niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 6


Rozdział 6
„Bo bo bo w dniu zakochanych serca się wysyła 
Bo w dniu zakochanych wiosną pachnie zima 
Bo w dniu zakochanych bez względu na koszty 
Miłość się wyznaje za pomocą poczty. 

Ula z mocno bijącym sercem i uśmiechem błąkającym się na ustach wkroczyła do sekretariatu. Miała w perspektywie walentynki z Markiem. Wiedziała, że nie powinna się cieszyć… Ale skoro już go kochała to czy nie mogła trochę z tego uczucia skorzystać dla kilku miłych chwil? Nawet jeśli miała potem cierpieć, to chciała chwilę pobyć z Markiem… A może on się zmieni? Takie rzeczy podpowiadało jej serce. Umysł dochodził do głosu zazwyczaj wtedy gdy była w domu i na trzeźwo oceniała swoje zachowanie.
- Cześć Viola – rzuciła optymistycznie. – Marek jest u siebie?
- Nie, poszedł do Pshemko.
- Aha. – Uśmiechnęła się do koleżanki. – No dobra, to tylko wejdę żeby coś mu zostawić – stwierdziła otwierając drzwi od gabinetu Dobrzańskiego. Podeszła jak gdyby nigdy nic do biurka i położyła kartkę na jego laptopa. Po chwili jednak zmieniła zdanie podniosła czerwoną kopertę i ułożyła ją starannie na kanapie. Uśmiechnęła się do siebie po czym ruszyła do wyjścia z gabinetu. Chciała już otworzyć drzwi, jednak w tym samym momencie drzwi otworzył Marek. Niemal zderzyli się w progu.
- Cześć – rzucił. – Viola mówiła, że masz coś dla mnie.
- Tak – potwierdziła. – Położyłam.
Kiwnął głową wypuszczając ją z gabinetu i zamknął za nią drzwi. Rozejrzał się po gabinecie co też ona takiego mogła mu zostawić i zauważył czerwoną kopertę leżącą na kanapie. I nawet domyślił się co to jest. W końcu dzisiaj był czternasty luty – walentynki. Byli już umówieni na wieczór i miał obmyślone to ich spotkanie. Wiedział, że nie grozi im telefon ze strony jego narzeczonej. Paulina miała dzisiaj zaraz po pracy iść do Aleksa i spędzić z nim wieczór, spać u niego w domu, i wrócić dopiero nad ranem. Teraz więc mieli spokój z jego narzeczoną. Usiadł na kanapie i wziął czerwoną kopertę do ręki. Obracał ją chwilę w dłoniach i oglądał z każdej strony. W końcu jednak otworzył ją i wyjął kartkę. Rozłożył ją i zaczął czytać.
„Dziwnie się czuję pisząc do Ciebie. Bo to święto nie moje, i Ty też jesteś nie mój. Nigdy nie byłeś i może nigdy nie będziesz... a jednak jestem szczęśliwa. Bo jesteś trochę mniej nie mój niż jeszcze całkiem niedawno temu.”
Westchnął cicho chowając kartkę powrotem do koperty. W pamięć zapadło mu kilka słów – „a jednak jestem szczęśliwa.” Wiedział, że jest szczęśliwa, dzisiaj było to po niej widać. Miała doskonały nastrój.  

~~*~~

„Przyniósł mi listonosz papierowe serce 
Papierowe serce w malutkiej kopercie 
Pytam listonosza, co to jest takiego 
To jest Walentynka na dzień Walentego.”

Ula siedziała z uśmiechem w sekretariacie zagłębiona w dokumentach, co jakiś czas zerkała także w kierunku gabinetu Marka. Karciła sama siebie w myślach. Czemu tak się cieszy? Czemu robiła sobie nadzieję? Chciała żeby się okazało, że jest zakochany… ale wiedziała, że się tak nie okaże. Za jakiś czas przyjdzie do pracy, a on z zimną krwią wręczy jej wymówienie. Dla niego nie różni się niczym od tamtych pozostałych dziewczyn. Po prostu kolejna naiwna… a jednak czuła w sercu, że powinna zaufać, poczekać i dać mu szansę. Po Bartku wiedziała, że serce nie jest najlepszym doradcą… ale kiedy już się budziło, to nie sposób było go nie słuchać. Westchnęła cicho i  chciała już udać się do gabinetu Marka żeby dać mu jakieś dokumenty do podpisania gdy zauważyła, że do sekretariatu wszedł kurier.
- Dzień dobry. Pani… - Spojrzał na kartkę przypiętą do swojego skoroszytu. – Urszula Cieplak?
- Tak, to ja – potwierdziła.
Wzięła od listonosza kopertę i podpisała się w odpowiednim miejscu. Stwierdziła, że to pewnie jakaś korespondencja służbowa więc postanowiła przeczytać to już teraz i od razu zanieść Markowi żeby podpisał wszystko na raz. Usiadła z powrotem za biurkiem i otworzyła kopertę. Uśmiechnęła się widząc walentynkę. Była przekonana, że dostała ją od Marka. Przeczytała tekst i uśmiechnęła się lekko. Wzięła wszystkie dokumenty, które Marek miał podpisać a kartkę w drugą dłoń i weszła do gabinetu Marka. Zauważyła, że z zamyślonym wyrazem twarzy obraca w dłoniach walentynkę od niej. - Przyniosłam dokumenty – stwierdziła kładąc przed nim stosik papierów. Pokiwał głową odkładając walentynkę i sięgnął długopis. – Marek?
- No?
- I… dziękuję za walentynkę.
- Co? – zdziwił  się odrywając wzrok od czytanego dokumentu. Walentynkę? Przecież on nic jej nie wysyłał. Co prawda miał taki zamiar, jednak w końcu stwierdził, że da sobie z tym spokój i da jej jakiś drobiazg jak już się spotkają. – Walentynkę?
- No… - Wyjęła zza pleców kartkę. – Byłam pewna, że od ciebie.
- Nieee… - Pokręcił głową uśmiechając się przekornie. – Mam być zazdrosny?
- Coś ty – zaprotestowała. – No dobra, nieważne. Jesteśmy umówieni na siedemnastą?
- Dokładnie – potwierdził uśmiechając się do niej uwodzicielsko. Odwzajemniła uśmiech i wyszła z jego gabinetu.

~~*~~

„Gdybyś chciał minionych zdarzeń nie wymażesz plam. 
Nie chce już przepłakać życia jedno tylko mam. 
Dosyć już 12 łez i znów zaczynam być.
Przyjdzie czas i moje serce zacznie znowu dla kogoś bić.”

Wyszła z gabinetu Marka z delikatnym uśmiechem ale i zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Skoro nie on wysłał jej tą walentynkę to niby kto? Zamknęła starannie drzwi wyłapując jeszcze jeden uśmiech posłany przez niego w jej stronę po czym odwróciła się.
- Co ty tu robisz? – zapytała gdy tylko zobaczyła przed sobą Bartka. Myślała, że na ich poprzednim spotkaniu wyraziła się wystarczająco jasno.
- Ula, ja naprawdę chciałbym żeby pomiędzy nami znowu…
- Nie obchodzi mnie to co byś chciał, Bartek – powiedziała. Teraz nie napłynęły jej łzy do oczu. Nie miała ochoty się rozpłakać. Marek był, nie licząc Amelii, pierwszą osobą, która wiedziała co ona czuje… która wiedziała o tym co zrobił jej Bartek i jak jego wizyty są dla niej bolesne… i świadomość, że wyżaliła mu się dawała jej… siłę żeby znowu się nie rozpłakać. Nie rozumiała tego. Ale tak się właśnie czuła – jakby to, że Marek ją wtedy wspierał dawało jej siłę żeby wytrzymać następne spotkania z Bartkiem.
- Dostałaś moją walentynkę? – zapytał zmieniając temat.
Spojrzała na serduszko trzymane w dłoni. No tak! Jak ona mogła nie rozpoznać jego drobnego, i dość starannego, tak charakterystycznego dla niego, pisma?
- Ty mi ją wysłałeś? – zapytała z zaskoczeniem. Kątem oka zerknęła na biurko Violi. Cieszyła się, że Kubasińska prawdopodobnie wyemigrowała do sklepu po pomidory, przynajmniej nie mieszała się w tą ich kłótnię.
- Tak, na zgodę.
- Na zgodę?! Bartek… Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co? Nachodzisz mnie w domu, a teraz jeszcze w miejscu pracy? Przecież powiedziałam ci wyraźnie – zniknij z mojego życia raz na zawsze!
Nagle ze swojego gabinetu wyszedł Marek, najprawdopodobniej zwabiony hałasami dobiegającymi z sekretariatu. Spojrzał na zdenerwowaną Ulę, potem na stojącego przed nią mężczyznę i znowu na Ulę. Stanął obok niej.
- Ulka? Coś jest nie tak? – zapytał zerkając na stojącego przed nią mężczyznę.
- Nie – zaprzeczyła. – Bartek właśnie wychodził – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Wyjdę jeśli porozmawiamy – powiedział do Uli, po czym spojrzał na Marka. – Wszystko jest w porządku. Mamy z Ulą kilka spraw do wyjaśnienia.
- Bartek, już wszystko sobie wyjaśniliśmy kilka dni temu – stwierdziła. – Więc już wszystko mamy załatwione. Wychodzisz, czy może chcesz się jeszcze o coś zapytać?
Marek kątem oka patrzył na dziewczynę. Była nad wyraz spokojna. Miał nadzieję, że to spotkanie nie doprowadzi jej do takiego stanu w jakim była przez ostatnie dwa dni.
- Nie – warknął i ruszył do wyjścia.
- Zapomniałeś o czymś – rzuciła podając mu walentynkę nawet na niego nie patrząc. Wyszarpnął ją z jej dłoni i wyszedł. Ula odetchnęła ciężko. Poczuła dłoń Marka na swojej. Delikatnie pociągnął ją za sobą do gabinetu. Bezwiednie ruszyła za nim.

„Ciągle myślę co jeszcze nadejdzie,
chciałabym wiecznie żyć we śnie,
w którym zawsze będziesz moim księciem,
prowadzącym mnie za rękę.
Będziesz zawsze chronił moje serce,
aby czuło się bezpieczne.”

Weszli do jego gabinetu i usiedli na kanapie. Objął ją lekko pozwalając jej się do niego przytulić. Była mu wdzięczna, że tak szybko się nią zajął. Co z tego, że nie powinna go kochać… Czuła się przy nim bezpieczna. Tym razem nie zareagowała na wizytę Bartka aż tak emocjonalnie, ale nie wiedziała czy w końcu nie rozpłakałaby się.
  
- Wszystko okej? – szepnął jej do ucha.
- Tak, okej. – Uśmiechnęła się do niego. – Dziękuję. Myślałam, że już dał mi spokój.
- Nie myśl już o tym.
Odgarnął jej kosmyki włosów z policzka. Uśmiechnęła się do niego. Nie rozumiał skąd u niego takie pokłady opiekuńczości. Gdy tylko zauważył, że Ula jest zdenerwowana, natychmiast poczuł, że powinien ją zabrać i przytulić do siebie. Pierwszy raz coś takiego czuł… i bał się tego. Uśmiechnął się do niej żeby ukryć to, że trochę zaczął denerwować się własnym stanem emocjonalnym Musnął delikatnie jej usta.

~~*~~

Marek po raz kolejny w ciągu godziny zerknął na zegarek. Wpół do piątej. Wypuścił głośno powietrze i podparł głowę ręką. O siedemnastej był umówiony z Ulą… i sam nie wiedział czy ma się cieszyć z perspektywy spotkania, czy płakać, że znowu będzie kłamał, że ją kocha, co tylko będzie czymś co za jakiś czas pogłębi jej cierpienie… no bo przecież oni nie będą razem. Bo jej nie kocha. Zrobi to samo co zawsze i tyle… sumienie może trochę bardziej się zbuntuje niż zazwyczaj, ale on przecież nigdy nie zważał uwagi na uczucia innych. Więc dlaczego teraz  niby miałby to robić? Jeszcze tylko kilka dni, może tygodni… i tyle. Spojrzał na zegar. Stwierdził, że powinni już wychodzić. Wziął marynarkę i wyszedł z gabinetu.
- Ula? – Zaobserwował, że w gabinecie jest Viola. – Odwieźć cię do domu? – zapytał, patrząc na nią porozumiewawczo. Od razu zrozumiała, że chodzi o Violę, która zaraz zaciekawiona pytałaby się gdzie jadą i pewnie jeszcze powiedziałaby coś Paulinie.
- Jeśli możesz. – Uśmiechnęła się do niego.
- Czekam w samochodzie.
Pokiwała głową i wylogowała się z systemu. Ubrała kurtkę i powoli ruszyła w stronę windy. Zastanawiała się przez cały czas co ona tak właściwie robi. Dlaczego skazywała się na nieuchronne cierpienie dla kilku chwil spędzonych z Markiem? Wolała się do niego przywiązać, przyzwyczaić i pokochać go jeszcze bardziej niż zwolnić się… i na pewno o wiele łatwiej się odkochać. Jednak chciała wierzyć, że Marek jest w stanie ją pokochać. Zjechała windą na parter, wyszła z windy i odnalazła wzrokiem samochód Dobrzańskiego. Wsiadła do środka.
- Gotowa na wspólny wieczór?
- Gotowa – potwierdziła. – Gdzie jedziemy?
Spojrzał na nią kątem oka. – Zobaczysz – stwierdził.

„Co się z tobą dzieje?
Zostaniesz sam!
Gdzie twoje sumienie?
Na pewno je masz…”

Uśmiechnął się do niej lekko po czym odpalił silnik i ruszyli. Powoli zbliżali się do palmiarni. Powinni być na miejscu za jakieś pięć minut.  Zerknął na dziewczynę siedzącą na fotelu obok. Była szczęśliwa, że mogła z nim być. Nie wiedziała jaki jest, a przynajmniej on tak myślał. Kochała go… A on chciał ją wykorzystać i zmanipulować. Zacisnął dłonie na kierownicy. Odetchnął ciężko. Czemu jego sumienie dawało o sobie znać akurat przy niej? Czemu akurat ją było mu tak ciężko okłamywać? Zaczął już wypatrywać jakiegoś dobrego miejsca do zaparkowania przy palmiarni… kiedy nagle stanowczo skręcił w inną ulicę. Pojadą gdzieś indziej. Uspokoi skołatane nerwy i wyrzuty sumienia. Ale zabierając ją tam gdzie zabierał wszystkie inne dziewczyny na pewno nie poprawi sobie samopoczucia. Nie wiedział gdzie jechać, miał nadzieję, że szybko coś wymyśli. Spojrzał na Ulę. Odwzajemnił jej uśmiech i na nowo skupił się na drodze. To nie mogło być takie trudne – przecież robił to już tyle razy – oszukanie jakiejś naiwnej dziewczyny, rozkochanie jej w sobie, potem jedna noc, i porzucenie. Dlaczego gdy wyobrażał sobie, że zrobi to samo z Ulą czuł do siebie odrazę? Przecież to było dla niego coś normalnego. Robił to zawsze, niezmiennie od tak długiego czasu! Czy jedna dziewczyna mogła to zmienić? Mogła zmienić jego nawyki, pobudzić w nim wyrzuty sumienia?
„Mogłem jej przed wczoraj nie pocieszać” – skarcił się w myślach. – „Nie dowiedziałbym się o jej przeszłości, i nie czułbym wyrzutów sumienia na samą myśl, że chcę zrobić z nią prawie to samo co kiedyś jej były.”
Jednak, mimo tych myśli, wcale nie żałował. Nie żałował, że wtedy ją pocieszył. Nie żałował, że dał się jej wypłakać. Nie żałował, że poznał jej przeszłość. Chociaż chciał żałować. Wiedział, że powinien żałować. Wiedział, że powinien zabrać ją do palmiarni. Wiedział, że powinien ją zmanipulować i wykorzystać. Ale wcale nie chciał robić tych rzeczy. Nie żałował, że ją pocieszył. Nie chciał zabierać jej do palmiarni, bo kojarzyła mu się z poprzednimi kochankami. Nie chciał jej zmanipulować i wykorzystać bo… Nie wiedział dlaczego, ale wiedział, że przecież tylko po to rozpoczął ten romans. Tylko po to ją w sobie rozkochał.
„Dobrzański, weź się w garść! To jest kolejna naiwna dziewczyna, którą ty CHCESZ wykorzystać.”
Zatrzymał auto. Szybko ocenił gdzie się znaleźli. Nigdy jeszcze tu nie był. Wiedział, że teraz nie odpali silnika i nie ruszy dalej bo Ula mogłaby się zdziwić. Będzie musiał improwizować. Wysiadł z samochodu i otworzył jej drzwi.
Rozejrzała się. To zdecydowanie nie była palmiarnia. Uśmiechnęła się. Z jakiegoś powodu ucieszyło ją to, że nie zabrał ją w to miejsce, do którego zabierał wszystkie swoje pozostałe kochanki. Serce przekonywało ją, że to oznacza, że jest dla niego kimś więcej i chciał zabrać ją w miejsce, które nie będzie kojarzyć mu się z jego byłymi… ale rozum twierdził, że pewnie po prostu zechciał odmiany. Palmiarnia mu się przejadła, pora na Wisłę. Ale… ale pierwszy raz przyjechał tu z nią, czyli z jakiegoś powodu chciał być z nią w innym miejscu. Nie wiedziała już czego słuchać – przez ostatnie dziewięć lat, od czasu jak dowiedziała się o kłamstwach Bartka, słuchała umysłu. Nie ufała nikomu oprócz Amelii i Maćka, nie zakochiwała się. Była rozsądna. Dopiero Marek zdołał przekonać ją, że jednak warto posłuchać serca… chociaż pewnie sam nie był tego do końca świadomy. Jemu pewnie było na jedno czy ona słucha serca czy rozumu – ważne żeby ostatecznie dostał czego chce.

„Kiedy słońce świeci nam w twarz
Chociaż na zewnątrz pada deszcz.
Kiedy drżą jak liście
Nasze oddechy i ciała…”
Marek odgonił szybko wyrzuty sumienia, które jakimś dziwnym sposobem ulotniły się gdy tylko zatrzymał się nad Wisłą. Objął ją w talii i poprowadził przed siebie. Instynktownie czuł co powinien robić, gdzie iść i jak się zachować. Usiedli na jakimś pniu. Marek rozpalił ognisko, po czym usiadł obok niej i objął ją. Z jakiegoś powodu czuł się w tym momencie tak… dobrze. Zwyczajnie. Tak, jakby właśnie tak musiało być. Spojrzał na nią. Wpatrywała się z delikatnym uśmiechem i rozmarzeniem wymalowanym na twarzy w ogień. W jej oczach odbijał się blask ognia. Uśmiechnął się lekko. Z trudem oderwał od niej wzrok i spojrzał na Wisłę. Ta cisza, która ich otoczyła przerywana tylko cichym trzaskiem ognia, była taka… Nie potrafił opisać tego specyficznego rodzaju ciszy. Zazwyczaj odczuwał tylko jeden rodzaj ciszy – niezręczny. Czuł, że musi coś powiedzieć. A teraz… teraz nie czuł nic takiego. Wręcz nie chciał przerywać tej ciszy, która ich otaczała. Uśmiechnął się delikatnie. Było tak spokojnie, inaczej niż zwykle. Z innymi dziewczynami zawsze było głośno, rozmowy, śmiechy, całowanie się – ciągle coś się działo. Nie było chwili na spędzenie czasu w ciszy, na przemyślenie czegoś, na zwyczajne posiedzenie w spokoju. Nigdy mu tego nie brakowało, nie odczuwał braku ciszy… Dopiero teraz poczuł jakie to było męczące. Ale teraz, gdy już ta przyjemna cisza nadeszła chciał żeby trwała i trwała. Nie rozumiał tego. Czemu akurat przy Uli tak się czuł? Spojrzał na dziewczynę. W tym samym momencie ona także spojrzała na niego. Ich twarze dzieliła odległość zaledwie kilku milimetrów.
Poczuła jego usta na swoich. Od razu odwzajemniła pocałunek. Czuła się niesamowicie. Wszystkie racjonalne rzeczy, które ciągle podpowiadał jej zdrowy rozsądek zostały zagłuszone przez serce wyrywające się do niego. Mogłaby już na zawsze zostać w jego ramionach i całować.
Uczucia Marka odbiegały nieco od tych Uli… chociaż były do nich dość zbliżone. Chciał ją całować… i wcale się do tego nie zmuszał. Co więcej – to mu wystarczało. Sebastian zaraz wypaliłby ze swoimi idiotycznymi przypuszczeniami o domniemanej miłości Marka do Uli. Nie wiedział co się dzieje z jego emocjami gdy ma ją przy sobie… a niewątpliwie coś się działo.
   

~~*~~
Piosenki:
·         OT.TO – „Walentynki”
·         Sylwia Wiśniewska – „12 łez”
·         Jula – „Za każdym razem”
·         TSA – „Twoje sumienie”
·         Axel Fernando – „El amor comienza” (tłumaczenie)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz