niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 1


Rozdział 1
Pewien przystojny brunet siedział w swoim mieszkaniu na ulicy Siennej i w spokoju oglądał jakiś teleturniej. Był niedzielny poranek więc mógł pozwolić sobie na lenistwo i niemyślenie o pracy. Gdy teleturniej się skończył wyłączył telewizor i wyszedł na balkon. Spojrzał na ulicę ciągnącą się pod jego wieżowcem. Zauważył po raz kolejny w przeciągu trzech dni podjeżdżającą ciężarówkę. Państwo Jaworscy, miłe starsze małżeństwo, wyprowadzili się jakiś czas temu, a ich mieszkanie dość szybko ktoś kupił. Nie interesował się zanadto kto je zakupił, jednak z porannej rozmowy z jednym ze swoich sąsiadów dowiedział się, że kupili je jacyś narzeczeni. Poczuł, że na dworze zaczyna robić się zimno, więc wrócił do mieszkania. Nagle usłyszał dźwięk telefonu. Westchnął. Miał nadzieję, że ten weekend będzie mógł spędzić spokojnie, zaszyć się we własnym mieszkaniu i chociaż jeden dzień nie kontaktować się ze światem. Jak widać ktoś przerwał mu błogie lenistwo. Podniósł telefon i nie patrząc kto dzwoni, odebrał.
- Słucham? Cześć Seba. Nie, nie mam ochoty na klub. Poza tym mówiłeś, że z Violettą już okej, więc myślałem, że raczej to z nią spędzisz dzień…  Znowu? – Westchnął ciężko. – Mimo wszystko, klub dzisiaj odpada. Nie mam nastroju. Nara. 
Rozłączył się i rzucił telefon na kanapę. Postanowił zrobić sobie coś do jedzenia. W tym celu oczywiście ruszył do kuchni. Nabrał ochoty na jajecznicę, jednak zauważył, że w jego lodówce poza światełkiem jest tylko serek i jakaś zamrożona zapiekanka. Postanowił wybrać się na zakupy. Ostatnio miał dużo roboty, i większość czasu pędzał w firmie, i jadł właśnie tam, bądź chodził gdzieś na lunche. Ubrał buty, kurtkę i wyszedł z mieszkania. Wyszedł na korytarz i ruszył w stronę windy. Nacisnął guzik przywołujący i oparł się o ścianę z zamiarem zaczekania na windę. Po chwili z mieszkania, do którego właśnie dzisiaj wprowadzili się nowy sąsiedzi wyszła jakaś kobieta. Spojrzał na nią kątem oka. Musiał przyznać, że była ładna. Spojrzał na wyświetlacz wskazujący na którym piętrze jest winda. Westchnął ciężko zauważając, że jest ona dopiero na siódmym piętrze. Dziewczyna także podeszła do windy. Wymienili krótkie spojrzenia.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry – powtórzyła. 
Dłuższą chwilę milczeli czekając na windę. Po chwili do niej weszli. Marek nacisnął guzik z cyfrą zero. Spojrzał ponownie na kobietę. Na oko miała jakieś dwadzieścia sześć lat, może dwadzieścia siedem, nie więcej. 
- Pani się dzisiaj wprowadziła, tak? 
- Tak, z narzeczonym – potwierdziła. 
Pokiwał głową. Po chwili winda zatrzymała się na parterze więc wysiedli. Ula nie oglądając się zanadto za nowo poznanym sąsiadem ruszyła z szerokim uśmiechem na ustach w stronę ciężarówki, w której nadal tkwiło trochę rzeczy jej i jej narzeczonego. Chciała już otwierać drzwi od przyczepy, gdy nagle poczuła, że ktoś zasłania jej oczy dłońmi. Zaśmiała się wesoło.
- Piotrek! – zawołała z udawaną pretensją w głosie.  - Przestań.
- No już dobrze kochanie, nie złość się tak – powiedział odwracając ją do siebie przodem. Pocałował ją czule. – Co ty znowu kombinujesz?
- Jak to co? Noszę rzeczy – odparła jakby to było coś oczywistego.
- Ulka… Mówiłem, że ja to ponoszę. Idź już do środka, i poczekaj, zaraz się rozpakujemy i będzie święty spokój z tą przeprowadzką.
- Nareszcie – stwierdziła z widoczną ulgą. Już nie mogła patrzeć na te wszystkie kartony walające się po ich wynajmowanym mieszkanku. Wspólnymi siłami donieśli ostatnie kartony do mieszkania i w końcu mieli z tym spokój. Piotr opadł na kanapę i pociągnął za sobą Ulę.
- Głupku co ty robisz! – zaśmiała się gdy wylądowała na jego kolanach.
- Jak to co robię? Przytulam moją ukochaną narzeczoną – stwierdził z szelmowskim uśmiechem. 
- To fajnie, ale nie zapominaj kochanie, że chciałam iść jeszcze na zakupy więc może mnie puścisz? – zapytała uśmiechając się do niego przymilnie.
- No nie wiem… - Udał, że się namyśla. – Jak dasz mi buziaka to może cię puszczę. – Puścił jej perskie oko.
Skradła mu krótkiego całusa, jednak mężczyzna wykorzystał sytuacje i przyciągnął ją do siebie całując namiętnie. Dłuższą chwilę oddawała narzeczonemu pocałunki, w końcu jednak oderwała się od niego.
- Piotruś… Ja teraz pójdę na te zakupy, i przypominam ci, że masz dzisiaj o piętnastej dyżur, a to za dwadzieścia minut jest. 
Jęknął patrząc na nią z wyrzutem. 
- Ty to wiesz jak przywrócić człowieka do rzeczywistości – burknął. – No dobrze, uciekam do pracy skoro mnie już tak wyganiasz – zażartował.
- To do jutra. – Pocałowała go w usta. Odwzajemnił pocałunek. – Kocham cię.
- Ja też cię kocham. Pa. 
Sosnowski wstał z kanapy, szybko się ubrał po czym skradając ukochanej jeszcze jednego krótkiego całusa wybiegł z mieszkania. Ula uśmiechnęła się sama do siebie po czym postanowiła iść w końcu na te zakupy, bo w ich lodówce nie było nic oprócz światełka, poza tym planowała kupić sobie płyn do soczewek. Zapisała na zielonej karteczce listę zakupów ubrała się i wyszła z mieszkania. Ruszyła do sklepu znajdującego się kilka ulic dalej. Nie miała zbytnio ochoty stać w tłumie w autobusie, więc poszła na pieszo. W sklepie ruszyła na poszukiwanie potrzebnych produktów.
„Gdzie tu może być jakiś optyk…” – zastanawiała się rozglądając dookoła. Postanowiła, że poszuka go potem, po czym z powrotem spojrzała w listę zakupów i ruszyła na dalsze poszukiwanie wymaganych produktów. Szła tak zastanawiając się czy wszystko już kupiła, gdy nagle wpadła na kogoś idącego przed nią. Szybko wyrwała się z zamyślenia.
- Przepraszam.
- W porządku, nic się nie stało.
Nagle oboje uśmiechnęli się szeroko. 
- Dzień dobry – rzucił gdy uświadomił sobie, że widzi przed sobą swoją nową sąsiadkę obładowaną siatkami.
- Dzień dobry – odparła uśmiechając się lekko. 
- Może pomóc pani z zakupami? – zaproponował uprzejmie. 
- Nie chciałabym robić kłopotu…
- To żaden kłopot – stwierdził. – Poza tym wracam już do domu a mieszkamy na tym samym piętrze, więc… 
Uśmiechnął się lekko. 
***
- A narzeczony nie poszedł z tobą na zakupy?
Westchnęła cicho. – Niestety, taki już los osoby, która ma za narzeczonego lekarza kardiologa.
- Rozumiem, dyżury. – Pokiwał głową. – A ty czym się zajmujesz? 
- Aktualnie to niczym – odparła. – A ty?
- Jestem prezesem domu mody Febo& Dobrzański, mój ojciec jest założycielem. 
Pokiwała głową. Nazwa firmy coś jej mówiła, chociaż nie za dużo. Co prawda nie była z modą na bakier, ale nie była nią zainteresowana bardziej niż tym jaki styl akurat obowiązuje. Co do domów mody nie była zbyt obeznana. 
- Tak, coś słyszałam – stwierdziła zgodnie z prawdą. Coś tam słyszała, ale nie dużo. Nagle usłyszała dzwonek swojego telefonu. – Przepraszam. Tak tato? Dzisiaj nie, Piotr ma dyżur, a jutro pewnie będzie odsypiał… Przeproś Beti, i powiedz jej, że prezent przywieziemy w sobotę, dobrze? Dzięki tato. Dobrze, pozdrów Alę – zaśmiała się. – Cześć.  – Rozłączyła się. – Przepraszam, tata.
- Jasne, rozumiem – stwierdził. 
Uśmiechnęła się lekko. Nacisnęła guzik przywołujący windę. Wjechali na siódme piętro. Marek zaniósł zakupy Uli pod jej drzwi. 
- Dzięki za pomoc – rzuciła po czym zastanowiła się chwilę. – Może wejdziesz? – zaproponowała. – Na kawę, albo herbatę – dodała. 
***
„Zwyczajna sąsiedzka wizyta” – powtarzała sobie w myślach parząc herbatę w kuchni. Poza tym wydał jej się sympatyczny. Jednak jakoś nigdy nie zdarzyło jej się zaprosić nowo poznanego mężczyzny do domu. Ale wydał się jej miły. Poza tym pomógł jej z zakupami więc w ramach podziękowań mogła zaprosić go do środka. Chciała już wracać do salonu gdzie zostawiła Dobrzańskiego, jednak w tym samym momencie usłyszała szczęk zamka i wołanie od progu.
- Kochanie, zostawiłem telefon, widziałaś go gdzieś może?! 
Wyszła z kuchni. 
- Tu jest – odparła podnosząc telefon z komody.
Sosnowski chciał już wziąć od narzeczonej telefon, skraść jej szybkiego całusa i wrócić do pracy, z której uciekł na dosłownie dziesięć minut a na swoim miejscu zostawił kolegę, jednak zobaczył Marka siedzącego na kanapie. Ula zauważyła pytające spojrzenie narzeczonego więc postanowiła szybko wyjaśnić sytuację. Dobrzański jakby wyczuwając jej myśli wstał z kanapy. 
- Piotr, to jest Marek, nasz sąsiad. To jest Piotr, mój narzeczony – przedstawiła ich sobie. Panowie uścisnęli sobie dłonie wymieniając przy tym standardowe grzecznościowe formułki typu „witam, miło mi poznać”. Piotr po chwili miał zamiar już wychodzić.
- A telefon? – przypomniała patrząc na niego wymownie.
- No tak, dzięki. – Pocałował ją w policzek. – Będę nad ranem.
- Tak, wiem. Cześć. 
Uśmiechnęła się do niego lekko po czym postawiła na stole dwie szklanki z herbatą. 
***
- Ekonomię, no i marketing i zarządzanie – odparła zapytana przez Marka jaką uczelnię skończyła. Uśmiechnął się lekko zerkając kątem oka na zegar. 
- Już dwudziesta? – zdziwił się. Czas zleciał mu niesamowicie szybko. – Chyba już będę szedł, trochę się zasiedziałem – stwierdził. 
Odprowadziła go do drzwi. Pożegnali się krótkim „do zobaczenia” i Marek poszedł do swojego mieszkania. Zaczął zastanawiać się nad tym popołudniem no i sporą częścią wieczoru spędzonym z Ulką. Dziewczyna była bardzo miła i sympatyczna, a podczas rozmowy na temat studiów dowiedział się, że także i wykształcona, no i szukająca pracy co dość dziwne mu się wydawało jako, że skończyła ekonomię, marketing i zarządzanie, no i jeszcze znała dobrze niemiecki i angielski. Nagle do głowy wpadła mu pewna myśl. Postanowił następnego dnia porozmawiać z Sebastianem Olszańskim swoim najlepszym przyjacielem, no i dyrektorem kadr w Febo&Dobrzański. Usiadł przed telewizorem i przypomniał sobie dzisiejszy poranek. Uśmiechnął się pod nosem. Miał wtedy nadzieję na spokojny samotny dzień, a spędził go w towarzystwie nowo poznanej dziewczyny. Musiał przyznać, że Ulka była ładna. Miała piękne niebieskie oczy, ładny szczery uśmiech sięgający oczu, zgrabny nosek, mógłby tak jeszcze trochę wymieniać. Była miłą odmianą po dotychczas poznawanych przez niego kobietach. Naturalna, nie myślała tylko o tym, żeby pójść z nim do łóżka, a mógł z nią porozmawiać w miłej przyjacielskiej atmosferze, a wiele różnych tematów. Musiał przyznać, że nawet mu się podobała… Chyba pierwszy raz jakaś kobieta podobała mu się nie tylko przez przymioty ciała, a także z powodu tego jaka była – miła, inteligentna, przyjacielska, łatwo nawiązująca kontakty… Może gdyby nie miała narzeczonego nawet spróbowałby bliżej ją poznać, może coś z tego by wyszło. Jednak, mimo tego, że miał już trochę partnerek, a raczej „dziewczyn na jedną noc” to zawsze postępował w myśl zasady „od zajętych trzymamy ręce z daleka”. Uśmiechnął się sam do siebie. Nagle uświadomił sobie, że zupełnie nie zwraca uwagi na to co dzieje się w oglądanym przez niego filmie. Pogłośnił telewizor i skupił się na jakiejś komedii romantycznej. 
***
Ula z uśmiechem błąkającym się na ustach siedziała na kanapie w mieszkaniu i patrzyła na wiszące na ścianie zdjęcie jej i Piotra. Wspominała wspólnie spędzone chwile z nim. Poznali się zupełnie niespodziewanie bo przy okazji tego jak pojechała z ojcem na badania…
„Z uśmiechem na ustach szła w kierunku gabinetu lekarza przeprowadzającego badania u jej ojca. Zostawiła tatę w poczekalni, a sama poszła się zapytać jak z sercem taty po przeprowadzonej niedawno operacji. Spojrzała na karteczkę wywieszoną na drzwiach upewniając się czy aby na pewno podąża do właściwej sali. „Dr kardiolog Piotr Sosnowski” – przeczytała, po czym zapukała do śnieżno białych drzwi. Po otrzymaniu zaproszenia weszła do środka.
- Dzień dobry.
- Witam. Proszę, niech pani usiądzie. 
Posłusznie zajęła wskazane przez lekarza miejsce.
- Ja chciałabym dowiedzieć się o stan mojego ojca, Józefa Cieplaka. 
Mężczyzna poprzerzucał kilka kartek leżących na biurku. Po chwili znalazł tą wymaganą.
- Hmm… Z sercem pani ojca wszystko w porządku, jednak nie znaczy to oczywiście, że ma przestać o siebie dbać. Niech nadal trochę się oszczędza, a za jakiś czas zapraszam na ponowną wizytę. 
- Oczywiście. 
Uśmiechnęła się lekko po czym wstała z zamiarem wyjścia z gabinetu kardiologa, jednak zatrzymał ją przy drzwiach.
- Pani Urszulo…
Odwróciła się przodem do mężczyzny. – Tak? 
- Podczas badania rozmawiałem trochę z pani ojcem. I szczerze mówiąc to pan Józef trochę nakierował rozmowę na pani temat.
„Tak… Cały tata” – pomyślała z uśmiechem. 
- A w związku z tym…?
- W związku z tym… Dobrze powiem wprost. Da się zaprosić pani na kawę?”
Uśmiechnęła się szeroko na to wspomnienie. Oczywiście na kawę zaprosić się dała. Piotr był wtedy trochę spięty, chociaż trochę to mało powiedziane. Na początku jakoś szczególnie jej się nie spodobał z charakteru. Potem w domu miała wielkie pretensje do taty, że próbuje ją swatać. Tym bardziej, że Sosnowski zaproponował jej następną kawę kilka dni później. I na tamtej kawie także niezbyt się do niego przekonała. Ale zgodziła się na następną kawę następnego dnia. Postanowiła dać mu trzecią szansę. No i wykorzystał ją najlepiej jak potrafił. Nie denerwował się, pokazał swoją prawdziwą twarz, porozmawiali sobie i przekonała się do niego. Co więcej nawet go polubiła. Jak to mówią „do trzech razy sztuka”. Potem spotykali się bardzo często, a raczej za każdym razem jak Piotr nie miał dyżuru a ona nie siedziała na uczelni – gdy się poznali była na piątym roku studiów. On był wtedy dwa lata po ich skończeniu. Zaprzyjaźnili się. Gdy obroniła pracę i skończyła studia miała już o wiele więcej czasu na życie prywatne, więc spotykali się nieco częściej niż dotychczas. Wiedziała, że chyba nigdy nie zapomni dnia jak pierwszy raz się pocałowali…
„Spacerowali po parku. Było już po osiemnastej, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało, chociaż zaczynało się powoli ściemniać, a wiatr stał się nieco dotkliwszy niż wcześniej. Uli zaczynało robić się zimno, na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Zadrżała lekko. Mężczyzna idący obok niej zauważył to. Zdjął kurtkę i okrył swoją towarzyszkę. Uśmiechnęła się i chciała pocałować go w policzek, jednak Piotr zupełnie niespodziewanie (jak potem wyznał specjalnie) odwrócił twarz. Ich usta spotkały się w pocałunku, którego żadne z nich nie chciało przerywać.”
Uśmiechnęła się sama do siebie na to wspomnienie. Była wtedy już zakochana w Piotrze, jednak nie chciała przyspieszać biegu wydarzeń. Spotykali się po tym wydarzeniu, nadal byli przyjaciółmi, wiedzieli jednak, że ta ich znajomość wkroczyła na kolejny etap, etap jakiego do końca nie rozumieli, bo nie mogli jeszcze powiedzieć „jesteśmy razem”, jednak wiedzieli, że są dla siebie czymś więcej niż przyjaciółmi. Trwali w takim zawieszeniu przez dobre dwa tygodnie, aż w końcu wyznali sobie miłość, i wkroczyli w etap związku. Chodzili ze sobą przez dwa lata. Mimo kilku spięć, zawsze winowajca przepraszał i godzili się. W końcu po dwóch latach „chodzenia ze sobą” Piotr się jej oświadczył…
„Tego dnia był nad wyraz tajemniczy. Gdy rano zaproponowała mu spotkanie nie zgodził się entuzjastycznie, tak jak zazwyczaj to robił. Wiedziała, że nie ma dyżuru. Z jego pokrętnych tłumaczeń, że spotyka się z kolegami „gdzieś” i idą załatwić „coś” nie wywnioskowała zbyt dużo, jednak postanowiła dłużej go nie męczyć i zobaczyć jak sprawy się dalej rozwiną. Umówili się, ku jej zadowoleniu, na wieczór. 
Gdy nadeszła godzina ich spotkania jej chłopak wydawał jej się dziwnie zestresowany, zupełnie jakby coś ukrywał.
- Piotruś, wszystko w porządku? – zapytała.
- Tak, w jak najlepszym – odparł uśmiechając się, jak jej się wydawało, szczerze. Uspokoiło ją to nieco więc weszła za nim do ich ulubionej restauracji. Gdy już siedzieli jedząc zamówione potrawy i rozmawiając Piotr nieco się rozluźnił. Mieli kameralny stolik w kącie sali więc mało kto miał okazję ich zobaczyć. W końcu Piotr klęknął obok niej. Zaskoczył ją, nawet bardzo. 
- Ula… Wiesz, że bardzo cię kocham… Więc… Zostaniesz moją żoną?”
Zgodziła się, a jakże. Spojrzała na pierścionek zaręczynowy. Był piękny. Mały kamyk, pierścionek wykonany był ze srebra, subtelny i skromny, ale zarazem śliczny. Idealnie pasował dla Uli. Pamiętała, jak postanowili, że ze ślubem nie muszą się koniecznie tak bardzo spieszyć. I ostatecznie ślub zaczęli planować dopiero jakieś trzy miesiące temu, chociaż mieszkali razem już od czasu jak dwa dni po zaręczynach Ula się do niego wprowadziła. Może jego wynajmowane mieszkanie nie powalało wielkością, ale było przytulne, poza tym chodziło o to, żeby byli razem. A potem zamarzyli sobie jakieś nieco większe mieszkanie, które nie byłoby wynajmowane. I w końcu udało im się coś znaleźć, no i tak się przeprowadzili. Uśmiechnęła się lekko. Dopiero jeden dzień tu mieszkali, jednak podobało jej się. Poznała jednego z wielu sąsiadów, Marka, wydał jej się sympatyczny. Był przystojny, nie mogła temu zaprzeczyć. Uśmiechnęła się pod nosem przypominając sobie zaskoczoną minę Piotra gdy zobaczył Marka w ich mieszkaniu, a potem, że uspokoił się nieco, gdy powiedziała, że jest to ich sąsiad, a Piotra przedstawiła jako swojego narzeczonego. 
***
Marek po prawie nieprzespanej nocy przyjechał do pracy punktualnie – chociaż najchętniej pospałby jeszcze. Miał zamiar od razu powędrować do gabinetu Sebastiana, jednak najpierw skierował się do sekretariatu przed swoim gabinetem.
- Cześć Violka – rzucił w stronę blondynki. Dziewczyna kiwnęła głową wpatrując się w monitor. Pomyślał, że pewnie znowu ogląda jakieś wyprzedaże, więc zdziwił się gdy spojrzał na wyświetlacz jej monitora i zobaczył, że faktycznie pracuje nad kampaniami reklamowymi o które wczoraj ją poprosił. – Jest jakaś poczta?
- Tak, proszę. – Wręczyła mu plik kopert. Przejrzał je pobieżnie, zostawił je w swoim gabinecie po czym powędrował do gabinetu swojego przyjaciela, Sebastiana Olszańskiego. 
- Cześć Seba.
- Hej stary. Co jest? Czyżbyś pożałował, że nie poszedłeś ze mną do klubu i postanowił to nadrobić? 
- Raczej nie. Mam sprawę.
- No to dajesz.
Usiadł na krześle naprzeciwko Sebastiana i zamyślił się chwilę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz