Rozdział 14
„Dzień dobry
Kocham cię
Już posmarowałem tobą chleb
Dzień dobry
Kocham cię
Nie chce cię z oczu stracić więc
Jeszcze więcej Dzień dobry
Kocham cię
Podzielimy dziś ten ogień na dwoje.”
Kocham cię
Już posmarowałem tobą chleb
Dzień dobry
Kocham cię
Nie chce cię z oczu stracić więc
Jeszcze więcej Dzień dobry
Kocham cię
Podzielimy dziś ten ogień na dwoje.”
Sebastiana z samego rana obudziła cicha muzyka, dochodząca najprawdopodobniej z radia. Zupełnie nie miał ochoty jeszcze wstawać więc zakrył się kołdrą i przewrócił na drugi bok z zamiarem powrotu do krainy marzeń sennych, jednak jak na złość muzyka była dość dokuczliwa i o wiele za bardzo optymistyczna jak na szóstą rano*. Była to zdecydowanie za wczesna godzina. Postanowił zignorować dźwięki dochodzące z urządzenia, nawet nie zastanawiając się jakim cudem samo się ono włączyło. Powoli ponownie zasypiał jednak gdy usłyszał zamykanie drzwi od szafek i brzdęk talerzy postanowił otworzyć oczy. Wykonał tą czynność i miał właśnie zamiar wygłosić komuś tyradę na temat budzenia go o tak wczesnej godzinie, jednak powstrzymał się gdy zobaczył Violettę. W doskonałym nastroju krzątała się po kuchni podśpiewując pod nosem słowa jakiejś piosenki, jednak teraz jej optymistyczny charakter nie denerwował go, a wręcz przeciwnie – nawet zadowolił. Viola przygotowywała śniadanie, jednak prawie wcale nie była przygotowana do rozpoczęcia dnia – ubrana w nieco za duży dres ukochanego, bez makijażu i w rozpuszczonych włosach zdecydowanie nie miała zamiaru wychodzić na zewnątrz. Nie myślała, że Seba obudzi się o tak wczesnej godzinie, i miała zamiar uszykowania się przed jego pobudką. Jeszcze nie zauważyła, że jej ukochany się obudził, i się jej przygląda i nieświadoma tego w doskonałym nastroju szykowała śniadanie. Po jakimś czasie Sebastian zwlekł się z łóżka, założył na siebie szlafrok i niemal na palcach ruszył w kierunku Violi. Cicho podśpiewywała pod nosem. Nawet go nie zauważyła. Bezszelestnie podszedł do niej i objął ją czule, opierając głowę na jej ramieniu.
- Dzień dobry skarbie – powiedział obracając ją do siebie przodem i całując. Uśmiechnęła się do niego wesoło. Teraz cieszyła się, że jednak postanowiła zerwać z Arturem i pogodzić się z Sebastianem. Nie żałowała swojego wyboru. Okazało się, że Seba rzeczywiście się zmienił. Nie był już tym sam podrywaczem, a stał się świetnym facetem, kochającym i wspierającym. Była szczęśliwa. Jak nigdy.

~~*~~
„Nie liczę dni,
Bo każdy z nich
Spędzony z tobą bezcenny jest.
Zachwycam się,
Zachwycam się,
Choć znam od lat
Ten uśmiech w oczach twych.
Codziennie rano,
Codziennie rano,
Gdy jeszcze śpisz,
Całuję Twoje usta tak,
Tak jakby to ostatni raz nasz był.”
Leżała wtulona w jego tors wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. Uśmiechnęła się lekko. Była niewyobrażalnie szczęśliwa. Tak jak jeszcze nigdy. Kochała Marka nad życie a świadomość, że on ją również tak bardzo kocha dodawała skrzydeł. Otworzyła oczy i odsunęła się od niego delikatnie po czym spojrzała na jego pogrążoną w śnie twarz. Uśmiech sam wpłynął jej na twarz. We śnie zawsze miał taki łagodny wyraz twarzy, a czasami lekko się uśmiechał – tak jak teraz. Zastanawiała się czasami o czym śni, że śpi tak spokojnie, z lekkim uśmiechem. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Szósta rano. Doskonale wiedziała, że jej ukochany o tej godzinie nie funkcjonował poprawnie jeśli nie wypił mocnej kawy, postanowiła więc zrobić wyjątek od reguły, i pozwolić mu się wyspać chociaż do tej siódmej. Sama także była nieco zmęczona po wczorajszym pokazie. Delikatnie pochyliła się i musnęła go w usta.

Nie obudził się, nic dziwnego. Spał mocno i wyglądało na to, że nic nie jest w stanie przerwać mu wypoczynku. Postanowiła przespać się jeszcze chociaż z godzinkę, jednak jej natura rannego ptaszka nie pozwoliła jej na to – postanowiła więc poleżeć trochę wtulona w Marka i pomyśleć, powspominać. Oparła się delikatnie na jego ramieniu i przymknęła oczy. To, że mogła leżeć wtulona w niego działało na nią kojąco. Jego zapach, oplatające ją ramię, jego oddech na ramieniu, sama jego obecność sprawiała, że czuła się bezpiecznie. Kochał ją, czuła to we wszystkich jego gestach, słyszała w głosie, widziała w oczach. A chociaż on kłamać umiał świetnie, to jej nie potrafił, bo doskonale umiała czytać w jego oczach. Zresztą nawet nie próbował kręcić, a przynajmniej nie zauważyła tego. Czuła jednak, że jest z nią szczery, a w tych sprawach myliła się raczej rzadko. Jednak ufała mu, i wierzyła, że nie zawiedzie tego zaufania, ze jej nie okłamie, nie zrani. Bardzo go kochała. Nie wiedziała już jak mogłaby żyć bez niego i bez tej miłości. Byłoby to szalenie trudne, jeśli nie niemożliwe. Poczuła, że delikatnie się poruszył, nie miała jednak zamiaru otwierać oczu. Przytuliła się do niego mocniej. Zgodnie z jej oczekiwaniami poczuła delikatny dotyk jego dłoni na policzku, prawie niezauważalny jak muśnięcie wiatru, jednak nadzwyczaj przyjemny. W końcu uchyliła powieki i od razu napotkała jego oczy wpatrzone w nią. Widziała w nich wesołe iskierki, jednak wyglądał także na rozmarzonego i zamyślonego. Uśmiechnęła się do niego lekko i pogłaskała go po policzku.
- Cześć kochanie – powiedziała lekko wtulając się w jego tors. Przymknęła oczy i chwilę upajała się bliskością. Oplótł ją ramionami z uśmiechem i pocałował we włosy.
- Dzień dobry mój kochany śpioszku – powiedział ze słyszalną radością w głosie. Uśmiechnęła się do niego.
- Twój kochany śpioszek – powtórzyła po nim – chyba pierwszy raz od kiedy pamięta nie wyspał się o godzinie szóstej – stwierdziła wtulając się w niego mocniej. Rzeczywiście była nadal zmęczona. Pokaz i bankiet zrobiły swoje. Najchętniej poleżałaby jeszcze i pospała w jego ramionach.
- Kotku, ale już jest siódma – stwierdził z rozbawieniem.
- I widzisz, nadal nie jestem wyspana – odparła z westchnięciem. – Ten pokaz chyba mnie tak wymęczył. A potem jeszcze ty mi spać nie dałeś – dodała z udawaną pretensją w głosie.
- Ja? – Zrobił minę niewiniątka. – Przecież ja nic złego nie zrobiłem…
Roześmiała się na widok jego miny zbitego szczeniaka i głosu jakby mama właśnie oskarżyła go o coś czego nie zrobił. Uśmiechnął się. Mógłby słuchać jej śmiechu w nieskończoność. Był taki zaraźliwy i radosny, niewymuszony. Pocałował ją czule.
- Kocham cię – powiedział patrząc jej prosto w oczy. Uśmiechnęła się czule.
- Ja też cię kocham – odparła, po czym delikatnie musnęła jego usta. – Dobra kochanie, wstawajmy bo się spóźnimy do pracy – rzuciła niechętnie. Najlepszym rozwiązaniem byłoby dla niej poleżenie w łóżku, albo chociaż długi spacer we dwoje dla zregenerowania sił. Zdecydowanie nienajlepszym pomysłem była praca. Nie zdarzało jej się taka niechęć do pracy, jednak teraz była wybitnie niewyspana… a chyba każdy zasługuje czasami na odpoczynek?
- Praca nie królik – stwierdził naśladując Violettę. Uśmiechnęła się pod nosem. Pogłaskał ją po policzku. – Ja szczerze mówiąc też zupełnie nie mam ochoty na robotę.
Spojrzała na niego z politowaniem ale i rozbawieniem. – Ty nigdy nie masz na to ochoty.
- Też fakt – potwierdził ze śmiechem. – Tak czy inaczej, jeden dzień lenistwa jeszcze nikomu nie zaszkodził.
- Mmmm – mruknęła. – To ja sobie jeszcze pośpię – stwierdziła opierając się o jego tors.
- To sobie pośpimy, a potem zobaczymy co dalej zrobimy z tym jednym dniem wolnego.
Wtulił delikatnie twarz w jej włosy i oplótł ją ramieniem. On sam także był nieco śpiący, ale dla niego nie była to żadna nowość, zawsze był śpiochem i mógł spać nawet do jedenastej jeśli mu tylko pozwolić. Nie przysporzyło mu więc kłopotu ponowne zaśnięcie, tym bardziej, że przy nim leżała jego ukochana Ula.
~~*~~
„Gdy jesteś ze mną
Cały świat wiruje
Gwiazdy bledną
Chce byś była dla mnie tylko jedną.
Zostań juz na zawsze
Życie z tobą ma swój smak.”
Cały świat wiruje
Gwiazdy bledną
Chce byś była dla mnie tylko jedną.
Zostań juz na zawsze
Życie z tobą ma swój smak.”
Spacerowali po Warszawskich Łazienkach w doskonałych nastrojach. Ten jeden dzień wolnego rzeczywiście dobrze im zrobił i był świetną odskocznią od pracy. Od momentu jak się zeszli nie mieli dużo czasu dla siebie. Pokaz zbliżał się niemiłosiernie szybko. Teraz jednak już było po wszystkim, mogli odetchnąć i w końcu nacieszyć się sobą. Byli przeszczęśliwi, i wyglądało na to, że chcą się podzielić tym z całym światem. Publiczne i intensywne okazywanie uczuć? Oboje za tym nie przepadali, ale co zrobić gdy pogoda jest tak piękna, ptaszki ćwierkają, a z serca aż bucha miłość, szczęście i radość? Spacerowali, trzymali się za ręce, całowali się, śmiali, wygłupiali, nawet zachowywali się jak dwójka małych dzieci – po prostu emanowali miłością i szczęściem.

Niektórzy patrząc na tę dwójkę uśmiechali się wesoło, inni patrzyli na nich ze zrozumieniem, myśląc zapewne „młodzi są, niech się sobą nacieszę”, a jeszcze inni z politowaniem. Nie zwracali jednak żadnej uwagi na ludzkie spojrzenia. To było ich kilka godzin podczas których nie mieli zamiaru przejmować się opinią większości. Chcieli po prostu nacieszyć się sobą, swoją miłością i szczęściem. Nie myśleli o tym co pomyślą inni, nie martwili się godziną, ani pogodą – byli po prostu razem i cieszyli się swoją obecnością.
Spacerowali, teraz spokojnie, przytuleni do siebie mocno z szerokimi uśmiechami na twarzach. Oboje byli nieprzyzwoicie szczęśliwi, radość biła z nich na kilometr – po prostu byli w sobie zakochani, i ta miłość emanowała. Ludzie z pracy o dziwo dali im spokój na ten jeden dzień – pewnie domyślili się, że woleli pobyć w swoim towarzystwie, niż przychodzić do biura, tym bardziej teraz, po pokazie, gdy nie było już tyle roboty. Marek zatrzymał się w pewnym momencie i spontanicznie ją pocałował. Nie spodziewała się, ale natychmiast odwzajemniła pocałunek. Zresztą tego dnia prawie wszystko robili spontanicznie i każdy ich ruch wynikał z nagłego porywu serca, czy zwyczajnej ochoty na coś. Uśmiechnęli się do siebie i objęci ruszyli w dalszą drogę. Nie wiedzieli ile już tak spacerowali, czas zupełnie ich nie obchodził, ale o tym, że już dawno minęła pora obiadowa przypomniało im intensywne uczucie głodu. Spojrzeli na siebie w tym samym momencie.
- Myślisz o tym samym co ja? – zapytał z uśmiechem.
- Chyba tak – potwierdziła. – Idziemy?
- Idziemy.
Zgodnie ruszyli w kierunku wyjścia z parku, a potem na skrzyżowanie ulicy Marszałkowskiej ze Świętokrzyską. Po chwili stanęli przed budką z zapiekankami. Gdy byli jeszcze tylko przyjaciółmi często gdy musieli zostać na noc w biurze, przychodzili w to miejsce aby zjeść coś szybko i smacznie. Zamówili dwie zapiekanki, Marek zapłacił i ruszyli w dalszy spacer.
- To gdzie teraz? – zapytał.
Zastanowiła się dłuższą chwilę. Obeszli tego dnia już chyba całe Łazienki, w parku Ujazdowskim też zdążyli zagościć. Ten dzień spędzali pod hasłem „świeże powietrze”. Było lato a pogoda piękna.
- Sama nie wiem – stwierdziła, po przełknięciu kawałka zapiekanki. – A co proponujesz?
Zastanowił się dłuższą chwilę. W Warszawie było trochę ciekawych, ładnych, fajnych miejsc, ale akurat teraz nic nie przychodziło mu do głowy. Nagle przypomniał sobie o czymś.
- Byłaś kiedyś w Parku Saskim?
Pokręciła głową. – Przechodziłam obok, ale jakoś nie przyszło mi do głowy żeby zobaczyć jak tam jest.
- To żałuj, bo jest piękny. Chodź, pokażę ci.
Pociągnął ją za rękę. Bez oporów ruszyła za nim. Park rzeczywiście był piękny i zrobił na Uli wrażenie. Kwiatów było pełno, lubiła je. Najdłużej jednak zabawili przy Fontannie Wielkiej. Spodobała się Uli, no a Marek nie odmówił ukochanej przyjemności obejrzenia fontanny z każdej strony. Uśmiechał się tylko patrząc na Ulę. W myślach obiecał sobie, że skoro fontanna jej się tak spodobała, to kiedyś przyjdą tu w nocy, bo wtedy była ona nad wyraz piękna. Potem wybrali się jeszcze na spacer po innych alejkach parku – tych bez rzeźb, bez fontanny, bez cieszących oczy żywymi barwami kwiatów. Szli objęci obserwując przyrodę, zielone drzewa, czasami jakąś wiewiórkę. Ludzi było wielu ale nie przeszkadzało im to w ich przechadzce.
~~*~~
W końcu wymordowani, ale zarazem szczęśliwi wrócili na Sienną. Musieli przyznać, że ich wspólnie spędzony razem dzień był wspaniały, najlepszy, piękny i pełen miłości. Te kilka godzin spędzonych wspólnie minęło im jak z bicza strzelił. Ciekawe, że zawsze tak jest, że kiedy się chce żeby jakaś chwila trwała jak najdłużej, to chociaż trwałaby ona kilka godzin, to wydaje się jakby to była zaledwie chwila, a kiedy chce się, żeby coś dobiegło już końca, to nawet najzwyklejsze pięć minut dłuży się niemiłosiernie. Jednak mieli jeszcze trochę czasu dla siebie. Cały wieczór i całą noc. Następnego dnia był piątek, i po pracy Ula miała zamiar pojechać do domu. Dwa dni nie widziała się ze swoją rodziną – niby mało, ale jednak od czasu jak wyprowadziła się od Piotra i wprowadziła do Rysiowa nie minęło zbyt dużo czasu, i nie zdążyła się jeszcze rodzinką wystarczająco nacieszyć. Beti skakała z radości gdy dowiedziała się, że starsza siostra wprowadza się do nich, przynajmniej na razie. Mniej optymistycznie zareagowała na wiadomość o jej wyjeździe do ciotki. Zaraz po wcześniejszym powrocie z Sopotu także nie pojechała od razu do domu, a do Marka, i trochę u niego pomieszkiwała. Potem pojechała raz do domu, a teraz znowu trzy dni w nim nie była. Wiedziała, ze rodzina nie ma jej tego za złe – jest zakochana i wreszcie odnalazła prawdziwą miłość, tą na całe życie, logiczne więc, że nie jest z nimi tyle ile by tego wszyscy chcieli. Beatka także była przyzwyczajona do długiej nieobecności siostry w domu – gdy mieszkała z Piotrem, odwiedzała ich w miarę możliwości często, z reguły starała się przyjechać chociaż na weekend, ale wiadomo, że nie zawsze wszystko wychodziło tak jak się tego chciało. Teraz jednak stwierdziła, że jutro pojedzie po pracy do rodzinki, spędzi z nimi kilka godzin, przenocuje, a w weekend… w weekend to się zobaczy. Uśmiechnęła się do ukochanego opadającego na kanapę obok niej. On także był wypruty z sił po tym spacerze, ale zarazem szczęśliwy, że spędzili razem czas, dużo czasu. Kochał ją jak nikogo nigdy nie kochał i chciał spędzać każdą godzinę, minutę, a nawet sekundę przy niej. Otoczył ją ramieniem przytulając do siebie. Wtuliła się w niego i trwali tak chwilę w zupełnej ciszy, wsłuchani w miarowe bicie swoich serc, upajali się bliskością. Mogłoby już być tak do końca ich życia, a nawet dłużej. Tak pięknie, bez zmartwień, trosk, bólu. Bez niepotrzebnie wylanych łez smutku. Ze szczęściem, miłością i radością. Nic więcej nie potrzeba było im do szczęścia – tylko świadomość, że ta druga ukochana osoba siedzi obok i, że również kocha najmocniej na świecie. Nic więcej oprócz ich wzajemnej miłości i obecności nie było potrzebne do szczęścia.

~~*~~
Piosenki:
· Strachy na lachy – „Dzień dobry, kocham cię”
· Paulla – „Tobie to powiem”
· Power Play – „Gdy jesteś ze mną”
· Sumptuastic – „Mali wielcy”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz