuł się podle. Ranił i oszukiwał ludzi. W końcu musiał dostać karę.
Ale na litość Boską, czemu aż taką karę? Czemu akurat taką?!
Ukrył twarz w dłoniach. Była dla niego najważniejsza. Kochał ją. I przez jeden cholerny błąd, jakim było odwlekanie szczerej rozmowy, stracił ją. A może nie? Postanowił spróbować zadzwonić.
- Tu Ula, Ula Cieplak. Zostaw wiadomość. – Usłyszał w słuchawce. Jeszcze tego dnia rano próbowałby się do niej dodzwonić. A jakby nie odbierała nie tylko od niego, ale także od innych osób to by do niej pojechał. Ale teraz wiedział, że ma do niego żal. Nie powinien… A może właśnie powinien?
Kiedy widzę, że 
Wszystko idzie źle 
Muszę się ewakuować 
Ciągle ciebie brak 
Wszystko jest nie tak 
Trudno jeszcze wierzyć w coś 
Przed oczami mam 
Fakt, że jestem sam 
Jak tu się przed faktem schować 
Runął stary ład 
Wymarzony świat 
Czemu moje życie robi mi na złość
Bał się. Naprawdę bardzo się bał. Kładł dłoń na dzwonku do drzwi, ale za każdym razem tylko delikatnie go dotykał zabierając zaraz rękę. W końcu wziął głęboki wdech. Czego on tak właściwie się bał? Najgorszym co mogłoby się stać było to, że go nie wpuści. Był pewien, że Ula na pewno nie otworzy drzwi. Dzieciaków nie miało być w domu, sam rano przecież zabierając Ulę do pracy, odwiózł Jaśka do szkoły, jechał na wycieczkę dwudniową, a Beti miała iść po przedszkolu do Szymczyków. Pan Józef był z natury spokojnym człowiekiem, nie krzyczał. Tylko trochę podnosił głos. Przecież nic strasznego się nie stanie. No dalej! W końcu jednym zdecydowanym ruchem nacisnął dzwonek do drzwi. Z łomoczącym sercem wpatrywał się w miejsce przed nim. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Dzień dobry panie Józefie – przywitał się niepewnie.
- Dzień dobry.
Odchrząknął cicho.
- Czy jest Ula? Chciałbym wyjaśnić jej pewną rzecz.
- Jest, ale nie chce z panem rozmawiać.
Pokiwał lekko głową. Tego się spodziewał.
- Panie Józefie… Ja wiem, że ją zraniłem. Ale ona nie wie wszystkiego. Źle zrozumiała to czego się dowiedziała. Chciałbym jej to tylko wyjaśnić.
Cieplak spuścił wzrok.
- Pójdę się jej zapytać.
- Dziękuję.
Cieplak wszedł z powrotem do domu. Marek westchnął. Nie sądził, że Ula chciałaby z nim porozmawiać. Powstrzymał łzy napływające mu do oczu.
- Ula nie chce z panem rozmawiać.
- Dobrze. Mam tylko jedną małą prośbę… Mógłby pan jej to przekazać? – zapytał wyciągając do niego dłoń z białą kartką papieru złożoną wpół.
- Dobrze. Panie Marku, Ula prosiła mnie żebym to panu dał.
Marek ze smutkiem spojrzał na naszyjnik, który po chwili znalazł się na jego dłoni.
- Dziękuję. I… Przepraszam. – Westchnął cicho. – Do widzenia panie Józefie.
- Do widzenia.
Marek zszedł po schodach i ruszył w stronę wyjścia z ogrodu Cieplaków. Spojrzał na srebrny naszyjnik spoczywający w jego dłoni. Oparł się o maskę i przyjrzał się ozdobie. Przypomniał mu się dzień kiedy jej wręczył ten prezent.
Dzień jej urodzin. Objęci, szczęśliwi spacerowali po parku. W pewnym momencie Marek stwierdził, że da Uli prezent. Dostała już od niego i śniadanie do łóżka, i kartkę urodzinową z samodzielnie napisanym wierszem, i czekoladki. Do tego wieczorem czekała na nią kolejna niespodzianka – można się łatwo domyślić jaka. Uśmiechnął się lekko.
- Kochanie zamknij oczy.
- Po co? – zdziwiła się.
- No zamknij. – Uśmiechnął się lekko. Ula po chwili spełniła jego prośbę. Wyjął z kieszeni naszyjnik. Stanął za ukochaną i zapiął jej łańcuszek na szyi, nie omieszkał przy tym delikatnie musnąć palcem jej szyi. – Już możesz otworzyć – zamruczał jej do ucha.
Przymknął oczy. Byli wtedy tak bardzo szczęśliwi. Przyjrzał się naszyjnikowi. Na cienkim łańcuszku zawieszone było srebrne, subtelne serce. Pamiętał, że gdy był u jubilera to od razu rzuciło mu się w oczy. Przecież tak idealnie pasowało do Uli – skromne, delikatne, ale zarazem piękne. Otworzył serduszko, w środku znajdowało się ich zdjęcie. Uśmiechnął się smutno. Zamknął wisiorek i schował go do kieszeni. Wierzył, że w najbliższej przyszłości jej go wręczy. Jak już pozwoli mu wyjaśnić, i jak już się pogodzą.
Obiecałem sobie 
Najpiękniejsze dni 
A widzę, że 
Nie spełniło się dotąd nic 
Bo dobrze wiem 
Miałem kilka kobiet 
Ale żadna z nich 
To Ty, to Ty, To ty

Piosenka: Szymon Wydra – „Kanibal”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz