niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 5


Rozdział 5
„Panie przeciw Panom...
To on znosi trud bycia parą
I wciąż tylko on jest ofiarą
Nowy, niekwestionowany egoizmu król
Ma zawsze racje i trudno zaprzeczyć mu.”

- Marek co się z tobą dzieje? – zapytał patrząc na Dobrzańskiego ze zdziwieniem.
- Nie rozumiem.
Sebastian westchnął jakby to co chciał powiedzieć było czymś oczywistym.
Marek jednak nie bardzo przejmował się kumplem. Przyszedł z nim pogadać, ale myślał o Uli. Sebastian miał rację – co się z nim dzieje? Nigdy nie pocieszał dziewczyn, czemu akurat do niej poczuł takie pokłady troski i cierpliwości?
- Zawsze kiedy jakaś dziewczyna płakała, to nie pocieszałeś jej tylko stwierdzałeś, że pojedziecie gdzieś, ona odpocznie a potem to sam wiesz co się działo.
- Seba… Po pierwsze te dziewczyny nigdy nie płakały, co najwyżej były smutne. Poza tym Uli nie chciałem teraz tego robić. Była emocjonalnie rozbita. Tamte dziewczyny były smutne bo zobaczyły mnie z Pauliną, bo odwołałem randkę. A z Ulą jest trochę inaczej. Nie będę się tu rozwodził nad jej prywatnymi sprawami, ale to było coś zgoła innego i poważniejszego – stwierdził.
Sebastian przybrał zatroskany wyraz twarzy. – Marek… a może ty się zakochałeś, co?
Dobrzański wywrócił oczami. – Wiesz co… idę. Z tobą już nie można poważnie porozmawiać.
Wyszedł z gabinetu przyjaciela i ruszył do siebie. Było już piętnaście minut po dziesiątej jednak nie widział nigdzie Uli. Nie dzwonił do niej. Poprzedniego dnia powiedział jej przecież, że może sobie zrobić wolne jak długo będzie tego potrzebowała. Nie chciał być nachalny i wydzwaniać do niej. Jeśli potrzebowałaby rozmowy z nim to zadzwoni. Violetty także nie było, ale tego postanowił nie ignorować. Kubasińska dużo razy już korzystała z tego, że jest w tej firmie tylko dzięki Pauli i wiedziała, że Marek jej nie zwolni. Wybrał numer sekretarki i po chwili usłyszał jej świergotliwy głosik.
- Viola! – przerwał jej wywód. – Nie interesuje mnie to, praca zaczyna się od dziewiątej. Nie Viola, nie dostaniesz wolnego, wczoraj też nie było cię w pracy i bynajmniej ja się na to nie zgodziłem. Do cholery, Violetta! Mnie nie obchodzi co powiedziała Paulina, ja jestem twoim szefem i jako twój szef nakazuję ci być w pracy, czy wyraziłem się wystarczająco jasno?! Masz pół godziny. Czekam.
Odłożył słuchawkę i usiadł na biurku. Przetarł dłońmi twarz. Miał dość Violi i gdyby nie naraził się tym na gniew Pauli, to blondynki nie byłoby tu już dawno. Poza tym nie chciał robić tego Sebastianowi… jego przyjaciel starał się doprowadzić z Violą do wspólnie spędzonej nocy… jednak Seba nie był miłośnikiem długotrwałych romansów, jeśli dostał już czego chciał, więc Marek domyślał się, że Olszański czuje coś do tej wkurzającej, irytującej i niezsubordynowanej dziewczyny, chociaż miłością jeszcze nie można było tego nazwać… może zafascynowaniem, zauroczeniem. Zauważył Paulę przechodzącą korytarzem.
- Paulina! – zawołał. – Możesz na chwilę do mnie przyjść? – zapytał podirytowanym głosem.
Po chwili w progu stanęła jego narzeczona. Spojrzał na nią wrogo.
- O co chodzi kochanie?
- Byłbym wdzięczny gdybyś nie podważała mojego autorytetu w oczach pracowników – wyrzucił. – Rozumiem, że chciałaś zrobić przyjemność przyjaciółce ale mogłabyś zapytać się o to mnie.
- Mówiła, że nie musi nic robić.
- Tak, oczywiście! A ty jak zwykle jej uwierzyłaś! Wiesz co, po prostu daj mi samemu decydować kiedy moje sekretarki mają wolne, okej?
- Tej tam… Cieplak, też dzisiaj nie ma, i wczoraj też jej nie widziałam.
- Ula ma wolne.
- A Violetcie nie możesz pozwolić na odpoczynek?
- Odpoczynek? – Roześmiał się ironicznie. – Wybacz, ale ja nie wiem po czym ona miałaby odpoczywać. Poza tym gdyby Violetta przyszła, poprosiła mnie o dzień wolnego, a wcześniej zrobiłaby wszystko to co miała zrobić, to też nie robiłbym problemu i miałaby ten krótki urlop. Nie jestem okrutnym kapitalistą, po prostu wymagam od swoich pracowników żeby chociaż przychodzili do pracy. Więc Paula… naprawdę byłbym wdzięczny gdybyś nie pozwalała Violi nie przychodzić do pracy, bo ona to wykorzystuje, a ja potrzebuję sekretarki, chociaż jednej żeby odpierała telefony. Okej?
  
~~*~~

„Znowu przyszło mi płakać, 
za to, że chciałam sie śmiać
tysiąc razy oddawać,
to co trafiło sie raz.”

Leżała w łóżku wpatrując się tępo w sufit. Już nawet nie płakała. Wypłakała już wystarczająco dużo łez jak na jedną dobę. Najpierw przez Bartka teraz i przez Marka, a raczej przez jej uczucie do niego. Nie wiedziała jak ona mogła się… zakochać. I czemu akurat w Marku? Przecież po Bartku przez całe długie dziewięć lat nie potrafiła zaufać żadnemu mężczyźnie i zakochać się… więc czemu kiedy już się przełamała to musiało wypaść akurat na Marka? Cierpiała. Wiedziała jaki jest Marek, wiedziała, że nie ma szans żeby on ją pokochał, wiedziała, że on chce tylko ją wykorzystać… a teraz będzie miał ułatwione zadanie, bo ona… bo ona nawet ma nadzieję, że on się w niej zakocha, chociaż jest to niemożliwe i doskonale o tym wiedziała. Wiedziała, że mądrzej zrobi jeśli zwyczajnie odejdzie z firmy i nie pozwoli sobie zakochać się w Marku jeszcze bardziej, przywiązać się do niego… i nie pozwoli zasiać w swoim sercu nadziei, że on się zmieni, że jest w stanie ją pokochać… jeśli już nie zasiała w sobie tej nadziei. Po wczorajszym, po tym jak ją wspierał i był taki troskliwy…
- Dlaczego to zawsze ja? – zapytała sama siebie. – Najpierw Bartek, teraz Marek…
Gdy była z Bartkiem to cierpiała dopiero po zerwaniu z nim, i wtedy gdy jej nie wspierał. Wierzyła, że ją kocha, że mu na niej zależy. A teraz, podczas romansu z Markiem cierpiała także teraz. Bo wiedziała, że on prędzej czy później ją skrzywdzi.
- Ulka, daj sobie spokój. Zwolnij się, odpocznij.
- Ama… - Usiadła na łóżku obok przyjaciółki. – Wiesz, że to nie jest takie proste. Co z tego, że wiem jaki on jest i co mi zrobi, jeśli go kocham i… I wierzę, że on może się zmienić… Chociaż rozum podpowiada mi, że to absurdalne?
- Ula, kochasz go, rozumiem. Ale Marek jest jaki jest i… Przepraszam, że to powiem, ale on nie potrafi kochać.
Ula pokiwała głową. – Wiem. Ale Ama… ja wiem jaki on jest. Wiem, że powinnam dać sobie spokój, odejść z firmy i… i zrobić to zanim zakocham się w nim jeszcze bardziej, że przestanę myśleć racjonalnie… ale serce podpowiada mi zupełnie co innego.
- Wiem. Też to przechodziłam… Nie chciałam wiedzieć jaki jest Marek, chciałam tylko być szczęśliwa… ale Ulka to się skończyło jak się skończyło… zrobisz jak uważasz, bo życia przez ciebie nikt nie przeżyje… Ale uwierz mi, że przez Marka można tylko cierpieć.

~~*~~

„Świat wypadł mi z moich rąk 
Jakoś tak nie jest mi nawet żal.”

Zbliżała się dwunasta gdy Ula w końcu zdecydowała się wejść do firmy. Bała się spotkania z Markiem… jak zareaguje na jego widok? Zakochała się w nim i to już zrozumiała, ale wiedziała też, że on jej nie kocha, że zależy mu tylko na jednym… musiała trzymać dystans, choć wiedziała, że będzie to strasznie trudne, bo Marek stara się sprawiać wrażenie jakby naprawdę byłby w niej zakochany. Ale ona była uparta i chciała dokończyć to zadanie… a może raczej chciała mieć chociaż kilka chwil spędzonych z Markiem na swoim koncie? Jej serce wierzyło, że on mógłby się w niej zakochać, że mogliby być razem… ale rozum wiedział, że jest to niemożliwe. Weszła do sekretariatu i usiadła za biurkiem wbijając wzrok w drzwi gabinetu Dobrzańskiego.
- Gdzie ty byłaś? – Usłyszała oskarżycielski głos Violetty. – Ja się tu zaharowuję od białego rana, a ty?
- A ja miałam wolne – odpowiedziała cicho. Sama się zastanawiała po co przyszła do firmy… powinna skorzystać z przyzwolenia Marka, zostać w domu i wypłakać się porządnie, tak żeby nie ryzykować kolejnego okazania słabości w obecności Dobrzańskiego. Jednak przyszła do firmy.
- Jak to wolne miałaś?
- Normalnie, Marek mi pozwolił. – Spojrzała na Violettę. – Miałam pewne problemy osobiste… Ale postanowiłam przyjść. Marek u siebie? – zapytała po chwili namysłu.
- No.
Pokiwała głową i niepewnie podniosła się z krzesła. Podeszła do drzwi jego gabinetu i położyła dłoń na gałce. Zastygła w bezruchu. Nie była pewna czy ma iść do jego gabinetu . Serce łomotało jej w klatce piersiowej. Czuła się jakby szła po cienkiej lince i wystarczy chwila nieuwagi żeby straciła równowagę. Musiała uważać  żeby nie przestać myśleć racjonalnie… chociaż ona już chyba przestała myśleć racjonalnie.
  
Czując dziwny uścisk w żołądku przekręciła gałkę i uchyliła drzwi.
- Marek, mogę?
Dobrzański podniósł wzrok znad dokumentów. Nie spodziewał się, że ją dzisiaj zobaczy. Myślał raczej, że skoro była do tej dwunastej w domu to już raczej nie przyjdzie.
- Pewnie, wejdź – zgodził się. Wyszedł zza biurka i stanął przed nim.
Weszła do środka i zamknęła starannie drzwi. Odwróciła się do niego przodem. Odetchnęła po czym uśmiechnęła się do niego lekko. Nie przyniosło jej to większej trudności. Nie musiała uśmiechać się specjalnie radośnie zważając na jej stan emocjonalny. Lekki uśmiech w jego kierunku jednak przyszedł jej z łatwością. Podeszła do niego i pocałowała go krótko. Odwzajemnił pocałunek. Nie przedłużała tej pieszczoty zanadto. Stanęła obok niego opierając się o biurko.
- Jak się czujesz?
Spojrzała na niego. – Dzisiaj już lepiej, dziękuję. Jestem jeszcze trochę przybita, ale także i pełna zapału do pracy. Więc co mam dzisiaj zrobić, szefie?
Uśmiechnął się widząc, że faktycznie nie czuje się najgorzej. – Dzisiaj… dzisiaj moja ulubiona asystentka nie będzie miała dużo roboty, gdyż jej koleżanka z pracy za karę przejęła na dzień dzisiejszy jej obowiązki.
Zaśmiała się. – Violetta… Co nabroiła?
- Wagarowała. – Puścił jej oczko. – Myślałem, że już dzisiaj nie przyjdziesz, więc mimo protestów dostała trochę więcej roboty… Przeżyje. A ty… - Zastanowił się. – Możesz dotrzymać  mi towarzystwa.
Uśmiechnęła się lekko. Perspektywa była kusząca… ale musiała trzymać dystans. Musiała uważać. Skoro już się w nim zakochała, to powinna starać się żeby nie przerodziło się to w coś większego.
- Wiesz Marek… Myślę, że dokumenty dotrzymają ci towarzystwa w równym stopniu. A ja jednak wybiorę pracę.

„Czy to sumienie w sumie nie
bo tak sumieniu uwierzyć niełatwa rzecz
czy to sumienie w sumie nie
jeżeli jeszcze je możesz zalać w szkle.”

Pokiwał głową. Pocałował ją krótko po czym odprowadził ją wzrokiem. Westchnął gdy drzwi się za nią zamknęły. Miał wrażenie, że ona teraz szuka u niego wsparcia… ale on był ostatnią osobą u której powinna go szukać. On nie nadawał się do pocieszania, wspierania, i tym podobnych rzeczy. Pokręcił głową i usiadł za biurkiem. Czy miał wyrzuty sumienia? Tak, miał. Nie większe niż zwykle, ale miał. Jednak teraz było inaczej… bo zawsze zaraz po zwolnieniu jakiejś kochanki miał lekkie wyrzuty sumienia, że ją zranił a ona go kochała. Ale jeszcze nigdy jego sumienie nie buntowało się w trakcie trwania romansu… Wiedział, że chodzi tu o to, że wczorajszego dnia Ula mu się zwierzyła. Zobaczył jaka jest wrażliwa i delikatna… I dowiedział się co przeżyła… I jego sumienie dawało o sobie znać, nie chciał żeby znowu cierpiała. Ale już było na takie wnioski za późno, teraz cokolwiek zrobi i tak ją zrani… więc chyba lepiej żeby zranił ją później, a przynajmniej według Sebastiana.

~~*~~

„Patrzysz gdzieś tam w dal 
I jesteś nieobecna 
W swoim świecie sobie śnisz 
W oczach widzę strach 
Przykryty łzami z lekka 
Nie bój się, zaśpiewam ci.”

Spacerowali powoli po parku. Ula zgodziła się na to spotkanie chyba tylko dlatego, że nie chciała jeszcze wracać do domu i słuchać Amelii… wiedziała, że przyjaciółka chce dla niej jak najlepiej, wiedziała też, że jeśli powiedziałaby jej nawet, że będzie z Markiem to ona to zaakceptuje… Ale po prostu nie miała na rozmowy z Amą nastroju. Chciała trochę odpocząć, przewietrzyć się… nawet w towarzystwie Marka. Gdyby nie wiedziała jaki on jest naprawdę ty byłaby gotowa uwierzyć, że on naprawdę ją kocha. Zachowywał się tak… tak jak zakochany człowiek.
- I dlatego się z nią związałeś?
- Tak, właściwie to tak – potwierdził. – Nawet nie zauważyłem jak to wszystko zleciało… Wiesz, związek, zaręczyny… przygotowania do ślubu… A ja w ogóle się w to nie angażuje, czasami mam wrażenie jakby to, że mam mieć niedługo ślub… jakby to było po prostu jakimś dziwnym snem.
- Ale nie jest… - posmutniała odwracając wzrok.
Skarcił się sam siebie w myślach. Po cholerę tak powiedział? Objął ją przyciągając lekko do siebie. Musnął jej usta.
- Nie, nie jest. – Spojrzał jej w oczy. – Ale wolałbym żeby nim było. Żeby było tylko złym snem.
„Ja też…” – pomyślała spuszczając wzrok. Wolałaby żeby to wszystko co łączyło Marka z Pauliną było złym snem. Żeby to jaki był Marek było tylko koszmarem. Albo żeby to, że się w nim zakochała było tylko senną marą. Na pewno nie chciała kochać go mimo, że on był zajęty… Ale niestety właśnie to robi. Kocha zaręczonego faceta. Westchnęła cicho.
- Możesz zrobić żeby faktycznie było… może nie snem, ale przeszłością.
- Wiem – potwierdził. – Chodź.
Pociągnął ją za rękę. Chciał odwrócić jej myśli od Pauliny. I swoje też. Wyciągnął ją na spotkanie po pracy, zwyczajny spontaniczny spacer. Było całkiem przyjemnie… chociaż na ogół nie zabierał swoich kochanek do parku. Spojrzał na dziewczynę. Miał wrażenie, że jej stosunek do niego zmienił się diametralnie. Na początku ich romansu zachowywała pewien chłodny dystans, którego gdyby się nie zastanawiał, nawet by nie zauważał. Ale miał już kilka kochanek, i zawsze wyglądało to nieco inaczej. Teraz jednak widział, że nie ma pomiędzy nimi już tej niewidzialnej bariery. Może przez to, że wczoraj dał się jej wygadać, dzisiaj sam opowiedział trochę o sobie… Może mu zaufała. Może potrzebowała trochę czasu żeby całkiem się przełamać. Jednak po tym co się wczoraj dowiedział… Chyba wolałby żeby nadal utrzymywała ten dystans. Może po tym jak ją zrani nie cierpiałaby tak bardzo, jak teraz gdy już całkiem się przekonała do niego.

„Wszystko co na świecie, 
Wszystko ma swój czas. 
Raz jest dobrze, a raz nie. 
Czasem krzykniesz „nie!” 
A czasem cichuteńko powiesz "tak" 
Tak jest.” 

- I co? – zapytała gdy stanęli przed stawem. Spojrzała na wodę potem na Marka.
- Ulka… - jęknął. – Staram się właśnie poprawić ci humor – stwierdził. – A uprzedzam, że nie jestem w tym najlepszy.
Uśmiechnęła się lekko. – Okej. Już udaję, że ci się to udaje. A tak na serio… Marek ja naprawdę mam podły humor.
Stanął przed nią i położył jej dłonie na ramionach. – Wiem. Wiem, że nie poprawię ci samopoczucia taką rozrywką jak karmienie kaczek, chcę cię tylko rozbawić. Ale jeśli wolisz to możemy gdzieś usiąść i porozmawiać.
Spojrzała na niego. Jej nastrój tego dnia pozostawiał wiele do życzenia. Jednak Markowi wygadała się i wypłakała już wczoraj. Ufała mu… chociaż wiedziała, że nie powinna. Kochała go… chociaż także wiedziała, że nie powinna. Nie odeszła z firmy… chociaż wiedziała, że powinna. Skoro już wszystko robi nie tak, to może chociaż teraz zrobi coś dobrze, i nakarmi te kaczki zamiast znowu mu się wygadywać, bo wiedziała, że nie powinna mu się zwierzać… chociaż chciała.
- Nie, w porządku. Daj mi tą bułkę.
- To jest bagietka – pouczył ją ze śmiechem, wręczając pieczywo.
- Zapamiętam.
Puściła mu oczko i oderwała kawałek bułki. Rzuciła nim do wody. Kaczki natychmiast się z nim rozprawiły. Stali tak jeszcze przez następne pół godziny rzucając do wody kawałki bagietki, jednak po chwili skończyły im się zapasy więc ruszyli w dalszy spacer. Na ustach Uli błąkał się lekki uśmiech. Po jakimś czasie stali już pod domem Uli.
- Mam nadzieję, że jutro też znajdziesz trochę czasu po pracy?
Spojrzała na niego. – Tak, znajdę… Ale jutro przecież…
- Tak, wiem. Czternasty luty. Walentynki. Zakochani, serduszka, łzawe piosenki, komedie romantyczne, słodycze, czerwone kartki w serca, wyznania miłości, kwiatki i takie tam.
Zaśmiała się. – No właśnie.
- Więc? Jesteśmy umówieni?
Zastanowiła się przez chwilę. – A… Paulina?
Westchnął ciężko. Czy wszystkie dziewczyny musiały zawsze zadawać to samo pytanie?
- Paulina… Paulina nie obchodzi walentynek. Poza tym i tak jesteśmy pokłóceni więc nic  by z tego nie wyszło – dodał przypominając sobie ich poranną sprzeczkę. Niby nic, ale pewnie przez najbliższe kilka dni każde z nich będzie zbyt dumne żeby wyciągnąć rękę na zgodę, a potem po prostu o tym zapomną. – No więc? Siedemnasta?
Uśmiechnęła się. – Siedemnasta – potwierdziła. Pocałował ją delkatnie w usta.
- Pa.
Stała jeszcze chwilę patrząc jak samochód ginie w mroku. Kątem oka zauważyła zbliżającą się Amelie. Uśmiechnęła się do niej blado.
- Wiem co chcesz powiedzieć. Ale… ja sama to dobrze wiem. Wiem, że miałam przestać się z nim spotykać, najlepiej odejść z firmy i się odkochać… ale przy nim zdolność racjonalnego myślenia wyłącza mi się.
- Wiem Ulka. Umówiliście się na jutro? – Cieplakówna przytaknęła. – To przygotuj się na palmiarnię.
Pokiwała głową. Pewnie ją też tam zabierze… ale z jakiegoś powodu, w głębi serca miała nadzieję, że weźmie ją gdzieś indziej. W miejsce, które nie będzie kojarzyć mu się z byłymi dziewczynami. W takie miejsce, które bez większego problemu będzie mogła nazwać „ich miejscem”. Westchnęła cicho.
- Wiem. Jestem beznadziejna.

~~*~~

Piosenki:
·         Sylwia Grzeszczak & Liber – „Wojna damsko-męska”
·         Monika Brodka – „Znowu przyszło mi płakać”
·         Myslovitz – „Chciałbym  umrzeć z miłości”
·         Sergiusz Stańczyk – „Sumienie”
·         Borysewicz & Kukiz – „Jest taki dzień”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz