Ula z skonsternowaną miną siedziała w swoim gabinecie wpatrując się w kartkę papieru. Jakiś czas temu awansowała na stanowisko dyrektora finansowego. Westchnęła lekko. Od jakiegoś czasu spóźniał jej się okres, więc zaniepokojona powędrowała do apteki i kupiła test ciążowy, który pokazał dwie kreski. Dzisiaj gdy Marek był na spotkaniu poczłapała z mocno bijącym sercem do ginekologa. Bała się. Całkiem prawdopodobne było to, że zaszła w ciążę i pogodziła się z tą myślą, jednak mimo wszystko odczuwała stres. Spojrzała ponownie na kartkę papieru i uśmiechnęła się lekko. Na zdjęciu USG widziała dosyć małą plamkę, która za parę miesięcy miała urosnąć do pokaźnych rozmiarów. Wzięła zdjęcie i postanowiła pójść do gabinetu Marka. Miała wielką nadzieję, że się ucieszy. Na pewno się ucieszy. Z lekkim uśmiechem przemierzała firmowy korytarz odpowiadając na przywitania kilku osób. Violetty jak zwykle nie było w sekretariacie przed gabinetem Dobrzańskiego, więc zwyczajnie otworzyła drzwi. Chciała już powiedzieć coś na kształt "cześć kochanie", jednak jej zamiary zniweczył obrazek, który zobaczyła przed sobą. A mianowicie to Marek całował się z jakąś dziewczyną. Zamknęła drzwi głośniej niż zamierzała i ruszyła szybkim krokiem do swojego gabinetu. Walczyła z napływającymi do oczu łzami. On ją całował. Nie protestował. Zatrzasnęła drzwi od swojego gabinetu i dała ujście łzom. Wsadziła szybko zdjęcie USG do torebki. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciła się. Nie zauważyła, że za nią idzie.
- Ula, to nie tak - zaczął.
- A jak? Marek, całowałeś się z tą dziewczyną! Nie mów mi proszę, że "to nie tak", bo naprawdę ciężko mi w to uwierzyć!
Położył jej dłonie na ramionach i spojrzał jej głęboko w oczy. Nie chciał jej stracić. To Olga go pocałowała, a on to odwzajemnił. Był zaskoczony. Lampka ostrzegawcza w jego głowie zapaliła się o kilka sekund za późno, bo Ula zamiast zobaczyć Marka odsuwającego tą dziewczynę od siebie, albo minąć się z nią w drzwiach zobaczyła pocałunek, którego on pod żadnym pozorem nie chciał.
- Myślałam, że naprawdę się zmieniłeś, ale jak widać te osiem miesięcy razem nic dla ciebie nie znaczy - powiedziała ze smutkiem po czym odsunęła się od niego.
- Ula, znaczy dla mnie bardzo dużo, więcej niż teraz ci się wydaje. Proszę cię, przemyśl to, ochłoń trochę, nie rób nic czego będziesz potem żałowała. Bo ja żałuję. To ona mnie pocałowała. Ja tego nie chciałem.
- I co? Chcesz mi powiedzieć, że zaraz po tym jak byś się otrząsnął, to od razu byś tu do mnie przyszedł i powiedział mi o tym?
- Tak - odparł śmiertelnie poważnie. - Powiedziałbym ci, bo mówiliśmy sobie, że powinniśmy być ze sobą szczerzy aż do bólu. Ula, kocham cię nad życie. I rozumiem, że teraz jesteś na mnie wściekła. Ale ja nie chcę, i myślę, że ty też nie chcesz, żeby to co nas łączy się skończyło z powodu kilku sekund podczas których się zapomniałem.
Pokręciła głową. - Marek, przestań. Nie chcę tego słuchać.
Wyminęła go po czym ruszyła w stronę wyjścia z firmy. Powstrzymywała łzy. Musiała być silna. Sama nie wiedziała czy mu wierzyć czy nie.
***
Marek stał chwilę na środku jej gabinetu. Po chwili jednak wystrzelił z firmy jak proca. Uli już nie było na przystanku więc wsiadł do samochodu i ruszył w stronę Rysiowa. Doskonale ją znał i wiedział, że to właśnie tam pojechała. Nie pojechałaby w tej sytuacji do ich domu gdyż bałaby się, że to będzie pierwsze miejsce o którym on pomyśli. Wysiadł z auta i podszedł do drzwi domu. Zapukał.
- Dzień dobry panie Józefie. Ula jest? - zapytał nie owijając w bawełnę.
- Jest - odparł. - Ale nie wyglądała zbyt wesoło gdy przyszła. Myślałem, że po prostu chciała nas odwiedzić. Pokłóciliście się?
- Tak trochę. Mogę do niej wejść?
- Tak, wejdź.
Zapukał do drzwi jej pokoju i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka. Dziewczyna leżała na łóżku i czytała książkę. Po jej policzkach płynęły łzy. Zdawała się być zobojętniała na cały świat.
- Co tu robisz? - zapytała, nie odrywając wzroku od lektury.
- Musimy porozmawiać.
Uśmiechnęła się dziwnie. - Musimy? Marek. Daj spokój, nie wysilaj się.
Zacisnął zęby. Był w stanie zrozumieć to, że Ula była na niego zła i, że musiała pobyć sama żeby sobie to wszystko przemyśleć. Nie znosił jednak tej jej ironicznego odzywania się i udawanej obojętności, zawsze gdy była na niego zła.
- Ula, musimy.
Podniosła się z kanapy. - Więc proszę. Rozmawiaj sobie - burknęła.
Podszedł do niej bardzo blisko. Tak blisko jak mógł sobie pozwolić zawsze, jednak gdy byli pokłóceni, raczej tego unikał. Złapał ją za ręce uniemożliwiając jej drogę ucieczki. Nie trzymał jej jednak za mocno, nie chcąc sprawić jej bólu. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nie chciałem tego. To się po prostu stało, ona mnie pocałowała a ja nie potrafiłem się sprzeciwić, zdziwiłem się. A ona to wykorzystała. Gdybym mógł cofnąć czas nawet nie wpuściłbym jej do gabinetu. Możesz być pewna, że jeśli nie przyszłabyś do mojego gabinetu, to zaraz po tym jak bym się od niej odsunął, od razu przyszedłbym do ciebie – zapewnił patrząc jej głęboko w oczy. - Kocham cię, rozumiesz? Kocham cię tak, jak jeszcze nigdy nikogo nie kochałem. Kocham cię nad życie. Kocham cię za to, że rano gdy się budzę witasz mnie pięknym uśmiechem i pocałunkiem. Kocham cię za to, że zawsze mnie rozumiesz i stoisz za mną murem. Kocham cię za to, że zawsze mnie wspierasz w trudnych chwilach. Kocham cię za twój pogodny, zaraźliwy uśmiech sięgający oczu. Kocham cię za to jaka jesteś. Kocham cię za wszystko i pomimo wszystko. Kocham twoje wady i zalety. Kiedy ty jesteś szczęśliwa, moje serce podskakuje, a ja sam jestem w doskonałym humorze. A kiedy jesteś smutna, ja również jestem smutny, i próbuję cię pocieszyć. Jesteś takim moim prywatnym słońcem. Kiedy promieniejesz, jestem najszczęśliwszym facetem na świecie, a kiedy się zachmurzasz ja również jestem pochmurny i smutny, ale próbuję odgonić ten twój zły humor. Kocham cię nawet wtedy gdy się na mnie złościsz - wyrzucił z siebie chyba wszystkie tego typu rzeczy, które przyszły mu na myśl. - Kocham cię najbardziej na świecie. Myślisz, że potrafiłbym naumyślnie cię skrzywdzić? - zapytał retorycznie. - Nie, nie potrafiłbym. Nie potrafię cię skrzywdzić, i bardzo chętnie przyłożę każdemu kto tylko spróbuje to zrobić. Dlatego Ula, proszę, spróbuj chociaż mi uwierzyć, bo ja naprawdę nie chcę cię stracić.*
Patrzyła na niego chwilę przez łzy. Teraz już mu wierzyła. Widziała wszystko w jego oczach, a one nigdy nie kłamały. Nie rozumiała jak mogła go oskarżyć o zdradę. On na pewno tego nie chciał, już to wiedziała. Do tego to co jej powiedział było najwspanialszą muzyką dla jej uszu. Kochał ją, naprawdę ją kochał. Jeśli miała jeszcze jakieś wątpliwości to tymi słowami, płynącymi prosto z serca, skutecznie je rozwiał. Uśmiechnęła się lekko po czym przytuliła go do siebie. Poczuła jak ją obejmuje. Nie widziała jego twarzy, ale domyśliła się, że wstąpił na nią uśmiech. Po chwili odsunęli się od siebie. Spojrzała na niego. Rzeczywiście uśmiechał się radośnie a w jego oczach tańczyły radosne iskierki, tak jak zawsze gdy był szczęśliwy.
- Przepraszam Marek. Ja też cię kocham.
Pocałował ją czule. Czuł wszechogarniającą radość. Odsunęli się od siebie. Zobaczył na jej twarzy szeroki, szczęśliwy uśmiech i poczuł jak jego serce wyczynia dziki taniec z obrotami na ten widok.
- Nie powinnam była cię tak oskarżać. Przepraszam.
- W porządku... Ula, rozumiem cię. Byłaś zła na mnie. Ale najważniejsze jest to, że już wszystko w porządku, tak?
Uśmiechnęła się szeroko. - Tak. Kocham cię.
- Ja też cię kocham słońce.
***
Wracali do domu po przyjemnym popołudniu w domu Cieplaków. Co z tego, że nie była to planowana wizyta, skoro była aż tak miła? Marek spojrzał na Ulę. Była jego największym szczęściem. Nadal czasami zastanawiał się czy ostatnie osiem miesięcy nie były tylko pięknym snem. Zawsze dochodził jednak do wniosku, że nie. Był najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Miał wspaniałą dziewczynę, którą kochał nad życie, i której nigdy nie skrzywdzi i skrzywdzić nie pozwoli, miał świetnych przyjaciół, na których mógł liczyć, miał rodzinę, z którą od jakiegoś czasu utrzymywał lepsze kontakty niż dotychczas... Musiał przyznać, że los się do niego uśmiechnął. Był cholernym szczęściarzem. Doskonale wiedział jednak, że wystarczy jeden nieostrożny ruch żeby wszystko stracić. Chwila zapomnienia i bańka pryśnie. Teraz się udało, w końcu był szczery i ona doskonale o tym wiedziała, jednak gdyby mówił nieszczerze, a tylko po to, żeby ona do niego wróciła to na pewno nie wróciłaby. Uśmiechnął się sam do siebie. Miał wspaniałą, mądrą, inteligentną, piękną dziewczynę, którą kochał nad życie. W jego oczach była idealna. Uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła lekko uśmiech. Jechali w milczeniu, jednak nie przeszkadzała im cisza. Umieli milczeć w swoim towarzystwie. Co więcej lubili tą ciszę pełną porozumienia i miłości. Jednak po chwili została ona przerwana przez dzwonek telefonu Uli. Westchnęła cicho po czym wygrzebała urządzenie ze swojej torebki.
- Halo Ala. Co? A nic, takie małe... spięcie. - Uśmiechnęła się do Marka, a ten puścił jej oczko. - Tak, już okej. Jutro... Myślę, że znajdę dla was chwilę czasu. No wiem, wiem, że dawno nie przychodziłam. Ala, nie miałam czasu, przepraszam, nadrobię okej? Nie mam zamiaru się wymigiwać, co więcej przyjdę z chęcią. Tak jak zawsze w porze lunchu w bufecie. No. Pa.
Rozłączyła się i wsadziła telefon do torebki. Przy okazji natrafiając na zdjęcie USG. Wpadła nagle na pewien pomysł. Gdy znaleźli się w domu Marek powiedział, że pójdzie zrobić coś dobrego na kolację. Był dość tajemniczy gdy zapytała go co chce ugotować, jednak nie przejęła się, bo jej ukochany umiał przyrządzać świetne dania, więc pod tym względem miał u niej wielki nieograniczony kredyt zaufania. Sama zamknęła się w sypialni i postanowiła działać. Zaczęła przeglądać szafki, w poszukiwaniu pewnego przedmiotu. W końcu wygrzebała skądś małe pudełeczko. Uśmiechnęła się lekko. Wsadziła do środka krepę jako element ozdobny i położyła na niej zdjęcie. Zamknęła pudełeczko po czym wyszła z sypialni. Miała zamiar cicho przemknąć się do salonu, zabrać stamtąd torebeczkę do prezentów i czmychnąć z powrotem do sypialni, jednak zwabił ją do kuchni apetyczny zapach.
- Co ty tu gotujesz kochanie? - zapytała stając w progu. Nie mogła podejrzeć co jej ukochany postanowił przyrządzić bo zakrył patelnię i garnek pokrywkami.
- Zobaczysz. A co ty tam kombinujesz?
- Zobaczysz - odparła z równie tajemniczą miną co on, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła do swoich zajęć. Otworzyła szafkę i wyjęła z niej dość małą torebeczkę. Powędrowała zadowolona do sypialni i wsadziła pudełko ze zdjęciem USG do torebki. Postawiła pakunek obok łóżka po czym wyszła z sypialni. Akurat gdy zamknęła drzwi Marek postawił na stole talerze ze spaghetti.
- Voila - powiedział z francuskim akcentem. Uśmiechnęła się lekko. Uwielbiała gdy robił tego typu niespodzianki bez zabierania jej do restauracji. W zaciszu domowego ogniska mogli zachowywać się bardziej swobodnie, no i często było o wiele bardziej romantycznie. Jak przystało na dżentelmena odsunął jej krzesło. Nalał wina do kieliszków. Ula nieco się spłoszyła jednak nie dała tego po sobie poznać nadal się szeroko uśmiechając. Była w ciąży a wino nie było wtedy zbyt wskazane, jednak stwierdziła, że ten jeden łyk nie zaszkodzi.
Spędzili wieczór w przyjemnej atmosferze, rozmawiali, wspominali, śmiali się. Nie mówili o przykrych rzeczach, ani o pracy. Był to w tym momencie temat tabu. Ula wypiła troszkę wina, dwa może trzy łyki, jednak małe. A Marek jakoś się temu nie zdziwił, albo po prostu nie zauważył. W końcu po skończonym posiłku Ula stwierdziła, że może teraz dać Markowi swój... prezent.
- To teraz ja mam dla ciebie małą niespodziankę - stwierdziła z tajemniczym uśmiechem.
- Niespodziankę?
- Tak. Poczekaj, zaraz przyjdę.
Odeszła od stołu i ruszyła do sypialni. Wzięła torebeczkę i wróciła do salonu. Zauważyła, że nie siedzi już przy stole więc usiadła obok niego na kanapie, co nawet jej odpowiadało. Wręczyła mu torebkę.
- Proszę. Mam nadzieję, że się ucieszysz.
Uśmiechnął się do niej lekko po czym wyłowił małe pudełeczko. Z zaciekawieniem podniósł wieczko. Ula w napięciu czekała na jego reakcję. Wierzyła w to, że się ucieszy. Spojrzała na niego. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak tylko wciągnął powietrze do ust. Patrzył raz na zdjęcie, a raz na ukochaną.
- Ula... - zaczął. Spojrzał na nią z zaskoczeniem malującym się na twarzy. Po chwili, zupełnie jakby dopiero dotarło do niego co zobaczył na zdjęciu USG, na jego twarz wstąpił szeroki szczery uśmiech. Spojrzała na niego. Czekała tylko aż coś powie. - Naprawdę? - zapytał z widocznym niedowierzaniem, jednak dało się w jego glosie wyczuć także wielkie szczęście.
- Tak, naprawdę. Jestem w ciąży.
- Jesteś w ciąży... - powtórzył jakby nadal próbował to sobie przyswoić. - Kochanie to wspaniale! - zawołał po czym przytulił ją do siebie. - Bardzo, bardzo się cieszę - zapewnił. Uśmiechnęła się.
- Więc podoba ci się prezent? - zapytała przekornie.
- Oczywiście, że mi się podoba. Naprawdę, bardzo mi się podoba!
Zaśmiała się wesoło widząc jego rosnący entuzjazm. Było widać na pierwszy rzut oka, że się cieszy. Uśmiechał się, a w oczach tańczyły radosne ogniki.
- Cieszę się, że się cieszysz - stwierdziła przytulając się do niego lekko.
- Cieszę się, że się cieszysz, że się cieszę - odparł. Zachichotał widząc jej skonsternowaną minę gdy usłyszała ten pokrętny komunikat. W pewnej chwili jego entuzjazm jakby zelżał, chociaż było to tylko pozorne. Tak naprawdę cały czas się cieszył, jednak ogarnęła go zaduma. Siedzieli tak wtuleni w siebie, a on próbował przyjąć do wiadomości to, że oprócz ukochanej kobiety ma przy sobie także swoje nienarodzone dziecko. Delikatnie położył dłoń na jej jeszcze niewidocznym brzuszku. Uśmiechnęła się patrząc na jego szczęśliwą twarz. Pogłaskała go po policzku. - Kocham cię - szepnęła. W odpowiedzi musnął czule jej usta.
Siedzieli tak wtuleni w siebie, a Marek od dłuższej chwili chciał powiedzieć Uli pewną rzecz. W końcu się zebrał na odwagę.
- Kochanie... tak właściwie to, ta cała kolacja, to nie jest tak do końca bez powodu - zaczął niepewnie.
- Tak? A jaki jest powód? - zaciekawiła się.
- Ja chciałem, Ula... Eee... - Westchnął cicho. - Po prostu... - Dyskretnie wsadził rękę do kieszeni wyjmując z niej malutkie pudełeczko. - Chciałem... - plątał się. Spojrzał na ukochaną. Nie chciał jej już dłużej trzymać w niepewności. Nie zastanawiając się długo żeby przypadkiem się nie rozmyślić, klęknął przy kanapie. - Ula... Kocham cię. I chcę spędzić z tobą resztę mojego życia. - Uśmiechnął się do niej. Zobaczył w jej oczach łzy. Wiedział, że ona już się domyśla. - Kochanie... zostaniesz moją żoną?
Po jej policzkach spłynęło kilka łez. Łez szczęścia.
- Tak - powiedziała prawie niesłyszalnie po czym odchrząknęła cicho. - Tak Marek - powtórzyła. - Zostanę twoją żoną.
Uśmiechnął się do niej. Wsunął na jej palec pierścionek po czym podniósł się z klęczek, delikatnie podnosząc ją za dłoń z kanapy. Spojrzał w jej oczy z miłością po czym wtulił się w jej usta.
- Kocham cię - szepnęła.
- Ja też cię kocham - odpowiedział. Spojrzał jej w oczy z radością po czym położył dłoń na jej brzuszku. - Was kocham - dodał kładąc szczególny nacisk na pierwsze słowo. Uśmiechnęła się do niego.
Siedzieli na kanapie upajając się swoją obecnością. Byli w tym momencie najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Ula wtulając się w Marka patrzyła na swoją dłoń na której błyszczał pierścionek zaręczynowy. Był piękny. Uśmiechnęła się lekko. Nie był jakiś wydumany, ani przesadzony. Skromny, ale za razem przepiękny. Marek zauważył, że Ula obserwuje pierścionek. Ujął jej dłoń.
- Zobacz... - rzucił, podnosząc jej rękę lekko do góry, tak żeby kamyk zalśnił pod światłem. - Mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Także błękitnym - zaznaczył. - Takim, jak twoje oczy - dodał patrząc na nią z miłością. Rzeczywiście jej oczy były przepiękne. Niesamowicie błękitne. Mógłby je porównać do koloru morza, jednak bardziej był skłonny powiedzieć, że są to "dwa nieba". W końcu Ula była Aniołem...
*Jestem zadowolona z tego co Marek powiedział Uli na przeprosiny :) O dziwo ;) Chyba pierwszy raz podoba mi się coś, co sama napisałam.
„Ło rany” ale mnie naszło ;) Kurcze, mam wrażenie, że nieco przesłodziłam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz