niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 22


Rozdział 22
Zimowe słońce leniwie wschodziło, bezlitośnie budząc tych mieszkańców podwarszawskiego Rysiowa, którzy poprzedniego wieczora zapomnieli o zasłonięciu rolet. Wśród tej nieszczęśliwej grupy znaleźli się także mieszkańcy domu numer osiem. Marek Dobrzański uchylił powieki, jednak zaraz je przymknął pod wpływem rażącego światła. Tak aby nie obudzić jeszcze śpiącej Uli wyciągnął rękę i pociągnął za zasłonę odcinając dopływ promieni słonecznych. Spojrzał na przebudzającą się ukochaną. Miał już okazję zobaczyć jej nieco jeszcze zaspany wyraz twarzy, jednak za każdym razem patrzył na nią z tą samą przyjemnością, jeśli nie większą. Musnął delikatnie jej usta, po czym wziął ją w swoje kochające ramiona.
- Mmmm... - mruknęła wtulając się w niego. - Czym zasłużyłam sobie na takie miłe przywitanie?
- Tym, że bardzo cię kocham - odpowiedział. Poszukał jej ust i zatopił się w pocałunku. Uśmiechnęła się do niego po czym zmierzwiła mu dłonią czuprynę. - Ty sobie jeszcze poleż kotku, a ja pójdę zrobić śniadanie. Potem pojedziemy do szpitala. 
- Dobrze - przystała na to z wyraźnym zadowoleniem. - Tylko nie budź Beatki, nie jest przyzwyczajona do tego, żeby kłaść się spać po dwudziestej drugiej.
- Jasne kochanie.
Pocałował ją jeszcze raz, po czym niechętnie wstał z łóżka. Zadrżał lekko gdy zetknął się z nieprzyjemnym chłodem. Zabrał swoją koszulę i spodnie po czym wyszedł z pokoju Uli, posyłając jego właścicielce czuły uśmiech. Po wykonaniu rytualnych porannych czynności zabrał się za robienie śniadania. Czajnik wesoło pogwizdywał, i gdy Marek chciał już oderwać się od nieudolnego krojenia chleba i zakręcić gaz, ubiegł go Jasiek. Przywitali się krótkim "cześć", po czym Marek powrócił do zajęcia. Gdy w końcu udało mu się ukroić odpowiednią ilość kromek chleba zabrał się, z pomocą Jaśka, do robienia kanapek. Po chwili do kuchni weszła Beatka ubrana w różową piżamkę w serduszka. 
- Cześć myszko - rzucił Marek, biorąc małą na kolana. - Wyspałaś się? 
- Tak - przytaknęła, kiwając twierdząco głową. 
- To dobrze. Idź do łazienki, zaraz będzie śniadanie. 
Dziewczynka pokiwała głową i ruszyła w stronę łazienki. Marek zostawił Jaśka z przygotowaniem kanapek a sam zabrał się za gotowanie mleka na kakao dla Beatki. Ta po chwili przyszła już umyta i ubrana i usiadła na swoim stałym miejscu przy stole. Po kolejnych kilku minutach dołączyła do nich Ula. Spojrzała na Marka wlewającego do kubka Beatki ciepłe mleko i uśmiechnęła się lekko. Kiedyś, nawet nie sądziła, że może zobaczyć przed sobą taki obrazek. W ogóle kiedyś czystym absurdem wydawało jej się postawienie Dobrzańskiego w kuchni - przecież on nie umiałby się tam odnaleźć! Pewnie nie tylko ona tak na niego patrzyła - jak na dzieciaka wychowanego w luksusach, który nie umie zrobić samodzielnie czegoś do jedzenia. Potem się jednak przekonała, że się myliła. Jednak nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie marzyła, że mogłaby zobaczyć Marka tak swobodnie rozmawiającego z jej rodzeństwem, szykującego śniadanie, a następnie poczuć smak jej ust i usłyszeć z jego ust komunikat, że śniadanie gotowe. Odwzajemniła jego uśmiech i usiadła przy stole. Po chwili dołączył do nich Marek i zabrali się za pochłanianie swoich kanapek w ekspresowym tempie. 
Gdy naczynia zostały pomyte a kuchnia opustoszała, wszyscy załadowali się do samochodu Marka. Po głębszym zastanowieniu stwierdzili, że dzieciakom nie zaszkodzi dzień wolny od szkoły. Jasiek w końcu był już po maturze, a Beatka może opuścić jeden dzień w przedszkolu. Mała uspokojona zapewnieniami rodzeństwa i Marka, że z tatą wszystko w porządku, odsypiała na tylnym siedzeniu krótką, jak dla niej, noc, przytulając się do swojego pluszowego tygryska. Jasiek pogrążony w swoich myślach wpatrywał się w mijane krajobrazy za oknem. Marek i Ula także milczeli, jednak posyłali sobie co jakiś czas wiele mówiące spojrzenia. Chyba nawet ślepy zauważyłby, że się kochają. Chociażby po sposobie w jaki na siebie patrzyli, czy w jaki Marek się do niej uśmiechał. Od tego uśmiechu wszystkim kobietom zawsze miękły kolana, jednak od dwóch miesięcy były one pozbawione tej niewątpliwej przyjemności. Wszystkie... oprócz jednej, a dokładniej mówiąc, właśnie Uli. To w niej ulokował najcieplejsze uczucia, to ona mogła oglądać jego radosny uśmiech, tylko i wyłącznie ona mogła budzić się obok niego co rano, tak samo jak smakować ust Dobrzańskiego zawsze wtedy gdy miała na to ochotę. Uśmiechnął się do niej. Gdy tylko te parę miesięcy temu zorientował się, że ją kocha, zdziwił sam siebie, przestraszył się tego uczucia, i ostatecznie nawet próbował się go wyprzeć. Teraz nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej. Nie wyobrażał sobie, że nie wysyłałby jej rano smsa z wiadomością typu "dzień dobry kotku :) jak się spało?", a wieczorem "kolorowych snów skarbie". Nie umiał wyobrazić sobie, że nie przyjeżdża codziennie rano do Rysiowa i nie odwozi jej do pracy, a potem, że nie patrzy na jej zdjęcie w swoim gabinecie. Tak samo nie mógł sobie wyobrazić, że jej nie ma. Stała się nieodłączną częścią jego życia, zamieszkała w jego sercu, pokochał ją, za wszystko i pomimo wszystko, widział jej zalety, tak jak i wady (których na pewno było zdecydowanie mniej) i zaakceptował je. Kiedyś najgorszą rzeczą było dla niego wykrycie przez Paulę romansu, czy przymusowe pominięcie jakiejś imprezy w klubie. Teraz doroślał, zmądrzał, dojrzał, i zakochał się, tym samym przewartościował swój świat. Teraz nie było dla niego najważniejsze zaliczenie kolejnej panienki, zamiast tego marzył o zwyczajnym wieczorze spędzonym z Ulą na spacerowaniu, wspominaniu, rozmowach, czy też inną, jak to Weronika nazywa, "formą aktywności". Ula wywróciła jego świat do góry nogami... a może wręcz przeciwnie - w końcu go wyprostowała? Zamyślił się nad tym pytaniem. 
"Chyba jednak wyprostowała" - stwierdził w myślach. - "W końcu teraz jest o wiele prościej, niż kiedyś."
- Jesteśmy - oznajmił, gdy udało mu się znaleźć wolne miejsce na parkingu. Jasiek obudził odsypiającą Beatkę, a Marek, jak na dżentelmena przystało, otworzył Uli drzwi od samochodu i podał jej dłoń. Ruszyli we czwórkę w stronę wejścia do szpitala. Weszli do środka i sprawnie lawirując korytarzami dotarli po chwili do sali Józefa. Wychodził z niej właśnie lekarz. Przywitał się z zebranymi i od razu przeszedł do rzeczy.
- Przeprowadziliśmy już panu Józefowi wszystkie niezbędne badania, i wszystko wskazuje na to, że już w porządku. Zapisałem kilka leków - wręczył stojącemu najbliżej Markowi receptę po czym kontynuował - będzie musiał zażywać je regularnie. Oczywiście musi się także oszczędzać, i dobrze by było gdyby zgłosił się jednak na badanie kontrolne do doktora Giżyckiego - stwierdził, ponownie wręczając Markowi kartkę, tym razem z wizytówką kardiologa. - Na dzień dzisiejszy, pan Józef może opuścić szpital, więc za chwilę zapraszam po odbiór wypisu.
Podziękowali doktorowi po czym weszli do pokoju zajmowanego przez Cieplaka. Beatka z wesołym uśmiechem na twarzy przytuliła się do siedzącego na łóżku ojca. Przywitali się z Józefem, jednak nie rozmawiali zbyt długo - w końcu kolejne serce czekało na leczenie, więc Cieplak jak najszybciej powinien zwolnić salę. Ula wraz z ojcem poszła po odbiór wypisu, a Marek z dzieciakami i torbą pana Józefa ruszył do samochodu. Wsadził ją do bagażnika i wsiadł z dziećmi do auta. Po chwili dołączyli do nich także Ula oraz Józef. Tym razem nie jechali w milczeniu. Jasiek wesoło konwersował z ojcem, a Beatka namówiła "Mareczka" i "swoją Ulcię" na śpiewanie.
- Tę piosenkę, tę jedyną 
Śpiewam dla ciebie dziewczyno, 
Może właśnie jest w rozterce
Zakochane twoje serce? 
Może potajemnie kochasz
I po nocach tęsknisz szlochasz? 
Tę piosenkę, tę jedyną,
Śpiewam dla ciebie dziewczyno.
Marek spojrzał na Ulę porozumiewawczo. W końcu można powiedzieć, że ta piosenka, a szczególnie refren, nieco opisywała ich relacje, podczas przyjaźni, gdy Marek jeszcze nie wiedział jakim uczuciem darzy go dziewczyna. Po chwili zawtórował im Jasiek, a także, za namową najmłodszej córki, pan Józef. Nawet nie zauważyli jak zleciała im cała droga ze szpitala do Rysiowa. Weszli do domu, Beatka zaciągnęła tatę do pokoju, Jasiek poszedł do pokoju zadzwonić do Robsona i zapytać się o lekcje... Marek i Ula zostali sami, jednak bynajmniej im to nie przeszkadzało. Przyciągnął ją do siebie i czule pocałował.
- Może ma pani ochotę na spacer?
- Bardzo chętnie - przystała na jego propozycję. Nie zawracając sobie głowy ponownym zakładaniem rękawiczek, które zdążyła już zdjąć wyszła z domu przepuszczona w progu przez Marka. Ruszyli powoli ścieżką pomiędzy domkami jednorodzinnymi. Szli niespiesznie, zupełnie nie zwracając uwagi na temperaturę, ani na mijające godziny. Marek coraz bardziej oswajał się z myślą, że za chwilę zrobi to, co wczoraj niestety nie wypaliło. Doszli po jakimś czasie nad jakiś strumyk. Przystanęli pod drzewem i chwilę wpatrywali się w przestrzeń przed sobą, w gwiazdy, w księżyc, a także w siebie. Wziął niezauważalnie głęboki oddech. Czuł, oprócz stresu, radosne podniecenie. Oczami wyobraźni widział siebie wsuwającego na jej palec pierścionek, a potem to jak zatracają się w swoich ramionach, w pocałunku... Uśmiechnął się sam do siebie. Jego serce łomotało mu w piersi, jednak gdy podjął ostateczną decyzję, poczuł jakiś dziwny spokój. Czuł chłodne podmuchy wiatru, uspokajało go to nieco, i chociaż nadal trochę się denerwował, to czuł się na siłach. 
- If there's anything that you want, if there's anything I can do, just call on me and I'll send it along with love from me to you - zanucił cicho patrząc na nią z uśmiechem. Nie miał w planach żadnej piosenki, jednak podświadomie czuł, że tak będzie najlepiej. Doskonale wiedział, że ta piosenka była ulubionym utworem Uli, i dlatego też właśnie ją wybrał.
- I got everything that you want, like a heart that's oh, so true. Just call on me and I'll send it along with love from me to you. - Uśmiechnął się lekko gdy usłyszał jej cichy głos. Uwielbiał gdy śpiewała, miała taki delikatny, kojący, piękny głos. 
- Świetnie oddaje to, co do ciebie czuję - powiedział. Ula podświadomie czuła, że nie ma odpowiadać. Jakaś nutka w jego głosie kazała jej myśleć, że nie mówi tego, ot tak sobie. - Ula... wiesz dobrze, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Jesteś pierwszą osobą w moim życiu, którą darzę prawdziwą, szczerą miłością. I to jest piękne. Nigdy nie sądziłem, że mogę kogoś aż tak kochać, nie zważając na to co powiedzą inni, bezwarunkowo i naprawdę szczerze. I pewnie właśnie dlatego, że tak cię kocham, nie wyobrażam sobie swojego dalszego życia bez ciebie. Dlatego chciałbym... Ula. - Spokój, który ogarnął go chwilę temu i pomógł mu wypowiedzieć te słowa, płynące prosto z serca, uciekł, zostawiając na swoim miejscu stres i to radosne podniecenie, które czuł wcześniej. Teraz już sam wiedział co powinien zrobić. Nie zwracając uwagi na śnieg, przyklęknął, i dopiero teraz na twarz Uli wstąpiło niedowierzanie. - Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Chcę codziennie budzić się i co wieczór zasypiać przy tobie. To z tobą chcę spędzić resztę mojego życia. Kochanie... Czy zostaniesz moją żoną?
Przez chwilę wzruszenie ścisnęło jej gardło i odebrało głos. Domyślała się, że nie mówił tego wszystkiego, żeby sobie pogadać, ale nigdy nie domyśliłaby się, że on może jej się oświadczyć. Kochała go, wierzyła w jego miłość, ale nie sądziła, że on może chcieć spędzić z nią resztę życia. Zaszkliły jej się oczy. 
- Tak - odpowiedziała. Jak przez mgłę zobaczyła jak napięcie na twarzy Marka stopniowo ustępuje zostawiając miejsce bezgranicznemu szczęściu. Wsunął jej na palec piękny srebrny pierścionek, ozdobiony trzema błyszczącymi kamykami. Nie wybrał go bez powodu, w blasku słońca mienił się pięknie odcieniami błękitu, takim jak jej oczy, jak te dwa lazurowe jeziorka, w których teraz widział łzy, ale także wielkie szczęście i miłość do niego. Przytulił ją do siebie mocno, czując jak wtula się ufnie w jego ramiona. Odsunął ją lekko od siebie i zatracili się w pocałunku. 
- Dziękuję - szepnął, gdy już przerwali pocałunek. - Dziękuję ci za wszystko. Dziękuję za to, że jesteś. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz