Rozdział 4
Całowali się delikatnie. Ona nadal trwała w jego ramionach, on nadal ją obejmował. Oboje czuli się jakby ich serca miały zaraz wyskoczyć. W głowie Uli nagle zapaliła się lampka ostrzegawcza. Nie rozumiała swojego zachowania, jednak wcale nie miała ochoty przerywać tego pocałunku. Co więcej, chciała nadal czuć smak jego ust. Po chwili jednak przed oczami stanął jej Piotr. Co z tego, że chyba go już nie kochała, co z tego, że przestawała sobie wyobrażać wspólne życie razem z nim? Nadal byli parą, a ona… a ona właśnie go zdradziła. Ta myśl podziałała na nią jak zimny prysznic. Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie zdradziłaby Piotra. A teraz właśnie całowała się ze swoim przyjacielem, i nawet nie chciała kończyć tego pocałunku. Mimo wszystko jednak odepchnęła go delikatnie od siebie. Patrzyli na siebie jeszcze chwilę jakby zastanawiali się czy mimo tej reakcji Uli nie wrócić do przerwanej czynności. Marek w końcu jednak otrzeźwiał i, trochę wbrew sobie, obrócił głowę w drugą stronę.
- Przepraszam… Nie wiem co we mnie wstąpiło – powiedział półgłosem spuszczając wzrok.
Ula spojrzała na niego, jednak tylko pozornie była tu w tym gabinecie. Myślami była zupełnie gdzieś indziej, a mianowicie to nadal przeżywała ten ich pocałunek, który wydarzył się zaledwie chwilę temu. Analizowała swoje myśli. Mimo tego, że była z Piotrem, mimo tego, że sobie o nim przypomniała, nadal nie chciała kończyć pocałunku Marka. Kompletnym zaskoczeniem było dla niej to, że bardzo chętnie ponownie by go pocałowała. Niemal siłą powstrzymała się od tego.
- Nie prze… - przerwała gdy zauważyła, że jej głos jest dziwnie zachrypnięty. Odchrząknęła cicho. – Nie przepraszaj, nie masz za co. W końcu ja ciebie… - Westchnęła lekko. – Ja też ciebie całowałam.
Kiwnął w zamyśleniu głową. No właśnie… Całowała go. Dlaczego się nie sprzeciwiła od razu, a dopiero po kilku sekundach, jeśli nie po minucie? Dlaczego nie wyrwała się z jego objęć od razu gdy tylko poczuła jego usta? Dlaczego jeszcze dobrą chwilę po tym pocałunku nadal tkwiła w jego ramionach jakby chciała wrócić do przerwanej czynności, tak jak i on? Westchnął. Nie rozumiał jej reakcji. Były dla niego co najmniej dziwne. Ula nie była nim, nie zdradzała. Powrócił myślami do swojego dawnego i zupełnie nieudanego związku z Pauliną. Zdradzał ją na każdym kroku. Ale Ula tego by nie zrobiła… Ale właśnie to zrobiła. Właśnie pocałowała się z innym facetem niż Piotr. Kompletnie tego nie rozumiał. Przecież powinna go odepchnąć! Myślał, że zacznie prawić mu morały typu „To, że mam chwilowe problemy w związku nie oznacza, że rzucę się do łóżka pierwszemu lepszemu facetowi, nawet jeśli to ty jesteś tym facetem. Poza tym jesteś moim przyjacielem.”, jednak nic takiego nie miało miejsca. Ani nie było morałów, ani nie wyszła, ani nie odepchnęła go i nie odskoczyła jak najdalej potrafiła… Nic. Lekko go odsunęła, wpatrywała się w niego, i pewnie gdyby nie odwrócił głowy to nadal trwali by w tej pozycji, zdecydowanie zbyt bliskiej jak na przyjaciół. Spojrzał na nią. Nawet nie zauważył, jak wyjęła z torebki telefon. Znając Ulę to pewnie chciała zająć czymś myśli, czymś prostszym jak na przykład odczytywanie SMSa.
- Muszę już iść – stwierdziła nie patrząc mu w oczy. Nie umiała. Bała się, że jeśli spojrzy w jego stalowoszare tęczówki, na jego usta, twarz… Że nie powstrzyma się i go pocałuje. Bo chociaż wypierała te myśli na wszelkie możliwe sposoby to nie mogła zaprzeczyć, że nadal miała na to wielką ochotę.
- Odwieźć cię?
- Nie – zaprotestowała szybko. Zbyt szybko. Nie wiedziała co stałoby się gdyby znajdowała się z nim w jednym pomieszczeniu jeszcze jakiś czas. – Nie – dodała spokojniej. – Zabiorę się z Alą. – Odważyła się na niego spojrzeć. W jego spojrzeniu nie zobaczyła nic nowego. Widziała Marka, swojego dobrego przyjaciela, człowieka, któremu mogła się wygadać, który jak na razie jej nie zawiódł… z którym się pocałowała.
„Nie!” – krzyknęła na siebie w myślach. – „Przestań o tym myśleć!”
Spojrzała na zegarek na telefonie. Zachowywała się jakby chciała jak najbardziej odwlec w czasie wyjście z gabinetu. Była już osiemnasta. Ala pewnie była już w Rysiowie… Zresztą pewnie cały personel, oprócz ich i pana Władka, był już w domu. Miała do wyboru jazdę zdecydowanie zbyt zatłoczonym autobusem… albo jazdę jednym samochodem z Markiem. Zawsze mogła iść na piechotę, ale to odpadało. Rozważyła w myślach wszystkie za i przeciw. Spojrzała ponownie na telefon. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się dość dziwnie – stoi, myśli, patrzy na komórkę, ale nie mogła nic na to poradzić. Czuła się jak we śnie. Był piątek, więc Piotr miał nockę.
- Albo… - zaczęła niepewnie, wsadzając telefon do torebki. – Jeśli możesz to chciałam jechać do Rysiowa – dokończyła. Nie wiedziała po co chce jechać do swojego rodzinnego domu, ale podświadomie czuła, że to będzie najlepsze wyjście z tej sytuacji. Może nie chciała mieć Marka za ścianą, a może czuła, że, tak jak w dzieciństwie, gdy zamknie się w swoim pokoju, przytuli misia, i wtuli się w poduszkę, to wszystkie problemy znikną?
- Jasne – odparł, jednak usłyszała jego głos jakby dobiegał z bardzo daleka. Wstał, poprawił krawat, założył kurtkę, a ona obserwowała go jak przez mgłę. Dopiero gdy już w pełni ubrany w swój zimowy strój stanął obok niej (jak dla niej zbyt blisko) obudziła się z letargu. Zorientowała się, że nie stoi ani trochę bliżej niż zazwyczaj stawał, jednak ona czuła dziwne przyciąganie. Odetchnęła niezauważalnie. Zmusiła się do wymaszerowania z jego gabinetu. Prawie nieświadomie założyła kurtkę i czapkę, a potem rękawiczki. Wyszli na zewnątrz. Mróz całkowicie ją otrzeźwił i w końcu mogła racjonalnie myśleć.
„Dobra” – rzuciła do siebie w myślach. – „Całowałam się z Markiem. Zupełnie tego nie rozumiem, tak jak i reakcji na niego. W sumie to już nic nie rozumiem. Okej, może i nie kocham Piotra…” – Miała wrażenie jakby jej myśli, cały czas się zatrzymał. Szła, słuchała Marka, jednak nie dobiegał do niej sens wypowiadanych przez niego słów. Pierwszy raz przyznała się w myślach, że nie kocha Piotra.
- …Co o tym myślisz? – zapytał, jednak minęło dobre kilka sekund, zanim to zauważyła.
- Co? Przepraszam, zamyśliłam się.
- Pytałem się czy jutro rano mam przyjechać po ciebie do Rysiowa i zabrać do pracy.
Zmusiła wszystkie szare komórki do normalnego funkcjonowania co nie było proste.
- Nie, nie trzeba. Ala mnie podwiezie – stwierdziła, po czym ponownie zagłębiła się w rozmyślaniach.
„Może i nie kocham Piotra.” – Teraz ta myśl nie wydawała jej się już taka dziwna. – „Ale to nie znaczy, że muszę rzucać się w ramiona pierwszemu lepszemu facetowi. Tym bardziej, że ten facet to mój przyjaciel! A miałam nadzieję na takie proste, spokojne życie, kochającą się rodzinkę… A tym czasem wszystko się wali, kurde blaszka.”
Wsiadła do samochodu. Pierwszy raz uderzył w nią, że w aż takim natężeniu czuć w nim perfumy Marka. Dopiero po kilku minutach uświadomiła sobie, że na fotelu przewieszona jest jego koszula i to dlatego czuje jego zapach tak bardzo. Wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Przymknęła oczy. Gdy ponownie je otworzyła znajdowała się w łóżku w Rysiowie. Była kompletnie zdezorientowana. Miała wrażenie, że przymknęła oczy na jedną sekundę. Wstała z łóżka i wyszła do kuchni gdzie siedział jej tata.
- Cześć tatuś. – Uśmiechnęła się do ojca.
- O, cześć córcia. Obudziłaś się… Marek cię przyniósł, spałaś jak zabita.
Uśmiechnęła się lekko. Nie czuła się już taka otumaniona i zdezorientowana. Czuła się całkiem normalnie. No, poza tym, że krążył wokół niej zapach Marka. Swoją drogą bardzo jej się podobał.
- Szczerze mówiąc to nadal jestem strasznie śpiąca – powiedziała ziewając przeciągle. – Jutro rano porozmawiamy, co tato? Ja już się położę.
- Dobrze kochanie, połóż się. Ja też już idę spać, tylko wezmę leki.
Kiwnęła głową i ruszyła do pokoju. Zdjęła bolerko, szpilki, rozplotła koka, przed lustrem zmyła makijaż. Położyła się na łóżku i zaczęła wpatrywać się w biały sufit. Woń perfum wirował dookoła niej. Powoli zasypiała, chociaż nadal była w sukience. Miała wrażenie, że zapach Marka lata w całym pokoju, otula ją do snu i usypia. Zamknęła oczy i poddała się senności. Gdy się obudziła, była wypoczęta jak nigdy dotąd. Odruchowo sięgnęła po telefon. Aż otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. Szesnaście połączeń nieodebranych od Piotra. Dzwonił w środku nocy! I jedno od Marka. Uśmiechnęła się. Dzwonił jakieś pięć minut temu. Zaczęła się zastanawiać kiedy wyłączyła dźwięki w telefonie. Automatycznie nie bardzo zastanawiając się nad tym co robi, wybrała numer Marka. Po chwili usłyszała jego głos. Nawet przez telefon brzmiał świetnie, chociaż to nie było to samo co w oryginale.
- Cześć Marek. Dzwoniłeś… Więc oddzwaniam – stwierdziła niepewnie. – Co chciałeś?
- „W sumie to chciałem zapytać się czy jednak cię nie podwieźć do pracy.”
Zastanowiła się. Stwierdziła jednak, że zanim obróci w tę i we w tę to na bank się spóźnią.
- Nie, wtedy na pewno nie zdążymy. Pojadę z Alą, chyba właśnie się zbiera. A, i dzięki za wczorajszą podwózkę do łóżka – zaśmiała się, tak jak i on.
- „Zawsze do usług.” – Niemal widziała ten jego rozbrajający uśmiech, radosne iskierki w oczach i to jak przeczesuje włosy ręką. Zawsze miał wtedy fascynującą minę… Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo lubiła na niego wtedy patrzyć.
- Do zobaczenia.
- „Tak, cześć. Dzisiaj tez lunch?”
- Zobaczymy ile Seba da mi roboty. Pa.
Rozłączyła się nawet nie czekając na jego odpowiedź. Zerwała się z łóżka i wybrała numer do narzeczonego. Włączyła funkcję głośnomówiącą, położyła telefon na szafce i zaczęła wybierać sukienkę, którą ubrać do pracy. Piotr po chwili odebrał.
- Cześć Piotr, co chciałeś? – zapytała przeglądając się w lustrze i przykładając do siebie granatową sukienkę z niewielkim dekoltem.
- Gdzie byłaś na noc? Nie odbierałaś telefonu, nie zostawiłaś żadnej wiadomości…
Uświadomiła sobie, że mógł się martwić. Przecież mógł przyjechać wcześniej z dyżuru. Pewnie denerwował się co się z nią dzieje, czy nic jej nie jest…
- W Rysiowie, chciałam porozmawiać z Alą – odparła. I było to prawdą. Chciała porozmawiać z Alą na temat swojego związku z Piotrem. – Piotr, zobaczymy się wieczorem, jadę zaraz do pracy, pa! – Rozłączyła się nie czekając na jego reakcję. Westchnęła lekko. W zamyśleniu wzięła wszystkie części garderoby i zamknęła się w łazience. Poranna toaleta zajęła jej o wiele krócej niż zazwyczaj, jednak prawie tego nie zauważyła. Weszła do kuchni gdzie zastała uśmiechniętą od ucha do ucha Alę wpatrującą się w okno na prószące za nim płatki śniegu.
- Cześć Aluś. – Uśmiechnęła się promiennie do przyjaciółki. – Porozmawiamy?
- Pewnie, że porozmawiamy kochanie, ale najpierw zjedz śniadanie, bo już ci zrobiłam.
- Dzięki. – Pocałowała kobietę w policzek. – Jesteś najlepsza – zapewniła.
Traktowała Alę niemal jak matkę. Mogła zwierzyć jej się ze wszystkiego, wypłakać, pośmiać… Zresztą nie była w tym uczuciu sama. Alicja również traktowała Ulę bardziej jak córkę niż jak przyjaciółkę. Wspierała ją we wszystkim i popierała wszystko co robiła – chociaż czasami starała się przemówić jej do rozumu kiedy robiła coś co mogło ją w jakiś sposób zranić. Jednak Ula grzeszyła aż nadmiarem rozsądku i brała odpowiedzialność za swoje czyny. Po zjedzeniu przez Ulę śniadania wsiadły do turkusowego opla Milewskiej.
- To o czym chciałaś porozmawiać? – zapytała Ala gdy powoli dojeżdżali do Warszawy.
Ula westchnęła w zamyśleniu. Nie wiedziała jak ma rozmawiać o tym z macochą. Kiedy temat Piotra i wypalającego się uczucia był w miarę prosty bo myślała dość długo na ten temat, to kwestia jej dziwnego uczucia co do Marka było dla niej o wiele bardziej drażliwym tematem.
- O mnie i Piotrze i… i o Marku – stwierdziła niepewnie. Blondynka spojrzała na nią z zaciekawieniem. Nie wiedziała co może mieć Marek do związku Uli z Piotrem. – Ala, bo… Ja chcę zerwać z Piotrem – wypaliła. – Po prostu czasami tak jest, że osoba, którą uważasz za tą jedyną, na całe życie, po jakimś czasie staje się kimś z kim nie wyobrażasz sobie przyszłości… Piotr właśnie jest dla mnie kimś takim. Myślałam, że spędzimy razem całe życie, a tym czasem uczucie wyparowało, ulotniło się.
- Rozumiem Ula, czasami rzeczywiście tak jest – odparła w zamyśleniu Alicja. – Jeśli nie jesteś szczęśliwa w tym związku to rzeczywiście dobrym posunięciem jest jego zakończenie… Ale nie rozumiem co do tego wszystkiego ma Marek.
Ula westchnęła i spojrzała na zbliżający się niemiłosiernie budynek Febo&Dobrzański. Miała znowu zobaczyć Marka, ale zupełnie nie wiedziała jak ma na niego zareagować. Właśnie dlatego chciała porozmawiać z Alą. Zawsze umiała jej coś doradzić. Jeszcze nigdy jej nie zawiodła.
- Marek… Ciężko mi to wyjaśnić, ale ja… Chyba zaczynam coś do niego czuć. Ala… ja się z nim całowałam. Wczoraj – wyznała cicho. Ciężko było jej przyznać się do tego, że całowała się z kimś innym niż Piotr, nawet przed swoją przyjaciółką. – I właśnie teraz to zauważyłam. I ja nie wiem jak mam wyjaśnić z nim to zajście, bo sama nie wiem co czuję.
Ala dłuższą chwilę analizowała to co usłyszała od dziewczyny.
- Ula, ja nie mogę ci powiedzieć co czujesz do Marka, bo nie wejdę do twojego serca. Mogę ci doradzić tylko tyle żebyś dobrze się zastanowiła zanim cokolwiek zrobisz.
Kiwnęła głową. Jakby sama nie wiedziała. Wysiadła z samochodu, pocałowała przyjaciółkę w policzek i ruszyła na swoje stanowisko pracy. Zauważyła, że przy jej biurku czeka już na nią Sebastian. Spojrzała na zegar. Spóźniła się.
„Kurde blaszka.” – zaklęła w myślach.
- Cześć Sebastian. – Uśmiechnęła się lekko do szefa. – Przepraszam za to spóźnienie.
- Daj spokój, myślisz, że stałbym tu tylko po to, żeby cię opieprzyć za spóźnienie? – zapytał retorycznie. – Miałem tylko ci przekazać, że Marka dzisiaj nie będzie. Widziałem, że idziesz więc zaczekałem.
- Okej. – Pokiwała głową. Marka nie będzie… Czyli chociaż jeden kłopot z głowy. Mogła skupić się na zrywaniu z Piotrem, a temat Marka zostawić na później. – Seba, mam prośbę… Mogłabym wziąć kilka dni wolnego? Chciałam…
- Dobra, nie tłumacz się. Pracujesz nawet więcej ode mnie, zasługujesz na urlop. Dzisiaj sobota, więc powiedzmy, że do środy nie chcę cie widzieć w pracy. W czwartek pokaz więc możesz się przydać.
- Dzięki. – Uśmiechnęła się do przełożonego. – W czwartek będę.
Usiadła za biurkiem i zabrała się do pracy. Chciała załatwić wszystko co miała dzisiaj, żeby przez najbliższe cztery dni jej głowy nie zaprzątało nic innego oprócz sprawy nad którą chciała się porządnie zastanowić – Marek. Po przepracowaniu kilku godzin w końcu mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobiła wszystko. Z zadowoleniem posprzątała na biurku i wyszła z sekretariatu przed gabinetem dyrektora kadrowego. Alę znalazła przy recepcji.
- Aluś podwiozłabyś mnie do domu? – poprosiła.
- Jasne kochanie, chodź.
Wsiadły do samochodu Milewskiej i ruszyły na Sienną. Ula bardzo się denerwowała. Właśnie miała zakończyć swój trzyletni związek. Droga do domu minęła jej o wiele za szybko. Z duszą na ramieniu ruszyła w kierunku domu. Wiedziała, że Piotr jest już w domu. W końcu w sobotę nie miał nocek, chyba, że zdarzył się jakiś wypadek. Weszła do mieszkania i zgodnie z oczekiwaniami zauważyła wyraźnie oznaki pobytu Piotra w mieszkaniu. Najpierw jego kurtka na wieszaku, a następnie dźwięk włączonego telewizora. Sosnowski siedział przed ekranem i znudzonym wzrokiem obserwował perypetie filmowych postaci.
- Cześć – rzuciła.
Nie podeszła do niego, nie pocałowała go, nie przytuliła się do niego, nie zapytała jak minął mu dzień. Była zbyt zdenerwowana perspektywą tego co miała za moment zrobić.
- Cześć.
Odetchnęła. Wiedziała, że to będzie najlepsze rozwiązanie tej i tak już trudnej sytuacji. Jeśli z nim nie zerwie to oboje będą męczyć się w tym związku. Przecież dla niego też musiała to być ciężka sytuacja. On też niedawno był szczęśliwy, a ostatnio szczęścia prawie wcale nie wyrażał. Uczucie w ich związku się wypaliło, i oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Tyle, że bali powiedzieć się tego na głos.
- Możemy porozmawiać? – zapytała.
Usiadła obok niego na kanapie. Mężczyzna wyłączył telewizor i spojrzał na nią. Przez chwilę chciała się wycofać… Jednak powstrzymała się od tego. Przecież skoro już teraz było im trudno, to co dopiero za parę lat gdy po miłości nie będzie śladu i będą ze sobą tylko z konieczności.
- Jasne.
Spojrzał na narzeczoną. Ostatnimi czasy w ich związku nie działo się najlepiej i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie kochał Uli tak jak kiedyś… kto wie czy w ogóle jeszcze ją kochał. Sam zastanawiał się od dłuższego czasu nad zakończeniem tego co już tylko nosiło nazwę „związek”. Żyli razem ale osobno. Nie sprawiało im tak wielkiej radości wspólne wieczorne oglądanie filmów i wspominanie, pocałunki nie robiły już takiego wrażenia, a powłóczyste spojrzenia zniknęły bezpowrotnie.
- Piotr… Sam pewnie zauważyłeś, że od jakiegoś czasu pomiędzy nami cos zniknęło. Bezpowrotnie. – Kiwnął głową potwierdzająco. Dało jej to trochę odwagi. On też zauważył, że coś się dzieje. – To uczucie między nami się wypaliło. Cały czas łudziłam się, że to tylko takie przejściowe problemy, chwilowe ochłodzenie. Miałam nadzieję, że wszystko się ułoży.
- Ale się nie ułożyło – dokończył. – Ulka, doskonale wiem o co ci chodzi. Sam także od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad zakończeniem tego. Bo tkwiąc w tym związku unieszczęśliwiamy się wzajemnie, i tracimy swoje szanse na szczęście.
Pokiwała głową. – Właśnie to chciałam powiedzieć. Coś między nami zniknęło, nie jest to niczyja wina. – Wzruszyła ramionami. – Lepiej zrobimy rozstając się…
- I nie zamykając serc na miłość – dodał patrząc na nią porozumiewawczo. Wiedziała o co mu chodzi. Sama kiedyś mu to powiedziała. „Nie zamykaj serca na miłość.” Uśmiechnęła się pod nosem.
- Właśnie – potwierdziła. – Wiesz, szukanie miłości można porównać do szukania muszelek – zaśmiała się.
Sosnowski spojrzał na nią zaskoczony. – Szukania muszelek…? – powtórzył niepewnie.
- Tak. – potwierdziła. Nagle ni stąd ni zowąd ogarnął ją dobry humor. – Wiesz, idziesz plażą szukasz muszli. Nagle znajdujesz jedną, i myślisz, że jest niezwykła, niesamowita, jedyna w swoim rodzaju… najwspanialsza. Szczęśliwy idziesz dalej i nie oglądasz się za innymi muszelkami, jednak po jakimś czasie dostrzegasz, że muszla ci spowszedniała, nie jest już niezwykła, nie wydaje ci się jedyna i najwspanialsza. Wsadzasz ją do kieszeni i szukasz dalej. Takich muszli są setki, tysiące, nawet miliony. Muszle wsadzone do kieszeni zawsze w jakiś sposób będą dla ciebie ważne, będziesz o nim pamiętać. Jednak w końcu, prędzej czy później znajdzie się muszlę, która rzeczywiście jest najwspanialsza i najpiękniejsza, nawet jeżeli inni nie widzą w niej nic niesamowitego. I nigdy nie wsadzisz jej do kieszeni. Tak samo jest z ludźmi, Piotr. Jesteś dla mnie właśnie taką muszlą, którą wsadziłam do kieszeni. Zawsze będziesz dla mnie w jakiś sposób ważny i zajmował pewne miejsce w moim sercu. Jednak dłoń w której kiedyś będę trzymać tę najwspanialszą muszlę, ukochanego człowieka na razie jest pusta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz