niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 9


Rozdział 9
„To nie czas nie ma co stąd iść
Dla mnie bądź z Tobą mi lżej
Tak dawno chciałam Cię znać
Sobą bądź z Tobą być najlepiej jest.”

Czy mogłaby wymarzyć sobie żeby było piękniej? Lepiej już chyba być nie mogło… Znaczy, mógłby zerwać z Pauliną, ale obiecywał, że to zrobi. Była szczęśliwa. Marek zachowywał się ostatnio jak prawdziwie zakochany mężczyzna… i coraz bardziej mogła uwierzyć, że on jest w stanie ją prawdziwie pokochać, a nie tylko wykorzystać do swoich celów. Przekręciła się w łóżku na drugi bok i spojrzała z uśmiechem na szafkę nocną, a raczej na książkę leżącą na niej. Wzięła lekturę do ręki i otworzyła ją na pierwszej stronie, tej z dedykacją od Marka. Uśmiechnęła się po raz kolejny czytając tekst.
„Dla Uli. Żeby uwierzyła, że nie wszystko jest takie jakim się wydaje. Marek.”
Pogładziła kciukiem tekst uśmiechając się przy tym szeroko. Westchnęła z rozmarzeniem. Czy Marek naprawdę mógł ją pokochać? A może… może już kochał, tylko z jakiegoś powodu jej nie mówił?
„Nie no, Cieplak, bez przesady” – zganiła się w myślach. – „Może i jest w stanie pokochać… ale jeszcze nie kocha, na pewno nie.”
Póki co musiała zadowolić się Markiem zachowującym się jak zakochany człowiek. Miała nadzieję, że za jakiś czas może coś do niej poczuje… w końcu już dość długo trwał ten ich romans – okrągłe trzy tygodnie i... spojrzała na zegarek wskazujący minutę po północy. I cztery dni. Czwarty właśnie się zaczynał. Z tego co wiedziała Marek miał zwyczaj tydzień prowadzić romans na zasadzie czułych słówek, ośmielania i przekonywania dziewczyny dla siebie, potem kolejny tydzień na próbach zaciągnięcia jej do łóżka, chociażby poprzez namiętne całowanie. Trzeciego tygodnia nie było. Nigdy. Dwa tygodnie i tyle. A z nią… Już prawie czwarty tydzień. I nie próbował zaciągnąć jej do łóżka. Wyczułaby to. Uśmiechnęła się szeroko zamykając oczy. Czy kiedykolwiek czuła się bardziej szczęśliwa? Chyba nie, a przynajmniej nie przypominała sobie. Życie po rozstaniu z Bartkiem przypominało jedną wielką porażkę. Najpierw cierpienie i próba zapomnienia. Potem, gdy już się odkochała, musiała dalej próbować uporać się ze śmiercią mamy. Ta rzecz nigdy jej się nie udała. Zawsze już będzie za mamą tęsknić. Osiągnęła jedynie to, że każde wspomnienie jej nie wywoływało takiego przeszywającego bólu w sercu. Wystarczyło jej to. Potem próba zaufania jakiemuś facetowi… nie udało się. Nie potrafiła, nie po Bartku. Potem to co nazywała „zadaniami”. Nauczyć czegoś mężczyzn rozkochujących w sobie dziewczyny a potem porzucających je. Może i była to swego rodzaju metoda zemsty na Bartku, chociaż nieco irracjonalny sposób jej wykonania, bo Bartka nie obchodziło to co ona robiła. Nigdy. A teraz… teraz czuła się jakby tamto życie zostało odkreślone grubą krechą – zostały tylko wspomnienia nie wywołującego już aż takiego wielkiego bólu. Tylko tęsknota za mamą została, ale tego nawet nie chciała się wyzbywać. Ale w końcu czuła się szczęśliwa. Nie pamiętała kiedy ostatnio czuła się tak lekko. Marek przywrócił jej radość życia i wiarę w to, że kiedyś będzie dobrze. Cóż za ironia losu – mężczyzna, który ma zamiar ją skrzywdzić, sprawia, że w końcu jest szczęśliwa. A może wcale nie ironia losu a zwyczajnie odmiana tego mężczyzny? Tak bardzo chciała w to wierzyć… Odłożyła książkę na szafkę nocną, zgasiła lampkę, przytuliła się do poduszki i odpłynęła do krainy snu.

„Niezwykły dzień 
Przyniósł mi sen, w którym spotkałem
swą miłość i teraz wiem..
Miłości czar ogarnia mnie
Skrzydła dodają mi siły, unoszę się.”

W posiadłości oddalonej o jakieś dwa kilometry od domu Uli, Marek także leżał w łóżku jednak jego myśli nie brzmiały aż tak optymistycznie. On również ostatnio czuł się tak dobrze, przyjemnie i lekko. Taki…  w sumie to już nie nazywał tego romansem, chociaż niewątpliwie nim było. Gdyby nie Paula, nazywałby to pewnie związkiem bez zobowiązań. Jednak serce podpowiadało mu, że chciałby mieć jednak jakieś zobowiązania do Uli – zobowiązanie opieki nad nią, zobowiązanie, że zawsze przy niej będzie, na dobre i na złe. Tak czy inaczej Paulina była, spała obok niego… a on czuł się z tym okropnie. Ranił dwie kobiety – Paulinę, tkwiąc z nią w związku chociaż jej nie kocha i zdradzając ją, oraz Ulę, tkwiąc w związku z kimś innym niż ona. Westchnął. Niedługo minie równe cztery tygodnie od rozpoczęcia ich romansu… a on nie robił nic w kierunku zakończenia go. I nawet nie miał zamiaru nic takiego robić. Sebastian zerkał na niego dziwnie za każdym razem gdy Marek rozpromieniony wracał z randki z Ulą a na pytanie Sebastiana „jak było?” odpowiadał „cudownie” ale gdy widział zaciekawiony wzrok kumpla dodawał – „ale do niczego nie doszło”. Olszański nie potrafił zrozumieć tego, że Marek ciągnie ten romans tak długo… a Marek wcale nie kwapił się żeby mu to wyjaśniać. Poza tym dla Sebastiana nie było logicznym jak randka na której nie doszło do niczego więcej mogła być cudowna. On sam jeszcze całkiem niedawno tego nie rozumiał, i zastanawiał się co wspaniałego może być w spacerze po parku, trzymaniu się za rękę i rozmowach… a teraz już wiedział. Nie potrafił opisać co było w tym takiego niezwykłego, ale coś niewątpliwie było.
 Najbardziej zaskakiwało go to, że Paula ostatnimi czasy jakoś się uspokoiła. Co prawda zadręczała go wszystkimi sprawami związanymi z ich ślubem, ale nie podejrzewała żadnej kochanki. W sumie to nie dawał jej podejrzeń – jeśli miał zamiar wrócić do domu później uprzedzał narzeczoną z rana i zawsze miał jakieś alibi, nie wracał później niż obiecywał, że wróci, starał się jej nie unikać… albo przynajmniej nie dać jej tego odczuć… Jego romans z Ulą przebiegał nad wyraz spokojnie. Spacery, pocałunki, przytulanie się, trzymanie się za rękę, karmienie kaczek, rozmowy, czasami kolacje w restauracjach albo wypad do kina. A w firmie zachowywali się jak dwójka dobrych znajomych, nikt nie podejrzewał ich o romans. Dopiero gdy byli sami zamknięci na klucz w gabinecie Marka, a szyby wychodzące na korytarz były zasłonięte pozwalali sobie na większą bliskość. Jego romans z Ulą jak najbardziej mu się podobał. Kochał ją, chociaż ani razu jej tego nie powiedział. Nie wiedział czy nie przyjdzie w końcu dzień kiedy będą musieli się rozstać, a nie chciał pogłębiać jej cierpienia. Wolał już żeby ona nie wiedziała o jego uczuciu. Tylko dlatego, że się o nią martwił. Wiedział, że powinien jej wszystko wyjaśnić – wyznać prawdę jaki był, co zrobił i wyjaśnić jej, że się zmienił dla niej i dzięki niej. Przeprosić, że na początku chodziło mu o to samo co z innymi dziewczynami. Potem zerwać z Paulą… i być szczęśliwy. Gdyby to tylko było takie proste… W sumie to było to całkiem proste, przeprowadzić kilka ważnych rozmów… ale on nie był w tym najlepszy. Nie był najlepszy w rozmowach na sto procent. Kiedy o Uli wiedział już chyba wszystko… to ona wiedziała tylko tyle ile mogła… gdyby dowiedziała się o innych rzeczach, odeszłaby… nie mógł na to pozwolić. Nie powie jej dopóki nie zerwie z Pauliną, a z Pauliną nie zerwie dopóki… pewnie jak Ula postawi sprawę jasno – jeśli romans z zaręczonym mężczyzną jeszcze może być, chociaż nie podoba jej się to, to z żonatym odpada. W podtekście „albo ona albo ja”. Może jeśli przestraszy się, że Ula odejdzie odważy się zrobić jakiś krok w stronę rozstania się z Paulą. Ale póki co nie miał zamiaru rozwiązywać tej sytuacji z jednego prostego powodu – bał się.


~~*~~

Marek z uśmiechem na ustach przemierzał firmowy korytarz z zamiarem znalezienia się w gabinecie kumpla. Sebastian miał jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki. Skorzystał z okazji oderwania się od pracy, w końcu każdy pretekst był dobry żeby trochę się polenić, i postanowił załatwić ową sprawę jakakolwiek by ona nie była. Zapukał do drzwi dyrektora HR, po czym nie czekając na zaproszenie wszedł do środka.
- No to co to za sprawa? – zapytał przechodząc od razu do meritum. Zamknął drzwi i usiadł na krześle przed biurkiem Sebastiana.
- Marek. Nie wiem co się dzieje z tobą, ani co się dzieje między tobą i Ulą, i szczerze mówiąc niezbyt mnie obchodzi ta kwestia. Tak czy inaczej, martwię się o ciebie. – Marek wpatrywał się w Sebastiana z rosnącym zdumieniem. – Trzymaj.
Wręczył mu jakąś niebieską broszurę. Marek zaciekawiony wziął ją od niego i spojrzał na okładkę.
- SPA? – zapytał zdziwiony. – Wyglądam jak ktoś kto potrzebuje masażu? – zażartował.
- Nie, raczej jak ktoś kto potrzebuje potężnego ciosu w łeb, bo porzucił swoje dawne zwyczaje. No nie ważne, nie wnikam, może aż tak fajnie jest w tym romansie. Tak czy inaczej zabierz tam Ulę.
- Do SPA?
- No tak, do SPA. Wiesz, masaż, basen, sauna, spacery nad wodą, wspólne łóżko… Sam bym pojechał, ale ze mną nie dzieje się nic niedobrego. Z tobą jak najbardziej tak.
- A to wspólne łóżko… nie żeby mi przeszkadzało, ale nie wiem jak z Ulą.
- Stary! – Sebastian ukrył twarz w dłoniach. – Od kiedy ty się tym przejmujesz? Ona dosypuje ci czegoś do kawy? Jakieś miłosne ziółka?
Marek wywrócił oczami. – Dzięki. – Podniósł się z krzesła i wyszedł z gabinetu Olszańskiego.

„Tak to jest, zawsze było, że za złotem goni cały świat
A ja wiem, twoja miłość to jest skarb jedyny jaki znam!”

Przeszedł przez sekretariat posyłając przy tym uśmiech w kierunku Uli. Odwzajemniła go po czym wróciła do swoich obowiązków. Odchrząknął zniecierpliwiony. Ponownie podniosła na niego wzrok. – Wejdziesz? – zapytał zauważając, że ich „telepatia” na dzień dzisiejszy jest coś osłabiona.
- Tak, już idę – powiedziała wychodząc zza biurka.
Wpuścił ją pierwszą do gabinetu po czym zamknął drzwi na klucz od środka. To już była ich taka niepisana tradycja – jeśli Ula przychodziła do Marka w sprawach innych niż czysto służbowe zabezpieczali się przed przyłapaniem. W następnej kolejności zasłonił rolety po czym podszedł do Uli. Wtulił się w jej usta. Odwzajemniała pocałunki. Poczuła jego dłoń na swoim karku i zadrżała. Po chwili przerwali taniec warg czując, że w końcu mogłoby dojść do czegoś czego nie mogło dojść w firmie.
- Stęskniłem się – zamruczał całując ją w szyję. Nie widzieli się zaledwie cały wieczór, noc i ranek, jednak on mógłby spędzić z nią o wiele więcej czasu. Wyjazd do SPA wydawał mu się nawet bardzo kuszącą ofertą, chociaż z początku miał pewne wątpliwości. Usiedli na łóżku. Objął ją przyciągając do siebie. – Co ty na to? – zapytał wręczając jej broszurkę. Przejrzała ją.
- SPA?
- Mhm – potwierdził. – Pomyślałem, że fajnie byłoby spędzić jakiś weekend… tylko we dwoje. Masz ochotę?
Przełknęła ślinkę. Miała, oczywiście, że miała… ale bała się. Czy to właśnie teraz miał nastąpić ten przesuwający się w czasie koniec ich romansu? Czy stwierdził w końcu, że rozkochał ją w sobie wystarczająco dobrze, że mogli już wyjechać i…

„Świat wypadł mi z moich rąk

- Ula? – Spojrzała na niego. – To jak? Chcesz jechać?
Spojrzała ponownie na broszurę. A co tam… Raz się żyje.
- Tak – potwierdziła. – Chcę.
- Okej. No to bądź jutro w firmie z rana, od razu pojedziemy. Wolałbym jechać tam już dzisiaj wieczorem, ale…
- Paulina – dokończyła za niego smutnym tonem. Najdelikatniej jak potrafił musnął jej usta. Położył jej dłoń na  policzku. Nie chciał żeby była smutna. A już na pewno nie chciał żeby była smutna przez jego błędy.
- Już niedługo, obiecuję – szepnął. Spuściła wzrok. Palcem delikatnie podniósł jej podbródek. – Obiecuję – powtórzył. Pokiwała głową.
- Pójdę już.
- Ulka… - Objął ją przytulając do siebie. – Nie idź, chcę trochę teraz z tobą pobyć zanim znowu zatoniesz w tych tabelkach – zażartował dając jej żartobliwego pstryczka w nos. – No rozchmurz się! – zawołał entuzjastycznie. – Przed nami wspaniałe dwa dni sam na sam, nikt nam nie będzie przeszkadzał, nie będzie pracy ani…
- A jak masz zamiar wytłumaczyć to Paulinie? – zapytała przerywając mu. Wiedziała, że nie odpuści tego tematu. Będzie to wałkować tak długo aż on w końcu nie spełni swojej obietnicy. – Powiesz po prostu „kochanie, wyjeżdżam na weekend, ale spokojnie nie zdradzam cię”?!
- Ula. – Spojrzał jej w oczy i złapał za rękę.
- Przepraszam – szepnęła spuszczając wzrok.
- Nie, nie powiem jej tak. Coś wymyślę. Ale Ula… Paulina naprawdę nie jest teraz dla mnie najważniejsza.
- A co jest ważniejsze? – zapytała wrogo. Zdenerwował ją chociaż wcale nie miał takiego zamiaru. – Może wspólna noc, co?! – wypaliła zanim zdążyła się zastanowić co mówi. Po chwili dotarło do niej jakie słowa padły właśnie z jej ust.
Otworzył usta chcąc coś jej odpowiedzieć ale wydobyło się z nich tylko westchnięcie. Na jego twarzy, na której jeszcze chwilę temu widziała euforię spowodowaną perspektywą wspólnego wyjazdu, teraz widziała tylko… złość? Nie, to nie było to. Raczej smutek i niedowierzanie, że właśnie przed chwilą padły takie słowa.
- Nie musiałaś tego mówić – stwierdził głosem wypranym z jakichkolwiek emocji. Delikatnie odsunął ją od siebie i wstał. Wziął swoją teczkę i ruszył do wyjścia z gabinetu.
- Marek ja nie chciałam… - szepnęła walcząc z napływającymi do oczu łzami. Odwrócił się do niej. Czy on potrafił tak po prostu się na nią… obrazić? Nie… tu nie chodziło o męską dumę. Tu chodziło o to, że on zwyczajnie już ostatnio nie myślał o tym, żeby się z nią przespać… a ona mu przypomniała, że kiedyś tak właśnie myślał… także o niej. Znowu miał wyrzuty sumienia.
- To zabawne, bo właśnie to zrobiłaś – stwierdził głosem wypranym z emocji. Wstała z kanapy i podeszła do niego.
- Marek, ja naprawdę…
- Ula. – Delikatnie powstrzymał jej dłoń próbującą pogłaskać go po policzku. – Może i nie chciałaś, ale powiedziałaś to. Nie jestem na ciebie zły – stwierdził zgodnie z prawdą. – Ale muszę coś przemyśleć.
Pokiwała głową. – Dobrze – szepnęła. Wyszedł z gabinetu, ona także po chwili go opuściła. Usiadła przy biurku i podparła głowę ręką. Dłuższą chwilę obracała długopis w dłoniach. Powiedziała coś, teraz żałowała… ale z drugiej strony powiedziała prawdę! Przecież wiedziała, że tylko na tym mu zależy! A może… może nie? Umiał kłamać to fakt… ale czy aż tak dobrze zagrałby smutek gdy padły te słowa? Czy umiałby nawet oczami okazać takie emocje, jakie chciał je pokazać, a nie te, które faktycznie odczuwał? Sama nie wiedziała…
  

~~*~~

„Wiem, skały odwracają się od piasku
I serca mogą zmieniać dłonie
Ja nie obwiniam cię
O to, że w niebie jest deszcz
I jeśli zostaniemy lub nie 
Tylko jedno pozostanie prawdą 
Wciąż kocham cię.”

Po jakimś czasie Marek wrócił do firmy. Wykonał w stronę Uli delikatny uśmiech i ruchem głowy zaprosił ją do gabinetu. Pokiwała głową i wyszła zza biurka uważnie go obserwując. Czy jest na nią zły? Czy zraniła go tymi słowami… czy tylko udaje? Czy już przemyślał to co miał przemyśleć? Czy chce jej przeprosin? Tradycyjnie uchronili się przed ludzkimi spojrzeniami. Usiadł na kanapie. Ona opierała się o regał z segregatorami. Każde pogrążone we własnych myślach. W końcu Ula postanowiła rozpocząć rozmowę. Sama powiedziała o kilka słów za dużo więc teraz powinna była go przeprosić… nawet jeśli prawdopodobnie te słowa były prawdą. Ale wcale nie musiałby nią być. Usiadła obok Marka na kanapie. Złapała go za rękę.
- Marek… - szepnęła. – Nie powinnam była tego mówić. Zdenerwowałam się, przepraszam. Wierzę ci, że zerwanie z Paulina to tylko kwestia czasu... – „A przynajmniej chcę w to wierzyć…” – I wiem, że to jest dla ciebie dość trudne. – Westchnęła cicho. – Ale… dam ci kolejną szansę na zerwanie z nią… Bo… - Odetchnęła cicho. Czy powinna była to mówić? A zresztą… ostatnio robiła wszystko nie tak, jak powinna. Spojrzała mu prosto w oczy. – Marek… Kocham cię.
Zamrugał kilka razy i otworzył usta jakby chciał coś odpowiedzieć, ale nic sensownego nie przyszło mu do głowy, więc po prostu ją przytulił. Bo co miał jej powiedzieć? „To źle, że mnie kochasz, bo przeze mnie można tylko cierpieć”? Właśnie do takich wniosków doszedł na tym spacerze. Potrafił tylko ranić ludzi. Co z tego, że kochał Ulę… skoro ich miłość nie mogła się spełnić? Zakazana miłość… to wszystko wyglądało jak żywcem wyjęte z jakiegoś melodramatu, tyle, że teraz to była prawda. Smutna prawda. Cały los sprzysiągł się żeby nie dopuścić do ich szczęścia, wspólnego szczęścia. Paulina, jego przeszłość, to kim na początku była dla niego Ula, jego plan uwiedzenia jej, a teraz ta komplikująca wszystko miłość. Westchnął cicho przywołując na twarz pogodny uśmiech. Odsunął ją od siebie na niewielką odległość i pogłaskał po policzku. Zobaczył na jej twarzy świeże ślady łez.
- Dlaczego płaczesz? – spytał ocierając delikatnie kciukiem słony płyn.
- Ze szczęścia… - szepnęła prawie niesłyszalnie. Bardziej odczytał te słowa z ruchu jej warg niż usłyszał. Sam także miał ochotę się rozpłakać. Ale on nie miał takiego prostego wytłumaczenia jak ona. Jej ich miłość wydawała się prosta, nie wiedziała co czuje Marek. Jemu wydawała się ona nie do spełnienia. Uśmiechnął się do niej.
- Ula… wracając do naszej wcześniejszej rozmowy… Jeśli nie chcesz to nigdzie nie pojedziemy. Uszanuję twoją decyzję jakkolwiek byłaby ona dla mnie niezrozumiała.
Uśmiechnęła się. – Możemy jechać. – Pogłaskała go po policzku. Tym razem nie odepchnął jej dłoni, więc stwierdziła, że konflikt zażegnany.
- Cieszę się – stwierdził zbliżając się do jej twarzy. Musnął czule jej usta jakby chciał jej pokazać jak bardzo ją kocha… zanim nadejdzie ich nieuchronne rozstanie. A nie mógł powiedzieć jej, że ją kocha, nie chciał pogłębiać jej cierpienia, które wkrótce nadejdzie.
- Ja też. Będę jutro w firmie o siódmej – zapowiedziała.
- Okej, pasuje. – Pocałował ją jeszcze raz tym razem bardziej zachłannie.
- Marek, przystopuj trochę, jesteśmy w pracy – powiedziała śmiejąc się przy tym.

~~*~~

„Choć papierków po cukierkach 
Tu i ówdzie ślad
Marzy mi się bombonierka 
Taka jak ta
Niby nic a jednak zerkam
Jak się dostać do pudełka
Odkryć tajemnicę słodką
Delikatnie zdjąć.”

Jechali samochodem z uśmiechami na ustach. Mieli przed sobą perspektywę dwóch dni spędzonych razem. Bez narzeczonej, bez ukrywania się. Nareszcie chociaż przez te dwa dni będą mogli cieszyć się sobą na każdym kroku, w każdej sekundzie. Nie będą musieli zachowywać ostrożności, tam nikt ich nie zna. Spojrzał na swoją towarzyszkę. Miał dużo kobiet wcześniej, jednak żadna nie była Ulą. To ona była tą, z którą chciał spędzać cały czas i zawsze było mu mało. Towarzystwo jego poprzednich kochanek momentami było nad wyraz męczące. Uli nigdy. Chciał spędzać z nią każdą chwilę, jednak nie było to możliwe. Porzucił na te dwa dni rozmyślania na temat tego co ich łączyło i jak najmniej bolesnego rozwiązania tej sytuacji… jak najmniej bolesnego dla Uli. Po kilku godzinach dojechali do Zalewu Zegrzyńskiego. Szybko potwierdzili rezerwację, mimo lekkiego zszokowania Uli gdy dowiedziała się, że mają wspólny pokój. Rozpakowali się wygłupiając się przy tym.
- To co teraz moja pani? Spacer po plaży, opalanie się na tarasie, czy może masz ochotę na coś innego?
- No nie wiem, nie wiem… a co proponujesz? – zapytała opierając się o jego ramię. Pocałował ją w czoło.
- Przebierz się w strój kąpielowy – zarządził. Nie opierała się i po kilkunastu minutach wyszła z łazienki ubrana w granatowe bikini. Ogarnął ją wzrokiem. On sam chwilę temu już zrzucił z siebie wszelkie części garderoby i ubrał kąpielówki. Wziął ją za rękę i pociągnął w odpowiednim kierunku. Ula, która była pewna, że idą na plażę, zdziwiła się widząc, że skręcają w kierunku, który mógł prowadzić wszędzie, ale na pewno nie na dwór. Myślała, że idą pospacerować i połączyć to z opalaniem się… Pływanie raczej skreśliła na samym początku, chociaż teraz miała pewne wątpliwości. Po chwili zaobserwowała, że znaleźli się na basenie. – Co ty na to? Jesteśmy w SPA, możemy skorzystać z uroków.
- Fajnie. Tylko, że ja nie umiem pływać.
Wzruszył ramionami. – To nie problem – stwierdził. – Nauczę cię. Chodź – zachęcił ją buziakiem i pociągnął za dłoń w kierunku drabinek.

~~*~~

„Stało się tak jak chciałem, taka noc raz w życiu zdarza się.
Dałaś mi swoje ciało, razem z nim dostałem serce twe.

Delikatnie całował i pieścił jej całe ciało doprowadzając ją do dreszczy rozkoszy. Pierwszy raz czuł się tak… nie potrafił znaleźć odpowiednich słów żeby opisać to doznanie. Jeszcze nigdy nie czuł takiego czegoś podczas seksu z jakąkolwiek kobietą. Nie tylko chciał czerpać przyjemność – chciał ją dać także i jej. Zapomniał o całym świecie… Najważniejsza była tylko ta kobieta, z którą dzielił łóżko. Pocałował ponownie jej usta. Powoli i delikatnie nie chcąc sprawić jej najmniejszego bólu wszedł w nią. Poruszał się delikatnie w jej wnętrzu.

„A to ja, ja, ja, ja, prawdziwym jestem królem, 
Bo ty wybrałaś właśnie mnie!
Właśnie ja, ja, ja, ja, dla ciebie ten jedyny
Niech cała ziemia o tym wie!

Leżał obok i głaskał ją czule po policzku. Był tu przez cały czas, przytulając ją do siebie, pozwalając jej się obyć z tym, że oboje leżeli obok siebie, nadzy. Nie miał zwyczaju zostawać z tymi dziewczynami… Nie traktował ich tak. Po prostu po stosunku od razu zasypiał odwrócony, albo wychodził. Ale z Ulą wszystko było inaczej. Kochał ją. Wiedział, że teraz pewnie jest szczęśliwa, ale za kilka dni, jak dobrze pójdzie tygodni, poczuje się skrzywdzona. Musnął jej policzek. Otworzyła oczy i spojrzała na niego tymi swoimi chabrowymi, najpiękniejszymi na świecie oczyma. Uśmiechnął się do niej z czułością.
- Jak się czujesz? – zapytał szeptem.
Westchnęła cicho uśmiechając się przy tym. – Nie wiem… nie potrafię tego nawet opisać… - Wtuliła się w niego. – Najlepiej. Tak jak jeszcze nigdy.
Wtulił twarz w jej włosy. – Nie żałujesz?
Pokręciła głową. – Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z tobą – odparła równie cicho co on. – Tego też nie.
  

Piosenki:
·         Kasia Kowalska – „Coś optymistycznego”
·         Sekret – „Kocham cię tak”
·         Marek Tranda – „Moja dumka”
·         Myslovitz – „Chciałbym umrzeć z miłości”
·         Alexz Johnson – „I still love you” (tłumaczenie)
·         Grzegorz Turnau & Basia Stępniak-Wilk – „Bombonierka”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz