niedziela, 3 czerwca 2012
1.Jak magnes
Jak magnes
Część I
Leżała na łóżku przy otwartym pamiętniku zapisując długopisem na stronie słowa wymyślanego właśnie wiersza. Gdy zakończyła odłożyła przedmioty po czym zerknęła na okno. Żar lał się z nieba przez co było jej niemożliwie gorąco. Przebrała się w zwiewną niebieską sukienkę i wyszła z domku letniskowego. Plaża tego dnia przeżywała prawdziwe oblężenie, jednak dziewczyna nie miała zamiaru dołączać do tego zbiorowiska. Zamiast tego ruszyła w stronę znajdującego się nieopodal lasu. Jej sandałki zaczynały wypełniać się piaskiem, jednak nie zwracała na to większej uwagi. Chciała jak najszybciej znaleźć się w lesie. Gdy tylko drzewa odcięły ją od żaru lejącego się z nieba odetchnęła z widoczną ulgą. Ruszyła leśną ścieżką przed siebie wsłuchując się w odgłosy mieszkańców lasu, i wypatrując malin rosnących na krzaczkach. Po dłuższym czasie wędrówki usłyszała dzwonek telefonu. Skrzywiła się nieznacznie wyrzucając sobie w myślach, że nie zostawiła go w pokoju. Nie umiała ignorować dźwięku wydobywającego się z małej torebki przewieszonej przez ramię, więc zniecierpliwionym ruchem wyjęła z niej urządzenie.
- Halo? - Odebrała nawet nie patrząc kto dzwoni. - Tak tato, dobrze się bawię - zapewniła. - Na plaży? Żartujesz? Przecież w dzisiejszej temperaturze to byłoby samobójstwo - odpowiedziała spoglądając na przebiegającą ścieżką przed nią wiewiórkę. Uśmiechnęła się lekko. - W lesie na spacerze. Tato... Nie mam pięciu lat, poza tym nikt się tutaj nie kręci, oprócz przeróżnych żyjątek - stwierdziła odganiając się wolną ręką od natarczywego komara. - Dobrze tato, będę na siebie uważać. Cześć.
Rozłączyła się i kontynuowała wycieczkę. Szczerze mówiąc to nawet była zdziwiona, że inni mieszkańcy ośrodka wypoczynkowego wolą prażyć się na pełnym słońcu, albo gotować się w domkach, zamiast ruszyć na spacer do lasu, gdzie na pewno było o stokroć razy chłodniej. Z delikatnym uśmiechem rozglądała się dookoła. Wakacje spędzane na łonie natury - to było to co teraz najbardziej potrzebowała. Chciała odpocząć. Nie miała zamiaru nikogo poznawać, a już na pewno nie chciała spotykać się z żadnym facetem. Nie było jej to teraz do niczego potrzebne. Wakacyjna miłość... przecież to takie dziecinne!
- Przepraszam. - Usłyszała za sobą męski głos i prawie podskoczyła. Odwróciła się z przyjaznym uśmiechem w stronę mężczyzny. Mimo, że nie miała ochoty żadnego poznawać, to przecież nie znaczyło, że musi wszystkich do siebie zniechęcać.
- Tak?
- Wie pani może która jest godzina?
Spojrzała na zegarek widniejący na pulpicie jej telefonu.
- Jedenasta dwadzieścia - odpowiedziała.
- Dziękuję.
Gdy mężczyzna ruszył dalej w swoim kierunku wzruszyła ramionami i także kontynuowała wędrówkę. Szybko zapomniała o spotkaniu - przecież w mieście też tyle razy ktoś się pytał o godzinę... gdyby miała o wszystkim pamiętać, miałaby totalny mętlik w głowie. Po następnych kilkunastu minutach marszu, nogi zaczynały ją nieco boleć a słońce prażyło coraz bardziej, więc postanowiła zrobić sobie krotką przerwę.
"Przezorny zawsze ubezpieczony?" - pomyślała uśmiechając się do siebie. W końcu nie bez powodu zabrała ze sobą mały kocyk i butelkę wody mineralnej. Nie miała zamiaru długo się wylegiwać, chciała dotrzeć do jakiegoś chłodniejszego miejsca, a później, gdy minie już okres kiedy słońce jest w zenicie, wrócić na plażę i wtedy poopalać się. Pierwszy dzień jej wakacji, choć samotny, jak na razie mogła zaliczyć do udanych. Usiadła na rozłożonym kocu i rozglądała się dookoła. Ptaki urządziły jej prawdziwy koncert, a ona zupełnie straciła poczucie czasu. Gdy przypomniała sobie o swoich zamiarach na resztę dnia, mijała właśnie szesnasta. Zadowolona, że przetrzymała najgorętszy punkt dnia i, że czas szybko jej zleciał podniosła się z kocyka, zwinęła swoje rzeczy i ruszyła powoli z powrotem na plażę. Wpadła na moment do swojego domku letniskowego, wzięła książkę, po czym wróciła na piasek. Ludzi było już tam zdecydowanie mniej niż rano, wielu także się już zbierało wołając swoje dzieci żeby wychodziły już z wody. Rozłożyła koc prawie blisko wody i wsłuchując się w szum fal, pogrążyła się w lekturze. O osiemnastej od lektury wyrwał ją delikatny podmuch wiatru. Rozejrzała się dookoła, jednak na plaży oprócz niej nikogo nie było. Ze zdziwieniem zaobserwowała, że większość urlopowiczów wędruje w kierunku lasu.
"Czyli ludzie wolą w dzień prażyć się na słońcu, zamiast pospacerować po lesie w przyjemnym, ale nie dokuczającym upale, a wieczorem wolą iść do zdecydowanie za zimnego i ciemnego lasu, zamiast posiedzieć jeszcze trochę na słońcu, które nie jest już tak dokuczliwe jak rano. Ciekawe". Przyrzekła sobie solennie zanotować te obserwacje w swoim pamiętniku, po czym zebrała swoje rzeczy i wróciła do swojego domku letniskowego. Tam rozłożyła się wygodnie na kanapie i włączyła radio wsłuchując się w wakacyjne piosenki wydobywające się z głośników. Te przyjemne chwile relaksu przerwało jej pukanie do drzwi. W pierwszej chwili chciała to zignorować, jednak gdy pukanie rozbrzmiało po raz drugi podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę drzwi. Otworzyła je i, ku swojego zdziwieniu, zobaczyła przed sobą tego faceta, który rano zaczepił ją w lesie.
-Słucham?
Teraz, gdy patrzyła na niego, a nie na zegarek zauważyła, że nie może być dużo starszy od niej, może rok czy dwa, a także, że jest nad wyraz przystojny. Czarne włosy postawione do góry na niewielką ilość żelu, lekki zarost i sympatyczny uśmiech, jak najbardziej dobrze wpływały na jego wygląd. Jednak rzeczą, która najbardziej przyciągała, były magnetyzujące, ciemne oczy, jednak nie były one orzechowe ani czarne... raczej szare, z domieszką błękitu albo zieleni. Biały t-shirt i krótkie spodenki dobrze podkreślały jego lekką opaleniznę.
- Zostawiła pani na plaży książkę - wyjaśnił. Głos także miał niesamowity, czego można było się spodziewać po takim wyglądzie.
- Dziękuję - odpowiedziała, biorąc od niego lekturę. Uśmiechnęła się do niego lekko.
***
Urlopowiczów spędzających czas w Ośrodku Wypoczynkowym "Neptun" zbudził tego dnia zaskakujący podmuch zimnego wiatru wpadający do ich domków letniskowych przez otwarte okna. Ula także rozchyliła oczy po czym uśmiechnęła się lekko.
"Wczoraj był taki upał, że dzisiaj, przy takim przyjemnym wiaterku, bardzo chętnie skoczę na plażę" - pomyślała.
Ula Cieplak była stworzeniem ciepłolubnym, ale nie znosiła upałów. Nie lubiła tego żaru lejącego się z nieba i rażących promieni słonecznych. Tak więc tego dnia z przyjemnością wstała z łóżka, wykonała poranną toaletę, ubrała się w zieloną sukienkę do kolan i zjadła szybkie śniadanie, po czym wyszła z domku. Na zewnątrz, tak jak się spodziewała, było wielu ludzi. Postanowiła, że korzystając z nieco chłodniejszej pogody wybierze się pozwiedzać Trójmiasto. W tym celu udała się na przystanek i nieco zatłoczonym autobusem dotarła do Gdańska. Wysiadła z ulgą, przyrzekając sobie, że prędzej czy później wyrobi sobie prawo jazdy. Chociaż już tyle razy sobie to przyrzekała, ale jakoś nigdy nie dochodziło to do skutku. Założyła okulary przeciwsłoneczne i ruszyła przed siebie. Podczas zwiedzania Wyspy Spichrzów w tłumie rzuciła jej się w oczy jakaś znajoma twarz, jednak nie mogła przypomnieć sobie kogo widzi. Zauważyła, że mężczyzna także ją zobaczył i lawirując między ludźmi po chwili dotarł do niej. I wtedy już sobie przypomniała skąd go zna. Był to ten sam mężczyzna, który poprzedniego dnia zaczepił ją w lesie z pytaniem o godzinę, a potem oddał jej książkę. Ponownie nie mogła się powstrzymać przed spojrzeniem na jego magnetyzujące oczy.
- Znowu się spotykamy - stwierdził. Uśmiechnęła się lekko nie za bardzo wiedząc co mogłaby mu odpowiedzieć. - Skoro już jakimś zrządzeniem losu się spotkaliśmy to może się przedstawię - stwierdził. - Marek Dobrzański.
- Ula Cieplak - odpowiedziała, odwzajemniając uścisk dłoni.
"Marek Dobrzański" - to nazwisko kotłowało jej się w głowie, jednak za Chiny nie mogła sobie przypomnieć skąd je kojarzy.
- W takim razie... Ula. - Uśmiechnął się lekko do kobiety. - Może kontynuujemy ten spacer w swoim towarzystwie? - zaproponował.
- Chętnie - zgodziła się. Obiecywała sobie, że nie będzie poznawać żadnych mężczyzn, jednak przy nim te plany brały w łeb. Coś przyciągało ją do tego mężczyzny, którego zobaczyła dopiero trzeci raz w swoim życiu i wiedziała o nim tyle co o nic.
Ruszyli na zwiedzanie Trójmiasta w swoim towarzystwie. Na początku szli w milczeniu co jakiś czas dorzucając jakieś uwagi dotyczące danego zabytku czy pogody, jednak po jakimś czasie rozluźnili się nieco, i szli rozmawiając niemal o wszystkim. Dowiedziała się w końcu skąd kojarzyła nazwisko Dobrzański - był w końcu synem założyciela domu mody Febo&Dobrzański i teraz także prezesem. Nie interesowała się za bardzo modą i pewnie nazwa firmy nic by jej nie mówiła, gdyby nie to, że jej firma, którą założyła wraz ze swoim przyjacielem Maćkiem współpracowała z FD. Jednak to Szymczyk był odpowiedzialny za kontakty z kontrahentami, i dlatego jak na razie nie miała okazji poznać Marka. Teraz nadrabiali stracony czas, jednak nie rozmawiali o, bądź co bądź wspólnych, interesach, a o wszystkim innym po trochu. Na początku rozmawiali na neutralne tematy poczynając od swoich zainteresowań, przez to jaką muzykę słuchają, jakie filmy oglądają i jakie książki czytają, po rozmowy o sporcie. Potem stopniowo rozmawiali na mniej neutralne tematy, chociażby o swoim dzieciństwie. Było w Marku coś co pomagało Uli się przed nim trochę otworzyć. Takie same odczucia co do swojej towarzyszki miał Dobrzański. Coś go do niej ciągnęło, choć nie do końca wiedział co. I tak samo nie wiedział czy to tylko zbieg okoliczności, a może jakieś zrządzenie losu, spowodowało, że spotkali się już trzeci raz. Było w Uli coś takiego co nie pozwoliło mu wtedy w lesie przejść obok niej obojętnie, więc, choć sam nie wiedział czemu miałoby to służyć, zapytał się jej o godzinę. Potem pod pretekstem oddania książki zapukał do drzwi jej domku letniskowego. Było w tej dziewczynie coś przyciągającego go do niej, jak magnes, jednak nie była to jej nieskazitelna uroda. Owszem była ładna - średniej długości czekoladowe włosy doskonale współgrały się z owalem jej twarzy, delikatny makijaż nie rzucał się za bardzo w oczy, ale dyskretnie podkreślał atuty jej urody. Spojrzał na jej oczy. Widział wiele niebieskich oczu, jednak takich jeszcze nigdy. Były tak intensywnie lazurowe, że nie można było przejść obok nich obojętnie.
Choć się nie znali, oboje przyciągali się nawzajem jak magnes.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz