środa, 6 czerwca 2012

Rozdział 21


Rozdział 21
„A kiedy przyjdzie na Ciebie czas 
A przyjdzie czas na Ciebie,
Porwie Cię wtedy wysoko tak 
Do góry Cię uniesie. 
A kiedy przyjdzie na Ciebie czas 
A przyjdzie czas na Ciebie,
 Porwie Cię wtedy do góry tak
Wysoko Cię uniesie.” 

Obudził się z dziwnym przeświadczeniem, że wszystkie wydarzenia, które ponoć wczoraj się wydarzyły były tylko pięknym snem. A skoro były snem, to na pewno nie pięknym, w końcu skoro ten sen nie okaże się rzeczywistością, będzie najgorszym koszmarem. Postanowił jak najszybciej sprawdzić czy to był tylko nad wyraz realistyczny sen czy piękna prawda. W tym celu dłonią pomacał łóżko obok siebie, jednak nie poczuł tam Uli. Westchnął otwierając oczy. Wbił wzrok w sufit. Niemożliwe, żeby przyśniło mu się coś aż tak sugestywnego. Nie chciał w to wierzyć. Ula gdzieś tu była, może wyszła z domu, ale na pewno się pogodzili. Nie mogło być inaczej. Przecież doskonale to pamiętał, każdy dotyk, gest, słowo, spojrzenie. Aż takie realistyczne sny mu się nie zdarzały. Wstał z łóżka i wyszedł z sypialni. Rozejrzał się po salonie i mimowolnie odetchnął z ulgą, chociaż był pewien, że to nie mógł być sen. W łazience usłyszał cichy szum odkręconej wody, na półkach widział jakieś jej bibeloty, ich wspólne zdjęcia, a płyta z oglądaną poprzedniego dnia wieczorem komedią, leżała jeszcze na DVD. To były nienamacalne dowody na to, że musieli się pogodzić. Postanowił iść jeszcze do łóżka z nadzieją, że Ula do niego wróci, w końcu jeden dzień pracy ich nie zbawi, a jeden dzień nacieszenia się sobą owszem. Zgodnie z planem położył się do łóżka i zamknął oczy wspominając poprzedni dzień. A szczególnie to jak powiedziała mu o ciąży. Nie wiedział czy może być jeszcze bardziej szczęśliwy. Pogodził się z ukochaną osobą, spędził z nią wspaniały dzień, których będzie jeszcze dużo więcej, i na dodatek dowiedział się o tym, że jest ona w ciąży. Nie wyobrażał sobie, że mógłby być bardziej szczęśliwy. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, domyślił się więc, że Ula weszła do pokoju. Powstrzymał uśmiech wpływający mu na usta – chciał żeby myślała, że jeszcze śpi. Odczekał chwilę, i gdy miał pewność, że stoi obok łóżka i, że bez problemu mógłby ją dosięgnąć, pociągnął ją za dłoń i przytulił do siebie. Roześmiała się.
- Marek głupku, co ty robisz!
Pocałował ją czule. – Jak to co robię, nie mam zamiaru jeszcze wstawać i mam nadzieję, że mi potowarzyszysz w lenistwie, hmm?
- Wiem kochanie, że jesteś niereformowalnym śpiochem, ale to nadal nie zmienia faktu, że już po dziesiątej.
- No, spaliśmy do dziesiątej, to chyba możemy jeszcze chwilkę, hm?
Zaśmiała się. Brakowało jej tego. Mimo, że jego zachowanie było pozornie irytujące, to mimo wszystko nadal zabawne i dość urocze. Pocałowała go.
- Pewnie, masz rację – potwierdziła. – Ale to nie zmienia faktu, że powinniśmy znaleźć się w pracy. Wczoraj leniuchowaliśmy.
Objął ją, mocniej przytulając do siebie.
- Mów co chcesz, – rzucił – ale ja nie mam zamiaru cię puścić.
Zaśmiała się radośnie. – Marek, ja wiem, że byś sobie pospał, ja też bym sobie jeszcze poleżała, ale mamy ful pracy – stwierdziła starając się wyplątać z jego objęć.
- I kto tu jest niereformowalny – burknął.
Zaśmiała się. – Oboje jesteśmy niereformowalni, ale nie zmienia to faktu, że wolę być pracoholiczką niż śpiochem. Wstawaj, zrobię ci kawy to zaraz się obudzisz.
- Hmm… Wstanę za buziaka.
- Dostaniesz i kawę i buziaka, ale dopiero jak wstaniesz.
- No, temu nie mogę odmówić, skoro buziak… - Puścił jej oczko podnosząc się z łóżka. – Wstałem. A teraz obiecana nagroda.
- Nie mój drogi, dostaniesz buziaka razem z kawą. Szoruj do łazienki. – Cmoknęła go w policzek i ruszyła do kuchni,.
- Tego nie było w umowie, miałem tylko wstać! – zawołał za nią z miną naburmuszonego pięciolatka.
- Czasami trzeba uciec się do drobnego podstępu. Dostaniesz i kawę i buziaka, ale jak się uszykujesz do pracy.
- Obiecujesz?
- Tak!

~~*~~

Weszli do firmy pierwszy raz od kilku dni razem z uśmiechami na ustach i widocznym szczęściem. Nigdy nie obnosili się specjalnie ze swoim uczuciem na firmowych korytarzach, ograniczali się jedynie do pocałunku gdy Marek szedł do swojego gabinetu a Ulkę zostawiał z Violettą. Tak było też dzisiaj. Pożegnali się w sekretariacie i Marek zamknął się w swoim gabinecie w celu pracy. Ula usiadła za swoim biurkiem i postanowiła trochę rozeznać się czy sytuacja firmy uległa chociaż minimalnej zmianie przez te kilka dni. W końcu była asystentką prezesa, musiała być choć minimalnie rozeznana w sytuacji firmy.
- Ulka? – Jakże ciekawą lekturę faktur i innych tego typu dokumentów, przerwał jej głosy drugiej sekretarki Dobrzańskiego.
- Co jest Viola? – zapytała odrywając się na chwilę od pracy.
- Jak myślisz, Marek byłby zły jakbym oderwała się na chwilę od pracy i skoczyła coś zjeść? Umieram z głodu.
Zastanowiła się chwilę. – Myślę, że nie byłoby źle, ale jak wrócisz to pamiętaj o tych dokumentach co Marek ci podrzucił bez tego w życiu nie zrobimy tych raportów.
- No dobra, dobra – zgodziła się niechętnie. – To ja lecę.
Pokiwała głową wracając do pracy. Była szczęśliwa. W końcu już mieli wszystko wyjaśnione i załatwione – nigdy nic już przed sobą nie zatają. A jeśli już to nie będzie to nic poważnego. Była tego pewna. Nadal miała sobie za złe, że nie powiedziała mu o wszystkim od razu, gdy tylko pierwszy raz spotkała Radka, ale na szczęście już nie ma jej tego za złe. Między nimi było wszystko w jak najlepszym porządku i tak miało pozostać. W końcu byli razem, mieszkali ze sobą, spodziewali się dziecka, chociaż do tego ostatniego zostało jeszcze dość dużo czasu. Wiedziała, że powinni powiedzieć rodzicom, bo jak na razie jedyną osobą, która wiedziała była Amelia i pewnie też Sebastian zaraz się dowie, a jak Sebastian to i Violetta… no a jak Violetta to i cała firma, więc powinni się sprężyć z informowaniem rodzin o dobrej wiadomości żeby, przynajmniej rodzice Marka bo jej rodzina w FD nie bywała, nie dowiedzieli się z firmowych plotek. Postanowiła po pracy porozmawiać o tym z ukochanym, a tym czasem zabrać się za dalszą analizę faktur, bo zauważyła, że po raz kolejny czyta to samo zdanie. Skupiła się na pracy i już po dwóch godzinach mniej więcej rozeznała się w sytuacji. Violetta z zacięciem wykonywała jakieś obowiązki – Marek obiecał jej, że zwolni ją dzisiaj wcześniej żeby mogła iść z Sebą na randkę ale pod warunkiem, że zrobi wszystko co ma do zrobienia. Ula była pewna, że jeśli przez najbliższe kilka tygodni Viola będzie pracowała z równym szwungiem to śmiało będzie mogła stwierdzić, iż przez ten czas wyrobiła normę i jeszcze pewnie nadrobiła wszystkie te godziny podczas których zupełnie olewała obowiązki. Uśmiechnęła się pod nosem kontynuując pracę. Postanowiła zanieść Markowi dokumenty, które wcześniej przygotowała. Wyszła zza biurka, zapukała do drzwi i po chwili weszła do środka. Zastała Marka nachylonego nad dokumentami. Przez te kilka dni narobili sobie sporo zaległości, szczególnie on.
- Cześć kochanie – rzuciła. Podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się szeroko. – Przyniosłam ci te dokumenty – stwierdziła wręczając mu pliczek papierów.
- Dzięki. – Musnął jej usta. – Jak tam, Viola pracuje?
- Pracuje, powoli zaczynam się o nią martwić.
Zaśmiali się. Marek objął ją lekko przyciągając do siebie i pocałował ją czule. Z początku się nie opierała pozwalając im na chwilę bliskości, co Marek przyjął z radością, jednak już po chwili ktoś inny postanowił przerwać im przyjemne zajęcie. Odsunęli się od siebie.
- Ludzie naprawdę nie mają wyczucia czasu – mruknął zirytowany. Ula zachichotała cicho.
- Spokojnie, teraz jesteśmy w pracy… a potem będziemy w domu. – Puściła mu oczko.
- Czy to jakaś aluzja? – zapytał z figlarnym błyskiem w oku.
Spojrzała na niego z uśmiechem. – Ktoś pukał – przypomniała. Wywrócił oczami dając jej do zrozumienia co sądzi o pomyśle zaproszenia ów kogoś do środka, jednak po chwili już to zrobił. Widząc wchodzącego Sebastiana, Ula wyszła dając panom porozmawiać. Marek spojrzał na przyjaciela nieco podirytowanym wzrokiem.
- Znowu nie w porę? – zapytał z uśmieszkiem.
- Cóż za błyskotliwość – mruknął. – Gdybyś to nie ty nakłonił mnie wczoraj żebym do niej pojechał, to już byłbyś martwy.
- No ale pogodziliście się? – zapytał zmieniając temat. Usiadł na oparciu kanapy i wbił wzrok w przyjaciela.
- Tak – potwierdził z uśmiechem. – Porozmawialiśmy, Ula mi wszystko wyjaśniła, i już jest okej, znowu mieszkamy razem, a po tym kryzysie nie ma śladu. Dzięki Seba.
- Spoko. – Machnął ręką. – Przecież ja tylko ci doradziłem. Raczej ja powinienem ci dziękować, że mnie przekonywałeś, że kocham Violę, i w końcu udało ci się mnie przekonać.
Uśmiechnął się lekko przypominając sobie te ich długie rozmowy podczas których Marek twierdził, że Seba czuje coś do Violetty, a on uparcie zaprzeczał, chociaż z czasem to zaprzeczanie przychodziło mu z coraz większym trudem, aż w końcu się z nim zgodził. Wychodzi na to, że oboje wzajemnie sobie pomogli.
- A przyszedłeś zapytać się czy pogodziłem się z Ulą, czy masz jakąś sprawę?
- Właściwie to chciałem tylko pogadać – stwierdził.

~~*~~

„Nie wiedziałem, że odnajdę cię. 
Każdy szuka kogoś, kto odmieni los. 
Ta nadzieja, pojawiłaś się. 
Świat, cały świat zmienił bieg.

Marek siedział w swoim gabinecie z zamyślonym wyrazem twarzy wpatrywał się w dokumenty porozwalane na całym jego biurku jednak jego myśli odbiegały dość daleko od kategorii „praca”. Myślał głównie o Uli i o tym jak i kiedy powiedzieć ich rodzinom o ciąży. Uśmiechnął się na samą myśl o tym, że za jakiś czas będzie ojcem. Jak na razie nikt, oprócz Amelii, nie wiedział. Postanowili najpierw powiedzieć rodzinom, a dopiero potem w pracy. Marek oczywiście chciał powiedzieć Sebastianowi ale brali pod uwagę to, że Olszański był z Violettą. Co prawda Seba był godny zaufania, ale mimo wszystko Viola miała swoje sposoby… a jakby się Viola dowiedziała to wszyscy, a jak wszyscy to i jego rodzice, którzy powinni dowiedzieć się od samych zainteresowanych. Wpatrzył się w zdjęcie stojące na jego biurku. Przedstawiało jego i Ulę objętych, uśmiechniętych i szczęśliwych. Przejechał palcem po sylwetce ukochanej. Był przeszczęśliwy. Wcale nie tęsknił za czasami kiedy był jeszcze z Pauliną, no i bynajmniej do monogamii mu się nie spieszyło. Teraz nie potrafił by wrócić do tamtych zwyczajów. Nie potrafiłby przespać się z kobietą inną niż Ula. Jednak mimo wszystko wolał stosować zasadę „przezorny zawsze ubezpieczony” i raczej omijał kluby szerokim łukiem. Co prawda na pewno nie zdradziłby Uli całkiem świadomie, ale pod wpływem alkoholu mimo szczerych chęci nie zawsze wychodziło nie zrobienie niczego nieetycznego. Wszelkie spotkania z Sebastianem i alkoholem urządzali w domu – Olszański również się zmienił i wolał nie ryzykować, że wyląduje po pijaku w łóżku z inną kobietą niż Viola. Marek uśmiechnął się pod nosem. Kiedyś podczas rozmowy z Sebastianem powiedzieli sobie, że nigdy się nie zakochają a ślub Marka z Pauliną nie zmieni ich zwyczajów, tak samo jak żadna inna kobieta… a tu proszę. Oboje się zakochali, Marek nie bierze ślubu z Pauliną, a odpowiednie kobiety zmieniły ich zwyczaje. Oboje nie spodziewali się, że kiedyś poznają kogoś z kim zapragną założyć rodziny,  kim będą chcieli spędzić resztę życia, kogo nigdy nie zdradzą. Jedyna obietnica z serii „o kobietach”, której dotrzymali to ta, że nigdy żadna dziewczyna ich nie poróżni. Jeszcze nigdy o żadną się nie pokłócili, nawet gdy jeszcze chodzili do klubów, zawsze sobie ustępowali jeśli była sytuacja tego wymagająca. Wziął ramkę ze zdjęciem i zaczął przyglądać się swojemu uśmiechowi – był zupełnie inny niż ten, który pamiętał ze zdjęcia z Pauliną. O wiele bardziej szczęśliwy, szczery i radosny. Odstawił zdjęcie na jego miejsce i postanowił kontynuować pracę, jednak mimo szczerych chęci nie udawało mu się to wcale. Jego myśli za bardzo odbiegały w kierunku Ulki, a nawet nie mógł do niej pójść, bo aktualnie była z dziewczynami na lunchu. Nie widzieli się dopiero kilka godzin, ale on już się zdążył za nią stęsknić. Usłyszał pukanie do drzwi więc spojrzał na nie z nadzieją, że do środka wejdzie zaraz Ulka.

„Kto z miłości jeszcze nie umarł nie potrafi żyć
Moje serce kiedyś złamane mocniej kocha dziś.

Po chwili drzwi się otworzyły a do środka weszła Paulina. Westchnął niezauważalnie. Nie miał nastroju na utarczki z była narzeczoną. Nie rozumiał czemu ta kobieta nie mogła po prostu odpuścić i dać im spokoju – w końcu doskonale wiedziała, że związek jej i Marka to było jedno wielkie nieporozumienie. No tak… wiedziała, ale najwidoczniej nie mogła się z tym pogodzić. Spojrzał na kobietę przygotowany na atak słowny, jednak ku jego zdziwieniu zobaczył na twarzy panny Febo delikatny uśmiech, zdecydowanie nie fałszywy, a nawet łagodny i trochę niepewny. Odruchowo lekko odwzajemnił uśmiech.
- Co cię sprowadza?
- Marek, chciałam cię przeprosić – stwierdziła. – Jak ostatnio się widzieliśmy to głupio się zachowałam – przyznała.
Przypomniał sobie ich poprzednie spotkanie, i w myślach przyznał jej rację. W końcu wtedy wyskoczyła z tym ślubem, który był już odwołany i było dość zauważalne to, że chciała zrobić Uli przykrość żeby ta wyszła i zostawiła Marka i Paulinę samych. Nie odpowiedział tylko uśmiechnął się lekko jakby chciał powiedzieć, że nie było aż tak źle.
- Okej, nie ma sprawy – stwierdził. Skoro przeprosiła był w stanie zapomnieć, w końcu nic takiego strasznego się nie wydarzyło. Zaskoczyło go jedynie to, że Paulina nie uniosła się dumą i przeprosiła. Co prawda kilka tygodni po całym zajściu, ale zawsze. – Coś jeszcze?
Usiadła niepewnie na skraju fotela. Zdziwiła go ta jej nieśmiałość. Paulina zawsze była dumna, pewna siebie, i nigdy nie okazywała słabości. A teraz zachowywała się jakby bała się jego reakcji na słowa, które chce wypowiedzieć. To nie była ta Paulina, z którą był w związku. Odruchowo wyszedł zza biurka i usiadł na kanapie stojącej obok fotela. Spojrzał na była narzeczoną spokojnie. Jej postawa, ani słowa nie wskazywały na to, że miała zamiar się kłócić.
- Tak – przytaknęła. – Chciałam powiedzieć, że miałeś rację.
- Kiedy?
- Jak ze mną zrywałeś – wyjaśniła. – Miałeś rację mówiąc, że nasz związek już od dawna nie miał racji bytu. Wtedy nie chciałam tego słuchać. Wiedziałam o tym, ale nie dopuszczałam tego do wiadomości, wolałam łudzić się, że jeszcze będziemy razem. Twierdziłam, że cię kocham chociaż wcale tak nie było. To był toksyczny związek, i powinniśmy zakończyć go już parę lat wcześniej. Zwalałam cały czas winę na ciebie za rozpad tego co kiedyś nas łączyło, ale wina leżała po obu stronach. Przez moje przewrażliwienie, przez to, że robiłam ci awantury przy każdej okazji, ty zacząłeś mnie zdradzać, a ja jeszcze bardziej na ciebie wrzeszczałam. Miała nadzieję, że przemówię ci do rozsądku, ale teraz rozumiem, że po prostu się nie kochaliśmy.
Patrzył na nią w osłupieniu. Nie spodziewał się, że takie słowa padną podczas tej rozmowy. Co się stało z Pauliną, którą znał? Oczywiście ta obecna wersja odpowiadała mu o wiele bardziej, ale nie zmieniało to faktu, że to nie była jego była narzeczona. To była jakaś nowa kobieta, jednak z autopsji wiedział, że ludzie się zmieniają więc czemu Paulina także nie miałaby się zmienić.
- Tak, to prawda – potwierdził. – Nigdy się nie kochaliśmy. Może na początku coś do siebie czuliśmy, może jakąś namiastkę miłości, jednak dość szybko się to wypaliło, a my nadal trwaliśmy w przekonaniu, że musimy być razem bo firma… ale po siedmiu latach w tym związku oboje zaczynaliśmy się męczyć. Raniłem ciebie tymi ciągłymi zdradami, za co cię bardzo przepraszam. A to rozstanie było nieuniknione, nie wytrzymalibyśmy ze sobą do końca życia.
Uśmiechnęła się lekko do Dobrzańskiego.
- Cieszę się, że się rozumiemy. Marek widzę, że się zmieniłeś. Chociażby po tej rozmowie. Nie zaprzeczasz, nie denerwujesz się, słuchasz i potwierdzasz nawet zdrady. Widzę też jak patrzysz na Ulę, jak się przy niej zachowujesz… a już w ogóle rzuca się w oczy to, że ją szanujesz. Wiesz… na te przemyślenia dotyczące naszego związku naszło mnie w nocy. Wczoraj widziałam jak weszliście z Ulą do firmy. Dopiero sobie uświadomiłam, że jak my wchodziliśmy razem do firmy to raczej nie byłeś z tego zachwycony, nie uśmiechałeś się tak… TAK. Szczęście bije od ciebie i od niej na kilometr. Ludzie się zmieniają, ty się zmieniłeś, ja myślę, że też się zmieniłam. Myślałam nad tym dużo, naprawdę dużo… nie będę wam wchodzić w drogę. I życzę wam jak najlepiej.
Uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła niepewnie uśmiech.
- Dzięki. Masz rację, gdy byliśmy gdzieś razem nie czułem się najszczęśliwszym. Tak jak nie lubiłem takiego ostentacyjnego okazywania sobie uczuć na korytarzu – stwierdził. Co prawda czasami miał ochotę porwać Ulę w ramiona nawet na środku korytarza żeby tylko wszyscy widzieli jacy są szczęśliwi, ale raczej wolał uczucia okazywać jej na osobności, bądź na jakimś spacerze. Z Pauliną był zmuszony całować się na środku korytarza przy modelkach, znajomych, przyjaciołach, nawet gdy byli pokłóceni. – Ty też na pewno niedługo znajdziesz mężczyznę, który będzie cię kochał – stwierdził. – Życzę ci tego, bo jesteś naprawdę wspaniałą kobietą. Ale ja nie potrafiłem cię kochać.
Paulina uśmiechnęła się lekko. – Tak właściwie to… to już znalazłam – powiedziała spuszczając wzrok i rumieniąc się. To zupełnie przekraczało granice jego wyobraźni. Zawstydzona Paulina? Naprawdę bardzo się zmieniła. On zresztą też.
- Super – stwierdził z autentyczną radością w głosie. Na nowo poczuł sympatię do Pauliny, to samo co czuł gdy jeszcze nie byli razem a tylko się przyjaźnili. Przypominała mu tą siedemnastoletnią dziewczynę, która niezmiernie mu się podobała, jego przyjaciółkę, z którą kilka lat później stworzyli związek, na początku przez jakieś dwa lata całkiem udany i szczęśliwy. A potem zaczęło się coś psuć. Postanowił jednak zapomnieć o tym co było złe i miał nadzieję, że Paulina również. W końcu mogliby na nowo się zakolegować, bo o przyjaźni od razu nie było mowy, ale tylko wtedy jeśli nie żywiliby do siebie żadnej urazy. – Kto jest tym szczęściarzem? – zapytał z ciekawością patrząc na byłą narzeczoną.
- Lew – stwierdziła spoglądając na niego niepewnie. Marek uśmiechnął się szeroko.
- Korzyński?
- Tak, Lew Korzyński – potwierdziła. – On już od jakiegoś czasu mnie adorował i podrywał… powinnam ci się nawet do czegoś przyznać. – Spojrzał na nią z ciekawością. – On mnie raz pocałował, jak jeszcze byliśmy razem. Od razu się oderwałam i wsiadłam do taksówki, jednak nie mogłam potem zapomnieć o tym pocałunku. Jak się rozstaliśmy postanowiłam zacząć się z nim spotykać żeby się na tobie odegrać, żebyś zobaczył co straciłeś, ale już po pierwszej randce moje plany radykalnie się zmieniły, bo nie umiałam się tak zachować. – Uśmiechnęła się lekko. – Kompletnie nie wiedziałam dlaczego, przecież nigdy nie miałam skrupułów przed takim zachowaniem, przed zemstą nawet czyimś kosztem. Nie chciałam się z nim spotykać bo się przestraszyłam tej, bądź co bądź, dziwnej reakcji. Dopiero kilka dni temu zgodziłam się na ponowne spotkanie. Było przyjemnie, sympatycznie i w dość przyjacielskiej atmosferze, Lew mi się nie narzucał, może myślał, że tego się przestraszyłam. Potem spotykaliśmy się coraz częściej, aż uświadomiłam sobie, że go kocham.
Uśmiechnął się wesoło. – Wspaniałe uczucie, nie? – rzucił opierając się plecami o oparcie kanapy. Paulina uśmiechnęła się do niego.
- Wspaniałe – potwierdziła. – I właśnie przy nim uświadomiłam sobie, że ciebie nigdy nie kochałam.
- Paulina, naprawdę bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa – stwierdził szczerze.
Nie wiedział, że jedna oczyszczająca, szczera i otwarta rozmowa może tak radykalnie zmienić stosunek dwojga ludzi do siebie. W końcu niedawno byli na najlepszej drodze do znienawidzenia się, a teraz prowadzili przyjacielską pogawędkę o swoich nowych partnerach, mimo tego, że sami niedawno byli narzeczeństwem. Miał już coś dodać gdy zauważył, że drzwi się otwierają. Do środka weszła Ula wpatrując się w jakąś kartkę, więc nie miała szans zauważyć Pauliny siedzącej na fotelu.
- Skarbie, wracałam teraz z lunchu z dziewczynami i przypomniało mi się, że dzisiaj miałam... – Podniosła wzrok znad kartki żeby na niego spojrzeć i zauważyła Paulinę. Odchrząknęła niepewnie nie do końca wiedząc jak powinna się w tej sytuacji teraz zachować. – To może przyjdę później – stwierdziła i chciała już wyjść z gabinetu, jednak Marek wstał i ją zatrzymał.
- Daj spokój – stwierdził. – O co chodzi?
Spojrzała na niego wymownie. Zmarszczył brwi. Paulina z rozbawieniem obserwowała tą ich porozumiewawczą wymianę spojrzeń. Zachowywali się oboje jakby koniecznie nie chcieli żeby Paula usłyszała o co chodzi.
- Aha – rzucił gdy kątem oka odczytał nagłówek na świstku papieru. – Rozumiem. Ale mimo wszystko, rozmawialiśmy teraz sobie z Paulą…
- Właśnie, może się pani dołączy? – zaproponowała Paulina przerywając wypowiedź Marka. Ula zdziwiła się jej pogodnym i zachęcającym głosem. Spodziewała się raczej oschłego i nakazującego tonu. Pokiwała niepewnie głową, jednak zanim usiadła na kanapie położyła na biurku ukochanego kartkę z którą do niego przyszła. Usiadła obok Marka na kanapie.
- Właśnie sobie z Pauliną rozmawialiśmy o jej nowym związku – stwierdził Marek spojrzeniem starając się przekazać Ulce, że Paulinie poukładało się w głowie.
- Tak – potwierdziła panna Febo. – Ale może zmieńmy temat – stwierdziła. – Z Markiem już to omówiliśmy. Chciałabym przeprosić panią za moje nieprzyjemne zachowanie – rzuciła z uśmiechem.
Ula starając się zachować w miarę inteligentny wyraz twarzy i nie okazywać zaskoczenia, odchrząknęła lekko i uśmiechnęła się.
- Nie ma o czym mówić – stwierdziła. Wybaczanie ludziom przychodziło jej z łatwością, jeśli nie zranili jej za bardzo, i jeśli okazali skruchę, także i teraz nie umiała żywić urazy do Pauliny. Nadal jednak była zdziwiona jej zachowaniem.
- To może w takim razie mówmy sobie po imieniu? – zaproponowała. – Paulina. – Wyciągnęła do dziewczyny byłego narzeczonego dłoń.
- Ula. – Odwzajemniła uścisk dłoni. Chyba niezbyt wychodziło jej to ukrywanie zaskoczenia bo gdy spojrzała na Marka zauważyła, że ledwo opanowuje rozbawienie jej miną. Zgromiła go wzrokiem. Paulina zauważyła to i zaśmiała się.
- Ula, on zawsze był taki niepoważny – stwierdziła. – I obawiam się, że w najbliższych latach się to raczej nie zmieni. – Rozłożyła bezradnie ręce.
Ula pokiwała głową zgadzając się z nią. – Też mam takie obawy, że coś z dziecka mu zostanie.
Marek udał obrażonego. – Dziewczyny, ja tu jestem!
Ula zachichotała widząc jego oburzenie. Nadal była zaskoczona nowa wersją Pauliny, jednak przy tej czuła się nieco pewniej i bardziej ośmielona.

~~*~~

„Ty jedna na milion, na całe życie. 
Ty jedna zwyciężysz, ty będziesz na szczycie. 
Ty jedna na milion, na całe życie.”

- To o której mamy tam być? – zapytał, wychodząc z gabinetu i spoglądając na siedzącą za swoim biurkiem ukochaną.  
Uśmiechnęła się. – A ty jedziesz ze mną?
Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak zaraz je zamknął zbierając myśli. – Wydawało mi się to oczywiste. Poza tym przyszłaś, powiedziałaś…
Pokiwała głową. – Powiedziałam ci tylko tak informacyjnie, żebyś przyjął do wiadomości, zakodował, ale nie wiedziałam, że chcesz jechać ze mną.
- Oczywiście, że chcę – zapewnił z radosnym uśmiechem. – Nie odbierzesz mi chyba tej przyjemności, hm?
- No pewnie, że ci jej nie odbiorę – stwierdziła. – Ja też wolę jechać z tobą niż sama – dodała nieśmiało. Uśmiechnął się i musnął krótko jej usta. – O szesnastej mamy być.
- To przyjdę po ciebie za dwadzieścia minut – stwierdził ponownie znikając za drzwiami gabinetu. Uśmiechnęła się lekko. Gdyby nie Violetta siedząca w sekretariacie nazwaliby wprost to gdzie idą, ale jako, że nie chcieli żeby Viola domyślała się czegokolwiek na temat ciąży, musieli domyślać się o czym mówią. Jak to dobrze, że ich porozumiewanie się było na tak wysokim poziomie. Kontynuowała pracę, jednak po raz kolejny wróciła myślami do rozmowy z Pauliną. Nie spodziewała się tak radykalnej zmiany panny Febo. Gdy Paulina już wróciła do swoich obowiązków, Marek wyznał, że on też był zaskoczony, pozytywnie zaskoczony. Paulina ponoć znowu była taka jak kiedyś, czyli dobrym materiałem na przyjaciółkę, ale na pewno nie na dziewczynę… a przynajmniej nie na dziewczynę kogoś takiego jak Marek. Jak dla niego była zdecydowanie zbyt mało spontaniczna, chociaż nie do końca było to prawdą, ale te zwariowane pomysły na jakie wpadał Marek rzeczywiście niejednego mogłyby doprowadzić do szewskiej pasji. Ula sama zastanawiała się jak ona wytrzymuje te jego wspaniałe pomysły, ale zawsze dochodziła do wniosku, że po prostu mimo wszystko byli do siebie bardzo podobni, nawet pod względem zwariowanych pomysłów. Najpierw wygłupy, żeby ostatecznie stało się romantycznie. Uśmiechnęła się lekko wyrywając z zamyślenia i spojrzała na jakieś dokumenty. Po jakimś czasie z gabinetu wyszedł jej ukochany, przyszły ojciec ich dziecka i, miała nadzieję, przyszły mąż.
- Idziemy?
- Idziemy – potwierdziła, biorąc torebkę.
- Violetta zostajesz sama na posterunku – stwierdził. – Poradzisz sobie?
- Poradzę, poradzę. I znowu wszystko na mojej biednej głowie…
Pokiwał głową z uśmiechem. Od czasu jak Viola zeszła się z Sebą, i zabrała się za pracę, co zwojowała Ula, patrzył na nią z większa sympatią. Nie była już aż tak irytująca i nachalna, a całkiem w porządku, ale nadal trzeba było uważać co się przy niej mówi. Po chwili Ulka była gotowa, więc objął ją w talii i ruszyli do wyjścia z firmy. Po jakimś czasie parkowali już na ulicy Suwalskiej, pod poradnią ginekologiczną. Pomógł jej wysiąść i ruszyli do budynku. Marek czuł radosne podniecenie. Nie mógł się po prostu doczekać aż wejdzie z Ulą do gabinetu, i będzie mógł zobaczyć na ultrasonografie ich kruszynkę. Wiedział o ciąży dopiero od dwóch dni, ale już zdążył przyzwyczaić się do tej myśli i pokochać to dziecko. Ula i ten malec którego nosiła pod sercem, owoc ich miłości, to były jego dwa największe skarby. Nigdy nie pozwoli żeby stało się coś albo jego dziewczynie albo dziecku. Usiedli na krzesełkach w poczekalni i czekali na swoją kolej, przyszli trochę za wcześnie. Ula oparła się o jego ramię i przymknęła oczy. Pogłaskał ją delikatnie po policzku.
- Zmęczona? – zapytał troskliwie. Dzisiaj mieli dużo pracy, a i wrażeń dość jak na jeden dzień.
- Trochę.
- Jak wyjdziemy z przychodni to od razu pojedziemy do domu i się położysz, co?
- Okej – zgodziła się z chęcią. Poczuła jego usta na swojej skroni. Czuła się przy nim dobrze i bezpiecznie. Po chwili mogli wejść do gabinetu ginekolożki. Ula uśmiechnęła się lekko do Marka. Widziała jak jest w tej chwili szczęśliwy. Nie mogła sobie wyobrazić, że poszła jednak na tą wizytę bez niego i odebrała mu tą radość, a sobie jego obecność. Weszli do środka i przywitali się lekarką.
- Proszę, niech się pani położy i podciągnie bluzkę – powiedziała, a Ula posłusznie wykonała  polecenie. Marek usiadł na taborecie obok kozetki i złapał ukochaną za dłoń. Uśmiechnęli się do siebie ze szczęściem wymalowanym na twarzy. Po chwili zgodnie spojrzeli na ekran ultrasonografu. Uśmiechnęli się szeroko. Niejeden człowiek nieposiadający dzieci mógłby powiedzieć, że co to za radocha, patrzyć na czarnobiały obraz i obserwować jakąś kropkę, jednak dla nich był to najwspanialszy widok na świecie.
- A co my tu mamy? – rzuciła półgłosem ginekolożki. Ponownie ich wzrok powędrował zgodnie w tym samym kierunku, tym razem na lekarkę. – Widzę, że jest ciąża mnoga – stwierdziła po chwili.

~~*~~

Piosenki:
·         De Mono – „Kochać inaczej”
·         Bartek Wrona – „Jedna na milion”
·         Monika Brodka – „Miał być ślub”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz