niedziela, 3 czerwca 2012
Rozdział 14
Rozdział 14 część 1
Ula powoli szła w kierunku firmy Febo&Dobrza;ński, jeszcze niedawno jej pracy. A teraz sama nie wiedziała czy chce tam wrócić, czy może woli rozkręcać biznes z Maćkiem. W końcu mieli własną firmę - ProS. Chociaż w sumie nie za bardzo wiedziała co mogłaby tam rozkręcać - Maciej nieźle sobie radzi jako dyrektor generalny, i p.o.* prezesa. A może w ogóle powinna znaleźć inną pracę, inne środowisko. Co prawda była z Markiem więc mogła z nim pracować, ale przecież już raz łączyli życie prywatne z zawodowym i nie wyszło im to na dobre.
- Aniu, Marek u siebie? - zapytała zatrzymując się przy recepcji. Gdy przyjaciółka przytaknęła ruszyła z uśmiechem do gabinetu ukochanego. Zapukała do środka i, po otrzymaniu zaproszenia, weszła.
- Cześć, nie przeszkadzam? - spytała, zauważając, że Dobrzański głowi się nad jakimiś dokumentami.
- Nie, no coś ty kochanie, ty nigdy nie przeszkadzasz - stwierdził podchodząc do niej. Pocałował ją na przywitanie.
- Co robisz?
- Pracuję. Ale jeśli chcesz, to mogę się oderwać od tego na godzinkę czy dwie...
Uśmiechnął się łobuzersko.
- Ula, planujesz wrócić do FD czy wziąć się za coś nowego?
Spojrzała na niego.
- Wiesz, sama nie wiem. Bo gdybym została w FD to mielibyśmy siebie na okrągło, ale przez to nie mogliśmy się skupić. Poza tym już raz łączyliśmy życie prywatne z zawodowym i wiesz jak to się skończyło. Myślałam też nad pomocą Maćkowi w ProS, ale bardzo dobrze sobie radzi, więc myślę, że zostawię to jemu. No to chyba poszukam pracy w... no nie wiem. Pracowałam w Fashion&Moda;, Matt nauczył mnie fotografowania i obróbki to mogłabym iść w tym kierunku.
***
- Francois Fecteau - powiedział, wręczając stojącej przed nim kobiecie białą wizytówkę. - Zadzwoń do niego, na pewno ci pomoże, a jeśli nie będzie chciał to powołaj się na mnie.
Kobieta o kruczoczarnych włosach upiła łyk ginu ze szklanki zrobionej z grubego szkła. Zamyśliła się chwilę czytając dane zawarte na małym prostokącie wyciętym z tektury. Widniało tam imię i nazwisko, a także numer telefonu i adres.
- Zna polski? - zapytała, odstawiając szklankę z na wpół wypitym ginem na stół.
- Nie gorzej od Polaka, tylko akcent francuski.
- Doskonale... - powiedziała zamyślona. Na jej twarzy odmalował się lekki uśmiech.
***
Weronika wparowała do gabinetu Marka wyrywając go z letargu. Spojrzał na nią zaskoczony. Od kilku dni nie widział swojej kuzynki w tak dobrym, żeby nie rzec doskonałym, nastroju. Odwzajemnił lekko jej uśmiech.
- Co taka wesoła? - zapytał, chociaż doskonale znał odpowiedź na to pytanie. W końcu gdzieś musiała spędzić noc od momentu wyjścia z mieszkania Marka na spotkanie z Michałem... Uśmiechnął się pod nosem. - Czyżby nasz Misiu dobrze się sprawował w nocy? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem. Jak on lubił denerwować swoją kuzynkę szczególnie gdy ta miała dobry nastrój.
- Mareczku... - Pogroziła mu żartobliwe palcem. Takie zdrobnienie jego imienia mogło zwiastować tylko jedno: nastrój Dobrzańskiej, był bardziej niż doskonały. - Nie wnikaj, bo ja też nie wnikam czy zaprosiłeś Ulkę na noc czy nie, okej?
- Okej, okej.
Weronika rozejrzała się z udawanym zdziwieniem.
- A gdzie twoja dziewczyna?
- Moja dziewczyna... szuka pracy. Dasz wiarę?
- A nie będzie pracować w FD? - zapytała zaskoczona.
- Nie. Stwierdziła, że łączenie życia prywatnego i zawodowego nam nie wychodzi. Może ma trochę racji... - Zamyślił się. - Tak czy inaczej planuje iść dalej w kierunku fotografii, ale tym razem w domu mody, Paprocki&Brzozowski;. Wiesz na Łopuszańskiej...
- Tak wiem - przerwała mu. - To, że dawno nie byłam w Warszawie a teraz nie zdążyłam sobie wszystkiego przypomnieć nie znaczy, że nie wiem gdzie znajduje się jeden z większych domów mody w stolicy - żachnęła się. - Ale ciesz się, konkurencja to twoja nie jest.
- Chociaż jakiś pozytyw
- Czyżbyś jej nie ufał? Oj, Mareczku, Mareczku...
Przekręcił oczami. Weronika zawsze lubiła dopatrywać się drugiego dnia, szczególnie w jego wypowiedziach. Niezmiernie go to denerwowało, szczególnie wtedy gdy nie miała racji.
- Oczywiście, że jej ufam. Po prostu wolałbym mieć ją tutaj, cały czas przy sobie.
- Szybko byście się znudzili.
- Czy ja wiem... - mruknął.
Dobra, pozwólcie, że przeniosę się teraz trochę w czasie ;) Powiedzmy, że jakieś dwa tygodnie. Ula pracuje w domu mody P&B, powiedzmy na stanowisku... fotografki.
Rozdział 14 część 2
Brunetka z pogodnym uśmiechem na ustach zmierzała w kierunku firmy, co jakiś czas zerkając za siebie żeby po raz kolejny pomachać Markowi, który wziął sobie za punkt honoru odprowadzić swoją dziewczynę do pracy. Wspięła się po oblodzonych i ośnieżonych schodach uważając żeby się nie poślizgnąć. Mimo, że był dopiero (a może już?) dziesiąty listopada to zima była w całej pełni. Powoli zmierzała w kierunku drzwi budynku uważając żeby się nie wywrócić na oblodzonym chodniku. Swoją drogą to gdyby miała taką zachciankę to mogłaby wyjść przed firmę na łyżwy... chodnik bez problemu posłużyłby jej za lodowisko. Ale cóż, tak kończy się przychodzenie do pracy gdy sprzątaczki, i nie tylko one, jeszcze śpią. Ziewnęła przeciągle. Była pełna podziwu, że ten śpioch znany także jako Marek Dobrzański dał radę zerwać się o czwartej rano z łóżka, być w Rysiowie o czwartej trzydzieści, dowieźć ją do pracy na piątą, i nie przysnąć za kierownicą. Weszła do firmy uśmiechając się lekko w stronę ochroniarza Zbyszka. Z nim nie łączyły ją tak dobre stosunki jak z panem Władkiem, ale nie przeszkadzało jej to w codziennej porannej dawce życzliwości. Wjechała windą na siódme piętro, tak jak się spodziewała była pierwsza w firmie. Westchnęła cicho podchodząc do recepcji. Wyjęła kluczyk do sali na której miała odbyć się próbna sesja modelek, po czym ruszyła do owej sali. Przekręciła kluczyk i weszła do środka. Rozejrzała się po pomieszczeniu po czym rozpoczęła pracę - w pierwszej kolejności zdjęła ze swojego ramienia czarną torbę w której trzymała lustrzankę - niezbędne wyposażenie w jej pracy. Przyłączyła ją do statywu, ustawiła urządzenie w odpowiedniej pozycji do wybiegu, po czym zabrała się za naświetlenie. Miała szczęście, że lubiła swoją pracę, bo gdyby nie to, chyba nie dałaby rady przyjechać do firmy o piątej rano żeby wszystko przygotować. Gdy sprawy techniczne miała już gotowe zabrała się za studiowanie listy dostarczonej jej poprzedniego dnia przez asystentkę prezesa - musiała w końcu wiedzieć w jakiej kolejności modelki będą wychodzić na scenę, żeby odpowiednio przygotować się do tej sesji psychicznie. Pracowała tu dopiero od dwóch tygodni, ale mimo to zdążyła poznać już temperamenty każdej z modelek. Na takiej pracy zastał ją jej... znajomy z pracy. Znajomy chyba byłoby dobrym określeniem zważając na to, że nie odgrywał specjalnej roli w jej życiu, tak właściwie to był jej obojętny.
- Ula! - Usłyszała za sobą i aż podskoczyła.
- Francois!** - zawołała, karcąc go wzrokiem. - Zawsze musisz zachodzić mnie od tyłu kiedy pracuję?
- Permettez*** - rzucił jakby od niechcenia, wzruszając przy tym ramionami. Westchnęła ciężko denerwował ją nonszalancki sposób bycia Francois'a. - Co tu robisz o tak wczesnej porze? - zapytał zaglądając jej przez ramię. Na ogół nie przeszkadzało jej to zanadto, jeśli robił to Marek, Ala, Ela, Iza, Viola czy ktoś z rodziny. W wykonaniu kogoś innego niezmiernie ją to irytowało.
- Pracuję - stwierdziła, siląc się na uprzejmy ton. Mimo wszystko nie miała ochoty na sprzeczki w pracy. - Byłbyś łaskaw mi nie przeszkadzać?
- Nie. - Wyszczerzył się. - Byłbym łaskaw ci pomagać.
- Ręce i nogi przy tobie opadają, normalnie... - powiedziała spoglądając na niego niechętnie, dając mu do zrozumienia, że jego obecność nie jest tu mile widziana. - Francois... Proszę cię, naprawdę muszę popracować, sesja jest dzisiaj, Mateo**** się wścieknie jak się z tym nie wyrobię.
- Kochana, ty nie masz się wyrabiać, tylko zrelaksować... - stwierdził z łobuzerskim uśmieszkiem. Położył jej ręce na ramionach jakby chciał zrobić jej masaż. Takie gesty z jego strony, delikatnie mówiąc irytowały ją. W środku cała się gotowała. Wstała gwałtownie z krzesła odwracając się twarzą w jego kierunku.
- Wiesz, że tego nie znoszę - powiedziała dziwnie spokojnie jak na zaistniałą sytuację. - Jakbyś jeszcze nie zauważył mam chłopaka, i nie życzę sobie takich gestów, okej? - stopniowo podnosiła głos, jednak nadal starała się być opanowana. - I tak żebyś nie miał już żadnych wątpliwości: nie przepadam za tobą, i myślę, że dobrze o tym wiesz, więc nie zachowuj się jakbyś chciał mnie poderwać jakimiś tanimi tekścikami, i gestami, których wykonywanie nie należy do twoich przywilejów. - Odsunęła się od niego kilka kroków chcąc wrócić do przerwanej pracy. - Wyraziłam się wystarczająco jasno? Jeśli tak to żegnam. - Wskazała dłonią na drzwi. - A jeśli nie to mogę powiedzieć to samo tyle, że mniej uprzejmie. Myślę, że tak oto zakończymy to jakże uprzejme poranne spotkanie - dodała ironicznie. - Wiesz gdzie są drzwi, prawda?
Mężczyzna wywrócił oczami.
"Jak ten typ mnie wkurza!"
- Ulka, Ulka, Ulka... Oczywiście, że wiem gdzie są drzwi. - Uśmiechnął się do niej ironicznie, jakby stwierdził, że ta mówiła to jak najbardziej poważnie.
- Radzę wrócić do podstawówki i zapytać się polonistki co to jest sarkazm. Albo wiesz co? Oszczędzę ci powrotu do szkoły. Sarkazm to taka spotęgowana ironia. Właśnie go używam.
- Poza tym - kontynuował jakby ta w ogóle się nie odezwała - nie próbuję cię poderwać.
- Nie, wcale... - Wywróciła oczami. - To ja zachowuję się jak idiotka latając za kimś kto, delikatnie mówiąc, nie przepada za mną.
- Wcale nie twierdzę, że zachowujesz się jak idiotka.
- Francois...
"Zaraz mu coś zrobię... Nie będę żałowała nawet tej cholernej lustrzanki, i chętnie rozwalę mu ją na głowie!"
- O co ci chodzi co? - zapytała, zerkając kątem oka na zegar. Za dwie godziny wszyscy mieli się zebrać, a ona była jeszcze w proszku. - Skoro jak twierdzisz nie próbujesz mnie poderwać... - Wywróciła oczami. - To w takim razie do czego pijesz?
- Po prostu lubię jak się tak denerwujesz... - stwierdził, wykonując przy tym gest jakby chciał pogłaskać ją po policzku.
- Już raz powiedziałam ci co sądzę o tych gestach, i powtarzać się nie będę. A uprzedzam, uderzyć potrafię. Więc... Tak najprościej: odwal się.
Uśmiechnął się lekko. Może i był przystojny, przynajmniej większość kobiet w firmie tak twierdziła, ale dla niej nie był przystojny. Dla niej był tylko i wyłącznie zadufanym, zapatrzonym w siebie dupkiem z przerostem ego ponad swój wzrost.
- Widzę, że dzisiaj jesteśmy wojowniczy... - Uśmiechnął się uwodzicielsko.
"Przysięgam, że zaraz zrobię mu krzywdę..."
- Francois... - zaczęła podejrzanie spokojnie. - Na ogół jestem bardzo spokojną osobą, ale naprawdę zaraz przestanie być miło! - krzyknęła.
Po raz kolejny zaśmiał się. Irytowało to ją. Zachowywał się tak jakby oglądanie jej zdenerwowania było dla niego nad wyraz dobrą zabawą. Zacisnęła zęby.
- Ula, nie unoś się tak, przecież nic złego się nie dzieje - stwierdził, po raz kolejny wypróbowując na niej swój uśmieszek zawodowego Casanovy. - Poza tym nie wmówisz mi, że jesteś tak zabójczo zakochana w tym lalusiu, który tu codzienne podjeżdża po ciebie tym swoim wypucowanym autkiem - zironizował. Zagotowało się w niej.
- To nie jest twoja sprawa - wycedziła. - To może życie, mój chłopak, moje uczucia, i radzę trzymać ci się od tego z daleka.
Powstrzymywała się żeby nie uderzyć go w policzek, chociaż bardzo chętnie by to zrobiła.
- Ulka, jeśli będę chciał - zaczął, zbliżając się do niej na niebezpieczną odległość. Na razie się nie odsuwała. - to będę trzymał się od tego z daleka. Ale nie chcę. Posłuchaj, kochanie...
- Nie mów tak do mnie - wysyczała. Czuła, że zaraz naprawdę nie wytrzyma i, że jeśli ktoś jej nie powstrzyma, a mężczyzna stojący przed nią nie wykaże się dobrym refleksem, to uderzy go. Pierwszy raz w życiu kogoś uderzy i wcale nie będzie tego żałować. Ponownie wyciągnął dłoń.
"Rany, co za namolny koleś... Czy to nie podchodzi już pod mobbing?"
Zaczęła poważnie zastanawiać się nad tym czy Francois rzeczywiście jej nie mobbinguje, gdy poczuła dotyk jego dłoni na swoim policzku. Odskoczyła gwałtownie, omal nie potykając się o prowizoryczny wybieg dla modelek.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła. Sama siebie nie podejrzewała o to, że stać ją na wydobycie tak głośnego dźwięku.
- Ciszej - syknął. - Chcesz żeby ktoś cię usłyszał?
- Szczerze? Tak, bardzo bym chciała. Szkoda, że w firmie nikogo nie ma. A teraz, wyjdź. Na początku może i było zabawnie - zironizowała. Od początku jej się to nie podobało. - Ale już nie jest. Wynoś się z mojego miejsca pracy!
Co prawda nie pozbyła się Francois'a, jednak nie mogła z jego powodu zaniedbywać swoich obowiązków. Zupełnie go ignorując wróciła do pracy, starannie omijając jednak miejsce które on zajmował. Co jakiś czas usiłował przerwać jej robotę, jednak nie dała się drugi raz wyprowadzić się z równowagi - tym razem ironiczne uwagi wystarczyły. Mimo, iż dobrze sobie radziła z odpieraniem nachalnych ataków tego typka, to nie czuła się zbyt swobodnie przebywając z nim w jednym pomieszczeniu. Akurat gdy podjęła wybór co do tego w co ubierze się ostatnia modelka drzwi pomieszczenia w którym przebywała otworzyły się na oścież.
- Dzień dobry pracusiu - rzucił niejaki Karol Paprocki wchodząc do gabinetu. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Cześć Karol. Właśnie skończyłam robotę.
- Super Ulka. Widzę - dodał, gdy zobaczył Francois'a - że miałaś pomocnika?
- Taaak... - rzuciła ironicznie. - Francois okazał się niezastąpiony.
"Niezastąpiony... Też mi coś"
Paprocki uśmiechnął się pod nosem. Doskonale znał swojego asystenta, i wiedział, że potrafi być nieco irytujący. Ważne było, że rzetelnie wypełniał swoje obowiązki.
- Tak... France rzeczywiście momentami jest nieco denerwujący.
- Szefie... - Francois rzucił mężczyźnie udawane groźne spojrzenie.
"Nieco? Denerwujący? Karol ma szczęście, że nie jest mną..."
*Pełniący Obowiązki
**Jakby ktoś nie kojarzył - Paula dostała wizytówkę niejakiego Francois'a Fecteau.
***Permettez - po francusku 'przepraszam'
****Pseudonim zainspirowany serialem Prosto w serce - Wiki powiedziała tak w dzisiejszym odcinku do Mateusza ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz