Magia Wisły
- Powiedziałeś Paulinie?! Czyż ty kompletnie oszalał?! – wykrzyknął Sebastian nieudolnie tłumiąc wściekłość na przyjaciela. Marek ostatnio, a dokładnie od czasu odejścia BrzydUli z firmy, zachowywał się co najmniej dziwnie. Zupełnie nie jak on. Olewał wszystko: pracę, to, że Aleks chce przejąć firmę, nic go nie obchodziło. Ledwo wyciągnął go z domu.
- Powiedziałem, prawdę, okej?! – odparł zirytowany. Sebastian kompletnie nic nie rozumiał. Nie znał go aż tak dobrze, nie widział co się z nim dzieje. Musiał powiedzieć prawdę Paulinie. Że zdradził ją z Ulą. Że to był prawdziwy romans, że on tego chciał. Gdyby jej nie powiedział… miałby jeszcze większe wyrzuty sumienia niż miał teraz.
- Ale po co?! – warknął. Zupełnie nie rozumiał zachowania przyjaciela. Nie zważając na ciężkie westchnięcie Marka kontynuował. – Przecież uwierzyła, że ty i pani brzydka to tak naprawdę nic, że tylko ją urabiałeś dla potrzeb firmy. – Marek spojrzał na niego zdenerwowanym spojrzeniem. Wszystko tolerował, naprawdę wszystko. Sebastian nawet nie musiał go zrozumieć… był pewny, że go nie zrozumie. Ale jednego nie mógł znieść – mówienia w ten sposób o Uli. O jego ukochanej Uli. O jego słodkiej, delikatnej, uroczej i wrażliwej dziewczynce. Zagotowało się w nim, jednak nic nie odpowiedział. Sebastian tymczasem kontynuował swój monolog. – Tyle lat idealnego kamuflażu, idealnego. A ty odkrywasz karty właśnie teraz, jeżeli chodzi o Brzydulę. – Ponownie zmełł w ustach przekleństwo. Sebastian naprawdę nic a nic nie rozumiał. Nie znał go ani trochę, a przynajmniej nie znał tej jego nowej, prawdziwej twarzy. – Paulina się z tego nie podźwignie – stwierdził, a Marek odwrócił głowę. W tej chwili Paulina akurat była osobą, która nie bardzo go obchodziła. Zranił ją, zdradził, ale już było po wszystkim. Powiedział jej. Może zrobić z tą wiedzą co chce. – Nie z Brzyduli. Marek, to przecież nie jest zwykła zdrada, to jest… życiowa trauma. – Spojrzał na Sebastiana z wściekłością. Wiedział, że chodzi mu o wygląd Uli. Przecież gdyby chodziło o Klaudię czy Dominikę to wszyscy by go zrozumieli. Bo na pierwszy rzut oka widać, że ładna, na dodatek bez krzty inteligencji. Jedyne co potrafiła to liczyć ile wyda na dwie pary butów i torebkę. A Ula… była najpiękniejsza. Zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz. Może nie było to takie widoczne na pierwszy rzut oka, tym bardziej jeśli patrzyło się przez pryzmat jej przezwiska, ale była piękna. – Już nawet wolę nie myśleć co to będzie jak ona powie Aleksowi. Albo twoim rodzicom nie daj Boże. – Marek pokiwał głową z ironią. Akurat zdanie Aleksa i jego rodziców go tu nie obchodziło. Nie w tej sytuacji. Oni nie mieli tu nic do powiedzenia. Mama próbowała już mu wybić z głowy pomysł, że to może być miłość. On jednak wiedział doskonale, że to jest właśnie to. Tak samo wiedział, że nikt, oprócz Uli, nie jest go w stanie teraz zrozumieć. Ona zawsze go rozumiała, wiedziała co czuje. Kochała go. A on skrzywdził ją z premedytacją. Powoli zaczynało mu się wydawać, że w samochodzie robi się jakoś ciasno, niewygodnie i duszno. – Gdyby nie to, że to jest kompletnie niedorzeczne no to bym pomyślał, że… nie wiem, że się zakochałeś w tej Cieplak – zironizował. Marek w myślach pogratulował mu inteligencji. – Ale to jest kompletnie niedorzeczne i nieprawdopodobne, prawda? – zapytał, gdy nie zauważył oczekiwanej reakcji ze strony Marka, na przykład śmiechu albo ironicznej riposty, a zamiast tego wymowna cisza starała się coraz bardziej pogłębiać. Dobrzański spojrzał na niego z odpowiedzią na jego pytanie w oczach. Nie. To nie było niedorzeczne i bardzo nieprawdopodobne. To było bardzo dorzeczne i bardzo prawdopodobne. Bardziej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, bardziej nawet niż sam Marek jeszcze niedawno myślał. – Marek… No nie, nie… - Nadal miał nadzieję, że przyjaciel żartuje. Robi sobie z niego żarty. Taki głupi kawał. Przecież Marek nie mógłby się zakochać, a już na pewno nie w Brzyduli. – Tylko mi nie mów, że się zakochałeś. – Ponownie odpowiedziało mu tylko jedno wymownie spojrzenie po czym Marek spojrzał przed siebie i pokręcił głową. Teraz był już w stu procentach pewien. Nikt go nie zrozumie. A już na pewno nie będzie to Sebastian. – W Brzyduli?! – Marek spuścił wzrok. Strasznie za nią tęsknił. Atmosfera w aucie wydawała mu się coraz bardziej przytłaczająca, a jego ból i tęsknota niemal rozsadzały go od środka. Musiał przejść się, pomyśleć. Potrzebował oddechu. – Marek… Marek, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Dobrzański nadal nie odpowiadał wiercąc się tylko nerwowo na swoim siedzeniu i rozglądając się dookoła. Byli nad Wisłą, a on potrzebował chwili dla siebie. Wiedział, że zaboli go to, ale musiał się tam przejść i powspominać. Chociaż przez jedną, krótką chwilę. – Marek!
- Zatrzymaj samochód – nakazał odpinając pas.
- Co? – zapytał z niedowierzaniem.
- Zatrzymaj samochód – powtórzył zniecierpliwiony. Sebastian zatrzymał się dokładnie w tym samym miejscu co on tamtej nocy. Od razu uderzyły go wspomnienia. Ula siedziała wtedy tyłem do niego, ale wiedział, że jest przygnębiona. Wysiadł z samochodu. – Jak nie chcesz to nie czekaj, okej – rzucił jeszcze na odchodne po czym zamknął drzwi od auta.
- Wiesz, tak się wczoraj zastanawiałem, ze jak już spłacą te nasze kredyty, to może sami wystąpilibyśmy o jakiś kredyt, co? – zapytał chcąc oderwać Ulę od rozmyślań o Marku. Siedziała przygnębiona na miejscu pasażera. – Moglibyśmy wybudować sobie jakiś nieduży magazyn. Teraz będziemy współpracować z kilkoma firmami, więc jak ja będę wiesz, zwoził te wszystkie rzeczy do domu no to mama momentalnie mnie z tym wszystkim wygodni. – Spojrzał na Ulę, która z przygnębieniem i smutkiem patrzyła przed siebie. – Co ty na to?
- Może być… - powiedziała nieobecnym głosem, zupełnie jakby go nie słuchała. Nie bardzo obchodziła ją w tej chwili ich wspólna firma. Najchętniej położyłaby się gdzieś sama i pogrążyła w rozpaczy. Nadal nie mogła uwierzyć, że Marek mógł ją okłamać. Że te wszystkie randki… że niby Wisła… że nawet SPA… że to wszystko było po to żeby sfałszowała raport? Nie chciała w to wierzyć, ale musiała. Musiała w końcu przestać patrzyć na Marka przez pryzmat miłości, bo chociaż ją zranił, skrzywdził i zabawił się nią, to nadal nie potrafiła przestać go kochać.
- Może być… wiesz to nie musi być wcale drogie – przekonywał dalej, nawet nie zauważając apatii przyjaciółki. Ula wyjrzała przez okno i otworzyła szerzej oczy. – Teraz firmy momentalnie stawiają takie wiesz, kontenerowe budynki – wyjaśnił.
Ula przestała go słuchać i tylko wpatrywała się w krajobraz za oknem. Wisła. Tam myślała, że on już wie co czuje tak w stu procentach. Tam była taka szczęśliwa jak księżniczka w ramionach swojego ukochanego księcia. Gdyby tylko mogła cofnąć czas była pewna, że i tak wszystko poprowadziłaby tak samo żeby tylko znowu przeżyć ten wieczór nad Wisłą.
- Zatrzymaj się – powiedziała przerywając mu. Spojrzała na niego niecierpliwie. Musiała wysiąść, pomyśleć i odpocząć.
- Jak… co, zatrzymaj się? – zapytał skołowany jej nagłym poleceniem.
- Zatrzymaj się– poprosiła ponownie.
- Ale dlaczego? – Tylko Ula widziała dlaczego akurat to miejsce i dlaczego akurat teraz. Nie chciało jej się tego wszystkiego tłumaczyć Maćkowi. – Przecież za chwilę jesteśmy w knajpie.
- Maciek, chcę się przejść – wyjaśniła.
- No przecież dziewczyny na ciebie czekają.
- Maciek… - westchnęła. – Proszę.
- No dobra, jak chcesz – zgodził się niepewnie, parkując samochód pod mostem. Ula wysiadła z auta i ruszyła przed siebie. Chłonęła niezwykłą atmosferę tego miejsca, zauważalną tylko dla niej. Wszystkie wspomnienia powróciły uderzając w nią ze zdwojoną siłą i potęgując uczucie pustki i ogólnej beznadziei. Odetchnęła chłodnym powietrzem i wsłuchała się w odgłos ptaków. Łzy napłynęły jej do oczu. Chciałaby przeżyć to jeszcze raz. Jeszcze raz poczuć jego dłonie na jej policzkach, włosach a potem obejmujące ją. Chciałaby jeszcze raz zasmakować tych pocałunków. Tęskniła za nim, chociaż wiedziała, że musi zapomnieć. W jej sercu była głęboka rana i tylko jedna osoba mogła ją uleczyć od razu, zaledwie w kilka sekund pomóc jej się zabliźnić. Był to Marek. Jednak wiedziała, że jest to niemożliwie. W końcu go tu nie ma. Raz próbował przeprosić… i tyle? Nie powiedział jej co czuje, właściwie to mało co jej powiedział. Nie mogła go przejrzeć, sprawdzić czy był szczery mówiąc, że mu zależy. Chciałaby pozbyć się tej miłości raz na zawsze.
Sebastian z Markiem znowu jechali w kierunku firmy. Marek nadal wpatrywał się w mijane krajobrazy, jednak był już nieco spokojniejszy. Nadal tęsknił, tak jak nadal bolało to, że jej nie ma i może nigdy nie będzie, a przynajmniej nie dla niego. Sebastian spojrzał na kumpla. Był załamany, chociaż nawet to słowo nie oddawało do końca tego co czuł Marek. On był załamany, zrezygnowany, zobojętniały, osowiały… ale zarazem zdesperowany. Był gotów zrobić wszystko byleby tylko Ula mu wybaczyła chociażby miałby oddać wszystko, dosłownie wszystko, co miał. Byleby tylko ona mu wybaczyła i zechciała ponownie zaufać. Sebastian westchnął. Nie rozumiał tego. Nie pojmował co w tej Cieplak było takiego, że Marek ją pokochał. Ciężko mu było uwierzyć w tą miłość. Jednak nie mógł znieść widoku takiego umęczonego przyjaciela. Było widoczne jak na dłoni, że zżerają go wyrzuty sumienia, smutek i tęsknota.
- Marek, nad rzeką widziałem… Ulę – rzucił niby od niechcenia. Zmusił się do użycia jej imienia.
- Co? No i dopiero teraz mi o tym mówisz?! – zawołał zdenerwowany. Był gotów w każdej chwili nawet wyskoczyć z tego auta i wrócić nad Wisłę.
- Nie widziałem potrzeby…
- Nie widziałeś potrzeby?! – wrzasnął przerywając mu. – Czy ty w ogóle masz rozum, Seba?! Wiesz dobrze, że ją kocham, kocham jak nigdy nikogo! – Pierwszy raz wypowiedział to na głos. – Zawracaj samochód.
- Co?
- To co słyszałeś, zawracaj samochód!
- Marek, nie zdążymy… - starał się zaprotestować.
- Do cholery ciężkiej, Sebastian! Może i nie zdążymy, ale ja muszę spróbować, rozumiesz? Muszę – mówił z taką desperacją, że Seba nie mógł go nie posłuchać. Zawrócił przy pierwszej możliwej okazji i ruszyli z powrotem nad Wisłę. Marek siedział jak na szpilkach. Gotowy był od razu wysiąść, podbiec do Uli i wyjaśnić jej wszystko. Chociażby wrzeszczała, płakała czy uciekała, to on i tak jej powie. Musi zdążyć zanim odjedzie. Musi. To była szansa od losu, i nie mógł jej teraz zmarnować.
- No leć – rzucił gdy zatrzymał samochód. Nie musiał powtarzać dwa razy. Marek od razu wyskoczył z auta i żwawym krokiem ruszył przed siebie. Odetchnął z ulgą. Była tam nadal, stała na brzegu i wpatrywała się w rzekę. Nie widział jej twarzy więc nie mógł stwierdzić czy płacze, czy raczej jest zła. Ale mimo to musiał spróbować. Nie odpuści, bo ją kocha. Nie da jej odejść bez tej ostatniej rozmowy. Musiała go wysłuchać, po prostu musiała. Nie dopuszczał innej opcji. Podszedł do niej niepewny co chce powiedzieć.
- Ula… - zaczął i w tym momencie strzępki myśli w jego głowie zaczęły układać się w jedna logiczną całość. Już miał powiedzieć to co chciał, jednak przerwała mu natychmiast. Spodziewał się tego.
- Co ty tu robisz? – Całą siłą powstrzymywała się od krzyku. Gdyby nie fakt, że Maciej pojechał pewnie natychmiast pobiegłaby do jego auta. Ale powiedziała, że może jechać. Chciała być sama.
- Musimy porozmawiać. Proszę Ula.
Nie wiedział, że ich rozmowie przygląda się Sebastian. Wysiadł z auta i opierając się o wewnętrzną stronę drzwi wpatrywał się w tą dwójkę.
- Miałeś swój czas na rozmowy – powiedziała powstrzymując się od płaczu. Chciała odejść ale poczuła jego dłoń na swojej. Przytrzymał ją delikatnie, także z łatwością mogła się wyrwać, ale stanowczo. Nawet ten niewinny na pozór gest sprawił, że oboje przeszedł dreszcz.
- Wiem, ale go zmarnowałem. Dlatego proszę cię teraz…
- Nie Marek. – Pokręciła głową. – Nie chcę wiedzieć co masz mi do powiedzenia. Chcę tylko żebyś raz na zawsze zniknął z mojego życia.
Kłamała. Oczywiście, że kłamała. Przecież nie mogła tak myśleć. Był tego pewien ale mimo to łzy napłynęły mu do oczu. Szybko je powstrzymał. Nie mógł się rozkleić, nie przy niej, nie teraz. Musiał ją jakoś przekonać żeby zechciała posłuchać go spokojnie bez przerywania mu.
- Nie wierzę ci – powiedział cicho, ale z mocą w głosie. – Ula, widać po tobie, że nie mówisz prawdy.
Nie patrzyła na niego, przetrawiając jego słowa. Doskonale odgadł co czuje. Nerwowo wyszarpnęła dłoń z jego uścisku i ruszyła przed siebie. Nie chciała z nim rozmawiać. Nie chciała go znać, widzieć, słyszeć, pamiętać… nie chciała mięć z nim nic wspólnego. A raczej jej umysł nie chciał. Serce wyrywało się do niego. Miała wielka ochotę wtulić się w jego silne, kochające, bezpieczne, ciepłe ramiona i rozpłakać się jak dziecko. Wyrzucić z siebie te wszystkie negatywne emocje. Tylko przy nim, w jego objęciach, przy jego dotyku i jego czułych, spokojnych słowach było to możliwe. Walczyła sama ze sobą żeby nie odwrócić się, nie podbiec do niego i nie wtulić się w jego tors z płaczem. Nie mogła ryzykować, że znowu ją okłamie, zrani, skrzywdzi, oszuka, wykorzysta. Podle i z premedytacją.
- Ula proszę. – Podbiegł do niej i dotrzymał jej kroku. – Ja naprawdę jestem w stanie ci to wszystko wyjaśnić! – Był zdesperowany. Musiał jej wszystko powiedzieć i sprawić żeby uwierzyła. Inaczej… inaczej już nic nie będzie miało sensu. Bez niej całe życie było pozbawione jakiejkolwiek treści. Nie mógł pozwolić jej odejść, nie teraz i nie nigdy.
- No nie wątpię. Na pewno wymyśliłeś sobie już jakieś idealne kłamstwo – powiedziała oschle. Marek jednak nie dał się zwieść jej obojętnemu zachowaniu. To była gra, maska. Miała nadzieję, że jeśli pokaże mu, że nic jej nie rusza, to nie będzie mógł jej skrzywdzić. Jednak on nie chciał jej krzywdzić, już nigdy. Nie potrafił oglądać w tych niebieskich diamentach łez. Serce mu się krajało gdy widział ją taką zranioną i zapłakaną. Sytuację pogorszał fakt, że widział ją taką ze swojej własnej winy.
- Ula, nie, proszę cię, posłuchaj. To naprawdę nie tak. Na początku rzeczywiście cię nie kochałem, ale później…
- Marek, skończ! – krzyknęła odwracając się do niego przodem. Zamilkł gwałtownie zaskoczony jej nagłym wybuchem. W jej oczach kręciły się łzy, ale wyraz twarzy pozostawał zacięty i niewzruszony. – Nie chcę wiedzieć co masz do powiedzenia. Nie chcę słuchać już niczego co pada z twoich ust, nigdy. Bo wszystko co mówisz to jeden wielki potok kłamstw. Nie dam się znowu nabrać na twoje czułe słówka.
- Ula nie, nie mam zamiaru kończyć! – zawołał. – Nie dam ci odejść, nie zostawię cię w spokoju jeśli nie dasz mi powiedzieć, co tak naprawdę do ciebie…
- Marek, nie! – wrzasnęła. – Nie – dodała ciszej. – Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Wyrzuciłam wszystkie rzeczy, które mi się z tobą kojarzą. Udało mi się zgubić gdzieś większość wspomnień. Zapominam o tobie. Przestaję cię kochać, rozumiesz?
Sprawiała mu tymi słowami niemożliwy do opisania ból. Z każdym jej kolejnym słowem czuł jak wbija nóż w jego serce a potem przekręca w jak najbardziej okrutny i bolesny sposób. Wiedział, że kłamie, ale takie słowa z ust ukochanej osoby bolą nawet jeśli są przepełnione fałszem.
- Mimo wszystko, muszę ci wyjaśnić – powiedział i zaczął wyrzucać siebie słowa z prędkością karabinu nie dopuszczając jej do głosu. – Na początku rzeczywiście cię nie kochałem. Z każdą naszą kolejną randką, spotkaniem zaczęłaś stawać się dla mnie coraz bliższa. Wisła, SPA… to było nie do opisania. Wczoraj zerwałem z Pauliną. Ula zrozum. Ja ciebie naprawdę…
- Przestań – przerwała mu. – Po prostu przestań.
Odwróciła się i ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Czuła jak coraz więcej łez zbiera jej się pod powiekami. Jeśli zaraz stąd nie pójdzie to nie da rady ich utrzymać i wypłyną. Jej serce wyrywało się do niego i podpowiadało, że ma uwierzyć. Schować dumę do kieszeni i dać mu szansę. Najbardziej na świecie chciała poczuć jego obejmujące ją ramiona, usłyszeć jego czuły, delikatny głos i poczuć smak jego ust. Była coraz dalej od niego. Już kilkadziesiąt metrów. Marek nadal stał jak osłupiały wpatrując się w jej sylwetkę. Oddalała się… odchodziła, a on nadal nie powiedział jej tego najważniejszego. Powinien uczynić to już na początku spotkania. Inaczej spojrzałaby wtedy na jego słowa. Teraz były dla niej tylko świetnym kłamstwem mającym na celu ją zranić jeszcze bardziej. Musiał coś zrobić, zareagować, zanim będzie za późno. W myślach miał tylko jeden pomysł na zatrzymanie jej.
- Ula! – zawołał zdesperowany. Usłyszała go doskonale ale nie zatrzymywała się. Powstrzymał falę łez i przełknął gulę powstałą w gardle. – Ula zrozum w końcu, że ja ciebie naprawdę kocham! – krzyknął. Nie zawahałby się nawet w mieście pełnym ludzi. Jeżeli tylko to wyznanie mogło ją zatrzymać, mógł je nawet wykrzyczeć. Byleby tylko została. Na niczym innym już mu nie zależało tylko na tym, żeby się zatrzymała, żeby na niego spojrzała. Niezależnie od odpowiedzi, chciał żeby spojrzała. Nawet tylko obróciła się przez ramię… Ale miała spojrzeć, tylko tyle. Żeby miał pewność, że usłyszała i zrozumiała. Że do niej to dotarło.
Stanęła w pół kroku słysząc jego głos wykrzykujący to co chciała usłyszeć od niego już od dłuższego czasu. Stała wpatrując się w drogę przed nią, a w jej oczach czaiło się coraz więcej łez gotowych w każdym momencie wypłynąć. Miała w głowie prawdziwą gonitwę myśli. Chciała mu wybaczyć, ale bała się. Bała się, że za jakiś czas znowu będzie przez niego płakać nad Wisłą. Ale istniała też nikła nadzieja, że nie będzie cierpieć. Że wszystko się ułoży tak jak tego chciała od samego początku. Każdy mięsień jej ciała wyrywał się do biegu w stronę Marka. Czuła jego oczekujący wzrok na swoich plecach. Cisza była pełna napięcia. Wystarczył jeden jej gest, jedno słowo żeby to przerwać.
- Proszę… - Usłyszała ponownie jego głos, tym razem cichszy. Był taki pozbawiony nadziei, że to co robi ma w ogóle jakikolwiek sens, że aż bała się spojrzeć na jego twarz żeby nie zobaczyć tego wielkiego smutku w jego oczach, który wyczuwała w głosie. – Ula, kocham cię… - Znowu go usłyszała. Już nie dbał o to czy go usłyszy. Gdyby nie cisza, która między nimi zapanowała, nawet nie zauważyłaby, że coś mówi. Te kilka słów, pięknych słów, wypowiedziane tonem pozbawionym jakiejkolwiek nadziei sprawiły, że nie potrafiła już dłużej zgrywać obojętnej. Cały czas stała spięta, a każdy mięsień wręcz rwał się do biegu. Serce wyrywało się do niego jak szalone. Teraz już nawet umysł chciał żeby ją objął. A łzy w oczach powoli zamazywały jej obraz. Odwróciła się szybko i niemal biegiem ruszyła jego kierunku. Zaskoczyła go. Chciał już odchodzić, stwierdzając, że już nic więcej zrobić nie może, ale teraz znowu miał nadzieję. Ona podobno umiera ostatnia. Jeszcze chwila a umarłaby i ta jego. Ula po kilku sekundach marszobiegu wtuliła się w niego najmocniej jak potrafiła, a łzy same pociekły po jej policzkach. Poczuła jego obejmujące ją ramiona i zauważyła, że odetchnął głęboko, jakby z ulgą. Płakała jak mała dziewczynka wtulając się w niego. Potrzebowała tego. Chciała wyrzucić wszystkie złe emocje, które w niej tkwiły od momentu gdy dowiedziała się o kłamstwach Marka. Chciała chociaż w pewnym stopniu uleczyć ranę pozostawioną w jej sercu. Nie mogła zrobić tego sama, musiał zrobić to Marek. I właśnie to robił. Przytulał ją i pozwalał się wypłakać. Czuła się dobrze i bezpiecznie schowana w jego silnych ramionach. Jakby nikt nie mógł jej tu skrzywdzić. Jakby Marek nie miał na to pozwolić. Czuła jak ją przytula, głaszcze po rozpuszczonych kasztanowych włosach, słyszała jak szepce jej coś do ucha. Chciała tego od kilku dni. Potrzebowała go jak, nie przymierzając, narkoman używek. Tylko on mógł sprawić, że czuła się w pełni bezpiecznie, tak samo jak tylko on umiał ją skutecznie uspokoić.
- Ćśśś… - szepnął jej jeszcze raz do ucha nadal mocno ją przytulając. Przytulił policzek do jej włosów i przymknął oczy. Uśmiechnął się do samego siebie. Ula, jego ukochana Ula, jego mała dziewczynka… wybaczyła mu. Życie znowu nabrało sensu gdy tak stał trzymając ją w ramionach. Bał się, że już nigdy nie będzie miał szansy tego zrobić. Że już nigdy jej nie dotknie, nie pocałuje, nawet nie zobaczy. – Ulcia, nie płacz… - szepnął jej do ucha uspokajająco. Wiedział, że potrzebowała takiej chwili. Potrzebowała się wypłakać i przytulić do kogoś, kto sprawi, że poczuje się bezpiecznie i spokojnie. Dziewczyna uspokajała się powoli. Czuła ukojenie. Jeszcze przed chwilą cierpiała, bolało ją, ukrywała żal. Teraz, po wyrzuceniu z siebie tych emocji poczuła, że pierwszy raz od wielu dni czuje się naprawdę spokojna. Poczuła, że Marek delikatnie chce ją od siebie odsunąć i instynktownie przylgnęła do niego mocniej. Nie chciała opuszczać jego bezpiecznych objęć i tracić tego, dopiero co odzyskanego, spokoju. Nie protestował. Nie mógł i nie potrafił. Chciał co prawda spojrzeć jej w oczy, w te piękne lazurowe diamenty, zetrzeć jej ślady łez z policzków i zasmakować jej ust, jednak przytulił ją ponownie. Pogłaskał ją delikatnie po włosach. – Uleńka… skarbie…
Te czule wypowiedziane szeptem przez niego słowa sprawiły, że uwierzyła, iż nigdy więcej jej nie skrzywdzi. Odsunęła się od niego delikatnie, jednak nie nastąpiła fala bólu. Mała nadzieję, że już nigdy nie wróci. Zresztą czuła i widziała w oczach Marka, że on na to nie pozwoli. Nie pozwoli żeby jeszcze kiedyś cierpiała. Otarł jej ślady łez policzków. Po chwili poczuła jego usta na swoich. Czekała na to. Całował ją delikatnie i powoli, jakby nie chcąc jej wystraszyć a przy okazji pokazać, jak bardzo ją kocha. Odwzajemniała jego pocałunek z radością. Tylko przy Marku czuła coś takiego. Taką mieszaninę wszystkich pozytywnych uczuć. Jednym słowem, uniesienie. Cały świat zawirował i przestał istnieć, była tylko ona, on i ich wargi splecione w pocałunku. Gdy odsunął się od niej lekko jeszcze przez chwilę dochodziła do siebie i powoli otwierała oczy. Marek wpatrywał się w nią z nieukrywanym szczęściem, miłością i zachwytem. To ostatnie wydało jej się niemal nieprawdopodobne. Już i tak wystarczająco wiele razy zastanawiała się czemu Marka cokolwiek z nią łączy. Nie była ani trochę podobna do kobiet, z którymi dotychczas się spotykał, ale wybrał właśnie nią. Skromną, nieatrakcyjną Ulę z podwarszawskiego Rysiowa. Odwzajemniła niepewnie jego uśmiech żeby po chwili także i na jej twarzy dało się zobaczyć odmalowane szczęście i przepiękny uśmiech. Pogłaskał ją po policzku z czułością. Wtuliła się w jego dłoń i przymknęła oczy. Oboje, mimo, że nie byli razem tylko kilka dni po rozstaniu, byli spragnieni swojego dotyku, głosu, obecności, zapachu. Każdy, nawet najdelikatniejszy gest wywoływał lawinę uczuć, miłych uczuć. Bezpieczeństwo, szczęście, radość, miłość, ukojenie, czułość… i wiele innych, niekoniecznie łatwych do nazwania. Stali w niewielkiej odległości patrząc na siebie i wykonując czułe gesty zupełnie jakby chcieli sprawdzić czy to nie jest tylko piękny sen.
- Kocham cię – wyszeptał Marek tym razem patrząc jej głęboko w oczy. Widziała w nich nieskończone pokłady miłości, czułości, delikatności… i szczerości. Wierzyła, że już nigdy więcej jej nie okłamie.
- Kocham cię – powtórzyła po nim. Czekał na te słowa przez cały czas. Wiedział, że w końcu padną, ale chciał je usłyszeć. Jego serce zabiło mocniej a w oczach zamigotały mu radosne iskierki. Ponownie zatracili się w pocałunku wyrażającym całą ich miłość i tęsknotę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz