środa, 6 czerwca 2012

Rozdział 15


Rozdział 15
„Jedyne takie święte miejsce,
gdzie rozum przegrywa z duszą i sercem,
a cały ten tercet wypowiada twoje imię,
poddałem się temu, jestem sam sobie winien.”

Tego dnia Dobrzańskiego obudził przeraźliwy dźwięk telefonu.Przeciągnął się rozkosznie i przetarł zaspane oczy. Spojrzał na wyświetlacztelefonu. Ula.
- Tak kochanie?
- „Dzień dobry prezesie. Gdzie się prezes podziewa? Przychodzę dofirmy a prezesa nie ma…”
- Co? – Zafrapował się. Nie wiedział do końca o co jej chodzi. – Wfirmie o… - Spojrzał na zegar. – Już jedenasta? – zdziwił się. – Zaraz będę.Pa, kocham cię.
- „Ja też cię kocham, cześć.”
Rozłączył się i odłożył telefon na szafkę nocną. Gdy zauważył,która jest godzina momentalnie się rozbudził. Miał zamiar namówić Ulę dopowrotu do pracy… przyjechać po nią rano do Rysiowa, zaciągnąć ją do firmy iubłagać… ona nie miała zamiaru być dziś w FD… więc co tam robiła? W końcu wczorajjej to zaproponował, ale się nie zgodziła. Może sobie wszystko przemyślała istwierdziła, że wróci?  Przecież nic niestało na przeszkodzie… no może nic oprócz Pauliny, która może mieć problemy zich związkiem i, znając ją, wcale się z tym nie kryć… ale Paulina nie jestprzeszkodą do niepokonania. Postanowił, że skoro Ula już jest w firmie, to onzaraz także tam dotrze i namówi ją na powrót. Wykonał szybko poranną toaletę,śniadanie sobie darował, stwierdzi, że zje coś w firmowym bufecie, po czymwyszedł z domu. Uśmiech aż sam wpływał mu na twarz kiedy myślał o perspektywiespotkania ukochanej. Zaśmiał się w duchu. Kto by pomyślał, że to się takskończy… Na początku faktycznie chciał ją wykorzystać, jak każdą, ale naszczęście w porę się opamiętał i poszedł z nią do łóżka i tylko i wyłącznie zmiłości, a nie z innych pobudek. Jednak, gdyby na początku ich romansu, ktośpowiedziałby mu, że się w niej zakocha… na bank by nie uwierzył. On się niezakochiwał… jak widać do czasu. Uśmiechnął się sam do siebie, po czym wsiadł doauta. Odpalił silnik i ruszył w kierunku firmy. Po kilkunastu minutach już siętam znalazł. Przywitał się przelotnie z panem Władkiem po czym wsiadł do windy.Odruchowo nacisnął piątkę. Po kilku sekundach znalazł się na odpowiednimpiętrze. Chciał już pytać się Ani czy wie może gdzie jest Ulka, jednak wpołowie drogi do recepcji zauważył sylwetkę ukochanej w sekretariacie. Posłałkrótki uśmiech na przywitanie w stronę Ani, po czym ruszył w odpowiednimkierunku. Zauważył, że Viola właśnie z zaangażowaniem opowiada o czymś Uli.Zatrzymał się w progu sekretariatu i spojrzał na odwróconą tyłem Ulkę. Nie miałnajmniejszego zamiaru ukrywać się z ich miłością. Już nie – nie był zaręczony,mógł być z kim chciał, mógł robić co chce. Ale Violetta była szybsza niżnajszybszy portal plotkarski, w których swoją drogą też niedługo będzie głośnoo nowym związku prezesa. Przestał przejmować się Violettą po czym podszedł ipocałował Ulę.
- Prezes już się stawił na miejscu pracy – rzekł nawiązując do ichwcześniejszej telefonicznej rozmowy. – Długo czekałaś?
- Trochę, ale Violetta doskonale dotrzymała mi towarzystwa.
Spojrzał na zaskoczoną ich poufałym zachowaniem blondynkę. –Viola, działo się coś ważnego jak mnie nie było w firmie?
- Nic, tylko telefony się zrywają.
- Chyba urywają – poprawił ją odruchowo. – Chodźmy do mnie –zwrócił się do Uli. Otworzył drzwi do gabinetu i wpuścił ukochaną przodem. –Nie ma mnie dla nikogo – rzucił jeszcze do Violetty, po czym zamknął gabinet.Podszedł do swojej dziewczyny i pocałował ją w usta. Tym razem nie przejmowałsię zamykaniem gabinetu od środka, ani zasłanianiem żaluzji żeby nikt ich niezobaczył.
- Marek… jesteśmy w pracy – powiedziała w przerwach pomiędzypocałunkami. Uśmiechnął się do niej.
- Z tego co wiem, to ty się zwolniłaś, więc nie jesteś w pracy… jaw niej jestem, ale się tym nie przejmuję. Więc… - Chciał ponownie wtulić się wjej usta, jednak delikatnie go powstrzymała. – Uwielbiam to, że potrafisz daćponieść się chwili – zironizował patrząc na nią z wyrzutem.
- Dam się ponieść chwili, ale poza firmą, okej? Nie przyszłamtutaj żeby się z tobą całować…
Zastanowił się dłuższą chwilę. – A po co przyszłaś?
- Po pierwsze stęskniłam się. – Uśmiechnęła się do niego czule. –Po drugie chciałam spotkać się z przyjaciółmi. A po trzecie przypomniała mi sięnasza wczorajsza rozmowa.
- Ale która, bo wczoraj dość dużo rozmawialiśmy – stwierdził zzamyśleniem.
- Marek, doskonale wiesz, która.
Uśmiechnął się do niej promiennie, po czym pocałował z czułością.Tym razem nie zaprotestowała.
- To jak? Dasz mi wrócić do firmy, czy może pan prezes się na mnieobraził, że go obudziłam?
- Pan prezes jest wniebowzięty, że wróciłaś do firmy, i może nawetprzymknąć oko na ten karygodny postępek.
Dał jej żartobliwego pstryczka w nos. Zaśmiała się. Była takaszczęśliwa… nie pamiętała kiedy ostatnio aż tak. Przytuliła się do niego a onoplótł ją ramionami. – Kocham cię – szepnęła.
- Ja ciebie też skarbie.
Ponownie ją pocałował. Dłuższą chwilę nie przerywała, tylko „dałaponieść się chwili”, jednak gdy usłyszała pukanie do drzwi gabinetu Marka,delikatnie go od siebie odsunęła.
- Ula… - jęknął.
- Mareczku, jesteśmy w pracy. Już nie możesz mi powiedzieć, że jaw niej nie jestem, bo właśnie wróciłam. Poza tym ktoś pukał.
  
Pokiwał niechętnie głową przyznając jej rację. Odsunęli się nabezpieczną odległość od siebie i Marek rzucił jakieś krótkie zaproszenie. Dogabinetu wszedł Seba.

„To mi nie minie tak szybko, tak łatwo,
bo jesteś mą wiarą, nadzieją, zagadką, 
której nie umiem objąć rozumem,
dlatego mam do niej taki szacunek,
może zwyczajnie brak mi taktu ale
wierze w ciebie, moje sacrum.

- Stary… jak to nic ważnego to cię uduszę na miejscu – warknął.Olszański właśnie zepsuł jedyną chyba chwilę, w której Ula zupełnie nie myślałao tym, że są w pracy. Miał zamiar trochę skorzystać z tego jej zapomnienia, aleSebastian mu to uniemożliwił.
- Pójdę już – stwierdziła Ula. Uśmiechnęła się do Marka lekko poczym opuściła jego gabinet. Marek pokiwał lekko głową, po czym ponowniespojrzał na Sebastiana.
- Więc? – ponaglił go. – Tylko jeśli masz zamiar wyciągnąć mnie doklubu to lepiej od razu stąd wyjdź – zastrzegł.
- Dobra, spokojnie. Co ty dzisiaj taki zły. Przerwałem coś?
- Nie denerwuj mnie Seba, okej? Po co przyszedłeś?
- Od jakiegoś czasu prosiłeś mnie żebym znalazł ci te faktury…Trochę mi zeszło, ale mam. Trzymaj.
- Dzięki. – Wziął od kumpla teczkę z dokumentami. – To wszystko?
- Nie – zaprzeczył. Usiadł na oparciu kanapy i spojrzał na Marka. –Czyli z Ulką to tak na serio? – Marek zmarszczył brwi. Przecież mu jużtłumaczył. – Violetta was widziała, cała firma już pewnie wie, wiesz jaka onajest. Wnioskuję więc, że coś poważnego.
- Brawo. – Zaklaskał anemicznie w dłonie. – Mówiłem ci przecież:kocham ją.
Sebastian spojrzał na niego z powątpiewaniem.
- O Pauli też tak mówiłeś.
Odetchnął ciężko patrząc na Sebastiana.
- Ula to nie Paulina – odparł poważnie. – Poza tym moje uczucia doPauliny, nawet te na początku naszego związku, różnią się radykalnie od tych doUli. Seba, nie wmawiaj mi, że to będzie to samo co z Paulą, bo ci nie uwierzę.Kocham Ulę, okej?
- Okej. Jak chcesz, ale potem nie przychodź do mnie z pretensjami,że nie wypaliło.
- Nie przyjdę, możesz być pewien – odwarknął. Sebastian irytowałgo tym, że tak stara się odciągnąć go od Uli, i nie wierzy w to uczucie.Wiedział, że nie zrozumie, ale miał nadzieję, że chociaż zaakceptuje, i pogodzisię z radykalną zmianą w zachowaniu Marka. – To wszystko?
  
- Tak, cześć. Stary…
- Nie, nie idę do klubu – zaprotestował.
- Chciałem się zapytać czy idziesz pobiegać.
Zastanowił się chwilę. – Okej, dwunasta jak zawsze?
- Dwunasta – potwierdził po czym wyszedł z gabinetu Dobrzańskiego.
Marek odetchnął. Może on trochę przesadza? Może Sebastian tylkosię martwi? No tak czy inaczej Marek był nieco przewrażliwiony w temaciemiłości jego i Uli po rozmowie z ojcem. Usiadł za biurkiem i zaczął przeglądaćdokumenty przyniesione mu przez Sebę.


~~*~~

„Wielkomiejski szum, natłok wrażeń,
szukam znaku, który się okaże drogowskazem

Ula siedziała przy swoim biurku i klikała na klawiaturzekomputera. Violetta jak zwykle rozmawiała przez telefon z niejaką Gośką żywokomentując wszystko co jej rozmówczyni powiedziała, po korytarzu przechadzalisię pracownicy, chwilami dało się słyszeć krzyki rozwścieczonego Pshemko… czułasię jakby wcale stąd nie odchodziła. Nie pracowała przez dwa tygodnie i dwadni. Wiedziała, że powinna teraz leżeć w domu i odpoczywać, w końcuprzedwczoraj dopiero wyszła ze szpitala. Ale wczoraj odpoczęła. Poza tym onanie umiała nie pracować, musiała coś robić bo wariowała. Nawet przez te dwatygodnie oprócz płaczu i prób zapominania o Marku zdążyła posprzątać cały dom, przejrzećwszystkie swoje ubrania, czego dawna nie robiła, z powodu braku czasu, orazprzejrzeć jakieś starocie na strychu żeby zobaczyć co jeszcze ewentualnie możesię przydać, a co można wyrzucić. Musiała po prostu coś robić, nie lubiła leżećbezczynnie… chociaż musiała przyznać, że podczas weekendu z Markiem wspólnelenistwo bardzo jej się podobało. Uśmiechnęła się pod nosem. Spojrzała na Violęrozmawiającą nadal z koleżanką. Pokręciła głową po czym spojrzała na dokumentyspoczywające na jej biurku. Miała zamiar znowu zagłębić się w dokumentach gdynagle usłyszała stukot obcasów przed sekretariatem, więc domyśliła się, że ktośidzie. Spojrzała w odpowiednim kierunku. Uśmiechnęła się lekko do matki Marka.
- Dzień dobry pani Heleno – przywitała się kulturalnie.
- Dzień dobry – odparła uśmiechając się przyjaźnie do brunetki.Lubiła Paulinę, na początku ciężko jej było zrozumieć wybór syna, ale teraz jużsię z tym pogodziła i zaakceptowała. Po głębszym zastanowieniu stwierdziła, żeMarek faktycznie nigdy nie wyglądał na szczęśliwego podczas związku z Pauliną.Teraz miała zamiar porozmawiać z Markiem na temat dość ważny, dlatego stawiłasię w biurze, a nie zadzwoniła do niego, tak jak miała w zwyczaju. – Marek jestu siebie?
- Tak – potwierdziła z lekkim uśmiechem. Dobrzańska po chwili zniknęław gabinecie Marka. Cieplakówna odetchnęła cicho po czym spojrzała z powrotem wdokumenty. Musiała przyznać, że Sebastian, który zajmował się firmą na czaszałamania nerwowego i nieobecności w firmie Marka, a także Viola i, o iledobrze się orientowała, Ania, nieźle poradzili sobie z pilnowaniem firmy. Gdyjuż zapoznała się ze stanem obecnym firmy, który nie uległ zbyt dużej zmianieod czasu jak była tu ostatnio, postanowiła odwiedzić Pshemko. Dawno niewidziała projektanta, a słyszała, że dzisiaj był nieco podenerwowany, więc możejej uda się poprawić mu humor? Z takim planem ułożonym w głowie poinformowałaViolę gdzie idzie, na wypadek gdyby Marek się o nią pytał, i ruszyła do bufetu.Uśmiechnęła się do kobiety stojącej za ladą.
- Ulka! – zawołała radośnie, po czym wyściskała mocnoprzyjaciółkę. – Wróciłaś!
- No wróciłam, wróciłam. – Zaśmiała się z entuzjazmu przyjaciółki.– Rozumiem, że Violetta jeszcze tu nie dotarła?
- Chyba nie, bo już bym wiedziała, że wróciłaś.
- Nie tylko o tym – stwierdziła uśmiechając się szeroko doblondynki. Ela spojrzała na nią z zaciekawieniem. – Pamiętasz jak tłumaczyłamci powody mojego odejścia?
- No pamiętam, Marek, romans, i tak dalej… Tym bardziej jestem zaskoczona,że wróciłaś!
- No bo, pogodziliśmy się z Markiem. Okazało się, że pan prezesnie jest aż taką świnią, że się zmienił… i, że ostatecznie się we mniezakochał.
- Serio? No to super kochana, jesteś szczęśliwa?
- Bardzo. – Uśmiechnęła się do dziewczyny. – A jak z Władkiem?
Ela westchnęła uśmiechając się szeroko. Podobnie jak Ula,ostatnimi czasy była szczęśliwa, nawet bardzo szczęśliwa. Miała dużoniepowodzeń w relacjach damsko-męskich, ale czuła, że z Władkiem to w końcujest to… to na co czekała przez całe życie.
- Jest… wspaniale. Julek bardzo go lubi, Władek zresztą go też.Bawi się z nim, pomaga mi. Niedawno nieźle się rozłożyłam, wiesz, grypa. Byłamwykończona, Władek zabrał małego do lunaparku żebym mogła odpocząć… w ogólejest taki… - Odetchnęła uśmiechając się szeroko. – Opiekuńczy, miły, czuły… wkażdym razie czuję, że w końcu jestem naprawdę szczęśliwa.
- No to wspaniale, byle tak dalej – stwierdziła. – Właśnie Ela,przywieźli już czekoladę dla Pshemko? Chciałam go odwiedzić, a jest dzisiajdość zły, i nie chciałabym go jeszcze bardziej zdenerwować.
- Jasne, zaraz ci dam.
Pokiwała głową. Po kilku minutach już wchodziła do pracowniMistrza z kubkiem parującej gorącej czekolady, takiej jak najbardziej lubił.
- Witaj Pshemko – rzuciła.
- Urszula! – Uśmiechnął się szeroko. – W końcu jakaś osoba godziwaprzebywać w mojej pracowni, nie to co ci nieudacznicy. – Wskazał na swoichpodwładnych.
- Nie przesadzaj, Pshemko – zaśmiała się. – Przyniosłam ci czekoladę.
- Urszula jest Aniołem – stwierdził. – Nie wiem jak ja wytrzymałembez ciebie te dwa tygodnie. Co się w ogóle z tobą działo?
- Bardzo dużo rzeczy Pshemko, niekoniecznie dobrych. Ale jużwszystko w porządku, więc wróciłam.
- I chwała ci za to, planowałem już wyjechać do swojej samotniżeby odpocząć od tych poprawców – stwierdził ponownie obrzucając złym wzrokiempracowników.
- Pshemko, jeśli potrzebujesz, to mogę porozmawiać z Markiem ojakimś urlopie dla ciebie.
- Naprawdę Urszulo, już nie potrzeba. Urszula skutecznie poprawiłami nastrój. Dostałem weny.
- Cieszę się Pshemko – stwierdziła z uśmiechem. – W takim raziejuż ci nie przeszkadzam w tworzeniu. Jestem pewna, że jak zawsze twoje dziełabędą doskonałe.
- Przeceniasz mnie Urszulo.
- Wcale nie – zaprotestowała z uśmiechem. – Do zobaczenia Pshemko.
Uśmiechnęła się jeszcze raz do projektanta i wyszła z pracowni.Miała zamiar poprawić humor projektantowi, a poprawiła go także i sobie. Ruszyłaszybkim krokiem w stronę sekretariatu. Miała zamiar jeszcze trochę popracować,jednak gdy już powoli zaczynała opracowywać w myślach plan co powinna jeszczezrobić zauważyła stojącego przy jej biurku Marka. Uśmiechał się do niejszeroko.

„Chcę do jedynego miejsca na ziemi,
gdzie problemy przestają mieć znaczenie,
do objęć, które akceptują me słabości,
do nich pragnę, tylko do mej miłości.
Jest na ziemi jedno moje małe miejsce,
gdzie poza biciem serca nie liczy się nic więcej,
uciekam tam z moją całą miłością,
wierzę w ciebie, wierzę w moje sacrum.

- Chodź do mnie, okej?
- Okej, już – przystała na to.
Weszła do gabinetu ukochanego. Ten najpierw czule ją pocałował, apotem lekko pociągnął na kanapę. Objął ją przytulając tym samym do siebie.
- Ula… masz jutro wolne popołudnie?
- Mam, czemu pytasz?
- To urwiemy się wcześniej z pracy. Rodzice zapraszają nas nakolację.
Odchrząknęła cicho. – Fajnie – stwierdziła starając się ukryćzdenerwowanie. Przytulił ją do siebie.
- Wszystko będzie dobrze, hm?
Pokiwała głową. – Tak, pewnie masz rację. – Pocałowała go delikatnie. – Wracam do pracy.
- Znowu? – jęknął. – Nie możesz tu trochę ze mną posiedzieć, izająć się czymś przyjemniejszym?
- Nie teraz. – Cmoknęła go w usta.
- Nie teraz, nie teraz… - Przekręcił oczyma. – To mam pomysł –stwierdził. – Jutro, po kolacji u rodziców, pojedziemy do mnie, co?
   
Zastanowiła się przez chwilę. Marek patrzył na nią wyczekująco.Nie chciał jej do niczego zmuszać, ale miał wielką nadzieję, że się zgodzi.
- Okej – odparła po chwili. Skradła mu krótkiego całusa i nimzdążył zareagować wyszła z jego gabinetu. Uśmiechnęła się sama do siebie iusiadła za biurkiem. Kolacja u rodziców Marka… trochę się denerwowała, aleprzecież obok niej będzie Marek, więc nic złego nie może się wydarzyć...
„Będzie dobrze” – powtórzyła kilka razy w myślach.

~~*~~
Piosenka: Mezo & Kasia Wilk – „Sacrum”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz