Rozdział 18
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
Weszła do domu z wymuszonym uśmiechem. Dawno jej się to nie zdarzało – ostatnio jej uśmiech zawsze był szczery, prawdziwy i szczęśliwy. Skorzystała z okazji, że jej rodzina nie zauważyła, że weszła do domu i wrzuciła do swojego pokoju torbę z jej rzeczami. Westchnęła ciężko. Stwierdziła, że potem się rozpakuje. Weszła do pokoju i profilaktycznie wyjrzała przez okno. Na szczęście jej przypuszczenia się nie spełniły. Wyszła z pokoju i ruszyła do kuchni gdzie ojciec czytał gazetę.
- Cześć tato – rzuciła starając się nie zrzucić z twarzy uśmiechu.
- Cześć córcia – odparł z zaskoczeniem. – Nie mówiłaś, że przyjedziesz – stwierdził.
Wzruszyła ramionami. – Tak wyszło…
- A Marek nie wszedł? – zapytał ze zdziwieniem. Od czasu jak jego córka przeprowadziła się do Marka, a miało to miejsce prawie dwa tygodnie temu, za każdym razem gdy Ula przyjeżdżała do Rysiowa Marek wchodził z nią do środka chociaż na chwilę żeby się przywitać.
Odchrząknęła cicho. – Nie… Był zajęty – odparła.
- Musiał wracać do pracy, tak…? – zapytał niepewnie, nie wiedząc o co dokładnie chodziło córce, gdy powiedziała, że jej chłopak był zajęty.
Odetchnęła ciężko. – Sama przyjechałam, Marek… został w domu – wyjaśniła zgodnie z prawdą.
Józef pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Tak, w końcu przygotowujecie teraz tą nową kolekcję, pewnie ma masę roboty i jest zmęczony, co? – zapytał. Odetchnęła z ulgą widząc, że tata nie ma zamiaru wypytywać jej już o Marka, a o pracę.
- Tak – przytaknęła. – Ostatnio faktycznie mieliśmy pełno pracy.
Józef zauważył smutek odmalowany na twarzy najstarszej latorośli. – Ulcia, wszystko w porządku?
Pokiwała głową uśmiechając się, miała nadzieję, że przekonująco. Józef spojrzał na nią podejrzliwie. Wiedziała, że ojca nie da rady oszukać.
- Pokłóciliście się?
Westchnęła ciężko. Kłótnia… nie, to nie do końca było to.
- Można tak powiedzieć. – Uśmiechnęła się blado.
- Na pewno niedługo się pogodzicie – stwierdził pokrzepiająco. Starała się uśmiechnąć, jednak nie do końca jej to wyszło. – Musicie tylko porozmawiać… tak?
- Tato… - Odwróciła wzrok. – My… ja… Wyprowadziłam się od Marka – szepnęła już nawet nie starając się utrzymać na twarzy uśmiechu. Nie mówiła ojcu do końca co tak naprawdę się wydarzyło… bo faktycznie wyprowadziła się od Marka, jednak z innych pobudek niż można było się spodziewać.
- Ulcia… - Przytulił córkę. – Aż tak?
Wzruszyła ramionami. – Nie będzie tak źle – stwierdziła. – Może… może i się pogodzimy – mruknęła z powątpiewaniem. – Pójdę do siebie – stwierdziła.
- Jak Marek przyjdzie to go wpuścić?
Zatrzymała się w pół kroku i odwróciła się do taty. Uśmiechnęła się, jednak nie dało się w tym odnaleźć ani krzty szczęścia. – Nie przyjdzie.
Weszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Spojrzała na torbę gdzie miała spakowane swoje rzeczy. Uśmiechnęła się pod nosem. Nadal sukcesywnie zabierali jej rzeczy z Rysiowa na Sienną, z czego teraz była zadowolona – nie musiała męczyć się w autobusie z masą toreb czy walizek. Spychała w głąb świadomości myśli o wydarzeniach tego dnia żeby nie poczuć smutku i… wyrzutów sumienia, bo tylko to miała prawo czuć. Chociaż mogła być jeszcze zła sama na siebie. Niechętnie zeszła z łóżka i otworzyła zieloną torbę. Wyjęła z niej koszulę Marka… była ciekawa czy zauważył jej brak i, jeśli zauważył, czy był zły, że ją zabrała, czy raczej zrozumiał. Wtuliła twarz w materiał wdychając kojący zapach. Sięgnęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. Odetchnęła ciężko. Nie dziwiła się, że nie zadzwonił ani nawet nie napisał SMSa… ale wolałaby żeby jednak to zrobił. Była idiotką, to nie ulegało wątpliwości. Zniszczyła to co ich łączyło, i była pewna, że nie uda jej się tak łatwo tego naprawić… jeśli w ogóle ma jakieś szanse na to. Na dobry początek postanowiła się nie rozpłakać. To Marek może teraz cierpieć, płakać, i być załamany. Ona miała zamiar poleżeć na łóżku i pokatować się chwilę, narzucić sobie karę. Usłyszała pukanie do drzwi pokoju. Spojrzała na nie z nieskrywaną nadzieją, jednak do pokoju weszła Amelia.
- Ulka, co jest? Twój tata powiedział, że coś jest nie tak. Marek? Skrzywdził cię? Jednak się nie zmienił? – zasypała ją gradem pytań, nie dając jej odpowiedzieć nawet na jedno.
- Nie – przerwała jej. – Ja skrzywdziłam Marka – sprostowała. – To ja nie potrafiłam odciąć się od przeszłości, a Markowi to wyszło nad wyraz dobrze.
- Nie rozumiem.
Westchnęła ciężko. Wiedziała, że Amelia jest jedyną osobą, której może powiedzieć co się tak naprawdę zdarzyło, nie owijając w bawełnę.
- Pamiętasz Radka? – zapytała słabym głosem. Ama kiwnęła głową. – Spotkałam go kilka dni temu jak wracałam z zakupów do domu… już teraz domu Marka. Marek siedział w domu, przygotowywał obiad, ja poszłam po brakujące składniki. Takie wspólne gotowanie, mieli przyjść nasi znajomi. W każdym razie wracałam do domu i spotkałam Radka. – Westchnęła. – Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, wiesz zresztą jak opornie szedł nam ten romans. Było podobnie jak z Markiem, poza tym, że się w nim nie zakochałam. Zbyłam go jakąś tanią gadką, że się spieszę i odebrałam telefon od Marka. Radek odczepił się gdy usłyszał słowo „kochanie”. – Uśmiechnęła się blado. – Myślałam, że mam spokój. Zapomniałam o tym spotkaniu, ale nie na długo, bo następnego dnia spotkałam go w firmie. Wracałam z lunchu z koleżankami… Znowu go zbyłam, ale teraz nie dał się tak łatwo. Mówił, że się zakochał, że cały czas mnie szukał… - Pokręciła głową. – Nie przejęłam się, wróciłam do firmy. Spotykałam go jeszcze przez kilka dni, był strasznie nachalny. Nie mówiłam nic Markowi… nawet nie wiesz jak teraz żałuję, że mu nie powiedziałam. – Przymknęła oczy. – Wczoraj wieczorem kiepsko się czułam, przeziębiłam się, gorączka. Dzisiaj spałam dłużej, Marek pojechał sam do pracy. Jak się obudziłam czułam się już dobrze więc stwierdziłam, że pojadę do firmy. Teraz wiem, że powinnam zostać w tym domu. Wybrałam się na pieszą wycieczkę, do firmy z Siennej nie jest zbyt daleko, a pogoda ładna. Zadzwonił Marek z pytaniem jak się czuję, więc powiedziałam, że za chwilę powinnam być w firmie. Stwierdził, że będzie wypatrywał mnie z niecierpliwością… jak widać wcale nie powiedział tego w przenośni, bo patrzył przez okno. Spotkałam niedaleko firmy Radka… - Przymknęła oczy. – Podszedł do mnie, nie chciałam się z nim kłócić, więc spokojnie i delikatnie starałam się mu wyjaśnić, że mam chłopaka… Nawet nie zauważyłam, że stoimy blisko siebie… tak blisko jak tylko z Markiem. – Westchnęła. – Nawet nie zauważyłam jak… jak mnie pocałował. Odwzajemniłam to z zaskoczenia… gdyby był to ułamek sekundy, Marek zrozumiałby pewnie, rozmawialiśmy na temat swojej przeszłości. Ale to było znacznie dłużej niż ułamek sekundy, o wiele za długo. Spokojnie można było podciągnąć to do zdrady… wcale nie zaprzeczałam.
- Ulka… Nie mogłaś mu wyjaśnić?
Westchnęła załamując bezradnie ręce.
- Jak?! Słuchaj kochanie, on mnie pocałował, zaskoczył mnie a ja odwzajemniłam to przez dobre kilka jak nie kilkanaście sekund? To wyglądało tak jakbym chciała tego tak samo jak on… Mogłam mu powiedzieć wcześniej o tym, że Radek mnie nachodzi… ale znając Marka zaraz zechciałby z nim rozmawiać i załatwiać sprawy, a raczej wolałam uniknąć rozlewu krwi, a Radek jest dość, hmm… porywczy.
- Spróbujesz porozmawiać z Markiem?
- Nie wiem.
~~*~~
„Tak łatwo przyszło to zobaczyłeś ją, zobaczyłeś cel.
Tak łatwo przyszło to, to na pewno to, to na pewno sen.
Sama zalazła cię nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd,
I nagle wierzysz jej nagle ufasz bezgranicznie – błąd!
To łatwo przyszło i łatwo poszło.
I co jest grane?
Tak szybko zwiała, i zapomniała, i skasowała dane.
I jak zrozumieć to, że tak miało być,
Pochować żale, i sam ze sobą wśród szalonych fal dryfować dalej.”
Tak łatwo przyszło to, to na pewno to, to na pewno sen.
Sama zalazła cię nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd,
I nagle wierzysz jej nagle ufasz bezgranicznie – błąd!
To łatwo przyszło i łatwo poszło.
I co jest grane?
Tak szybko zwiała, i zapomniała, i skasowała dane.
I jak zrozumieć to, że tak miało być,
Pochować żale, i sam ze sobą wśród szalonych fal dryfować dalej.”
Marek leżał na łóżku z przymkniętymi oczyma. Nie wiedział ile czasu minęło od wyjścia Uli… i nawet nie chciał wiedzieć. Nie obchodziło go to. Starał się sobie wmówić, że nic związanego z nią go nie interesuje, ale wiedział, że to nieprawda. Starał się oszukać samego siebie. Otworzył oczy i spojrzał na otworzoną szafę. Jeszcze dzisiaj rano gdy ją otworzył widział w niej jakieś sukienki, bluzeczki, spódniczki, tuniki i inne damskie fatałaszki. Uśmiechnął się wtedy ciesząc się myślą, że mieszkają razem. Mimo, że taki stan rzeczy trwał już od dwóch tygodni, nadal strasznie go to cieszyło. Odwrócił wzrok od mebla i wbił wzrok w sufit. Starannie unikał spojrzenia na półkę ze zdjęciami. Wiedział, że tam gdzie jeszcze kilka godzin temu były ich wspólne zdjęcia, jakieś romansidła Uli, płyta z oglądaną kilka dni temu komedią romantyczną, pluszak, którego dostała jakiś czas temu od Marka, teraz zobaczy tylko chłodną pustkę, którą nieudolnie starał się zapełnić zdjęciami swoimi i rodziców, jakimiś kryminałami i modelami samochodów. Odruchowo pociągnął za szufladę w szafce nocnej stojącej po tej stronie łóżka, którą zajmowała Ulka. Tam także zobaczył pustkę, którą starał się zapełnić jakimiś niepotrzebnymi klamotami, zamiast, tak jak ostatnimi czasy, pudełka do soczewek, pamiętnika i kołonotatnika. Najbardziej bolało jednak to, że nie słyszał jej krzątania się po mieszkaniu, nie widział jej na łóżku obok siebie ani nawet nie słyszał szumu prysznica w łazience… i wiedział, że ta cisza nie jest spowodowana chwilowym wyjściem Ulki, a jej wyprowadzką. Nie potrafił się z tym pogodzić. Bo jak można pogodzić się z czymś takim? Przymknął oczy przywołując ostatnie wspomnienia.
„Z łazienki wywabił go dźwięk kaszlu. Wytarł mokre włosy, naciągnął piżamę i wszedł do sypialni. Ula leżała na łóżku z przymkniętymi oczami. Zaniepokojony podszedł do niej.
- Kochanie? Źle się czujesz? – zapytał z troską. Kiwnęła twierdząco głową, więc położył jej dłoń na czole, szybko stwierdzając, że ma gorączkę. – Zrobię ci herbaty.
Szybko uwinął się z tą czynnością i po chwili już wręczał jej kubek ciepłego napoju. Obdarzyła go jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i upiła kilka łyków. Położył się obok niej przytulając ją do siebie. Było już późno, a oni oboje byli wykończeni po pracy. Pocałował ją we włosy. Po chwili już oboje zasnęli.
Następnego dnia obudził się i delikatnie wyswobodził się z jej objęć. Nie chciał jej budzić do pracy, pamiętając, że kiepsko się czuła. Szybko uwinął się z porannymi czynnościami, napisał do niej krótki liścik po czym wyszedł do pracy. Dotarł do firmy stosunkowo szybko i zamknął się w swoim gabinecie. Po kilku godzinach pracy stwierdził, że zadzwoni do Uli z pytaniem jak się czuje, czy czegoś nie potrzebuje, czy może ma przyjechać? Wybrał dobrze sobie znany numer i przycisnął telefon do słuchawki. Po chwili odebrała.
- Cześć skarbie – rzucił. – Jak się czujesz?
- Już w porządku – odparła. – Idę do firmy.
- Ula, miałaś zostać w domu przynajmniej jeden dzień.
- Wiesz, że ja nie umiem leżeć bezczynnie i się nudzić… - jęknęła. Był pewien, że gdyby stała teraz przed nim zrobiłaby maślane oczka, po których nigdy nie umiał jej niczego odmówić.
- No dobrze, w takim razie wypatruję ciebie z niecierpliwością – stwierdził z uśmiechem. – Pa. Kocham cię.
- Będę za góra dziesięć minut. Ja też cię kocham, pa.
Rozłączył się, i zgodnie z obietnicą, że będzie jej wypatrywał podszedł do okna. Odsłonił żaluzje i oparł się o szafkę z segregatorami, i począł wpatrywać się w ulicę pod budynkiem firmy. Nagle zauważył, że Ula gada z jakimś mężczyzną. Starał się tym nie przejmować. Pewnie jakiś znajomy… wyglądało na to, że dobry znajomy bo pozwała na taką bliskość, w jakiej zawsze stała z Markiem. Pohamował uczucie zazdrości. Przecież go nie zdradza, to jeszcze o niczym nie świadczy, a on zachowuje się jak zazdrosny idiota. Potem spokojnie się jej zapyta kto to. W końcu jej ufa. Nie ma powodu do zazdrości. Właśnie udawało mu się w to uwierzyć, gdy zobaczył, że Ula się z nim całuje… modlił się w myślach żeby oderwała się od niego, opieprzyła go i zaraz przybiegła do Marka… jednak nic takiego nie nastąpiło. Całowali się zdecydowanie za długo, niż jakby tego nie chciała. Oderwał wzrok od tej sceny i oparł dłonie na biurku. Odetchnął głęboko kilka razy. Że niby Ula go zdradza…? Nie mógł w to uwierzyć, ale fakty nie kłamią – właśnie całuje się z jakimś gościem pod firmą. Usłyszał po chwili pukanie do drzwi. Do środka weszła, tak jak się spodziewał, Ulka. Uśmiechnęła się lekko, jednak nie odwzajemnił tego. Zamiast tego spojrzał na nią z beznamiętnym wyrazem twarzy.
- Widziałem cię pod firmą – oznajmił. – Możesz to jakoś wytłumaczyć? – zapytał spokojnie, nie był jednak to miły ton. Raczej stanowczy i nieznoszący sprzeciwu. Nie potrafił krzyczeć na Ulę, nawet podczas małych kłótni jeśli podnosił głos to nie dużo. Nie potrafił na nią wrzeszczeć. Nie na Ulę.
Milczała. Westchnął ciężko.
- Ula… - Spojrzała na niego niepewnie. – Możesz to wyjaśnić? – zapytał ponownie.
Miał nadzieję, że mu to wytłumaczy. Że powie mu coś… coś… cokolwiek! Uwierzyłby jej bo ona nie potrafiła go okłamać, widział w jej oczach każde, najmniejsze nawet, lawirowanie. Miał nadzieję, że zaraz mu to jakoś wyjaśni, chociaż nie wiedział jak mogłaby to zrobić. Jednak ona nadal milczała. Spuścił wzrok.
- Rozumiem…
Rozumiał to jej wymownie milczenie. Zdradziła go… a może zdradzała od jakiegoś czasu? Nie miał siły teraz nad tym się zastanawiać. Spojrzał na nią. Stała przed nim, ze spuszczonymi oczyma, splecionymi dłońmi, spięta. Wyglądała jak mała dziewczynka, która nabroiła. Normalnie w innej sytuacji podszedłby do niej i przytulił ją mocno, mówiąc, że nic się nie stało, że nie jest zły, że wszystko w porządku… a ona rozpłakałaby się w jego ramionach i przeprosiła go. Przechodzili już to. On sam także dużo razy ją przepraszał za różne rzeczy… ale nigdy nie było to coś takiego jak zdrada. Nie potrafił teraz podejść do niej i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nawet nie był na nią zły… Z reguły zły był na nią tylko w trakcie jakieś sprzeczki, gdy emocje opadały złość również. Teraz nie było sprzeczki. Był po prostu smutny i zawiedziony. Westchnął cicho. Nawet gdyby chciał to nie potrafił tego zrozumieć… skoro go nie kochała, a było to prawie pewne skoro go zdradziła, to po co z nim była? Nie chciał wierzyć, że ona nadal mogłaby grać… żeby go zranić, żeby dać nauczkę. Ale jeśli nadal to robiła, i taki miała cel, to musiał przyznać, że jej się udało. Zraniła go dogłębnie. Trafiła w czuły punkt. Poczuł, że zaschło mu w gardle. Odruchowo zwilżył usta językiem.
- Jeszcze dzisiaj zabierzesz swoje rzeczy – szepnął. Spojrzała na niego i otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, jednak nic takiego nie nastąpiło. Kiwnęła tylko głową i odwróciła głowę. Westchnął ciężko. Czemu nadal, mimo wszystko tak bardzo ją kochał? Czy ona nawet teraz grała? Nie… nie wierzył w to. Miała inny powód. Na pewno nie robiła już tego co kiedyś robiła.
- Pójdę już – szepnęła prawie niesłyszalnie po czym opuściła jego gabinet.
Przymknął oczy nie chcąc wypuścić łez. Dlaczego nie próbowała się tłumaczyć, dlaczego nie walczyła, dlaczego nie mówiła, że to nie tak… dlaczego? Czy nie zależało jej na tym żeby on wybaczył i zapomniał? Pokręcił głową z westchnięciem. Postanowił pojechać do domu, uspokoić się trochę. W sekretariacie nie zastał Uli, jednak pohamował chęć zapytania Violi gdzie poszła. Po dziesięciu minutach był już w domu. Usiadł na krześle w salonie i zaczął tępo wpatrywać się w mały kuferek z jej biżuterią. Następnie powędrował wzrokiem na uchyloną szafę z ciuchami. Czy za jakiś czas naprawdę tego tam nie będzie? Otworzy szafę i zobaczy swoje koszule i garnitury, a na półce gdzie teraz stała szkatułka, zobaczy jakieś nudne magazyny? Nie mógł w to uwierzyć… NIE CHCIAŁ w to wierzyć. Chciał się obudzić, zobaczyć obok siebie Ulę, która także obudziłaby się przez jego gwałtowną pobudkę i sennym głosem zapytałaby go czy wszystko w porządku, a jeśli zechciałby opowiedzieć jej swój sen, wysłuchałaby go spokojnie, a potem zapewniłaby go, że nigdy nic takiego nie nastąpi. Uszczypnął się w rękę jednak nie znalazł się nagle w swoim łóżku. To wszystko działo się naprawdę.
Nie wiedział ile czasu minęło od jego przyjścia do mieszkania, gdy usłyszał szczęk klucza w zamku. Odetchnął po czym wstał z krzesła starając się zachować zimną krew. Miał wielką ochotę porwać ją w ramiona, powiedzieć, że może o tym zapomnieć, żeby tylko nie odchodziła… Ale nie zrobił tego. Ula po chwili stanęła przed nim i spojrzała na niego niepewnie… Marek odniósł wrażenie, że bała się, iż ją opieprzy, czego nie zrobił w firmie, jednak on nie miał takiego zamiaru. Nie miał zamiaru na nią krzyczeć, bo nie wiedział czy wytrzymałby nadmiar emocji… nie chciał się przy niej rozpłakać. Potem sobie na to pozwoli, jak Ula już pójdzie. Wróć. Jak Ula już zniknie z jego życia. Nadal nie mógł w to uwierzyć.
- Przyszłam po swoje rzeczy – stwierdziła półgłosem.
- Dobrze – szepnął. – Twoja torba jest w szafie – stwierdził, wskazując na odpowiedni mebel.
Kiwnęła głową i zaczęła się pakować. Marek przez cały czas walczył z pokusą żeby zabrać jej te rzeczy, wsadzić z powrotem do szafy a potem przytulić ją mocno i pocałować. Ale nie mógł tego zrobić. Nie mógł… chociaż chciał. Ale ona go zdradziła. Nie mógł zachować się w tej sytuacji inaczej. Czy nie tak czuły się te dziewczyny, które wykorzystywał przed poznaniem Ulki? Westchnął. Prawdopodobnie tak. Jeśli celem Uli było to żeby poczuł się jak tamte dziewczyny, to osiągnęła go. Ale czy była aż tak wyrachowana? Czy wplątywałaby w to Amelię, swoją rodzinę, ich przyjaciół, jego rodziców? Czy oszukiwałaby ich wszystkich? To nie była Ula, którą znał. Jego Ula była dobra, czuła, delikatna, wrażliwa, ufna, kochająca… godna zaufania. Jego Ula nigdy by go nie zdradziła. Tylko pozostawało pytanie co tak właściwie było maską – „jego Ula”, czy ta kobieta, która wykorzystywała mężczyzn żeby ich czegoś nauczyć, która go zdradziła? W głębi duszy czuł, że druga odpowiedź jest prawidłowa… chciał wierzyć, że tak jest. Chciał wierzyć, że to była jej maska, a „jego Ula” była prawdziwą Ulą. Tylko w takim razie dlaczego to zrobiła? Nic z tego nie rozumiał.
- Wszystko masz? – zapytał widząc, że zapina torbę. Miał ochotę zapytać się jej o to wszystko czego nie rozumiał, ale nie zrobił tego.
- Tak, wszystko – stwierdziła cichym głosem.
Wyjęła z torebki klucze i odpięła od nich swój breloczek. Wręczyła mu dwa kawałki metalu. Przełknął gulę w gardle i wziął od niej przedmiot. Wsadził go do kieszeni i spojrzał na nią raz jeszcze, bardziej przenikliwie. Miał nadzieję, że może teraz mu to wyjaśni, że powie „to był wypadek, przepraszam, kocham cię, wybacz mi”… ale nic takiego nie zrobiła. Zamiast tego zamknęła za sobą drzwi, a on długo jeszcze stał i wpatrywał się w miejsce gdzie stała przed chwilą, czując spływające po policzkach palące łzy.”
~~*~~
„Tak miało być
taka jak ty zdarza się tylko raz.
Wznosiliśmy się coraz wyżej by dotykać nieba i za chwile spaść.
Tak miało być
na zawsze zamieszkać w ramionach twych
trzeba podnieść się jakoś dalej iść bo tak miało być.”
taka jak ty zdarza się tylko raz.
Wznosiliśmy się coraz wyżej by dotykać nieba i za chwile spaść.
Tak miało być
na zawsze zamieszkać w ramionach twych
trzeba podnieść się jakoś dalej iść bo tak miało być.”
Dla zachowania pozorów przyszedł następnego dnia do pracy, jednak nie tak jak zwykle z Ulą. Na szczęście nikt o nic go nie pytał. Przebył drogę do swojego gabinetu, w sekretariacie zobaczył Violę piłującą z zacięciem paznokcie, jednak nie zapytał się jej o Ulkę. Nie miał siły na rozmowy o niej. Wszedł do swojego gabinetu z ambitnym planem nie wychodzenia z niego przez resztę dnia. Podszedł do okna i wpatrywał się chwilę tępo w spacerujących ludzi. Nie widział tam Uli, ani jej, jak mniemał, kochanka. Usiadł za biurkiem i spojrzał na zdjęcie jego i Ulki. Wziął je do ręki i jednym zdecydowanym ruchem cisnął do szuflady zatrzaskując ją z łoskotem. Ukrył twarz w dłoniach. Nie chciał nikogo dzisiaj widzieć. Naprawdę nikogo. Nawet Uli. Nawet jej. Westchnął spazmatycznie, jednak zaraz powstrzymał szloch. Wczoraj płakał dość długo, ale w pracy nie mógł pozwolić sobie na takie zachowanie. W domu będzie mógł się wypłakać i to porządnie. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Zignorował ten dźwięk, jednak ktoś nie ustawał. Poczuł irytację na Violę, że nie wygoniła natręta.
- Proszę – rzucił z wyczuwalną w głosie niechęcią. – Amelia, nie. Naprawdę nie mam ochoty rozmawiać – zaprotestował widząc blondynkę wchodzącą do gabinetu. – Wiem, że chodzi o Ulkę, ale nie zmienisz mojego poglądu na tą sprawę. Wiem co widziałem, a ona nie zaprzeczyła.
- Marek, zamknij się – warknęła przerywając potok słów. – Miałam zamiar co prawda powiedzieć ci parę rzeczy na temat tego, hm, romansu, ale Ula zabroniła. Nie mam zamiaru znowu nadepnąć jej na odcisk.
- W takim razie przyszłaś bo…
- Bo Ula przez przypadek spakowała coś co należy do ciebie i chce ci to oddać – stwierdziła rozpinając swoją sportową torbę i zaczęła szukać w niej owego przedmiotu.
- Nie mogła sama mi t e g o oddać? – zapytał, czując dziwny uścisk w gardle na myśl, że ona może nie chcieć go widzieć, chociaż to raczej on powinien czuć niechęć w stosunku do niej.
- Ona nie chce z tobą rozmawiać… nie chce cię bardziej ranić.
Spuścił wzrok. Bardziej już się chyba nie dało.
- To co ona chce mi oddać? – zapytał zmieniając temat.
Po chwili Amelia wręczyła mu jego amarantową koszulę. Wziął ją od niej czując gulę w gardle, której za nic nie mógł przełknąć. Zauważył, że wzięła jego koszulę, jednak miał nadzieję, że zabrała ją bo chciała mieć jakąś cząstkę jego… tymczasem ona mu ją oddaje, bo wzięła ją przypadkowo. Czy ona naprawdę nic do niego nie czuła?
- Dzięki – zdołał wykrztusić. Wolałby żeby to Ula tu przyszła… nawet z zamiarem oddania mu jego koszuli, ale żeby przyszła. – Ama… Ula przyjdzie do pracy? – zapytał niepewnie. Może jeszcze raz spróbuje się jej zapytać czy może jakoś mu to wyjaśnić?
- Raczej nie – stwierdziła. – Marek…
- Ama, nie – przerwał jej. Na pewno nie chciał wysłuchiwać wyrazów współczucia. Nie chciał litości. Nienawidził tego. – Dzięki za koszulę – dodał zduszonym głosem.
- Cześć – rzuciła wychodząc z jego gabinetu. Pokiwał głową wpatrując się w materiał.
~~*~~
„Straciłem nadzieję koniec marzeń
Moje serce zamienia się w kamień
Teraz moje życie jest całkiem szare
Czy zasłużyłem na taką karę?”
Moje serce zamienia się w kamień
Teraz moje życie jest całkiem szare
Czy zasłużyłem na taką karę?”
Leżał na łóżku rozmyślając. Wpatrywał się tępo w koszulę. Doskonale pamiętał dzień kiedy dostał ją od Uli. Bez okazji, spontanicznie. Tak po prostu. I taka koszula to było niby nic… ale to była jego ulubiona. Uśmiechnął się pod nosem, jednak nie było w tym nic ze szczęścia. Ostatnio zrobił się strasznie sentymentalny. Zastanawiał się znowu dlaczego to zrobiła. Jedynym logicznym wytłumaczeniem tej sytuacji wydawało mu się to, że Ulka po prostu nadal traktowała go jako kolejne „zadanie” – udawała (swoją drogą całkiem dobrze) miłość, rozkochała go w sobie, a potem zostawiła… Jeśli chodziło jej o nauczkę, to udało jej się. Tylko czy ta kara była zasłużona skoro on się zmienił już jakiś czas temu? Nie musiała tak długo z nim być, skoro on zakochał się w niej już jakiś czas temu. Chciała pokazać mu jak czuła się Paulina gdy ją zdradzał? Tak czy inaczej, udało jej się to. Nigdy nie czuł się gorzej niż teraz. To było okropne uczucie. Kochał pierwszy raz w życiu miłością szczerą i bezwarunkową. Przywiązał się, uwierzył, że już zawsze tak będzie. Czy o to jej chodziło? Westchnął. Nie mógł zrozumieć, że ona tak dobrze zagrała taką Ulę – delikatną, wrażliwą… nie chciał wierzyć, że grała. Na pewno nie grała. Miała inny powód. Powód którego nie zna… i nie był pewien czy chce poznać. Nie wiedział jak da radę dalej funkcjonować bez niej. Miał wrażenie jakby razem z tym jak się rozstali został odebrany mu kawałek serca, ten bez którego nie potrafił żyć normalnie. Nigdy nie płakał, nie okazywał słabości… ale od chwili jak drzwi mieszkania się za nią zamknęły tylko w firmie powstrzymywał się od płaczu. Teraz też czuł spływające po policzkach słone krople. Nawet gdyby chciał nie potrafił ich powstrzymać. Po prostu płakał, jednak nie przynosiło to wyczekiwanej ulgi. Każdy skrawek mieszkania przypominał mu o niej. Kuchnia przypominała mu o tym jak wspólnie gotowali i śmiali się przy tym, łazienka przypominała mu o wspólnych kąpielach, łóżko o wspólnych nocach, telewizor o obejrzanych wspólnie filmach, półki o zdjęciach, których już tam nie było, szafy o rzeczach, które ze sobą zabrała… Wszystko co go otaczało kojarzyło mu się z Ulą i tylko z Ulą. Widział niemal jej obraz przed oczami. Mieli na swoim koncie kilka małych sprzeczek, jednak szybko dochodzili do porozumienia, i znajdywali jakiś kompromis. Nigdy nie było między nimi cichych dni. Załatwiali wszystko na bieżąco, gdy tylko emocje opadły godzili się. A tym bardziej nigdy nie doszło do rozstania… nie było nawet sytuacji w której stwierdzali, że muszą od siebie odpocząć. A rozstanie wydawało się czymś co ich nie dotyczy. Oni nie potrafią bez siebie żyć, są jak dwa kawałki układanki, które po długich poszukiwaniach w końcu się połączyły. Dobrali się jak w korcu maku. Różnili się, jednak przy okazji dopełniali. Byli jedną duszą i jednym sercem w dwóch ciałach. Nie potrafili bez siebie poprawnie funkcjonować. Tym bardziej nie rozumiał… dlaczego ona to zrobiła?
~~*~~
Piosenki:
1) Alan Basski feat Liber – „Tak miało być”
2) Młode Orły – „Smutno mi”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz