Rozdział 16
Niedziela. Koniec początku tygodnia. Dla wielu doskonały dzień – przedłużenie weekendu. Jednak dla co niektórych jest to jeden z gorszych dni – mają świadomość, że następnego dnia trzeba iść do szkoły, pracy… po prostu wrócić do niezbyt przyjemnych obowiązków. Do tej drugiej grupy niewątpliwie należał Marek. O stokroć razy bardziej wolał sobotę – miał świadomość, że jednak czeka go jeszcze jeden dzień weekendu. Ale ta niedziela była jedną z najlepszych w jego życiu – jeśli nie liczyć tej kiedy miał wyprawioną osiemnastkę, chociaż ta dzisiejsza przebijała wszystkie niedziele razem wzięte. A przynajmniej tak myślał – miał nadzieję, że jego niespodzianka się uda, że Uli się spodoba.
***
Ula miała nieco odmienne spostrzeżenia na temat ostatniego weekendu niż jej partner. Ona cieszyła się raczej, że został jeszcze ostatni dzień wolnego, że może jeszcze trochę odpocząć. A, że już jutro miał być poniedziałek to naprawdę był tylko nic nieznaczący szczegół. A co do tej niedzieli – była zaintrygowana co też wymyślił Marek. Niespodzianka sprawiona przez niego mogła być albo nad wyraz romantyczna, albo bardzo ale to bardzo spontaniczna. Obie opcje jej pasowały, tak czy inaczej jeśli z Markiem to na pewno będzie przyjemnie.
~~*~~
„Powiedz - tak
Na sto tysięcy wielkich planów
Jakie dla nas mam
Na mój znak
Zapomnij raz o całym świecie
Chcę być tylko z tobą.”
Na sto tysięcy wielkich planów
Jakie dla nas mam
Na mój znak
Zapomnij raz o całym świecie
Chcę być tylko z tobą.”
Ula leżała w łóżku i smacznie spała. Była niedziela mogła więc sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek. Jednak coś, a raczej ktoś, na owy odpoczynek jej nie pozwolił. Nie miała najmniejszego zamiaru wstawać, więc gdy usłyszała, że ktoś wchodzi do jej pokoju zakryła się mocniej kołdrą i udała, że nadal śpi.
- Kochanie, wstawaj! – zawołał dziwnie radosnym, jak na tak wczesną godzinę, głosem. Jęknęła cicho zakrywając się kołdrą po uszy. Marek nie zniechęcał się do swoich prób obudzenia ukochanej. Podszedł i odsłonił firanki wpuszczając do pokoju smugę dziennego światła.
- Mareeeek… - jęknęła.
- No już kotku wstawaj! Szkoda dnia na spanie, nie?
Westchnęła ciężko i otworzyła oczy. Sięgnęła po swój czerwony budzik. Wskazywał dopiero szóstą rano.
- Marek, zwariowałeś? O której ty wstałeś?
- Wpół do piątej. – Machnął ręką. – No nie ważne. No podnoś się szybciutko! – ponaglił ją wesoło. – Zapomniałaś, że mam dla ciebie niespodziankę?
- Nie zapomniałam, ale niespodzianki o szóstej rano… Marek, jeszcze chwilę co? Wczoraj do późna oglądałam z Maćkiem film, jestem teraz wykończona.
- Kotku… Wstałem specjalnie tak wcześnie, a ty teraz mi mówisz, że mógłbym jeszcze pospać? – zapytał ze zbolałą miną. Wiedział, że ją tym przekona. Miał dla niej niespodziankę… i plan na cały długi dzień…
- No dobrze, już.
Uśmiechnął się do niej wesoło, musnął jej usta i wyszedł z jej pokoju. Pokręciła głową. Wszystkiego się spodziewała po Marku, naprawdę wszystkiego. Nie zdziwiłaby się nawet gdyby zabrałby ją na jakieś skoki na bungee, byłoby to nawet do niego podobne – spontaniczne, i dość szalone. Ale nie spodziewała się, że wstanie przed piątą żeby zdążyć na szóstą do Rysiowa… tylko po to żeby zrobić jej niespodziankę. Zaśmiała się pod nosem. W sumie, jak się nad tym głębiej zastanowić to pasowało to do niego. Mimo wszystko, było to nieco… spontaniczne. Obudzić ją o szóstej rano, w niedzielę, żeby zrobić jej niespodziankę. Wstać o wpół do piątej żeby o szóstej być już u niej… Może i spontaniczne, ale raczej niepodobne do tego śpiocha, którego znała. Marka – rannego ptaszka jeszcze nie miała okazji poznać. Przecież zawsze udało jej się wyrzucić go z łóżka dopiero po kilku minutach gadania żeby wstał… A czasami nadal nie wstawał, więc była zmuszona dać mu kilka minut odpoczynku, w końcu nie będzie siłować się z o wiele silniejszym od niej facetem.

W końcu postanowiła zrobić coś konstruktywnego i uszykować się do rozpoczęcia nowego dnia. Mimo wszystko jednak Marek pofatygował się i wstał z samego rana, więc ona te mogłaby zrobić to samo. Ledwo tylko podniosła się z łóżka od razu do jej pokoju wpadła rodzina z Beatką na czele. Na końcu „delegacji” stał Marek. Wysłuchała z uśmiechem życzeń Beatki, która życzyła jej chyba każdej możliwej dobrej rzeczy. Dostała od niej laurkę, narysowała ją jako księżniczkę. Uściskała mocno siostrę i podniosła się z kucek stając tym samym przed bratem. Życzenia Jaśka były nieco krótsze niż młodszej siostry, ale równie płynące z serca. Dostała od chłopaka paczkę krówek i nowy pamiętnik… Ciekawe skąd wiedział, że już jej się skończył? Ostatnio miała wiele rzeczy do opisywania, działo się dość dużo… na szczęście samych korzystnych wydarzeń. Miała nadzieję, że jej nowy pamiętnik będzie obfitował w opisy samych wspaniałych sytuacji. Uściskała brata serdecznie i podziękowała mu. Następny w „kolejce” był tata. Od ojca dostała jakiś romans o tytule „Listy pisane miłością”*. Tytuł brzmiał zachęcająco… a romanse uwielbiała czytać, więc powinien jej się spodobać. Podziękowała ojcu i uśmiechnęła się do stojącego na końcu ukochanego. Odwzajemnił uśmiech i podszedł do niej.
- Wszystkiego najlepszego kochanie i spełnienia marzeń – powiedział, po czym nachylił się do niej lekko. – Ode mnie prezent dostaniesz później, okej?
- Okej – zgodziła się z uśmiechem. Stali tak chwilę a ich twarze znajdowały dość blisko siebie zupełnie zapominając, że obok stoi także rodzina Uli. Jasiek dla żartu zasłonił Beatce oczy. Ula zaśmiała się cicho. Ograniczyli się do krótkiego, słodkiego buziaka i po chwili odsunęli się od siebie. Zaobserwowała uśmiechy na twarzach rodziny… bardzo wymowne uśmiechy. Szczególnie na twarzy ojca i Jaśka. I chyba nawet wiedziała o co chodzi. Wreszcie była szczęśliwa. Zdawała sobie sprawę, że z Piotrem nie zachowywali się tak przy jej rodzinie. Zachowywali dystans. A z Markiem… po prostu wylatywało im z głowy, że powinni utrzymywać pewien dystans, a przynajmniej nie zapominać się za bardzo.
~~*~~
„Myślę na co ja tak właściwie czekam
Kiedy czas ucieka śmiejąc się z nas
W klatce twoich rąk pijąc wino z marzeń
Razem sie zestarzeć
Mój ostatni port
Powiedz słyszą tam to był krok w paszcze lwa
Namaszczonych słów zawsze bałem się
Dziś wolność mój skarb z Toba przegrała mecz
I teraz już wiem…”
Kiedy czas ucieka śmiejąc się z nas
W klatce twoich rąk pijąc wino z marzeń
Razem sie zestarzeć
Mój ostatni port
Powiedz słyszą tam to był krok w paszcze lwa
Namaszczonych słów zawsze bałem się
Dziś wolność mój skarb z Toba przegrała mecz
I teraz już wiem…”
Spacerowali po Warszawie. Bez celu. Po prostu chodzili. A przynajmniej tak wydawało się Uli. Tak naprawdę to Marek miał wszystko zaplanowane. To chodzenie bez celu również. On jednak wiedział gdzie jednak ostatecznie mieli dojść. Jednak jeszcze nie teraz. Czekał na dźwięk wibracji w telefonie – miał zadzwonić wieczorem. Wcześniej spędzili urocze kilka godzin w Rysiowie. Ku zdziwieniu Uli Marek wraz z jej ojcem dyskutowali o czymś dłuższą chwilę, a gdy tylko ona weszła do kuchni natychmiast zamilkli. Spojrzała na nich z zaciekawieniem ale o nic nie pytała. A nawet cieszyła się, że Marek znalazł wspólny język z jej tatą. To byli w końcu dwaj najważniejsi mężczyźni w jej życiu i chciała żeby dobrze się dogadywali. A skoro mieli przed nią jakieś tajemnice… nie wiedziała o co mogłoby chodzić, ale domyślała się, że to nic złego, w końcu ufała i Markowi i ojcu. Pewnie prędzej czy później dowie się o co chodziło. Szli dalej gdy nagle Marek poczuł w końcu wibrację telefonu czyli to na co czekał z taką niecierpliwością ale zarazem i ze zdenerwowaniem. Specjalnie skręcił w jedną z parkowych alejek prowadzących do wyjścia. Spojrzała na niego zaskoczona jednak nie protestowała. Marek starał się żeby dojście nad Wisłę wyglądało tak jakby był to zbieg okoliczności – nie chciał żeby czegokolwiek się domyśliła. Ściemniało się już i nad rzeką było teraz nad wyraz pięknie. Nie bez powodu wybrał późny wieczór – wtedy już latem zaczynało się ściemniać. Wiedział, że Ula lubi takie właśnie widoki.

Spojrzał na ukochaną. Wpatrywała się zauroczona w nocną panoramę miasta. Objął ją przytulając do siebie z uśmiechem. Oparła głowę o jego ramię. Stali tak dłuższą chwilę wtuleni w siebie obserwując Warszawę nocą i Wisłę w której odbijał się blask zachodzącego słońca. W końcu Marek złapał dziewczynę za rękę i ruszył w odpowiednim kierunku. Ufnie ruszyła za nim. Przy nim nigdy niczego się nie obawiała. Po chwili znaleźli trochę bliżej rzeki. Usiedli na rozłożonym tam specjalnie dla nich kocu. Marek uśmiechnął się szeroko. Jak na razie wszystko szło tak jak miało – teraz tylko nie mógł niczego zawalić, a wszystko będzie wspaniale. Objął ją przytulając lekko do siebie. Wtuliła się w jego ramiona tak jak lubiła najbardziej – głowę oparła o jego ramię, on zamykał ją w silnych ale zarazem czułych objęciach. Odetchnął cicho. Trochę zaczynał się denerwować ale starał się nie dawać tego po sobie poznać.
~~*~~
„O rękę dłonie dwie
Serce dusze sen
O cały świat
Poproszę cię
Bądź ze mną tu na dobre i złe.”
Serce dusze sen
O cały świat
Poproszę cię
Bądź ze mną tu na dobre i złe.”
Siedzieli tak wtuleni w siebie obserwując roztaczający się przed nimi piękny widok. Marek jednak wiedział po co tak właściwie przyprowadził tu ukochaną i zaangażował w to Sebę, chociaż zbyt absorbującego zadania nie miał – po prostu miał przyjść tu, przygotować to miejsce dla nich, czyli zaledwie rozłożyć ten koc w odpowiednim miejscu, a potem postać sobie i zadzwonić do niego gdy będzie widać już nad Wisłą zachód słońca. To właśnie na te wibracje oznajmiające, że Seba dzwoni czekał z taką niecierpliwością. A teraz… gdy już tu siedzieli, wtuleni w siebie i podświadomie czuł, że powinien teraz zrobić to po co tak w ogóle fatygował tu Sebastiana… to on się po prostu bał. Ale wiedział, że stchórzyć nie może… nie chce. Bo przecież co takiego złego mogło się stać? Właściwie to nic. W końcu zdecydował się… i postanowił, że teraz. Bo jeśli nie wykorzysta tego chwilowego impulsu, że teraz powinien to zrobić, to w końcu stchórzy. Delikatnie ją od siebie odsunął. Spojrzała na niego z zaskoczeniem. Podał jej rękę żeby pomóc jej wstać. Uśmiechnął się do niej, jednak zauważyła w tym pozornie luźnym zachowaniu, uśmiechu, spojrzeniu… zdenerwowanie. Sama nie wiedziała co myśleć o jego zachowaniu, bo przecież nie… a może? Marek w końcu się zdecydował.
„Teraz albo nigdy” – pomyślał.
Klęknął przed nią. Spojrzał w jej oczy. Zobaczył w pierwszej chwili niedowierzanie, a po chwili… wzruszenie. Tak, przecież była bardzo wrażliwa.
- Ula… - Starannie układana mowa wyleciała mu z głowy. – Naprawdę bardzo cię kocham i chciałbym spędzić z tobą resztę mojego życia. Zostaniesz moją żoną?
Zamrugała kilka razy szybciej jakby nadal nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Zaskoczył ją… pozytywnie. Nie mogła powstrzymać wzruszenia i kilka łez spłynęło jej po policzkach.
- Tak…
Odetchnął cicho i uśmiechnął się. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uleciało z niego całe zdenerwowanie i stres zostawiając miejsce bezgranicznemu szczęściu.

~~*~~
„Umiem rzucić czar, i wzniecić żar,
Doprowadzić tam gdzie eden.
Mogę sprawić też, by ciała dwa,
Zatańczyły znów w rytm jeden.”
Doprowadzić tam gdzie eden.
Mogę sprawić też, by ciała dwa,
Zatańczyły znów w rytm jeden.”
Całowali się coraz namiętniej dążąc do sypialni. Dość szybko pozbyli się, w tym momencie zbędnych, części garderoby. Ula już w trakcie drogi do łóżka zdążyła wyzbyć się swojej nieśmiałości. Teraz oddawała pocałunki niemniej zachłannie niż on. Położyli się na łóżku rozpoczynając tym samym swój zmysłowy taniec.

Całował każdy zakamarek jej ciała. Doprowadzał ją do szaleństwa. Ich przyspieszone oddechy dało się słyszeć w całym pomieszczeniu. Językiem obrysował kontur jej piersi. Zadrżała z rozkoszy. Teraz z kolei przenosił się z pocałunkami coraz wyżej. Drażnił językiem jej sutki. Po chwili zaczął obdarowywać pocałunkami jej dekolt i szyję. Następnie wpił się w jej usta hamując wydobywające się z nich jęknięcie. Powoli wszedł w nią. Dobrali wspólne, dobrze im już znane, tempo. Poruszał się delikatnie w jej wnętrzu. Obdarowywali swoje usta pocałunkami. Ich ciała i dusze stworzyły jedność.
~~*~~
„Chciałbym poznać Twoje sny
Chciałbym objąć Ciebie i
Być przy Tobie jak Twój cień
W każdą noc i dzień.”
Leżeli wtuleni w siebie patrząc sobie z miłością w oczy. Kochali się tak bardzo, że to aż wydawało się niemożliwe, jak ze snu. Ale to nie był sen. Oni tu byli, kochali się, właśnie kilka godzin temu się zaręczyli – i to wszystko działo się naprawdę. Naprawdę leżeli w łóżku wtuleni w siebie, naprawdę patrzyli na siebie z miłością i czułością, naprawdę na serdecznym palcu Uli znajdował się pierścionek zaręczynowy. Zerknęła nań. Był z białego srebra z oczkiem z oczkiem z niebieskiego szafiru. Był piękny… Skromny, niewydumany, ale piękny. Doskonale do niej pasował.

Uśmiechnął się lekko widząc jej, nieco rozmarzony, wyraz twarzy. Pocałował ją we włosy. Kochał ją nad życie, i był pewien w stu, a nawet w dwustu procentach, że to właśnie z nią chce spędzić resztę swojego życia, że to z nią chce założyć rodzinę, że to z nią chce się zestarzeć. Nie wątpił w to ani trochę. Nie czuł się tak jak przy Uli z żadną kobietą, ani z kochankami, ani nawet z Pauliną. Wydawało mu się, że to jest miłość. Potrzebował jednak kogoś kto uświadomił mu, że się mylił. I właśnie poznał Ulę, która mu to uświadomiła i pokazała co to znaczy kochać naprawdę. Przestał rzucać słowa „kocham cię” na wiatr. Kiedyś wypowiedzenie tych dwóch słów znaczyło dla niego tyle co przelotny romans, albo przeprosiny narzeczonej. Teraz wiedział, że te dwa słowa znaczą o wiele, wiele więcej. I to właśnie do Uli te dwa słowa kierował z miłości, a nie dlatego, że czegoś oczekiwał. Po prostu zrozumiał co to znaczy kochać i być kochanym, szczęśliwym. To wszystko co do tej pory go otaczało było tylko zamiennikiem tych uczuć, nędznym prototypem. Teraz dopiero czuł naprawdę, że kocha, że jest szczęśliwy. I wiedział, że jest wielkim szczęściarzem mając tą miłość. Spojrzała na niego z uśmiechem. Oparła się o jego ramie. Przysunął się lekko do jej twarzy.
- Kocham cię – szepnął uśmiechając się czule.
~~*~~
Piosenki:
· Seventeen – „Niezwyczajna miłość”
· Volver – „Na dobre i na złe”
· Volver – „Jak wulkan”
· Masters – Za twój uśmiech”
~~*~~
* „Listy pisane miłością” – James Petterson. Piękna książka, polecam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz