Rozdział 20
„Cały świat niech wie, że ja kocham cię,
że bez ciebie żyć nie umiem już.
Popatrz w oczy me, bo gdzieś na ich dnie
znajdziesz tę ukrytą prawdę...”
że bez ciebie żyć nie umiem już.
Popatrz w oczy me, bo gdzieś na ich dnie
znajdziesz tę ukrytą prawdę...”
Siedzieli w jej pokoju na tapczanie, milczeli, oboje pogrążeni we własnych myślach… ale szczęśliwi. Oboje już teraz wierzyli, że ich miłość jest w stanie wszystko przetrwać, skoro już dwa razy oboje odważyli się ze sobą porozmawiać, i potrafili sobie wybaczyć i ponownie zaufać. Teraz mogło być już tylko lepiej. Przytulił ją do siebie mocniej. Uśmiechnął się sam do siebie. Mógł przyjechać do niej już wcześniej i nakłonić ją do tej rozmowy. W końcu ostatecznie okazało się, że ona tego nie chciała, to była krótka chwila, impuls. Wierzył… WIEDZIAŁ, że już nigdy nic takiego się nie zdarzy. Mimo wszystko jej ufał. Może trochę nadszarpnęła zaufanie, ale nie na tyle żeby nie można było go naprawić. Pocałował ją delikatnie. Z przyjemnością odwzajemniła pocałunek. Im obojgu tego brakowało. Przez sześć dni się nie widzieli. Przez sześć dni się katowali – on miał wątpliwości, że ona go nie kocha, a ona bała się, że on jej nienawidzi. Żadne z tych obaw nie okazała się prawdziwa – ona kocha go nad życie, a on jej nie nienawidzi, a wręcz przeciwnie.
- Jeszcze raz cię przepraszam – rzuciła po chwili.
- Ulka… Nie mówmy już o tym, okej? – poprosił głaszcząc ją po policzku.
Uśmiechnęła się do niego lekko. Cieszyła się, że się pogodzili, żałowała tylko, że nie powiedziała mu prawdy od razu, gdy tylko pocałowała się z Radkiem a potem przyszła do Marka. Powinna od razu mu wytłumaczyć – nie byłoby wtedy tych kłopotliwych sześciu dni, podczas których oboje się katowali i nie wiedzieli co powinni ze sobą zrobić.
- Okej – zgodziła się z uśmiechem. – Marek?
- Tak kochanie?
Uśmiechnęła się lekko słysząc to słowo. Przez całe sześć dni co nie byli razem gdy czekała na jego telefon, na jego ewentualny przyjazd do Rysiowa, przez cały ten czas marzyła żeby usłyszeć od niego ten pieszczotliwy zwrot.
- Przejdziemy się? – zaproponowała jak gdyby nigdy nic.
Jednak pod tym pozornie spokojnym, opanowanym i beztroskim głosem kryło się lekkie zdenerwowanie, które skrzętnie ukrywała, chociaż Marek zapewne je zauważył – w końcu znał ją jak nikt, i jako jedyny, nie licząc Amelii, potrafił przejrzeć tą jej maskę pozornego spokoju i zauważyć prawdziwe uczucia, które tak właściwie odczuwała.
- Dobrze – przystał na to z chęcią.
Zauważył, że jest nieco zdenerwowana, jednak postanowił wypytać ją o co chodzi dopiero kiedy zorientuje się, że ona nie ma zamiaru mu tego powiedzieć. Wyszli z pokoju a w przedpokoju czatował już Józef. Ula uśmiechnęła się do ojca, jednak spojrzała także na niego podejrzliwie. Nie sądziła, że podsłuchiwał ich rozmowę, chociaż nigdy nic nie wiadomo.
- Tato, my pójdziemy się przejść – oznajmiła.
- Dobrze, idźcie.
Uśmiechnął się do córki i jej chłopaka. Domyślił się, że się pogodzili bo w końcu po co innego Marek miałby przyjeżdżać? Raczej nie przyjechałby do swojej byłej dziewczyny na herbatę. A teraz Ida się przejść, więc wywnioskował, że chcą sobie porozmawiać. Był już sierpień więc założyli tylko buty i ruszyli w bliżej nieokreślonym kierunku. Przez kilkanaście pierwszych minut spaceru szli w milczeniu jednak nie przeszkadzało im to, a wręcz przeciwnie. Oboje mieli trochę spraw do przemyślania. Marek analizował to czego dowiedział się od Uli. Wierzył jej, widział, że jest z nim szczera. Ona natomiast zastanawiała się nad tym co chciała mu powiedzieć i jak ma to powiedzieć. Bo nie było to nic złego, ale przecie dopiero się pogodzili… ale jakby nie patrzeć to byli razem dość długo. A to co chciała mu powiedzieć było czymś, że powinni zacząć planować ewentualną wspólną przyszłość, albo podjąć decyzję co innego zrobić. Miała nadzieję, ze Marek traktuje ją poważnie, a nie jak kogoś z kim jest w związku bez zobowiązań. Spojrzała na niego. Szedł obok niej, delikatnie ją obejmując z delikatnym uśmiechem. Gdy poczuł jej wzrok na sobie także na nią spojrzał i uśmiechnął się do niej szeroko ukazując urocze dołki w policzkach. Odwzajemniła jego pocałunek, który po chwili nastąpił.
- Gdzie idziemy? – zapytał zauważając, że od jakiegoś czasu kręcą się po Rysiowie bez żadnego celu.
- Nie wiem – stwierdziła z uśmiechem. – Zobaczymy gdzie dojdziemy. – Puściła mu oczko.
- Mi pasuje – zaśmiał się.
Brakowało im tego. Brakowało im tych rozmów o niczym konkretnym sprawiających obojgu tyle radości, brakowało im spojrzeń pełnych miłości, czułych uśmiechów i pocałunków. Brakowało im nawet swojej obecności… wszystkiego co związanego z tą drugą osobą. Było pewne, że gdyby się nie pogodzili to nie potrafili by od razu wrócić do normalnego życia… bo kiedyś by wrócili, ale życie Marka bez Uli i Uli bez Marka, byłoby pozbawione kolorów. Nie byłoby takie jakie jest gdy są razem. Byłoby pozbawione prawdziwego szczęścia. Byłoby pewnie podobne do tego przed tym jak się poznali… no może poza tym, że nie wróciliby do swoich dawnych zwyczajów.
- Hmm – mruknęła. – Pierwszy raz tu jestem – stwierdziła ze skonsternowaniem.
Roześmiał się serdecznie. Miał doskonały humor. Spojrzał na jezioro nad które doszli. W sumie to mogła nigdy tu nie być, było to ładne kilka kilometrów za jej domem. Objął ją przyciągając do siebie lekko. Musnął jej usta. Zaśmiała się. Lubiła tą jego spontaniczność – miłe pocałunki w momentach kiedy się najmniej ich spodziewa, niezaplanowane spacery „gdzie ich oczy poniosą”, wygłupy, realizowanie planów, które wpadały mu do głowy w różnych niespodziewanych momentach, zanim jeszcze zdążył się porządnie zastanowić nad tym czy jest to rozsądne. Na szczęście miał Ulę, która umiała wybić mu z głowy różne głupie pomysły, które zdecydowanie nie były przemyślane.
- Kocham cię – zamruczał jej do ucha przyciągając ją do siebie.
- Ja ciebie też – odparła pozwalając mu się przytulić.
Oboje byli szczęśliwi. Te sześć dni były jakby skreślone. Będą o tym pamiętać, a i zaufanie Marka na początku może być trochę nadszarpnięte, ale już się pogodzili, i są razem. Mimo rozstania. Kiedyś sądzili, że poważne kłótnie będą miały miejsce, ale ich wynikiem nigdy nie będzie rozstanie. No, jak widać, mylili się, jednak na całe szczęście nie potrafili długo bez siebie wytrzymać i wrócili do siebie.
- Zostajemy tu, czy idziemy gdzieś indziej? – zapytał spoglądając na nią. Ula rozejrzała się lekko dookoła. Okolica była urocza.
- Możemy tu trochę zostać – stwierdziła. – Nogi mnie bolą – dodała.
Zachichotał. Usiedli na trawie przytulając się do siebie. Gdyby jeszcze był zachód słońca utworzyłaby się całkiem schematyczna romantyczna sceneria. Zachodu słońca jednak nie było, ale i bez tego było romantycznie, przyjemnie, miło. Mogli się całować, rozmawiać, śmiać, wygłupiać… nikogo tu nie było, tylko czasem jakiś rowerzysta przejechał dróżką znajdującą się niedaleko nich.
„Gwiazda w górze lśni,
pierwszym mym życzeniem jesteś ty.
Spadająca gwiazda spełnia sny,
w których główną rolę grasz ty... ”
pierwszym mym życzeniem jesteś ty.
Spadająca gwiazda spełnia sny,
w których główną rolę grasz ty... ”
- Nigdy nie sądziłam, że byłeś aniołkiem – stwierdziła ze śmiechem.
Zawtórował jej, jednak starał się utrzymać udawaną powagę. Gdy w końcu udało mu się to spojrzał na nią podejrzliwie.
- A ty niby byłaś taka grzeczna, hmm?
- No oczywiście – stwierdziła z miną niewiniątka. – W dzieciństwie jedynie odwaliłam to, że weszłam z Maćkiem na drzewo i siedzieliśmy tam cały czas bo nie umieliśmy zejść, a rodzice nas szukali.
Pokręcił głową roześmiany. Od dłuższego czasu już wspominali dawne czasy, czasy dzieciństwa.
- Ale mogę się założyć, – wycelował w nią palcem – że w liceum nie byłaś najgrzeczniejsza. – Wyszczerzył się. W końcu on właśnie na swoim koncie wybryków miał z czasów liceum.
- W liceum raczej nie miałam zbyt dużo czasu na wygłupy – stwierdziła.
Odchrząknął niezauważalnie. Popełnił kolejne faux pas. Zupełnie zapomniał, że to właśnie liceum był najtrudniejszym okresem w jej życiu.
- No tak… przepraszam.
- Nie, w porządku. – Uśmiechnęła się do siebie. – Tak szczerze mówiąc to… - Przygryzła wargę jakby starając się nie roześmiać. – Muszę przyznać, że w pierwszej liceum raz zapaliłam.
Otworzył szerzej oczy spoglądając na nią.
- Ty i papierosy? No skarbie, nie znałem cię od tej strony – zaśmiał się.
Machnęła ręką. – Daj spokój… to było tylko jednorazowe. Porządnie się zakrztusiłam i w ogóle… od tamtego czasu nie mam zamiaru brać tego świństwa do ust.
Zaśmiał się. – No, ja miałem więcej na swoim koncie. W pierwszej liceum może jeszcze oprócz zwyczajnych wybryków to nic wielkiego nie zrobiłem. Ale w drugiej klasie trochę paliłem, z kolegami… taka głupia młodzieńcza ciekawość. A potem pierwsze imprezy z alkoholem… no, wzorem do naśladowania to ja nigdy nie byłem.
Położyła się na trawie zakładając ręce za głowę i wpatrzyła się w obłoki frunące po niebie.
- No proszę, to ja jednak grzeczną dziewczynką byłam.
Położył się roześmiany obok niej. Odgarnął jej czułym gestem włosy z policzka.
- Bo ty jesteś takim właśnie aniołkiem. Moim najukochańszym aniołkiem.
Pocałował ją czule w policzek. Uśmiechnęła się do niego. Oboje uwielbiali te ich chwile sam na sam kiedy mogli spokojnie pobyć blisko siebie, nie przejmując się, że ktoś im przerwie. Mieli też wyłączone telefony – to były ich chwile, w odcięciu od reszty świata, których naprawdę nie mieli za wiele, i nie chcieli żeby ktokolwiek im przeszkadzał nawet drogą telefoniczną. Ci którzy chcieli się z nimi skontaktować będą musieli trochę poczekać.
- Skoro ja jestem aniołkiem… to kim ty jesteś?
Zachichotał. – Ja jestem, hmm… tak dla kontrastu, ja mogę być diabełkiem.
Roześmiała się. – No bez przesady, aż tak źle z tobą jeszcze nie jest.
- Ale aniołkiem nie jestem. – Puścił jej oczko.
- Ja też nim nie jestem – stwierdziła nadal lekko się śmiejąc. – Obojgu nam trochę brakuje – stwierdziła przytulając się do niego. Objął ją wtulając twarz w jej włosy. Uwielbiał te ich rozmowy o wszystkim i o niczym, niby poważne, ale jednak zabawne.
- No niech ci będzie.
Uśmiechnął się do niej całując ją w czoło. Zaczął bawić się kosmykami jej włosów, wpatrywać się w jej piękne lazurowe oczy… Kochał ją i nie potrafił bez niej żyć. Wiedział, że jeśli miałby planować przyszłość to tylko i wyłącznie z nią. Z nikim innym nie widział swojej przyszłości. To Ula była osobą, z którą chciałby mieć dzieci, domek z ogródkiem, rodzinę, z którą chciałby się zestarzeć. Wiedział, że prędzej czy później to tylko i wyłącznie z nią może stanąć przed ołtarzem. Tylko jej mógłby przysiąc miłość i wierność aż do końca życia.
- Kocham cię – powiedział patrząc jej w oczy.
Uśmiechnęła się lekko. Podniosła się z leżącej pozycji i spojrzała na niego wymownie. Odczytując niemą prośbę podniósł się za nią z trawy i spojrzał na nią. Miał wrażenie, że chce z nim o czymś porozmawiać, albo coś mu powiedzieć… Stanął przed nią. Spojrzał na nią. Patrzyła na niego niepewnie.
- Ula? Co jest? – zaniepokoił się nieco. – Coś nie tak?
- Nie, wszystko właśnie jest tak – zapewniła szybko. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tylko… powinnam ci o czymś powiedzieć.
- Słucham – rzucił uspokajając się nieco. Skoro wszystko było „tak”, to chyba nie miał powodów do obaw.
- No bo ja… - westchnęła cicho. – Kilka dni temu dowiedziałam się… że ja… - Odetchnęła. Musi i chce mu powiedzieć. To przecież nic złego. Spojrzała na niego. Widział, że jest nieco zaniepokojony jej nagłą zmianą zachowania ale zarazem zaciekawiony tym co chciała mu powiedzieć. – Marek… ja… Jestem w ciąży.
Zamrugał kilka razy jakby niedowierzając, że ona to powiedziała, że nie żartuje, że mówi jak najbardziej poważnie i… i, że jest w ciąży. Przez dłuższą chwilę stał wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Czekała w napięciu na jego reakcję. Nie wiedziała jak zareaguje, ale miała nadzieję, że się ucieszy. Jednak jego milczenie, trwające zaledwie kilka sekund, ciągnęło się jej niemal w nieskończoność. W końcu, ku jej uldze, zauważyła wpływający na jego usta szeroki przepełniony szczęściem uśmiech. Jego spontaniczna natura dała o sobie znać i okręcił się z nią kilka razy dookoła.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię!
- Wariacie, postaw mnie! – zawołała z radosnym śmiechem.
Spełnił jej życzenie i wtulił się w jej usta. Odwzajemniła radośnie pocałunek. Pogłaskał ją z czułością po policzku.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się cieszę.
Uśmiechnęła się do niego. Wtuliła się w jego kochające i bezpieczne ramiona. Objął ją, stali tak przez dłuższą chwilę. Oboje byli niesamowicie szczęśliwi.
- Ula?
- Tak?
Odsunęła się lekko od niego żeby spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się do niej niepewnie i złapał ją za dłonie.
- A może… no, skoro już się pogodziliśmy i w ogóle… to może z powrotem się wprowadzisz, co? Mam samochód, możemy wziąć twoje rzeczy.
Uśmiechnęła się do niego szeroko. – Znowu tak opornie będzie nam to szło?
- Znając życie i nawał pracy to tak. – Puścił jej oczko. – To jak? Co ty na to? Mieliśmy kilka cichych dni, ale to chyba nie powód żeby, że tak powiem, cofnąć w rozwoju nasz związek.
- Pewnie, że nie powód. – Pocałowała go krótko. – Cieszę się, że się pogodziliśmy.
- Ja też, bardzo się cieszę. – Musnął ją w usta. – To jak? Zabieramy twoje rzeczy? – zapytał radosnym błyskiem w oku.
- Zabieramy, ale sądzę, że moja kochana rodzinka tak łatwo nas nie puści.
- Czy masz na myśli czytanie bajki Beatce i picie herbaty z całą twoją rodziną? Bo jak tak to jestem jak najbardziej za!
~~*~~
„Każdego dnia, dziękuję Bogu za to, że Cię mam,
Za to, że jesteś przy mnie bym nigdy nie czuł się sam,
Każdego dnia, nadajesz memu życiu nowy sens,
Z Tobą mogę iść po jego kres.”
Za to, że jesteś przy mnie bym nigdy nie czuł się sam,
Każdego dnia, nadajesz memu życiu nowy sens,
Z Tobą mogę iść po jego kres.”
Tym razem z przeprowadzką Ulki uwinęli się szybciej. Nie żeby jakoś specjalnie spieszyło jej się do ostatecznego opuszczenia rodzinnego gniazda, ale chcieli już całkiem mieszkać razem. Z małą pomocą Amelii, która zawiozła część bagażu Uli w swoim starym wysłużonym oplu udało im się przewieźć wszystkie rzeczy Uli za jednym zamachem. Nie miała ich tak znowu dużo, ale sportowy samochód Marka nie był stworzony do pakowania dużej ilości rzeczy do bagażnika. Marek, już wczuwając się w rolę opiekuńczego chłopaka, którego dziewczyna jest w ciąży, sam wniósł jej rzeczy do mieszkania. Zaczęli je ustawiać i sprawiło im to taką samą frajdę jak wtedy gdy ustawiali je po raz pierwszy, jednak wtedy było tego trochę mniej.
- Ile ty masz tych figurek? - zapytał ze śmiechem.
- Trochę tego tam jest – stwierdziła ustawiając zdjęcie na półce.
Trochę się nabiegali po mieszkaniu, ale ostatecznie efekt był świetny. Dzięki tym wszystkim bibelotom Ulki mieszkanie nabrało takiego charakterystycznego ciepła, wydawało się bardziej przytulne. Położyli się na łóżku wtuleni w siebie.
- Kocham cię – szepnął, delikatnie głaszcząc jej niewidoczny jeszcze brzuszek dłonią. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Ja też cię kocham.
Piosenki:
· Akcent – „Moja gwiazda”
· Mesajah – „Każdego dnia”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz