niedziela, 3 czerwca 2012
2.Jak magnes
Jak magnes
Część II
Część 2
"No i stało się! Kurde blaszka... Czy ja naprawdę nie mogę obiecać sobie czegoś, a potem tego dotrzymać?! Obiecuję sobie, że pójdę na prawo jazdy - oczywiście nie idę. Obiecuję sobie, że następnego dnia pomogę Maćkowi - oczywiście nie pomagam, chyba, że sam mnie o to poprosi. A teraz jeszcze to! Super! Obiecywałam sobie - nie poznam żadnego faceta. A teraz co?! Wycieczki po Trójmieście sobie urządzam, kurde blaszka... z Markiem Dobrzańskim na dodatek. Brawo Cieplak! Jeszcze by teraz tylko brakowało tego żebym się w nim zakochała. Ekstra!"
Z gniewnym jękiem zatrzasnęła pamiętnik i zrzuciła go na podłogę. Wtuliła twarz w poduszkę żeby zaraz nie zacząć na siebie krzyczeć. Oprócz tego, że poznała Marka, więc faceta, oprócz tego, że spędziła z nim miły dzień, to jeszcze zgodziła się iść z nim na... imprezę, dyskotekę, bal, potańcówkę... jak zwał tak zwał. Zagadali się, polubiła go, zaprosił ją, zgodziła się. Niby nic złego, ale ona obiecywała sobie, że nikogo nie pozna. A już na pewno nie TAKIEGO faceta. Przecież nie dało się ukryć, że był on nad wyraz atrakcyjnym mężczyzną. Usłyszała dzwonek telefonu. Zirytowana sięgnęła po urządzenie i odebrała nie patrząc kto dzwoni.
- Halo? Tak tato, fajnie jest. No, dzisiaj było trochę chłodniej więc wybrałam się na spacer po Trójmieście z... - W porę ugryzła się w język. Jeszcze tego by brakowało żeby tata dowiedział się, że poznała faceta. Zaraz by się zaczęła tyrada pytań, jaki jest, kim jest, co robi... a ona przecież nie miała na to czasu, była umówiona, a jeszcze nawet nie wybrała sukienki na ten wieczór. - Co? Nie, z nikim - skłamała. - Wydawało ci się, że chciałam tak powiedzieć. Teraz idę na imprezę. Na plaży. Co? Tato... Tato, no! Nie ważne - stwierdziła obrażonym głosem. - Dobra... - Wywróciła oczami. - Idę z kimś, okej? Ze znajomym. Tatuś, muszę kończyć, bo on pewnie zaraz po mnie przyjdzie, a muszę się jeszcze uszykować - stwierdziła, gdy usłyszała, że Józef planuje zadać pierwsze pytanie dotyczące owego znajomego. Rozłączyła się i odłożyła telefon na stolik. Tata czasami wydawał się jej nieco nadopiekuńczy, w końcu nie miała już pięciu lat.
"Po prostu się martwi..." - jak zwykle podpowiedziało jej serce, i od razu przestała się na tatę denerwować. Westchnęła lekko po czym wstała z kanapy z zamiarem uszykowania się na tą imprezę.
"A może by tak udawać, że się źle czuję? Nie... Przecież pójściem na jedną imprezę z nim nie zobowiązuję się od razu do małżeństwa."
Wyjęła sukienkę w kolorze porównywalnym do widoku nieba przed burzą po czym zamknęła się w łazience. Zrobiła nienaganny makijaż, włosy pofalowała lekko i puściła luźno. Z efektu była nawet zadowolona. Nie chciała wyglądać pod żadnym pozorem wyzywająco, ale też nie mogła ubrać się jak do kościoła. Chciała wyglądać po prostu ładnie.
***
Marek także szykował się na imprezę. Nie był zły na siebie, że zaprosił Ulę, jednak dziwił się nieco sobie. W końcu wyjechał żeby odpocząć od dziewczyn, które usilnie próbowały wejść mu do łóżka. Nic nie mógł poradzić na to, że był atrakcyjnym mężczyzną, ani na to jaki tryb życia prowadził jeszcze kilka tygodni temu. Jednak skończył z zaliczaniem na każdym kroku wszystkich chętnych do tego panienek. Ale z drugiej strony, czy z tego powodu nie mógł poznać fajnej, interesującej, mądrej, ładnej dziewczyny, jaką Ula niewątpliwie była? Mógł. Spojrzał na zegarek. Do imprezy została godzina. Wyliczył w myślach ile czasu zajmie im dojazd do Sopotu, a potem dojście na plaże, i stwierdził, że powinni już wychodzić. Miał nadzieję, że Ula zdążyła się już uszykować, w końcu była kobietą, a kobiety znane są z tego, że spędzają dużo czasu w łazience. Szybko pokonał odcinek drogi dzielący go od domku letniskowego... Uli. Bo jak inaczej miałby ją nazwać? Nie była ani jego przyjaciółką, ani nawet dobrą koleżanką, widzieli się zaledwie trzy razy, a rozmawiali raz. Zapukał i już po chwili stanęła w drzwiach.
- Cześć. - Uśmiechnęła się do niego.
- Cześć - odpowiedział, zastanawiając się nad pewnym stwierdzeniem. "Przecież nie idziemy na randkę!" - zbeształ się w myślach, ale mimo to dodał niepewnie - ładnie wyglądasz.
- Dziękuję.
Ponownie się uśmiechnęła. Zauważył wpływający na jej policzki zdradliwy rumieniec. Pierwszy raz jakaś kobieta w jego towarzystwie się zarumieniła. Ruszyli wspólnie w stronę auta Marka - chyba pierwszy raz cieszył się z tego, że ma samochód, nie uśmiechało mu się jechać zatłoczonym autobusem aż do Sopotu. Otworzył jej drzwi, po czym sam zajął miejsce kierowcy.
***
Gdy dojechali impreza trwała już w najlepsze. Ula rozglądając się dyskretnie po tańczących zobaczyła kilka, nawet kilkanaście osób, które widziała w ośrodku wypoczynkowym. Z głośników wydobywała się jakaś dość klubowa melodia, jednak zaraz zmieniła się na nieco spokojniejszą.
- Zatańczysz? - zaproponował.
- Tak - odpowiedziała.
Tańczyli patrząc na siebie, a w szczególności w swoje oczy. Oczy Dobrzańskiego przypominały dziewczynie pochmurne niebo, morze podczas sztormu, lodowiec w górach... Miały taką nieokreśloną barwę. Poczuła dreszcz gdy zauważyła, że on także się jej przygląda. Jej oczy nie były zwyczajnie niebieskie. Były w jakiś sposób niezwykłe. Miały bardzo intensywną barwę, miał wrażenie, że gdyby tylko chciała, to mogłaby przejrzeć go na wylot.
Nie rozumiał tego zbyt dobrze, jednak wielką przyjemność sprawiało mu zwyczajne trzymanie jej w ramionach podczas tańca. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest atrakcyjnym, młodym mężczyzną, na którego dziewczyny "lecą", jednak był tym już nieco zmęczony, więc podobało mu się w Uli to, że nie patrzy na niego jak na potencjalną zdobycz, ani jak na faceta, któremu chciałaby wskoczyć do łóżka, a po prostu - jak na każdego innego mężczyznę. Nie był w niej zakochany... bo w końcu jak miałby zakochać się w dziewczynie, którą ledwie zna? Jednak mimo tego przyciągała go.
Przyciągała go jak magnes.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz