Rozdział 25 – Ostatni
„Rękę ci daje- miłość ci daje cenniejszą niż pieniądz
Siebie ci daje – niech potwierdzi to kapłan przed Bogiem”
Siebie ci daje – niech potwierdzi to kapłan przed Bogiem”
Był późny wiosenny wieczór, ich dzieci zmęczone zabawą na świeżym powietrzu spały już od jakiejś godziny, a oni przytuleni siedzieli na kanapie pijąc herbatę i oglądając w telewizji kasetę z tym najważniejszym dniu w ich życiu. Byli wtedy przeszczęśliwi i dość zestresowani czy wszystko będzie w porządku. Usłyszeli wydobywające się z głośników telewizora słowa przysięgi małżeńskiej wypowiedziane przez nich pięć lat temu.
- Ja Marek biorę sobie ciebie Urszulo za żonę, i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
- Ja Urszula biorę sobie ciebie Marku za męża, i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Oboje mieli wtedy łzy w oczach, byli bardzo wzruszeni i szczęśliwi. Brzuszek Uli wyraźnie odznaczał się na materiale sukienki. Już wtedy nie było tak łatwo ukryć ciąży, była w końcu w szóstym miesiącu ciąży. Pospieszyli się ze ślubem, i odbył się on cztery trzy miesiące po samych oświadczynach. Zobaczyli na filmie siebie wychodzących z kościoła, już jako małżeństwo.
~~*~~
Obudziło ją, tak jak ostatnimi czasy dość często, opadanie dwóch ciężarów na miejsce w łóżku obok niej. Uśmiechnęła się lekko. Najwidoczniej musiała pospać dość dłużej, bo jej męża już nie było w łóżku.
- Mamo, wstawaj! – Usłyszała dwa dziecięce głosy. Uchyliła powieki i zobaczyła swoje obie prawie sześcioletnie córeczki, Julię i Magdę.
- Już wstaję – obiecała. – Tata wyszedł?
- Nie, jest w kuchni – oznajmiła Magda. – Bawi się z Wikim, ale musimy jechać do przedszkola i powiedział żebyśmy cię obudziły.
- To powiedzcie tatusiowi, że zaraz wstanę i zajmę się Wiktorem, okej?
- Okej! – zawołały zgodnie, po czym wyszły z sypialni przekazać Markowi uzyskane wiadomości. Uśmiechnęła się szeroko i przeciągnęła się. Była szczęśliwa. Miała męża, z którym nadal się kochali i trójkę dzieci, pięcioletnią Julkę i Madzię, i rocznego Wikiego. Wstała z łóżka i wyjęła z szafy jakąś bluzkę i dżinsy po czym wyszła z pokoju. Zobaczyła w salonie dziewczynki rysujące coś do przedszkola i Marka budującego z Wiktorem wieżę z klocków na podłodze.
- Mama! – zawołał radośnie chłopiec. Uśmiechnęła się.
- Cześć kochanie. – Podeszła i pocałowała synka w czoło po czym ruszyła w kierunku łazienki. Nagle usłyszała wymowne chrząknięcie. Odwróciła się i zobaczyła Marka patrzącego na nią w znaczący sposób.
- A ze mną to już się nie przywitasz?
Zaśmiała się. Podeszła do mężczyzny i pocałowała go krótko w usta. – Dzień dobry kochanie.
- Dzień dobry. Idź się uszykuj, zaraz zabiorę dziewczyny do przedszkola – stwierdził. Wyszedłby z nimi już wcześniej, ale nie chciał zostawiać małego bez opieki. Pokiwała głową po czym zamknęła się w łazience. Marek natomiast kontynuował zabawę z synkiem.
- Tata, zrobisz mi warkoczyk?
Odwrócił się w kierunku córek. Julka uśmiechnęła się do niego ukazując dołeczki w policzkach, które po nim odziedziczyła. W ogóle dziewczynki były jego idealnymi kopiami, a co za tym idzie były do siebie uderzająco podobne. On i Ula umieli je oczywiście rozróżnić, bo jednak trochę się różniły, ale ktoś obcy mógłby mieć z tym poważny problem, gdyby dobrze się nie przyjrzał. Wiki natomiast miał włosy, oczy i uśmiech po Uli.
- No dobrze, to siadaj tutaj – powiedział pokazując jej krzesło. Mała wykonała polecenie i dała ojcu upleść sobie warkocza. Marek mając dwie córki musiał opanować tą sztukę i faktycznie po jakimś czasie udało mu się to. Zaplótł Julce warkocz akurat w momencie gdy Ula wyszła z łazienki już gotowa do rozpoczęcia dnia. – No dobra, będziemy iść bo zaraz się spóźnimy do przedszkola. Dziewczyny gotowe?
- Tak! – odparły zgodnie zabierając swoje rysunki i biegnąc już do drzwi. Lubiły chodzić do przedszkola, gdzie pierwszy raz poszły gdy miały cztery lata. Miały tam rówieśników w swoim wieku i bardzo im odpowiadało to, że mają bawić się z kimś więcej niż tylko ze sobą. Pożegnał się z Ulą pocałunkiem po czym ruszył do drzwi machając jeszcze Wikiemu mówiącemu „papa” i machającemu mu z małą pomocą Uli.
- To co Wiki, zostaliśmy sami – rzuciła. – Zaraz się z tobą pobawię – oznajmiła po czym ruszyła do kuchni. Jak się okazało Marek zrobił jej śniadanie. Zjadła je szybko po czym wróciła do synka. Mały tak jak przez ostatnie kilka tygodni całkiem sprawnie utrzymywał się w pozycji stojącej podtrzymując się plastikowego stolika dziewczynek. Podeszła do niego i przytrzymała go za rączkę pomagając mu w tym przedsięwzięciu. Nagle usłyszała dzwonek swojego telefonu. Westchnęła ciężko sięgając po urządzenie leżące na szafce obok.
- Tak Viola? – rzuciła nadal pomagając Wiktorowi stawiać kroki. – Jasne, przyjdź z nią. – Uśmiechnęła się. – A Emilkę też weźmiesz? Dziewczynki by się cieszyły. No wiem, po południu. A Seba? No okej. O której? Dobra, to zadzwonię do Marka żeby był z Julką i Madzią wcześniej. To może jeszcze zaproszę Amelię? – zaproponowała. W końcu Ama dobrze znała się z Violą, można powiedzieć, że cała ich trójka się przyjaźniła. – Okej. No, cześć. – Rozłączyła się. – Co Wikuś? Pomożesz mamie w kuchni? – zapytała uśmiechając się do synka coraz pewniej stawiającego kroki.
- Nie – odparł, używając swojego ulubionego ostatnimi czasy słowa. Zaśmiała się.
- Nie to nie… Zadzwonimy do tatusia, co?
- Nie.
- Nie chcesz? – zaśmiała się. – No ale muszę się go o coś zapytać – stwierdziła wybierając numer Marka. Po chwili usłyszała głos męża, nieco oddalony więc musiał jeszcze jechać samochodem i włączył głośnomówiący. – Cześć kochanie. Słuchaj, dzisiaj przyjdą do nas Viola z Sebastianem, Piotrkiem i Emilką i jeszcze Amelia z Pawłem. Możesz być trochę wcześniej z dziewczynkami? Na szesnastą będą. No tak, ja coś tu ugotuję, Wiki się pobawi chwilę sam, a jak przyjdziecie to pewnie Madzia z Julą go zabawią jakoś… a ty mi pomożesz. Okej. No pa. Też cię kochamy, cześć. – Rozłączyła się. – To teraz zadzwonimy jeszcze do cioci Amelii… - stwierdziła, wybierając numer przyjaciółki. – Cześć Ama. Wpadniesz dzisiaj do nas? Viola i Seba z dziećmi też będą. Amuś, po co się pytasz? Przecież to oczywiste, że możesz wziąć Pawła – powiedziała. Paweł był od kilku miesięcy narzeczonym Amelii. W końcu także i ona znalazła kogoś z kim chce spędzić resztę życia. Po romansie z Markiem nikogo nie miała przez ponad trzy lata, aż w końcu wyjechała na kilka dni do ciotki, i tam poznała Miejskiego. Mieszkał w Warszawie, a w Krakowie był w interesach. Miał własną firmę architektoniczną, którą założył wraz ze swoim przyjacielem i której był prezesem. Zaczęli się spotykać, na początku na relacjach przyjacielskich, a potem jako para. Po pół roku chodzenia ze sobą, Paweł się jej oświadczył. Zgodziła się i teraz planowali ślub. – O szesnastej. Okej. Do zobaczenia.
Rozłączyła się i wsadziła telefon do kieszeni spodni. – To jak Wiktor, pójdziemy do sklepu?
Chłopiec nie odpowiedział, więc uznała to za odpowiedź twierdzącą. Mały chodził już całkiem sprawnie, więc puściła jego rękę i podeszła do wieszaka z kurtkami nadal jednak go obserwując. Zdjęła jego wiosenną kurteczkę i podeszła do niego chcąc go ubrać.
- Wikuś, chodź do mamy, ubiorę cię.
- Nie.
- Wiktor, chodź – nakazała stanowczo. Na pewno nie miała zamiaru uganiać się za małym po całym domu. Słysząc ton nieznoszący sprzeciwu przestał się kłócić i podszedł do Uli i bez dalszych protestów dał się ubrać. Sama także się ubrała i wyszła z małym z domu do ogrodu. Pamiętała jeszcze jak szukali jakiegoś domku z ogródkiem gdy już urodziła dziewczynki i w ich kawalerce zrobiło się nieco ciasno. Kiedy mieszkali tam tylko we dwóch to mieścili się i było w porządku, ale zdawali sobie sprawę, że gdy dwójka dzieci urośnie może być nieco mało miejsca więc kupili dom z ogródkiem żeby dzieci miały gdzie się bawić. I faktycznie w cieplejsze dni dziewczyny potrafiły spędzić w ogrodzie cały dzień. Wiki zresztą też lubił spędzać czas na dworze. Zamknęła drzwi i wzięła małego za rękę. Było ciepło ale wiał chłodny wiatr. Niedaleko domu znajdował się średniej wielkości sklep samoobsługowy w którym zazwyczaj robili zakupy, tylko średnio raz w tygodniu jechali na większe zakupy do jakiegoś supermarketu. Weszła z Wiktorem do środka i nadal trzymając malca za rękę ruszyła w poszukiwania wymaganych produktów. Postanowiła zrobić szaszłyki warzywne, które każde z nich lubiło, jakąś sałatkę, upiec jakieś ciasto a na kolację podać coś, co znalazła jakiś czas temu w Internecie pod ciekawą nazwą głoszącą „smakowitości pod kruchą skorupką”, ale było to zwyczajne zapiekane mięso i warzywa pod kruchym ciastem. Zrobiła to raz w mniejszych ilościach i wyszło bardzo dobre, więc postanowiła to powtórzyć. Na szczęście znalazła wszystkie potrzebne jej składniki, wzięła jeszcze coś słodkiego dla dzieciaków i ruszyła z Wikim do kasy. Zapłaciła, spakowała wszystko do worków i ruszyła z małym do domu.
- To jak Wiki? Będziesz się grzecznie bawił? – zapytała, gdy już rozpakowała zakupy do lodówki a Wiktor stał i patrzył na nią dzierżąc w dłoni swoją maskotkę niedźwiedzia, którego dostał jakiś czas temu od Heleny. Ula wyjęła synkowi zabawki, położyła mu je tak żeby podczas zabawy mógł ją bez problemu obserwować i zabrała się za gotowanie. Miała nadzieję, że Wiktor zajmie się trochę sam sobą, i faktycznie przez jakiś czas sam grzecznie układał wieżę z klocków, potem zajął się zabawką edukacyjną w której musiał wkładać odpowiednie kształty klocków do odpowiednich otworów, następnie jeździł trochę samochodzikami, które kupował mu Marek i zaczęło mu się nudzić. Zaczął chodzić po mieszkaniu i Ula co rusz musiała odrywać się od swoich zajęć, bo mały coś kombinował. W końcu jednak około czternastej wrócił Marek z dziewczynkami nieco niezadowolonymi, że tata wyrwał je wcześniej z przedszkola i przeszkodził w zabawie, ale uszczęśliwione faktem, że przyjedzie „ciocia Viola”, „wujek Sebastian” z pięcioletnią Emilką i półtorarocznym Piotrusiem. Seba i Viola także byli małżeństwem, chociaż z nieco krótszym stażem niż Marka i Uli, bo od trzech lat. Gdy Marek wszedł z dziewczynkami do mieszkania, Ula akurat prosiła Wikiego żeby pobawił się jeszcze chwilę klockami.
- Czyżby Wiki ci przeszkadzał?
- Cały czas był grzeczny, bawił się, ale zaczęło mu się nudzić.
Pocałował ją krótko. – Pobawię się z nim i dziewczynkami chwilę, a potem ci pomogę.
- Do kuchni to ty się lepiej nie zbliżaj. Twoje umiejętności kucharskie nie wykraczają poza jajecznicę i jakiś ewentualny banalny obiad – zażartowała. – Lepiej zrobisz jak posprzątasz trochę, bo ja się nie rozdwoję.
- Załatwione. – Musnął krótko jej usta. – Julka, Madzia! Chcecie się bawić ze mną i Wikim?! – zawołał do córek, które poszły na piętro do swojego pokoju żeby wyjąć zabawki na przyjazd Emilii.
- Tak! – odkrzyknęły. – Zaraz przyjdziemy!
- Dobrze! – zawołał siadając na podłodze. – To co Wikuś? Zrobimy dom z klocków? – zapytał zaczynając zabawę, której chłopiec natychmiast się podjął. Po chwili na dół zbiegły dziewczynki upomniane przez rodziców żeby nie biegały po schodach, i zaczęły bawić się z bratem i tatą. Marek posiedział z nimi jeszcze trochę, po czym widząc, że cała trójka zaangażowała się w zabawę postanowił spełnić prośbę Uli i trochę posprzątać.
~~*~~
O zapowiadanej szesnastej usłyszeli pukanie do drzwi. Wszystko już było prawie gotowe, w domu posprzątane, dziewczynki zdążyły przygotować zabawki a Wiki w dalszym ciągu był zaabsorbowany zabawą z Julią i Madzią klockami i samochodami. Marek poszedł otworzyć przyjaciołom drzwi.
- Cześć. Wejdźcie – powiedział wpuszczając ich do środka. Emilka przywitała go wesołym okrzykiem „wujek Marek” i rzuceniem mu się na szyję, szybko jednak straciła nim zainteresowanie, gdy zobaczyła Magdę i Julkę. Seba i Viola przywitali się jeszcze z Ulą po czym zasiedli na kanapach. Piotrek usiadł obok Wikiego i zaczęli się bawić, chociaż bardziej osobno niż wspólnie. W każdym razie dzieciaki zajęły się sobą pozwalając rodzicom swobodnie porozmawiać. Ula i Viola nie pracowały już od dłuższego czasu, ale obie miały ustalone z mężami, że gdy chłopcy także będą w wieku przedszkolnym to one wrócą do firmy na swoje poprzednie stanowiska czyli asystentki i sekretarki Marka. Aktualnie Dobrzańskiemu pomagała Ania, potem jednak miała przejść na stanowisko asystentki Pauliny. Ula już miała zaproponować im coś do picia, gdy usłyszeli pukanie do drzwi.
- To pewnie Amelia z Pawłem – stwierdził Marek. – Ula, idź im otwórz, a ja tutaj wszystko zrobię.
- Okej. – Uśmiechnęła się do męża lekko i ruszyła otworzyć gościom drzwi. Otworzyła je. – Cześć Ama, Cześć Paweł – rzuciła z uśmiechem. Dawno nie widziała się z przyjaciółką, musiały wystarczyć im rozmowy przez telefon. W ogóle stwierdziła, że dawno nie byli w Rysiowie. Już od jakiegoś miesiąca, a nawet z dwa tygodnie dłużej. Postanowiła, że muszą to nadrobić. Na pewno się stęsknili. Jasiek co prawda nie mieszkał już w Rysiowie, bo wyprowadzili się z Kingą na tak zwane swoje, i studiowali w Warszawie, on medycynę, a Kinga filologię angielską. Jaś nadal był modelem w FD i z nim akurat widywała się dość często, bo często wpadał po zajęciach chociaż na chwilę na kawę. Ale z już jedenastoletnią Beatką i tatą nie widziała się już od dłuższego czasu. U rodziców Marka byli na kolacji w zeszłym tygodniu. Postanowiła umówić się potem z tatą na jakąś kolację i uzgodnić to z mężem. Zaprosiła Amelię i Pawła do środka. Przywitali się oni z resztą przyjaciół i całą piątką dzieciaków. Marek zaparzył herbatę, a Ula postawiła na stole obiad. Nie przerywali dzieciakom zabawy, ale poinformowali ich o istnieniu posiłku. Usiedli do stołu. Spotkanie upływało w miłej, przyjacielskiej atmosferze. Omówili co się dzieje w firmie, chociaż tutaj raczej Marek i Seba mieli pole do popisu bo dziewczyny nie pracowały, Paweł został wypytany o jego firmę, potem opowiedzieli o jakichś wybrykach dzieciaków i pośmiali się z tego trochę, dziewczynki chętnie opowiedziały o przedszkolu i koleżankach, które tam mają, a także o niejakim Michale, który dzisiaj podczas zabawy w dom był tatą.
- Ama, a wy teraz z Pawłem wróciliście z jakiegoś wyjazdu, nie? – przypomniała Viola.
- Tak, z nad morza – odparła dziewczyna. – Fajnie było.
- Taaak, szczególnie jak się wywróciłaś na rowerze – zaśmiał się Paweł. Wszyscy mu zawtórowali oprócz Amelii, która z trudem starała się utrzymać powagę.
- Tak, a ty się zgubiłeś w lesie – odparowała dając mu żartobliwego kuksańca z łokcia.
Zaśmiał się. Ula patrzyła na nich z uśmiechem. Amelia długo nie mogła znaleźć tego jedynego, Ula z Violą zawsze jej powtarzały, że nawet się nie obejrzy i się zakocha, ale ona zawsze utrzymywała, że nie szuka chłopaka. Ale faktycznie przepowiednie jej przyjaciółek się spełniły, bo nawet nie zauważyła kiedy zakochała się w Pawle. Na pewno podobał się jej już od pierwszego dnia gdy tylko go poznała. Zauroczyła się w nim po spędzonym razem weekendzie, a raczej popołudniach, bo rano Paweł miał spotkania biznesowe. A miłość przyszła zupełnie niespodziewanie, po prostu nie potrafiła przestać o nim myśleć, gościł w jej snach, gdy rano się budziła miała ochotę natychmiast do niego zadzwonić i usłyszeć jego głos, gdy czasami odwoził ją do domu i żegnali się pocałunkiem w policzek potem stała jakiś czas z uśmiechem patrząc na jego samochód ginący w mroku, potrafiła w zamyśleniu zapisać kartkę jego imieniem, na każde spotkanie szła z uśmiechem na ustach, nie potrafili przestać rozmawiać, ale cisza im wcale nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, lubili wspólnie milczeć. Zrozumiała, że go kocha. Nie powiedziała mu tego od razu, ale dawała mu to do dyskretnie do zrozumienia jakimiś ukradkowymi spojrzeniami. Zauważyła, że on także wykonuje podobne gesty co ona. Zaczynała coś podejrzewać, i jak się później okazało, on także coś u niej zauważył. Aż w końcu go pocałowała. Odwoził ją do domu po spotkaniu, które miało być lunchem, ale przeciągnęło się aż do kolacji. Mieli zwyczajnie pocałować się w policzek i rozstać, ale ona poczuła jakiś impuls, że powinna zrobić to właśnie teraz. Zanim jeszcze on zdążył przybliżyć się do jej policzka, ona pocałowała go w usta. Odwzajemnił pocałunek. Pierwszy raz tak się czuła całując kogokolwiek. Miała trochę chłopaków, czy to w liceum, czy na studiach, i potem jeszcze ten romans z Markiem, ale nigdy nie czuła się w ten sposób całując się z którymś z nich. Tego dnia już nie rozmawiali, pożegnali się tylko krótkim „cześć, do jutra” i rozstali. Następnego dnia to on przejął inicjatywę już na początku spotkania. Ona myślała, że zachowała się zbyt śmiało albo, że się pospieszyła i planowała trochę się wycofać i zwolnić, więc jego pocałunek na przywitanie był dla niej kompletnym zaskoczeniem. A tym bardziej zdziwiła się tym, że wyznał jej miłość. Tak po prostu powiedział „Amelia, kocham cię”. A ona co zrobiła? Zareagowała spontanicznie. Łzy napłynęły jej do oczu, rzuciła mu się na szyję i powiedziała, że też go kocha, po czym go pocałowała. I od tamtego czasu byli razem. Mieszkali wspólnie od czterech miesięcy, czyli od czasu jak się zaręczyli. Była szczęśliwa. Myślałam, że wie co to jest miłość – miała już w końcu kilku chłopaków na swoim koncie. Jednak mimo to teraz czuła się zupełnie inaczej niż podczas tamtych związków. Dopiero teraz czuła takie wszechogarniające szczęście i prawdziwą miłość. Była pewna, że prawdziwą.
Reszta kolacji przebiegła w podobnym tonie. Wychodzili około dwudziestej. Marek z Sebastianem umówili się jeszcze na kosza. Emilka koniecznie nie chciała rozstawać się z koleżankami, jednak rodzice byli nieugięci i w końcu pożegnała się z Madzią i Julką po czym grzecznie powędrowała z tatą do samochodu. Violetta wzięła do wózka Piotrusia, który zasnął już wcześniej podobnie jak Wiki. Amelia i Paweł także zbierali się do wyjścia. Pożegnali się z przyjaciółmi i opuścili mieszkanie. Ula opadła na kanapę. Była nieco zmęczona – od rana zajmowała się Wiktorem i gotowała, a wizyty znajomych oprócz tego, że są bardzo przyjemne bywają też trochę męczące. Marek spojrzał na żonę.
- Ja pomyję naczynia, i zaraz zagonię dziewczyny spać, a ty weź sobie kąpiel, widzę, że jesteś zmęczona.
Uśmiechnęła się. – Kochany jesteś. Zaraz wezmę, tylko niech Madzia i Julka się jeszcze umyją – stwierdziła. Musnęła jego usta po czym udała się do sypialni w celu odszukania w szafie koszuli nocnej. Marek został w salonie z córkami.
- No dobra dziewczyny. Śmigać do łazienki, zaraz przyniosę wam wasze piżamki.
- Ale tato… - jęknęły.
- Nie ma ale, już i tak długo siedzicie – stwierdził. – Idźcie grzecznie się umyć i przebrać a potem wam przeczytam bajkę, jasne?
- No ale tato, no…
- Dziewczyny, śmigać mi do łazienki, szybciutko – rzucił wykazując się niezłą cierpliwością, którą wyrobił sobie podczas codziennego namawiania dziewczynek do położenia się spać.
- No dobrze… - zgodziły się w końcu niechętnie po czym ruszyły do łazienki. Marek pokręcił z uśmiechem głową. Ruszył do pokoju córek i w ich szafkach znalazł dwie piżamki, niebieską z Kopciuszkiem Julki i żółtą z Piękną i Bestią należącą do Magdy. Ruszył do łazienki gdzie dziewczynki szorowały zęby.
- Macie tu piżamy – rzucił. – Przebierzcie się, a ja zaraz do was przyjdę przeczytać wam bajkę, tak?
Pokiwały głowami dalej myjąc zęby więc wyszedł z łazienki i udał się do kuchni umyć naczynia, co obiecał wcześniej żonie. Wykonał tę czynność i ruszył na piętro do pokoju córek. Dziewczynki już grzecznie leżały w swoich łóżkach ustawionych naprzeciwko siebie tak, że każda z nich miała „swoją” połowę pokoju dla siebie, ale i tak bawiły się wspólnie.
- To co dzisiaj czytamy? – zapytał podchodząc do półki z książkami.
- Zakochanego kundla – odparły zgodnie.
- Znowu? - zapytał, sięgając książkę. – Ostatnio ciągle to wam czytamy z mamą – stwierdził. – Nie chcecie czegoś innego?
- To może opowiedz jak poznałeś mamę – rzuciła pomysł Madzia.
- To trochę długa historia, a już jest późno, opowiemy wam ją razem z mamą ale innym razem. A dzisiaj przeczytam wam jakąś krótką bajkę i idziecie spać, już dwudziesta pierwsza, jasne?
- Tatusiu, prosimy.
- Dziewczynki, przykro mi, ale musicie już iść spać, my też z mamą się dzisiaj chcemy wcześniej położyć. Obiecuję, że ją opowiemy, ale innym razem. To co mam wam przeczytać? Może jednak coś innego?
- No to Królewnę Śnieżkę – rzuciły niechętnie układając się wygodnie w łóżkach i biorąc swoje ulubione maskotki.
- Okej. Gdzie to jest…
Odnalazł odpowiednią książkę i usiadł na krześle ustawionym pomiędzy łóżkami dziewczynek i zaczął czytać. Gdy skończył obie już prawie usypiały. Okrył je kołdrą, dał buziaka na dobranoc, zgasił światło i cicho zamknął drzwi. Dziewczynki były naprawdę zmęczone bo usnęły już gdy wychodził z pokoju. Zresztą nic dziwnego były wykończone zabawą, wizytą gości i późną porą. Były jeszcze małe. On i Ula posiedzieli jeszcze trochę i obejrzeli jakiś melodramat, po czym także położyli się do łóżka, leżeli jednak jeszcze trochę wtuleni w siebie wspominając ostatnie pięć lat. Czasami było trudno, szczególnie na początku zaraz po urodzeniu dziewczynek. Płakała jedna, budziła drugą i płakały obie, więc musieli wstawać do nich wspólnie – nie mogli robić tego na zmianę, i oboje byli w dzień wykończeni. Marek na początku nie pracował, ale w końcu musiał wrócić do firmy, nie mógł pozwolić sobie na dłuższą niż miesięczną nieobecność. Wracał do domu co prawda nieco wcześniej, ale Ula i tak była nieźle zmęczona. W końcu jednak dziewczynki wyrosły z tego budzenia się po nocach i oboje odetchnęli. Wysypiali się i wszystko wróciło do normy. Marek chodził do pracy, a Ula zajmowała się dziećmi. Kochali się. Mieli na swoim koncie kłótnie bardziej i mniej poważne, czasami potrafili gniewać się przez kilka godzin i chodzić jak pies z kotem, jednak gdy emocje opadały starali się rozwiązać problem na spokojnie. Porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko, znaleźć rozwiązanie i pogodzić się. Raz pokłócili się dość ostro, bo Marek zdradził Ulę, a raczej nie tyle zdradził co tak to wyglądało. Klaudia wparowała mu do gabinetu i zaczęła się do niego przystawiać, zanim Marek zdążył w jakikolwiek sposób zareagować do gabinetu weszła Ula. Madzia i Julka biegały gdzieś po firmie, a ona postanowiła odwiedzić męża. Nie spodziewała się zobaczyć czegoś takiego. Była na niego wściekła. Wrócili do domu nie odzywając się do siebie, chociaż Marek starał się jej na początku wyjaśnić, ale postanowił dać jej trochę ochłonąć. Gdy przyszli dziewczynki zostały odesłane do swojego pokoju żeby nie musiały oglądać kłótni rodziców. Chociaż niewątpliwie ją słyszały. Ula spakowała niektóre rzeczy i na dwa dni pojechała do Rysiowa. Ochłonęła i spojrzała na sprawę z dystansu. Przypomniała sobie, że ona też go kiedyś zdradziła, a on dał jej drugą szansę i pozwolił się wytłumaczyć. Poza tym mieli dzieci, kochali się, byli małżeństwem, ich miłość przetrwała dużo nieporozumień. Postanowiła z nim porozmawiać. Wróciła, przywitała się ze stęsknionymi dziewczynkami i porozmawiała spokojnie z mężem. Wyjaśnił jej wszystko spokojnie. I znowu dalej byli razem, kochali się i byli szczęśliwi. Ewentualne kłótnie nie były już na takim poziomie, żeby musieli się wyprowadzać, a normalne sprzeczki, które szybko wyjaśniali. W czwartą rocznicę ich ślubu rodzice Marka zafundowali im małą wycieczkę nad polskie morze. Dzieciaki pojechały z nimi. I wtedy też Ula zaszła w drugą ciążę. Kiedy w tej pierwszej, zgodnie z prośbą Uli nie dowiadywali się płci na badaniach USG, i zrobili sobie niespodziankę, to w drugiej ciąży spełnili wolę Marka i gdy tylko było to możliwe dowiedzieli się, że będą mieli synka. Długi czas zastanawiali się nad imieniem. Przewinął się Kuba, Jacek, Krzyś, Wojtek i wiele innych, aż w końcu stanęło na Wiktorze, który podobał się im obojgu, a dziewczynki zareagowały na to imię bardzo optymistycznie. Wiki urodził się piętnastego kwietnia akurat wypadały wtedy święta Wielkanocne. Poród odbył się bezproblemowo. Wrócili do domu, dziewczynki wróciły od dziadków, gdzie zostały na czas pobytu Uli i Wiktorka w szpitalu. Znowu zaczęło się budzenie po nocach, jednak tym razem było prościej bo ustalili kolejki, raz wstawał Marek, a raz Ula. Kolejny rok ich małżeństwa przetrwali raczej spokojnie i obyło się bez większych kłótni. Byli szczęśliwi w tym związku i nie wyobrażali sobie, że mogłoby być inaczej. Nie wyobrażali sobie, że mogliby nie być małżeństwem, i nie mieć tej trójki dzieciaków. Czasami bywało trudno, kłócili się, jednak na ogół było dobrze, byli szczęśliwi, kochali się i wiedzieli, że nawet jeśli będzie ciężko to ich związek przetrwa właśnie dzięki miłości, którą się darzyli.
Piosenki:
· Julio – „Rękę ci daję”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz