sobota, 2 czerwca 2012
Rozdział 4
Rozdział 4
"Serce i umysł rzadko kłamią jednocześnie..." - Jonathan Carroll - Szklana Zupa (Część II: Brogsma)
Marek siedział u siebie w gabinecie starając się uspokoić rozbiegane myśli. Denerwował się, chociaż to mało powiedziane. On się bał. Chyba pierwszy raz w życiu tak się bał. Usłyszał pukanie do drzwi. Przełknął ślinkę - a jeśli Aleks coś znalazł i właśnie przyszedł się mu pochwalić? Nie, na pewno nie. Przecież jeszcze nie przedstawił raportu, nie przyszedłby. Na pewno by nie przyszedł. Odchrząknął cicho.
- Proszę.
Po chwili do gabinetu weszła Ula. Odetchnął z ulgą, jednak nie ulżyło mu zanadto - zobaczył w jej dłoniach teczki. Dwie. Dwie...?
- Przyniosłam raport.
- A ta druga teczka? - zainteresował się.
- To są takie dokumenty z ProS, nic ważnego - stwierdziła wręczając mu białą teczkę w której znajdował się sfałszowany raport. Marek przejął od niej teczkę, ale nawet nie spojrzał na jej zawartość.
- Nie spojrzysz? Przecież musisz się przygotować, żeby to jakoś przedstawić...
Spojrzał na teczkę. Trawiły go wyrzuty sumienia. Ale wiedział, że już nie ma odwrotu, choćby nie wiadomo jak bardzo chciał, to nawet gdyby zaprzągł całą firmę do pracy, nie zdążyłby napisać nowego, tym razem dobrego raportu. Ula widziała jego zdenerwowanie. Usiadła obok niego na kanapie.
- Wszystko w porządku?
Spojrzał na nią. Usłyszał w jej głosie i zobaczył w jej oczach, coś, czego nigdy nie widział u Pauliny - troskę. Zmusił się do nikłego uśmiechu. Sama jej obecność działała na niego kojąco.
- Kiedy ty tu jesteś? W jak najlepszym.
Uśmiechnęła się do niego.
- Dobrze. Mam pomóc ci się przygotować do przedstawienia raportu?
Westchnął cicho spoglądając na nią kątem oka.
- Zarząd zbiera się dopiero za dwie godziny... Mogę jeszcze chwilę poczekać z przygotowaniem... Przepraszam cię ale chciałbym pobyć chwilę sam.
Uśmiechnął się do niej przepraszająco. Był to już jego swego rodzaju odruch bezwarunkowy - zawsze robił taką samą minę, gdy prosił o to Paulinę lub modelki, chociaż i tak najczęściej go nie zostawiały. Szczerze mówiąc, to oprócz tego, że faktycznie chciał pobyć sam, to był ciekawy reakcji Ulki. Uszanuje to i go zostawi, czy może zachowa się tak samo jak jego narzeczona bądź te wszystkie rozwydrzone modelki?
- W porządku. - Uśmiechnęła się do niego. - Jakby co to wiesz gdzie mnie szukać.
- Tak, wiem.
Pocałował ją krótko w usta. Po chwili opuściła gabinet, a jego znowu napadły wyrzuty sumienia, ale z nieco innego powodu niż ostatnimi czasy. Kilka dni temu przyznał się sam przed sobą, że on... Że kocha Ulę. A wyrzuty sumienia miał z wielu powodów - bo namówił ją do kłamstwa, bo nadal jest z Pauliną, bo ją oszukuje, a raczej oszukiwał... Popełnił zbyt wiele błędów w życiu i naprawdę bał się, że to wszystko może się źle skończyć. Czuł, że zostanie w jakiś sposób ukarany. Westchnął spoglądając na teczkę. Wyjął dokumenty po czym zaczął je przeglądać. Ula spisała się naprawdę dobrze, nikt nie połapałby się, że to fałsz. Nauczył się danych, nie było to trudne po czym odłożył dokumenty. Nie wiedział co powinien ze sobą zrobić, więc postanowił iść do Ulki.
***
"Choć właściwie była szczęśliwa, to w głębi duszy dręczył ją trudny do wyjaśnienia niepokój" - Ken Follett "Noc nad oceanem"
Ula stała przy oknie patrząc na roztaczający się przed nią widok. Rozmyślała o tym co łączyło ją z Markiem. Zastanawiała się skąd ta nagła zmiana jego stosunku do niej. Wcześniej rzeczywiście całował ją, przytulał, ale robił to w miarę możliwości rzadko. Tłumaczyła to sobie tym, że boi się, że ktoś ich zauważy. A teraz? Specjalnie przychodzi do jej gabinetu żeby się przywitać, całuje ją tak inaczej niż wcześniej, zaczął zwracać się do niej od czasu do czasu "Ulcia"... Nie mogła powiedzieć, że jej się to nie podobało, a wręcz przeciwnie. Ale mimo wszystko dziwiło ją to. Usłyszała pukanie do swojego gabinetu.
- Proszę.
- Cześć.
Do gabinetu wszedł Marek z uśmiechem na ustach.
- Cześć - odpowiedziała. - Przygotowany?
- Tak. Myślę, że zarząd to przyjmie.
Usiadł na kanapie, którą kilka dni temu pomagał wybierać Uli w sklepie meblowym. Usiadła obok niego. Spojrzał na nią niepewnie. Czuł, że musi się komuś wygadać, podświadomie chciał żeby tym kimś była właśnie Ulka. Ale nie wiedział czy przez przypadek nie powie jej za dużo, jeśli rozpocząłby szczerą rozmowę o tym, że ma wyrzuty sumienia związane z fałszowaniem raportu, zacząłby stąpać po kruchym lodzie, wystarczyłoby, że ona zapyta się go o jakiś szczegół i jeszcze się wygada o intrydze. A przecież ją kocha, nie mógł sobie na to pozwolić, przynajmniej nie do momentu aż zerwie z Pauliną czego kategorycznie nie mógł zrobić tego przed zebraniem zarządu, które miało odbyć się za jakąś godzinę.
- Marek, w porządku?
- Ula, tak, w jak najlepszym. Po prostu denerwuję się zebraniem - stwierdził przekonująco. Po chwili usłyszeli pukanie do gabinetu. Do środka po usłyszeniu zaproszenia Uli weszła Ania.
- O Marek. Wszędzie cię szukam. Czekają już na ciebie.
- Okej, dzięki.
***
"Jedna z najokrutniejszych lekcji życia (oraz śmierci): To, co się liczy dla nas, nie musi się liczyć dla innych" - Jonathan Carroll - Szklana Zupa (Część druga: Dinozaurowa modlitwa)
Marek pozornie zadowolony wyszedł z sali konferencyjnej. Zarząd łyknął ten fałszywy raport, nabrali się. Mimo entuzjazmu jaki starał się okazywać, miał wyrzuty sumienia. Chciał iść do Uli, w ogóle to chciał tego dnia zerwać z Pauliną, wyjaśnić tą całą intrygę Ulce i przy okazji choć trochę oczyścić sumienie, potem jak najszybciej naprawić sytuację finansową firmy, zanim ktokolwiek zorientuje się, że pokazał fałszywy raport. Chciał być szczęśliwy, ale nie mógł zanim nie rozliczy się z przeszłością. Miał nadzieję tylko, że Ulka wybaczy mu tą intrygę i, że Paulina nie będzie robiła za bardzo problemów przy rozstaniu. Niestety podczas drogi do Uli, zaczepił go Sebastian, przerywając mu tym samym układanie w myślach rozmowy z ukochaną.
- Stary, udało się?
- No, udało - stwierdził bez entuzjazmu, po czym od razu ruszył z powrotem w stronę gabinetu dyrektor finansowej.
- Ej, Marek, czekaj! - zawołał go Sebastian zmuszając go tym samym do zatrzymania się. Niechętnie odwrócił się spoglądając nań zniecierpliwionym wzrokiem. - Gdzie ty lecisz?
- Do Uli.
- Ale po co? Brzydula wykonała brudną robotę, więc masz już z nią święty spokój, możesz iść do Pauliny przeprosić ją za to, że ostatnio nie miałeś dla niej czasu i nieco bardziej zaangażować się w planowanie ślubu.
- Co? - zapytał zdziwiony. Myślał, że do Sebastiana dotarło wreszcie to, że on i Paula to już dawno i nieprawda.
- No mówię przecież. Ulkę wyśle się na Madagaskar żeby ci nie nabruździła. - Widząc niedowierzającą minę Marka pospieszył z wyjaśnieniami. - No żeby ci nie wpadła do kościoła.
- Seba to naprawdę... - zaczął, ale nagle urwał wpół zdania. Chciał wyjaśnić Sebie, że on kocha Ulę i, że chce zerwać z Paulą, jednak zobaczył przed sobą swoją ukochaną. Przełknął ślinkę. - Ula, to nie tak... - stwierdził, patrząc na nią niepewnie. Widział, że ledwo powstrzymywała łzy. Powiedziała coś, zapewne brzmiącego jak "nienawidzę cię", ale do niego to nie dotarło. Widział tylko, że odwróciła się na pięcie po czym ruszyła szybko do swojego gabinetu. Nie zważając na Sebastiana pognał za nią. Wszedł do jej gabinetu. Pakowała się, po jej twarzy ciekły pojedyncze łzy. - Ula, daj mi...
- Nie Marek - przerwała mu nieznoszącym sprzeciwu tonem. Nigdy nie sądziłby, że w głosie Ulki mógłby kiedykolwiek usłyszeć aż tyle żalu, bólu i nienawiści. - Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień. Myślę, że wystarczająco już dzisiaj usłyszałam.
- Ula, naprawdę nie wiesz wszystkiego - zapewniał ją gorliwie, ale ona go nie słuchała. Zamknęła pudło ze swoimi rzeczami. - To...
- Jutro przyniosę... albo Maciej ci przyniesie moje wymówienie. I niech ci nie przychodzi do głowy przyjeżdżać do Rysiowa, bo i tak do ciebie nie wyjdę.
- Ula...
- Marek, przestań. Szczerze mówiąc to myślałam, że naprawdę coś do mnie czujesz.
- Ale ja...
- Daj spokój Marek. Nie musisz się wysilać. Nie przejmę firmy - stwierdziła ironicznie.
- Skąd ty... - zdziwił się. Usłyszała co prawda jego rozmowę z Sebą, ale nie wiedział skąd mogła dowiedzieć się o wekslach, intrydze...
- Zdziwiony? Viola usłyszała waszą rozmowę. Możesz jej podziękować. Dzięki niej twój kłopot sam się rozwiązał. Nie chcę cię więcej widzieć.
***
"Mężczyzna może oszukać kobietę udanym uczuciem, pod warunkiem, że nie kocha innej naprawdę" - Jean de La Bruyère
Załamany dojechał do domu. W innych okolicznościach ironicznie roześmiałby się na to, że znowu w myślach nazwał ten budynek "domem". Jednak w zaistniałych okolicznościach nie miał ochoty na śmiech nawet ironiczny. Wysiadł z auta po czym wszedł do domu.
- Cześć - burknął, nie wysilając się nawet na sztuczną uprzejmość w stronę narzeczonej.
- Czemu tak późno?
Nie słuchał jej, tylko oparł się dłońmi o umywalkę w łazience i spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Czuł wstręt do samego siebie. Miał ochotę trzasnąć w szklaną taflę, żeby nie musieć oglądać swojej twarzy... ale stwierdził, że szkoda lustra, więc po prostu odwrócił wzrok.
- Marek, pytam się o coś?
Spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Nie mam do tego głowy - stwierdził odpinając kilka guzików niebieskiej koszuli. Całą siłą woli próbował wyrzucić z pamięci obraz błękitnych tęczówek Uli, które przypomniały mu się od razu gdy tylko spojrzał na kolor swojej koszuli.
- A do czego masz jeśli można wiedzieć?
Spojrzał na nią z wyraźną niechęcią.
- Na pewno nie do rozmów z tobą - wymruczał pod nosem zdejmując koszulę. Wyjął jakąś dresową bluzę i założył ją na siebie.
- Słucham?
Spojrzał na nią.
Raz kozie śmierć - pomyślał. - Już i tak nic gorszego od odejścia Uli mnie dzisiaj nie spotka.
- Nic. Po prostu zastanawiam się czy jest sens ciągnąć nasz związek - wyrzucił patrząc na nią beznamiętnym wzrokiem. Nie zależało mu już na niczym. Nie interesowało go nic. Podejrzewał, że nawet gdyby Paula się teraz rozpłakała (w co szczerze wątpił) to nie zareagowałby żadnym ludzkim uczuciem, z wyjątkiem obojętności.
- Nie rozumiem? - stwierdziła przerywając malowanie ust szminką. Marek powstrzymał się od wywrócenia oczami.
- A co tu jest dużo do rozumienia? Nie kocham cię.
- Masz kochankę?!
- Paulina, naprawdę nie mam ochoty się kłócić. Czy naprawdę nie możemy rozstać się z klasą? Spakuję się, zostawię ci klucze, i wyjdę. Dom jest twój, jeśli chcesz załatwimy to notarialnie - stwierdził głosem świadczącym o tym, że te kilka lat spędzonych z tą kobietą nic dla niego nie znaczyły, że jest gotowy wymazać je ze swojej pamięci i zapomnieć o nich raz na zawsze. Może gdyby zdecydował się na ten krok kilka miesięcy temu, załatwiłby to inaczej, może bardziej by mu na niej zależało, chociażby tak jak na siostrze. Ale teraz, gdy byli bliscy znienawidzenia się, do tego on był załamany... Pokręcił głową. Nie zważając na komunikaty wyrzucane przez Pauliny zaczął się pakować. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie traktował jej jak powinien, ale nie mógł zmusić się do innego zachowania. Spakował się, oddał jej klucze po czym chciał wyjść, ale odwrócił się. Zmusił się do grymasu przypominającego uśmiech. Mimo wszystko spędził z tą kobietą znaczną część swojego życia.
- Na pewno spotkasz kogoś kto cię pokocha. Ja nie umiem tego zrobić.
- Kim ona jest?
- To jest teraz nieważne. Spieprzyłem to, ale ta sprawa pokazała mi, że ty nie jesteś przeznaczona mi, a ja nie jestem przeznaczony tobie. Ja już znalazłem miłość, ale zorientowałem się za późno, więc tobie radzę dobrze się rozejrzeć. Powodzenia. Cześć.
***
"Gdy mówisz prawdę, nie potrzebujesz sobie niczego przypominać" - Mark Twain
Marek szwendał się bez celu po mieście ciągnąc za sobą walizkę, którą zabrał od Pauliny. Nawet nie zauważył, jak obrócił do Rysiowa i z powrotem do Warszawy, do tego na piechotę. Co było najdziwniejsze - zrobił to w dwie i pół godziny. Rozmowa z Ulą nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, a wręcz przeciwnie - obawiał się, że tylko pogorszył sprawę. Chciał się komuś wygadać - nie mógł to być Sebastian, nie zrozumiałby, nie mogli to być jego rodzice, nie zrozumieliby jak ich syn mógł zostawić ich "najwspanialszą i najukochańszą Paulinkę". Pierwszy raz w całym swoim prawie dwudziestodziewięcioletnim życiu czuł, że tak naprawdę to nie ma nikogo z kim mógłby szczerze porozmawiać. Pierwszy raz odkąd pamiętał miał ochotę usiąść i płakać. Z bezsilności, z smutku, z żalu do samego siebie, w końcu z tęsknoty. Usłyszał dzwonek telefonu. Nie odbierał sądząc, że to rodzice, bądź Sebastian, a żadnego z nich nie miał ochoty na daną chwilę słuchać. W końcu gdy urządzenie odegrało po raz czwarty tą samą denerwującą melodyjkę wyjął telefon z kieszeni. Spojrzał na wyświetlacz i na jego twarz wstąpił nagle szczery uśmiech. Na wyświetlaczu widniał napis: "Wera;)". Odebrał.
- Cześć Wera. Czyżbyś nagle przypomniała sobie o swoim najulubieńszym i najwspanialszym kuzynie? - zapytał z wesołym uśmiechem. Usłyszał w słuchawce wesoły śmiech.
- Jak zwykle skromny - dziewczyna westchnęła teatralnie. - Słuchaj Mareczku, przyjechałbyś po mnie na dworzec?
- Czyżbyś nagle zatęskniła za Polską?
- I zatęskniłam za Polską, i Anglia mi się znudziła - stwierdziła zdawkowo. - To jak Mareczku? Przyjedziesz?
- A mam jakiś wybór?
- Nie za bardzo. - Wyczuł w głosie kobiety, że się uśmiecha.
- Zaraz będę, w zasadzie to jestem pod dworcem... Problem w tym, że nie autem. Zadzwonię po taksówkę. Pa
- Na razie.
Rozłączył się. Uśmiechnął się promiennie, choć nadal był załamany po stracie Uli, to przyjazd jego ulubionej kuzynki niesamowicie poprawił mu humor. Weronika była dla niego kimś jak przyjaciółka, siostra... Była jego najwspanialszą, najukochańszą kuzynką na świecie. Wszedł na dworzec i spojrzał na tablicę. Napis "Londyn - Warszawa" zmienił się właśnie na jakiś inny, więc ruszył w odpowiednią stronę. Wśród ludzi starał się wypatrzyć dobrze mu znaną, bujną czarną fryzurę, najczęściej zaplecioną w warkocza, albo dziecięce kucyki związane kokardkami, od czasu do czasu także rozpuszczone. W końcu zobaczył swoją kuzynkę - jak zwykle luźny strój - czerwony sportowy top, czarne dresowe spodnie, szare trampki i włosy związane w koński ogon. Uśmiechnął się do niej.
- Marek, cześć! - wrzasnęła rzucając się mu na szyję. Zapewne gdyby nie to, że na dworcu panował hałas wszyscy spojrzeliby się co za osoba się tak drze.
- Cześć Weronika - odpowiedział, przytulając kuzynkę.
- Ale ty się zmieniłeś kuzynie, no no no...
- Ale ty za to nic a nic. Jak zawsze dziewczęco, ale sportowo.
Roześmiała się wesoło.
- Dobra kochany, opowiadaj co u ciebie? - zapytała jedną ręką ciągnąc za sobą Marka, a drugą walizkę. Mimo wszelkich prób mężczyzny, Weronika nie oddała mu swojego bagażu.
- Właściwie to nic, o czym nie wiedziałabyś jeszcze z gazet - skłamał. Teraz nie chciał rozmawiać z nią o Uli. Wiedział, że Weronika jest odpowiednią osobą, że to właśnie jej może wszystko powiedzieć, i nie narażać się na ocenianie. Umiała słuchać, doradzić, opinie i ocenę swojego rozmówcy zatrzymywała dla siebie. Nie bez powodu była psycholożką. - A u ciebie? Ostatnio jak się widzieliśmy to ile miałaś lat... dwadzieścia dwa...?
- Pięć. A ty dwadzieścia siedem - poprawiła go. - A u mnie w zasadzie nic ciekawego. Praca, przyjaciółki, praca, przyjaciółki.
- Nadal promujesz bycie singielką?
- Hmmm... W sumie to nie. Ale po wysłuchaniu wszelkich żalów pacjentów i przyjaciółek odechciewa mi się miłości. - Uśmiechnęła się do niego. - A żaden facet jakoś specjalnie nie pali się do poznawania mnie. W każdym bądź razie postanowiłam wrócić.
- Na stałe?
- Na stałe - potwierdziła. - Stwierdziłam, że mojemu kochanemu Mareczkowi przyda się raz na jakiś czas pomoc psychologa - stwierdziła z szatańskim uśmieszkiem.
- No wiesz? - obruszył się.
- A nadal jesteś z "panną wredną Paulinką siostrzyczką jeszcze wredniejszego Aleksa"?
- Tak się składa, że z Paulą dzisiaj ostatecznie zerwałem.
- No i dobrze - stwierdziła. - Nigdy jej nie lubiłam.
Uśmiechnął się do niej.
- W takim razie co? Jedziemy do wujków?
- Tak się składa, że u rodziców są jacyś znajomi. Póki ty sobie czegoś nie znajdziesz to możesz sobie mieszkać w hotelu na mnie, co się wiąże z moją obecnością dwadzieścia cztery na dobę, a jak ja już sobie coś kupię to możesz sobie u mnie pomieszkać.
- Jesteś wielki Mareczku - stwierdziła Dobrzańska, całując mężczyznę w policzek.
- Weronika? - rzucił jakby od niechcenia, gdy wynajął już pokój dwu osobowy z dwoma łóżkami a teraz spacerowali po mieście. Dziewczyna spojrzała na niego kątem oka. Z reguły gdy Marek nazywał ją "Weronika", a nie tak jak zazwyczaj "Wera" znaczyło to, że miał do niej jakąś ważną sprawę. Więc natychmiast spoważniała.
- Tak?
Widziała, że jej ulubiony kuzyn kompletnie nie wiedział jak miałby zacząć, więc nauczona kilkuletnim doświadczeniem, które nabyła podczas pracy na stanowisku psycholożki, postanowiła ułatwić mu zadanie.
- Problem z dziewczyną? - Szturchnęła go łokciem. - Dalej Marek, wyrzuć to z siebie, lżej ci będzie. - Uśmiechnęła się do niego zachęcająco.
Po chwili dotarli nad Wisłę. Dla Weroniki było to po prostu bardzo ładne, urokliwie miejsce, ale dla Marka było czymś bardzo ważnym. To tu spędził najpiękniejszy wieczór swojego życia. Od tamtego czasu bardzo często przychodził w to miejsce żeby zebrać myśli, czy żeby pobyć chwilę sam - nikt nie spodziewałby się znaleźć Marka w takim miejscu. Nikt oprócz Uli. No i Weroniki. Tylko jego ukochana i jego kuzynka naprawdę go znały, i wiedziały, że tak naprawdę to jakim starał się pokazać, że jest było jednym wielkim kłamstwem. Usiadł na pomoście obok kuzynki. Weronika usiadła w swojej ulubionej pozycji - podkuliła nogi i oparła brodę o kolana. Nie patrzyła na Marka aby go nie krępować, przyglądała się odbiciu księżyca w tafli wody. Marek także dłuższą chwilę wpatrywał się w rzekę, aż w końcu zaczął mówić.
- Ula przyszła do FD tak na początku roku. Od razu przylgnęła do niej etykietka "Brzydula". Muszę przyznać, że sam tak o niej z początku myślałem. Nosiła zielone okulary, za duże niemodne ciuchy, aparat na zęby, podwiniętą grzywkę. Na ostatnim pokazie pod prezesurą ojca oświadczyłem się Paulinie, potem Ula miała małą wpadkę z telefonem i mikrofonem, powiedziała coś, że nie kocham Pauli. Zdenerwowałem się na nią, ona chciała mnie przeprosić, no ale nie miałem zamiaru jej słuchać. Byłem zły, na dodatek wypiłem trochę, i wsiadłem do auta. Miałem wypadek, Ula mnie uratowała. Zatrudniłem ją, zaprzyjaźniliśmy się. Pomiędzy nami było wiele nieporozumień, ale jakoś zawsze wychodziliśmy obronną ręką. Nie widziałem nieatrakcyjnego wyglądu Uli, a to co miała w sercu, w głowie. Traktowałem ją jak najlepszą przyjaciółkę, ona mnie jak przyjaciela. Powoli, ale konsekwentnie zmieniała się. Nosiła coraz bardziej dopasowane ciuchy, zmieniła okulary, co prawda na takie zasłaniające pół twarzy, ale wyglądała w nich dobrze, podwinięta grzywka także poszła w niepamięć, oduczyła się popełniać na każdym kroku gafy. Widziałem, że się zmienia, ale nie patrzyłem na nią jak na kobietę, widziałem w niej doskonały materiał na przyjaciółkę. Firma wpadła w poważne kłopoty finansowe, Ula wzięła kredyt, więc dałem jej zabezpieczenie, stare kolekcje FD żeby mogła rozkręcić firmę z przyjacielem. Potem potrzebowaliśmy kolejnego zastrzyku gotówki, i znowu z pomocą przyszła mi Ula. Wtedy dałem jej weksle na udziały Febo&Dobrzański. Robiliśmy to w tajemnicy przed wszystkimi. Nie zastanawiałem się dlaczego ona to robi, dlaczego tak mi pomaga. Byłem w stu procentach pewien, że gdyby ona potrzebowała pomocy, na przykład tak jak ja, finansowej to również bez mrugnięcia okiem bym jej dał pieniądze. Było to dla mnie niemal oczywiste, przyjaciele sobie pomagają. Ale nie przewidziałem tego, że ona mogła być we mnie zakochana. W końcu to wyszło na jaw. A ja za namową przyjaciela, Sebastiana, zacząłem ją oszukiwać. Seba nakręcał mnie, że Ula, gdybym nie odwzajemnił jej miłości mogłaby przejąć firmę. Więc spotykałem się z nią, w miarę możliwości rzadko ją całowałem, przytulałem. Ale wszystko się zmieniało, nie umiałem przy niej utrzymać rąk przy sobie, nie myślałem racjonalnie, mówiłem rzeczy, których potem żałowałem. Zaczynałem dostrzegać w niej kobietę, ale nadal widziałem też jej charakter. Najbardziej przeraziłem się gdy zorientowałem się, że dostrzegam w niej... ukochaną kobietę. Jednak zanim to sobie dobrze uświadomiłem dostałem wyniki sprzedaży Sportivo. Były fatalne. Aleks odchodził z firmy, więc Ula dostała awans, nie wiedziała tylko, że tkwi tam mały haczyk, a mianowicie prowadzenie kreatywnej księgowości. - Spojrzał na kuzynkę. Nadal na niego nie patrzyła. Słuchała go, tego był pewien. Wysnuwała wnioski, może i go oceniała, ale wiedział, że opinię na jego temat zatrzyma dla siebie. Był jej niesamowicie wdzięczny, że pozwala mu się wygadać. - Poprosiłem ją o sfałszowanie raportu. Z początku nie chciała się zgodzić, kombinowałem na wszelkie możliwe sposoby, flirtowałem z nią, całowałem ją, przytulałem ją... sprawiało mi to przyjemność i radość. Przyznałem się sam przed sobą, że jestem w niej zakochany, i przestałem namawiać ją do fałszu, ale nie chciałem także odwodzić jej od tego pomysłu. Dałem jej wybór, wolną rękę. Sfałszowała ten raport dla mnie. Dzisiaj odbyło się zebranie rady zarządu. Przedstawiłem podrasowany raport, a potem chciałem wszystko wyjaśnić, zerwać z Pauliną i powiedzieć o wszystkim Ulce. Po drodze do Uli zatrzymał mnie Sebastian. Ula usłyszała naszą rozmowę, a raczej monolog Seby, o niej, wcześniej dowiedziała się o intrydze. Odeszła. Byłem u niej, ale jej tata nie wpuścił mnie do środka. Weronika wiem dobrze co sobie teraz o mnie myślisz. Wiem, że jestem egoistyczną świnią. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale ja naprawdę sam już nie wiem co powinienem zrobić...
Dobrzańska spojrzała na swojego kuzyna. Rozważała to co on jej powiedział. Mimo tego, że nie podobało jej się to co zrobił tej Uli, to widziała, że się zmienił. Dostał lekcję życia, i wysnuł z niej wnioski. Na dodatek zobaczył, że to nie duże piersi i długie nogi są najważniejsze. Nie wiedziała co mogłaby doradzić Markowi, ale chciała przerwać ciszę jaka pomiędzy nimi nastała.
- Marek, z twojej opowieści wnioskuję, że naprawdę ją kochasz, a ona kocha ciebie. Ale doskonale rozumiem też jej postępowanie, to, że odeszła. Zraniłeś ją. Ale mimo wszystko uważam, że powinieneś o nią zawalczyć. Skoro ją kochasz... Może i sama nie szukam miłości, ale twierdzę, że jeśli ktoś już ją znalazł, to powinien o nią walczyć. - Uśmiechnęła się lekko do Marka. - Wiesz, jakiś czas temu przeczytałam książkę Etienne Rey, pod tytułem "Piekielne relikwie". Był tam taki cytat "Kłamstwo jest często prawdą z błędną datą". Nie uważasz, że doskonale pasuje?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz