środa, 6 czerwca 2012

Rozdział 10


Rozdział 10

„Wziąłeś moją dłoń, pokazałeś mi jak
Obiecałeś mi, że będziesz zawsze w pobliżu
Właśnie tak 
Przyjęłam twoje słowa i uwierzyłam
We wszystko, co mówiłeś do mnie
Właśnie tak.”

Ulę z samego rana nie obudził tak jak zwykle dźwięk budzika, ani nawet nie był to śmiech Beatki. Usłyszała ciche stąpanie, równie ciche i ostrożne zamykanie szafek, i brzdęk wyjmowanych talerzy. Wcale nie miała ochoty otwierać oczu. Po chwili jednak poczuła delikatny pocałunek. Odwzajemniła go .
- Dzień dobry moja pani – rzucił wywołując szeroki uśmiech na jej twarzy. – Śniadanie do łóżka.
Pocałowała go w policzek. – Kochany jesteś – stwierdziła.Uśmiechnął się. Usiadł w łóżku obok niej i zabrali się za wzajemne karmienie się. Wywoływało to u nich raz salwy śmiechu, raz pocałunki, w końcu jednak udało im się najeść.
- Wstawaj, szkoda pięknego dnia na spanie – stwierdził. Uśmiechnęła się do niego po czym ruszyła do łazienki. Marek usiadł na łóżku i spojrzał na miejsce gdzie przed chwilą jeszcze spała Ula. Przypomniał sobie efekt swoich nocnych rozmyślań kiedy spała już wtulona w niego, a on obserwował jej twarz. Co z tego, że ich miłość była skazana na porażkę, co z tego, że nikt nie wierzył, że to się uda, nawet oni sami pewnie w to nie wierzyli, co z tego, że wszystko sprzysięgło się przeciwko nim i ich szczęściu? Będzie walczył o Ulę i o ich miłość. Nie ważne czy ona odejdzie, czy zostanie. Będą razem mimo wszystko. W końcu się kochają. Musi tylko jej to wyjaśnić… Postanowił, że zabierze się za to, ale jeszcze nie dzisiaj – dzisiaj nie było miejsca napłacz, smutek albo kłótnie. Mieli być razem i być szczęśliwi wbrew wszystkim i wszystkiemu .Na trudne rozmowy, przeprosiny, ewentualne kłótnie i rozstania przyjdziejeszcze czas.
- Ulkaaa… - jęknął. – Ile czasu można spędzić w łazience?
- Jak widać dużo – odparowała uchylając lekko drzwi. – Zaraz wyjdę – stwierdziła po czym z powrotem zamknęła się w łazience. Zaśmiał się. Czy mogłoby być tak zawsze? Może. Tylko oboje muszą się postarać, a przynajmniej on musi się o to postarać. Bo to przez niego ta miłość praktycznie nie ma szans na spełnienie. Po chwili wyszła z łazienki. Podszedł do niej, przyciągnął do siebie i pocałował ją. Uśmiechnęła się do niego. – Gdzie idziemy?
- A gdzie chcesz? Wczoraj ja wybierałem nam rozrywki – stwierdził zgodnie z prawdą. Musnęła go w usta i pociągnęła za rękę. Nie opierał się i ruszył za nią.
  

~~*~~

„Nie mogę przestać wierzyć, iż
Jedynie się oszukujemy
Mam już dość tego kłamstwa.”

Stała dłuższą chwilę patrząc jak samochód Marka powoli znika jej z oczu aż w końcu zniknął za zakrętem. Miała już zamiar wrócić do domu gdy nagle zobaczyła nadchodzącą w jej kierunku Amelię. Uśmiechnęła się radośnie do przyjaciółki. Po chwili już obie siedziały w pokoju Uli.
- I co Ulka? Jak było na „delegacji”? – zapytała patrząc na nią wymownie.
- Oj, musiałam tak powiedzieć tacie – szepnęła. – Ale… było cudownie. Nigdy jeszcze nie czułam się taka… szczęśliwa.
- No faktycznie widać po tobie – stwierdziła. – Nie wyglądasz jakbyś wróciła z wyjazdu służbowego – zaśmiała się. – A teraz na serio… Ulka…Nie będę już nic mówić na temat Marka, bo sama o tym wiesz… ale dobrze się zastanów co robisz.
Ula westchnęła ciężko i podkuliła nogi.
- Straciłam głowę – stwierdziła. – Zapomniałam się. Ale Marek… on…jest taki… - Westchnęła z rozmarzeniem. – Taki czuły, troskliwy, delikatny…
- Tak, Marek faktycznie potrafi – stwierdziła przypominając sobie ich krótki romans. Nie cierpiała już tak bardzo na to wspomnienie. Przeszło jej. To nie była prawdziwa miłość. – I naprawdę jest w tym dobry. Ulka… nie wiem po co pytam, bo to raczej oczywiste… ale doszło do czegoś pomiędzy wami?
Dziewczyna przez dłuższą chwilkę milczała.
- Tak, doszło – szepnęła. Spuściła wzrok. Wiedziała już… Marek osiągnął cel. Dostał czego chciał… i teraz już koniec. Co z tego, że był z nią dłużej niż z innymi dziewczynami… Może z jakiegoś powodu mu się podobało i chciał to dłużej pociągnąć… Ale teraz, gdy już otrzymał „nagrodę”… - Wiem Ama, wiem… Ale to prędzej czy później było nieuniknione – szepnęła powstrzymując łzy. – Nawet jeśli by do niczego nie doszlo… to w końcu by mu się znudziło...
Amelia popatrzyła smutnym wzrokiem na przyjaciółkę. Nie chciała już nic mówić, żeby jeszcze bardziej jej nie dobijać… ale zgadzała się z Ulką.To było nieuniknione jeśli chodziło o Marka. Miał wprawę, był naprawdę dobry… i prędzej czy później każda kobieta uwierzyła w jego obietnice, w to, że ją kocha.
- No nic. – Zmusiła się do bladego uśmiechu. – To było nieuniknione, wiedziałam o tym od samego początku, gdy tylko zdecydowałam się żeby dalej ciągnąć ten romans mimo mojego uczucia… Więc teraz nie stchórzę, ale pójdę do firmy. I… i się nie rozpłaczę, nie?
- Iść z tobą?
- Nie, sama to załatwię. Wiesz co… chyba mam nawet pewien pomysł żeby było mi łatwiej, i żebym nie musiała się spotykać z Markiem. Pójdę już do firmy, on pewnie dopiero jest w domu… wita się z narzeczoną – stwierdziła z nutką goryczy w głosie. – Podwieziesz mnie do FD?
- Pewnie, chodź.
  

~~*~~

Jechała na piąte piętro. Chyba pierwszy raz te kilka sekund podczas których przebywała w windzie wydawały jej się stanowczo za krótkie. Zacisnęła zęby gdy zobaczyła rozsuwające się drzwi windy. Odetchnęła głęboko.Wiedziała, że musi… jeśli nie chce się rozpłakać gdy Marek będzie wręczał jej wymówienie, to musi poradzić sobie sama. Dała się wykorzystać, zrobiła to świadomie. Ciągnęła ten romans mimo, że wiedziała, że ten dzień w końcu nadejdzie. Marek dostał czego chciał, mogła więc odejść. Była tego pewna. Więc…ułatwi to. Nie będzie musiał wręczać jej wymówienia i widzieć łez w jej oczach.Sobie też to ułatwi. Odejdzie bez pożegnania. Westchnęła ciężko po czym podeszła do recepcji.
- Ania, Marek jest już w pracy? – zapytała koleżanki.
- Nie, nie przyszedł jeszcze, ale jak chcesz to mogę zadzwonić i…
- Nie, dzięki – zaprotestowała przerywając jej. – I mam prośbę… nie mów, że o niego pytałam, jeśli przyjdzie. Okej?
- No dobra… Ula, coś się stało?
- Nie… - Pokręciła głową z westchnieniem. – Odchodzę – stwierdziła. – Muszę iść, do zobaczenia.
- Cześć…
Westchnęła cicho i powolnym krokiem ruszyła w kierunku gabinetu Sebastiana. Skoro Marka nie było, co było jej na rękę, to tylko Olszański mógł wydrukować jej wymówienie… kto wie, może Marek już do niego zadzwonił żeby wydrukował jej zwolnienie? Chciała zapukać jednak zawisła z ręką w powietrzu . Wiedziała, że to będzie dla niej trudne… ale o wiele trudniejszy byłby widok Marka, który patrzyłby na nią beznamiętnym wzrokiem i wręczał wymówienie.Musiała sama sobie poradzić. Zapukała. Po chwili weszła do środka.
- Cześć Seba… - rzuciła cicho. – Mam prośbę… Mógłbyś… - Odetchnęła ciężko. – Mógłbyś wydrukować mi moje wymówienie? – wyrzuciła. Dobra, teraz to już nie ma odwrotu. Żadnego.
- Wymówienie? – zdziwił się. Oczywiście wiedział, że Marek będzie chciał Ulę zwolnić, w końcu robił to ze wszystkimi swoimi kochankami… - A czemu chcesz się zwolnić? – zapytał mimochodem.
- Po prostu… Czy to ważne?
- Nie, tak tylko pytam – stwierdził.

~~*~~

„Proszę nie mów muszę odejść, tyle jeszcze na nas czeka 
nawet jeśli to co było już nie wróci 
nawet jeśli dziś… już nic… to nic… nie znaczy…”

Marek rozpakowywał się właśnie po wyjeździe z Ulą. Nie uśmiechało mu się to… o wiele bardziej wolałby zostawić swoje rzeczy w aucie, do domu przyjść tylko po to żeby zerwać z Paulą… a potem pojechać do Uli i poważnie z nią porozmawiać. Ale chyba jeszcze nie był gotowy na ten krok. Rozpakował się więc przy okazji wspominając wszystkie chwile, wspólne chwile, które przeżyli przez te dwa dni. Dwa najpiękniejsze dni w całym jego życiu. Uśmiechnął się z rozmarzeniem. Po chwili usłyszał dzwonek telefonu. Odebrał.
- Tak Seba?
- …
- Co? – niemal wykrzyczał. – Jak to odejść? Seba… nie drukuj jej tego cholernego wymówienia, jasne? Ona nie może odejść.
- …
- Wiem, że nie rozumiesz, nie wyjaśniłem ci jeszcze tej sytuacji. Sebastian… wszystko ci powiem, okej? Ale zatrzymaj Ulę w firmie zanim nie przyjadę, dobra?
- …
- Seba! – krzyknął. – Jak to za późno? Nie mów mi, że ona już wyszła.
- …
- No to nie wiem, no zamknij mój gabinet od zewnątrz żeby nie wyszła… Wymyśl coś, okej? Seba, proszę cię…
- …
- Dzięki. Będą za… - Spojrzał na zegarek. – Maks dwadzieścia minut.
- …
- Dobra, spieszę się, okej. Cześć.
Rozłączył się i niemal wybiegł z domu po drodze zabierając marynarkę. Nie wiedział czemu chce odejść, mógł się tylko domyślać. Może Amelia jej powiedziała, może sama się domyśliła… a może miała dość tego, że on jest z Pauliną. Tak czy  inaczej musiał ją zatrzymać, wyjaśnić, przeprosić… i wszystko odkręcić. Wszystko – związek z Pauliną, wszystkie nieporozumienia… Wszystko. Wsiadł do samochodu i przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Cholera no… - zaklął. – No odpal! – mruknął pod nosem gdy jego samochód nadal nie chciał ruszyć. – No dalej… - Po chwili odetchnął z ulgą. Ruszył do firmy. Musiał się pospieszyć. Musiał zdążyć, nie wiedział ile czasu Sebastian zdoła ją zatrzymywać. No chyba, że weźmie sobie do serca jego radę i zamknie ją w gabinecie. Po piętnastu minutach zatrzymał samochód na parkingu pod firmą. Wbiegł do firmy. Winda na szczęście była na parterze więc wsiadł do środka i nacisnął piątkę. Po chwili drzwi windy otworzyły się. Podszedł do recepcji.
- Ania, Ula zjeżdżała windą?
- Nie, nie widziałam.
- Okej, dzięki. Jakbyś ją zobaczyła to powiedz jej żeby zaczekała,i zadzwoń po mnie.
Ruszył szybko do gabinetu Sebastiana. Miał nadzieję, że jego przyjaciel wpadł na naprawdę dobry pomysł żeby zatrzymać Ulkę w firmie.
- Seba… Zatrzymałeś ją?
- Tak, wmówiłem jej, że pod wymówieniem potrzebny jest twój podpis i, że ona musi do ciebie po niego pójść. Co prawda tak jest… ale ja równie dobrze też mógłbym to załatwić. No tak czy inaczej powinna być w twoim gabinecie.
- Seba… jesteś wielki – stwierdził.
- Wisisz mi piwo.
- Okej. Ja lecę.
Wyszedł z gabinetu dyrektora HR i szybkim krokiem ruszył wkierunku swojego. Po chwili był już w sekretariacie. Pokrótce ułożył sobie co ma jej powiedzieć, po czym wszedł do środka. Ula siedziała na kanapie w dłoni trzymała dokument.
- Cześć – rzucił. – Ula… wyjaśnisz mi o co chodzi? – Od razu przeszedł do meritum.
- Po prostu się zwalniam. Proszę. – Wręczyła mu wymówienie.
- Ula. – Spojrzał jej w oczy. – O co chodzi?
Westchnęła. Wiedziała, że nie będzie najprościej. Cholerne przepisy… gdyby nie one byłaby już w Rysiowie i nie musiałaby rozmawiać z Markiem.
- Po prostu ułatwiam ci zadanie.
Pokręcił głową. – Zadanie? Ula… wszystko ci wyjaśnię, okej? Tylko proszę, nie odchodź.
- Ale ty mi nic nie musisz wyjaśniać ja wszystko wiem – stwierdziła. – Wiem, że mnie oszukałeś, wykorzystałeś i, że tak naprawdę to nigdy nie kochałeś. Wierzyłam, że jesteś w stanie się zmienić… Ale już nie w to nie wierzę. Cuda się nie zdarzają, niestety. Więc po prostu podpisz mi to wymówienie i nie utrudniaj, proszę.
- Nie, Ula… nie… - Pokręcił głową. Podszedł do niej jednak odsunęła się kilka kroków. – Proszę Ula… daj mi…
- Nie Marek! Nie dostaniesz szansy. Nawet jeżeli byś się zmienił, co nie nastąpi, to i tak nie możemy być razem. Oboje popełniliśmy za dużo błędów, rozumiesz? Tak, ja też – potwierdziła widząc jego zaskoczoną minę. Wkońcu jej na początku chodziło prawie o to samo co jemu… rozkochać i rzucić.Tylko, że u niej to pełniło „funkcję dydaktyczną”, u niego, cóż… zaspokajanie potrzeb. – Poza tym… nie potrafię ci ufać. Już nie. Podpisz, proszę.
- Ula… - Zbliżył się do niej. – Porozmawiajmy, proszę…
- Marek… spieszę się okej? Koleżanka na mnie czeka. Podpiszesz mi to w końcu, czy nie?!
- Amelia?
Otworzyła usta, żeby mu coś odpowiedzieć, ale wydostało się z nich tylko westchnięcie.
- To nie ma znaczenia – stwierdziła po chwili. Spojrzała mu woczy. – Podpisz mi to wymówienie. Chcę skończyć z Febo&Dobrzański raz na zawsze. Rozumiesz?
Westchnął. – Rozumiem – szepnął. Czy ona tylko udawała… czy naprawdę nic nie czuła? Bo w jej oczach nie widział smutku z powodu odejścia, a tylko… ból? Tak, to był ból. Bolało ją to, że ją oszukał i wykorzystał... co tak nie do końca było prawdą – Ula…może jednak weźmiesz dwutygodniowy urlop i wtedy to przemyślisz? – zaproponował niepewnie.
Pokręciła głową. – Ja już to przemyślałam, i podjęłam decyzję. Odchodzę.
Pokiwał głową spuszczając wzrok. – Ula… spędziliśmy właśnie razem dwa wspaniałe dni… i może ich być więcej, obiecuję, że będzie ich więcej. Musisz tylko dać mi szansę.
- Nie Marek – odparła smutno. – To bez sensu, nie uda się. To co nas łączyło… - Pokręciła głową.
- Ula, to nadal nas łączy… Proszę cię, daj mi szansę, ostatnią. Wszystko naprawię. – Delikatnie ją przytrzymał za ramiona. – Obiecuję…
Wyszarpnęła się z jego uścisku. Dlaczego on musiał wszystko utrudniać? Jej już i tak nie było łatwo, a on… on dalej grał. Przecież doskonale wiedziała, że ten romans… że to nie ma sensu, a i tak się na to zdecydowała .Ale nie miała zamiaru już dłużej tego wytrzymywać. On niedługo będzie się żenił… a ona tego nie wytrzyma. Już nie chciała mieć z nim nic wspólnego.
- Wiesz co, Marek? Dużo razy już mi to obiecywałeś i łamałeś dane słowo. A złamana obietnica, boli nawet bardziej niż niejedno kłamstwo, wiesz? Ja już tak dłużej nie potrafię… nie chcę. Więc… Podpisz to wymówienie, i daj mi spokój, proszę…
Pokiwał głową. Spełnił jej prośbę. Bo co mógł teraz zrobić? Przecież nie może jej zmusić do pozostania w firmie, do niczego nie może jej zmusić. To musi być jej własna świadomie podjęta decyzja… On nadal będzie się starał, walczył, ale teraz odpuści. Da jej trochę spokoju. Może jak spojrzy na to z dystansu, to będzie w stanie z nim porozmawiać spokojnie.
  

~~*~~

„Gdy ciebie zabraknie i ziemia rozstąpi się 
W nicości trwam...” 

Gdy automatyczne drzwi się za nią zasunęły od razu poczuła jak kolejny okres w jej życiu dobiega końca. Powinna czuć ulgę… ale poczuła tylko palące łzy spływające po policzkach. Nie potrafiła dłużej już ich powstrzymywać. Wsiadła do samochodu Amelii, zapięła pas i wbiła wzrok w swoje dłonie.
- Jedźmy do domu… - szepnęła.
Kobieta nie zadawała zbędnych pytań tylko od razu odpaliła silnik i ruszyła w kierunku Rysiowa. Ula czuła się… okropnie. Chciałaby żeby to wszystko potoczyło się zupełnie inaczej… ale wiedziała, że nie było takiej możliwości. Ona była dla niego tylko kolejną dziewczyną do rozkochania w sobie, kolejną zdobyczą,a ona już nie potrafiła dłużej ciągnąć tego romansu. To trwało już zdecydowanie za długo, ale przejrzała na oczy… Otarła łzy z policzków, oparła się o zagłówek i przymknęła oczy. Chwilę oddychała głęboko chcąc dojść do stanu względnego spokoju zanim będzie musiała rozmawiać z rodziną i udawać, że nic się nie stało, że wszystko jest okej.
- Ulka, chcesz pogadać? – zaproponowała Ama gdy zatrzymała już auto pod domem przyjaciółki.
- Tak…
Ula zmusiła się do szerokiego uśmiechu. Przywitała się z tatą i z rodzeństwem, zachowywała się tak jakby zupełnie nic się nie stało, chociaż w środku czuła jakby jej serce miało zamiar rozpaść się na milion kawałeczków, a ona tylko zdołała to odwlekać udawaniem, że nic się nie dzieje. Weszła za Amą do pokoju i położyła się na łóżku wtulając twarz w poduszkę. Amelia kucnęła obok tapczanu Uli.
- Ulka… wiem, że jest ci źle, ale to minie. Wszystko będziedobrze. – Naprawdę starała się ją pocieszyć. Ula wspierała ją po jej rozstaniuz Markiem… teraz jej kolej.
- Nie Ama – załkała. – Nic nie będzie dobrze. Ja nie potrafię… nie bez niego!
- Ula… wiem, że naprawdę go kochasz...
- Amelia, proszę… chociaż teraz nie mów mi o tym, że on nic nie czuje, ja nie dam rady o tym słuchać…
- Może… może powinnaś z nim porozmawiać – zaproponowała niepewnie.
Do Marka miała żal, i to duży. Wykorzystał ją, a teraz także i jej przyjaciółkę. Ale coś jej nie pasowało. Był z Ulą dłużej niż z innymidziewczynami. Często widziała jak odwoził Ulkę do domu, jaki był uśmiechnięty,jakby szczęśliwy. Czy zdołałby tak dobrze udawać, że nawet ona – kobieta, którą oszukał, i nie ufała mu pod żadnym względem – zobaczyła, że zachowuje się inaczej? Do opowieści Uli podchodziła raczej analitycznie – nie patrzyła na to co czuje przy Marku Ula, starała się przejrzeć Dobrzańskiego nie patrząc przez pryzmat miłości Uli do niego. Nie było to łatwe… ale coś jej nie grało. Czy Marek zabierał inne dziewczyny do parku? W walentynki też nie zabrał Uli tam gdzie wszystkie swoje kochanki. I jeszcze ten wyjazd… wyłamał się – zawsze był hotel w Warszawie, jedna noc i nic poza tym. A z Ulą nieco bardziej się starał. Pocieszał ją…  Pobiegł za nią gdy zobaczył ją z Pauliną, na inną dziewczynę machnąłby ręką i stwierdził, że jej przejdzie.
- Nie… - szepnęła. – Nie chcę z nim rozmawiać. Po co? Przecież on nie zerwie z Pauliną… Poza tym ta cała szopka w jego gabinecie… Nie wiem po co to robił, ale pewnie siedzi już w klubie z Sebą i świętują.
- A może nie?
- Bronisz go? – zdziwiła się.
- Nie, nie bronię. Po prostu on tu przyjechał, a raczej nie może być i tu i w klubie – stwierdziła wskazując na okno. Ula podniosła się z łóżka i delikatnie odsłoniła firankę. Faktycznie, był.
- Ama… - Pokręciła głową. – Nie wiem po co tu przyjechał… ale nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Miał swoją szansę, cały miesiąc na zerwanie z Pauliną i nie wykorzystał tego.
- Ulka, nie zapominaj, że ty też święta nie byłaś.
- Ama, nie broń go! – zawołała z wyrzutem. – Poza tym ja mu nie dawałam żadnych obietnic bez pokrycia, a on mi tak. Mu zależało tylko na jednym, dostał to i już, koniec. Ja już nie dam się więcej oszukać.
- Dobrze, już dobrze. Nie bronię go, w końcu też nie mam najmilszych wspomnień. Po prostu… nie zabiegał tak o rozmowę ze mną, a z tobą...
- Nie no, jeszcze tylko powiedz, że mu na mnie zależy. Ama, ja naprawdę nie uwierzę już w nic co on powie. Byłam głupia, że mu zaufałam. Dałam się oszukać mimo, że wiedziałam, że on to zrobi. Od początku wiedziałam, że zależy mu tylko na jednym. Ale mimo tej wiedzy tkwiłam w tym, bo miałam tą złudną nadzieję, że on może się zmienić! Ale już wiem, że nie może. Bo byliśmyw tym całym SPA… I dostał czego chciał. Ja nie wierzę, że on mógł się zmienić, za moją sprawą. Wiesz, że po Bartku przez dziewięć długich lat nie mogłam zaufać żadnemu mężczyźnie. Marek to zmienił. Zaufałam mu mimo, że nie powinnam i od początku doskonale o tym wiedziałam. Ale… automatycznie z tym jak przyjechałam do domu po naszym weekendzie… zrozumiałam, że on zabrał mnie tam tylko po to żeby mnie wykorzystać. Straciłam głowę… ale już jest na swoim miejscu i zaczęłam na nowo myśleć racjonalnie. Nie mogę go kochać. On nie zerwie z Pauliną, nie zmieni się, nie pokocha mnie. – Nie zważała na to, że po jej policzkach płyną potoki łez. Słonawy płyn rozmazywał idealnie nałożony makijaż. Nagle usłyszała za swoimi plecami ciche chrząknięcie. Wstrzymała oddech i spojrzała na Amelię pytająco. Dziewczyna kiwnęła głową. Odetchnęła .Odwróciła się w stronę Marka. – Co tu robisz?
- Musimy porozmawiać. Wszystko słyszałem – stwierdził.
- Tak? To skoro słyszałeś to powinieneś zrozumieć już, że ja nie chcę z tobą rozmawiać.
- Ula… Proszę.
- Nie. Dlaczego niby miałabym z tobą rozmawiać, dawać ci szansę?
- Ponieważ bez ciebie już nie oddycham, i nocami jest mi zimno. Potrzebuję innej części mnie. Najlepszej z mojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Mojego powodu by przeżyć... by żyć.*
Odchrząknęła cicho patrząc na niego zaskoczona. Dopiero teraz zauważyła, że Amelia niezauważona wyszła z pokoju. Popatrzyła na Dobrzańskiego.
- Co? - szepnęła.
- Ula… Proszę cię. Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo proszę… daj mi ostatnią szansę.
Spuściła wzrok. Co ona miała zrobić… kochała go i jedyna rzecz, na którą miała teraz ochotę to wtulenie się w niego i zapomnienie o wszystkim co było złe… Pokręciła głową.
- Po co? – zapytała smutnym głosem. – Żebyś znowu mógł mnie wykorzystać?
Zbliżył się do niej na zdecydowanie niebezpieczną odległość.Zrobiła dwa kroki w tył.
- Ula… wiem, że zraniłem dużo ludzi.
- Cóż za samokrytyka.
- Ale – kontynuował nie zważając na to co powiedziała – ty jesteś jedyną osobą,której nie chcę krzywdzić…
- To mnie nie krzywdź… i wyjdź stąd!
  

~~*~~

Piosenki:
  • Pink– „Who know” (tłumaczenie)
  • Evanescence – „Call me when you’re sober” (tłumaczenie)
  • Mafia (Andrzej Piaseczny) – „Imię deszczu”
  • Edyta Bartosiewicz – „Ostatni" 

*Tłumaczenie refrenu piosenki „Dejame” Ericka Rubina 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz