sobota, 2 czerwca 2012
Rozdział 5
Rozdział 5
"[...] ja właśnie płakałem. Nie po wierzchu. Czułem coś takiego, jakby z drugiej strony moich oczu łzy do wewnątrz mnie spływały. Doświadczył pan może takiego płaczu?" - Wiesław Myśliwski "Traktat o łuskaniu fasoli"
Marek z zamkniętymi oczami leżał na łóżku okryty kołdrą udając, że śpi. Gdyby nie to, że jego kuzynka chodziła właśnie po pokoju hotelowym najpewniej rozpłakałby się jak mały chłopiec. Ale nie chciał przy Werze. Wera co prawda była jego kuzynką i przyjaciółką, na pewno by go nie wyśmiała, ale mimo wszystko nie chciał. Nie miał ochoty zupełnie na nic.
- Marek, wstawaj, praca czeka! - powiedziała rzucając na niego jedną z jego licznych koszul. Po chwili spodnie rzucone przez kuzynkę przykryły mu głowę, jednak uchylił oczy dopiero gdy krawat wylądował w tak niefortunnym miejscu, że łaskotał go w nos.
- Weronika, na litość Boską, nigdzie nie idę, daj mi spać - wymruczał odsuwając krawat z dala od swojej twarzy, po czym z głowy zdjął spodnie a koszulę ze swoich nóg. Wszystkie części garderoby rzucił na ziemię, po czym wtulił twarz w poduszkę.
- O nie, nie Mareczku. Ula ma dzisiaj przynieść wymówienie a ty masz ją zatrzymać i wytłumaczyć jej tą intrygę.
-Wera... Ja naprawdę nie mam na to siły - jęknął żałośnie.
Dobrzańska spojrzała na niego ze smutkiem. Domyślała się, że jej ukochany kuzyn nie ma siły. Słyszała jak przez całą noc wiercił się w łóżku, poprawiał pozycje, sprawdzał godzinę na telefonie, wstawał z łóżka żeby jak najciszej obejść cały pokój hotelowy, siadał na krześle, znowu się wiercił w swoim łóżku. Dźwięki te ustały dopiero około piątej nad ranem. Marek naprawdę się zadręczał tą całą sytuacją. Naprawdę tęsknił za tą dziewczyną. Usiadła na łóżku Marka.
- Kuzynie, wiem, że jesteś załamany, ale musisz próbować.
- Weronika. - Spojrzał jej w oczy. Nie wytrzymała jego spojrzenia, widziała w nich tylko ból, tęsknotę i miłość do tej ponoć niepozornej dziewczyny. - Nie. Nie mogę o nią walczyć. Kocham ją i chcę żeby była szczęśliwa. Weruś... - Dziewczyna zdziwiła się nieco, ostatnio słyszała to zdrobnienie z jego ust jakieś trzy lata temu. - Życie to nie komedia romantyczna.
- Marek, jestem dorosła, i o tym wiem. Ale mimo wszystko twierdzę, że powinieneś zawalczyć o miłość.
- Weronika, naprawdę byłoby wspaniale gdyby wszystko było takie proste. Gdybym miał pewność, że jeśli spróbuję to ona mi wybaczy to bym już tam był. Ale ja nie będę o nią walczył z jednego prostego powodu. Kocham ją.
- Rozumiem. Ale Marek, nie możesz decydować za was oboje. Nie możesz decydować za nią. Nie masz stu procentowej pewności, że ona nie chce ci powiedzieć, że ci wybacza. Jeśli tam nie pojedziesz, ona będzie zmuszona zostawić ci swoje wymówienie. Nie możesz zadecydować za was oboje.
- Weronika... - Pokręcił głową. - Ula jest taką osobą, że gdyby chciała ze mną porozmawiać to tu... - Wskazał palcem na wyświetlacz swojego telefonu. - Widniałaby informacja o połączeniu nieodebranym.
- Marek, jedziesz do pracy.
- Weronika, ja nie chcę - jęknął.
- Wiesz co Marek... Jesteś strasznie irytujący taki podłamany. Podnoś się z łóżka, i wychodzimy.
- A ty dokąd idziesz? - zdziwił się.
- Ja jadę odwiedzić wujków. No dalej, rusz tyłek - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Niechętnie podniósł się z łóżka i nie zaszczycając Weroniki nawet jednym spojrzeniem, wszedł do łazienki.
***
"Spotkania jakich mało na środku świata im zdarzyło się" - Ewelina Flinta "Nieskończona historia"
Weronika po wizycie u wujków i zarazem rodziców Marka, postanowiła oddać się jednemu ze swoich ulubionych zajęć, a mianowicie iść pobiegać. W tym celu szybko udała się do pokoju hotelowego, który tymczasowo wynajmowała wraz ze swoim kuzynem. Szybko przebrała się w dres - na wizytę u Dobrzańskich seniorów, ubrała jedną ze swoich sukienek. Wyszła z hotelu posyłając po drodze uprzejmy uśmiech w stronę recepcjonistki. Stwierdziła, że pobiega po dawno nie widzianych ulicach Warszawy, może nawet wpadnie do Febo&Dobrza;ński zobaczyć, czy jej kochany kuzyn tam dotarł czy może zgubił się gdzieś po drodze. Z uśmiechem na ustach ruszyła przed siebie. W Warszawie ostatnio była jakieś dwa lata temu, ale tylko na kilka dni, więc nie zdążyła zobaczyć dokładnie jak miasto zmieniło się od czasu jej wyprowadzki, która miała miejsce gdy była jeszcze szesnastoletnią dziewczyną a jej ukochany kuzyn był w wieku osiemnastu lat. Nagle zobaczyła przed sobą znajomą twarz.
- Michał, cześć - powiedziała zatrzymując się obok wysokiego blondyna o orzechowych oczach.
- Wera! - zawołał ucieszony. - Co ty tu robisz?
- Wiesz, ja przyjechałam do rodzinki, raczej ty powinieneś był mi to powiedzieć. Przecież mieszkałeś z rodzicami - stwierdziła. Michał Wawelski był jej najlepszym przyjacielem z dzieciństwa, skakała razem z nim i Markiem po drzewach, potem niemal codziennie rozmawiali ze sobą przez komunikator internetowy, przez skype, przez telefon...
- Przyjechałem spotkać się ze starymi znajomymi, z Markiem, Aleksem. Ale ciebie się tu kompletnie nie spodziewałem.
Uśmiechnęła się do przyjaciela.
- To się dobrze składa, bo w sumie to właśnie chciałam iść do firmy. Bo wiesz, że Marek z Aleksem razem pracują...?
- Tak, wiem - stwierdził. - To idziemy?
***
Marek siedział jak na szpilkach na fotelu w swoim gabinecie. W głębi duszy przyznawał swojej kuzynce rację, może rzeczywiście powinien spróbować ją zatrzymać? Obawiał się jak Ula mogłaby zareagować na jego desperackie próby przekonania jej, że ją kocha i żałuje. Serce łomotało mu w piersi, i choć wiedział, że powinien zabrać się za pracę, to nie mógł się na niczym skupić. Omiatał wzrokiem cały gabinet szukając jakiegoś punktu na który mógłby dłużej popatrzeć, ale ilekroć na coś spojrzał to kojarzyło mu się to z Ulą. Kanapa na której przeprowadzili niezliczone ilości rozmów, czy na której później flirtowali, regał z segregatorami z którym związane były wszystkie ich sekretne pocałunki, biurko na którym zaczął domyślać się, że czuje do niej coś więcej, okno, teraz zakryte żaluzjami, przy którym lubili stać i patrzeć na różnych ludzi, zwierzęta, samochody, a potem dawać sobie wskazówki i odgadywać na co druga osoba patrzy... Gdy usłyszał pukanie do drzwi, poczuł wielką gulę w gardle. Z trudem ją przełknął.
- Proszę - rzucił. Nagle zupełnie niespodziewanie poczuł, że krawat jest za ciasny. Pierwszy raz w życiu naprawdę bał się, że jakimś nieostrożnym posunięciem, może wszytko spieprzyć. Po chwili do gabinetu weszła, ku jego zdziwieniu nie Ula, a Weronika wraz z ich przyjacielem Michałem. Uśmiechnął się wesoło starając się nie dać gościom do zrozumienia, że jeszcze przed chwilą umierał tutaj ze strachu. Przywitał się z kuzynką i dawno nie widzianym przyjacielem.
- Napijecie się czegoś?
- Może kawy - stwierdził blondyn.
- A ja herbaty.
- Okej. - Marek wyszedł z gabinetu. - Violetta bądź tak dobra i zrób dwie kawy z cukrem, jedną bez mleka, drugą z mlekiem i herbatę bez cukru.
- A myślisz, że ja mam notes w głowie? Ja nie jestem Ulką, żeby wszystko zapamiętywać! - oburzyła się.
- To sobie spraw notes - odpowiedział. - A teraz proszę żebyś spełniła moje polecenie - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Po chwili Viola wyszła z sekretariatu mrucząc coś o niesprawiedliwym podziale obowiązków. Wywrócił oczami po czym wrócił do swojego gabinetu. Usiadł na fotelu obok kanapy gdzie siedziała Weronika i Michał. Na chwilę zupełnie zapomniał o strachu, który jeszcze chwilę temu go ogarniał, jednak nawet na chwilę nie zapomniał o Ulce. Usłyszał pukanie do drzwi i będąc pewien, że to Violetta postanowiła podzielić się z nim jednym ze swoich genialnych spostrzeżeń, zaprosił gościa do środka. Po chwili w drzwiach stanęła Ula.
- Nie przeszkadzam? - zapytała stając w progu.
- Nie, skądże - odpowiedział zauważając kątem oka, że jego kuzynka spogląda uważnie na Ulę. Pewnie chciała zobaczyć co też jej ukochany kuzynek w niej widział. - Mogę was na chwilę przeprosić? - powiedział w stronę Michała i Weroniki. Ci bez szemrania wyszli. Przeniósł swój wzrok na Ulę. Wstał z fotela i stanął przed nią. - Może usiądziesz... - zaproponował nieśmiało.
- Nie, dziękuję - odrzekła. Patrzyła mu w oczy, ale Marek nie widział nawet śladu tego uczucia jakie jeszcze poprzedniego dnia rano w nich zauważał. - Przyszłam tylko na chwilę, tak jak już mówiłam oddać ci moje wymówienie.
- Jesteś pewna, że chcesz odejść? - zapytał biorąc od niej dokument i czytając go uważnie.
- Tak. Podpiszesz mi to w końcu? - zapytała, patrząc na Marka, który już któryś raz z rzędu czytał jej wymówienie.
Spojrzał na dokument. Położył go na biurku, wziął do ręki długopis i trzymał go dłuższą chwilę nad dokumentem. Miał ją zatrzymać. Spojrzał na nią niepewnie.
- Ula... Nie podpiszę tego.
- Słucham?
- Po prostu... Nie chcę żebyś odchodziła. Bo ja...
- Marek - przerwała mu ostro. - Nie obchodzi mnie co ty, nie obchodzi mnie, że ty nie chcesz, nie obchodzi mnie nic związanego z tobą, rozumiesz? Podpisz to i pozwól zakończyć mi rozdział pod tytułem FD, okej?
- Ale...
- Dobrze. Nie chcesz, nie podpisuj, nie potrzebuję tego - stwierdziła. - W każdym bądź razie więcej mnie już nie zobaczysz.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi. Marek zupełnie nie wiedział co ma zrobić, pełno myśli kłębiło mu się po głowie, a jedna głupsza od drugiej. W końcu widząc, że Ula już chce wyjść z gabinetu, poderwał się z krzesła. Podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu.
- Ula, nie rób tego - poprosił. - Nie rób czegoś, czego potem będziesz żałowała.
- Nie będę tego żałowała, Marek - stwierdziła. Jej głos nie był już tak pewny jak na początku, gdy tylko weszła do jego gabinetu. Nie była aż taka silna.
- Ula, proszę, daj mi drugą... trzecią... kolejną szansę. Zrozum, że... - Westchnął cicho. Cóż za ironia losu: w momencie gdy ona jakby zaczęła mięknąć, on zupełnie nie wiedział co ma jej powiedzieć. - To naprawdę nie jest tak jak myślisz. Nie znasz całej prawdy... Nawet Sebastian jej nie zna. Zerwałem z Pauliną.
- Marek, proszę cię, przestań.
Odwrócił ją przodem do siebie, choć trochę się opierała. Spojrzał jej w oczy, w te dwa błękitne nieba.
- Ula... Nie pozwolę ci odejść - szepnął. Stali tak blisko siebie, że Ula mimo jego naprawdę cichego głosu, doskonale rozumiała każde wypowiadane słowo. Stał za blisko, nie umiała już być tak stanowcza. - Nie pozwolę ci, rozumiesz? Nie podpiszę twojego wymówienia, tak samo nie wypuszczę cię stąd zanim mnie nie wysłuchasz - stwierdził powstrzymując wpływający na usta radosny uśmiech spowodowany tym,że zobaczył w jej oczach to samo co jeszcze poprzedniego dnia rano, a mianowicie miłość. Delikatnie ją pocałował, a ona nie protestowała, nie potrafiła, była za słaba. Po chwili się od niej odsunął, nie chciał przesadzić z tym pocałunkiem. Delikatnie mocniej ją przytrzymał. - Nie pozwolę ci odejść, bo cię kocham.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz