Rozdział 24
W sobotę wstali o wiele wcześniej niż zazwyczaj. Nawet Marek nie miał problemu z tym żeby wygramolić się z łóżka i rozpocząć dzień. Wyjeżdżali na wspólny weekend na Mazury. Mieli zamiar odpocząć, pobyć dwa dni razem z dala od wszystkich i wszystkiego. Pogoda zapowiadała się idealna, co nastrajało ich jeszcze bardziej optymistycznie. Nie zrażała ich nawet perspektywa kilkugodzinnej jazdy samochodem, która niewątpliwie ich czekała. Marek już od rana zastanawiał się nad tym jak oświadczy się Uli, ale stwierdził, że zobaczy na miejscu, rozejrzy się po okolicy i poszuka miejsca, które wydaje mu się odpowiednie. Oboje cieszyli się na perspektywę wspólnego wyjazdu, bo rzadko kiedy mieli okazję pobyć razem tylko we dwoje z dala od wszystkich problemów dnia codziennego, w miejscu gdzie nikt nie będzie im przeszkadzał i nikt nie będzie chciał żeby pilnie wracali do pracy bo coś się stało. Spakowani byli już od poprzedniego dnia, żeby rano tylko wstać, uszykować się i wychodzić. Tak też zrobili. Poranna toaleta nie zajęła im zbyt dużo czasu, zjedli szybkie śniadanie, wypili kawę i mogli udać się w kilkugodzinną drogę na Mazury. Wyliczyli, że na miejscu powinni znaleźć się około dziewiątej jeżeli dobrze pójdzie i nie napotkają na drodze żadnych przeszkód w postaci korków. Marek wrzucił ich torby do bagażnika i ruszyli w trasę.
Violettę tego dnia obudziły dość nietypowe, jak na szóstą raną w mieszkaniu jej i Seby, odgłosy. A mianowicie brzdęk talerzy, szum ekspresu do kawy, trzaskanie szafy i dźwięk charakterystyczny dla odpalania gazu na kuchence. Uchyliła powieki i spojrzała w kierunku kuchni. Miała ułatwione zadanie, gdyż ich nowoczesne mieszkanie miało kuchnię połączoną z salonem. Zobaczyła swojego chłopaka, który w doskonałym humorze przygotowywał na śniadanie jajecznicę. Zazwyczaj to ona gotowała, więc była to miła odmiana. Uśmiechnęła się.
- Cześć Sebuś – rzuciła.
- O, cześć. Przepraszam, nie chciałem cię obudzić.
- Nie ważne, dla widoku ciebie w kuchni mogę wstać o szóstej rano – zażartowała.
Zaśmiał się. Faktycznie kuchnia nie była jego ulubionym miejscem urzędowania, ale postanowił dzisiaj sam zrobić śniadanie. W końcu umie, a kiedyś, zanim nie zamieszkał z Violettą, zawsze radził sobie sam z gotowaniem. Może nie był jakimś wybitnym kucharzem, ale jajecznicę robił naprawdę dobrą.
- Pośpij jeszcze, obudzę cię jak będzie gotowe – zaproponował.
- Nie, wstanę już – stwierdziła przeciągając się rozkosznie. Uśmiechnął się lekko.
Podniosła się z łóżka i podeszła do Sebastiana. Pocałowała go na przywitanie, po czym ruszyła do łazienki wykonać poranną toaletę. Olszański uśmiechnął się pod nosem. Violetta dla wielu osób była irytująca, dla niego swego czasu również. Teraz jej spontaniczna nieco wybuchowa natura, przekręcanie przysłów i inne rzeczy, które wielu ludzi denerwowały, mu wydawały się całkiem urocze. Poza tym sam również zauważył, że Violetta trochę się zmieniła od czasu jak są razem. Stała się bardziej obowiązkowa i starała się wypełniać obowiązki zadane przez Marka na czas, uspokoiła się trochę i umiała utrzymać emocje na wodzy jeśli była taka potrzeba, pamiętała, chociaż nie zawsze, żeby dwa razy się zastanowić zanim coś powie, i umiała być poważna jeżeli wymagała tego sytuacja.
- Violuś, będziesz piła kawę czy herbatę?! – zawołał na tyle głośno, żeby jego dziewczyna najprawdopodobniej biorąca prysznic, go usłyszała.
Violetta istotnie brała prysznic i cichutko podśpiewywała coś pod nosem.
- Kawę! – odparła uśmiechając się przy tym lekko. Lubiła ich poranki. Były takie… zwyczajne. Najczęściej to ona robiła śniadanie podczas gdy Sebastian jeszcze spał, potem budziła go pocałunkiem, brali prysznic, czasami razem a czasem osobno, jedli śniadanie i wychodzili do firmy. Ale czasami wyglądały one tak jak ten – Sebastian zrywał się z łóżka przed nią, robił śniadanie, ona brała prysznic, potem wspólnie jedli i wychodzili do pracy. Byli w związku od miesiąca i dwóch dni, ale ich romans rozpoczął się już wcześniej, więc łącznie byli ze sobą od dwóch miesięcy. I byli szczęśliwi. Wyszła spod prysznica, dokończyła poranną toaletę i wyszła z łazienki już w pełni gotowa do rozpoczęcia dnia. Zjedli śniadanie i zostało im jeszcze trochę czasu żeby wyjść do pracy. Sebastian włączył laptopa w celu sprawdzenia maila a Violetta udała się na kanapę w celu poczytania jakiegoś kobiecego pisemka. Przeglądała gazetę, gdy natrafiła na jakąś reklamę podpasek. Chciała to zignorować i czytać dalej, jednak naszła ją pewna refleksja. Nie była pewna swoich podejrzeń, więc sięgnęła do szafki nocnej po swój kalendarzyk. Sprawdziła dokładnie nurtującą kwestię. Od dwóch miesięcy nie miała okresu, a zawsze wypadał jej w okolicach dwudziestego. Jak ona mogła tego nie zauważyć? Nie była głupia, i wiedziała co to oznacza… ale może jednak stres. Złapała się tej myśli i odłożyła kalendarz na bok. Postanowiła skoczyć do lekarza w czasie przerwy w pracy. Spojrzała kątem oka na Sebastiana. Miałaby być w ciąży? Mieliby mieć dziecko? Wróciła do czytania gazety, jednak zupełnie nie mogła skupić się na tekście. Denerwowała się. Jeżeli okaże się, że faktycznie ciąża, a raczej tak się okaże, to jak zareaguje Sebastian? Czy traktował ten związek aż tak poważnie? Ale z drugiej strony nie zabezpieczali się, a przecież wiedzieli jakie mogą być tego konsekwencje, nie byli dziećmi. Gdyby koniecznie nie chcieli mieć dzieci to poczyniliby coś w tym kierunku, a tak było nawet dość prawdopodobne, że Violetta zajdzie w ciążę. Ale czy Seba chciał mieć z nią dziecko? Westchnęła cicho. Może powinna mu powiedzieć o swoich podejrzeniach? Spojrzała na swojego chłopaka. Powie mu jak będzie już w stu procentach pewna.
- No, piękna okolica – stwierdził wysiadając z auta. – Nie kochanie?
Rozejrzała się z uśmiechem dookoła. – Tak, pięknie tu – potwierdziła. Faktycznie okolica była urocza. Małe drewniane domki letniskowe na obrzeżach lasu, niedaleko jezioro, wypożyczalnia łódek. Ruszyli w kierunku budynku recepcji. Szybko potwierdzili rezerwację na dwuosobowy domek letniskowy, odebrali kluczyk i ruszyli w wyznaczonym kierunku. Weszli do środka i rozejrzeli się. Domek był ładny i przytulny. Perspektywa spędzenia tu najbliższych dwóch dni bardzo im się podobała. Zostawili torby i postanowili wybrać się na mały rekonesans terenu. Ruszyli dróżką przed siebie trzymając się za ręce z uśmiechami na ustach. W końcu mogli być tylko razem i niczym się nie przejmować, z dala od pracy, o której wcale teraz nie musieli myśleć.
- To gdzie idziemy? Las, jezioro? – Spojrzał na ukochaną. Miał nadzieję podczas tego spaceru znaleźć jakieś odpowiednie miejsce na zaręczyny i, że będą wtedy sprzyjając e warunki. – A może na łódkę?
- Chętnie, tylko nie wiem jak ona na mnie zareaguje – zaśmiała się.
- Sprawdzimy to? – zapytał retorycznie, ciągnąc ją za dłoń w odpowiednim kierunku. Ruszyła za nim w stronę wypożyczalni łódek. Wzięli jedną, zostawili na miejscu dokumenty, żeby potem po nie wrócić i uiścić należność. Marek wsiadł do łódki i podał Uli rękę żeby ułatwić jej to zadanie. Weszła niepewnie do środka i złapała się mężczyzny stojącego obok niej żeby utrzymać równowagę.
- Stoisz? – upewnił się.
- No, chyba tak – stwierdziła, niepewnie puszczając rękę Marka i siadając na ławeczce. Poszedł w jej ślady i zaczął wiosłować.
- No dobra, chyba jeszcze pamiętam jak to się robiło – stwierdził dość sprawnie manewrując wiosłami i starając się przy tym nie ochlapać ich wodą. – Gdzie płyniemy?
- Przed siebie – stwierdziła. Rozluźniła się już nieco i usiadła wygodniej na ławeczce. Zaśmiał się. – No co. Zobaczymy gdzie dopłyniemy. Pogoda jest piękna, więc możemy sobie pozwolić na małą wycieczkę krajoznawczą – stwierdziła wkładając dłoń do wody i patrząc dłuższą chwilę jak woda przepływa jej między palcami. – Pamiętasz, że w poniedziałek mam wizytę u ginekologa? – przypomniała kładąc dłoń na brzuchu. Uśmiechnął się szeroko do ukochanej.
- Oczywiście, jak mógłbym zapomnieć. Mam już zarezerwowane te dwie godzinki żeby wam towarzyszyć.
Uśmiechnęła się. Cieszyła się gdy Marek używał liczby mnogiej gdy mówił o jej i dzieciach. Było po nim doskonale widać, że cieszył się z tego, że za kilka miesięcy zostanie ojcem dwóch szkrabów. Oboje już nie mogli się doczekać aż dzieci będą z nimi na świecie, ale do tego wydarzenia musiało minąć jeszcze trochę czasu, a dokładnie to około sześciu miesięcy. Nie przerażała już ich tak perspektywa tego, że będą bliźnięta – obyli się z tą myślą i cieszyli się z tego.
Z kliniki ginekologicznej wychodziła młoda blondynka. Dzierżyła w dłoni brązową kopertę. Westchnęła siadając na ławeczce. Po raz kolejny obejrzała zawartość koperty. Zdjęcie USG. Była w szóstym tygodniu ciąży. Cieszyła się, ale także trochę bała tego jak zareaguje na tą informację Seba. Bała się mu powiedzieć. Czy traktował ją na tyle poważnie, czy raczej miał nadzieję na coś o nazwie związku bez zobowiązań? Miała nadzieję, że myśli o niej całkiem poważnie, bo ona o nim tak właśnie myślała. Może niekoniecznie chciała od razu mieć dzieci, ale skoro to już się stało to cieszyła się, i miała nadzieję, że Sebastian również się ucieszy. Spojrzała na zegarek i zorientowała się, że powinna być już w firmie, bo przerwa dobiegła końca. Miała nadzieję, że Seba nie zauważył jej nieobecności w firmie. Odmówiła mu pójścia na lunch obiecując, że odbiją sobie wieczorem, i powiedziała, że już się umówiła z koleżanką, ale miała wrócić zaraz po zakończeniu przerwy, a ta dobiegła końca jakieś dwadzieścia minut temu. Wstała z ławki i ruszyła w kierunku Febo&Dobrzański.
Marek i Ula już od jakiegoś czasu pływali łódką i postanowili w końcu przejść na ląd. Przybili do brzegu i wyszli z łódki przy okazji mocząc sobie trochę nogi. Marek przycumował łódkę do brzegu, i z uśmiechem ruszyli przed siebie na dalszy rekonesans. Potem mieli zamiar wsiąść z powrotem do łodzi, wrócić i zapłacić za wynajem. Teraz jednak mieli zamiar iść jeszcze na spacer. Marek miał zamiar znaleźć dobre miejsce żeby oświadczyć się Uli. Spacerowali tak trzymając się za ręce, rozmyślając, rozmawiając, śmiejąc się i wygłupiając się. Byli tak szczęśliwi i w tak doskonałych humorach, że nawet nie zauważyli jak spacerują tak od kilku godzin. W pewnym momencie Marek stanął w miejscu. Dojrzał z daleka, jak mu się wydawało, odpowiednie miejsce na oświadczenie się Uli. Mała polanka nad jeziorem. Urocze miejsce otoczone drzewami, bo znajdywało się na skraju lasu. Ula spojrzała na niego zaskoczona nie wiedząc do końca o co może mu chodzić i dlaczego się zatrzymał. Widział jej pytającą minę, więc wywnioskował, że naprawdę niczego się nie domyśla. Trochę się denerwował, chociaż wmawiał sobie, że przecież wszystko będzie dobrze. Oboje zdawali sobie sprawę, że zaręczyny i ślub to tylko kwestia czasu. Ula jeszcze tylko nie domyślała się, że on chce się jej oświadczyć podczas tego weekendu. Sądziła raczej, że chodzi o zwyczajny wyjazd dla odpoczynku. Po raz kolejny spojrzała na niego z pytaniem zawartym w oczach. Odetchnął lekko. Czuł pudełeczko w kieszeni i z jakiegoś powodu trochę go to uspokajało. Podał Uli rękę i podszedł z nią na ową polankę. Rozejrzała się dyskretnie po otoczeniu. Było pięknie i… i romantycznie. Widziała, że Marek chce coś zrobić, był jakby trochę zdenerwowany. Faktycznie trochę się stresował, ale chciał się jej oświadczyć. Już teraz skoro się odważył cokolwiek zrobić w tym kierunku nie mógł i nie chciał się wycofywać. Wiedział, że decyzja o spędzeniu życia z Ulą jest najlepszą decyzją jaką kiedykolwiek podjął. Odetchnął niezauważalnie jakby zbierając odwagę po czym przyklęknął. Spojrzała na niego zaskoczona ale jednocześnie szczęśliwa. Już wiedziała o co chodzi. Zupełnie się tego nie spodziewała, zaskoczył ją jak jeszcze nikt nigdy.
- Ula – zaczął nieco zmienionym, drżącym głosem. – Jesteś miłością mojego życia. Chciałbym spędzić z tobą resztę życia. Zgodzisz się zostać moją żoną?
Spojrzał na nią wyczekując na odpowiedź. Zatkało ją. Łzy napłynęły jej do oczu i nieudolnie starała się je powstrzymać, jednak popłynęły jej po policzkach. A on już znał odpowiedź. Całe zdenerwowanie z niego uleciało, a w sercu zagościła już sama radość, szczęście i miłość do tej dziewczyny. Wsunął jej na palec pierścionek po czym podniósł się z ziemi, i przytulił ją do siebie mocno. Wtuliła się w niego. Stali tak dłuższą chwilę upajając się swoją bliskością.
- Kocham cię – szepnął jej do ucha.
- Ja ciebie też kocham – odpowiedziała z nadal słyszalnym wzruszeniem w głosie. Odsunął ją od siebie delikatnie i kciukiem starł jej łzy z policzków. Uśmiechnęła się do niego. Zbliżył się do niej i czule ją pocałował, jakby chciał pokazać jej jak bardzo ją kocha.
Leżeli wtuleni w siebie uspokajając oddechy. Leżała wtulona w jego tors z delikatnym uśmiechem błąkającym się na ustach i półprzymkniętymi powiekami. Czuła obejmujące ją ramie Marka i, że delikatnie przytula policzek do jej włosów. Skierowała wzrok na swoją dłoń na której widniał pierścionek zaręczynowy. Nadal nie mogła uwierzyć, że jej się oświadczył. Kompletnie ją zaskoczył. Zupełnie się niespodziewana, że jej się oświadczy. Z niczym się nie zdradził, musiała przyznać, że doskonale krył się ze swoimi zamiarami. Oczywiście czasami myślała jakby to było gdyby jej się oświadczył, ale zupełnie się nie spodziewała, że to w najbliższym czasie nastąpi. Nawet gdy już to się stało nie potrafiła uwierzyć. Wzruszenie odebrało jej głos, ale on na szczęście doskonale umiał czytać z jej oczu i reakcji, bo sam dobrze znał jej odpowiedź. Spojrzała na ukochanego. Uśmiechał się do niej z czułością i miłością. Pogłaskał ją po policzku. Odwzajemniła uśmiech.
- Jestem szczęśliwa – szepnęła wtulając się w niego. Otoczył ją ramionami i pocałował w usta.
- Ja też jestem bardzo szczęśliwy – zapewnił. – Kocham cię.
Niestety w końcu ich weekend dobiegł końca i musieli wracać do Warszawy. Nie narzekali jednak na to. Postanowili, ze kiedyś tu wrócą. Ula nadal nie mogła uwierzyć w to, że wracają do domu już jako narzeczeństwo. Nadal miała wrażenie, że zaraz się obudzi a Marek będzie tylko jej chłopakiem. Byli przeszczęśliwi. Siedzieli w samochodzie jadąc do Warszawy i wsłuchując się w jakąś piosenkę sączącą się z głośników radia.
- Marek, a zastanawiałeś się o rozmowę z moim tatą? W sensie żeby go poprosić o rękę.
- Już to zrobiłem – stwierdził uśmiechając się do niej.
- Żartujesz? Kiedy.
- Nie zauważyłaś, że w czwartek zniknąłem na kilka godzin z domu? No to fajnie razem mieszkamy… - zażartował.
- Mówiłeś, że idziesz z Sebą na squash – przypomniało.
- Kłamałem – zaśmiał się. – Musiałem się jakoś usprawiedliwić, a to było pierwsze co przyszło mi do głowy. Twój tata się zgodził, cieszył się, dzieciaki też. Moi rodzice wiedzieli, że planuję, ale nie wiedzieli kiedy. Sebastian też wiedział… i Violetta prawdopodobnie też.
Pokręciła głową ze śmiechem. – Wszyscy wiedzieli… a ja na serio się niczego nie domyślałam, całkiem mnie zaskoczyłeś! Nieźle się kryłeś. A, że Viola się nie wygadała to jestem pełna podziwu.
- A ja jestem pełen podziwu, że faktycznie udało mi się z niczym nie zdradzić. No ale o to chodziło żebyś niczego się nie domyślała, bo to miała być niespodzianka. – Uśmiechnął się do niej wesoło.
- I była, bardzo niespodziewana.
- Niespodziewanka?
Parsknęła śmiechem. – Można i tak to nazwać, wzorem Violi. Nadal nie mogę uwierzyć…
- Kotku, uwierz w końcu. Jesteśmy zaręczeni, jesteś moją narzeczoną. Mogę ci to powtarzać tak długo aż w końcu uwierzysz.
- Chyba nie będzie takiej konieczności – zaśmiała się. – Sama w końcu uwierzę… - Spojrzała na pierścionek. Uśmiechnął się pod nosem. Zapaliło się zielone światło więc na nowo skupił się na drodze. Pojawiły się pierwsze zabudowania Warszawy.
- No, ostatnie kilkanaście minut wolności skarbie, korzystaj póki możesz.
Uśmiechnęła się lekko. – Mieliśmy dwa dni cudownego weekendu, teraz nawet praca nie jest w stanie mi zepsuć nastroju.
- Masz rację, mi również, ale nie zmienia to faktu, że najchętniej to jeszcze zostałbym kilka dni na Mazurach.
- Może kiedyś będziemy mieli okazję tam pojechać. Jedziemy jeszcze do domu czy od razu do pracy?
- Może do domu? Zostawimy torby, wypijemy jeszcze kawę, ubiorę koszulę bo t-shircie raczej do firmy się nie wybiorę…
- No masz rację, trochę musimy zrobić, ale wypiję herbatę, w szortach i topie raczej nie pójdę.
- E tam, uroczo w tym wyglądasz.
Spojrzała na niego z udawanym politowaniem. – Mimo wszystko strój do firmy to nie jest. Przebiorę się w coś bardziej wyjściowego. Skręcił w Sienną i szybko odnalazł jakieś wolne miejsce na parkingu. Po chwili znaleźli się w domu. Rzucili do sypialni torby.
- Dobra, to idź się przebierz, a ja zrobię kawę i herbatę dla ciebie – stwierdził. Kiwnęła głową i udała się do łazienki. Przebrała się w ciemnoniebieską sukienkę do kolan i zamieniła wygodne sandałki w których chodziła przez ostatnie dwa dni na granatowe czółenka na średniej wysokości obcasie. Uczesała się, sprawdziła makijaż po czym opuściła łazienkę. W kuchni czekała już na nią herbata i Marek oczekujący na zwolnienie się łazienki.
- Leć się przebrać – rzuciła. – Ja już jestem gotowa.
Kiwnął głową i zamknął się w łazience. Jemu przebranie się zajęło trochę mniej czasu. Założył ciemnoniebieską koszulę i czarne dżinsy. Darował sobie garnitur. Po chwili już wychodzili do firmy.
Ula siedziała w sekretariacie i pracowała. Violetta wyglądała na jakąś zdenerwowaną, jednak nie pytała o co chodzi. Wyszła z założenia, że jak będzie chciała to sama jej powie. Marek dał im dzisiaj mało do roboty, więc Violetta w weekend musiała nieźle się napracować, skoro teraz było wszystkiego tak mało.
- Ulka, pogadamy?
- Jasne, o co chodzi?
- Ale może nie tu. Chodźmy do tej knajpki pod firmą, co?
Spojrzała na przyjaciółkę znad dokumentów. Skoro Violetta chciała iść poza firmę to musiała mieć jakąś ważną sprawę. Jeśli chodziłoby o zwyczajne babskie ploty to rozmawiałyby w sekretariacie bądź firmowym bufecie. A w knajpie pod firmą zawsze rozmawiały bardziej prywatnie.
- Okej, tylko powiem Markowi żeby wiedział gdzie mnie szukać, bo dzisiaj wychodzimy wcześniej.
- Dobra, dobra, leć do niego.
Uśmiechnęła się pod nosem pukając do drzwi gabinetu ukochanego. Weszła do środka po otrzymaniu zaproszenia.
- Kochanie?
- No? – Oderwał się od pracy i spojrzał na nią.
- Ja teraz wyjdę z Violą na lunch, powinniśmy szybko wrócić, ale jeżeli mielibyśmy już wychodzić a mnie by nie było to przyjdź po mnie do tej knajpki pod firmą, dobrze?
- Dobrze, leć. Nawet lepiej, masz się nie przemęczać, odpoczniesz sobie po pracy.
Westchnęła teatralnie. – Ile razy mam ci powtarzać kochanie, że…
- Tak, tak wiem, ciąża to nie choroba. Dobrze, już nie narzekam, a ty zmykaj, bo się ciebie Viola nie doczeka.
Posłał jej powietrznego buziaka. Odwzajemniła gest po czym wyszła z uśmiechem z gabinetu narzeczonego. Podobało jej się, że może użyć tego określenia w stosunku do Marka. Marek Dobrzański jest jej narzeczonym. Gdyby ktoś powiedział jej kilka miesięcy temu, że to się tak zakończy to wybuchłaby temu komuś śmiechem prosto w twarz. W końcu pamiętała, że na początku ich znajomości nie było mowy o miłości. Miał być romans, rozkochanie i rzucenie. Była między nimi masa nieporozumień i było wręcz nierealne żeby mogli się z tego wszystkiego wyplątać i stworzyć szczęśliwą kochającą się parę, która nie ma przed sobą żadnych tajemnic, ufa sobie, i mówi sobie o wszystkim. Uśmiechnęła się. Może i było to wręcz nierealne, ale im się udało. I to było właśnie wspaniałe, że mimo tylu nieporozumień, kłótni i nawet jednego rozstania nadal potrafili być razem. W końcu prawdziwą sztuką nie było wybaczyć, a ponownie zaufać. Bez zaufania nie było związku, a oni potrafili sobie znowu zaufać i wybaczyć wszystko co kiedyś było złego. Spojrzała na Violettę wyrywając się z zamyślenia.
- Idziemy?
- Tak, chodź – odparła. Violetta była tego dnia dziwnie spokojna i jakby zamyślona, co jej się raczej nie zdarzało. Ula zaczynała podejrzewać, że coś się stało, ale nie chciała wysuwać pochopnych wniosków. Wyszły z firmy i ruszyły w odpowiednim kierunku. Zajęły miejsce przy jakimś stoliku, zamówiły herbatę. Ula wypiłaby kawę, ale nie piła jej od czasu jak dowiedziała się o ciąży, tak jak nie piła alkoholu. Wolała uważać. Zresztą Marek gdyby się dowiedział, że piła wygłosiłby jej pewnie małą pogadankę na temat picia w ciąży.
- To o co chodzi Viola?
Blondynka westchnęła cicho słodząc przy tym herbatę, którą właśnie do ich stolika przyniósł kelner.
- Chodzi o to, że… - Westchnęła. Uli mogła powiedzieć i poradzić się jej. – W sobotę dowiedziałam się, że jestem w ciąży. – Uśmiechnęła się lekko. – W szóstym tygodniu.
- Serio? Viola, przecież to cudownie! Gratuluję.
- Dzięki. Masz rację, może i cudownie… ale boję się powiedzieć Sebie.
- To on jeszcze nie wie? – zdziwiła się. Gdy ona dowiedziała się o ciąży byli akurat z Markiem osobno, rozstali się, ale pomyślała czy nie jechać i nie spróbować się z nim pogodzić i od razu mu nie powiedzieć. Była pewna, że gdyby byli wtedy razem to powiedziałaby mu jeszcze tego samego dnia jak się dowiedziała. A powiedziała mu gdy tylko się pogodzili.
- No nie powiedziałam mu jeszcze, boję się.
- Czego?
- No, nie wiem jak on traktuje nasz związek. Nie chcę żeby był ze mną tylko z poczucia obowiązku. A ja wiem czy on traktuje nasz związek jak coś bez zobowiązań, czy raczej poważnie? – Wzruszyła ramionami po czym upiła łyk herbaty.
- Violetta… Nie znam Seby zbyt dobrze, ale zdążyłam się zorientować, że on bardzo cię kocha. Naprawdę to widać, dla pobocznego obserwatora to czasami jest bardziej oczywiste niż dla samego zainteresowanego. Widać po nim jak jest szczęśliwy w tym związku. Może sam nie zdaje sobie z tego sprawy, ale unosi się dwa metry nad ziemią i widać po nim, że ta miłość go uskrzydla. Ciebie zresztą też. Poza tym Seba to dobry przyjaciel Marka o czym wiesz. Z tego co się orientuję to Seba myśli o tobie poważniej niż ci się wydaje. Myślę, że powinnaś powiedzieć mu jeszcze dzisiaj. Zobaczysz, że będzie przeszczęśliwy.
- Tak myślisz? – Uśmiechnęła się. Słowa przyjaciółki trochę ją pokrzepiły i dodały sił. Może ma rację i Sebastian naprawdę traktuje ją jak kogoś z kim chciałby iść przez życie?
- Jestem pewna. Jak ja chciałam powiedzieć Markowi o ciąży to miałam podobne wątpliwości. Czy on chce mieć dzieci? Czy traktuje ten związek poważnie? Czy się ucieszy? Czy nie będzie ze mną tylko z poczucia odpowiedzialności? Ale powiedziałam mu. I nie żałuję tego bo on naprawdę się ucieszył i nawet ja to po nim zobaczyłam. Zresztą nadal się cieszy, a przed wizytą u ginekologa jest widocznie szczęśliwy. Viola, jestem pewna, że jak powiesz Sebastianowi, że jesteś w ciąży to zobaczysz, że się cieszy, jest szczęśliwy i będziesz widziała to na co dzień.
- Może masz rację… Powiem mu dzisiaj. Nawet teraz powinien być w swoim gabinecie.
- No widzisz, od razu lepiej. Powiedz mu, i daj się facetowi nacieszyć perspektywą zostania tatusiem. – Spojrzała na zegarek. – O, dochodzi piętnasta. Wracamy? O szesnastej musimy być z Markiem na USG, a jeszcze mieliśmy skoczyć do domu po ostatnie wyniki.
- Dobra, wracamy, wy jedziecie, a ja idę do Seby. Ula… dziękuję.
- Viola, nie ma o czym mówić, naprawdę. Sama to przeżywałam, i wiem co czujesz. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze, jestem tego pewna. Cześć.
- Do jutra – odparła.
Rozstały się na trzecim piętrze gdzie wysiadała Viola. Ula pojechała na piąte. Ruszyła do gabinetu ukochanego w celu przypomnienia mu, że powinni zbierać się do wyjścia. Weszła do jego gabinetu bez pukania i stanęła w progu.
- O kochanie, właśnie się zastanawiałem czy przyjdziesz, czy jednak będę musiał po ciebie iść. Po lunchu? Obgadałyście kogo trzeba było?
Zaśmiała się. – Żebyś wiedział. – Pocałowała go krótko. – Potem pewnie Sebastian będzie chciał się z tobą spotkać, nie rezerwuj sobie nic na jutrzejsze popołudnie.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Mhm – potwierdziła. – Ale się dowiesz. Nie ode mnie bo wiem, że jest inna osoba, która będzie chciała ci powiedzieć, ale tak, nie wiesz o czymś. Na szczęście nic złego. Jedziemy?
- Tak, chodź.
Violetta nerwowo dreptała przed gabinetem ukochanego. Denerwowała się, ale chciała mu powiedzieć. Miała nadzieję, że Ula ma rację i, że faktycznie Sebastian się ucieszy. Zapukała do gabinetu dyrektora i po chwili weszła do środka.
- Cześć kochanie – rzuciła. – Możemy porozmawiać czy ci przeszkadzam?
- Violuś ty nigdy nie przeszkadzasz – stwierdził. Dziewczyna podeszła do biurka. – O co chodzi skarbie?
- Sebastian bo ja… jakby ci to powiedzieć… - Westchnęła ciężko. Miała przygotowany zestaw awaryjny w razie gdyby nie mogła się wysłowić. Wręczyła mu małą torebeczkę. Zdziwiony wziął ją od niej i wyjął urządzenie.
- Termometr. Hm… dzięki.
Roześmiała się perliście. – To nie jest termometr Seba – wykrztusiła. – Przyjrzyj się dokładnie.
Obejrzał całe urządzenie i nagle dostał olśnienia. Podniósł się z krzesła. Spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem. Przełknęła ślinkę. Wyglądał na zszokowanego, zdziwionego… ale chyba nie na szczęśliwego.
- Jestem w ciąży – wyjaśniła, jakby miało to zmienić jego reakcję. Wpatrywała się dłuższą chwilę w Sebastiana. Był zaskoczony i zdziwiony… chociaż się nie zabezpieczali, więc spodziewał się, że w końcu dojdzie do tej sytuacji. Nagle poczuł szczęście rozlewające mu się w sercu. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie co Viola do niego powiedziała. Patrzyła niepewnie na Sebastiana nie mogąc odgadnąć jego myśli.
- Kochanie to cudownie! – zawołał. Uśmiechnęła się szczęśliwa., jednak nie mogła powstrzymać zaskoczenia.
- Naprawdę?
Wyszedł zza biurka i stanął naprzeciw niej. – Kotku oczywiście, że tak. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo się cieszę. – Musnął jej usta. - Bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też. – Pocałowała go w policzek. – Wracamy już do domu? Jestem trochę zmęczona dzisiejszym dniem. Miałam dużo pracy.
- A skończyłaś wszystko?
- Tak, wszystko – potwierdziła zgodnie z prawdą.
- To wracajmy skoro jesteś zmęczona, w końcu nie możesz się przemęczać.
Ula położyła się na kozetce i podciągnęła bluzkę. Poczuła dłoń Marka na swojej. Ginekolożka przyłożyła jej ultrasonograf do, delikatnie prawie niezauważalnie, zaokrąglonego brzuszka. Po chwili na monitorze pojawił się odpowiedni obraz.
- Początek trzynastego tygodnia. Proszę bardzo, tutaj mamy jedno dziecko, a tutaj drugie – powiedziała, wskazując odpowiednie miejsca, chociaż nie musiała tego robić. Sami już doskonale je widzieli. Serduszka już biją, chcą państwo posłuchać?
Zgodzili się, i po chwili otrzymali słuchawki. Założyli je i wsłuchali się w miarowe stukanie. Uśmiechnęli się do siebie ze szczęściem widocznym w oczach. Marek delikatnie mocniej uścisnął dłoń Uli jakby chciał powiedzieć „kocham cię”. Uśmiechnęła się do niego. Oddali lekarce słuchawki.
- No, maluchy rozwijają się prawidłowo, wszystko idzie tak jak powinno. Na rozpoznanie płci jest jeszcze za wcześnie, ale myślę, że jeśli będą państwo chcieli, to następnym razem będzie można już określić płci, chyba, że dzieci jakoś niefortunnie się ułożą i nic nie będzie widać. Zobaczymy. A na następne badanie zapraszam państwa za miesiąc.
Podziękowali i wyszli z gabinetu bogatsi o jedno zdjęcie USG. Jechali do domu w milczeniu, ale cisza im wcale nie przeszkadzała. Oboje byli pogrążeni we własnych myślach dotyczących głównie przyszłości. Widzieli ją w jasnym świetle. Wyobrażali sobie siebie jako naprawdę szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Po chwili dojechali do domu.
- Trzeba by powiedzieć rodzicom o zaręczynach – stwierdził Marek gdy siedzieli już po kolacji przed telewizorem oglądając Fakty.
- Mhm, dobrze by było. Zadzwonię do taty i umówię nas z nimi – stwierdziła sięgając po telefon. Wybrała odpowiedni numer. Po chwili usłyszała głos ojca. – Cześć tato – rzuciła. – Możemy wpaść z Markiem w najbliższym czasie? Dobrze. Okej, pasuje. Cześć tato, pozdrów dzieciaki i Amelię. – Rozłączyła się. – W środę koło szesnastej.
- No okej, to teraz moi rodzice. – Wybrał numer do mamy i poczekał chwilę aż odbierze. Załatwił sprawę podobnie jak Ula i umówił się na czwartek o siedemnastej. Resztę wieczoru spędzili na rozmowach o przyszłości, jakichś luźnych planach ślubnych, zastanawiali się jakie będą płci dzieci. Perspektywa spędzenia razem przyszłości bardzo ich cieszyła i nastrajała optymistycznie. Kochali się i byli szczęśliwi. Naprawdę szczęśliwi. To, że się poznali i związali mimo tylu nieporozumień było niemal cudem. Ale byli razem, zaręczeni, spodziewali się dzieci. To było jak piękny sen. Tylko, że działo się naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz