niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 12


Rozdział 12

„Moi, moi sąsiedzi 
Sąsiedzi moi 
Sąsiedzi moi 
Sąsiedzi moi 
Czasem śmieszą mnie, lecz czasem ich się boję”

- Panie Józefie, panie Józefie! – Takie właśnie wołanie rozlegało się w domu Cieplaków około ósmej rano. Dobrowska z charakterystyczną dla siebie dramaturgią i gestykulacją wpadła do kuchni gdzie Józef siedział już przygotowany na wysłuchiwanie żalów sąsiadki.
- Dzień dobry pani Dąbrowska – rzucił spokojnie. – Coś się stało?
- Pan się jeszcze pyta? Panie Józku! No ja nie wiem jak pan pilnuje tych swoich dzieci.
Cieplak spojrzał na nią z zaskoczeniem. Kompletnie nie wiedział o co jej chodzi. Przecież Jasiek i Beatka byli już w szkole. No chyba, że Janek znowu postanowił pójść na wagary, a Dąbrowska go przyłapała.
  
- A o które z nich dokładnie pani chodzi? Bo z tego co wiem to dzieciaki są już w szkole.
- Ależ panie Józku, ja nie mówię o Jasiu i Beatce! Przecież to są aniołki, ja mówię o Uli.
Westchnął ciężko. – Pani Dąbrowska, nie do końca rozumiem. Ula jest dorosła i nie za bardzo mam jak jej pilnować. Poza tym nie rozumiem co ona takiego zrobiła? – zdziwił się. Sąsiadka czasami miała skłonności do wyolbrzymiania, ale jak na razie nigdy nie mówiła nic o Uli, tylko napomknęła czasami coś na temat Bartka.
- No jak to co? Panie Józefie, no ja nie rozumiem, czy pan naprawdę nie wie co pana córka wyprawia? – oburzyła się.
- A co takiego wyprawia?
- Całuje się z tym ponoć przyjacielem.
Józef zaśmiał się serdecznie. Ich Rysiowska skarbnica wiedzy chyba pierwszy raz nie wiedziała o jakiejś nowości.
- Nie pani Dąbrowska, Marek to jest teraz jej chłopak.
- A Piotr? Przecież ślub biorą – dodała. Oczywiście, że wolałaby żeby Ula była z jej Bartusiem, no ale skoro już nie chciała z nim być to chociaż niech nie obściskuje się ze wszystkimi po kolei!
- Mieli brać, pani Dąbrowska, ale stwierdzili, że to nie ma sensu, bo się nie kochają.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu – potwierdził. Bo w końcu to było bardzo proste.

~~*~~

Siedziała nieco znudzona w bufecie oczekując aż jakaś z jej przyjaciółek skończy pracę, ale jakoś się na to nie zanosiło, więc ucieszyła się gdy zobaczyła Violę zamierzającą przysiąść się do jej stolika. Ostatnimi czasy bardzo się ze sobą zżyły, mimo całkiem odmiennych charakterów. Viola – zwariowana, spontaniczna, „narwana” i zbyt szybko podejmująca decyzje, zapominalska. Ula – lubiła dobrze się bawić i powariować, ale wtedy kiedy mogła sobie na to pozwolić, rozsądna, kilka razy zastanowiła się zanim coś zrobiła, solennie wypełniała swoje obowiązki i nie zapominała o żadnym z nich. No ale „przeciwieństwa się przyciągają”, a one przyjaźniły się chyba tylko na zasadzie kontrastu. Poza tym lubiła spędzać czas z Violą – była tak optymistycznie nastawiona do życia, nawet gdy nie powodziło jej się najlepiej, w większości sytuacji potrafiła znaleźć dobre strony. Załamaną widziała ją raptem dwa razy, zazwyczaj tryskała energią.
- Cześć Ula! – zawołała radośnie ściskając przyjaciółkę.
- Cześć Viola – odparła nieco spokojniej od niej. Usiadły przy stoliku.
- I co tam Ulka? Jak z Markiem? – zapytała, patrząc na nią wzrokiem godnym Sherlocka Holmesa. Ula uśmiechnęła się szeroko do dziewczyny.
- Z Markiem wspaniale. Teraz chociaż już wiem, że to z Piotrem to naprawdę nie było to.
- No. Z Sebą też doskonale. Więc kochana uczcić trzeba to, że takie szczęśliwe jesteśmy. Idę dzisiaj do Sebulka, ty skocz do Marka, ja załatwiam ci wolne popołudnie, a ty u Marka załatwiasz wolne mi, i idziemy na długie zakupy, żeby na tym jutrzejszym pokazie jakoś wyglądać, nie?
Zaśmiała się. Viola i ta jej mania zakupów… Ona osobiście lubiła czasami iść do sklepu i kupić sobie jedną czy dwie ładne rzeczy, ale Viola pobijała wszelkie rekordy. – Okej. Ja w sumie jestem już wolna, ale nie wiem jak ty…?
- Ja też – zapewniła solennie. Ula nie za bardzo jej uwierzyła, bo Violetta była mistrzynią wymigiwania się od obowiązków w pracy, ale postanowiła, że zapyta Marka czy Viola aby na pewno zrobiła wszystko to co miała. – Okej, to załatwmy sobie te wolne, i przy okazji pożegnajmy się z naszymi chłopcami.
- Okej – przytaknęła i ruszyła w stronę gabinetu ukochanego.

„Gdy jesteś blisko to ja jestem w niebie, 
dla mnie zawsze będziesz numerem jeden. 
Numerem jeden zawsze będziesz dla mnie. 
Kocham Cię. Zrozum to, proszę. 
Dzięki Tobie nauczyłem się dużo miłości. 
Dziękuję Ci za to.

W sumie to od rana się nie widzieli, od czasu jak o dziewiątej odprowadził ją pod gabinet Sebastiana i namiętnie pocałował, to więcej się nie widzieli. Weszła do gabinetu, jednak Marka tam nie było. Podeszła do jego biurka i spojrzała z uśmiechem na ich wspólne zdjęcie.
  
Musiała przyznać Arturowi, że zdjęcia robił wyśmienite. Sama także trzymała je na swoim biurku, tak jak i na szafce nocnej w domu. Ilekroć nie mogła zasnąć brała je do ręki, kładła na poduszce obok głowy i wpatrywała się w fotografię. Głównie w Marka. Tysiąc razy dokładnie obejrzała jego uśmiech, wzrok. Niemal czuła dotyk jego dłoni na karku gdy patrzyła na to zdjęcie i wspominała moment jego zrobienia. Uśmiechnęła się lekko. Nagle poczuła, że ktoś delikatnie obejmuje ją w talii. Nie przestraszyła się. Doskonale znała jego dotyk i zapach. Pocałował ją delikatnie w szyję, odczuła to niczym przyjemne muśnięcie wiatru.
- Cześć skarbie – powiedział zaglądając jej przez ramię na ich wspólne zdjęcie. Kątem oka zauważyła, że lekko się uśmiechnął. Odstawiła ramkę na jej miejsce i odwróciła się przodem do niego. Pocałowała go w usta. Odwzajemnił czule pocałunek. Uwielbiał ją całować, obejmować, przytulać… Kochał ją nad życie. Była piękna, najpiękniejsza. Nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Mądra, miła, inteligentna, zaradna, wesoła, rozsądna, szczera… mógłby tak wymieniać w nieskończoność. A nawet jeśli miała jakieś wady, na które nie zwracał najmniejszej uwagi, a nawet ich nie zauważał, to był gotów je zaakceptować… i może nawet podciągnąć do zalet?
Ona również go kochała. I tak jak on, mogłaby wymienić pełno wspaniałych cech jego charakteru. Wcale nie podzielała jego zdania, że „nie jest takim ideałem za jakiego go uważa”. Dla niej był właśnie idealny. Może kiedyś, w swoim poprzednim życiu, był draniem. Ale już nie jest, zmienił się. Twierdził, że dla niej i dzięki niej…
Po chwili odsunęli się od siebie. Nadal czuła smak jego ust. Uśmiechnęła się do niego lekko. Takie chwile bliskości zawsze doprowadzały ją do niezdolności logicznego myślenia.

~~*~~

„Nie jesteś błędem - to wiem na pewno. 
Pragnę byś zawsze była już ze mną. 
Bo żadna inna mnie nie obchodzi,
tylko za Tobą chcę wzrokiem wodzić. 
Tylko na Ciebie mógłbym patrzeć
jak na aktorów w wielkim teatrze. 
Ślepo za Tobą zmieniłem drogę,
wpadłem w twe sidła, wyjść z nich nie mogę.”

Sebastian z lekkim uśmiechem na twarzy zmierzał w kierunku swojego gabinetu. Właśnie wrócił ze spotkania z Aleksem, i miał nadzieję na jakiś odpoczynek w gabinecie, niekoniecznie nad dokumentami. Wszedł do gabinetu i usiadł za biurkiem. Spojrzał na ramkę ze zdjęciem jego i Violi. Uśmiechnął się. Nigdy nie był fanem ustawiania zdjęć rodziców, swoich z partnerkami, na biurku. „Sentymentalne sranie w banie”, jak kiedyś na to mawiał. A teraz… teraz wydawało mu się to całkiem przyjemnym zwyczajem. W końcu co mogło być przyjemniejszego od spojrzenia na zdjęcie jego i Violki podczas roboty? Oczywiście spotkanie z Violą, jednak jeśli nie było to możliwe, patrzenie na zdjęcie musiało wystarczyć.
  
Przyjrzał się fotografii z szerokim uśmiechem. Violetta zawsze była nad wyraz spontaniczna, czemu dała wyraz także podczas robienia tego zdjęcia. Kiedyś jej sposób bycia denerwował go niesamowicie… teraz nie uznawał tego za wadę a nawet za zaletę. Rozumiał już, dlaczego kiedyś nie przepadał za ustawianiem zdjęć swoich z jakąś dziewczyną na biurku, na półkach, szafkach… Po prostu nigdy nie miał ku temu większego powodu. Żadna z tamtych kobiet nigdy nie była dla niego tak ważna jak Viola. Tak samo jak już po kilku godzinach bez niej nie mógł wytrzymać… a o tamtych dziewczynach prawie nie myślał, jeśli nie miał perspektywy wypadu do klubu. Teraz pod żadnym względem nie były dla niego ważne. A Viola wręcz przeciwnie. Była najważniejsza i najpiękniejsza. Odstawił zdjęcie na jego miejsce i dłuższą chwilę jeszcze się w nie wpatrywał. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł wzrok. Po chwili w gabinecie zmaterializowała się Viola. Uśmiechnął się.
- Cześć Sebulku – rzuciła radośnie.
- Cześć Violuś – odparł podnosząc się z krzesła.
Wyszedł zza biurka i podszedł do ukochanej. Pocałował ją namiętnie w usta. Odwzajemniła natychmiast pocałunek.

~~*~~

„Mówi przyjaciółka
Swojej przyjaciółce:
Moja przyjaciółko,
Najlepsza przyjaciółko,
Prześliczna przyjaciółko,
Zaufaj przyjaciółko,
Nie zdradzaj przyjaciółko.”

Ula wyszła z gabinetu ukochanego niemal w tym samym momencie jak Viola wpadła do sekretariatu przed jego gabinetem. Uśmiechnęły się do siebie wesoło. Poprawiły sobie humor niesamowicie spotkaniem z ukochanymi, a teraz miały kilka najbliższych godzin dla siebie i mogły poszaleć.
- To co kochana? – rzuciła Viola jednocześnie zawieszając na ramię swoją torebkę. – Wyruszamy na zakupy?!
- Pewnie – odparła optymistycznym tonem.
Na początku podchodziła do jej pomysłu dość sceptycznie. Oczywiście lubiła zakupy, ale domyślała się, że po maratonie po sklepach z Violą, do domu wróci zmordowana. Ale oprócz tego było pełno korzyści – czas spędzony z przyjaciółką, kupno czegoś ładnego, relaks po pracy. Może i nie z Markiem… ale on i tak miał jeszcze trochę roboty z pokazem, gdyby miała zamiar spędzać z nim czas na przyjemnościach bardziej by mu przeszkadzała w tej pracy niż pomagała. A po pokazie sobie odbiją.
Zjechały windą na parter, pożegnały się z panem Władkiem i obrały kurs na Złote Tarasy.
  
Szły co prawda na piechotę, jednak nie przeszkadzało im to. Idąc do centrum handlowego wesoło rozmawiały. Viola optymistycznie dzieliła się z przyjaciółką informacją, że w sklepie widziała niedawno wspaniałą sukienkę idealną dla Uli sukienkę. Cieszyła się, że poznała Ulę. Podczas „przyjaźni” z Pauliną nie chodziły na zakupy, może czasami wyskoczyły razem na fitness. Ale to nie było to samo, bo Paulina przyjaźniła się z nią tylko dlatego, żeby miała stałą informatorkę co do wyskoków Marka. Uli mogła się zwierzyć, pośmiać się z nią, wyskoczyć na zakupy, powiedzieć jej o wszystkim… a ona cierpliwie słuchała, choćby mówiła o najnudniejszej rzeczy pod słońcem. Zresztą Viola starała się odwdzięczyć jej tym samym. Chociaż w firmie znana była jako „agencja prasowa” i roznosiciel plotek, to co do spraw Uli potrafiła trzymać język za zębami. I, wbrew pozorom, potrafiła słuchać. Była bardzo dobrą słuchaczką, nawet jeśli nie zawsze interesowało ja co ktoś miał do powiedzenia. Ula widziała u Violi te wszystkie starania – i naprawdę bardzo to doceniała. To, że słuchała ją, nawet jeśli nie zawsze wiedziała o czym mowa, że nie wygadywała rzeczy, które ona jej powiedziała w zaufaniu… Co prawda na początku ciężko jej było zaufać Violi… Ale z upływem kilku miesięcy, zobaczyła, że może jej zaufać… chociaż czasami jeszcze łapała się na tym, że uważa co powiedzieć, chociaż zdarzało się to coraz rzadziej. Viola ostatnimi czasy naprawdę się zmieniła. Nadal była radosna, spontaniczna i roztrzepana, ale potrafiła dziesięć razy zastanowić się zanim coś komuś powie. I zauważyła, że naprawdę jej ufa.

~~*~~

„Kiedy przyjaciółka
Spotka  przyjaciółkę,
Idą po zakupy,
Kosmetyki ciuchy,
Sklep, galeria butik.
Nie ma większej frajdy,
Niż po sklepach rajdy.”

- Violaaa – jęknęła. – Ale czy nie jest dobrze jak jest? – zapytała niepewnie. Kubasińska od jakichś dziesięciu minut próbowała namówić ją na wizytę u fryzjera twierdząc, że im obu wyjdzie to na dobre.
- Ulka, oczywiście, że jest dobrze – potwierdziła. – Ale czy nie może być jeszcze lepiej? – zapytała uśmiechając się przekonująco. Gdy mina Uli nadal była dość sceptyczna, westchnęła ciężko. – Ulka, mówiłaś, że możemy sobie dzisiaj zaszaleć. Więc idziemy zaszaleć, dalej. Obiecuję ci, że nie pożałujesz – zastrzegła.
Ula machnęła ręką. – Niech ci już będzie.
Violetta uśmiechnęła się radośnie i pociągnęła Ulę w kierunku, jak twierdziła, najlepszego fryzjera w Warszawie. Ula pomyślała, że gdyby usłyszał to Pshemko pewnie dostałby białej gorączki – w końcu projektant uznawał tylko i wyłącznie jedynego fryzjera, który według niego był najlepszy, ale nic nie mówiła. Violetta, jako znawczyni mody, szybko wybrała odpowiednią fryzurę dla siebie i doradziła coś Ulce.
  
Zaraz po fryzjerze udały się na maraton po butikach co Ula przyjęła o wiele bardziej optymistycznie. Fryzjera Ne przewidywała, no ale musiała przyznać, że Violetta miała rację – nie żałowała. Udały się na „podbój sklepów”. Nie chodziły razem zbyt często na tego typu wypady, ale Ula musiała przyznać, że Violetta była świetnie obeznana we wszelkich sklepach. Ona już dawno by się pogubiła gdzie co jest. Jej orientacja w terenie była godna pożałowania, a Viola była jej prywatnym przewodnikiem w centrum handlowym.
- Ulka, weź to przymierz. I to!
- Violka nie szalej – zastopowała przyjaciółkę ze śmiechem. Violetta brała sukienki dla siebie i jednocześnie zarzucała ich wielką ilością Ulę.
- Jak nie szalej? Ulka. Musisz wszystko przymierzyć, żeby na bankiecie jutro świetnie wyglądać. Chcesz żeby Markowi kopara opadła czy nie?
Zaśmiała się. – Okej, daj tą sukienkę… ale już starczy.
- Ulka. To już ostatni sklep, tak?
- Już raz tutaj byłyśmy – przypomniała poprawiając opadające na czoło włosy.
- Tak, żeby coś sobie upatrzyć. I upatrzyłyśmy, kupiłyśmy dodatki pod to… a teraz sprawdzamy czy nic innego nie upatrzymy.
- Viola – jęknęła. – Skoro już kupiłyśmy dodatki pod jedną sukienkę to po kiego mamy przymierzać tysiąc innych, co?
- Nie narzekaj, tylko przymierzaj. Ja idę – oznajmiła i ruszyła w kierunku przymierzalni.
Uśmiechnęła się wesoło i ruszyła za blondynką. Po jakimś czasie wyszła z przymierzalni z ostatnią sukienką. Violetta nieco znudzona czekała na zewnątrz – ona wybrała już jakiś czas temu, tylko Uli zawsze coś nie pasowało.
- Ulka! – popędziła dziewczynę. - A myślałam, że to ja długo wybieram ciuchy, dasz wiarę? – mruknęła
   
- No, Ula! Cudnie jest. Przebieraj się mała, potem płacimy i wracamy. Już osiemnasta, dasz wiarę?
- Osiemnasta? A wydawało mi się, że przed chwilą tu przyszłyśmy, a to było wpół do drugiej.
Po jakimś czasie w doskonałych humorach wracały. Ula wyjątkowo nie wróciła do Rysiowa. Postanowiła, że pójdzie do Marka. W końcu jutro nie musiałby jechać po nią do pracy, potem z powrotem jej odwozić żeby mogła przebrać się na pokaz, a potem powrotem do Warszawy tym razem na salę gdzie odbyć się miał pokaz.
- Dobra, cześć Ulka. – Pocałowała dziewczynę w policzek. – Ja tu już skręcę. Do jutra.
- Do jutra. – Pomachała jeszcze dziewczynie, i ruszyła w drogę do wieżowca Marka.

~~*~~

Piosenki:
·         Kazik – „Sąsiedzi”
·         S.T.O.K. – „Wyznanie”
·         Katarzyna Groniec – „Przyjaciółki”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz