sobota, 2 czerwca 2012

"Zakochany Casanova" Rozdział 3


Rozdział 3 „Przyjaźnię się z moim szefem!”
Marek siedział w swoim gabinecie i czekał na swoje sekretarki, które spóźniały się już jakieś dwadzieścia minut. Jednak nie denerwował się – Ula dzwoniła, że się spóźnią, gdyż Violetta nie chce wyjść i spotkać się z Sebastianem. Potrzebował jednak dokumenty, nad którymi Ula, za jego zgodą, miała popracować w domu. Siedział więc na kanapie podrzucając białą kulkę i śledząc wzrokiem tor jej lotu. Po następnych dwudziestu minutach usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę!
- Cześć Marek. – Do gabinetu weszła Ula. – Przejrzałam tą umowę od Sweetheart, według mnie jest w porządku, ale wysłałam ją jeszcze prawnikom. A tu masz te dokumenty o które wczoraj prosiłeś.
Wręczyła mu szarą teczkę.
- Dzięki… Udało ci się namówić Violę na spotkanie z Sebą?
Ula usiadła na fotelu, obok kanapy na której siedział Marek.
- Tak… Ale nie jestem pewna czy Violetta będzie skłonna mu wybaczyć – stwierdziła z niejakim smutkiem.
- Nie dziwię się jej. Ja nie wiem co mu strzeliło do głowy żeby tak gadać.
- Zdziwił się, przestraszył odpowiedzialności… Nie wiem.
- Ulka, to go nie usprawiedliwia.
- Wiem.
Marek spojrzał na sekretarkę. Pracowała tu już tydzień i trochę, ale z jakiegoś powodu, nawet nie myślał o tym żeby, tak jak ze wszystkimi innymi sekretarkami, oprócz Violetty, mieć z nią romans. Nie dlatego, że mu się nie podobała, wręcz przeciwnie. Jednak jakaś jego cząstka odwodziła go od tego pomysłu. Może chodziło tu o to, że nie patrzyła na niego tak jak inne kobiety - z niejakim pożądaniem, a jak na każdego innego człowieka. Jak na swojego szefa, z którym czasami, choć dosyć rzadko, rozmawiała na inne sprawy niż te zawodowe.
- Myślisz, że się pogodzą?
- Nie mam pojęcia – stwierdziła.
~~*~~
-Viola musimy porozmawiać – stwierdził stanowczo Sebastian wchodząc do sekretariatu po czym pociągnął ukochaną do windy. Wyszli z budynku, a Kubasińska wcale się nie odzywała. Mężczyzna był z tego w pewnym stopniu zadowolony, nie musiał przynajmniej słuchać wyzwisk. Ruszyli w stronę ławki stojącej niedaleko firmy. Usiedli i Sebastian rozpoczął rozmowę, której przebieg układał sobie jakiś czas w głowie.
-Violka, ja doskonale rozumiem o co ci chodzi. Wiem, że jestem głupkiem, idiotą, czy… - Westchnął cicho. – Viola, ja naprawdę cię przepraszam. Kochanie…
-Nie mów do mnie kochanie.
-Violuś…
-Violuś też nie.
-No dobrze, Violetta. Ja naprawdę bardzo żałuję tego co powiedziałem, ja…
-Tak?! Wiesz co, Seba… Ja naprawdę nie potrzebuję żebyś ty ze mną był z… no nie wiem. Na przykład z tego, że chcesz pokazać, że nie unikasz odpowiedzialności! – krzyknęła.
-Violu… To nie tak. Ja naprawdę bardzo chcę z tobą być. I bardzo chcę mieć z tobą dziecko…
-Tak jasne… A jak mi brzuch urośnie to znowu będziesz biegał do klubów z Markiem i mnie zdradzał!
- Na pewno nie. Violka, ja się zmieniłem właśnie dla ciebie. Dla ciebie przestałem podrywać kobiety w klubie, dla ciebie zacząłem wracać do domu na wieczór i to tylko po to żeby spędzić go z tobą. I jeszcze dużo innych rzeczy. Ale wiesz co? Wcale tego nie żałuję. I nigdy nie będę żałować, że zmieniłem swoje życie.
Violetta wstała po niej Sebastian. Podszedł do blondynki, ujął jej dłoń i położył ją na swojej klatce piersiowej.
-Czujesz jak bije mi serce? – Kobieta nieznacznie kiwnęła głową. – Bije dla ciebie. Bo bardzo cię kocham. I… - Położył dłoń na jej jeszcze niewidocznym brzuchu. – I nasze dziecko też kocham.
Violetta zarzuciła mu ręce na szyję, wtuliła się w niego i zaczęła płakać.
-Przepraszam Sebulku byłam taka głupia – mówiła przez łzy. Sebastian mocniej ją objął.
-Nie kochanie, to ja byłem głupi. Nie wiem jak mogłem w ogóle dać ci do zrozumienia, że myślę, że mogłabyś mnie z kimś zdradzić.
Odsunął ją lekko od siebie i starł dłonią łzy z jej policzka.
-Kocham cię – szepnął i musnął ustami jej usta. Pocałunek nie był zbyt długi ale przepełniony miłością. Violetta po chwili odsunęła się od niego.
-Ja ciebie też – powiedziała i przytuliła się do niego ponownie.
~~*~~
Marek stał w gabinecie przy oknie i dyktował Uli, która notowała na jego komputerze, wszystkie rzeczy, które powinni zrobić przez najbliższe kilka dni, przed pokazem FD Gusto.
- Trzeba jeszcze zadzwonić do agencji model… Oho! Ktoś się pogodził… - stwierdził Marek, przerywając w połowie zdania. Ula wstała z fotela prezesa i podeszła do okna. Rozsunęła żaluzje.
- No proszę... – Uśmiechnęła się lekko. – Dobra, to co dalej?
- Eee… Na czym skończyłem?
- Na agencji modelingowej.
- A tak. Trzeba jeszcze znaleźć fotografa… Chociaż nie. Zadzwoń potem do Artura Kaczmarka, może jest wolny.
- Okej…
- I jeszcze trzeba… Hmm…
Ula spojrzała na szefa znad komputera.
- Sprawdzić czy wszystko w porządku z salą na pokaz, zamówić catering, i zobaczyć jak idzie Pshemko?
Marek odwrócił się od okna i spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Jak tak dalej pójdzie to będziemy rozumieć się bez słów.
- Czyli, że nie będziemy ze sobą rozmawiać?
- Nie – zaśmiał się. – Chodziło mi raczej o to, że…
- Że będziemy czytać sobie w myślach.
- Właśnie.
Ula uśmiechnęła się pod nosem zapisując na komputerze plik tekstowy.
- Zapisałaś co masz zrobić?
- Pamiętam: zadzwonić do Artura Kaczmarka, zobaczyć jak idzie Pshemko i upewnić się, że w drukarni wszystko w porządku. Violetta ma zadzwonić do sali gdzie ma się odbyć pokaz, zamówić catering i modelki a tobie zostawiamy papierkową robotę związaną z pokazem... – Zaobserwowała nieco zdziwioną minę Marka. – Pomyliłam coś?
- Jesteś niesamowita.
- Bo zapamiętuję swoje obowiązki?
Marek zaśmiał się cicho.
- Dobra, do pracy – stwierdził.
Ula uśmiechnęła się do szefa po czym wyszła z gabinetu. Usiadła za swoim biurku i otworzyła swój pamiętnik.
„Marek to jest bardzo dobry materiał na bardzo dobrego człowieka. Po prostu elitarna tkanina. Tylko trochę się zagubił i utknął… w Zatoce Świń.”*
Uśmiechnęła się lekko po czym włączyła przeglądarkę internetową. Wpisała hasło „Artur Kaczmarek fotograf”, po czym odszukała firmę dla której pracuje, oraz numer. Zadzwoniła.
- Dzień dobry, z tej strony Urszula Cieplak, sekretarka prezesa Marka Dobrzańskiego. Czy mogłabym rozmawiać z panem Arturem Kaczmarkiem? Dobrze, czekam. – Odczekała kilka sekund, po których usłyszała w słuchawce męski glos. – Dzień dobry, Urszula Cieplak, sekretarka prezesa Marka Dobrzańskiego – przedstawiła się ponownie. – Niedługo nasza firma organizuje pokaz mody. Chcielibyśmy wynająć fotografa, czy ma pan może wolny termin? Słucham? A. Piętnasty lipiec. Dobrze, zaczekam… Tak? Dziękuję bardzo, do widzenia.
Rozłączyła się.
Pierwsze zadanie wykonane. Teraz zadzwońmy do drukarni, a potem ruszam do Pshemko… Chyba mnie nie zje.
Wykonała telefon z którego dowiedziała się, że w drukarni wszystko w porządku. Przed wyjściem do Pshemko, napisała kartkę do Violetty informującą ją o jej obowiązkach przydzielonych przez szefa po czym z duszą na ramieniu ruszyła do pracowni projektanta. Mistrz, jak zwracali się do niego niektórzy pracownicy, nie miał jeszcze przyjemności poznać Uli, miała jednak nadzieję, że w pracowni będzie jej przyjaciółka Iza, która na bank uspokoiłaby projektanta. Uprzedzona wcześniej przez Marka upewniła się czy na drzwiach nie ma karteczki z serii „Nie przeszkadzać – Pshemko się relaksuje” po czym zapukała i weszła do środka.
- Dzień dobry – przywitała się z projektantem. Ku jej przestrachu nigdzie nie widziała Izy.
- Witam. Izabeli nie ma – odparł spokojnie.
- Tak… Tylko, że ja do pana.
- Osoba przyszła do mnie – upewnił się.
- Tak. Marek prosił mnie żebym sprawdziła jak idą prace nad… - W tym momencie na chwilę się zatrzymała, i przypomniała sobie co mówił kilka dni temu Marek „Pamiętaj, że gdy mówisz przy Pshemko o jego ubraniach, mów kreacje. Bo jak nie to się śmiertelnie obrazi.” – Nad kreacjami.
- Bartuś! – zawołał Pshemko. Po chwili zza tyłów pracowni wybiegł jakiś mężczyzna.
- Tak Mistrzu?
- Powiedz proszę osobie Urszuli, jak idą przygotowania do pokazu.
Łał. Osobie Urszuli. To już nie po prostu osobie?
- Oczywiście Mistrzu.
Przez następne piętnaście minut niejaki Bartuś, pod czujnym okiem Pshemko, opowiadał Uli o tym, jak idą przygotowania.
- Dzięki. Do widzenia Mistrzu.
- Do widzenia, do widzenia. I niech osoba Urszula, pozdrowi tam Marka, dzisiaj nie będę miał czasu do niego iść.
- Oczywiście.
Wyszła z gabinetu i gdy tylko oddaliła się stamtąd na pewną odległość odetchnęła z ulgą.
Było nawet dobrze.
Ruszyła sekretariatu gdzie Violetta z większym niż zwykle zapałem wykonywała swoje obowiązki. Z prowadzonej obecnie rozmowy wywnioskowała, że rozmawia ona z firmą cateringową. Uśmiechnęła się do przyjaciółki po czym weszła do gabinetu swojego szefa.
- Cześć. Wykonałam już wszystkie telefony.
- A Pshemko?
- Wszystko w porządku… - streściła mu to czego dowiedziała się od asystenta Mistrza. – Awansowałam nawet na „osobę Urszulę”.
- No proszę. – Zaśmiał się. – Spodobałaś mu się.
- Aha…
- Ale nie, nie w tym sensie. – Roześmiał się ponownie. – Pshemko… Jak by to powiedzieć…
- Wiem, Marek. Wiem, że raczej ja nie mogłam mu się spodobać.
Marek pokiwał głową.
- Jak chcesz to jedź już do domu, nie mam już dla ciebie żadnej roboty.
- Nie, wiesz, umówiłam się z Alą potem na lunch. Na pewno nie masz już nic dla mnie?
- Jeśli chcesz mi pomóc…
Pokiwała ochoczo głową.
- To siadaj, masz te dokumenty, sprawdź czy wszystko w porządku, a ja tutaj dokończę.
- Okej.
~~*~~
Po kilku godzinach pracy, a dokładnie to o godzinie dwudziestej trzeciej spacerowali po ulicach Warszawy śmiejąc się i rozmawiając jakby znali się od lat.
- To co… Mamy do wyboru kino albo palmiarnię, innych atrakcji w promieniu kilometra nie przewiduję – stwierdził Marek. – Co wybierasz?
- To może palmiarnia.
- Jestem do pani dyspozycji.
Ula zaśmiała się i ruszyła za Dobrzańskim. Po jakimś czasie dotarli w odpowiednie miejsce. Przez cały czas nie kończyły im się tematy do rozmów, więc czas płynął nieubłaganie szybko. Marek podniósł jakąś gałąź przepuszczając Ulę a następnie sam pod nią przeszedł.
- No, restauracja raczej już zamknięta, ale pikniku pod palmą chyba nam nikt nie zabroni, jak myślisz?**
- Raczej nie… Tylko nie wiem jak ty, ale ja nie wzięłam żadnego prowiantu.
- No to ciesz się, że masz takiego przewidującego szefa. Co prawda nie jest to może jakieś wykwintne danie… Ale po stacji benzynowej nie można się dużo spodziewać, prawda?
Ula zaśmiała się po czym wzięła od Marka jakąś zapakowaną w foliową paczuszkę kanapkę.
- No to mamy już jedzenie… Tylko palmy brak – stwierdziła.
- Wiesz Ula, w palmiarni palm akurat nie brakuje.
Usiedli na murku, obok nich płynął jakiś strumyk, przez oszklony dach było widać gwieździste, bezchmurne niebo, co w środku miasta nie zdarzało się zbyt często. Pomiędzy nimi zapadła przyjemna cisza, przerywana tylko szumem płynącego strumienia, w który od kilku sekund wpatrywał się Marek. Obserwował właśnie tor, który obrała jakaś ryba płynąca owym strumieniem gdy nagle rozdzwonił się jego telefon. Zaklął pod nosem po czym wyjął urządzenie.
Łączenie: Paulina
Marek chwilę rozważał odebranie telefonu ale ostatecznie nacisnął czerwoną słuchawkę.
- Nie odbierzesz?
- Nic ważnego.
Uśmiechnął się lekko do dziewczyny. Ula oparła się o dość wysokie wzniesienie murka na którym siedzieli i spojrzała na jakąś roślinę, która najwidoczniej jej się spodobała. Marek powrócił do wpatrywania się w płynącą wodę, ale kątem oka zerkał co jakiś czas na dziewczynę siedzącą naprzeciw niego.
Z każdą inną kobietą w takich okolicznościach, w zależności od stopnia jej śmiałości – siedzieliby objęci, bądź całowali się, a telefon wygrywający melodyjkę zwiastującą połączenie od narzeczonej zostałby odrzucony na odległość kilku metrów. Jednak z jakiegoś powodu Uli nie chciał w ten sposób, bądź co bądź, wykorzystywać. Gdyby powiedział to Sebastianowi to, znając jego ostatnie skłonności do romantyzmu stwierdziłby, że się w niej zakochał (po niecałych dwóch tygodniach? Bzdura) albo, że po prostu zmądrzał i skończy z tym całym romansowaniem. Zamoczył lekko opuszki palców w strumyku. Poczuł lekki dreszcz po zetknięciu się skóry z zimną wodą, ale jednocześnie przyjemne uczucie towarzyszące dość szybkiemu przepływaniu wody pomiędzy jego palcami. Nagle ponownie usłyszał dzwonek telefonu. Zniecierpliwionym ruchem ręki wyjął urządzenie z kieszeni. Paulina.
- Przepraszam cię – rzucił do Uli. – Tak? Nie wiem kiedy będę. Z… - Spojrzał na dziewczynę siedzącą obok niego. – Z Ulą. Co? Tak, tak…
Tak Dobrzański, pewnie, że w pracy… W końcu w palmiarni się pracuje! Brawo Marek… Jakby Seba usłyszał tą rozmowę, to znając jego ostatnią zmianę w poglądach zrobiłby mi krótki wykład na temat kłamstwa.
- Mhm… Postaram się szybko. Pa.
Usłyszał po drugiej stronie krótki komunikat „Kocham cię!”, ale z jakiegoś powodu nie odpowiedział czegoś w stylu „Ja ciebie też”. Od jakiegoś czasu nie czerpał żadnej przyjemności z tego związku.
Rozłączył się.
- Przepraszam cię… To było ważne.
- W porządku.
Uśmiechnęła się.
- To co… Idziemy się gdzieś przejść, czy będziemy tak tu siedzieć?
- A co proponujesz?
- Hmm… Wiesz, jest takie jedno miejsce w które szczególnie lubię chodzić po ciemku.
Ula nieco się zawahała przed ruszeniem za Dobrzańskim, choć sama nie wiedziała dlaczego.
- Idziesz?
- Tak, tak… - stwierdziła niepewnie.
- Coś się stało? – zapytał.
- Nie, nic. A gdzie mnie prowadzisz?
- Zwiedzałaś kiedyś Warszawę?
Ula zerknęła na niego kątem oka. Zauważyła, że byli już oddaleni od palmiarni ładne paręnaście metrów.
- Nie… Znaczy, byłam na jakiejś wyciecze kiedyś… Ale to było jeszcze w podstawówce. Oprócz jakichś większych zakupów to w Warszawie ostatnio bywam tylko w pracy.
- A nocą?
Pokręciła głową. Marek uśmiechnął się tajemniczo i przyspieszył nieco kroku. Po jakichś dwudziestu minutach marszu znaleźli się na Starówce. Trzeba było przyznać, że nocą wyglądała nadzwyczaj pięknie***. Ula uśmiechnęła się lekko.
- Byłaś kiedyś w Starym Mieście?
- Raz. W wieku… chyba ośmiu lat.
- W takim razie, pozwól, że twój prywatny przewodnik w mojej postaci, cię oprowadzi.
Ula zaśmiała się.
- To co chcesz zobaczyć?
- A co powinnam, przewodniku?
- Hmmm… Możemy iść zobaczyć kolumnę Zygmunta III, Katedrę świętego Jana, pałac pod Blachą, Kolegium jezuickie, Kanonię… Co tylko zechcesz****.
~~*~~
Do podwarszawskiego Rysiowa wjechał srebrny Lexus. Siedziała w nim ubrana w niebieską sukienkę kobieta, oraz przystojny mężczyzna ubrany w czerwoną koszulę, marynarkę i krawat. Był środek nocy, więc większość sąsiadów nie miała okazji zobaczenia auta. Podjechało ono pod jeden z domów z numerem osiem.
- Dzięki za podwiezienie. I za miły wieczór… I za bluzę.
Marek uśmiechnął się. W pewnym momencie zrobiło się dość zimno, a Ula była tylko w cienkiej sukience, więc Dobrzański pożyczył jej swoją bluzę, którą akurat miał pod ręką.
- Nie ma za co. I ja też dziękuję za miły wieczór… No, nie da się ukryć, że też kawałek nocy.
Ula uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Polecam się na przyszłość. Twoja bluza.
Wręczyła mu granatowe okrycie wierzchnie.
- Tak… To do rana. Możesz przyjść trochę później, jeśli się nie obudzisz, jest już trzecia.
- Żartujesz, prawda?
- Nie… Chociaż trzeba przyznać, że mam dobry humor, ale akurat teraz nie żartuję.
Ula przygryzła wargę.
- To będzie ciekawie – mruknęła.
- Co?
- Nie… Po prostu… Tata będzie się wypytywał gdzie byłam. No i moje rodzeństwo. Zaprosiłabym cię na chwilę, ale wiesz.
- Ulka, jest środek nocy. Innym razem.
- No właśnie. Do zobaczenia w pracy.
- Do zobaczenia.
Ula wysiadła z auta i pomachała odjeżdżającemu Markowi na pożegnanie. Z uśmiechem błąkającym się na jej ustach ruszyła do domu. To z pewnością był jeden z najlepszych wieczorów w jej życiu. Być może nawet zaprzyjaźnili się z Markiem.
Przyjaźnię się z moim szefem!
Uśmiechnęła się do swoich myśli i weszła do domu. Zdjęła z nóg buty na obcasach i założyła puchate kapcie. Chciała pójść do swojego pokoju, ale jej zamiary powstrzymał widok zapalonego światła w kuchni. Weszła do pomieszczenia i zobaczyła swojego ojca.
- Tato… Dlaczego jeszcze nie śpisz?
- O Ulcia, jesteś wreszcie… Nie mogłem zasnąć.
- Coś się stało – bardziej stwierdziła niż zapytała.
- No chciałem doradzić coś Jaśkowi żeby się z Kingą pogodził i się pokłóciliśmy. No i wyszedł.
- Dokąd? – zapytała Ula siadając na krześle.
- Powiedział, że do jakiegoś kolegi.
- No to pewnie do Robsona. Nie martw się! Jasiek to mądry chłopak, da radę.
- Tak, ty też jesteś mądra dziewczyna.
- Jakaś aluzja?
- Nie, tylko jestem ciekaw, gdzie byłaś pół nocy? I nie mów, że w pracy, bo jakoś ciężko mi uwierzyć, że to przez to jesteś taka rozpromieniona.
- Chodziłam po Warszawie.
- Jak to?
- Normalnie. Byłam w palmiarni, potem poszłam na Starówkę.
- Ale tak sama? – zdziwił się Józef. – Poza tym widziałem, że ktoś cię odwiózł.
- Nie sama. Z Markiem.
Cieplak uśmiechnął się do córki.
- Tato… Z moim szefem.
- No przecież ja nic nie mówię. Musi cię lubić ten twój szef… Wspólne spacery do palmiarni, na Starówkę… nocą… Odwiózł cię do domu…
Ula przewróciła oczami.
- Oj tam… Zostaliśmy dłużej w pracy i około dwudziestej drugiej Marek stwierdził, że zgłodniał więc poszliśmy do restauracji pod firmą, a potem nie chciało nam się wracać do firmy i poszliśmy do palmiarni, późnej Marek zaproponował mi spacer po Starówce, pobawił się w mojego przewodnika, a na końcu mnie odwiózł… - streściła, jednak sama nie wiedziała, że na jej twarz znowu wstąpił uśmiech. – No co tak się patrzysz, tato!
Spojrzała na ojca zirytowana po czym odwróciła głowę.
- Ale nie zaprzeczysz, że cię lubi.
- Może…
Uśmiechnęła się pod nosem.
- A w ogóle co ty mnie tak wypytujesz! – zawołała wesoło i lekko klepnęła ojca w rękę. – Idź się połóż, a ja jutro spróbuję porozmawiać z Jaśkiem. Teraz pewnie śpi to nie będę do niego wydzwaniać. Dobranoc.
- Dobranoc córciu, dobranoc.
Ula wyszła z kuchni po czym zamknęła się w łazience. Tam szybko przebrała się w koszule nocną, zdjęła klamrę, którą miała spięte włosy, i wykonała wieczorną toaletę. Szorowała zęby i rozmyślała.
Ja naprawdę nie wiem o co chodzi tacie. Przecież spacer nocą po Warszawie chyba nie jest równoznaczny z randką, prawda…? Zwyczajny wypad. Gdyby zabrał mnie Maciej, to nawet by się nie wypytywał. Oj ten tata… Jak sobie coś wymyśli to nie ma zmiłuj.
~~*~~
Marek z uśmiechem na ustach wszedł do swojego domu. Czuł, że doskonałego humoru nie zepsuje mu nawet bardzo prawdopodobna kłótnia z narzeczoną. Otworzył drzwi od sypialni i po cichu przeszedł przez pokój, tak aby nie obudzić Pauli, i zamknął się w łazience. Tam tylko zdjął krawat i marynarkę po czym rozpiął kilka pierwszych guzików koszuli. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i zaczął wspominać ostatnie kilka godzin.
Pokazał jej kilka zabytków siląc się na ton głosu, który mógłby świadczyć o tym, że faktycznie jest przewodnikiem Ulki. I rzeczywiście mógłby nim być, gdyby nie to, że co do niektórych faktów Ula musiała go poprawiać. Zaśmiał się cicho. Podczas tego spaceru nie myślał zupełnie o żadnych problemach – ani o Aleksie, ani o czekającej w domu wściekłej narzeczonej… Dobrze się bawił i to było najważniejsze. Czuł, że Ula zajmie w jego życiu miejsce o wiele ważniejsze od tych wszystkich jego poprzednich sekretarek. Wcale nie miał tu na myśli związku, a zwyczajną przyjaźń. Przy Ulce czuł się o wiele lepiej niż przy Paulinie. Nie musiał nikogo udawać, ona zaakceptowała go takiego jaki był naprawdę. Podczas drogi do jednego z zabytków rozmawiali o tym czemu Marek tak właściwie ma te wszystkie romanse…
„- Sam nie wiem…” – powiedział wtedy. „- Po prostu tak wychodzi. Idę do klubu, i po jakimś czasie dosiada się jakaś dziewczyna… A potem stary schemat, hotel, wiadomo co i zerwanie kontaktów. Nie żebym był z tego dumny. Nawet nie wiesz ile razy próbowałem z tym skończyć. Ale to jest jak swego rodzaju nałóg. Im bardziej nie chcę tego robić, tym bardziej mnie do tego ciągnie. Wiem Ula, wiem, że źle robię. Ale nie umiem tego przerwać. Chociaż bardzo się staram.”
I mówił wtedy szczerze. Dawno nie otworzył się przed nikim w takim stopniu. Ale wierzył… Wiedział, że przy Uli może się uzewnętrznić. Wiedział, że ona nie wykorzysta tego przeciw niemu i, że zachowa to dla siebie. Nie wiedział z czego wynikała ta jego ufność do, bądź co bądź, prawie obcej kobiety. Ale z jakiegoś powodu jej ufał. I nawet przez chwilę nie zwątpił w to, że powinien jej ufać. Podświadomie czuł, że znalazł kogoś, przy kim może pokazać jaki jest naprawdę. Kogoś, przy kim może być naprawdę szczery. Mimo, iż nie znali się długo wierzył, że znalazł swoją bratnią duszę.

*Odcinek 100
**Piknik pod palmą ściągnęłam z jakiegoś odcinka BrzydUli kiedy byli na randce w owej palmiarni i Marek powiedział coś o tych piknikach pod palmą, ale już nie pamiętam dokładnie co ;)
***Nie mam zielonego pojęcia, czy jest tak naprawdę, w stolicy nigdy nie byłam, oceniam tylko na podstawie zdjęć ;)
****Nigdy owych zabytków na oczy nie widziałam – zaczerpnęłam nazwy z internetowej encyklopedii (czyt. Wikipedii ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz