niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 10


Rozdział 10
Marek odetchnął z ulgą gdy odczytał maila od niejakiego Matthiasa Ewerta, informującego go o tym, że tłumacz nie będzie konieczny, gdyż jego asystentka zna polski. Szczerze mówiąc to nie mógł już doczekać się spotkania. Sam nie wiedział dlaczego - może dlatego, że chciał wreszcie porządnie zabrać się do roboty? A może dlatego, że chciał wreszcie przestać myśleć o Uli? Wiedział jednak, że zanim odbędzie się spotkanie to oni muszą przylecieć do Polski, zakwaterować się, a dopiero potem myśleć o pracy.
***
Ula po raz drugi w swoim życiu przeżywała to nieprzyjemne wydarzenie jakim był lot samolotem. Podczas gdy Matt i Agnes podziwiali widoki za oknem wymieniając się wrażeniami, ona starała się 'wyłączyć'. Nie chciała myśleć ani o tym, że znajduje się w samolocie utrzymującym znaczną odległość od ziemi, ani o tym co czeka ją gdy już wylądują. Nie wiedziała co bardziej ją przeraża - czy komunikat o podchodzeniu do lądowania, czy może perspektywa nieuchronnego spotkania z Markiem. Nie wiedziała jak się zachowa, jak zareaguje na jej widok. Kiedy swoich reakcji mogła się domyślać, to zupełnie nie wiedziała jak zareaguje Marek.
- Ulka, wylądowaliśmy.
- Tak, wiem. Czekaj... - Wzięła głęboki oddech. Lądowanie zdecydowanie było jej najbardziej znienawidzonym elementem lotu. Niepewnie uchyliła powieki upewniając się, że jej żołądek jest na odpowiednim miejscu. Wyszła z samolotu, przeszła wraz z Mattem i Agnes przez odprawę. Wyszła na dobrze jej znaną ulicę Warszawy. Odetchnęła głęboko.
- Dobra Ula... To gdzie teraz?
- Mogę się bawić w przewodnika? Naprawdę? - Udała entuzjazm niczym małej dziewczynki, przez co rozbawiła swoich towarzyszy. - Chodźcie do jakiegoś hotelu - zarządziła. Pewnie lawirowała uliczkami Warszawy prowadząc Matta i Agnes w stronę hotelu. Zarezerwowała im dwa pokoje do których poszła wraz z nimi. Planowała najpierw pójść z Mattem i Agnes na spotkanie z Markiem, a dopiero potem pojechać do Rysiowa.
***
"Nie łam mi serca
czy wrócą tamte dni
nie łam mi serca
czy jeszcze powiesz mi
że to wszystko co łączyło nas
to coś więcej niż utracony czas" – Verba „Nie łam mi serca”

Marek siedział przy stoliku w restauracji Moskwa, udając niebywałe zainteresowanie wzorem na serwetkach. Po następnych kilku minutach zauważył, że do restauracji weszła trójka ludzi. Nie przejął by się tym pewnie za bardzo gdyby owa trójka nie skierowała się w stronę stolika przy którym siedział. Wstał z krzesła z zamiarem przywitania się gdy nagle spojrzał na jedną z kobiet maszerujących obok, zapewne Matthiasa Ewerta. Wydawała mu się znajoma. Przez chwilę do głowy przyszła mu myśl, że może była to jedna z jego kochanek, jednak zaraz odrzucił tą myśl. To zdecydowanie był ktoś inny. Zauważył, że dziewczyna również na niego patrzy, więc także musiała go znać. Nagle uświadomił sobie kim była owa kobieta. Przełknął ślinkę. Nie wiedział jak powinien się w tej sytuacji zachować. Domyślił się jednak, że Ula zapewne była ową "asystentką znającą polski". I nie pomylił się. Ula przetłumaczyła ich przywitania, następnie wymieniła z Markiem krótkie "cześć".

- Auf  wiedersehen. - Takim pożegnaniem zakończyli spotkanie. Matt i Agnes pożegnali się z Ulą, która planowała właśnie pojechać do Rysiowa do rodziny. Pomachała przyjaciołom i powolnym krokiem ruszyła w stronę przystanku autobusowego.
- Ulka! - zawołał, doganiając ją. Spojrzała na niego pytająco zachowując pozorny spokój. - Porozmawiamy?
- O czym? - zapytała zatrzymując się w półkroku.
- O...
Chciał powiedzieć "o nas", ale w porę ugryzł się w język. Nie chciał jej spłoszyć, najpierw musiał wybadać na ile może sobie pozwolić.
- Tak ogólnie. - Uśmiechnął się do niej lekko. - To... co tam u ciebie?
Spojrzała na niego niepewnie, jednak stwierdziła, że póki ich rozmowa nie stoczy na niebezpieczne tematy, to powinna sobie poradzić.
- Wszystko w porządku. Właściwie to większość czasu spędzam w pracy, potem czasami wychodzę gdzieś ze znajomymi, no i wracam do hotelu. A u ciebie?
- Też wszystko gra - stwierdził. Chociaż nie było to prawdą. W końcu bez niej nic nie było w porządku. Chciał wierzyć, że ona także nie była do końca szczera w swojej wypowiedzi. Nie żeby życzył jej źle... Po prostu chciał wierzyć w to, że myślała o nim, że tęskniła... - Praca, praca... czasem z Sebą squash. No i kolacje u rodziców. Stare nudy. Odwieźć cię do Rysiowa? - zaproponował gdy zaobserwował, że stoją nieopodal jego auta. Ula spuściła wzrok. Wiedziała, że nie może z nim pojechać, nie wiedziała jak mogłaby się skończyć przejażdżka z nim w jednym aucie.
- Nie dzięki, pojadę autobusem.
Uśmiechnęła się do niego lekko.
- To w takim razie odprowadzę cię na przystanek - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.
Uśmiechnęła się do niego sztucznie. O dziwo nie przeszkadzało jej jego towarzystwo. Czuła się przy nim swobodnie, przynajmniej na tyle, że mogła powstrzymać różne niespodziewane reakcje. Bała się jednak, że dłuższe przebywanie w jego towarzystwie może odebrać jej resztę zdrowego rozsądku.
- Kiedy wracasz do Bostonu? – Jego niespodziewane pytanie wyrwało ją z zamyślenia. Zastanowiła się chwilę nad jego słowami.
- Po pokazie FD.
- Czyli… w niedzielę?
Uśmiechnęła się pod nosem.
- Wątpię, wracam razem z Mattem i Agnes, a Matt, hmmm, jakby to powiedzieć… No, po bankiecie może być w stanie wskazującym na spożycie, i wątpię żebym razem z Agnes dała radę zaciągnąć go na lotnisko. Więc raczej w poniedziałek rano, jak mój szef wyleczy kaca.
Zaśmiał się. Brakowało mu takich ich rozmów. Wolałby porozmawiać z nią o nich, ale wiedział, że najpierw musi znowu zdobyć jej zaufanie, chociaż częściowo. Wiedział, że nie ma zbyt dużo czasu, skoro w poniedziałek rano wyjeżdża, to ma zaledwie trzy dni. Trzy dni… i trzy noce* - siedemdziesiąt dwie godziny, tysiąc czterysta czterdzieści dwie minuty, osiemdziesiąt sześć tysięcy czterysta sekund… Zdawałoby się, że to dużo, nawet bardzo… A jemu wydawało się to nadzwyczaj krótko. Nie wyobrażał sobie, że zdołałby przez ten czas odbudować chociaż częściowo jej zaufanie, porozmawiać z nią, pogodzić się z nią, i jeszcze na dodatek znaleźć trochę czasu dla kolekcji.
- A… wtedy jutro przyjeżdżasz z Matthiasem do FD?
- Na sto procent… Ktoś musi bawić się w tłumacza.
- No tak… - Uśmiechnął się lekko. – Czyli na sesji też będziesz?
- Marek… Przesłuchanie? Będę, bo nie dogadacie się z Mattem i Agnes.
Pokiwał głową ledwo ukrywając wpływający mu na usta uśmiech. Cieszył się, że będzie mógł jakoś pogodzić pracę z staraniami o odzyskanie Ulki. Spojrzał na nią. Chciał jakoś delikatnie rozpocząć drażliwy temat, gdy nagle usłyszał za sobą dobrze mu znany kobiecy głos. Zaklął w myślach. Już chciał rozpocząć rozmowę, ale jego kuzynka musiała przerwać mu próbę. Mimo wszystko jednak nie mógł się nie uśmiechnąć na widok biegnącej za nimi zasapanej Weroniki.
- Wołam cię i wołam… - wysapała. Uśmiechnął się do niej zawadiacko.
- Myślałem, że lubisz biegać. – Wyszczerzył się w uśmiechu.
- Głupek – fuknęła. – Lubię ale w trampkach, nie w balerinach.
Wywrócił oczami.
- Właśnie, poznajcie się. Ula, to jest Weronika, moja kuzynka. Wera, to jest Ula, moja… koleżanka.
Dobrzańska uścisnęła z Ulą dłonie, wymienili zdawkowe uprzejmości „miło mi poznać”, „mi również”, po czym spojrzała na Marka wzrokiem mówiącym koleżanka? Czy aby na pewno?
- Dobra, widzę, że rozmawiacie to nie będę przeszkadzała – stwierdziła uśmiechając się przyjaźnie do Uli. – Mareczku… - Wycelowała w niego palcem. – Czekam przy Lexusie. I nie wymigasz się od podwiezienia mnie. Wiesz jak lubię z tobą jeździć, poza tym nie mam kasy na taksówkę.
Jęknął ciężko. Weronika ilekroć ją podwoził, częstowała go dawką swojego niebywałego talentu wokalnego.
- Okej… - Pocałował kuzynkę w policzek. – Postaram się szybko. – Odwrócił się z zamiarem ruszenia w dalszą drogę.
- Marek! – Jego imię wypowiedziane przez Weronikę, skutecznie zatrzymało go w miejscu. Odwrócił się w stronę kuzynki. – Powodzenia! – Uśmiechnęła się pokazując swoje uzębienie w ironicznym uśmiechu. Nie żeby życzyła mu źle, Ula wywarła na niej dobre wrażenie. Miała nadzieję, że Marek pogodzi się z Ulą, jednak nie mogła powstrzymać się żeby nie pokpić trochę z ulubionego kuzyna.
- Młoda! – Skarcił ją wzrokiem.
- Tylko nie młoda! – zawołała i tupnęła nogą niczym niezadowolony Pshemko, przez co wywołała u Uli i Marka salwę niepohamowanego śmiechu. – Czekam przy Lexusie. Dzisiaj Kasia Kowalska.
- Już wolałem Beatlesów – mruknął. – Okej!
Pomachał kuzynce i ruszył razem z Ulą w stronę przystanku autobusowego. Stanęli pod wiatą chroniąc się przed kroplami deszczu, który właśnie zaczął padać.
- Dzięki Marek za odprowadzeniem… Ale Weronika chyba na ciebie czeka. – Uśmiechnęła się do niego lekko. Tak naprawdę to nie chodziło jej o kuzynkę Marka (no może trochę) a raczej o to, że zaczynała tracić resztki zdrowego rozsądku, i bała się, że jeśli jeszcze trochę pobędzie z Markiem, który, jak jej się wydawało, zmienił się to powie coś czego może potem żałować. Co prawda przeczytała list od niego, ale nadal się bała. Bała się, że coś się mogło zmienić, albo, że nie pisał prawdy…
- Chcesz się mnie pozbyć? – zażartował. – Nie no, zaraz do niej pójdę, poza tym chyba nie ma pięciu lat, poradzi sobie – stwierdził z miną obrażonego pięciolatka.
- Nie lubisz z nią jeździć?
- Z jej niebywałym talentem wokalnym… nie ironizuję – zastrzegł. – Weronika ma talent wokalny, okej… Ale jak zaczyna specjalnie fałszować, to po dziesięciu minutach drogi mam ochotę wysadzić ją w szczerym polu.
- Odniosłam wrażenie, że się lubicie.
- I bardzo dobre odniosłaś wrażenie. Weronika jest dla mnie nie tyle kuzynką co młodszą siostrą. – Uśmiechnął się pod nosem. – Irytującą siostrą… Ulka?
- No? – zapytała rozglądając się za autobusem. Była zła na samą siebie, że sama go zagadywała. Może podświadomie wcale nie chciała się z nim rozstawać?
Marek wziął głęboki wdech. Kompletnie nie wiedział jak miałby zabrać się za tą rozmowę.
- A… czytałaś list ode mnie? – zapytał mimochodem. Przełknęła ślinkę. Tak bardzo nie chciała rozpoczynać tej ciężkiej rozmowy…
- Czytałam – stwierdziła. Nie chciała mu kłamać.
- I co?
Wzruszyła ramionami.
- Wierzę ci. Ale… - Odchrząknęła. – Nie wiem tak właściwie co chciałeś zyskać tym listem.
- Zyskać?
Poczuła… może nie wyrzuty sumienia, ale na pewno coś podobnego.
- Może użyłam złego określenia… co chciałeś, hmmm… No wiesz o co mi chodzi.
Pokiwał głową. Wiedział doskonale o co jej chodzi.
- Ulka, chciałem, nadal chcę… żebyś mi wybaczyła. Żeby między nami mogło coś jeszcze być. – Spojrzał jej w oczy. – Kocham cię.
Odwróciła wzrok. Nie wiedziała jak ma zareagować. Bo z jednej strony chciała się po prostu do niego przytulić, w końcu tęskniła za wszystkim co z nim związane, ale z drugiej strony… bała się. Bała się bardzo, że znowu będzie boleć. Że znowu będzie cierpieć. Że znowu ją zrani. Marek jakby czytał w jej myślach bo przestał wpatrywać się w nią przenikliwie.
- Nie wiem Marek… - powiedziała półgłosem. – Ja…
- Ula, okej. Przepraszam. Może chciałbym żeby toczyło to się za szybko… Ale przemyślisz to?
Wzruszyła ramionami. Nie patrzyła na niego. Cała pewność siebie z niej uleciała.
- Dobrze.
- Dziękuję.
***
W głowie Uli kłębiło się pełno myśli. Nie mogła ani na chwilę się od nich uwolnić.
Powiedział to… Powiedział, że mnie kocha. Jeszcze kilka tygodni temu było to moje największe marzenie, a teraz… Sama nie wiem.
Stanęła pod brązową bramą swojego rodzinnego domu. Beti musiała jej wypatrywać, bo gdy tylko weszła do ogrodu i wciągnęła za sobą walizkę, ta od razu uwiesiła się jej na szyi.
- Ulcia!
- Cześć złotko.
- Ula, wyglądasz jak księżniczka! – Kobieta uśmiechnęła się całując siostrę w czółko.
Wzięła przytuloną do niej siostrzyczkę na ręce, pociągnęła za sobą walizkę i ruszyła w stronę domu. Tęskniła za nimi, jednak dopiero teraz zauważyła, że aż tak. Weszła do domu gdzie od razu przywitała się z całą resztą domowników. Na chwilę zapomniała o wszystkich problemach i wątpliwościach. Jednak gdy tylko dzieciaki położyły się spać, a i ona poczuła się zmęczona i zamknęła się w pokoju, szybko wróciło. Nie wiedziała co powinna zrobić ze swoim życiem. Zachować się profesjonalnie, pomóc Mattowi i Agnes dogadać się z Markiem, a potem wrócić do Berlina do pracy, i zapomnieć o wszystkim? A może pomóc im dogadać się, ale zostać w Polsce… z Markiem?
- Zbyt wiele padło słów, zbyt wiele się zdarzyło, znów ogarnął mnie cichy żal. Jak to się mogło stać, jak mogłeś im uwierzyć, że na kłamstwach tak dobrze się znam** – zanuciła pod nosem.
Właśnie… „Jak mogłeś im uwierzyć, że na kłamstwach tak dobrze się znam”. – Na jej twarz wstąpił wyraz zaciętości. – Uwierzył Sebie, że mogłabym przejąć firmę.
Usiadła na łóżku i wyjęła z torebki list od Marka.
Zrozumiałem, że Cię kocham… Nie będę Ci się narzucał… Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa – Jej wzrok zatrzymał się na tych trzech fragmentach. Wzajemnie wykluczających się fragmentach. W końcu, skoro ją kocha to nie będzie jej się narzucał, to jeszcze rozumiała. Ale… Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. Jak mogła być szczęśliwa, ze świadomością, że on ją kocha, ale nie będzie jej się narzucał… właśnie przez tą miłość?
Bez sensu. Wszystko się poplątało…
Miała ochotę się rozpłakać jak dziecko.
***
- Ula… - jęknął.
- No co… - Spojrzała na niego przepraszająco.
- Co ty taka rozkojarzona?
Przez Marka…
- Nie wyspałam się, przepraszam. Co mam poprawić?
Matthias miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę. Ula była kompletnie zdekoncentrowana.
- Po prostu podaj mi ten aparat, sam to ustawię.
- Ale Matt… - Spojrzała na niego z miną małej naburmuszonej dziewczynki. – Obiecałeś, że nauczysz mnie obsługiwać się tym twoim kosmicznym sprzętem.
- Nauczę, ale innym razem. Jak będziesz bardziej skoncentrowana.
- Jak chcesz – fuknęła.
Usiadła na trawie nieopodal pomostu. Rzeczywiście była zdekoncentrowana. Przez Marka, przez niewyspanie, przez to, że sesja odbywała się nad Wisłą… Poczuła, że ktoś zasłania jej oczy.
- Marek, daj spokój – jęknęła, odruchowo po niemiecku. – Znaczy… Przestań, okej? – powiedziała, tym razem po polsku. Zaśmiał się cicho siadając obok niej.
- Co taka zła jesteś?
Pokręciła głową patrząc na uwijających się jak w ukropie Matthiasa i Agnes.
- Myślałaś o tym co wczoraj ci powiedziałem? – zapytał zmieniając temat.
- Trochę myślałam – stwierdziła zdawkowo. – Wracam do Niemczech.
Markowi te krótkie trzy słowa wystarczyły za całą gamę słów. Wraca – może i wybaczyła, ale nie ufa, czyli…
- Czyli to koniec… - powiedział smutnym głosem. Spojrzała na niego i, ku jej zdziwieniu, miał łzy w oczach. Nie wiedziała co ma mu teraz odpowiedzieć. Sama nie chciała żeby to był koniec, ale…
- Marek, dla mnie to też nie jest łatwe – stwierdziła. – Po prostu… Nie umiałabym z tobą być.
***
TRZY DNI PÓŹNIEJ (DZIEŃ POWROTU ULI DO BERLINA)
„Nie wybrałeś mnie - żegnaj więc 
Nie, nie, nie chce żyć jak cień 
Nie wybrałeś mnie - żegnaj więc 
Nie, nie, nie atakuj mnie 
Nie wybrałeś mnie - żegnaj więc 
Nie, nie, nie, chce żyć jak cień 
Chce pożegnać się” – Doda „Katharsis”
Ula siedziała w aucie swojego przyjaciela patrząc przez okno.
- Ulka… jesteś pewna?
- Maciek, nie zaczynaj znowu, proszę.
Spojrzała na niego błagalnie. Miała łzy w oczach. Żałowała, wiedziała jednak, że to jest po części jej wina. Nie chciała jednak się przyznać do tego, że to ona przyczyniła się do definitywnego zakończenia ich historii. Wlała przyjmować nieco inną wersję.
- Maciej, nie zostanę w Polsce.
- A jak Marek przyjedzie?
- Nie przyjedzie – powiedziała twardo. – Gdyby miał mnie zatrzymać to już by to zrobił – stwierdziła. – Przecież wie gdzie mieszkam.
Maciej miał ochotę ukryć twarz w dłoniach, albo potrząsnąć porządnie swoją przyjaciółką, jednak musiał trzymać kierownicę. A szkoda…
- Dziewczyno, powiedziałaś mu, że nie możesz z nim być, to czego ty się spodziewasz?! – wykrzyknął. – Skoro facet cię kocha, to logicznym jest, że chce żebyś była szczęśliwa, tak? A skoro chce żebyś była szczęśliwa, to, do jasnej cholery, nie narzuca ci się! Sama tego chciałaś Ula.
Pokręciła głową.
- Maciej, gdyby on mnie na początku nie okłamywał… W ogóle co? Zmiana frontu? Teraz Dobrzański jest dobry? Już nie trzeba wystrzelić wszystkich o tym nazwisku?!
Szymczyk spojrzał na nią z niedowierzaniem. Nie poznawał swojej przyjaciółki.
- Przez ten miesiąc miałem trochę okazji na rozmowy z nim, i trochę lepiej go poznałem. Ula, facet naprawdę cię kocha.
- Kocha, nie kocha… Co to za różnica?! – niemal wrzasnęła. Nie chciała przyznać się, że nadal go kocha, że najchętniej to pojechałaby do FD i padła Markowi w ramiona. Gdyby tylko to powiedziała to na pewno nie udałoby się jej wylecieć do Berlina. A musiała. W końcu chciała zapomnieć…!
***
Marek jechał Lexusem w stronę Okęcia. Dobra, powiedziała „Wracam do Niemczech” i „Nie umiałabym z tobą być”, ale musiał spróbować. Jeszcze raz. Tylko raz. Jeśli teraz powie mu „Nie”, to odpuści. Chociaż na pewno nie będzie mu łatwo. A za kilka miesięcy jak przyjadą zrobić zdjęcia następnej kolekcji (Pshemko był zachwycony podejściem firmy do klienta) to… może spróbuje jeszcze raz. Ale musiał. Jeszcze tylko jeden, jedyny, ostatni raz. Co chwilę zerkał na zegarek. Ula miała samolot za piętnaście minut. Modlił się żeby stała jeszcze w kolejce do odprawy, żeby zdążył. Musiał zdążyć! Nie mógł przegapić ostatniej szansy. Już wystarczająco długo zwlekał.
Dotarł na lotnisko. Rozejrzał się wokół siebie, jednak nigdzie jej nie widział. Zdesperowany pobiegł do kasy.
- Przepraszam, czy samolot do Berlina już odleciał? – zapytał, prosząc w myślach żeby odpowiedź była przecząca.
- Tak, przykro mi, spóźnił się pan.
Poczuł jakby jego serce zastygło na chwilę w miejscu, a potem zaraz ruszyło z zawrotną prędkością, jakby chciało wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Uśmiechnął się blado do kasjerki i ruszył przed siebie. Stracił właśnie szansę na zatrzymanie jej…
„Gdy ciebie zabraknie i ziemia rozstąpi się 
W nicości trwam 
Gdy kiedyś odejdziesz 
Nas już nie będzie i siebie nie znajdziesz też” – Edyta Bartosiewicz „Ostatni”
*Nie, to nie jest żadna aluzja ;)
**Karolina Kozak – „Miłość na wybiegu”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz