„Zakład”
Rozdział II
- Ale to by mogło być całkiem ciekawe. Rzeczywiście nie wygląda na taką pierwszą lepszą. Odmówiła ci spotkania, tak?
- Prędzej czy później pewnie by mi się udało – stwierdził pewnie.
- A założysz się? Ja coś czuję, że nie będzie tak łatwo.
Marek spojrzał na Sebę i zastanowił się przez chwilę. Taka odmiana może wcale nie byłaby zła. Łatwiej było oczywiście iść do klubu i zaciągnąć jakąś panienkę do łóżka (chociaż, jak się okazało, nie zawsze). Ale przecież to ma być tylko zabawa.
- A założę się.
…I faktycznie się założyli. Nie ważne było teraz o co, bo nie podali konkretnej rzeczy. O honor, prawdę, czy jak to jeszcze nazwać. W każdym razie teraz musiał się postarać żeby owy zakład wygrać. Minął już mu zły humor po poprzedniej nieudanej nocy. Stwierdził nawet, że był to nieco zabawny incydent szczególnie gdy zaczęła śpiewać w taksówce różne piosenki. W tamtym momencie go to irytowało, teraz uśmiechnął się pod nosem. Oparł się o swoje biurko i zaczął zastanawiać się jak zbliżyć się do Uli. W pierwszej kolejności na pewno musieli przejść na „ty”. A co potem… to się dopiero okaże.
Nie zastanawiał się nad tym, że tym zakładem zrani Ulę. Rozkocha ją w sobie tylko po to żeby iść z nią do łóżka a potem przyjść do Sebastiana i przywitać go triumfalnym „wygrałem!”. Nie myślał o tym, że odbije się to na jej uczuciach, że będzie cierpiała, że pewnie nawet go znienawidzi. Nigdy nie przejmował się takimi, dla niego mało istotnymi, sprawami. Nie zastanawiał się czy jakaś dziewczyna, z którą się przespał nie wypłakuje sobie teraz przez niego oczu. Nie obchodziło go to, że przy wręczaniu wymówienia kolejnej, na zabój zakochanej w nim sekretarce widzi łzy w jej oczach. Kompletnie nie interesowało go, że jakaś dziewczyna siedzi i wspomina go płacząc. To nie było ważne. Ważne było to żeby znowu móc powitać Sebastiana zwycięskim „udało się!”. Tylko to się liczyło. Tamte dziewczyny były jak… jak samochody. Gdy jeden mu się nudził, bez problemu mógł mieć następny. Traktował dziewczyny, tak jak i Seba, przedmiotowo. Jedna, ewentualnie dwie, w porywach trzy noce i automatycznie przestawało interesować go co się z nimi dzieje. Ta wczorajsza nagła chęć do dobrych uczynków była tylko jednorazowym incydentem. Normalnie przecież w życiu by jej nie odwoził, a zwyczajnie wsadziłby ją do taksówki, zapłaciłby z góry i wrócił do klubu żeby kontynuować imprezę.
Ula siedziała w swoim gabinecie pogrążona w papierach. Powoli zbliżała się godzina lunchu jednak nie przywiązywała do tego większej wagi. I tak nie była z nikim umówiona. Mogła co prawda dołączyć do Ali, Eli i Izy, jej nowych koleżanek, ale miała jeszcze trochę do zrobienia. Od pracy oderwało ją w końcu pukanie do drzwi.
- Proszę! – zawołała podnosząc wzrok znad papierów. Zobaczyła wchodzącego do jej gabinetu młodego Dobrzańskiego. Rozmawiała z nim dopiero dwa razy, ale zdążyła go obdarzyć pewną sympatią. Był miły, zabawny, miał poczucie humoru, szarmancki i nader przystojny. Chociaż to ostatnie nie miało aż takiego wielkiego znaczenia, bo dla Uli zawsze najbardziej liczył się tylko charakter. – Dzień dobry – rzuciła przypominając sobie, że jeszcze się z nim nie przywitała.
- Dzień dobry – odparł. Postanowił od razu przejść do rzeczy. Nie był zwolennikiem romansów, w których musiał się szczególnie starać żeby dostać to co chce. Wolał żeby wszystko było proste, ale skoro już się założył z Sebą, że ją uwiedzie, to się poświęci. Nawet jeśli potrwa to dosyć długo bo Cieplak nie wyglądała na taką pierwszą lepszą, co zdążyli już zauważyć. – Zbliża się pora lunchu, a pani nadal w ferworze pracy? – Uśmiechnął się.
- Tak wyszło – stwierdziła odwzajemniając uśmiech mężczyzny.
- Skoro tak wyszło, to może pójdziemy na lunch razem?
Ula spojrzała na Dobrzańskiego. Wydawał się jej sympatyczny. Był też na pewno przystojny. Nigdy nie pomyślałaby jednak, że może spojrzeć na niego jak na potencjalnego partnera – miał narzeczoną. Poza tym Marek znany był w firmie z licznych romansów. Ona mimo, że nie pracowała w FD zbyt długo o kilku z nich już miała okazję usłyszeć. Tak więc wiedziała, że musi być ostrożna, skoro Marek zaprasza ją na kawę a teraz jeszcze na lunch. Ale z drugiej strony przecież pójście z nim nie było grzechem. Ale wiedziała, że nigdy nie będzie ich łączyło nic poza pracą.
- No dobrze – zgodziła się, z ulgą odrywając od dokumentów. Wyszła wraz z Markiem ze swojego gabinetu i ruszyli wspólnie w kierunku windy. Marek z półuśmiechem szedł obok Uli. Może jednak nie będzie aż tak trudno wygrać ten zakład jak mu się wydawało? Może nie będzie aż tak długo musiał biegać za Ulą zanim ją uwiedzie. Może będzie całkiem znośnie. Weszli wspólnie do windy. Marek postanowił posunąć chociaż minimalnie ich relacje. W końcu nadal mówili sobie per pan. W firmie raczej panowały zasady, że mówią do siebie po imieniu chyba, że chodziło o rodziców Marka.
- Może przejdźmy na ty – zaproponował. Uśmiechnęła się lekko co wziął za zgodę. – Marek.
- Ula. – Odwzajemniła uścisk dłoni. W tym samym momencie drzwi wind rozsunęły się więc wyszli na zewnątrz. Ruszyli zgodnie do restauracji znajdującej się pod Febo&Dobrzański. Marek w duchu cieszył się, że Ula nie należy do najgłupszych, a wręcz przeciwnie, jest całkiem inteligentna. Gdyby miał przez następną godzinę wysłuchiwać ochów i achów jakiejś modelki na temat najnowszej kolekcji butów i jeszcze przytakiwać i udawać niezmierne zaufanie, chyba by odpuścił, nawet ceną przegrania zakładu. Z Ulą na szczęście mógł porozmawiać również na inne tematy. Nie znał jej dobrze, a nawet prawie wcale jej nie znał, ale wiedział to. Usiedli do stolika. Zamówili kawę i jakieś potrawy po czym Marek postanowił nawiązać rozmowę. Na początku pewnie będzie musiał właśnie tak się zachowywać. Jakby miał nadzieję tylko na zwyczajne koleżeństwo, może na przyjaźń. A jak już będzie mógł pozwolić sobie na więcej co, miał nadzieję, nastąpi już niedługo, to zacznie się zabawa. Uśmiechnął się pod nosem.
- Więc… jak ci się u nas pracuje? – zapytał. Było to jedyne pytanie, które przychodziło mu w tym momencie do głowy, a szukał czegoś neutralnego, przynajmniej na początek.
- Bardzo dobrze – odparła zdawkowo. – Od dłuższego czasu szukałam już pracy i zdziwiłam się, że tu poszło tak łatwo.
- Z takim wykształceniem szukałaś długo pracy? – zdziwił się. Co prawda nie miał zbyt dużego pojęcia o jej wykształceniu, tylko ojciec wspominał coś raz czy dwa, że skończyła kilka kierunków studiów, domyślił się więc, że miała duże kwalifikacje.
- No tak wyszło – odparła uśmiechając się lekko. – Miałam tylko staż w banku jakiś czas temu.
Przez cały lunch rozmawiali głównie na tematy właśnie pracy, ale Markowi jakoś szczególnie to nie przeszkadzało. Był przygotowany, że dłużej może potrwać zanim cokolwiek ciekawego zacznie się dziać. Musiał być cierpliwy jeśli chciał wygrać zakład i zarazem dostać nagrodę. Wrócili do firmy i rozstali się przy jej gabinecie, pod który nie omieszkał ją odprowadzić. Pożegnali się krótkim „cześć” i Marek ruszył do gabinetu Sebastiana. Powinien co prawda popracować żeby ojciec nie miał znów do niego pretensji, ale kto by się tym przejmował. Wszedł bez pukania do Olszańskiego i usiadł na krześle przed jego biurkiem.
- Mówiłem, że nie będzie tak trudno – stwierdził uśmiechając się nonszalancko. – Właśnie wracam z lunchu.
- No widzę, że masz zamiar wygrać zakład. Zobaczymy ile ci to zajmie.
- Spokojnie Seba, wszystko jest na dobrej drodze, tak? Może tydzień, a może miesiąc, ale prędzej czy później wygram. A ty? Jakieś plany na najbliższe dni?
- Skoro wkręcasz się w biurowy romans to chwilowo pewnie kluby akurat pójdą w odstawkę, więc postanowiłem też zrobić sobie przerwę – stwierdził, jednak Marek zauważył dziwny wyraz twarzy przyjaciela.
- Ale masz jakieś inne plany, nie?
- No pewnie – potwierdził uśmiechając się lekko. – Widziałeś nową modelkę Pshemko?
- Widziałem, widziałem. – Uśmiechnął się. – To oboje mamy zajęcie na najbliższe dni. Chociaż sądziłem raczej, że ty prędzej wystartujesz do Violi – stwierdził przypominając sobie spojrzenie Sebastiana gdy pierwszy raz zobaczył Kubasińską.
- Myślałem nad tym. Ładna jest, ale nie wiem ile wytrzymałbym w jej towarzystwie. Po jednym lunchu miałem już dość.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Violetta rzeczywiście potrafiła być irytująca ze swoim gadulstwem, złotymi myślami i nazbyt spontanicznym sposobem bycia. Nie dziwił się więc Sebastianowi, że nie mógł z nią wytrzymać.
- No, nie da się ukryć, potrafi być wkurzająca – potwierdził. – Ale chociaż jest wesoło.
Marek z ulgą zamknął laptopa. Postanowił popracować chociaż przez chwilę, żeby zachować pozory, że w ogóle coś robi. Poza tym musiał mieć jakąś wymówkę – Paula przyjechała do firmy i koniecznie chciała wyciągnąć go na jakieś spotkanie z konsultantką ślubną. Ten cały ślub wydawał mu się coraz bardziej poronionym pomysłem, ale nic w związku z tym nie robił. Przecież to nic nie zmieni, no może poza obrączką na jego palcu i kilkoma dodatkowymi zobowiązaniami. Nadal będą się kłócić a on pewnie nadal będzie jeździł do klubu, tak samo jak teraz, więc nie bardzo przejmował się małżeństwem z Pauliną. Spojrzał na zegar wskazujący siedemnastą i postanowił zrobić kolejną rzecz, która przybliżmy go do wygrania zakładu z Sebastianem i oczekiwanej nagrody. Wyszedł z gabinetu i szybkim krokiem skierował się w stronę gabinetu specjalistki do spraw PR. Zapukał do gabinetu i po chwili otrzymał zaproszenie. Ula pakowała się już z zamiarem wyjścia z pracy i zdziwiła się gdy zobaczyła młodego Dobrzańskiego. Sądziła, że wyszedł z firmy już jakiś czas temu.
- Wychodzisz już? – zapytał.
- Tak, a czemu pytasz?
- Zastanawiałem się czy może cię nie podwieźć?
Ula powstrzymała się od podejrzliwego spojrzenia. Była ładna i mężczyźni się nią interesowali i pewnie pomyślałaby, że podoba się Markowi, jednak nawet jeżeli tak było to on przecież miał narzeczoną, a poza tym znany był z wielu romansów. Wątpiła więc w szczere intencje tego, że widzi go już czwarty raz w swoim gabinecie w ciągu zaledwie dwóch dni.
- Nie dzięki, nie musisz. Pójdę na autobus – stwierdziła kierując się do wyjścia z gabinetu. Przepuścił ją w progu i ruszył za nią.
- Po co masz jeździć autobusem, skoro mogę cię podrzucić? Ula, to nie jest żaden problem dla mnie.
Spojrzała na niego. Nie wyglądał na takiego co miałby odpuścić. A jej autobus miał być dopiero za piętnaście minut.
- No dobrze – zgodziła się w końcu. Wyszli z firmy i ruszyli w kierunku Lexusa Marka. Otworzył jej drzwi wpuszczając ją do środka po czym sam usiadł na miejscu kierowcy.
- To gdzie jedziemy?
- Do Rysiowa, wiesz gdzie to?
Zastanowił się chwilę. – Tak mniej więcej, jak pojadę gdzieś nie tak to mnie najwyżej cofniesz, okej?
- No okej.
Uśmiechnął się lekko i odpalił silnik. Ruszyli w drogę. Marek miał nadzieję, że jeśli będzie się wokół niej kręcił jak najwięcej, co jakiś czas będzie badał na ile może sobie pozwolić, to może sprawy potoczą się trochę szybciej niż się zapowiadało. Po jakimś czasie dojechali do Rysiowa. Zajęło to co prawda nieco więcej czasu niż gdyby jechała autobusem, bo Marek skręcił nie w tą ulicę co trzeba zanim zdążyła zareagować, i musieli jechać naokoło. Ale nie przeszkadzało jej to bo atmosfera w aucie była nad wyraz przyjacielska.
- To teraz gdzie? – zapytał gdy wjechał do wsi.
- Mogę tu już wysiąść – stwierdziła, ale Marek zaraz zaprotestował.
- Ula, daj spokój. Nie po to odpuściłaś sobie autobus żeby i tak iść z przystanku. Gdzie mam skręcić?
Uśmiechnęła się lekko. – W prawo, potem prosto i powiem ci jak dojedziemy.
Kiwnął głową i podążył za jej instrukcjami. Musiał przyznać, że pierwszy raz miał styczność z dziewczyną, która była taka jak Ula – mądra, miła, inteligentna i wszechstronna. Może kilka razy, ale zazwyczaj nie miał zamiaru ich uwodzić. Tym razem ten romans zapowiadał się całkiem sympatyczny skoro będzie mógł porozmawiać z nią o czymś innym niż tylko o niej.
- To tutaj – powiedziała wyrywając go z zamyślenia na jej temat. Podjechał pod bramę i zjechał na pobocze zatrzymując auto. – Dzięki za podwiezienie. – Uśmiechnęła się do niego.
- Nie ma sprawy. Ktoś już chyba na ciebie czeka – zaśmiał się widząc małą dziewczynkę wpatrującą się z uśmiechem w samochód, najwyraźniej zauważając w nim Ulę.
- Beatka, moja młodsza siostra – wyjaśniła uśmiechając się lekko. – Pójdę już. Do zobaczenia jutro w firmie.
- Do zobaczenia – odparł odwzajemniając uśmiech. Obserwował chwilę jak dziewczyna zamyka drzwi od samochodu, wchodzi do ogródka przed swoim domem i wita się spontanicznie z Beatką. Odprowadził ją jeszcze wzrokiem zanim nie zniknęła za drzwiami domu i odjechał. Gdy wjeżdżał z powrotem do Warszawy spojrzał na zegar. Było już dobrze po osiemnastej i Marek zastanawiał się co tym razem wymyśli Paulina żeby uprzykrzyć mu życie.
Ula weszła do mieszkania z uwieszoną na jej szyi siostrą. Zdjęła buty i weszła do kuchni gdzie postawiła Beti na podłogę. Przywitała się krótkim „cześć” z Jaśkiem i tatą po czym usiadła na krześle przy stole. Beatka po chwili władowała się jej na kolana i zaczęła zasypywać pytaniami.
- Ulcia?
- Tak skarbie? – zapytała głaszcząc małą po główce.
- A kto cię podwiózł do domu? – zapytała z ciekawością.
Ula uśmiechnęła się pod nosem. Domyślała się, że nie obejdzie się bez tego typu pytań, ale przecież nic nie miała do ukrycia. – Mój kolega z pracy – wyjaśniła.
- Kolega? – Jasiek spojrzał na starszą siostrę wymownie co przypłacił oberwaniem z leżącej nieopodal ścierki. Zaśmiał się. – Czy ja coś mówię?
Ula pokręciła głową z westchnięciem.
- Dzieci nie kłóćcie się – powiedział Józef zażegnując spór. – Ulcia, zjesz kawałek sernika? Pani Dąbrowska dzisiaj przyniosła.
- Tak tato, wezmę sobie kawałek i pójdę do siebie. Muszę przejrzeć jeszcze trochę dokumentów.
Wzięła kawałek ciasta na talerzyk i zaszyła się w swoim pokoiku. Włączyła lampkę nocną tworząc w pokoju półmrok. Usiadła na swoim tapczaniku i podkuliła kolana. Obok siebie postawiła talerzyk z wypiekiem, a na kolanach położyła sobie teczkę z dokumentami, które po chwili zaczęła przeglądać. Zupełnie zatraciła się w tej czynności i nawet nie zauważyła jak nadeszła północ o czym nie omieszkał poinformować jej tata. Wszedł do jej pokoju wyrywając ją z zamyślenia.
- Ula, a ty jeszcze pracujesz? Już dwudziesta czwarta.
- Zaraz się położę tato, musiałam zrobić trochę rzeczy, ale już skończyłam.
- Dobrze. Córcia, jutro z tobą zabiorę się na przystanek, Jasiek odprowadzi Beatkę do przedszkola. Jutro mam te badania.
- Tak, wiem tato. W takim razie zrobię śniadanie i cię obudzę, a dzieciakom zostawię, zjedzą jak wstaną. Dobranoc tatusiu.
- Dobranoc córcia i nie siedź za długo.
- Dobrze tato, już idę spać.
Pocałowała ojca w policzek i zaszyła się w łazience.
Marek dojechał do domu przed dwudziestą i z duszą na ramieniu wszedł do środka. Spodziewał się porządnego opieprzu za powrót do domu późniejszy niż obiecywał. Miał w końcu do osiemnastej być już w domu. Jednak gdy obiecywał to Paulinie nie wiedział jeszcze, że będzie odwoził Ulę do domu. Zdjął marynarkę i ruszył do sypialni, jednak nie zastał tam Pauliny. Zmarszczył brwi. Wszedł do łazienki, jednak tam także jej nie było. Nie zastał jej także w kuchni, gdzie bywała raczej rzadko, ani nie znalazł jej nawet w ogrodzie przed domem.
- Paula? Jesteś w domu?! – zapytał, jednak nie spodziewał się odpowiedzi. I rzeczywiście usłyszał tylko głuchą ciszę. Nie tęsknił co prawda za narzeczoną, jednak zastanawiał się gdzie może być. Raczej czekała na niego w domu gdy nie wracał. Wybrał jej numer ale nie odebrała. Wzruszył ramionami i usiadł na łóżku. Postanowił później zadzwonić do Aleksa, jeżeli długo nie będzie wracać, jednak nie było jeszcze aż tak późno. Wpatrywał się w wyłączony telewizor w zamyśleniu i nawet nie zauważył jak zasnął. Po jakimś czasie obudziło go zamykanie drzwi. Przetarł oczy i otworzył je. Do salonu weszła Paulina. Mimowolnie przeniósł wzrok na zegar. Przespał jakieś cztery godziny, bo gdy przyjechał była dwudziesta. Jednak bardziej zaskoczył go późny powrót Pauliny.
- Gdzie byłaś?
- U Aleksa – odparła. Pokiwał głową. Nie drążył. Była to całkiem prawdopodobna opcja, poza tym nie chciało mu się z nią dyskutować. Paulina weszła do łazienki i po jakimś czasie wyszła z niej. Przykryła się kołdrą i zgasiła lampkę nocną po swojej stronie. Marka nieco zaskoczyło jej zachowanie. O nic nie pytała, od razu położyła się spać i nie miała nawet zamiaru kłócić się z nim o jakieś wymyślone i nie wymyślone przez nią kochanki. Wzruszył ramionami i idąc w ślady Pauliny uszykował się do spania i po chwili odpłynął w objęciach Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz