niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 7


Rozdział 7
Wpatrywała się w niego ze zdziwieniem. Nie wiedziała jak ma na niego zareagować w tej sytuacji. Miała nadzieję, że będzie miała chociaż jeszcze te kilka dni na przemyślenie sprawy żeby w czwartek mogła dobrze zareagować. Tym czasem on przyjechał. Właśnie… Po co on tak właściwie przyjechał?
Odchrząknęła cicho chcąc ukryć lekkie zdenerwowanie jego widokiem.
- Cześć – odparła półgłosem. – Coś się stało, że przyjechałeś?
Przygryzł lekko wargę. Obawiał się tej rozmowy, ale mimo wszystko chciał ją przeprowadzić. A teraz nie miał już żadnego wyjścia. Bo przecież nie powie jej, że przyjechał żeby spędzić kilka dni ze swoją przyjaciółką – w końcu niedługo pokaz, on nie ma czasu na tego typu wygłupy. I tak by mu nie uwierzyła.
- Właściwie to nie… Chciałem z tobą porozmawiać.
Pokiwała głową. Wiedziała, że powinna się zgodzić, chociaż bała się finału tejże rozmowy. Ale z drugiej strony co może się stać? Albo będą razem, albo nie – proste.
- Dobrze… może się przejdziemy.
- Tak… chodźmy.
Niezauważalnie przełknął ślinkę. Denerwował się tą rozmową. Bo niby co miałby jej powiedzieć? Przecież nie może tak po prostu powiedzieć jej, że ją kocha… przecież ona dopiero zerwała z Piotrem… ale z drugiej strony jeśli wierzyć temu co pisała w pamiętniku, to wyjechała żeby zastanowić się nad swoimi uczuciami co do Marka, więc teoretycznie mogła już dojść do jakiegoś wniosku… a jeżeli nie?
Otrząsnął się z zamyślenia i wszedł za Ulą z powrotem do środka. Dziewczyna szybko założyła buty i wyszli na zewnątrz w milczeniu. Zerkali tylko na siebie kątem oka co jakiś czas.
- No… to o czym chciałeś rozmawiać? – zapytała gdy doszli już nad morze.
  
Spojrzał na nią niepewnie. Co miał jej powiedzieć… Najlepiej prawdę, nie wiedział jednak, ze jest to takie trudne. Przecenił swoje możliwości rozmawiania o uczuciach. Nigdy tego nie robił. Mówił wielu dziewczynom, że je kocha, jednak były to nic nie znaczące słowa. Paulinie, swojej byłej narzeczonej, również to powtarzał, ale nie przywiązywał większej wagi do tych słów. Może na początku coś do siebie czuli, ale nie trwało to długo. Mówił, że kocha wielu dziewczynom, jednak żadnej nie mówił tego szczerze i dlatego przychodziło mu to z łatwością. Bo powiedzenie dwóch słów bez przywiązywania do nich większej wagi było proste. A teraz, kiedy chciał rozmawiać o tym z Ulą, na dodatek nie wiedząc co ona tak właściwie do niego czuje, czy jest dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem, było to niewiarygodnie trudne.
- Marek?
Otrząsnął się z zamyślenia i dopiero zauważył, że od dobrych kilku minut szli w milczeniu mimo zadanego przez nią pytania. Spojrzał na nią.
- Chciałem rozmawiać o… - Odetchnął ciężko. – O nas. To znaczy… o tobie i o mnie… O nas.
Westchnęła cicho i spojrzała na morze. Właśnie tego się obawiała. Że będzie chciał z nią wyjaśnić tą sytuację, a ona… a ona nie odważy się mu powiedzieć do jakich wniosków doszła.
- W ogóle to przepraszam, że wpadłem tak bez zapowiedzi, ale nie odbierałaś telefonu, a twój tata dał mi adres.
- W porządku. – Uśmiechnęła się do niego lekko. – To może… porozmawiajmy o tym skoro już przyjechałeś. 
Kiwnął głową. Nie mógł tego odwlekać w nieskończoność. Ale jak mógł jej to powiedzieć, w jaki sposób przekazać, żeby jej nie przestraszyć? Przecież Ula to nie była żadna pożal się Boże modelka, żeby rzuciła mu się w ramiona przez jedno czułe słówko. Znał ją doskonale, i wiedział, że oprócz czułych zwrotów, którymi zwracał się już do wielu dziewczyn, ona chciała także miłości, oparcia, zrozumienia, czułości, wspierania w trudnych chwilach, troski… Była wrażliwa i właśnie dlatego musiał przekazać to dość delikatnie żeby jej nie spłoszyć. Ale jak miał przeprowadzić tą rozmowę, skoro nie umiał nawet powiedzieć jej wprost co czuje?
- Dobrze. Ula… - Otworzył buzię żeby powiedzieć co czuje, ale nabrał tylko powietrza do płuc. – Ja… Eee…
- Marek, o co chodzi? Coś się stało?
- Nie, nie, nic… - zaprotestował szybko. – Znaczy…
W charakterystyczny dla siebie sposób przeczesał włosy. Rozejrzał się dookoła jakby szukał czegoś co mogłoby mu pomóc, jednak nic takiego nie znalazł. Spojrzał z powrotem na nią.
- Ula, no… Ja… - Westchnął. – Ja… Przepraszam cię, ale ja się dzisiaj nie mogę wysłowić.
- Marek, spokojnie… okej?
Odetchnął.
- Dobra… Może powiem wprost… Ula, bo ja… - zaczął szybko, jakby chciał to wyrzucić to z siebie z rozpędu, jednak zamilkł. To nie była dobra forma przekazania takiej wiadomości. Nie mógł wyznać jej miłości na odwal się. Spojrzał jej piękne, intensywnie niebieskie oczy. – Ja… kocham cię Ula – powiedział zmienionym głosem.
Nigdy nie słyszała żeby mówił do niej takim głosem, żeby mówił w ten sposób do jakiejkolwiek kobiety. Zamrugała kilka razy patrząc na niego ze zdziwieniem. Jak teraz powinna zareagować? Widziała w jego oczach, że mówi szczerze. Że faktycznie się w niej zakochał. Westchnęła cicho.
Patrzył na nią pełen niepokoju. Bał się, że ona jednak doszła do wniosku, że go nie kocha, że jest dla niej tylko przyjacielem. Miał nadzieję, że odpowie, że też go kocha…  Ale jeśli nie, to oczywiście zrozumie… dzięki niej zrozumiał wiele rzeczy. Chociażby to, że nie można nikogo zmusić do miłości.
Poszukał jej spojrzenia. Dłuższą chwilę uciekała wzrokiem, jednak w końcu na niego spojrzała.
- Marek, ja… - Westchnęła cicho. Spojrzała mu w oczy. Jak miała mu to powiedzieć? Ale teraz to już przecież było proste. On ja kocha, ona go też… więc czego tu się bać? Dwa słowa. Dwa proste słowa… wyrażające całą gamę uczuć. Widziała w jego oczach, że boi się co może od niej usłyszeć. Chciała mu powiedzieć, że go kocha. Tym bardziej teraz. Gdy myślała o nim miała jeszcze pewne wątpliwości. Jednak gdy zobaczyła go na balkonie poczuła radość i takie uczucie nie do opisania. A gdy usłyszała od niego te dwa najwspanialsze słowa… Poczuła się wspaniale. Nie miała już żadnych wątpliwości co do swojego uczucia do niego. Kochała go. Całym sercem i całą duszą. – Ja... ja też… - Przygryzła lekko wargę z westchnięciem. W końcu spojrzała mu głęboko w oczy. – Kocham cię.
Zamrugał kilka razy niedowierzając temu co właśnie usłyszał. Chociaż było to jego największe marzenie, przez ostatnie osiem miesięcy, to gdy już się spełniło, niemal nie mógł w to uwierzyć.
W końcu jednak poczuł wszechogarniające szczęście. Uśmiechnął się do niej wesoło. Odwzajemniła uśmiech. Ona także była szczęśliwa. Nie wiedziała ile jest już w nim zakochana… Chociaż gdy dzisiaj tak nad tym myślała, to stwierdziła, że już od jakiegoś czasu jej serce daje dyskretne sygnały, że pomiędzy nią a Markiem coś może być… i, że powinno się to udać. Nagle najbardziej na świecie zapragnęła mieć go bliżej siebie. On chyba także bo zrobił krok w jej stronę i mocno ją przytulił. Uśmiechnęła się i odwzajemniła uścisk. Wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi. Dłuższą chwilę upajała się jego zapachem. W jego objęciach czuła się bezpieczna – jakby żadne problemy nie istniały. Miała wrażenie, że cały świat nie istnieje, że są tylko oni. On czuł się podobnie. W jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki, serce podskakiwało mu radośnie w piersi, także napawał się jej zapachem. Był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie dała mu tyle szczęścia i miłości co ona jednym przytuleniem.
- Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy – szepnął jej do ucha.
Uśmiechnęła się szeroko i odsunęła się od niego lekko, jednak nadal pozwoliła mu się obejmować.
- Ja też Marek. Bardzo.
Uśmiechnął się do niej. Zbliżyli się do siebie nieco i ich usta się spotkały.
  
Teraz żadne z nich nie myślało o tym żeby to przerwać „bo Piotr”, „bo praca”, „bo ktoś ich zobaczy”. Oboje byli bardzo, ale to bardzo szczęśliwi, że mogą bezkarnie się przytulać, całować, obejmować… Dopiero od kilku minut byli razem, jednak czuli, że nie mogłoby być inaczej. Po prostu nie i już. Kochali się. Mieli wrażenie, że cały świat przestał istnieć, byli tylko oni. Po chwili się od siebie odsunęli. Przycisnął czoło do jej czoła i spojrzał głęboko w jej piękne lazurowe oczy. Cieszyli się swoją bliskością, obecnością. Jeszcze raz musnął jej usta.
- Idziemy się przejść? – zaproponował.
- Pewnie.
Objął ją i ruszyli powoli brzegiem morza. Posyłali sobie co jakiś czas wiele mówiące spojrzenia, całowali się, szeptali sobie coś do ucha… byli po prostu szczęśliwi.
~~*~~
Stali pod blokiem ciotki Uli i patrzyli sobie w oczy.
- Kochanie, pojedziesz ze mną do Warszawy? Pokaz w czwartek i trzeba wszystkiego dopilnować, a ja nie wiem jak bez ciebie wytrzymam cztery dni.
 Pogłaskała go po policzku.
- Marek… oprócz tego, że przyjechałam tu przemyśleć co do ciebie czuję, to chciałam także odwiedzić ciocię i kuzynkę. Ja też nie mam pojęcia jak bez ciebie wytrzymam do czwartku, ale chciałam jednak z nimi zostać.
Pokiwał głową z cichym westchnięciem.
- Rozumiem. Jakoś chyba wytrzymam.
Pocałował ją z czułością. Kochał ją, bardzo ją kochał. I miał nadzieję, że teraz, gdy wiedział już, że ona czuje to samo, uzyska w końcu wymarzony spokój. Potęskni, to pewne. Ale nie będzie się już tak miotał, denerwował gdzie ona jest, zastanawiał się nad tamtym pocałunkiem, nad tym co ona do niego czuje…
- Zadzwonię jak tylko dojadę – zapewnił jeszcze raz mocno ją przytulając i całując. Nie mogli się rozstać. Mieli poprzedniego dnia zdecydowanie za mało czasu dla siebie. Chociaż dla nich nawet kilka dni to byłoby za mało czasu żeby naprawdę zdążyli się sobą nacieszyć i potrafili rozstać się bez problemu. – Nie chcę się z tobą rozstawać…
Pocałowała go. – Zobaczymy się w czwartek, jakoś chyba wytrzymamy te kilka dni. – Zbliżył się do niej i po raz kolejny poczuła smak jego ust. – Marek, jak tak dalej pójdzie to w życiu nie pojedziesz do Warszawy.
- Jak dla mnie to może być – zaśmiał się. – No dobrze, pojadę. Lepiej miej przy sobie cały czas telefon. – Pocałowali się jeszcze ostatni raz. – Kocham cię.
- Ja też cię kocham. Pa.
- Cześć.
Uśmiechnął się do niej po czym z żalem wypuścił ją z objęć i wsiadł do samochodu.
  
Odpalił silnik nim zdążył się rozmyślić i pójść pożegnać się z nią jeszcze raz… co było nawet bardzo kuszące, jednak miała rację, w końcu by nie dojechał do tej Warszawy dzisiaj. Pomachał jej przez otwarte okno auta i wyjechał na ulicę. Patrzył kątem oka w lusterko wsteczne żeby jeszcze chociaż przez chwilę mógł na nią patrzyć. W końcu zniknęła z jego pola widzenia. Westchnął cicho. Oczywiście, że wolałby gdyby z nim pojechała. Ale przecież nie mógł jej zmusić. Tak samo nie mógł zostać, chociaż bardzo chciał. Romantyczne kilka dni nad morzem były wspaniałą perspektywą. Niestety praca, rychły pokaz, obowiązki prezesa. Westchnął ciężko.
~~*~~
Ula, zaraz po tym jak straciła auto Marka z pola widzenia, wróciła do mieszkania ciotki. Kobieta krzątała się po mieszkaniu robiąc wszystko to, co właściciel kota zrobić powinien. Ula usiadła na kanapie i bezwiednie pogłaskała Pucia, który jako, że nie był zbyt towarzyskim kotem, z miaukiem zeskoczył z kanapy i poszedł poszukać jakiegoś spokojniejszego miejsca.
- Pojechał? – Usłyszała głos cioci. Przeniosła wzrok na siostrę jej mamy.
- Pojechał – odparła z westchnieniem. – Praca, w czwartek pokaz, musi to wszystko opanować.
- Nie pojechałaś z nim?
Westchnęła cicho. – Przecież przyjechałam was odwiedzić. Wytrzymamy te trzy dni rozstania, w środę wieczorem będę w Rysiowie, a w czwartek się zobaczymy. Nic nam się nie stanie jak trochę potęsknimy… - stwierdziła bez większego przekonania w głosie. Wolałaby nie musieć tęsknić. Ale z drugiej strony chciała także pobyć trochę z ciocią i Kingą. – Na jakiej ulicy jest uczelnia Kingi? Miałam zamiar iść na spacer po mieście, może ją złapię i razem pójdziemy.
- Na Polnej, wiesz jak tam dojść?
- Pewnie, że wiem. W końcu byłam tam z nią kilka razy jak dawała papiery. Cześć ciociu.
~~*~~
Marek po kilku godzinach drogi dotarł w końcu do Warszawy. Przywitał się z uśmiechem z panem Władkiem po czym wjechał windą na piąte piętro. Spóźnił się do pracy, nawet bardzo, bo była już przerwa na lunch. Był jednak prezesem, mógł sobie pozwolić. Przypomniał sobie, że miał zadzwonić do Uli. Perspektywa rychłej rozmowy z nią wywołała szeroki uśmiech na jego twarzy. Zamknął się w gabinecie i wybrał odpowiedni numer. Odebrała już po trzecim sygnale.
- No cześć kochanie. Właśnie chwilę temu dojechałem na miejsce. Szczerze mówiąc to już zacząłem tęsknić…
- „Ja też.” – Zaśmiała się. – „Chociaż nie widzę cię dopiero od jakichś… pięciu godzin.”
- Aż strach pomyśleć co będzie po kilku dniach. No ale chyba jakoś sobie zorganizujesz czas, nie? Ja już mam „rozrywki” na najbliższe kilka dni.
- „Domyślam się, że chodzi o pracę. Ja sobie też znalazłam zajęcie na dziś, jestem z kuzynką na zakupach. Ale obawiam się, że jak wrócimy już do domu, to nie będę mogła sobie znaleźć miejsca, i ciągle będę o tobie myśleć…”
Zaśmiał się. – Jeśli coś takiego nastąpi jestem pod telefonem dwadzieścia cztery na dobę. Podejrzewam, że w nocy i tak nie zasnę. – Usłyszał pukanie do drzwi i po chwili do gabinetu wszedł Seba dzierżąc w dłoni jakieś dokumenty. – Słuchaj kochanie, mnie tu niestety praca wzywa. Baw się dobrze. Pa, kocham cię.
- „Dobrze ty mój pracusiu. Miłej zabawy nad dokumentami.”
- Ula…
- „Dobrze, dobrze, wiem… Kocham cię, pa.”
 Rozłączył się z uśmiechem i położył telefon na biurku. Zdjął marynarkę i spojrzał na Sebastiana pytająco. – Co jest stary?
- Yyy… - Olszański spojrzał na przyjaciela dość podejrzliwie, jednak po chwili stwierdził, że czas na pytania dotyczące jego rozmowy jeszcze będzie, a kolekcja jest nieco bardziej naglącą sprawą. – Przyniosłem ci zdjęcia z sesji do FD Sportivo, Artur dzisiaj przyniósł, ale ciebie oczywiście nie było.
Wziął od przyjaciela szarą kopertę i wyjął fotografie. Przejrzał je oglądając przy tym w miarę dokładnie. – No, trzeba przyznać Violi, że nieźle się spisała, nie?
- Tak, rzeczywiście. – Wyczuł w głosie Sebastiana nutkę rozgoryczenia. Spojrzał na niego pytająco. – Dobrze sobie poradziła, szczególnie, że teraz jest na lunchu z Arturem.
- No to kiepsko stary. Ale chyba nie odpuszczasz nie? – zapytał opierając się o rant swojego biurka. Sebastian i Violetta w jego mniemaniu zachowywali się nieco jak dzieciaki nie potrafiące się dogadać. On podrywał dziewczyny żeby Viola była zazdrosna, a to dawało tylko taki skutek, że ona spotykała się z innymi mężczyznami żeby mu zrobić na złość. Wtedy jeszcze w miarę mogli się dogadać, spotykali się… Ale od czasu jak Seba przeholował z tymi swoimi „doskonałymi” sposobami na wzbudzenie zazdrości Violetty, nie wychodziło im dogadywanie się zupełnie. A Olszański właśnie teraz zrozumiał, że Viola nie była jedną z tych dziewczyn na jedną noc, bo taką to by sobie odpuścił gdyby mu coś nie wyszło. Ale jej nie potrafił.
- Nie no, nie odpuszczę, chociażby z racji, że to przeze mnie zaczęła się z nim spotykać.
- Stary, mówiłem ci żebyś uważał jeśli serio ci na niej zależy.
- No wiem, że mówiłeś, wiem. Ale najgorsze jest to, że ja dopiero teraz zauważyłem, że… że mi naprawdę na niej zależy.
- Zakochałeś się…
- Ale co mi po tym jak ona woli z tamtym się migdalić pod firmą – powiedział patrząc na Violę całującą się z Kaczmarkiem na chodniku niedaleko głównego wejścia.
   
- Seba, po prostu musisz się teraz trochę pomęczyć. Ona też cię kocha, musi tylko to zrozumieć.
- Ta, byle nie zrozumiała tego za późno, albo żeby nie zapomniała. Poza tym ona nie wie, że ja ją kocham, no!
Spojrzał na przyjaciela i poklepał go po ramieniu.
- Żeby się dowiedziała to już musisz się sam postarać… Lecę do Pshemko.
- Zaraz, Marek! – Dobrzański odwrócił się jeszcze w progu. – Z kim ty rozmawiałeś teraz przez telefon?
- Z Ulą. Słuchaj stary, potem ci opowiem, okej? Bo naprawdę muszę iść – rzucił, i nim Sebastian zdążył cokolwiek odpowiedzieć wyszedł z gabinetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz