niedziela, 3 czerwca 2012

Epilog


Epilog 
"Dwudziestego piątego lipca w kościele zebrało się dość dużo osób, jednak nie tak dużo, jak się tego wszyscy spodziewali. Stojący przy ołtarzu mężczyzna wpatrywał się wyczekująco w duże, drewniane drzwi świątyni. Był zdenerwowany jak chyba jeszcze nigdy, ale zarazem szczęśliwy. Spojrzał na rodziców siedzących w pierwszym rzędzie. Uśmiechali się do niego radośnie. Odwzajemnił uśmiech w ich stronę, po czym ponownie przeniósł wzrok na wrota. Po chwili otworzyły się. Gdy ją zobaczył, poczuł jak całe zdenerwowanie gdzieś ulatuje. W białej sukni, welonie i z, jego zdaniem, najpiękniejszym na świecie uśmiechem, wyglądała jak Anioł. Szła pod ramię z ojcem, jednak patrzył tylko na nią, a ona na niego. Było doskonale widać jakie uczucie łączy tych dwojga. W końcu dotarła do niego. Ksiądz rozpoczął mszę. W końcu przyszedł ten moment na który tak długo czekali. Moment składania przysięgi małżeńskiej. 
- Ja, Marek, biorę sobie ciebie Urszulo za żonę, i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci. 
Poczuł, że oczy mu się zaszkliły. Zauważył, że jej także napłynęły łzy do oczu, przez co te dwa niebieskie jeziorka wydawały się jeszcze bardziej błyszczące niż zwykle. Teraz to ona powtórzyła za księdzem przysięgę. Patrzyli sobie głęboko w oczy gdy wsuwali sobie nawzajem obrączki na palec.
- Żono - gdy wypowiedział to słowo uśmiechnął się do niej lekko - przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. 
- Mężu - odwzajemniła delikatnie uśmiech - przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego."
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk otwieranych wrót. Uśmiechnął się lekko zerkając na swoją kuzynkę, potem na jej, jeszcze narzeczonego, a następnie na Ulę. Splótł ich dłonie ze sobą zerkając przy tym na obrączki ślubne błyszczące na ich palcach. Podążył za wzrokiem ukochanej z powrotem na ołtarz. Doskonale było widać miłość Weroniki i Michała. Zaczął się zastanawiać czy tak samo wyglądał on i Ula gdy stali już przy ołtarzu wpatrując się w siebie jak w obrazek. Doskonale pamiętał uczucia towarzyszące mu podczas tego wydarzenia. Ponownie wyrwały go z zamyślenia, tym razem słowa przysięgi małżeńskiej wypowiadane przez Michała, a potem Weronikę. Jego wzrok ponownie powędrował na Ulę. Miała łzy w oczach. Cała ona - wrażliwa, łatwo ulegająca wzruszeniom. 
- ...miłość, wierność i uczciwość małżeńską - powiedział niemal niesłyszalnie, jednak do Uli dotarło to tak jakby mówił bardzo głośno - oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Przecież oboje doskonale wiedzieli, że słowa przysięgi małżeńskiej dotrzymują, i nie mają zamiaru go łamać. 
"W końcu się kochamy" - pomyślał, patrząc na całujących się Weronikę i Michała. - "I tym razem nie zadam sobie pytania, czy to prawda."*


                                                              KONIEC




*Jakby ktoś nie zrozumiał ;) To takie nawiązanie do początków tego opowiadania, kiedy to Marek 'lubił' zadawać sobie pytanie "Przecież jej nie kocham... prawda?" 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz