Rozdział 6
Marek siedział na kanapie w swoim mieszkaniu i wpatrywał się tępo w ekran telewizora. Sebastian mu powiedział, że Ula wzięła urlop, Piotr mu powiedział, że wyjechała. Nie wiedział tylk dokąd… i dlaczego. Przecież nie brała urlopu ani razu od rozpoczęcia ich współpracy. Martwił się, że jest na niego zła o ten pocałunek. A jeśli go przejrzała? Jeśli nie sądzi, że to była tylko chwila zapomnienia, a wzięła to całkiem na poważnie? W sumie miałaby rację, ale wolałby żeby nie wiedziała o jego uczuciu co do niej. Pamiętał jeszcze jak na początku opierał się temu co czuł, nie wiedział o co chodzi. Teraz bez bicia mógł się przyznać – jest w niej śmiertelnie zakochany. Nigdy niczego mu do szczęścia nie brakowało. Zawsze miał najnowsze zabawki, modne ciuchy, rzeszę znajomych i kobiety, które były w stanie zrobić dla niego wszystko. A teraz mógłby to wszystko oddać, za to żeby ona również go pokochała. Westchnął cicho. Nie wiedział gdzie była, nie wiedział nawet czy była bezpieczna… chociaż Piotr sprawiał wrażenie jakby dobrze wiedział gdzie ona jest, tylko nie chciał mu powiedzieć. Musiał się dowiedzieć. Musiał z nią porozmawiać. Musiał ją przeprosić za ten nieszczęsny pocałunek. I odplątać to zanim ona zorientuje się, że on ją kocha. Nie wiedział jak ma mu się to udać… ale jakoś musiało. Zawsze był mistrzem kłamstwa, więc czemu teraz miałoby mu się nie udać?

Musiał wiedzieć gdzie ona jest. Po prostu… musiał. Nie mógł wytrzymać bez niej w pracy. Nie zdarzało mu się to dotychczas. W każdej chwili mógł do niej pójść, wziąć na lunch, popatrzyć jak pracuje… a teraz jej nie było, i strasznie go to irytowało. Nie mógł się skoncentrować na podstawowych czynnościach jakie były wpisane w jego obowiązki. Wypuścił głośno powietrze zdejmując krawat z szyi. Nie rozumiał co tak go denerwowało w tym, że jej nie było. Po prostu tęsknił… miał ją na co dzień, a teraz nawet nie wiedział gdzie jest… ani z kim jest. Pokręcił głową. To bez sensu. Nie mógł nie pracować i nie wykonywać podstawowych czynności tylko dlatego, że tęsknił. W czwartek pokaz kolekcji… musiał wszystkiego jeszcze dopilnować! Nie mogli pozwolić sobie na żadne opóźnienia. Wiedział jednak, że nic nie zrobi, na niczym się nie skupi, dopóki nie rozwiąże sytuacji z Ulą. Będzie zajmować jego myśli cały czas. Musiał to jakoś załatwić, w jakiś sposób się z nią skontaktować, bo inaczej zwariuje. Zerwał się z krzesła i jak proca wystrzelił z gabinetu. Było to nawet bardzo wątpliwe, ale może powiedziała Sebastianowi gdzie jedzie? Musiał sprawdzić wszystkie źródła, musiał wiedzieć gdzie ona jest, i się z nią skontaktować, bo czuł, że nie wytrzyma psychicznie. Zupełnie bez powodu się o nią martwił, myślał o niej cały czas, chciał mieć ją przy sobie, chociaż było to na chwilę obecną nie do zrealizowania z oczywistych względów. Jej nie było w Warszawie. A on tu tkwił i miotał się po całej firmie w poszukiwaniu Olszańskiego. W końcu dotarł do sekretariatu przed jego gabinetem. Stanął przed jej biurkiem. Wpatrywał się w nie tępo wyobrażając sobie, ze ona przy nim siedzi, pracuje… uśmiecha się do niego… Nagle jego uwagę przykuł leżący na blacie niebieski pamiętnik. Wiedział, że to nieetyczne, i w ogóle… ale nie mógł się powstrzymać. Rozejrzał się czy nikt nie idzie. No ale ostatecznie chyba nie robił nic aż tak złego… jeden krótki wpis tylko po to żeby zobaczyć gdzie jest i upewnić się, że nic jej nie jest… Przecież to nic takiego. Na pewno nie byłaby na niego za to zła. Wziął zeszyt do ręki i jak gdyby nigdy nic udał się do swojego gabinetu.
- Viola, nie ma mnie dla nikogo. Chyba, że będzie Ula dzwonić, to ją połącz – powiedział w kierunku sekretarki i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony zamknął się w gabinecie. Przekręcił klucz od środka. Tak dla pewności, że nikt nie wejdzie. Dla większego komfortu zasłonił żaluzje i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Miał zamiar przeczytać tylko ostatni wpis. Może napisała coś gdzie jedzie, albo chociaż do kogo?

Otworzył zeszyt na ostatniej zapisanej stronie i spojrzał na notatkę. Zawierała ona raptem kilka słów. „Jutro wyjeżdżam… muszę to wszystko przemyśleć, i spojrzeć z dystansu.”
Trzeba przyznać, że dużo mu to nie dało… a nawet nic. Nie dowiedział się gdzie jechała, ani do kogo… praktycznie to niczego się nie dowiedział, poza tym, że chciała coś przemyśleć. Postanowił przeczytać jeszcze jeden wpis. Przedostatni. Był nieco dłuższy bo na całe dwie strony. Rozejrzał się dookoła siebie. Wiedział, że nie powinien. Czuł, jakby wkraczał w ten teren jej prywatności, w który nikt kogo ona tam nie dopuści, nie powinien wkraczać. Bo w końcu w pamiętniku zapisuje się swoje najgłębsze myśli i pragnienia… a on to miał tak po prostu przeczytać? Sam nie wiedział, czy ma to zrobić, czy nie. Z drugiej strony… jeśli tego nie przeczyta nie będzie wiedział gdzie ona jest. A może przy okazji dowie się czy ona czuje do niego coś więcej? Spojrzał na kartki zapisane starannym pismem Uli i zaczął czytać.
„Wszystko się komplikuje. Dosłownie wszystko. Przyjaciele zaczynają przekraczać poziom przyjaźni, ukochani zaczynają być mniej ważni od tych przyjaciół… Wszystko jest nie tak. Marek mnie dzisiaj pocałował. A ja to odwzajemniłam. Ale, o dziwo, chciałam tego! Kompletnie tego nie rozumiem. Nie rozumiem siebie. Muszę sobie to wszystko poukładać. Muszę poważnie zastanowić się nad tym co czuję do Marka. Przyjaźń, czy może już coś więcej? Potem Piotr. Dzisiejszy dzień zdecydowanie obfitował w zbyt zadziwiające zdarzenia. Marek mnie pocałował, a Piotr… Piotr nie był zły gdy z nim zerwałam. Zrozumiał doskonale, że jest muszelką, którą wsadziłam do kieszeni… a żadnej muszelki w ręce jak na razie nie trzymam. A co jeśli Marek… jeśli to on jest tą muszelką? Znaczy, tą muszelką, której nie wsadzę do kieszeni, która zawsze będzie dla mnie ważna… No po prostu, co jeśli kocham Marka? Bo w końcu nie wiem co do niego czuję. Może i go kocham, może i nie… Na pewno nie dowiem się tego siedząc bezproduktywnie i pisząc w pamiętniku. Muszę wyjechać, spojrzeć na sytuację z dystansu, przemyśleć to sobie… nie wiem jeszcze dokąd, ale się dowiem. W końcu mam trochę miejsc, w których wszystko zawsze wydaje się takie prostsze… jak na przykład Sopot. Mam nadzieję, że jak odpocznę i przemyślę sytuację to zrozumiem w końcu co do niego czuję.”
Odetchnął odrywając wzrok od pamiętnika. Nie czytał dalej. Dowiedział się gdzie jest, czyli wszystko czego chciał. Ale ona wyjechała pomyśleć… zastanowić się… nad nim. Więc może lepiej nie będzie jej przeszkadzał i pozwoli jej spokojnie zastanowić się nad uczuciem co do niego? A może lepiej zrobi jeśli jej pomoże?
***
Ula zupełnie nieświadoma tego, że zatruwa myśli Marka i nie daje mu normalnie funkcjonować, nadal spokojnie siedziała na piasku i wpatrywała się w horyzont. Spojrzała na namalowane przez nią przed chwilą serce. Westchnęła cicho. Brakowało jej czegoś. Czuła jakąś pustkę w sercu, obok siebie… W pierwszej chwili myślała, że chodzi o Piotra, jednak gdy o nim pomyślała zrozumiała, że to nie za nim tęskni. Tęskniła za Markiem. Cały czas miała go na wyciągnięcie ręki. Mieszkali na tym samym piętrze drzwi w drzwi, wycieraczka w wycieraczkę… w pracy także oboje byli na tym samym piętrze, jego gabinet był za zakrętem… cały czas mogła iść do niego, porozmawiać z nim, wygadać się, czy nawet po przyjacielsku przytulić. A teraz dzieliło ich od siebie jakieś trzysta dziewięćdziesiąt trzy kilometry, a to nie był odcinek drogi który mogła przejść w kilka minut tak jak z sekretariatu Sebastiana do gabinetu prezesa. Westchnęła przyglądając się nadal narysowanemu sercu. Narysowała je, praktycznie rzecz biorąc, nieświadomie. Palcem delikatnie zaczęła pogłębiać jego kontury. Zastanawiała się czy przypadkowe narysowanie serca podczas rozmyślań o Marku nie zawiera jakiegoś głębszego sensu. Bo w końcu skoro myślała o uczuciach do Marka, tęskniła za nim i podczas właśnie tych rozmyślań narysowała serce, no to chyba coś to znaczy. Odetchnęła zimnym morskim powietrzem. Miała spojrzeć na to z dystansu, bez zbędnych emocji. Miała nie odsuwać od siebie żadnych rozwiązań, nawet tych najbardziej niewiarygodnych. Podniosła się z piasku i ostatni raz spojrzała na narysowane serce. Przypływ wody zakrył rysunek jednak po jego odejściu nadal było widać niewyraźny kontur obrazku.
- Nothing's gonna change my love for you* – zanuciła cicho.
Westchnęła. Dopuściła do siebie tą myśl, że go kocha.
Przypływ lekko zamazał narysowane serce, nie zniszczył go jednak całkowicie. Czy mogło to oznaczać, że nic nie jest w stanie zniszczyć tego co ich łączyło?

Wyjęła z kieszeni muszelkę i spojrzała na nią z pół uśmiechem. Podobała jej się. Nawet bardzo, chociaż takich muszelek były miliony. Zacisnęła ją w ręce i z delikatnym uśmiechem na ustach ruszyła do domu ciotki.
***
Zaparkował samochód przed brązową bramą. W sumie był tu dopiero dwa razy, na ogół nie zawoził Uli do pracy gdy odwiedzała swoją rodzinę, więc nie miał okazji tu bywać. Domyślał się jednak, że skoro zerwała z Piotrem, to pojechała do domu rodzinnego. Może od nich dowie się dokładnie gdzie Ula wyjechała? Sopot był dość duży, a nie mógł tracić czasu na chodzenie po całym mieście i szukanie jej. Postanowił jednak jeszcze raz spróbować zadzwonić. Może tym razem odbierze, zgodzi się na spotkanie… musi ją w końcu przeprosić za ten pocałunek. Chyba, że ona doszła do wniosku, że też go kocha w co szczerze wątpił.
- „Tu Ula, Ula Cieplak. Zostaw wiadomość.”
Rozłączył się z westchnieniem i spojrzał na domek jednorodzinny. Wysiadł z samochodu i powoli ruszył w kierunku brązowych drzwi. Pogłaskał kota leżącego na schodach i wdrapał się na zielony ganek. Bił się chwilę z własnymi myślami. Miał wątpliwości czy rzeczywiście powinien do niej jechać. Może ona woli pobyć sama, może chce pomyśleć, a porozmawia z nim w czwartek jak wróci z urlopu? Z drugiej strony… nie wytrzymywał bez niej. Musiał przyznać sam przed sobą, że za nią tęsknił. Westchnął cicho. W tej samej chwili co chciał wycofać się i wrócić do auta drzwi domu się otworzyły. Zobaczył przed sobą ojca Uli.
- Dzień dobry panie Józefie.
- Dzień dobry panie Marku. Co pana sprowadza? Bo Uli nie ma.
- Tak, tak wiem, że jej nie ma – odparł niepewnie.
- Może pan wejdzie do środka, co tak będziemy w progu rozmawiać – zaproponował starszy wiekowo mężczyzna. Przystał na to i ruszył za Cieplakiem do kuchni. Józef zakrzątnął się i po chwili na stole stały dwa kubki z parującą herbatą.
- To co pana sprowadza panie Marku? – zapytał Józef siadając naprzeciw niespełna trzydziestolatka. Nie znał Dobrzańskiego zbyt dobrze, ale na tyle żeby zdążył go nieco polubić.
- Mam pewną bardzo ważną sprawę do Uli, ale ona wyjechała i nie odbiera telefonu. Ma pan z nią jakiś kontakt, albo może gdzie wyjechała?
- Kontaktu z nią żadnego nie mam, rzeczywiście nie odbiera komórki. – Marek niezauważalnie odetchnął z ulgą. Zaczął już się obawiać, że tylko jego telefonów nie odbiera, ze go unika. – Wyjechała do mojej szwagierki do Sopotu. Musiała coś przemyśleć, a tam ma rzeczywiście ciszę i spokój.
Pokiwał głową. Uspokoił się nieco. Trochę się o nią martwił, chociaż było to zupełnie nieuzasadnione, ale skoro wyjechała do swojej ciotki, to raczej nie miał powodu do obaw.
- A ona nie powiedziała panu gdzie wyjechała?
- No właśnie nie – odparł. – Muszę z nią porozmawiać, a wczoraj nie było mnie w pracy, potem już nie przyszła do mnie do mieszkania, więc nie miała za bardzo miała kiedy podać adres, czy jakiś telefon kontaktowy.
Józef pokiwał głową. Dłuższą chwilę zastanawiał się nad tym czy podać mężczyźnie adres.
- A może po prostu pan powie o co chodzi a ja jej przekażę?
Odchrząknął żeby ukryć zdenerwowanie. Przecież nie mógł powiedzieć mu, że pocałował Ulę i teraz musi to wyjaśnić, przeprosić… albo jeśli ona doszła do bardziej pozytywnych wniosków, może nawet pocałować jeszcze raz.
- Raczej nie, lepiej będzie jeśli to ja z nią porozmawiam. Po prostu trochę się pokłóciliśmy… – dodał niepewnie, gdy zauważył nieufną minę Cieplaka. – I muszę to wyjaśnić.
Józef pokiwał głową.
- Panie Marku. Widzę, że nie mówi mi pan całej prawdy, nie wymagam tego.
Westchnął cicho. Może dobrym wyjściem byłoby porozmawiać z ojcem Uli na ten temat? W końcu kto tak dobrze zna Ulkę jak nie on. Ale z drugiej strony… czuł się trochę nieswojo opowiadając ojcu przyjaciółki o tym, że ją kocha.
- Tak panie Józefie, rzeczywiście trochę kręcę – zaśmiał się. – Ale to tylko dlatego, że ta sprawa jest dość delikatna, i po prostu wolałbym załatwić to z Ulą, nie mieszając w to osób trzecich.
Powiedział prawdę, tylko ukrył faktyczny temat potrzeby skontaktowania się z Ulką. Delikatna sprawa – faktycznie, była. Teraz tylko musiał tą delikatną sprawę rozwiązać, a jedyną osobą, jaka mogła mu pomóc był ojciec Uli, bo tylko on znał dokładne miejsce pobytu córki.
- No dobrze panie Marku, dam panu ten adres. Chociaż nie wiem czy Ula będzie z tego zadowolona.
„Mam nadzieję, że będzie…” – pomyślał z półuśmiechem Marek.
Józef szybko wziął jakiś notes, odnalazł nazwisko szwagierki i na osobną kartkę przepisał adres. Wręczył Markowi świstek papieru.
- Dziękuję panie Józefie. A, prawie bym zapomniał. – Wyjął z teczki zielony pamiętnik Uli. – Mój przyjaciel, a przełożony Uli znalazł to u niej na biurku i stwierdził, że ja będę się z nią szybciej widział, i mam jej oddać – skłamał. Ale przecież nie mógł powiedzieć, że przeczytał fragment jej pamiętnika. Mówił tak przekonująco, że Józef uwierzył w jego tłumaczenia. – Do widzenia panie Józefie, i jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co. Do widzenia panie Marku.
Uśmiechnął się jeszcze na odchodne do mężczyzny i po chwili wsiadł do samochodu. Spojrzał na kartkę wypisaną starannym pismem Cieplaka.
„Tamara Bogdajska ul. Północna 38/37 Sopot.”
Zastanowił się dłuższą chwilę próbując ułożyć sobie trasę w głowie. Jednak naszła go pewna refleksja. Czy ona aby na pewno chce go widzieć?
***
Ula siedziała na balkonie wpatrując się w piękny zachód słońca. Cieszyła się, że jej ciotka mieszka dość blisko morza, bo inaczej z balkonu mogłaby zobaczyć co najwyżej inne bloki. Rozsiadła się wygodniej na wiklinowej ławeczce i upiła łyk herbaty. Bezwiednie pogłaskała Guzika zwiniętego w kłębek na jej kolanach. Zachód słońca istotnie był piękny, jednak jej myśl zaprzątało coś innego niż wpatrywanie się w ten cud natury.

A mianowicie Marek. Bo dopuściła do siebie tą myśl, że go kocha, poczuła się nawet trochę lżej gdy to zrozumiała… ale przecież nie mówione, że on też coś do niej czuje. Westchnęła cicho.
- Nad czym tak rozmyślasz?
Odwróciła się i zobaczyła swoją kuzynkę Kingę. Uśmiechnęła się do dziewczyny.
- A, tak ogólnie – odparła półgłosem.
Bogdajska usiadła obok Ulki i objęła po przyjacielsku. Kot spłoszony nagłym poruszeniem zeskoczył z kolan dziewczyny i fukając wrócił do mieszkania.
- Ulka, co jest?
Westchnęła. – Nic takiego. Po prostu… właśnie zrozumiałam pewną rzecz. I szczerze mówiąc to trochę się tego boję.
- Chcesz się wygadać?
Uśmiechnęła się do kuzynki. Opowiedziała jej to samo co wcześniej ciotce, a także o jej rozmyślaniach podczas samotnego spaceru. Powiedziała jej nawet jak doszukiwała się głębszego sensu w przypływie zakrywającym narysowane na piasku serce.
- A teraz jeszcze zrozumiałam, że… - Westchnęła cicho.
- Kochasz go?
Chwilę milczała jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Kocham… Ale to jest dość trudne. Bo uczucie jest faktycznie wspaniałe, ale… Skąd ja mam mieć pewność, że on mnie też kocha? Przecież jeden pocałunek jeszcze nic nie znaczy.
Bardziej myślała głośno niż mówiła do kuzynki, chociaż ta siedziała i słuchała w ciszy. Umiała dobrze słuchać ludzi, inaczej nie poszłaby na psychologię.
- Nie dowiesz się, jeśli z nim o tym nie porozmawiasz.
- Wiem… wiem.
***
Marek siedział w samochodzie nieopodal bloku w którym obecnie pomieszkiwała Ula. Wiedział, że tam jest – stał na parkingu już od dobrej godziny i widział ją jak wracała z nad morza. Nie odważył się wtedy do niej podejść. Sam nie wiedział co powinien teraz zrobić. Iść zadzwonić domofonem i zapytać się o nią? A co dalej? Co jak już stanie obok niej? Gdyby poczekał do tego czwartku, nie miałby aż takiego problemu – przyszłaby i zajęliby się pracą, może nawet udawaliby, że żaden pocałunek nie miał miejsca i po prostu dalej by się przyjaźnili. A tak… przyjechał. Powiedział a, to teraz musi powiedzieć b. A co jeśli ona nie będzie chciała z nim rozmawiać? Jeśli nie przejmie się jego wizytą? Nie, Ula taka nie była. Nawet jeśli go nie kocha, to i tak z nim porozmawia, wyjaśni sytuację żeby wszystko było jasne. Wysiadł z samochodu i niepewnie ruszył w kierunku odpowiedniej klatki schodowej. Ale co on może powiedzieć jak już ktoś odbierze? Że przyszedł do Uli? Westchnął. Kompletnie nie wiedział co zrobić. Na pewno nie wróci do Warszawy – wtedy znowu będzie za nią tęsknił, denerwował się i na pewno nie załatwi należycie tego pokazu. Musi wiedzieć na czym stoi. Jednym pewnym ruchem nacisnął odpowiedni guzik na domofonie i powstrzymał się przed ucieczką. Po chwili usłyszał kobiecy głos.
- Dzień dobry, czy zastałem Ulę? – zapytał niepewnie.
- „Tak, proszę.”
Usłyszał charakterystyczny dla otwierania drzwi dźwięk. Pociągnął za klamkę i ruszył na czwarte piętro. Szedł dość wolno jakby chciał jak najbardziej odwlec moment spotkania. Co ma niby jej powiedzieć? Cześć, przyjechałem porozmawiać? Westchnął. To było bez sensu, jednak wiedział, że siedzenie w Warszawie i miotanie się po całym gabinecie jest jeszcze bardziej bezsensowne i bezcelowe. Bo tutaj może chociaż coś załatwić, dowiedzieć się na czym stoi, co ona tak właściwie do niego czuje i uzyskać wymarzony spokój. A w FD może co najwyżej wymyślać jakieś niestworzone rozwiązania tej historii. Na pewno by nie pracował. Po chwili znalazł się pod brązowymi drzwiami. Spojrzał jeszcze na tabliczkę widniejącą na drzwiach a potem świstek papieru wręczony mu wcześniej przez pana Józefa. Nazwisko się zgadzało. Z duszą na ramieniu zapukał. W myślach błagał żeby to nie Ula otworzyła drzwi. Chciał jeszcze mieć chociaż kilka sekund na ułożenie sobie co ma jej powiedzieć. Po chwili drzwi się otworzyły. Teraz już nie było odwrotu. Nie mógł zwiać i pojechać do Warszawy. Teraz spotkanie było już nieuniknione. Spojrzał na kobietę stojącą przed nim. Na oko mogła mieć z dziewiętnaście może dwadzieścia lat.
- Dzień dobry, mógłbym zobaczyć się z Ulą? – zapytał niepewnie.
- Tak, proszę.
Dziewczyna otworzyła szerzej drzwi wpuszczając go do środka. Dyskretnie schował kartkę z adresem do kieszeni marynarki i ruszył we wskazanym kierunku. Spojrzał dyskretnie na półkę ze zdjęciami. Jedno z nich było zdjęciem matki Uli, Magdy Cieplak – Ulka, miała takie samo. Drugie przedstawiało Ulę, tą młodą dziewczynę, która otworzyła mu drzwi, i najprawdopodobniej jej ciotkę, Tamarę, oraz Jaśka, Józefa i Beatkę. Na innych zdjęciach nie rozpoznał żadnej postaci, czasami tylko przewinęła się gdzieś matka Uli. Przeniósł wzrok na dziewczynę, która miała zaprowadzić go do jego… przyjaciółki.
- Ula jest na balkonie – oznajmiła, po czym wychyliła się na zewnątrz. – Ulka, pan do ciebie.
Nie usłyszał jej odpowiedzi, jednak mógł sobie wyobrazić jej minę wyrażającą bezgraniczne zdumienie. W końcu było już dobrze po dziewiętnastej, pewnie nikogo się nie spodziewała.
- Proszę.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i odsłoniła mu drzwi balkonowe. Odwzajemnił lekko uśmiech po czym niepewnie wyszedł na zewnątrz. Spojrzał na Ulę. Głaskała kota siedzącego jej na kolanach. Po chwili podniosła na niego wzrok. Widział, że ją zaskoczył.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak wydobyło się z nich jedynie, krótkie – Cześć.
*Glen Medeiros „Nothing's gonna change my love for you”
Tłumaczenie zdania: Nic nie jest w stanie zmienić mojej miłości do ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz