niedziela, 3 czerwca 2012
Rozdział 21
Rozdział 21
KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ
Marek siedział w gabinecie obracając w dłoni mały okrągły przedmiot. Uśmiechał się przy tym do siebie. Doskonale wiedział co chce zrobić. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołał.
Do środka wpadła jego kuzynka. Dzisiaj ubrana była w zjadliwie czerwone trampki, niebieski t-shirt i czarne spodnie dresowe. Zapewne gdy odebrała jego wcześniejszy telefon z prośbą o wizytę w firmie była na codziennym joggingu.
- Cześć Mareczku! - zawołała. - Po co miałam przyjść?
- Słuchaj Weruś... - Dziewczyna spojrzała na niego przenikliwie. Na ogół tak jej nie nazywał. Zauważył, że wsadza jakiś mały przedmiot do pudełeczka. - Rzuć na to okiem.
Dziewczyna wzięła od mężczyzny puzderko i sprawnym ruchem ręki otworzyła je. Przyjrzała się dokładnie jego zawartości.
- No nie powiem kuzynie... Gust masz dobry.
Oddała mu przedmiot.
- Myślisz, że jej się spodoba?
- Mareczku... Na pewno. Zadzwoń do niej nawet teraz i się umów.
- Teraz - spojrzał na zegarek - to Ula pracuje. Ja zresztą też powinienem.
Weronika westchnęła teatralnie.
- Według mnie powinieneś ją namówić, żeby tu wróciła. Do FD. Nie miałbyś problemu z serii "ona pracuje".
Pokiwał głową uśmiechając się lekko do kuzynki. Miał tego dnia nadzwyczaj dobry humor. Wsadził puzderko do kieszeni marynarki po czym otworzył laptopa. Weronika usiadła na kanapie. Marek spojrzał na nią pytająco.
- Nie będę ci przeszkadzać. - Uśmiechnęła się niewinnie. - A za paręnaście minut przyjedzie po mnie Michał.
- Okej - przystał na to. Zabrał się za pracę, jednak zupełnie nie mógł się na niczym skupić. Po jakimś czasie Weronika poszła gdzieś z Michałem, a on starał się pracować. Jednak co chwilę zerkał na zegarek sprawdzając czy jest już może siedemnasta. Nie mógł się doczekać wieczoru, obmyślał wszystko w najmniejszych szczegółach. O szesnastej zamknął laptopa stwierdzając, że i tak nic już nie uda mu się zrobić, i pozwolił odpłynąć swoim myślom w stronę ukochanej.
***
Stał pod firmą oczekując z niecierpliwością aż w końcu z budynku wyjdzie Ula. Krążył wokół auta starając się rozgrzać. Po chwili ją zobaczył. Zeszła po schodach i podeszła do niego. Pocałował ją. To był taki ich codzienny rytuał. Po kilkugodzinnym rozstaniu musieli się porządnie przywitać.
- Przejdziemy się? - zaproponował. Przystała na to chętnie i już po chwili spacerowali po parku Ujazdowskim. Marek nie spieszył się ze swoim zamiarem, w końcu chciał poczekać na dobry moment. Nagle usłyszeli dzwonek jej telefonu. Dobrzański zaklął w myślach. Nie znosił gdy ktoś przerywał im chwilę kiedy mogli być tylko we dwoje.
- Tak Jasiek? - Zatrzymali się w miejscu. Marek dopiero teraz zauważył, że prószy śnieg sprawiając, że "ich" park wyglądał jeszcze bardziej bajkowo. Jednak nie zwracał dłuższej uwagi na biały puch. Spojrzał na Ulę, na twarzy której nie było już nic z radości. Spojrzał na nią pytająco. Rozłączyła się i spojrzała na Marka.
- Ula... wszystko w porządku? - zapytał, nawet nie ukrywając zaniepokojenia je nagłą zmianą nastroju.
- Tata jest w szpitalu - odpowiedziała, jednak Marek miał wrażenie jakby te słowa były nie do końca kierowane do niego. Nie zastanawiał się nad tym dłużej.
- W jakim szpitalu? Ula. - Kobieta wpatrywała się w niego niewidzącym wzrokiem. Była oszołomiona. Przytulił ją lekko do siebie, jednak nie wydawało mu się, że w najbliższej przyszłości odpowie mu na zadane pytanie, więc wygrzebał z kieszeni telefon. Zaobserwował, że Uli napływają łzy do oczu. Szybko znalazł w książce telefonicznej numer Jaśka i zadzwonił do niego.
- Cześć. O jaki szpital chodzi? - zapytał od razu. - Na Różanej. Dobra. Wiesz już coś? Okej, zaraz będziemy.
Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. Objął Ulę i poprowadził ją w stronę samochodu. Nie opierając się pozwoliła mu na to i po chwili oboje siedzieli w samochodzie. Marek skupiony na drodze tylko co jakiś czas zerkał na Ulę. Zauważył, że po jej twarzy spływają łzy. Nie mógł patrzeć jak płacze, jednak w tym momencie nie mógł nic zrobić. Zatrzymał samochód na szpitalnym parkingu. Ruszył z Ulą w stronę wejścia do szpitala. W recepcji dowiedzieli się gdzie jest Józef i szybko ruszyli w odpowiednią stronę. Na korytarzu siedział Jasiek.
- Wiadomo już coś? - zapytał. Ula nadal była obecna tylko ciałem.
- Nie - odpowiedział krótko Jasiek. - Lekarz mówił, że ma tachykardię, ale nic więcej nie wiadomo.
Pokiwał głową.
- Gdzie Beatka?
- Została z mamą Maćka.
Usiadł na krześle obok Uli. Przygarnął ją do siebie starając się uspokoić ją choć trochę. Około godziny dwudziestej drugiej zauważył, że oznaki zmęczenia u Uli stają się coraz bardziej widoczne. Chciał jej już zaproponować podwózkę do domu (na co i tak by się pewnie nie zgodziła) bądź przespanie się na miejscu, gdy z sali wyszedł lekarz.
- Państwo są rodziną Józefa Cieplaka?
Jasiek od razu potwierdził.
- Pan Józef miał tachykardię, ale już wszystko w porządku. Teraz śpi więc odwiedzić go będzie można dopiero jutro.
Wszyscy jak na komendę wypuścili z ulgą powietrze. Spojrzał najpierw na Jaśka, a potem na Ulę.
- Chodźcie, odwiozę was.
Podnieśli się z krzesła i ruszyli w stronę wyjścia ze szpitala.
***
Weszli do Rysiowskiego domku. Beatka raz po raz ziewając ruszyła w stronę swojego pokoju - pewnie zostawiliby ją na noc u Szymczyków, gdyby nie to, że sama chciała wracać do domu gdyż nie mogła spać. Jasiek także poszedł do siebie.
- Dobra kochanie, ty idź się połóż, a ja przeczytam Beti bajkę.
Uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuję.
Pocałowała go w policzek. Wszedł po schodach na drugie piętro i po chwili znalazł się w dziecięcym pokoju Beti. Mała już czekała. Była wykończona, więc Marek postanowił wybrać jakąś krótką bajkę ażeby jak najszybciej ją uśpić.
- To co dzisiaj czytamy? - zapytał siadając na jej łóżku.
- Kopciuszka.
- Okej - przystał na to, mimo, że nie była to najkrótsza bajka. Po skończonym czytaniu, mimo godziny dwudziestej drugiej trzydzieści, ku zdziwieniu Marka, Beatka nie spała.
- Marek?
- Tak Beti?
- A tata wyzdrowieje?
Uśmiechnął się lekko do dziewczynki.
- Beatka... tak. Z tatą już wszystko w porządku. A teraz idź spać. Dobranoc.
- Dobranoc.
Pocałował dziewczynkę w czółko po czym opuścił pokój po uprzednim zgaszeniu światła. Jak najciszej potrafił zszedł po schodach po czym zgasił na nich światło*. Szybko wykonał wieczorną toaletę. Ruszył do pokoju Uli. Ta leżała już w łóżku, jednak nie spała. Zrobiła mu miejsce obok siebie, więc skwapliwie położył się blisko niej. Przytulił ją do siebie i pocałował czule w usta.
*Nie mam zielonego pojęcia czy Cieplakowie mają owe światło na schodach - napisałam to z przyzwyczajenia, gdyż zawsze jak jestem u kogoś kto ma domek jednorodzinny to po pokonaniu schodów gdy jest już ciemno zawsze gaszę światło xD
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz