niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 7


Rozdział 7
„Bronię się, ciągle mówię nie, to nie dla mnie, 
niech wszystko będzie tak jak dawniej.
Zostaw mnie, odejdź tam gdzie chcesz,
niech na zawsze wszystko będzie tak jak dawniej.”

Siedział na swoim krześle obrotowym z twarzą ukrytą w dłoniach. Nie rozumiał co się z nim dzieje. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak… tak jak przy Uli. Pierwszy raz odkąd pamiętał nie wrócił na noc do domu, i nie było to spowodowane przebywaniem w hotelu w towarzystwie długonogiej piękności. Zwyczajnie nie miał ochoty widzieć Pauliny, całować się z nią, wysłuchiwać pretensji. Z Ulą poprzedniego dnia spędzili bardzo dużo czasu, odwiózł ją do domu dopiero około trzeciej nad ranem. Oboje byli w doskonałych nastrojach, mimo tego, że praktycznie to nie robili nic niezwykłego – spędzili w swoim towarzystwie kilka niesamowitych godzin nad Wisłą.
„Stop! Czy ja pomyślałem: niesamowitych godzin nad Wisłą?” – pomyślał z popłochem.
Nigdy nie przywiązywał do randek z tymi dziewczynami większej wagi. Były to zwyczajne spotkania, już nawet większości z nich nie pamiętał. Nie bywał sentymentalny, żadna randka nie była dla niego ważna, były mu potrzebne tylko po to żeby ostatecznie dostać to czego chciał… Więc czemu poprzedniego dnia podczas tych wszystkich pocałunków nawet nie przeszło mu przez myśl żeby wziąć Ulę do hotelu w wiadomych celach, a następnego dnia wręczyć wymówienie, bo dostał czego chciał? Dlaczego tego nie zrobił? Przecież zawsze był bezwzględny, nie obchodziło go to, że kogoś zrani, że będzie przez niego płakać. Nie obchodziło go to, co działo się z tymi dziewczynami po skończonym romansie. On chciał tylko jednego. Z Ulą także. Więc dlaczego nie wykorzystał jej już wczoraj? Miał dość. Dość tego co działo się z jego uczuciami, dość wyrzutów sumienia, dość wszystkiego co związanego z uczuciami do Uli. Czy naprawdę nie mogło być tak jak zawsze było? Krótki romans bez zobowiązań? Wypuścił głośno powietrze.
„Dobrzański, przestań!” – zganił się w myślach. – „Jak tak dalej pójdzie to jeszcze się w niej zakocham” – pomyślał z ironią. W końcu on się nie zakochiwał. Nigdy.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Spojrzał wrogo na gościa, jednak złość z twarzy bezwiednie odeszła gdy zobaczył przed sobą Ulę.
- Cześć – rzuciła z uśmiechem. – Kawa dla prezesa.
Uśmiechnął się do niej serdecznie. – Jesteś Aniołem – stwierdził. Był wykończony rozmyślaniem i kawa była tym co było mu potrzebne
- Bez przesady – odparła ze śmiechem. – Wracam do pracy, dokończę te zestawienia kampanii reklamowych.
Zmarszczył brwi. – Przecież Viola miała to zrobić. – Ula wzruszyła ramionami. Westchnął. – Ulka. Nie wyręczaj jej, okej? Nie pali się, nie potrzebuję tego już teraz. Violetta ma cały dzień a chyba aż taka głupia nie jest. Ty masz wystarczająco dużo swoich obowiązków.
- No dobrze – zgodziła się. –Pójdę już.
- Ulka.
Zatrzymała się w półmroku i odwróciła się do niego. Spojrzała na niego pytająco. Otworzył szufladę karcąc się przy tym w myślach za własną głupotę. Jakby nie mógł zwyczajnie pozwolić jej wyjść z gabinetu i nie poddać się temu impulsowi. Wyjął z szuflady książkę. Kiedyś, dawno, nawet bardzo dawno temu kupił ją z zamiarem wręczenia jej Paulinie. Potem jednak z nudów sam ją przeczytał, i stwierdził, że Pauli raczej się nie spodoba, zostawił ją jednak, tak na czarną godzinę. Otworzył książkę i nakreślił w środku kilka zdań. Sam nie wiedział skąd one wzięły się w zakamarkach jego pamięci. Nigdy nie miał daru do zapamiętywania cytatów z wierszy i piosenek. Tym bardziej nie wiedział czemu je napisał.
„Dla zachowania pozorów” – powtarzał sobie w myślach. – „W końcu ją okłamuję…”
Wręczył jej z uśmiechem książkę.
- Proszę.
Wzięła od niego lekturę i uśmiechnęła się uroczo.
„Cholera, Dobrzański!” – zganił się. – „Uśmiechnęła się NORMALNIE! Normalnie, nie uroczo!”
Spojrzała na okładkę książki.
- Cień gwiazdy?
- Mhm – potaknął. – Taki romans. Bardzo ciekawy swoją drogą. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Dziękuję.
Podeszła do niego i musnęła go w usta. Odwzajemnił lekko pocałunek. Po chwili się od siebie odsunęli. Przez kilka sekund ciągnących się niemal w nieskończoność miał okazję popatrzenia jej w oczy. Robił to już kilka razy… ale dlaczego akurat teraz tak dziwnie się poczuł?
„Stop. Marek. Myśl normalnie. Oczy jak każde inne.”
Ruszyła w kierunku wyjścia z gabinetu szefa jednak zanim otworzyła drzwi odwróciła się do niego przodem z zaskoczonym wyrazem twarzy. Podniosła książkę do góry.
- Czytasz romanse?
Westchnął. – No… zdarza się – stwierdził.
Pokiwała głową z uśmiechem Wyszła z gabinetu. Lekko stuknął się pięścią w czoło. Zdecydowanie nic nie było z nim w porządku.
„Cholera” – zaklął w myślach.
Opadł z powrotem na krzesło i spojrzał w biały sufit. Nie rozumiał nic z tego co się z nim działo… i wolał już żeby nic się z nim nie działo. Żeby było tak jak dawniej – zwyczajny romans. I nic więcej… a on bawi się w jakieś „nie, bo ją zranię”. Nigdy nie przejmował się, że kogoś zrani. Nigdy. A teraz… Pokręcił głową. Nagle usłyszał ponowne pukanie do drzwi. Westchnął ciężko, ale zaprosił gościa do środka. Po chwili do gabinetu wszedł Seba.
- No hej – rzucił. – I jak tam po walentynkach? – zapytał z, wręcz niezdrową, ciekawością.
- Było… miło – stwierdził zdawkowo. Wolał się raczej nie zagłębiać w swój stan emocjonalny, nie przy Sebie.
- Miło? – zapytał krzywiąc się lekko. – Nie popisała się?
- Seba! – warknął.  – Nie o to chodzi.
- No to może mnie oświecisz, bo nie do końca rozumiem? Było miło? A może tak coś więcej?
Wywrócił oczami. Co miał mu powiedzieć? Że zmienił przyzwyczajenia i na ich randce nie doszło do tego, do czego zawsze dochodziło?
- A co ja mam ci więcej odpowiadać… Po prostu no… - Westchnął. – Do niczego nie doszło.
- Do niczego?
- Do niczego – potwierdził.
Sebastian wpatrywał się w przyjaciela w niemym zaskoczeniu.
- Okej… Czyli chcesz mi powiedzieć, że pojechaliście do palmiarni i… i nic więcej?
- Nie pojechaliśmy do palmiarni – mruknął. – Zabrałem ją nad Wisłę.
- Przecież zawsze zabierałeś dziewczyny do palmiarni, czemu jej nie zabrałeś? – zapytał zaskoczony.
Zastanowił się przez chwilę. – No bo już byliśmy w palmiarni – stwierdził zgodnie z prawdą. Faktycznie, byli już tam, jednak nie z tego powodu jej tam nie wziął. Po prostu z jakiegoś bliżej niewyjaśnionego powodu nie chciał być z nią tam, gdzie był ze wszystkimi dziewczynami.
- Tak?
- Mhm – potwierdził nie patrząc na niego.
W tym momencie nawet Sebastian bez problemu wyczytałby z mimiki jego twarzy, że kłamie. A raczej nie chciał przyznawać się kumplowi, że… no właśnie. Że co? Przecież sam jeszcze nie wiedział o co dokładnie chodzi.
- Aha.

~~*~~

Pracował kolejną godzinę. Byleby nie myśleć o tym co się z nim dzieje. Był gotów pracować jeszcze bardzo, bardzo długo – a mianowicie to do czasu aż jego emocje przestaną wariować. Spojrzał na zegar. Siedemnasta dwadzieścia. Okej… mógł pracować, ale nie chciał zostawać po godzinach. Postanowił sprawdzić czy w firmie jest jeszcze Ulka, co było nawet bardzo prawdopodobne, i zaproponować jej podwózkę do domu. Wyłączył komputer, zatrzasnął szufladę wcześniej wkładając do niej walentynkę od Ulki, założył marynarkę, zabrał teczkę i wyszedł z gabinetu. Chciał już powiedzieć coś do Uli, gdy zobaczył kobietę stojącą przy jej biurku. Normalnie by się tym nie przejął, powiedziałby „dzień dobry” i zaraz zwrócił się do Uli… jednak tym razem by to nie przeszło… bo przy biurku Uli stała jego poprzednia kochanka. Takie spotkania nie zdarzały mu się zbyt często… jednak nigdy nie były także najmilsze. Dziewczyny rozmawiały całkiem swobodnie i śmiały się więc wywnioskował, że muszą się dobrze znać, kto wie, może nawet są przyjaciółkami? Odchrząknął cicho.
- Cześć Amelia – rzucił cicho.
- Cześć Marek.
- To ja może… - Wskazał na gabinet. – Zostawię was na razie same… - stwierdził po czym wrócił do gabinetu.
Oparł się o zamknięte drzwi i przymknął oczy. Czy dopadły go wyrzuty sumienia? Nie. Potrząsnął głową. On nie miewał wyrzutów sumienia… tylko co do Uli. Nie zniesie jeśli będzie żałował teraz każdego ze swoich występków. Odetchnął ciężko odganiając wszystkie wspomnienia.

- No… Pójdę się go zapytać co chciał. Poczekasz?
- Pewnie, leć.
Uśmiechnęła się do Amy, po czym wyszła zza biurka i ruszyła do gabinetu Marka. Zapukała. Po chwili usłyszała jego zaproszenie więc weszła do środka. Siedział przy biurku, podbierając brodę na splecionych dłoniach. Podniósł wzrok i spojrzał na nią. Uśmiechnęła się do niego lekko. Wywnioskował, że Ama nie powiedziała Uli o tym jaki on jest… z jakiegoś powodu poczuł dziwny strach, że Ula mogłaby się dowiedzieć… ale nie był to strach wywołany tym, że mógłby nie dostać czego chciał. Ten strach był o wiele, wiele inny… Jeszcze tylko nie wiedział jakich sfer życia dotyczył. I chyba wolał nie wiedzieć.
- Coś chciałeś?
Westchnął cicho. – Już nic – stwierdził. – Twoja… znajoma?
- Przyjaciółka – poprawiła. – Czemu pytasz? – zapytała, chociaż doskonale wiedziała. Pewnie obawiał się, że Ama jej powiedziała o tym co jej zrobił… bo bał się, że jeśli wie to nie dostanie czego chce… chociaż miała nadzieję, że raczej boi się, że ona wie, bo nie chciał żeby ona go zostawiała…  chociaż wiedziała, ze jest to absurdalne, ale jej serce wyczyniało ostatnio tylko absurdalne rzeczy.
- Bo… Wiesz co, nie ważne, długa historia – stwierdził uśmiechając się nienaturalnie. – Jedziesz już do domu? – zapytał zmieniając temat.
- No wybierałam się, już po siedemnastej. A ty?
- Ja… Yyy… Tak, ja… ja zaraz też wychodzę.
Pokiwała głową. – Wszystko gra?
- Pewnie. Wszystko w porządku – potwierdził. – Do jutra.
- Cześć.
Wyszła z gabinetu, a on od razu wypuścił z płuc powietrze.
„No to się Dobrzański wkopałeś…”
Pierwszy raz zdarzyła mu się sytuacja, żeby jego kochanka przyjaźniła się z jego byłą kochanką. Wydawało mu się to dziwne, w końcu dziewczyny zazwyczaj o wszystkim sobie mówią, ale nic nie wskazywało na to, że Amelia powiedziała Uli o grach Marka. W końcu gdyby wiedziała, to na pewno nie wplątywała się w ten romans, nawet gdyby go kochała. Nie była głupia, już raz ją ktoś zranił, kilka lat temu co prawda, ale jednak. Na pewno nie chciała zostać zraniona raz jeszcze. Nie zaufałaby mu, gdyby wiedziała jaki jest. A może…? Nie, na pewno nie. Odczekał chwilę aż głosy Uli i Amelii ucichnął, co da mu stuprocentową pewność, że dziewczyny wsiadły do windy po czym ruszył do gabinetu Seby. Miał nadzieję, że przyjaciel jest jeszcze w firmie, mimo tego, że pracę wszyscy skończyli już jakieś pół godziny temu. Wszyscy, poza panem Władkiem oczywiście. Z nadzieją przekręcił gałkę w drzwiach dyrektora HR. Drzwi ustąpiły co skwitował westchnieniem ulgi. Wszedł do środka. Sebastian oddawał się właśnie zajmującej rozrywce porządkowania dokumentów.
- Seba… - Westchnął. – Mam mały problem.
- Dajesz.
Odetchnął ciężko.
- Ula… ona… - Odchrząknął. – Ulka przyjaźni się z Amelią.
- Amelia, Amelia… - Pstryknął palcami usiłując sobie przypomnieć. – Eee… A! Ama? Twoja była?
- Tak, właśnie ona – potwierdził.
- No ale… jaki to problem? – zdziwił się.
Dobrzański westchnął cicho.. Czy to on ostatnio ciągle widział problemy tam gdzie ich nie było, czy może za sprawą swoich dziwnych emocji w towarzystwie Ulki wynajdywał różne dziwne kłopoty, czy może Sebastian miał aż tak ograniczone procesy myślowe? Miał nadzieję, że ta ostatnia opcja okaże się prawdziwa.
- No, skoro się przyjaźnią, a ja skrzywdziłem Amelię, to Ula najprawdopodobniej wie. Jest dość inteligenta, więc zapewne domyśla się też, że z nią planuję zrobić to samo… tak?
Sebastian uśmiechnął się lekko po czym podszedł do przyjaciela. Położył mu z impetem dłonie na ramionach.
- Marek… prawdziwej miłości nic nie zniszczy – rzucił. – Skoro Ulka cię kocha to nawet słowa jej koleżanki nie są w stanie tego zmienić.
Pokiwał głową zastanawiając się nad sensem tych słów.
- W sumie to masz rację – przytaknął w zamyśleniu.
- No więc o co ty się martwisz? To jej sprawa czy wie, czy nie wie. A ty przejmujesz się tylko tym, jak doprowadzić do… wiesz czego.
Pokiwał głową. Sebastian ma rację. Czego on się obawia? Jeśli wie, i nadal ciągnie ten romans, to logicznym jest, że ma nadzieję, że on jest w stanie się zmienić i ją pokochać. Poczuł wyrzuty sumienia. Znowu. Po prostu nie chciał jej ranić… Nie po tym czego się dowiedział o jej przeszłości. Nie chciał żeby znowu musiała przez coś takiego przechodzić. Dlatego nie chciał jej zranić.

A może… może nie tylko dlatego?

~~*~~

Piosenka:   Anna Dąbrowska – „Nigdy nie mów nigdy”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz