Rozdział 12
"Boisz się
Dobrze wiesz
Jaką cenię trzeba płacić
Kiedy kocha się
Ja też wiem
Jak to jest
Kiedy czujesz, że ktoś bliski
Właśnie zranił Cię" - Łukasz Zagrobelny "Bo to co najważniejsze"
- Wiesz... Ja też trochę myślałem o nas.
- I co?
"Dobrze idzie. Teraz to ja mam pole do popisu."
Nieudolnie powstrzymywał uśmiech wpływający mu na usta. Przez to, że zadała mu to jedno krótkie pytanie, mógł doprowadzić swój plan do końca. Podziękował sobie w myślach, że wstał wcześniej z kanapy dzięki czemu stał teraz nawet bardzo blisko niej.
"Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć..."
Zbliżył swoją twarz do jej, i nim Ula zdążyła zaprotestować, pocałował ją. Brakowało mu tego. Brakowało mu dotyku jej ust, jej bliskości.
Ula ku swojemu własnemu zdziwieniu nie protestowała. Nie umiała. Próbowała doprowadzić się do porządku, jednak serce bardzo głośno zaczęło wygłaszać swoje racje, nie umiała się powstrzymać. Poza tym jego pocałunki działały na nią niesamowicie. Tęskniła za nim. Po chwili się od siebie odsunęli. Ula miała wrażenie jakby właśnie obudziła się z jakiegoś bardzo sugestywnego snu, jednak obraz twarzy Marka przed sobą skutecznie rozwiał jej wątpliwości.
- Marek...
Spojrzała na niego nieco zaskoczona, czuła się zagubiona, nie wiedziała co powinna zrobić, jak zareagować, co powiedzieć... Dobrzański delikatnym ruchem dłoni pogłaskał jej policzek. Zadrżała lekko pod dotykiem jego dłoni. Nie myślała racjonalnie, jego gesty, nawet sama jego obecność otumaniały ją.
- Ula... - Spojrzał na nią z czułością. - Kocham cię. Proszę, nie broń się ani przed tym uczuciem, ani przede mną.
Spojrzała mu w oczy. Stała zdecydowanie zbyt blisko niego i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, jednak nie mogła, nie chciała się odsunąć. Chciała tylko... no właśnie, czego ona tak właściwie chciała? Przemyślała dobrze jego słowa. Miał rację, broniła się przed tą miłością, przed nim, budując między nimi gruby mur, starannie układając cegiełka na cegiełce, a on zburzył go jednym pocałunkiem. Cała jej praca z ostatniego miesiąca nad znienawidzeniem go, poszła na marne, jednak nie umiała mieć mu tego za złe. Co więcej, nie chciała dłużej się przed tym bronić. Może rzeczywiście przesadzała? Może Maciej miał rację z tym, że sama wymyślała dodatkowe problemy, bo po prostu się bała?
- Masz rację Marek... - przyznała zdławionym głosem. - Ja rzeczywiście się przed tym bronię... broniłam.
Uśmiechnął się. Nie popędzał jej, chciał żeby dobrze sobie to wszystko przemyślała, sam także musiał poukładać sobie w głowie co miałby jeszcze jej powiedzieć.
- A już się nie bronisz?
- Nie, już nie - stwierdziła półgłosem. - Ja po prostu... bałam się - przyznała, spoglądając mu w oczy. - Bałam się, że znowu będzie tak samo, że mnie okłamiesz, że... - Spuściła wzrok gdy poczuła wilgoć pod powiekami. - Że znowu będę cierpieć.
- Ula...
Przygarnął ją do siebie i zamknął w uścisku swoich ramion. Przytuliła policzek do jego torsu wdychając zapach jego perfum. Zawsze działał na nią kojąco, podobnie jak jego dotyk, czy pocałunki.
- Obiecuję ci, że nie będziesz cierpieć. Ani przeze mnie, ani przez nikogo innego. Nie pozwolę na to - wyszeptał. Pocałował ją delikatnie w skroń. - Kocham cię.
Odsunęła się od niego na niewielką odległość tak, że nadal trzymał ją w swoich ramionach. Spojrzała mu w oczy.
- Ja ciebie też kocham.
Na twarze obojga wstąpiły szczęśliwe uśmiechy. Marek pocałował ją, tym razem nieco subtelniej. Bez sprzeciwu oddawała jego pocałunki. Brakowało im tego, nawet nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo za sobą tęsknili.
***
- Musisz? - jęknął. Ula zaśmiała się cicho.
- Tak. W niedzielę wrócę, wiesz przecież.
- A nie możesz załatwić tego telefonicznie?
Uśmiechnął się do niej czarująco. Dała mu krótkiego buziaka.
- Mogę. Ale chcę pożegnać się z przyjaciółmi.
- No dobrze, ale w niedzielę rano widzimy się na lotnisku.
- Zgoda.
Pocałował ją czule. Chciał już nieco pogłębić pocałunek, jednak przerwał im komunikat, że do odlotu zostało ostatnie kilka minut.
- Będę tęsknił - stwierdził, składając na jej ustach ostatniego całusa.
- Ja też - zapewniła. - Zadzwonię jak wyląduję.
- Trzymam cię za słowo. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham.
Z promiennym uśmiechem na ustach podszedł do białej ławeczki gdzie siedziała jego kuzynka. Wyglądała na nieco rozmarzoną.
- Wera! - zawołał, chcąc wyrwać kuzynkę z letargu. Ostatnio coś często zdarzało jej się zamyślać.
- Idę, idę... - Spojrzała na zegar. - No nie powiem kuzynie, rozkręcasz się. Żegnaliście się dwadzieścia minut, plus cały poprzedni dzień.
- Mhm. Ty idź lepiej do Michała, a nie...
Pokazał Dobrzańskiej język. Żartobliwie trzepnęła go gazetą w głowę.
- Daj spokój.
- Wera, ja nic nie mówię, ale ja cię nie rozumiem. Michał wyznał ci miłość tak? – Kiwnęła twierdząco głową. – Dziewczyno, na litość Boską, przecież ty też go kochasz! Nie rozumiem czemu unikasz go jak ognia od trzech dni? Okej, nigdy nie szukałaś miłości i zawsze to rozumiałem, albo przynajmniej starałem się zrozumieć. Ale teraz skoro ta miłość przyszła sama…
- Marek! – krzyknęła, chcąc uciszyć swojego kuzyna. – Od trzech dni, od momentu jak pogodziłeś się z Ulą masz wręcz niezdrowe pokłady energii. Zdążyłam się już od ciebie takiego odzwyczaić.
- To się przyzwyczajaj. Ale tak poważnie. Co z Michałem?
- Nie wiem – przyznała niepewnie. – Nie wiem co tak właściwie do niego czuję.
- Okej. Doskonale wiem co czujesz - stwierdził.
Rzeczywiście wiedział co czuje jego kuzynka. Przecież sam trochę więcej niż miesiąc temu przeżywał podobne rozterki, doskonale pamiętał jak zadawał sobie pytania typu: "kocham ją czy nie kocham?", "przyjaciółka, czy może ktoś więcej?". Teraz nie miał tego problemu - wiedział, że kocha. Być może gdy przeżywał jeszcze te rozterki jakiś poboczny obserwator wiedział doskonale, że jest zakochany, a on po prostu sam musiał do tego dojść. Wiedział, a przynajmniej miał nadzieję, że tak samo będzie z Weroniką. Była dla niego niczym młodsza siostra i chciał jej szczęścia. A widać było jak na dłoni, że jest zakochana w Michale, co najważniejsze - z wzajemnością. Po prostu musiała sobie to uświadomić. Objął kuzynkę po przyjacielsku po czym ruszyli w stronę Lexusa Marka.
***
Ula siedziała w samolocie niezmiernie się nudząc. Gdy leciała pierwszy raz do Niemiec całą drogę pochłonął jej stres związany z pierwszym lotem, a także wspominanie o tym co zrobił jej Marek. Gdy po miesiącu z powrotem leciała do Polski w sprawach służbowych całą drogę rozmawiała z przyjaciółmi, zastanawiała się jak zareaguje na Marka. Teraz, gdy leciała już samolotem po raz trzeci w życiu wiedziała czego się spodziewać i się nie denerwowała. Wspominała ostatnie trzy wspaniałe dni. Na pewno były wspaniałe. Nigdy nie sądziłaby, że mogłaby się tak stęsknić za Markiem, którego, jak starała sobie wmówić, nienawidziła, a tak naprawdę ciągle go kochała. Postanowiła w końcu przemóc się i zerknąć przez okno - całą drogę do Polskim zajęło jej przyjaciołom oglądanie widoków, może rzeczywiście było w tym coś niezwykłego? Wyjrzała i zobaczyła... No tak mogła się tego spodziewać. Chmury. Białe chmury. Dużo białych chmur. Oparła głowę o podgłówek i patrzyła przez okno. Mimo wielu tematów do rozmyślań, wspomnień, nudziła się i chciała żeby lot jak najszybciej dobiegł końca. Jakby na spełnienie jej prośby usłyszała komunikat o podchodzeniu do lądowania. Jeszcze nim stewardesa zdążyła poprosić pasażerów o zapięcie pasów, Ula już to zrobiła i przygotowywała się psychicznie do tego znienawidzonego elementu lotu. Poczuła znajomy skok ciśnienia, i zatykanie w uszach*. Pocieszała się w myślach, że potrwa to tylko chwilę, a jak wysiądzie i przejdzie przez odprawę, będzie mogła zadzwonić do Marka. Myśl ta znacznie poprawiła jej humor. Rzeczywiście lądowanie nie trwało dłużej niż zwykle. Nauczona poprzednimi dwoma lotami nie pchała się na siłę do wyjścia - po pierwsze nie chciało jej się przeciskać, a po drugie wolała iść za ludźmi, niż przed ludźmi. Wysiadła może nie jako jedna z ostatnich osób, ale na pewno nie była też jedną z pierwszych. Szła ciągnąc za sobą swój bagaż. Spojrzała na taras widokowy chcąc zobaczyć znajomą twarz. Anette zapewne gdzieś tam stała, jednak nie mogła wypatrzeć przyjaciółki wśród tylu innych twarzy. Gdy tylko przeszła przez odprawę wyciągnęła telefon. Miała zamiar pierw zadzwonić do Marka, a potem udać się na poszukiwanie koleżanki. Wybrała numer, który znała już na pamięć. Przycisnęła telefon do ucha i odczekała kilka sygnałów. Po chwili usłyszała głos ukochanego. Uśmiechnęła się lekko.
- Cześć. Jak obiecałam, dzwonię, że doleciałam. Pójdę do firmy, pożegnam się z przyjaciółmi... Dzisiaj kończy mi się okres próbny, więc po prostu powiem Mattowi, że nie przyjmuję umowy na czas nieokreślony, i tyle. No teraz właśnie przeszłam przez odprawę i szukam koleżanki, tylko jakoś nigdzie jej nie widzę... O, idzie - stwierdziła z uśmiechem machając do przyjaciółki. - Dobrze kochanie, zadzwonię - zapewniła. - Ja też cię kocham. Pa.
Rozłączyła się. Gdy tylko schowała komórkę Anette wręcz rzuciła się jej na szyję.
- An... Udusisz mnie - jęknęła delikatnie odsuwając się od przyjaciółki. - Spokojnie, nie widziałyśmy się tylko od sześciu dni**.
- To bardzo dużo - stwierdziła ze śmiechem. - David się stęsknił za "ciocią Ulą".
Cieplakówna uśmiechnęła się. Synek jej przyjaciółki był świetnym dzieckiem.
- Anette... - Ula postanowiła zacząć temat dla którego głównie przyjechała na kilka dni do Niemiec. Blondynka spoważniała w mgnieniu oka. Ostatnimi czasy gdy Ula używała jej pełnego imienia, a nie "An", z reguły oznaczało to poważną, trudną, lub zwykłą rozmowę, która nie będzie raczej tematem do żartów.
- Co jest Ulka***?
- Pogodziłam się z Markiem. - Na jej twarz mimowolnie wpłynął uśmiech. - No nie patrz tak na mnie - jęknęła. - Wiem co o tym myślisz, ale zmienił się. Nie znałaś go ani wtedy, ani teraz, a ja tak, i dobrze to widzę.
- Czyli... Wracasz do polski?
Ula spojrzała na przyjaciółkę nieco zaskoczona. Doskonale umiała odgadywać myśli bliskich jej osób.
- Dzisiaj jadę do firmy i mówię Mattowi, że umowa na czas próbny dobiega końca, a na czas nieokreślony nie przyjmuję.
- Kiedy wylatujesz?
- Jutro rano. An... Będę przyjeżdżać co jakiś czas - zapewniła. - Za kilka miesięcy FD ma nową kolekcję a Marek podpisał z wami stałą umowę więc zabierzesz się z Mattem i Agnes. - Uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Chodź do firmy, pożegnam się ze wszystkimi, a potem będziesz mnie miała przez resztę dnia dla siebie.
***
- Viola, do cholery, ile można kserować jedną fakturę?! - wrzasnął na tyle głośno, żeby jego sekretarka siedząca w sekretariacie go usłyszała.
- Kiedy ta kserokopiowarka nie chce mnie słuchać! - odkrzyknęła płaczliwie.
Przemilczał sprawę prawidłowej nazwy urządzenia.
- Masz kobieto szczęście, że w tej firmie pracuje Sebastian bo już byś tu nie pracowała - wymruczał pod nosem. Wstał z krzesła i szybko ruszył w stronę wyjścia z sekretariatu. Otworzył drzwi i z zirytowaną miną zaczął przyglądać się poczynaniom Kubasińskiej, która właśnie szybko włączała i wyłączała urządzenie, ale jej mina wskazywała na to, że najchętniej kopnęła by to ksero swoimi nowymi butami. Marek wywrócił oczami i sięgnął z podłogi wtyczkę, która z jakiegoś powodu nie znajdowała się w kontakcie.
- Viola. - Spojrzał na nią wymownie po czym wręczył jej wtyczkę do ręki. - Chyba wiesz co z tym zrobić, prawda? - upewnił się. W końcu po Kubasińskiej mógł spodziewać się wszystkiego.
- Masz mnie za idiotkę?
Chcąc uniknąć odpowiedzi wysilił się na uśmiech w stronę blondynki, po czym wyszedł z sekretariatu. Zapukał do gabinetu Sebastiana Olszańskiego.
- Cześć stary - rzucił. - Co taki zdenerwowany? A no tak... Rano żegnałeś się na lotnisku z miłością swojego życia...
Uśmiechnął się lekko na wspomnienie Uli.
- Stary, nic nie mówię, ale mógłbyś zafundować swojej ukochanej kurs obsługi ksera? Viola jest naprawdę w porządku, i od czasu jak Ula wyjechała bardzo mi pomaga... ale ta jedna rzecz pozostaje niezmienna.
- A nie możesz jej pokazać?
- Pokazać? Seba... proszę cię, ja nie mam do tego cierpliwości. Zresztą nieważne. W sumie to planowałem wyciągnąć cię na squasha... Piszesz się?
***
Ula w towarzystwie Anette zmierzała w kierunku gabinetu fotografa Matthiasa Ewerta. Tak właściwie to trochę się bała jak Matt zareaguje na wiadomość o tym, że nie będą już razem pracować. W końcu doskonale im się współpracowało, byli przyjaciółmi, w lot łapali swoje myśli. Jak Matt twierdził "drugiej takiej asystentki to ze świecą szukać".
- An, poczekaj chwilę może, postaram się szybko to załatwić.
- Jasne... - zironizowała. - Matt pewnie przez następne pół godziny będzie cię namawiał do zmiany decyzji.
Ula uśmiechnęła się do przyjaciółki po czym weszła do gabinetu, zaraz byłego, szefa.
- Ula! Cześć. - Uśmiechnął się do dziewczyny promiennie. Musiała przyznać, że był przystojny, wiele kobiet w firmie się w nim kochało... jednak mimo, iż był nad wyraz przystojny to, według Uli, nie umywał się do Marka.
- Cześć. - Odwzajemniła uśmiech.
- Jak tam? Spotkałaś się z rodziną, przyjaciółmi? Wracamy do pracy?
Wręcz pałał entuzjazmem. Wiedziała, że Matthias bardzo lubi swoją pracę, ale bez asystentki miał dwa razy więcej roboty.
- Już nawet mam dla ciebie umo...
- Matt - zastopowała go. - Ja... Wróciłam tylko na dzisiaj do Niemiec - stwierdziła. - Zostaję w Polsce.
Pokiwał głową. Nie był zadowolony ale przecież nie zmusi jej do zostania w Berlinie na siłę.
- Okej. A... co będziesz w takim razie robić w Polsce?
- Pewnie wrócę do FD... Albo pomogę przyjacielowi w naszej firmie, opowiadałam ci już.
- Tak... - przyznał niepewnie, wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. - Chcesz wrócić do FD? A co z Markiem? - zapytał zdziwiony.
Ula rzeczywiście opowiedziała mu o Marku, jednak mimo tego, że nie chciał zmuszać Uli do spotkania z nim, to nie łączył życia prywatnego z zawodowym. Dlatego można powiedzieć, że "zmusił" ją do polecenia z nim do stolicy Polski.
- Pogodziliśmy się.
- Serio? Nie no, fajnie. Facet wywarł na mnie dobre wrażenie, ale nie mnie to oceniać... - zaśmiał się cicho. - No nic. Życzę szczęścia, i mam nadzieję, że do zobaczenia.
- No jasne, Matt. Przecież pewnie was odwiedzę za jakiś czas, no i przecież przyjedziesz za kilka miesięcy na pokaz następnej kolekcji FD... Weźmiesz An? Już jej powiedziałam, że może przyjechać.
Zaśmiał się.
- Pewnie, że wezmę moją kochaną siostrzyczkę. Założę się, że David**** też będzie chciał przyjechać do "cioci Uli". Pewnie tak. - Uśmiechnęła się do przyjaciela. - To do zobaczenia za jakieś trzy miesiące.
- Do zobaczenia za jakieś trzy miesiące - powtórzył za nią jak echo. Objął ją po przyjacielsku na pożegnanie.
- Cześć. Zadzwoń jak wylądujesz w Warszawie.
- Okej, to jutro zadzwonię. Pa.
***
Marek siedział w swoim gabinecie pilnie pracując nad, już skserowanymi przez Violettę, dokumentami. Po raz kolejny zaklął cicho pod nosem gdy obliczenia mu się nie zgadzały. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Sądząc, że to jego sekretarka ma jakąś ważną sprawę "życia po śmierci", albo "wagi kosmicznej" postanowił to zignorować. Gdy jednak powtórzyło się, nie w zwyczaju Violetty, nachalnie, tylko w miarę spokojnie, zaprosił gościa do środka.
- Paula?! - zawołał zdziwiony, gdy zobaczył kobietę, która weszła do jego gabinetu. - Nie jesteś w Mediolanie? - zapytał niepewnie przypominając sobie ich ostatnie spotkanie, i czy aby napewno dobrze jej słuchał. Doszedł do wniosku, że nie: był zbyt zajęty, żeby odpierać jej ataki na jego osobę.
- Jak widzisz wróciłam.
- Fajnie - stwierdził nieszczerze. - Tylko po to przyszłaś, czy może chcesz się pochwalić opalenizną? - zironizował.
- Przyszłam porozmawiać.
- Przepraszam... My mamy o czym rozmawiać? - zapytał ze szczerym zdumieniem. - Oczywiście w sprawach innych niż zawodo...
- Przyszłam porozmawiać o nas - przerwała mu stanowczo. Miał ochotę parsknąć śmiechem, jednak powstrzymał się zauważając, że nie żartuje.
*Przeżycia na podstawie relacji brata :P
**Trzy - praca, trzy - spędzanie czasu z Mareczkiem :)
***Google tłumacz umie po niemiecku wypowiedzieć 'Ulka' - wnioskuję, że Niemiec też umie xD
****Jakby się ktoś jeszcze nie orientował w nowych bohaterach - syn Anette.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz